07.01.2021, 19:33 | #1 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,668
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 5 godz 18 min 56 s
|
Stany - subiektywny przewodnik
Wstęp
Coraz więcej nas jeździ do Stanów, ami niedługo minie 30 lat od pierwszej tam wizyty, postanowiłem więc napisać coś pro publico bono. Taki hm, półprzewodnik. Będzie to utrzymane w dość poważnej, nietypowej dla mnie formie. Nie zamierzam tego sprzedawać ani publikować w papierowej formie. Może powstanie z tego co najwyżej jakiś pdf, może ktoś to na jakiś język sobie przetłumaczy. Jeśli macie ochotę dyskutować w tym wątku to bardzo proszę - ja zaś będę sobie systematycznie powiększał pierwszy post w tym wątku. Czasem coś dopiszę jak mi przypomnicie, że to ważne. Lub jeśli poprosicie o rozwinięcie jakiegoś kawałka. Azja to naturalny kierunek dla europejskich motocyklistów. Zarówno tych trzymających się kurczowo asfaltu jak i tych, którzy na siłę go próbują uniknąć. Azja jest wielka i nikt nie ma prawa powiedzieć, że ją zna. Nie znam jej również ja, ale przez te 28 lat podróży co nieco poznałem. Zwłaszcza z Azji Środkowej i to o niej będzie tu najwięcej. Azja jest wielka a Europa mała, oglądamy w tv najczęściej globus w lekko oszukańczym odwzorowaniu Merkatora. dlatego europejscy jeźdźcy mają tendencję do niedoszacowania terenu przez który mają przejechać. Ale znajmy miarę z Warszawy do Lizbony jest 3300 km, do Władywostoku trzy razy więcej. Sam Kazachstan ma powierzchnię 8 razy większą od Polski, a Uzbekistan wielkością dorównuje Hiszpanii. Nie tylko skala map jest inna. Inna jest również skala gór z którymi będziecie się musieli zmierzyć podczas podróży przez "Stany", inne znaczenia w Azji mają słowa droga, granica, procedura. Kirgistan nie jest może bardzo duży (ok 3/4 Polski), ale jest bardzo górzysty i gdyby go wyprasować to byłby znacznie większy. Często wybierający się do Azji proszą mnie bym spojrzał na ich plan. Bywa, że planują przejazd z Duszanbe do Osz w jeden dzień - nie dość, że to daleko to w dodatku przejściem, które czynne jest tylko dla lokalesów. Warto więc do wyjazdu się nieco przygotować. Mam nadzieję, że to opracowanie nieco Wam w tym pomoże. Kiedy jechać? Po Stanach motocyklem najlepiej jest podróżować od początku maja do końca września. W tym czasie pogoda Was nie powinna niemile zaskoczyć, klimat w regionie jest kontynentalny i suchy. Pamiętajcie jednak, że omawiamy tu region nieco większy od Europy i tak jak trudno jest coś rozsądnego powiedzieć o wspólnych cechach majowej pogody w Helsinkach i Barcelonie tak i pogoda w Duszanbe i Semipałatyńsku będzie różna. W każdym razie, w tym okresie poza wysokimi górami, śniegu nie powinno już być na drodze. Ale część przełęczy na szutrowych drogach może być pod śniegiem nawet do połowy lipca... Dlatego jeśli planujecie prawdziwą wyrypę na wysokościach to najlepszy będzie sierpień. Trasy, które będę opisywał osiągają wysokość 4655 metrów npm. Niezależnie od tego, że jest lipiec możecie spodziewać się śniegu zarówno w Pamirze jak i Tien Szaniu. Świeży opad nie przekracza zwykle 5 cm i zazwyczaj topnieje w ciągu kilku godzin. Należy pamiętać, że podróżując przez Stany należy się spodziewać ekstremalnych różnic temperatur: Z tadżyckiego Karakol do kirgiskiego Osz jest ok 300 km i tę trasę można przejechać w ciągu 5-6 godzin. Amplituda 40 stopni Celsjusza między tymi miejscowościami nie powinna jednak nikogo zdziwić - wszak dzieli również ponad 3000 metrów różnicy wysokości. Jaki motocykl? Większość tras, które opiszę można pokonać każdym motocyklem. Ale bardziej sensowne jest pojawienie się na nich turystycznym enduro niż wypolerowanym HD. To chyba dla wszystkich oczywiste... Planując podróż do Stanów należy wziąć pod uwagę niebagatelny dystans jaki mamy do pokonania. Często oznacza to konieczność zmiany opon, a prawie zawsze serwisu olejowego. Nie bez znaczenia będą więc interwały serwisowe. Długie proste prowadzące przez Rosję czy Kazachstan będa męczące dla motocykli jednocylindrowych. Europejska część Rosji jest dość zatłoczona i nie należy planować zbyt dużej ilości kilometrów. Po azjatyckiej stronie 1000 kilometrowy dzienny odcinek jest dość łatwy do osiągnięcia, podobnie rzecz się ma w Kazachstanie. Bardzo często jestem pytany przez motocyklistów wybierających się do Azji centralnej o paliwo, odległości między stacjami, o zachowanie motocykla na dużej wysokości. Z każdym rokiem jakość benzyny jest lepsza, ale jeśli macie zamiar przejechać Pamir to katalizator zostawcie lepiej w domu. Powyżej 3000 metrów każdy motocykl ma zauważalny spadek mocy. Dobrze wyregulowany silnik powinien jednak bez żadnych kłopotów dać sobie radę na wysokości 4500 metrów. Odległości między stacjami benzynowymi bywają znaczne, jeszcze przed dekada sięgały nawet 800 km, ale niemal w każdej wsi udawało się kupić paliwo. Teraz wystarczy zasięg 300 kilometrów. Nie jest komfortowy, ale wystarczający. W górach wysokich lepiej sprawdzają się motocykle zasilane wtryskiem, są one jednak z reguły bardziej nowoczesne i naszpikowane elektroniką. A co w związku z tym idzie większa jest w nich szansa wystąpienia jakiejś usterki, albo raczej, że usunięcie usterki będzie trudniejsze niż w przypadku awarii motocykla bardziej "analogowego". Jaki bagaż? Z namiotem czy bez? Macie pewnie swoje przemyślenia. Ja mam takie, że nie ważne czy to będą kufry czy sakwy - ważne żeby to mało ważyło. Osobiście ostatni raz na wyprawie z kuframi byłem w 2006 roku. Mam chyba 4 komplety kufrów, ale wolę sakwy. Jakoś zawsze się pchałem gdzie prędzej czy później fiknąłem kozła i słabo te kufry się przy dzwonkach zachowują. Jeśli chodzi o spanie - można bez namiotu, da się - baza turystyczna właściwie wszędzie jest wystarczająca, nawet daleko od głównych dróg spotkasz jurty, w których da się przespać. Największy kłopot to awaria - wtedy właściwie skazany jesteś na innych. Tak czy owak śpiwór jest moim zdaniem niezbędny, bo te spania na które traficie pozostawiają czasem sporo do życzenia i nie liczcie, że będziecie zawsze pierwszymi, którzy spali w tej pościeli. Folia NRC to wyposażenie każdej wyjazdowej apteczki więc można się w to zawinąć i przeczekać noc przy drodze. Zdrowie, zwierzęta, AMS... Wyjazd do Azji Centralnej nie wymagał w przeszłości żadnych szczepień. Niektórzy się szczepią - ja uważam to za nadgorliwość. Być może jednak wkrótce wszędzie będą wymagane te covidowe. Z powodu odmiennej flory bakteryjnej warto zachować umiar we wprowadzaniu nowości do naszego menu. Widziałem już dziesiątki obesranych spodni motocyklowych. Przestrzegam zwłaszcza przed produktami mlecznymi. Kumys, kurut - to dla Europejczyka potencjalny kłopot. Myjcie owoce i kupujcie produkty, których obróbka odbywała się w wysokich temperaturach. Najlepiej w głębokim oleju. Ze strony dużych dzikich zwierząt raczej nam nic w tym terenie nie grozi. Warto jednak pamiętać, że węże, skorpiony a nawet jadowite pająki nie są czymś niezwykłym. A bywa, że do lekarza trzeba jechać cały dzień. Spałem już w Kirgistanie z wężami pod podłogą namiotu, zabiłem przez te lata kilka skorpionów i na szczęście nie dojrzałem nigdy najgroźniejszego pająka Karakurt. Mały, ale potrafi zabić wielbłąda. W Stanach są wilki i niedźwiedzie, ale to domowe zwierzęta są dla Was najgroźniejsze. To one łażą po drodze, albo w ostatniej chwili na nią wyskakują. Tak czy owak - namiot ma być zamknięty, śpiwór rozwijamy tuż przed spaniem, a buty wytrzepujemy rano przed założeniem. To abecadło. Największym jednak problemem z którym niemal każdy z Was się spotka jest choroba wysokościowa (AMS). Jej objawy są zauważalne już powyżej 3000 metrów, a niektórzy skarżą się na nią nawet na wysokości 500 metrów niższej. Aby zminimalizować problemy należy z głową planować trasę, pilnując by noclegi wypadały na rozsądnych wysokościach. Przed wjazdem na Pamir dobrze jest spędzić 2-3 noce na wysokościach powyżej 3000 metrów, by dać czas organizmowi na przyzwyczajenie się. Przestrzegam przed używaniem środków (Diamox, Diuramid), które nie tyle przeciwdziałają AMS co osłabiają jej objawy. Jeśli masz takie objawy jak suchy kaszel, osłabienie, zaburzenia świadomości, ból głowy, nudności i bezsenność to masz problem z wysokością i rozsądniej jest jak najszybciej zjechać poniżej 3000 metrów. W Pamirze nie jest to łatwe i może oznaczać kilkaset kilometrów jazdy. Objawy są lżejsze jeśli dużo pijemy. I trzeba pić naprawdę dużo płynów, pamiętając przy tym, że kawa, herbata a nawet alkohol do tego bilansu płynów się nie wliczają. Miejscowi lekarze są fachowcami od wszystkiego, ale marny sprzęt diagnostyczny ogranicza ich możliwości. Szpitale centralnej Azji, nawet te zlokalizowane w dużych miastach będa bardzo poważnym doświadczeniem dla psychiki człowieka z Europy. Pozostałością z czasów radzieckich jest to, że w każdej osadzie znajdziecie medpunkt. Nie zawsze pomogą, ale przynajmniej czasem uspokoją. Waluta i bankomaty Z każdym rokiem przybywa bankomatów, ale należy się pogodzić z tym, że poza większymi miastami raczej ich nie spotkamy, w dodatku nie każdy ze znalezionych będzie chciał współpracować z nasza kartą kredytową. Łatwiej znajdziecie bankomat, który przyjmie wizę niż Mastercard. W podróż do Stanów należy brać USD, Euro pozostaje walutą egzotyczną i wielu miejscach centralnej Azji całkowicie jeszcze nieznaną. Dolary należy brać w nominałach nie niższych niż 20 USD i wydanych po roku 2000. W przeciwnym wypadku należ spodziewać się, że transakcja odbędzie się po niekorzystnym dla nas kursie. Banknoty muszą być "świeże", nie mogą mieć żadnych uszkodzeń ani dodatkowych plam czy napisów. Ubezpieczenia OC i zdrowotne W większości z opisywanych krajów nie ma ubezpieczenia OC na Wasze pojazdy (wyjątkiem jest Kazachstan i Uzbekistan). Warto jednak pamiętać, że w razie jakiegoś zderzenia z naszej winy ponosimy odpowiedzialność za straty w drugim pojeździe. A zasady ruchu w azjatyckich miastach dla przybysza z Zachodu mogą nie być oczywiste. W Kirgistanie podobno od tego roku ma być obowiązkowe ubezpieczenie, ale to na razie tylko podobno... Oczywiście przed wyjazdem radzimy się ubezpieczyć od kosztów leczenia (nisko) i na wypadek ewakuacji (jak najwyżej). Wizy, rejestracje, permity, dokumenty... Podróżując po większości krajów Azji Centralnej przybysz z Unii Europejskiej nie będzie potrzebował wiz (Kazachstan, Kirgistan). Na szczęście coraz łatwiej o nie w Tadżykistanie i Uzbekistanie (e-visa). Nie potrzeba już specjalnych zaproszeń etc. Wciąż jednak trudno otrzymać pobytowe wizy Turkmenistanu. Jeśli macie więc ochotę zobaczyć płonącą dziurę w ziemi i jedną z ostatnich satrapii na świecie to warto rozważyć wzięcie wizy tranzytowej, której zdobycie jest dużo łatwiejsze. Większość krajów zniosła już obowiązek rejestracji podróżujących cudzoziemców w OVIR. Pamir ma autonomiczny status w Tadżykistanie. Wjazd wymaga specjalnego permitu uprawniającego do podróżowania po Górno Badachszańskim Okręgu Autonomicznym (GBAO). Występując o wizę powinniście w formularzu na stronie https://www.evisa.tj/index.evisa.html kliknąć, że zamierzacie odwiedzić Pamir. Wówczas na dokumencie, który otrzymacie pojawi czerwona pieczątka uprawniająca do poruszania się po GBAO. Wizę, również tę elektroniczną, powinniście mieć wydrukowaną. By podróżować przez Stany nie musicie mieć CdP, wystarczy dowód rejestracyjny, paszport z wizami i międzynarodowe prawo jazdy. Nikt nigdy mi go nie sprawdził, ale teoretycznie musicie go mieć. Jeśli jedziecie nie swoim pojazdem (firmy lub kolegi, także leasingowym) to powinniście mieć notarialnie poświadczoną zgodę właściciela, w dodatku przetłumaczoną na język rosyjski. Wjeżdżając do Kirgistanu musicie uiścić podatek ekologiczny w wysokości 500 somów (ok. 7 dolarów) Wjeżdżając do Tadżykistanu będziecie musieli zapłacić inny "podatek" - ok 10 USD za motocykl. Nie dajcie sobie wmówić, że kosztuje to więcej, wszelkie inne opłaty, które kolejne graniczne "instytucje" będą chciały pobrać nie mają umocowań prawnych. Pozostałe kraje bez dodatkowych kosztów. Widziałem już wielu gości co zgubiło swoje portfele, ale rzadko spotykam kogoś kto zgubił telefon. Dlatego wszystkie dokumenty, wizy, dowody rej. i upoważnienia skanujemy i trzymamy backup w komórce, najlepiej w katalogu, który się synchronizuje z chmurą (google dysk, dropbox czy jakiś inny cloud). Język Rosyjski to wciąż lingua franca tych stron. Warto sobie przyswoić kilka najbardziej przydatnych słów. Angielski jest coraz bardziej popularny wśród młodych ludzi, zwłaszcza w Tadżykistanie ale poza miastami trudno będzie się w tym języku porozumieć. Niemiecki, francuski, hiszpański? W tych językach możecie sobie porozmawiać co najwyżej ze spotkanymi turystami. Jeśli więc z rosyjskim jesteście na bakier to warto ściągnąć sobie na telefon tłumacza googla z interesującymi Was językami (w wersji offline). Bezpieczeństwo, łapówki, tricki W tych krajach turyści są bezpieczni. Oczywiście zdarzają się wyjątki - w 2018 roku nieszczęście spotkało 4 rowerzystów, których celowo rozjechano w Tadżykistanie. Generalnie jednak jest bezpiecznie, a turyści są wręcz adorowani. Podróżowałem tamtędy w 2010 tuż po zamieszkach etnicznych między Kirgizami a Uzbekami w Osz. Nie było cienia niechęci do cudzoziemców. Opowieści o talibach penetrujących Tadżykistan czy Uzbekistan są raczej usprawiedliwieniem stosowanym przez reżimy centralnej Azji do rozprawy z opozycją. Łapówki są normą, zwyczajem ale jak nie chcesz to naprawdę nie musisz ich płacić. Czasem wystarczy tylko uparcie twierdzić, że się nic nie rozumie czasem sytuację rozładujesz śmiechem - nigdy nie pokazuj, że się spieszysz. Warto zapisać numer służbowy zatrzymującego Cię milicjanta a jeszcze lepiej zrobić mu zdjęcie. Nie wolno dać się terroryzować zatrzymaniem paszportu czy prawa jazdy. Zrób policjantowi zdjęcie smartfonem i powiedz, że dzwonisz do ambasady z prośbą o interwencję. Gwarantuję, że Wasze dokumenty zostaną zwrócone przed nawiązaniem połączenia. To rodzaj gry, zabawy, która policja w Azji Centralnej nagminnie uprawia. Policja kazachska jest lepiej wyposażona i bardziej stanowcza, Kirgizi zazwyczaj są wyłudzaczami drobnych kwot. Uzbeccy policjanci od dwóch lat mają przykazane, by odpuszczać turystom więc jest dość komfortowo. Jeśli jednak popełniliście jakieś wykroczenie należy się targować z policją o wymiar kary. To jest Azja, a nie stara dobra Anglia. Tu się dobija targu. Średni mandat w Kirgistanie nie powinien przekraczać 400-500 somów. To nie mandat, to łapówka. Kwoty wynikające z taryfikatora są oczywiście wyższe. Jestem zatrzymywany kilka, kilkanaście razy w roku. Na palcach jednej ręki policzę razy, kiedy odjeżdżałem z lżejszym portfelem. Planowanie czasu, budżetu etc... W Azji powinno się planować inaczej niż w Europie - zakładając większe marginesy, biorąc pod uwagę konieczność przekraczania granic, zmienne nawierzchnie, różnice wysokości, szybsze męczenie się organizmu, ale i opóźnienie tempa spowodowane dokumentowaniem podróży. To zdjęcia zabiorą Wam mnóstwo czasu - i bardzo zresztą dobrze. Azja Centralna jest tania. Nocleg w jurcie z kolacją i śniadaniem to wydatek ok 15 USD. Oczywiście gdzieniegdzie będzie drożej, a dalej od turystów taniej. Ale powinniście uzyskać taką średnią dzienną jeśli od czasu do czasu podeprzecie się noclegiem w namiocie. Hotele to ok 25/30 USD za pokój. Oczywiście nieco drożej jest w stolicach, ale jeśli jedziecie gdzieś dalej to będziecie na nie skazani załatwiając wizy czy robiąc serwis motocykli. Benzyna jest albo tania, albo bardzo tania. Grubo poniżej 1 USD za litr. Do Azji Centralnej nie jeździ się dla miast, jeździ się dla pięknej przyrody i tego co motocykliści nazywają wolnością. Z miast warte są obejrzenia uzbeckie Buchara, Chiwa i Samarkanda. Reszta tchnie sowieckimi czasami. Wyjątkiem jest Astana, ale to z kolei przechył w zupełnie inną stronę. Tak czy owak nie sądzę bym miał się tu na miastach koncentrować. Telefon, Internet, przydatne aplikacje Jest z tym coraz lepiej i właściwie wszędzie wzdłuż głównych dróg będziecie w zasięgu GSM. Rozsądnie jest kupić lokalną kartę i korzystać z niej w stanach, niestety nie ma kart, które działają wszędzie. Beeline rosyjski i kazachski to dwie różne firmy i raczej nie poradzicie sobie z roamingiem. Moim zdaniem najlepszym rozwiązaniem na wyjazdy jest zabranie telefonu z dwoma slotami na kartę SIM i używanie lokalnej jako dostawcy internetu co umożliwi nam ograniczenie kosztów naszej podstawowej karty przy użyciu whatsuppa. I kupowanie osobnej karty w każdym kraju. Osobiście nigdy nie kupuję karty w Tadżykistanie, bo na Pamirze zasięg jest tylko w miastach, gdzie i tak mam wifi hotelowe czy z knajpy. Nie będę Wam podawał jakiego operatora wybrać, bo to się dość dynamicznie zmienia. Lokalesi mają zazwyczaj dwa telefony różnych operatorów. Jeśli chodzi o nawigację to w zupełności wystarczą Wam mapy OSM na garmina czy do aplikacji maps.me, ja coraz rzadziej używam w tamtych krajach navi, bo już się czuję w nich kartograficznie swobodny. Coraz bardziej dyskutuję z potrzebą posiadania nawigacji motocyklowej. Smartfony sprawdzają się w tym coraz lepiej. Wiem że drgania skracają ich żywot, ale naprawdę nie muszę mieć w tamtych krajach ekranu przed sobą. Nawigacyjnie są one dość proste, wysokie góry powodują, że ilość dróg jest znikoma. Jeśli chodzi o przydatne apki to oprócz google translatora polecam xe do przeliczania walut. Do dokumentowania Waszej trasy fajny jest Relive, niezły jest IOverlander do podpowiadania miejsc do spania, obiecuję zupdatować tę apkę o własne miejsca. Park4night ma dużo mniej do zaoferowania. Mam ze sobą też apkę Swiss knife. Przydaje sie choćby do przeliczeń psi na bary i inne jednostki. Części, naprawy... Motocykle stają się coraz bardziej popularne i w Azji Środkowej będziecie w stanie się zaopatrzyć w podstawowe rzeczy: oleje, filtry, dętki a nawet opony. Brak części powoduje, że mechanicy potrafią naprawdę być kreatywni. Widziałem już pospawany kardan w BMW i różne inne skuteczne druciarstwo. Sam jeździłem już z samochodowym akumulatorem w kufrze i spasowała mi pompa paliwa od diabli wiedzą jakiego auta. Prawda jednak, że części i mechaników znajdziecie głównie w dużych miastach. W Taszkiencie, Duszanbe, Osz, Biszkeku, Ałmaty. W Ałmaty jest nawet autoryzowany dealer BMW i KTM. Wsparcia możecie szukać u lokalnych bajkerów, znajdziecie ich łatwo przez FB, części znajdziecie na bazarach samochodowych, zwykle jest tam jakiś kontener specjalizujący się w motocyklach. W kirgiskim Osz pomoże Wam Zorro Moto, osiadły w Osz Szwajcar, który prowadzi moto biznes. W Duszanbe jest wypożyczalnia, a nawet bike hostel, podobnie w Osz oraz w Biszkeku (Salut Hotel) i Karakol (Memo guesthouse), w Ałmaty szukajcie Marata z Silkoffroad.kz Chiny blisko, więc znajdziecie trochę motocyklowych szpejów z tamtego kraju, jakieś rękawiczki czy pożal się boże chiński kask, który świetnie zastąpi tego co nam akurat zawinęli - autentyczne. Przekraczanie granic W opisywanym kawałku świata istnieją dwa rodzaje granic: granica celna i granica polityczna. Podobnie jak w Unii europejskiej. W skład Unii Celnej wchodzą Rosja, Białoruś, Kazachstan, Kirgistan i nieco mniej nas w tej chwili interesująca Armenia. O przyjęcie do Unii stara się Tadżykistan. Oznacza to, że BRADZO WAŻNY PAPIEREK, KTÓREGO NIE WOLNO ZGUBIĆ papierek (tzw. wriemiennyj wwoz czy tamozhna deklaratsjia), który otrzymacie przekraczając granicę np. z Białorusią jest ważny we Władywostoku, Biszkeku i Astanie. I nie musicie już się o niego starać przekraczając granice tych Państw. http://uriston.com/wp-content/upload...eklaratsii.jpg W odróżnieniu od UE granice w obrębie Unii Euroazjatyckiej wciąż istnieją (oni nie mają jeszcze swojego Schengen). Oznacza to, że jeśli będziecie jechali na motocyklem to spotkacie się z kontrolą paszportową na granicy np. rosyjsko-kazachskiej i pogranicznicy sprawdzą Wasze prawo do wjazdu do tego kraju, pojawią się też celnicy, ale oni tylko sprawdza co najwyżej czy otrzymana na Białorusi deklaracja pasuje do Waszego motocykla. I teraz ważna sprawa - celnik wystawiający dokument uznaniowo decyduje o tym jak długo możecie przebywać ze swoim pojazdem w Unii. Bywa, że wystawiają na rok, ale widziałem już deklaracje jednomiesięczne. Można to próbować przedłużyć, ale nie jest to łatwe. Pojawienie się na granicy wyjazdowej z deklaracją, która jest przeterminowana to proszenie się o kłopoty. Bywają one srogie - jak wiecie transportuję motocykle do Azji i co roku dostaję kilka zapytań o losy motocykli, które wwoziłem. Po części wynika to z burdelu w ich systemie celnym, ale po części z powodu różnych kombinacji robionych przez turystów - część zostawia motocykl na następny rok, część sprzedaje, bo wydaje im się że tak jest taniej. Zgodnie z deklaracją którą wypełniacie na granicy nie wolno Wam sprzedać motocykla ani nawet go przekazać innemu cudzoziemcowi. Rosyjskie urzędy celne potrafią skutecznie szukać takich osób. Jeśli chcecie sprzedać pojazd "tubylcowi" to musicie się upewnić, że załatwi on sprawy celne i zapłaci należne podatki. Najczęściej takiej pewności mieć nie możecie. Granice w dawnym ZSRR to też pewne przeżycie hm⌠cywilizacyjne. Ludzie są tam uprzedmiotowieni i nikt nie ma wątpliwości, kto tu jest panem, a kto klientem. Ja potrafiłem czasem wrzasnąć na celnika czy pogranicznika i zazwyczaj to działało - ale zdarzyło się, że nie zadziałało i spędziłem 48 godzin na słońcu między Rosją a Kazachstanem. Sugeruję więc zachowywać się grzecznie, ale nie uniżenie. NIe robić zdjęć, nie nagrywać kamerą i nie podnosić głosu. Jak jest jakiś problem to poprosić o rozmowę ze "starszyną", jak nie pomoże to prosić, a nawet żądać pomocy od strony naszego konsula. Oni już łaski nie robią - po to są, by nam pomagać. Przede wszystkim jednak przygotujcie się do tej granicy. Miejcie, ważne badania techniczne, miejcie potrzebne dokumenty, upoważnienia, sprawdźcie wcześniej gdzie jest VIN i czy aby na pewno pasuje do tego w dowodzie rejestracyjnym. Ja się kiedyś na granicy łotewsko-rosyjskiej przekonałem, że brak mi w VINie jednej literki W. W dodatku była to Delica zarejestrowana w UK. Mój rosyjski jest bardzo dobry i przez pół nocy im tłumaczyłem, że to błąd urzędników i w ogóle W to bardzo mało ważna litera - tak mało ważna, że nawet jej nie ma w alfabecie rosyjskim - nie pomagało. Pomógł mi dopiero mój austostopowicz - 85 letni weteran II wojny, którego wiozłem do Moskwy. Wyszedł, kazał się zamknąć celniczce i załatwił sprawę z jej szefem w 3 minuty. Jeśli będziecie wracać już do Polski to zapewne każdą sprawę da się jakoś załatwić - dość często łapówką, ale jak będziecie z problemem kierować się na wschód to możecie się od granicy odbić. Na przejściach granicznych, zwłaszcza tych większych, dostanie "talonczik"- taką kartkę na wjeździe, którą musicie ostemplować na kolejnych stanowiskach - u celników, u pograniczników, czasem u gości od inspekcji sanitarnej). Ją oddajecie dopiero na wyjeździe i dopiero wówczas podnoszą Wam szlaban. Którędy do Stanów? Oczywiście dróg jest dużo. Zacznijmy od tej najszybszej - Z Polski będzie ona wiodła przez Ukrainę przez Kijów w kierunku Kurska, to duże przejście i jeśli jedziecie motocyklem to sensowniejsze może być odbicie na Głuchów i przekroczenie granicy w tamtym miejscu. Po przekroczeniu granicy rosyjskiej najszybsza droga prowadzi przez Woroneż i Saratow do Kazachstanu. W Kazachstanie trzeba się trochę pomęczyć na trasie od granicy przez Uralsk do Aktobe, ale później droga jest szybka i bardzo dobra, A Aralsku możecie się zatrzymać i pojechać zobaczyć resztki jeziora Aralskiego, warto też się poszwendać w rejonie Bajkonuru - do miasta raczej Was nie wpuszczą, ale warto się przyjrzeć terminom startu rakiet: http://baikonurtour.com/launches.html Może coś Wam podpasuje pod termin przejazdu. Dalej już według Waszej Woli można odbijać na Uzbekistan lub jechać do Kirgistanu. Droga północna wiedzie przez Łotwę i Moskwę, można po drodze zahaczyć o Katyń, albo jeśli ktoś ma ochotę o miejsce katastrofy samolotu prezydenckiego. Dalej na wschód przez Jekaterynburg i Czelabińsk. Droga do tych miejscowości przyzwoita, a Ura wcale nie taki przykry, niestety dość duży ruch ciężarówek i sporo policji. Już nie takiej przekupnej jak kiedyś, ale w Tatarstanie to wciąż problem. A później na Kurgan i na południe przez brzydką Kokczetawę do przedziwnej głupio nowoczesnej Astany, zwanej dziś Nursułtanem, przez górniczą, brudną Karagandę do Ałmaty. Przez Kazachstan więcej szybkich rozsądnych dróg nie ma. Można jeszcze pojechać południem, przez Wołgograd i Astrachań, by wjechać do Azji przy morzu Kaspijskim i dalej w Atyrau zafundować sobie czelendż w stronę Aktobe lub pojechać w stronę Uzbekistanu i jedną z najbardziej dziurawych dróg na świecie przez Nukus pojechać do Chiwy, zahaczając oczywiście o Mujnak by zobaczyć uzbeckie wspomnienie po jeziorze Aralskim. W Nukusie koniecznie zobaczyć najbardziej po Ermitażu znane poradzieckie muzeum malarstwa i kierować się na Chiwę. Chiwa i Buchara to perełki na Kyzył Kum. Wszystkie okoliczności przyrody będą Wam od kilku dni już obojętne, ale oba miasta są piękne. Odpacykowywano je ostatnimi laty tak bardzo, że UNESCO nie było pewne czy to jeszcze zabytki czy już nie, ale efekt jest naprawdę piorunujący. Samarkanda była równie mocno restaurowana przez Sowietów w latach 30, ale dziś nikt nie marudzi nad tym jak wyglądają tamtejsze medresy. To też obowiązkowy punkt do zatrzymania się w Uzbekistanie. Taszkient jest nowy, bo zniszczyło go bardz trzęsienie ziemi w 1966 roku i nie ma żadnej wartości dla podróżujących motocyklistów (chyba że chodzi o naprawę lub części). Z miast warto jeszcze rozważyć Pendżykment. I to tyle. Na południowej drodze warto pilnować paliwa i to niezależnie czy jedziecie motorkiem czy jakąś terenówką. Uzbekistan stoi gazem - bez kłopotów znajdziecie stacje z 20 dystrybutorami gazu, ale dużo trudniej będzie z benzyną nie mówiąc o ropie. Począwszy od Samarkandy paliwem możecie się już nie przejmować tak bardzo. Podróż drogami wiodącymi jeszcze bardziej na południe przez Kaukaz i morze Kaspijskie promem z Baku do Turkmenistanu (Turkmenbaszi) lub Kazachstanu (Atyrau) niech planują prawdziwi overlandersi, którzy mają dość czasu, by to zobaczyć i czekać na promy i nie mieć spinki czasowej. W przeciwnym razie wyjdzie z podróży nieporozumienie. Dobór trasy Podróżowanie po stanach to nie jest taka całkiem łatwa sprawa. W Stanach można sobie wytyczyć wielodniową wycieczkę łatwymi drogami, które można pokonać każdym motocyklem w dodatku z pasażerem. Ale można też urobić się po pachy na najlżejszym motocyklu. NIektóre drogi będą łatwe we wrześniu i zupełnie nieprzejezdne w czerwcu. Na starych sowieckich mapach zaznaczono w jakich miesiącach drogi są przejezdne. Dotyczy to oczywiście dróg szutrowych, drogi asfaltowe są przejezdne przez cały rok. Mapa niech będzie dla Was jedynie wskazówką. Papierowe mapy Azji Centralnej są hm... nieprecyzyjne, niektórych dróg tam nie ma, ale zdarza się, że zaplanujecie sobie trasę drogami, które znajdziecie wyłącznie na mapie. Poza tym niektóre drogi znajdujące się w terenie przygranicznym naprawdę wymagają permitu i bez niego nie wjedziecie - żadna łapówka tu nie pomoże, choć tymi drogami nie sposób dojechać nawet w pobliże granicy położonej wysoko w górach. Inne wiodą kilometrami wzdłuż granic Afganistanu i będzie Was tylko od niego oddzielała płytka rzeka, ale nikt nie będzie pytał o przepustki. Przed wyjazdem popracujcie więc nad mapą, ale też poszperajcie w relacjach, by wiedzieć czy to zadanie wykonalne. BArdzo mi żal było grupy Hiszpanów na rowerach, wyprzedziłem ich kilkaset metrów przed szlabanem na drodze wiodącej do Kol-Su, mieli za sobą kilkusetmetrowy (w pionie) podjazd i wiedziałem, że ten wysiłek pójdzie na marne. Kazachstan To wielki kraj, osiem razy większy od Polski. Rzadko zaludniony i przez to z wielkimi dystansami między miejscowościami. Uwaga na kazachską policję, kroi zdrowo turystów i nie ma zmiłowania. Kary w Kazachstanie są naprawdę drakońskie i radzę przestrzegać przepisów, zwłaszcza tych które lubimy najczęściej łamać: wyprzedzanie na ciągłej plus prędkość. Wyprzedzanie na ciągłej teoretycznie oznacza utratę prawka. Dranie wykorzystują fakt, że cudzoziemcy muszą zapłacić karę w urzędzie, który najczęściej jest zamknięty - wysokość łapówki będzie pochodną jak bardzo duży jest Twój problem⌠Dochodzi do wielu groźnych wypadków, drogi są beznadziejnie proste, a krajobraz monotonny. W efekcie po kilku godzinach jazdy kierowca jest totalnie znużony i łatwo o problem. Nie radzę też próbować jazdy po alko, wyciągałem z opresji kilku motocyklistów i to nie są tanie rzeczy. Policja jest wyposażona w radiowozy z radarami, które potrafią zmierzyć prędkość nadjeżdżającego pojazdu z przeciwka. Jak chcecie się wyszaleć to proszę bardzo w step. Na drogach obowiązuje zasada tisze jediesz dalsze budiesz. Z motocyklowego punktu widzenia kraj nie bardzo interesujący. Oczywiście ma sporo ciekawych miejsc, ale odległości między nimi są nie warte zachodu. Najlepszy dowód, że chłopaki z Kazachstanu organizują cudzoziemcom wycieczki do Uzbekistanu, Tadżykistanu i Kirgistanu, a nie po swoim kraju. Warte odwiedzenia są jednak: jezioro Aralskie, Bajkonur, po drodze ruiny Sawranu, Arystan Bab, Aisha Bibi i Turkiestan. Z innych miejsc Astana no i pewnie Ałmaty z górskim resortem w Chimbułaku, W okolicy Wąwoz Turgen i szutrowe drogi wiodące stamtad do kanionu Szaryńskiego, W okolicy kilka jeziorek w tym słynne Kaindy z zatopionym lasem. Warto też wpaść do parku Narodowego Altyn Emel z wielkimi jak na Kazachstan wydmami. Jezioro Bałchasz jest wielkie i z drogi wygląda imponująco, ale jednak rozczarowywuje. Do wypoczynku czy kąpieli lepszy jest zbiornik Kapszagajski. W okolicy warte obejrzenia są naskalne rysunki w Tamgaly Tas (w pobliżu fajne miejsca na kemping). Miłośnicy Czernobyli powinni się zaś wybrać na eksplorację poligonu Semipałatyńskiego - przeprowadzono tam blisko 500 prób jądrowych. W okolicy do zobaczenia muzea, wymarłe miasto i nawet poatomowe jeziorko. Trzeba wcześniej zadbać o permit. Kirgistan Temu krajowi muszę poświęcić najwięcej czasu - po pierwsze dlatego, że uważam iż jest najlepszy do motocyklowej zabawy, po drugie dlatego, że jest tani, a po trzecie bo jest najbardziej z wszystkich Stanów bezpieczny. Wybrałem go całkiem świadomie na bazę mojej azjatyckiej działalności. To najbardziej wolny i demokratyczny spośród wszystkich stanów, choć trzeba zwrócić uwagę, że demokracja kończy się często rewolucją na placu w Biszkeku i następuje polityczne przesilenie. Tak czy owak prezydenci raczej regularnie uciekają za granicę, a nie trwają na urzędach dziesiątkami lat jak to się dzieje w krajach ościennych. Policja drogowa jest niewątpliwie najbardziej skorumpowaną ze znanych mi formacji na świecie. To jest w Kirgistanie systemowe - wszyscy wiedzą, że policjantowi z drogówki po prostu trzeba zapłacić. Tak jest efektywniej. Łapówki dla policjantów to 300-500 Somów czyli ok. 3-5 EUR. To mało za szybkie uwolnienie się. Trzeba jednak przyznać, że policjanci kirgiscy rzadko zatrzymują cudzoziemców bez powodu. Przez te wszystkie lata chyba zdarzyło mi się to ze 3 razy. Policja żeruje w zasadzie na dwóch drogach: Z Biszkeku do Issyka i z Biszkeku do OSz. Kierowcy mrugają, więc dacie radę. Od kilku lat pojawiły się prywatne fotoradary, których właściciele ustawiają je w przemyślnych miejscach i codziennie dzielą się urobkiem z Policją. Te fotoradary robią fotkę z przodu więc są z punktu widzenia zagranicznych motocyklistów całkowicie niegroźne. Paliwo tankujemy przede wszystkim na niebieskich stacjach z logiem Gazpromu lub Partner Nieft. Kolejny wybór to BP, dodam że ten skrót pochodzi od Bishkek Petroleum. Paliwo jest bardzo tanie, a my kupujemy na stacjach, gdzie jest najdroższe. Tam zresztą będą zawsze najdłuższe kolejki. Karty SIM - od lat używam O. I wam też polecam. Ewentualnie Megacom, nie polecam Beeline. Najpierw zajmiemy się głównymi drogami. Jest ich kilka - najważniejszą pozostaje droga północ-południe spinajaca cały Kirgistan. Opisze ją w miarę dokładnie, bo każdy z Was będzie pewnie z niej korzystał ( o ile się wybierze do stanów). Z Biszkeku do OSz jest 660 km i kolejne 200 do Sary Tasz. Ekstremalnie można to zrobić w jeden dzień i jakoś to świadczy o nawierzchni. Jest to wykonalne pomimo tego że po drodze mamy 4 przełęcze powyżej 3 tysięcy metrów. Z Biszkeku do Kara Bałty jest ok 60 km i jedziemy w zasadzie w sznurku samochodów. Jest bardzo duży ruch i sporo policji czyhającej na kasę. Radzę ustawić się w rządku i nie szaleć. W Kara Bałcie na rondzie skręcamy w lewo i jest to bardzo rozsądne miejsce na zrobienie zakupów. Za chwilę zacznie się podjazd i kolejne zakupy zrobimy dopiero w Toktogulu. Po kilku kilometrach będzie po prawej stronie stacja Gazpromu, następne dobre paliwo będzie na Gazpromie w Susamyrze po ok 100 kilometrach. Droga jest płatna i za Sosnovką napotkacie szlaban. Są inne ceny dla lokalesów i inne dla pojazdów zarejestrowanych poza KGZ. Bilecik na auto kosztuje ok 10 USD, talonchik należy schować, bo trzeba go pokazać 300 kilometrów dalej, ew. znowu zapłacić. Motocykle powinny płacić połowę stawki, ale zazwyczaj każą jechać bez płacenia. Droga jest bardzo dobra aż na szczyt przełęczy Too Ashuu. Tam zaczyna się dość przykry tunel. Ciężąrówki muszą czekać na swoją kolej, bo nie są w stanie się wyminąć, ale małe auta i motocykliści przejeżdżają na bieżąco i czerwone światło na wjeździe Was nie dotyczy. Tunel ma prawie 3 km długości i nie jest wentylowany. Nie narzekajcie tylko cieszcie się, że nie jedziecie rowerem. Bo 3200 metrów i czarna śmierdząca dziura to nic fajnego dla nich. Za przełęczą psuje się droga, ale poprawiają się widoki. Droga zygzakami zjeżdża do Susamyru, to dolina na wysokości ok 2500 m, tradycyjne miejsce wypasu bydła. Po drodze macie sporo kirgiskiego folkloru z jurtami, kumysem. Cały Susamyr to jedno wielkie wspaniałe miejsce na kemping. Jest zielono, czysta woda i piękne widoki. Za Susamyrem zaczyna się kolejny podjazd, tym razem również kończący się przełęczą ponad 3000 metrów. Widoki stamtąd nie powalają, ale zaczyna się fajna droga aż do Toktogulu. Nagle wjeżdżamy w jakby alpejską dolinę, po obu stronach drogi sporo miejsc, by się zatrzymać pod dachem lub coś zjeść. Wszędzie jest jednak bardzo blisko rzeki - z mojego doświadczenia wiem, że lepszym miejscem na nocleg jest zalew toktogulski. W Toktogule można zatankować się i zrobić jakieś zakupy. Noclegu należy szukać nad jeziorem w okolicy 330 kilometra trasy. Tam znajdziecie w miarę rozsądny zjazd do wody. W okolicy rośnie sporo marihuany więc będziecie mieli fajne fotki. Później kolejna przełęcz i za Karakol zacznie się piękna droga wiodąca wzdłuż Narynia, który spiętrzono tu dla potrzeb elektrowni wodnej. Trasa jest bardzo widowiskowa, poprowadzona skalnymi półkami, a turkusowy kolor Narynia jest nieprawdopodobny. Ruch dość umiarkowany - po drodze znajdziecie 2 albo i 3 zjazdy prowadzące nad samą wodę. Zazwyczaj jest tu bardzo ciepło i przystanek tu ma sens. Zwłaszcza, że kolejne kilometry nie są rewelacyjne Aż do Dżalalabadu droga jest nijaka, sporo w niej dziur i duży ruch. Dżalalabad omija się obwodnicą. Warto coś zjeść tam - w okolicy ronda z drogą odchodzącą do miasta będzie kilka sporych czajchan. To ulubione miejsce postoju kierowców na tej trasie. Jesteśmy już blisko Osz - nieco ponad 100 km, ale musimy objechać uzbecki cypel. Na szczęście droga jest dobra, choć ruch już bardzo duży. Do Uzgenu można jeszcze poszaleć, ale później policja za policją - nie ma się co spieszyć. Po drodze żadnych widoków nie ma. W Osz, które ma tysiące lat nie ma nic do zwiedzania - można pójść na górę Sulejmana albo na bazar, by uzupełnić to co trzeba. Miasto rozczarowanie. Za Osz ruch dramatycznie spada, a jakość drogi i widoki mocno się poprawiają, by osiągnąć swoje apogeum na przełęczy Taldyk. I kiedy już wiecie, że nic lepszego już w życiu nie zobaczycie zjeżdżacie do Sary Tasz i, jeśli macie odrobinę szczęścia do pogody, widzicie Pamir. Całą ścianę gór od wschodu do zachodu. To nieprawdopodobny widok, mogę go tylko porówać z widokiem na Fitz Roya w Ameryce Południowej. Sary Tasz to skrzyżowanie ze stacją beznzynową i kilkudziesięcioma domami. W lewo wiedzie droga do Chin na przełęcz Irkesztam, a w prawo droga do Tadżykistanu. To ostatnie miejsce, by zrobić zapasy i się zatankować lub coś zjeść. W okolicy znajdziecie sporo miejscówek do spania. Pod dachem i pod chmurką. Irkeshtam - Sary Tash - Sary Mogul - Granica z Tadżykistanem w Karamyk Całą trasa wiedzie doliną ałajską, to jedno z ładniejszych miejsc w Tadżykistanie. Ałaj oddziela Tien Szan od Pamiru. Kiedyś to był challenge, dziś ten 200 kilometrowy odcinek pokonuje się po idealnym asfalcie. Droga rzadko używana przez turystów, bo jest z nikąd do nikąd. Granica w Karamyk jest otwarta tylko dla lokalesów, zaś przejście w Irkesztam do Chin używane jest wyłącznie przez overlandersów. Na swoim motocyklu nie jest to proste, ale możliwe. Przekraczałem kilka razy granicę w Irkesztam i w razie czego służę pomocą. Droga jest właściwie idealną wstęgą asfaltu. Zupełnym przeciwieństwem krótkiego, kilkunasto kilometrowego odcinka, który odbija od niej i wiedzie z Sary Tash w kierunku Pamiru na przełęcz Kizyk Art. Te drogi od lat nie naprawiano i polecam szczególnie na niej uwżać, podobnie jak i na całym zdradliwym asfalcie Pamir Highway. Do samej granicy w Irkesztam nie dojedziecie, bo zatrzymają Was po drodze wysunięte posterunki. Po drodze, poza piękną przyrodą nie ma niczego. Jedna nowa wieś tuż przy granicy - to wszystko. Nieco więcej dzieje się w kierunku Karamyku, przede wszystkim Wasz wzrok będzie przyciągać Pik Lenina, jeden z pięciu siedmiotysięczników dawnego ZSRR (no, może czterech, bo Khan Tengri czasem ma 7 tys. metrów, a czasem brakuje mu 5 do okrągłej liczby). Tak czy owak bardzo trudno o siedmiotysięczną górę pod której podstawę można podjechać motocyklem. A Tu można, a nawet trzeba. Na rzece Kyzyl Su (czerwona woda) są dwa mosty, pierwszy w Sary Mogul z dość wymagającą drogą do Base Campu, drugi w Kashka Suu z łatwą przyjemną drogą. Droga jest na maps.me, wystarczy kierować się na czerwoną górę. Pik Lenina to najłatwiejszy z siedmiotysięczników, w związku z tym, w sezonie, w bazie panuje spory ruch. Jest prawdziwe miasteczko namiotowe, można wziąć prysznic, coś zjeść, a nawet wypić. Stoi też kilka jurt, możecie się zatrzymać w niej na nocleg lub pojechać drogą w stronę Piku i przespać się na krawędzi urwiska z jednym z najładniejszych widoków na świecie. Teoretycznie potrzebny jest tam permit, byłem tam jednak wiele razy i tylko raz mnie oń poproszono. Wykpiłem się, ale permit jest potrzebny - niestety do zdobycie w Osz lub Biszkeku. Kosztuje 20 dolarów. Bishkek - Naryń - Torugart 539 km To główna droga zaopatrująca wiodąca z Chin do Biszkeku, droga w całości została w ostatnich latach wyremontowna, a właściwie zrobiona na nowo. I trzeba przyznać, że jest w stanie idealnym. Ważne, by wyjechać z Biszkeku na obwodnicę północną i pojechać szybko, a nie czołgać się przez wsie i miasteczka bezpośredniio na wschód. Jeśli spojrzycie na mapę to będziecie wiedzieli o co chodzi piszącemu. Wyjeżdżając z Biszkeku kierujemy się na Ałmaty i dopiero kilka kilometrów przed granicą skręcamy w prawo. Droga doliną czujską w stronę Issyka jest dość uczęszczana i lepiej nie planować sobie jej w trakcie weekendu. To w dużej mierze dwupasmowa szybka droga z idealną nawierzchnią. Jedziemy wzdłuż kazachskiej granicy, na chwilę nawet ją przekraczając. Granica została wyznaczona bowiem na rzece Czu, a trasę wyznaczano w czasach sowieckich, gdy nikt nie przejmował się granicami między republikami. I tak zostało do dziś. Na drodze nie ma oczywiście żadnych kontroli, po prostu pojawią się na chwilę słupki graniczne i tyle tego Kazachstanu będziecie widzieli. Wzdłuż drogi jest sporo miejsc, w których można coś zjeść, polecam zajrzeć do Centrum Otdycha Gavai. Prawdziwy kirgiski sztos. Ludzi spor, ale obsługa się uwija. Po ok 100 kilometrach z prawej strony dochodzi stara droga z Biszkeku, ta którą odradzałem. Wkrótce skończy się jednak z niewielu kirgiskich dolin i droga zacznie się podnosić, by w końcu przyjąć prawdziwie górski charakter. Taki rollercoaster trwa aż do samego Issyku, ale jeśli spieszycie się lub nie macie ochoty na to jezioro to zamiast pchać się do Bałykczy możecie odbić w prawo na Naryń. Skrót jest spory, a nawierzchnia idealna. Droga wiedzie na przełęcz, a stamtąd prowadzi w dół wzdłuż sztucznego zbiornika Orto Tokoi. NIe warto się jednak przy nim zatrzymywać. W Kochkor na wjeździe jest dobra stacja Gazpromu, to ważne jeśli macie zamiar zboczyć np. nad Songkul, co jest dość typowym wyborem. Nie musicie przejeżdżać przez Kochkor, bo obwodnica zostawia miasteczko z prawej strony, ale to dobre miejsce na zakupy przed Song Kulem. Targu nie możecie nie zauważyć. Kolejny ważny punkt na drodze to Sary Bułak, a zwłaszcza niebieskie wozy po prawej stronie. Obowiązkowo należy się tam zatrzymać i spróbować świeżej songkulskiej ryby. W Sary Bułak odchodzi w lewo droga w Kirunku wschodnim prowadząca na przełęcz Tosor lub Arabel, a również, jak ktoś bardzo chce uniknąć asfatu, do Narynia Kilka kilometrów za Sary Bułakiem w prawo odchodzi główna droga prowadząca nad Song Kul (ok. 50 km). Jest ładna, ale znam dużo ładniejsze. Żeby przejechać najładniejszą musicie jeszcze trzymać się głównej drogi do Narynia, przejechać łatwą przełęcz i kilkanaście kilometrów dalej skręcić w prawo. Naryń to ostatnia cywilizacja przed Chinami, ostatnie miejsce z dobrym paliwem oraz możliwośc załatwienia permitu przygranicznego jeśli Wam się zamarzy np. jezioro Kol-Su. Za Naryniem droga mocno się podnosi i tuż za przełęczą jest odbicie w lewo dla tych co jadą na Ak-Muz i później do Kol-Su, reszta jedzie prosto w stronę Chin, Po drodze naprawdę nic nie ma, ale droga jest bardzo dobra i szeroka. Po ok. 90 kilometrach jest skręt w lewo prowadzący do Tash-Rabatu. To dobre miejsce na nocleg. Kilometr dalej jest odbicie w prawo na drogę do Baetova i dalej do Sonk-Kulu lub Kazarmanu. Jeśli nie skręcicie do Tasz Rabatu lub Baetova to po ok. 30 kilometrach napotkacie szlaban i kontrolę strefy granicznej. Dalej pojedziecie jeśli macie przepustkę na strefę nadgraniczną lub⌠jeśli powiecie, że jedziecie do Chin. Zazwyczaj jednak sprawdzają czy macie wizę, ale spróbować można⌠Dalej droga tylko się podnosi i poza pojedynczymi jurtami i bardzo łądnymi widokami nie ma nic. Tuż przed granicą jest nowo wybudowana stacja benzynowa, ale przez dwa kolejne lata była nieczynna. NIe liczyłbym na nią. Zawsze się znajdzie jednak ktoś kto sprzeda Wam benzin po paskarskiej cenie. Chin z Torugartu nie zobaczycie, Przełęcz jest kilkaset metrów dalej, za zakrętem. Granica jest zamykana na kłódkę. Możecie jednak odbić tuż przed granicą w lewo i zmierzyć się z dość trudną trasą prowadzącą przez plateau. Napiszę o niej później. Taraz - Talas - Biskek - Balykczy - Dookoła Issyka To najbardziej na zachód wysunięte przejście Kazachstanu z Kirgistanem. Rzadko odwiedzana granica, bo i Talas niespecjalnie interesujący. Zaraz za granicą jest Zbiornik Kirowski, dobra miejscówka na wykąpanie się po nieco nużącym Kazachstanie, można też się nad wodą rozbić na noc. Kilka kilometrów dalej piękna, w większości szutrowa droga, odchodzi na południe w kierunku parku narodowego Besh Aral (potrzebna jest przepustka na strefę przygraniczną) i dalej do Sary Chelek czy Tasz Komuru na drodze M41. Talas nie wart jest uwagi ale warto zboczyć do Besh Tash. To park narodowy i parę groszy trzeba będzie zapłacić za wjazd, ale warto. Do samego jeziora nie dojedziecie, ale jest piękna rzeczka i superspoty na nocleg w namiocie (raczej bliżej jeziora). Stamtąd dla miłośników cięższego offroadu i przepraw na południe prowadzi droga, która kończy się w Toktogulu. Kilka kilometrów za Talasem zobaczycie kierunowskazy prowadzące do grobowca Manasa. To kirgiski bohater, pół-legendarny, pół-historyczny wódza wszystkich Kirgizów. Jeden z ważnych symboli nowopowstałego państwa. Dalej droga trochę się podnosi, by po ok. 100 km dobić do M41 prowadzącej z Osz do Biszkeku. Tę drogę już opisywałem, podobnie jak odcinek z Biszkeku do Bałykczy. Skupmy się więc bardziej na 400 kilometrowej drodze dookoła największego kirgiskiego jeziora. Issyk Kul robi wrażenie. Droga dookoła położonego na wysokości 1600 metrów jeziora ma aż 400 kilometrów, Północny brzeg jest lepiej zagospodarowany (jest tam cieplej), ale to bardzo skomercjonalizowany kawałek kirgiskiego świata opanowany przez Kirgizów, Kazachów i Rosjan. Jego apogeum to krzykliwa Cholpon Ata, pełna ośrodków, głośnej muzyki i nadmorksich atrakcji dla dzieci. Motocyklowo dużo ciekawszy jest południowy brzeg. Nie dość, że po drodze jest sporo atrakcji (słone jezioro, wąwóz Skazka, Jeti Oguz, poza tym od południowej drogi odchodzą trasy prowadzące w najładniejszą część Kirgistanu (drogi przez Tosor i Barskoon). a przeciwległym końcu jeziora znajduje się Karakol, spore 70-tysięczne miasto. To duża baza turystyczna, ale dla innej niż motocyklowa turystyki. Stąd startuje dużo trekkingów i wypraw na Khan Tengri i Pik Pobiedy. Zimą w pobliżu działa stacja narciarska. Jak ktoś lubi to do obejrzenia jest kilka muzeów i katedra prawosławna. Kilka niezłych knajpek, jak ktoś się stęsknił za europejskim standardami i włoskim jedzeniem może zajrzeć do Memo, włoskiego motocyklisty, który osiadł w Karakol i prowadzi pensjonat Memo Gueshouse. Fajne trasy szutrowe + prawdziwy offroad w Kirgistanie Do Kirgistanu jedzie się po to, by skosztować offroadowej wolności, dlatego nie będę się rozpisywał o muzeach, bazarach i fajnych knajpkach w Biszkeku czy w Osz. Ten czas przeznaczę na opis najfajniejszych offroadowych tras. Postaram się jasno zaznaczyć dla kogo są te trasy, ale bierzcie pod uwagę, że nawet coś łatwego po deszczu może się zmienić w prawdziwy koszmar. Zwłaszcza wysoko w górach. NIeważne dokąd jedziecie, z nastawieniem że śpicie tylko w jurtach lub guesthousach - jeśli zjeżdżacie z asfaltu, to zawsze powinniście mieć ze sobą sprzęt, który pozwoli Wam przetrwać noc (śpiwór, materac, folia NRC, jakieś kalorie skondensowane w czekoladzie czy batonikach). Niespodziewane noclegi wypadają bowiem niespodziewanie⌠Rozsądnie jest też jeździć w grupie, przynajmniej 3 osobowej, jak się jest w 2 osoby, to czasem trudno sobie pomóc jeśli kłopot jest poważny. Okolice Biszkeku Dobrze jest przed wyruszeniem w prawdziwe góry zrobić sobie pętelkę Biszkek - góry Ała Too - Biszkek. Sam moje offroadowe wyjazdy często zaczynam w ten sposób. Daje to możliwość wjeżdżenia się w teren, a mi pozwala na ocenę umiejętności motocyklowych i dopasowanie przyszłej trasy do najsłabszego ogniwa w grupie. Poza wszystkim widoki są naprawdę powalające, a bliskość Biszkeku, zasięg telefoniczny i możliwość uzupełnienia/naprawy sprzętu po zrobieniu tej trasy jest bardzo ważne. Ala Archa oddalona jest od stolicy o ok 45 km. W ciągu godziny powinniście wjechać na wysokość 2100 metrów. Do parku prowadzi przyzwoita droga. Wstęp jest płatny, ale jak wszędzie w Kirgistanie to są niskie koszty. Tam możecie zostawić motocykle i udać się na mały 2-3 godzinny trekking. Stamtąd trzeba się wrócić kilkanaście kilometrów i skręcić w prawo w stronę wyciągów narciarskich Kashka Suu i Chunkurchak i przez Koi Tash wrócić do Biszkeku. Można też po drodze zaplanować sobie fajny nocleg z widokiem na milionowy Biszkek. Zapewniam, że robi wrażenie. W zależności od pogody droga bywa wymagająca i nie pchałbym się tam żadnym ciężkim motocyklem. To trasa idealna na dual sporta. Ale BMW, nawet z pasażerką można się oczywiście wybrać do Ala Archa oraz do bazy Chunkurchak. Gorzej z łącznikiem pomiędzy⌠Opisywane przeze mnie drogi bez problemu znajdziecie na maps.me. które w Kirgistanie naprawdę dobrze się sprawdza. Wielu motocyklistów przyjeżdża z jakimiś dziwnymi mapami na których pozaznaczane są jakieś dziwne, nieistniejące drogi przez góry na południe od Biszkeku. Tak naprawdę jest tylko jedna âdrogaâ prowadząca przez przełęcz Kegety. Przełecz znajduje się około 1,5 h jazdy od Biszkeku i owszem, jest fantastycznym skrótem wiodącym w stronę Song Kula. To jednak iluzoryczny skrót, a droga należy do najcięższych jakie można Sobie w Kirgistanie na dual sporta wymyśleć. Kegety jest położona wysoko, ponad 3800 metrów npm. Jeśli startujecie z Biszkeku to niespecjalnie jest czas na aklimatyzację. W dodatku aż do połowy lipca, a czasem nawet dłużej na drodze zalega śnieg. Sam podjazd nie jest trudny od strony północnej i raczej bez kłopotu dostaniecie się na samą przełęcz, ale zjazd⌠Drogi właściwie nie ma, śniegi co roku zabierają drogę, która od czasu do czasu jest odtwarzana przy pomocy spychacza. Od lat jednak droga służy jedynie przepędzanym na drugą stronę stadom i nielicznym turystom. Wjechać w dolinkę Kegety na pewno warto i warto nawet wepchać się przełęcz. Dla widoków. Ale zjazd, jest ekstremalnie trudny. Byłem na tej przełęczy kilka razy i tylko raz ârobiliśmyâ ją ze strony północnej. Dodam, że nie ma zasięgu i właściwie można liczyć wyłącznie na siebie. Na przełęcz można spróbować wjechać nawet ciężkim motocyklem, o ile kierujący ma odpowiednie umiejętności. Kolejnym offroadowym wyzwaniem w okolicy jest przełęcz Szamsy, NIe przejechałem jej nigdy, wiem że jest trudna i rowerzyści dają tamtędy radę⌠Z Biszkeku zarówno do Kara Bałty jak i do Keminu da się dojechać offem, ale jest to robione nieco na siłę. Da się, ale widoki nie są spektakularne. Lepiej dojechać w fajne offowe miejsca szybszą drogą asfaltową, zwłąszcza jeśli nasz czas jest limitowany. Najwięcej czasu poświęcę w tym opracowaniu północno-wschodniej części Kirgistanu. Uważam ją za najbardziej efektowną pod względem podróży w stylu adventure. Drogi na południe od Issyk-Kul Jest kilka wartych uwagi dróg offroadowych wiodących na południe Issyk - Kulu. Zanim omówię dwie najważniejsze napiszę po raz kolejny, że nie ma i nigdy nie było drogi A364, która wiodłaby z Bałykczy przez Engilchek przez Kara Say do Baskoon nad Issykiem. Ta droga widnieje wyłącznie na niektórych papierowych mapach. Na pewno byłaby piękna, ale jej nie ma. Są natomiast dwie drogi - jedna się kończy w Engilczeku szlabanem, a druga kończy się w Kara Say, również szlabanem. Tzn. można pojechać dalej, ale potrzebna jest przepustka na strefę graniczną. Prawdą jest jednak, że co najmniej dwóm grupom udało się jednak połączyć te drogi - zrobiono to jednak na rowerach i zgodnie stwierdzono, że udało się to z narażeniem życia. Droga do Engilchek jest najbardziej oddalona na wschód i jest raczej opcją interesującą dla trekkingowców. Engilchek to prawdziwe ghost town, w czasach radzieckich w okolicach działała kopalnia wolframu i cyny, w wolnym Kirgistanie wszystko popadło w ruinę. Z miasta w którym mieszkało ponad 1000 rodzin zostało ok 30. Kirgizi coś mówią o współpracy z Chińczykami, ale to raczej marzenia. W okolicy fajne ciepłe źródła Kara Tash i rzeka Sary Jaz, marzenie dla kajakarzy górskich. Z kilku miejsc jeśli będziecie mieli szczęście do pogody można zobaczyć Khan Tengri, piękną skalną piramidę, której zdobycie jest częścią Śnieżnej Pantery. Dwie najważniejsze drogi na południe od Issyk Kul wiodą z Tosoru i Barskoon, obie po kilkudziesięciu kilometrach łączą się i prowadzą do Narynia. Drogę przez góry z Issyka do Narynia warto zaplanować tak, by rozłożyć ją na co najmniej dwa dni. Jak ktoś musi, to da się zrobić tę trasę w jeden dzień, ale to bez sensu. Moim zdaniem to jeden z najładniejszych kawałków Kirgistanu.Warto więc zaopatrzyć się w podstawowe produkty. Doda, że w górach żadna z sieci komórkowych nie ma zasięgu. W góry jedziemy zatankowani do pełna, NIgdy nie wiadomo czy po 200 kilometrach się nie okaże, że musimy wrócić tą samą drogą. Tosor Trudniejsza drogą na południe jest ta przez przełęcz Tosor, ma ona w najwyższym punkcie ponad 3900 metrów wysokości i potrafi być wyzwaniem pogodowym. Zawsze jest jednak wyzwaniem offroadowym, czasem mniejszym, czasem większym, zależy od sezonu i umiejętności. Trasa zaczyna się kilka kilometrów przed miejscowością Tosor, dacie sobie radę nawet bez nawigacji. Nie polecam tej drogi użytkownikom dużych motocykli.Sam ją wiele razy przejechałem na Afryce, ale to nie jest najlepszy pomysł. Droga właściwie jest używana wyłącznie do turystyki, nikt lokalny tam nie jeździ. Problemy zaczynają się kilka kilometrów przed przełęczą, to przede wszystkim kamienie i głazy na drodze. Później dochodzą do tego głębsze doły. Z przełęczy widok nie jest spektakularny, język lodowca nie wart jest tej wspinaczki. Po drugiej stronie droga jest nieco lepsza, a po kilku kilometrach całkiem dobra. Wody pozrywały kilka mostów więc czekają Was przeprawy - nie warto się suszyć, dopiero, gdy przejedziecie obok zabudowań z ciepłymi źródłami czeka Was ostatnie forsowanie i tam dopiero warto się ogarnąć po wodowaniu. W okolicy napotkacie kilka jurt, wszędzie znajdziecie wodę i dobre miejsca do rozbicia namiotu. Barskoon Skrętu między wioską Tamga a Barskoonem nie sposób nie zauważyć, w prawo odbija wspaniała szutrowa autostrada. Nigdy nie jechaliście i nie będziecie jechali równejszą szutrówką. Droga jest idealna, ponieważ jest utrzymywana przez kopalnię złota. Kopalnia woli szutrową drogę ponieważ asfalt jest zbyt niebezpieczny zimą, a w przeszłości doszło już na tej drodze do bardzo groźnego wypadku, który spowodował katastrofę ekologiczną. Dość napisać, że latem, na drodze pracują polewaczki, by się nadmiernie nie kurzyło, droga wiedzie wzdłuż rzeki Barskoon, po kilkunastu kilometrach po prawej stronie jest wodospad, ale trzeba do niego podejść ok. 20 minut. Przy pomniku Gagarina zawsze stoi kilka jurt gdzie można się posilić. Po następnych kilku kilometrach zatrzyma was zamknięty szlaban. To nic groźnego - musicie się po prostu tu zarejestrować i powiedzieć dokąd jedziecie. Odpowiedź âdo Naryniaâ będzie najlepszą z możliwych. Później zaczynają się serpentyny i droga efektownie się podnosi na krótkim dystansie. Za przełęczą wjedziemy na płaskowyż Arabel, jest sporo jeziorek i zazwyczaj jest dość mokro, bo słońce topi pozimowe śniegi. Na plateau, tuż za stacją transformatorową główna droga odbija w lewo do Kumtoru, czyli do kopalni złota - możecie w tę stronę pojechać i zrobić fajną kilkudziesięciometrową petlę i wrócić na ta samą drogę. Do kopalni oczywiście nie wjedziecie, ale z daleka będziecie mogli zobaczyć odkrywkę. Prawdopodobnie zabraknie Wam jednak paliwa, by pojechać gdzieś dalej i będziecie musieli wracać do Barskoon po nie. Droga na wprost wiedzie na przełęcz Suyek. nieważne w którą stronę jedziecie - warto się z tego skrzyżowania wybrać na nią. To zaledwie kilka kilometrów, ale być może będzie to Wasza pierwsza czterotysięczna przełęcz. Za przełęczą droga się obniża i po 30 kilometrach ładnych widoków dojedziecie do Kara Say. Tam traficie na szlaban i podniosą Wam go jedynie jeśli będziecie mieli przepustkę. Za Kara Saj drogi się rozchodzą, w lewo dojedziecie albo do strażnicy pod przełęczą na kirgisko-chińskiej przełęczy Bedel, gdzie z pewnością wzbudzicie zdziwienie, ale nikt dalej Was nigdzie nie przepuści, albo do najbardziej odległych kirgiskich osad w Uch Koshkan. Pamiętajcie jednak, że będziecie 180 kilometrów od najbliższej stacji benzynowej. Arabel Najbardziej rozsądną i prawdopodobnie najładniejszą opcją jest pojechanie ze skrzyżowania przy transformatorze w prawo, ledwo zauważalną i nieco zapomnianą drogą przez przełęcz Arabel. Droga nie jest trudna, ale gdy pada bywa mocno zdradliwa. Dla cięższych motocykli kłopotliwy może być właściwie tylko jeden zjazd - nie jest on jednak szczególnie trudny - po prostu jest kilka ostrych zakrętów, z dość dużą ekspozycją. Na zakrętach jest trochę luźnych kamieni, ot i cała trudność. Widok na dolinę jest rewelacyjny. Droga biegnie prawą stroną rzeki i jest kwintesencję tego co w Kirgistanie lubię najbardziej, jest zielono, szumi woda, a wokół nieskażona natura. Napotkamy pasące się stada koni i od czasu do czasu pojawi się dym z komina jurty. W okolicy są wilki i śnieżne pantery, ale razcej ich nie zobaczycie. Z pewnością jednak napotkacie na miejscowe świstaki.Są większe od naszych, ale podobnie głupio ciekawskie. Z prawej strony do rzeki spływają strumienie i czasem ich przekroczenie będzie od Was wymagało jakiegoś wysiłku. To jednak zależy od pory dnia, w której to robicie. A czasem od tego ile w tym roku spadło śniegu i jak szybko one topnieją. Po kilkudziesięciu kilometrach przejedziecie przez most i z prawej strony będzie dochodziła droga z Tosoru. Jeśli wracacie nad Issyk, to będzie to dla Was dobry challenge, jeśli wybieracie Naryń to pojedziecie w lewo. Cała ta trasa wręcz usiana jest idealnymi miejscami do rozbicia namiotu, podobnie jak i w całym Kirgistanie nie musicie się też obawiać, że zabraknie Wam wody. Po kolejnych 30-40 km napotkacie pierwszą wioskę, tam możecie co nieco kupić. W tym punkcie: https://goo.gl/maps/ibshSSfXno5jxEWNA droga się rozwidla, w prawo prowadzi do Sary Bulak i dalej np. nad Song Kul, w lewo do Narynia, ta jest o wiele bardziej efektowna - jej ozdobą jest kanion Małego Narynia, dolina zwęża się coraz bardziej, a droga wspina na skalne półki, rzeka coraz bardziej dziczeje próbując zmieścić swe szerokie wody w wąskie koryto między górami. W tym miejscu: https://goo.gl/maps/QXkfXBu8v31XR5pu7 znajdują się jurty dla turystów, w których można przenocować, stąd jednak już zaledwie godzina dobrej drogi do Narynia i jego względnych wygód. Naryń To brzydkie miasto o surowym klimacie, nie ma sensu zatrzymywać się w nim na dłużej. Ale jedna noc bywa koniecznością - są tu dwa przyzwoite hotele. Aska hotel i Khan Tengri, przy tym drugim restauracja, która po chwilach w dziczy może wydać się oazą cywilizacji. CBT Naryn załatwi Wam niezbędne permity na strefy przygraniczne. Z reguły dość szybko, trwa to dzień lub dwa. W mieście znajdziecie kilku mechaników, ale żadnego który ogarnie motocykle. Nasze zaopatrzenie uzupełnicie na lokalnym bazarze, a dla motocykli najlepsze paliwo znajdziecie na jednym z dwóch Gazpromów. Jezioro Kol-Su Z Narynia odchodzi kilka ciekawych dróg, najciekawszą wydaje się ta prowadząca do jeziora Kol - Su. Łatwiej i szybciej można dojechać do tego miejsca przez Ak-Muz. To piękna szutrowa droga, która nikomu nie powinna sprawić trudności. Chyba że pada, ale jak pada to kirgiskie góry nie są najlepszym wyborem. Na przełęczy za Bosogo napotkamy na wojsko, które dokładnie sprawdzi Wasze paszporty i permity. Nie miejcie złudzeń, że coś tu się da objechać czy wjechać bez przepustki. Za posterunkiem zaczyna się wspaniałe plateau położone na wysokości ponad 3500 metrów. Piękne pastwiska, mnóstwo zwierząt i od czasu do czasu jurta lub barak z pasterzami. Drogi są niezłe, ale nie wierzcie im zbytnio, łatwo tu się rozpędzić do nieprzyzwoitych prędkości, a po zimie strumienie często wymywają przepusty i można się mocno zdziwić. Najbliższy szpital znajduje się w Naryniu i uwierzcie, nie jest fajnym miejscem, a Wy w dodatku będziecie mocno oddaleni od niego. To nie jest miejsce gdzie należy się spieszyć. Dojazd do Song Kul może być mylący, ale Maps.me zaprowadzi Was w to miejsce. Około 4 kilometrów przed jeziorem napotkacie jurty dla turystów i kilka zabudowań. Radzę się tam zatrzymać, do jeziora można wprawdzie próbować dojechać na motocyklach, ale musicie być naprawdę pewni swoich umiejętności. Wiele również zależy od rzeki, którą będziecie musieli przebyć. Radzę więc pożyczyć konia lub na wycieczkę udać się pieszo. Tak czy owak radzę trzymać się lewego brzegu i to jak najdalej od podmokłych łąk leżących przy rzece. Ostatni kilometr jest ciut trudny, ale na motocyklu dualsportowym nie będziecie mieli problemu z pokonaniem go. Kol-Su to dziwne jezioro, bo czasem nie ma w nim wody. Zazwyczaj jednak jest i turkusowa tafla to niezapomniany widok wart wysiłku, by tu dotrzeć. Jeśli jednak masz farta i wody akurat nie będzie, to nie szkodzi. Widok i tak jest nieziemski. Z Kol-Su możecie wrócić tą samą drogą do Narynia, albo pojechać w kierunku jeziora Chatyr Kol na przełęcz Torugart. Radzę jednak dobrze oszacować ilość paliwa. Torugart to graniczna przełęcz z Chinami, Po drodze możecie co najwyżej spotkać jadącego z przeciwnej strony turystę, który będzie miał podobne problemy jak Wy. A największym problemem w tym regionie może być zbyt wysoka woda, na jedynej poważnej rzece, powinniście się przeprawiać kilkaset metrów poniżej mostu. Mostem się nie da, kto był ten wie dlaczego⌠Szlak nie jest oczywisty i trzeba nieco poszukać właściwej ścieżki. Dno na szczęście jest pozbawione dużych kamieni, ale nie sposób oszacować głębokości tej rzeki inaczej niż w nią wchodząc. To ostatnia poważna przeszkoda na drodze do Torugartu. To kirgisko-chińskie przejście granicze, dojedziecie do niego jakby z drugiej strony, ale nie musicie się obawiać, że przekroczycie chińską granicę. Nie sposób tego zrobić. Z granicy raczej szybko Was pogonią. tuż za nią jest nowoczesna stacja benzynowa, niestety przez ostatnie 2 lata była zamknięta. Czasem można jednak kupić od miejscowych âbiznesmenówâ benzynę po paskarskich cenach. Jesteście wciąż na dużej wysokości w miejscu gdzie lubi powiać mocny wiatr, jezioro Chatyr kol nie jest fajnym miejscem na kemping, chyba że jesteście ornitologami. Droga w kierunku Narynia jest idealna więc warto zjechać niżej i nieco wypocząć. Do Tasz Rabatu stąd zaledwie 90 kilometrów, tylko ostatnie 15 to dobra szutrowa droga. Niestety nie dostaniecie nigdzie paliwa, Zatrzyma Was jeden pograniczny posterunek, gdzie sprawdzą Wasze kwity i to wszystko. Tash Rabat To urokliwe miejsce z ruiną dawnego karawanseraju, miejsca wypoczynku karawan podążających Jedwabnym Szlakiem. W kamiennym zamku nie jest przytulnie, w dodatku na noc zamykany jest na klucz, ale w okolicy sporo jest jurt, które postawiono tu dla turystów, również dużo jest miejsc na namiot. Bez problemu Was tu ugoszczą posiłkiem, a jak się dobrze zakręcicie to nawet przygotują Wam banię. Noce bywają tu bardzo zimne i letni śnieg z rana niech Was nie zdziwi, po chwili powinien stopnieć. Tasz Rabat to magiczne miejsce, to jeden z niewielu zachowanych zabytków kirgiskich. Pasterskie ludy zazwyczaj nie pozostawiają po sobie zabytków. Jeśli planujecie podróż do Tadżykistanu to jest to dobre miejsce, by złapać aklimatyzację. Warto tu zostać dwie noce, pożyczyć konia i zrobić trekking do jeziora Chatyr Kol. MELS Z Tash Rabatu można pojechać w trzy strony - na chińską granicę, w dół do Narynia oraz najbardziej ciekawą z dróg - tą do Baetova. Wystarczy skręcić w stronę Torugartu, by po kilometrze po prawej stronie dostrzec prostą jak strzała gruntową drogę odchodzącą w stronę gór. Osobiście uwielbiam tę drogę, bo jest na niej mój ulubiony widok. To jednak zdradliwa trasa i nigdy nie należy nią jeździć podczas deszczu. Jeśli macie kłopoty na pierwszym kilometrze to znak, że należy się wycofać. Jeśli przed Wami są burzowe chmury radzę zrobić to samo. Dużo tu czerwonej gliny która, gdy rozmoknie, właściwie uniemożliwia jazdę. Nawet 4x4 nie pomaga, kiedyś tam utknąłem za ciężarówką, która skutecznie zablokowała drogę w wąskim miejscu. Po drodze do Baetova jest tylko kilka rozwalających się domków przy rzece i to właściwie jest jedyne miejsce, gdzie można pomylić drogę. Przy domkach jest bród, a czasem prawie w ogóle nie ma wody⌠Kolejne kilometry prowadzą na przełęcz MELS (skrót pochodzi od pierwszych liter nazwisk Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina). Teraz wprawdzie przełęczy nadano nową nazwę, ale i tak wszyscy używają starej. W tym miejscu nie warto się spieszyć, ponieważ przy dobrej pogodzie mamy najładniejsze perspektywy Kirgistanu dostępne z motocyklowego siodełka. Ich kulminacją jest zjazd i otwarty widok na równinę przy Baetovie. Poezja. Sam Baetov jest postsowiecką dziurą, ale po kilku dniach spędzonych w górach jego atrakcyjność znacznie wzrasta - zwłaszcza, że ma stację beznynową, sklepy, a czasem nawet otwartą knajpę. Zaopatrzeni i napojeni możemy wyruszyćdwiema drogami - jedna poprowadzi w stronę Kazarmanu, a druga w kierunku Narynia lub jeśli ktoś w Ak-Tal skręci do najładniejszego moim zdaniem miejsca w Kirgistanie czyli nad Song Kul. Song Kul Dla mnie to kwintesencja Kirgistanu, najlepsze miejsce. Faktem jest, że trochę się skomercjalizowało w ostatnich latach, ale i tak daleko mu do Chorwacji. Jezioro leży wysoko, na 3015 metrach. Jest to więc dobre miejsce na spędzenie kilku dni jeśli myślcie o tym, by podróżować po Pamirze bez bólu głowy. Jezioro otoczone jest górami, a właściwie pagórkami dochodzącymi do 4000 metrów, na wszystkie można spróbować wejść, a na większość wjechać. W zależności od umiejętności, fantazji i wagi sprzętu. Jezioro jest âczynneâ od połowy maja do końca września. Wtedy koczują tu Kirgizi, którzy przychodzą tu ze swoimi zwierzętami na jailoo, tradycyjny letni wypas. Wokół jeziora jest więc kilkadziesiąt tysięcy baranów, koni i krów. Do jeziora prowadzi kilka dróg. Najłatwiejsza i najczęściej wybierana to ta z północnego wschodu, 5 km za Sary Bulak (rybki na drodze do Narynia) skręcamy w prawo i dalej droga jest oczywista - po 50 kilometrach będziemy nad jeziorem. Trudniejsza, ale najbardziej zjawiskowa jest droga z południowego wschodu, której kulminacją jest bardzo stromy podjazd prowadzący 32 zakrętami na przełęcz. Podjazd jest dość trudny, zwłaszcza dla tych na zbyt ciężkich motocyklach w stosunku do swojej wagi i umiejętności. Od Ak Tal prowadzi droga z południowego zachodu przez przełęcz Moldo -Ashuu. Jest dość dobra i widokowo bardzo wysoko ją cenię. Kolejne dwie drogi odchodzą w kierunku północno zachodnim i są stosunkowo najrzadziej używane przez turystów. Doprowadzają one do drogi Kochkor - Susamyr. Wokół jeziora prowadzi droga o długości ok. 100 kilometrów i to świetny pomysł na cały dzień. Droga na południowym brzegu jest w lepszym stanie i tu najczęściej skupia się ruch turystyczny. Jest wiele obozów z gotowymi na przyjęcie turystów jurtami. Jeśli podróżujecie w niewielkiej grupie to bez problemów znajdziecie jurtę bez wcześniejszej rezerwacji. Droga na północnej części jest nieco mniej oczywista. Nocleg ze śniadaniem i kolacją kosztuje ok. 15-20 dolarów od osoby. Na północnym brzegu spotkacie też rybaków i warto spróbować songkulskiej ryby. Właściwie nigdzie nie ma zasięgu komórkowego, co uważam za zaletę tego miejsca. W kilku punktach są :sklepyâ - zazwyczaj jest znak, który Was tam skieruje. Gorąco rekomenduję co najmniej dwudniowy pobyt w tym miejscu. Wokół jeziora można jechać szybko, a nawet bardzo szybko - 150 km/h na szutrze - bajka. Ostrzegam jednak że to zdradliwe miejsce, a do szpitala daleko. Już kilka osób stamtąd zbierałem, czasem na drodze będzie owca, a czasem nie będzie mostku. W jeziorze można się kąpać, choć temperatura nie zachęca. Jest płytko, ale w upalny dzień to idealne rozwiązanie. Dotarcie motocyklami na sam brzeg po południowej stronie może być trudne, ale trzeba trochę poszukać. Da się. Radzę unikać najbardziej zielonych połaci łąk.
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację. |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Stany - subiektywny przewodnik | sambor1965 | Przygotowania do wyjazdów | 30 | 02.10.2022 14:06 |
Polska - przewodnik czarnucha | JARU | Przygotowania do wyjazdów | 2 | 29.04.2013 08:37 |
Skoda przewodnik 4X4 | calgon | Przygotowania do wyjazdów | 18 | 21.02.2012 09:48 |