Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Główny dział > Imprezy forum AT i zloty ogólne

Imprezy forum AT i zloty ogólne Imprezy forum AT i zloty ogólne. Spotkania użytkowników naszego forum. Mają one charakter otwarty: obecność AT wskazana, ale nie jest wymogiem. Piszemy również o imprezach motocyklowych, na które wybierają się nasi forumowicze.

 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Prev Poprzedni post   Następny post Next
Stary 27.04.2010, 21:42   #1
felkowski
 
felkowski's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Warszawka
Posty: 1,485
Motocykl: RD07a
Przebieg: 66666
Galeria: Zdjęcia
felkowski jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 21 godz 47 min 41 s
Domyślnie Rajd Paluk - jak było

Przygotowania i prolog
Wszystko było jakoś tak nie po mojemu. Najpierw ogłoszenie o imprezie pół roku przed. No niby fajnie. Zaplanować, zaklepać, zakreślić w kalendarzu na czerwono jako termin nienaruszalny. Najpierw sporo dyskusji na forum, potem temat troszkę usiadł. Ktoś się namawiał na wspólny wyjazd, potem zapomniał. Jeszcze jakoś przed, Jurolki bekły, że możeby, gdyby i że wogóle chcieliby bo mało najeżdzeni są. A potem jak zwykle wszystko zaczeło wysiadać.

Już w Poniedziałek zadzwoniła mamusia, żeby mi o imieninach tatusia przyponieć. Fantastyczna imprezka w gronie leśnych dziadków. Ręce i majty mi opadły. Tak to jest planować imprezę na pól roku przed. Potem Jurolki wymiękły, gość co się umawiał nieodezwał się. I byłem w punkcie wyjścia. Rzutem na taśmę zaliczam dziadkową imprezkę w piątek. I w sobotę bladym świtem dzidaaaaaa.
IMG_3176.jpg
W okoliczach Płocka pierwsze ślady brzasku ujawniły nagą a raczej mroźną prawdę - szron. Ale my nadal dzidaaaaa. Tuż przed ósmą meldujemy się na starcie. Cicho wszędzie, głucho wszędzie. Kilka motorków między domkami. Na szczęście dostrzegamy jakieś żywe ludzie. Okazuje się, że to nie start tylko meta. Do startu jest jakieś 90 kilosków.
IMG_3183.jpg
Nastawiamy lufę na cel; odłamkowym ognia. Niestety magiczny telewizor Michała obiera kierunek na asfalt. Ni huhu, innej opcji nie ma. Jak by nie robić wybiera drogi. Po dłuższym gmeraniu, prośbą, grożbą i wysiłkiem intelektualnym udaje się zdałngrejdować GPS do roli kompasu. Jaka ulga. Zaczęły się leśne drużki, dukty i ścieżki. Żyć nie umierać.
Niestety gałęzie coraz niżej i gęściej. No, ta droga to ostatni raz była przy sadzeniu tego lasu używana. Moje czoperowe zapędy przejawiają się niezrozumiałym dla nikogo zamiłowaniem do jazdy w otwartym kasku. Co gorsza z nieustannie otwarta szybą. Niestety to przedziwne zamiłowanie dość mocno mi doskwiera na tej drodze. Nie dość, że gębe mam zsiekaną badylami i krzolami to w zębach zgrzyta piach, tonami wyrzucany z pod kół Michała.

Gdy powieki od kurzu zacieraja się na oczach, mówię dość. Zaczynam trzymać prowodnika na dystans. Po niedługim czasie znika mi z oczu na tyle skutecznie, że tylko ślady dzidy na piaskowej drodze wyznaczają kierunek jazdy.
IMG_3179.jpg
Wypadamy na łąkę. Kurzy się dalej niemiłosiernie ale za to wiatr przewiewa kurz trochę na bok. Było by nie źle gdyby droga nie skończyła się jakimś polem obsianym ostami. Na co komu te kolczaste zielsko ? Ujemna wręcz asertywnść Miśka czy wręcz jej zupełny brak wobec wskazań kompasu powoduje, że lecimy redliną pomiędzy rzędami tych kolczastych chwastów. Niestety po jakimś kilometrze kończy się to wszystko rowem otoczonym siatką. Zielsko ciągnie się po horyzont. Siatka zresztą też.
Rzut monetą i lecimy w lewo, do jeziora. Bliżej jeziora kończyła się siatka. Rów też jakby łagodniał, ale za to przerodził się w bagienko. Dzidaaaa jesteśmy na drugim brzegu. Plaża, trawka miód, malinka. Tylko teren zamknięty bramą z kłódką wielkości małej patelni. Wracamy przez bagienko i osty do lasu. Przed lasem znajdujemy inną drogę i gnamy od drugiej strony jeziorka.
Jedziemy wysoką skarpą nad jeziorem. Piękne widoki. No prawie widać drogę na Ostrołękę. Co chwila skaczemy miedzami. Właściwie to już nie ma drogi. Walimy łąką. Chwilami widać szczątki ogrodzenia z drutu kolczastego. Trza uważać żeby się w to nie wkleić. W końcu mamy ogrodzenie z trzech ston i musimy się kierować krowią ścieżką. Trza mieć się na baczności bo teren mocno zaminowany. Koniec końców lądujemy na czyimś podwórku. Ja zawracam. Misiek brawurowo daje na ostro. W ostatniej chwili zapiął bloki krzycząc ku.....waa, bohaterów, prądem? Nie zauważył elektrycznego pastucha. Najpierw potrzepało go prądem po łapach a chwile póżniej wygasiło silnik. Musiał wyciągać leżącego osiołka za opone do tyłu, aby dalej nie kopało.
Jakoś chwilę później napatoczył się jakiś gość mówiąc, że tam nie wyjedziemy. Najpierw dostaliśmy wykład o prywatnej własności itp. Po czym otworzono nam bramę i wypuszczono na świat. Drzemy dalej. Znowu mamy lasek, znowu pola. Nie wiem czemu, ale pola dość często kończymy redliną lub miedzą. Jadąć jednym takim polem mijamy w niewielkiej odległości bagienko z krzolami.
Krzole zaszumiały i wypadją z nich dwa dziki z bandą warchlaków, potem znowu dwa z bandą małych i jeszcze chyba ze dwie pary. Początkowo sarżują na nas. Przed oczami mam obraz małego fiata ze zderzakiem wklejonym w czołową szybę po spotkaniu z taka lochą. Trochę robi mi się słabo. Na szczęśćie banda skręca w lewo i leci jeszcze trochę równolegle do nas, po czym oddala sie jeszcze bardziej.

Wpadamy do kolejnego lasku. Trochę w prawo, trochę w lewo. Gnamy na azymuty. Chwilami droga jest tak dobra, że drzemy oporem. Jest cudownie, ale kończy nam się paliwo. Postanawiamy dotrzeć do cywilizacji. Znajdujemy jakąś drogę. Oddziela ją od nas barierka. Żaden z nas nie jest Stivem McQuinem i nie umiemy tego przeskoczyć. Poza tym jazda polem bardziej nam odpowiada. Jest miło i miło.
Wyprzedzamy jadąć poboczem jakiegoś uniaka jadącego drogą za barierką. Gość manifestuje swe uznanie pukając się w czoło. Fura nie trzymana lejcami o mało nie wkleja się w barierkę. Na szczęście opamietanie agresora pozwala uniknąć kasacji barierki, lub uniaka. Przed nami jakieś mostki. Szczęśliwie udaje nam się je pokonać. Jest stacja.
IMG_3181.jpg
Tankujemy i dalej. Wyjeżdżamy na łąki. Pociete są rowami, kanałami i rzeczkami. Trochę kluczymy. Udaje nam się pokonać jednak i te labirynty. Jestesmy na drugiej stronie i znowu w lesie.
Docieramy do jakiegoś grubszego kanalu. Tu już nie ma kładki. O próbie pokonania wpław to nawet ja nie myślę. Klucząc jakieś 7 kilometrów na zachód znajdujemy most. Jedziemy drogą, jakby szerokim strożeczem albo zalewowymi łąkami. W oddali widac las i górkę. Górka okazuje się być nasypem kolejowym. Napieramy ścieżką w górę. Tory pokonujemy z trudem. Szerokość torów odpowiada odległości osi. Przednie i tylne koło jednocześnie napiera na tory. Trzeba to pokonać rozpędem.
IMG_3182.jpg
Po drugiej stronie znajdujemy scieżkę quadowców przez bagienka i później na górę. Droga urocza. Znajdujemy się na szczycie wzniesienia. Tu wypada nam się skierować na północ w kierunku startu. Pokonujemy na szage kolejne wzniesienia porośniete jakimiś kolczastymi krzolami. Po zjeżdzie na dół okazuje się, że od kolejnego dzieli nas nieco zabagniona rzeczka. Jako, że czasu jest mało, próbujemy znależć dogodniejszą przeprawę. Z lasu wypadają sarenki. Te jednak, inaczej niż dziki, nie kieruja się na nas lecz zupelnie w przeciwna stronę.
Jedziemy rozjeżdżoną głebokimi koleinami drogą. Gdyby było mokro mielibyśmy niezłą zabawę. Wysuszone na wiór błoto trzepie tylko kierownicą. Zaczynam się zastanawiać czy aby droga nie skończy nam się w czyimś obejściu. Na szczęście do Gliszcza już niedaleko. Dojeżdzamy to tabliczki. Potem już bułka z masłem.
Kilka motorów dostrzeżonych z daleka prowadzi nas do celu jak system naprowadzania Patriot. Szeroka szutrówa wysypana grubym żwirem. Misiek zamiata kołem - masakra. Gdybym był afryką pewnie musiałbym kupować nowe lampy albo szybę. Mój magiczny rołdbuk w technologi rejli nie daje wystarczającej ochrony przed tym atakiem.
IMG_3271.jpg
Na szczęście gęba wytrzymała. Rołdbuk wykonałem z biurowej deski z klipsem. Wbity pomiędzy osłonę i lampę przyklejony plastrem sprawdził się znakomicie. Mało tego, wzbudzał podziw i porządanie. Wspominaną szystuwa walimy prawie do odcięcia. W każdym razie opór jest. Wpadamy na metę a właściwie start. Sądząc po minie Bartem czuje się jak ja. Morda uchachana na maksa. Prolog zdecydowanie był nasz.
IMG_3186.jpg
I niech mi ktoś powie, że improwizacja jest słabą taktyką.
Załączone Grafiki
Typ pliku: jpg IMG_3282.jpg (453.3 KB, 12 wyświetleń)
__________________
felkowski
sikanie z wiatrem to chodzenie na łatwizne
felkowski jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
 


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
A kiedyś było tak... jorge Imprezy forum AT i zloty ogólne 13 06.06.2013 01:45
Gdzie nas jeszcze nie było? giziu Kwestie różne, ale podróżne. 14 29.07.2008 18:52


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:44.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.