24.06.2012, 23:30 | #1 |
wondering soul
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 2,364
Motocykl: KTM 690 enduro, Sherco 300i
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 23 godz 11 min 8 s
|
Rajdowo przez Albanię - czyli Rally Albania 2012 od kuchni
KILKA SŁÓW NA POCZĄTEK Chciałam zobaczyć jak jest na rajdach motocyklowych. Chciałam poznać ten wymiar motocyklizmu, do tej pory znany mi jedynie z relacji telewizyjnych z Dakaru, kilku krótkich opowieści chłopaków z Orlen Teamu i obserwacji marokańskiego Rajdu Merzouga. Ot - i cała moja wiedza i doświadczenie. Czyli żadne. Informacji o rajdach, takich od kuchni, jest opłakanie mało. Jakoś zawodnicy, czy amatorzy startujący w rajdach, nie kwapią się do napisania kilku chociaż słów o swoich wrażeniach. Opieranie wiedzy na oficjalnych stronach organizatorów rajdów jest mało miarodajne: wiadomo, o codziennych rzeczach się tam nie mówi. Dodatkowo wielkim znakiem zapytania było dla mnie: czy w ogóle spodoba mi się ściganie, ciągła napinka i jazda byle do przodu, bez możliwości podziwiania okolicy, zrobienia zdjęcia, czy pogadania z lokalesami. Ponieważ lubię poznawać odpowiedzi metodą empiryczną, postanowiłam spróbować sił w rajdzie i przekonać się o wszystkim na własnej skórze. To nie będzie wielka relacja. Jak te nasze afrykańskie z dalekich wypraw. Będą to moje wrażenia z 6-cio dniowego rajdu: czyli wszystko subiektywnie i od kuchni. Mam nadzieję, że ta garstka informacji będzie przydatna dla tych, którzy zastanawiają się nad udziałem w rajdach, wahają się i nie bardzo wiedzą, czy w ogóle próbować swoich sił w takich zabawach. Pytajcie, krytykujcie, poprawiajcie - czym więcej zbierze się informacji, wniosków, przemyśleń - tym lepiej dla wszystkich. CO TO W OGÓLE ZA RAJD To była już ósma edycja Rajdu Albanii (http://www.rallyalbania.org/). Niewiele można o nim znaleźć informacji: trochę zdjęć z poprzednich edycji i tyle. Rajd przeznaczony jest dla motocykli, quadów i samochodów 4x4. Wszyscy jada jedną trasą, co jest trochę zwodnicze. Wydaje się, że jak samochody mają przejechać, to będzie łatwo, a tymczasem nic z tego… Na całe trasie nawigacja opiera się na roadbookach przygotowanych przez organizatorów. GPSów nie wolno używać. Trasa rajdu (przynajmniej w tym roku) prowadziła w całości przez góry i według mnie była ewidentnie przygotowana pod mniejsze motocykle endurowe (dopiero na miejscu zrozumiałam dlaczego większość startujących jedzie na motocyklach o pojemności do 450 cc). Wielokrotnie wspinaliśmy się na 1500 - 2000 m npm, tylko po to żeby za chwilę wąskimi ścieżkami zjechać w dół, a potem lawirując między przepaściami znowu pod górę. Terenowo określiłabym trasę jako stosunkowo trudną: dużo kamieni, przejazdów przez rzeki, jazdy po wyschniętych kamienistych korytach rzek. Mnóstwo podjazdów i zjazdów. Jak ktoś ma lęk wysokości - nie polecam. Błota też trochę było, szczególnie na odcinkach leśnych. Z tym, że w tym roku ani razu przez te sześć dni nie padało. Myślę, jednak że jak tam popada (a w lecie burze zdarzają się często) to jest dopiero masakra: czerwone gliniaste podłoże zamienia się w ślizgawicę poprzekładaną kamieniami. W warunkach deszczowo - mokrych musi to być bardzo trudna trasa. Było też trochę szybkich szutrówek, na których trzeba strzec się samochodów jadących z zawrotnymi prędkościami. Część dojazdówek nie różniła się od odcinków specjalnych. A było nawet kilka trudniejszych niż odcinki specjalne z danego dnia. Częściowo dojazdówk poprowadzone są małymi drogami asfaltowymi: takie górskie serpentynki. Całkiem przyjemne, szczególnie po 300 km w terenie. To co mi się już trochę mniej podobało to bardzo krótkie czasy, jakie organizatorzy dali nam na dojazdówki. Właściwie nie było czasu się napić, ani nic zjeść, nie mówiąc już o odpoczynku, robieniu zdjęć itp.. Kto chciał zdążyć na starty odcinków specjalnych musiał nieźle grzać (choć teoretycznie trzeba było przestrzegać przepisów, ale w tym wydaniu dojazd na czas był niewykonalny), no i wcisnąć gdzieś kilka minut na tankowanie. Większość startujących wyglądała mocno profesjonalnie i dość poważnie podeszła do tematu ścigania się. Sporo było teamów z busami serwisowymi, obsługą itp. Cześć czołówki przygotowywała się do Dakaru. Oczywiście ich poziom jeżdżenia i przygotowania sprzętu to zupełnie inna liga. Było też na szczęście sporo amatorów, podchodzących do tematu ścigania się na większym luzie. Do tej grupy na pewno należała część ekipy polskiej, w tym my, tzn. Jurek i ja. Większość motocykli to pojemności do 450 cc, co po przejechaniu tej trasy wcale mnie nie dziwi. Było trochę KTMów 690tek, LC4 i LC8. Były też dwie AT: jedna z przerobionym zawieszeniem od KTMa i jedna "normalna" (ta niestety nie ukończyła rajdu). Poza tym kilka quadów, w tym jeden quad "meduza" - jakaś wydumka, na której jechał Machachek. No i sporo 4x4, baaaardzo profesjonalnie przygotowanych. W grupie samochodów walka naprawdę toczyła się na śmierć i życie. Trasa tegorocznego rajdu była podzielona na 5 etapów. Dodatkowo, pierwszego dnia by prolog, który nie liczył się do klasyfikacji, a tylko ustawiał kolejność startu na pierwszy dzień. Przedsoatni dzień rajdu, był dniem wolnym. Całość trasy miała ponad 1650 km, z czego około 515 km stanowiły odcinki specjalne. Każdego dnia był jeden albo dwa odcinki specjalne. Przez te sześć dni jazdy objechaliśmy praktycznie całą Albanię, która okazała się niezwykle malowniczym i cudnym krajem (to był mój pierwszy raz w Albanii). A tak o tegorocznym Rajdzie Albanii piszą na portalu www.terenowo.pl: "W sobotę zakończył się Rajd Albanii (Rally Albania) uznawany za jeden z najniebezpieczniejszych i najtrudniejszych rajdów cross-country w Europie….Swoją szczególną sławę Rally Albania zawdzięcza morderczej trasie prowadzącej przez najbardziej niedostępne i dzikie góry Albanii. W tym roku trasa podzielona na 6 etapów liczyła łącznie 1650 km, z czego aż 515 km stanowiły odcinki specjalne - wszystkie wyznaczone w ekstremalnie trudnych partiach górskich, często na wysokościach ponad 1500 m n.p.m.." (cały artykuł tu: http://www.terenowo.pl/sport/inne/1987-duy-sukces-polskiego-solter-team-na-rally-albania-2012.html ) Nie wiem, czy aż tak dramatycznie określiłabym ten rajd. Nie mam porównania. Trudny był. Ale też bez przesady. Największą trudnością nie była trasa jako taka, ale połączenie setek kilometrów, stosunkowo trudnego terenu, upału i zmęczenia fizycznego. SKĄD TEN POMYSŁ, PRZYGOTOWANIA I EKIPA Pomysł narodził się tak naprawdę na Moto Maroko, czyli w listopadzie 2011. Właśnie tam weterani rajdowi snuli swoje opowieści na temat fantastycznego świata rajdów. Momentami brzmiało to trochę jak bajka, ale krok po kroku dałam się „ponieść” pomysłowi. W końcu rajdy są różne. Wiadomo niektóre – totalnie poza zasięgiem, no ale takie amatorskie i pół amatorskie, to czemu nie. Jedną z uczestniczek wyjazdu Moto Maroko była Asia, znana bardziej jako Modrzew. Asia miała już za sobą start w dwóch rajdach RMF Maroko Challenge i kilku edycjach Baja w Polsce. Ewidentnie złapała bakcyla i namawiała resztę do podjęcia rękawicy. Inaczej rzecz ujmując: dwie umorusane po całodniowej jeździe na moto kobitki, siedziały z drinkiem w ręku wpatrując się o zachodzie słońca w boskie Erg Chebbi, podziwiając wydmy, pustynię, wielbłądy i porozstawiane dookoła motocykle. Tak sobie gadałyśmy gdzie by tu pojeździć w następnym sezonie. Oczywiście w planach była pustynia, ale… Aśka rzuciła też hasło Rally Albania. Co prawda to zupełnie nie pustynia, ale „słyszałam, że super rajd” – powiedziała. Długo nie trzeba mnie namawiać na takie rzeczy. Po powrocie do Polski rozpuściłyśmy wici, kto by chciał się dołączyć do ekipy i tak, w dość krótkim czasie, zebrała się nasza „rajdowa grupa”. Ostatecznie wybraliśmy się w następującym składzie: Asia, zwana Modrzewiem – dwa rajdy RMF Maroko Challenge za sobą, nie do zdarcia kondycyjnie. Na trasie nigdy się nie poddaje - połyka po prostu garść ketonalu i jedzie dalej, do końca. Rajdy to jej najnowsza pasja, której oddaje mnóstwo serca i czasu. W przyszłości na pewno da jeszcze nie raz o sobie znać. Asia wystartowała na KTM EXC 450. Jurek – rajdowo zielony, ale z tysiącami kilometrów nawiniętymi na liczniku. W terenie czuje się jak ryba w wodzie. Góry to jego żywioł, więc trasa rajdu idealnie mu podpasowała. Nawigacja na road booku ewidentnie mu podpasowała i opanował właściwie od razu. Mechanicznie złota rączka, a nie miał łatwego zadania: swój i mój motocykl na głowie. Jechał na KTM 690 Enduro R. Zbychu – na kolega z Pro Motora. Na co dzień śmiga na małych endurakach i przy takim pozostał – jechał na Yamaha WR 250. Zawsze uśmiechnięty, bezproblemowy i zadowolony z życia – nawet gdy pada ze zmęczenia. Minimalista i w 100% „antygadżeciarz”.W tym duchu wyposażył swój motorek, nie przejmując się zupełnie uszczypliwymi komentarzami rajdowców. W rajdach już jakieś doświadczenie miał – startował raz w RMF Maroko Challenge. > Grzesiek – na enduro jeździ zaledwie od 3 lat. To, że zaczął uprawiać ten sport w nienajmłodszym już wieku, zupełnie w niczym mu nie przeszkadza. Człowiek renesansu, który w życiu spróbował już chyba wszystkiego – w pozytywnym znaczeniu. Chodzący wulkan energii, a kondycji mogliby mu pozazdrościć 18-latkowie: nie do zdarcia psychicznie i fizycznie. Świat widzi jedynie w jasnych barwach, nawet gdy jest źle (czego dał niezbity dowód na tym rajdzie). Ma za sobą starty w obydwu edycjach RMF Maroko Challenge. Jechał na KTM EXC 450. Żbiku – struś pędziwiatr i wymiatacz. Nieprawdopodobnie objeżdżony na motorku: widać setki godzin, lat i kilometrów spędzonych w terenie. Rajdowo doświadczony: rajdy RMF Maroko Challenge, edycje Baja w Polsce i pewnie jeszcze inne zawody enduro, o których nawet nie wiem. Do życia podchodzi z uśmiechem i humorem. Żbiku jechał na KTM EXC 530. Maciek – na co dzień znam go raczej z życia zawodowego i garniturów… Pokazał swoje drugie, zupełnie inne oblicze. Ma bogate doświadczenie jazdy enduro, choć przez ostatnie kilka lat miał od tego przerwę. Rajd zmotywował go do ponownego zaprzyjaźnienia się z motocyklem en durowym. I chyba, a nawet na pewno, znowu złapał bakcyla. Maciek jechał na KTM EXC 450. Smoku – jedyny z ekipy, którego wcześniej nie znałam. Eksplozja pozytywnej energii, humoru i szalonych pomysłów. Rajdowo – stary wyga. Ma za sobą obydwie edycje RMF Maroko Challenge. Smoku jechał na KTM EXC 350. Niezależnie od naszego umawiania się na wyjazd, zebrała się równolegle ekipa na forum adv. Skład ekipy był dość zmienny i w końcu, po różnych komplikacjach w rajdzie wystartowali: Smutek (KTM LC4 640) oraz Krzemień (Yamaha WR 450). No i na koniec zostałam ja. Również totalnie zielona rajdowo. Moje całe doświadczenie, to była obserwacja z bliska Rajdu Merzouga, w listopadzie w Maroku. Nigdy w żadnym rajdzie nie stratowałam, ani nie miałam do czynieni a z nawigacją z roadbooka (czego najbardziej się obawiałam, a co okazało się jednym z moich ulubionych elementów rajdowania). Na rajd wzięłam KTM 690 Enduro. Choć potem wielokrotnie na trasie żałowałam, że nie jadę na moim KTM EXC 200. Co do papierologii rajdowej – to nie ma o czym pisać. Sprawa jest dziecinnie prosta. Wypełnia się formularze ze Stroby organizatora, wpisuje na listę, płaci wpisowe (kobiety, tylko opłatę administracyjną w wysokości 100 EUR, panowie niestety całość, tzn. 500 EUR) i gotowe. Jeśli chodzi o przygotowanie motocykli, to każdy z ekipy zajął się tym we własnym zakresie. I albo robił to sam albo oddał w ręce bardziej doświadczonych mechaników. Jurek przygotował obydwie nasze 690. Także wszelki pytania bardziej techniczne, proszę do niego. Na przygotowanie sprzętu, jak się pewnie domyślacie, można wydać majątek. Szczególnie jak się jedzie pierwszy raz i nie ma się wymaganego na rajdzie szpeje. My starliśmy się znaleźć złoty środek, tzn. mieć to co trzeba, ale nie wydać przy tym worka pieniędzy. U Huberta kupiliśmy nowe opony (Pirelli Scorpion z przodu, z tyłu Mitasy T04). Jechaliśmy na najgrubszych dętkach. Na musy, ze względu na koszty, nie zdecydowaliśmy się (choć na rajdzie prawie wszyscy jechali na musach). Musieliśmy kupić roadbooki i metromierze. Udało nam się znaleźć niezłe (z tego co nam powiedzieli bardziej obeznani w temacie) roadbooki elektryczne portugalskiej firmy Free 2 Ride. Cenowo wyszły całkiem przyzwoicie, a jakościowo sprawdziły się świetnie. W temacie metromierzy nie ma za wiele do wyboru, więc nie pozostało nam nic innego jak kupienie ICO. Poza tym trzeba było przygotować w motorku jedno wyjście elektryczne extra, na podczepienie GPSa organizatorów (taki cracking system). Cały szpej Jurek montował sam. Na miejsce dojechaliśmy 3 samochodami: jeden bus i dwa samochody z przyczepami. Niestety droga jest dłuuuga: z Warszawy 26 godzin. Część jechała przez Chorwację, część (w tym my) przez Serbię i chyba ta opcja jest jednak lepsza. PS. Zdjęcia użyte w tej opowieści nie są moje. Niestety nie miałam czasu na pstrykanie… Czego z resztą bardzo żałuję. Wszystkie zdjęcia pochodzą od innych uczestników rajdu.
__________________
Ola Ostatnio edytowane przez Ola : 27.06.2012 o 12:25 |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Rajdowo przez Afrykę | kajman | Umawianie i propozycje wyjazdów | 0 | 20.05.2013 14:51 |
Albania 2012 | kocur | Trochę dalej | 11 | 23.03.2013 00:45 |
67 FIM Rally 2012 | mirass | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 0 | 14.07.2012 21:44 |
Rally Albania 8-15 czerwca 2012 | Macek | Umawianie i propozycje wyjazdów | 1 | 02.04.2012 17:31 |