Dzień 16
Zwiedzanie Tbilisi > wycieczka do Dawid Garedża > Tbilisi
Wysypiamy się do 8.00 - trzeba wykorzystać luksus spania w suchym łóżku
Nasz pięcioosobowy pokój jest zawalony gratami. Dobrze że jesteśmy sami - walory zapachowe zabiłyby co słabszych współlokatorów. Pierzemy i suszymy wszystko na potęgę. Szczególnie zależy mi na wysuszeniu butów. Od czasu noclegu na wyspie wożę w nich mokre bajoro. Jak tak dalej pójdzie moje stopy pokryją się łuskami i wyrośnie mi błona między palcami
Ruszamy na poranny spacer po Tbilisi, mijamy na rogu ulicy Grishashvili knajpkę w której wczoraj jedliśmy kolację - niestety jeszcze zamknięta. Tuż obok są zabytkowe termy i skwer, który dochodzi do głównej ulicy (
Vakhtang Gorgasali) biegnącej wzdłuż rzeki Kury.
Mimo że nasz hostel nie powala standardem, to muszę przyznać że jest świetnie położony. Z okna mamy widok na
twierdzę Narikala, zaś do starej części Tbilisi mamy dosłownie 200-300 metrów spacerem. Jedyny minus to remonty ulic, domów - dosłownie wszystkiego. Remonty w Tbilisi są wszechobecne, wielokrotnie utrudniają nam sprawne poruszanie się po okolicy.
Dochodzimy do rzeki Kury, której wody mają teraz kolor kawy z mlekiem. Mijamy zabytkowy
kościół Metechi, zbudowany w XIII, zburzony przez mongołów i ponownie odbudowany. Za czasów sowieckich używany jako teatr i zwrócony kościołowi prawosławnemu w 1988. Obok znajduje się konny pomnik króla Wachtanga I Gorgasali - to ten który widać na jednym z nocnych zdjęć.
Szwendamy się po drugiej stronie Kury, tej mniej reprezentacyjnej części Tbilisi, coś jak stara Praga w Warszawie. Mijamy małe bazary, sklepiki tak małe że tylko szerokość drzwi określa ich rozmiar.
Docieramy w okolice parku (Rike), który rozciąga się pomiędzy rzeką a pałacem prezydenckim. Park został otwarty w 2011 r i jest kolejnym owocem marzeń Szakaszwilego o europeizacji Gruzji. W Rike Park odbywają się koncerty i inne imprezy kulturalne. Nas witał tylko siąpiący deszcz - jedyną rozrywką było zrobienie kliku fotek.
Z Rike parku warto przejść
Kładką Pokoju - to 150 metrów nowoczesnej formy architektonicznej zawieszone nad rzeką, które jest łącznikiem ze starym Tbilisi. Z kładki jest dobry widok - można popstrykać wygodnie foty. Kładka w nocy jest świetnie oświetlona - dlatego warto tu zajrzeć także po zmroku
Wbijamy się w starą część Tbilisi, szwendamy się po mniej reprezentacyjnych uliczkach. Tutaj kuriozalna aktywność remontowa jeszcze nie dotarła. Stare odpadające tynki, drewniane schody, balkoniki i daszki - wszystko tchnie XIX i początkiem XX. Gdzieś w tych bramach chował się młody Stalin uciekając przed carskimi żołnierzami.
Tu mała dygresja historyczna: w czerwcu 1907 r Stalin zorganizował i przeprowadził na placu Erewańskim napad na konwój z pieniędzmi Rosyjskiego Banku Państwowego. Jego bojówka zrabowała ok 250 tys rubli (obecna wartość ok. 3,5 mln USD). Już wtedy Stalin nie liczył się z ofiarami - zginęło 40 osób a ponad 50 było ciężko rannych, po stronie bojówkarzy nie było ofiar. Większość kasy była transferowana na utrzymanie działalności Lenina, Stalin był najsprawniejszym z "organizatorów" finansowego zaplecza rodzącego się komunizmu. Czy ten schemat działania coś wam przypomina ? W podobnej akcji w 1908 (tzn.
napad na pociąg pod Bezdanami), nasz "dziadzio Piłsudski" zrabował 200 tys rubli, kilka/kilkanaście przypadkowych osób straciło życie. Nikt za życia Stalina czy Piłsudskiego nie nazwałby ich terrorystami, choć z punktu widzenia państwa prawa są zwyczajnymi rozbójnikami
Wspinamy się powoli na wzgórze, zwiedzając
kolejne kościoły, których w Tbilisi jest naprawdę sporo. Niestety, deszcz - choć ciepły - nadal siąpi.
Jedną z atrakcji Tbilisi jest kolejka górska, łącząca wzgórze z Rike parkiem po drugiej stronie rzeki.
Pomału schodzimy ze wzgórza, przestaje padać, pogoda nieco się poprawia i widoczność rośnie do kilkuset metrów. Dopiero stąd widać wysoki brzeg Kury w całej okazałości, który jest zabudowany charakterystycznymi domami z ozdobnymi tarasami.
Docieramy do "turystycznej" części miasta, równe chodniki, nowe czyste tynki, nowe okna i drzwi - istna cepelia
A to jeden z przykładowych remontów - chcesz dojść co zabytkowej łaźni - nie ma sprawy - albo 4x4 albo kalosze - innej opcji nie ma.
Ponieważ pogoda poprawiła się, ruszamy na lekko w stronę monastyru
Dawid Gareżdza, położonego kilkadziesiąt km za miastem na samej granicy z Azerbejdżanem. Kierujemy się w stronę miasta
Rustavi, które jest największym centrum przemysłowym (głównie metalurgicznym) w regionie Kaukazu. Ot, taki prezent Stalina by uczynić Gruzję przemysłowym epicentrum. W praktyce Rustavi to skrzyżowanie socrealistycznych budynków a'la plac Konstytucji z blokowiskiem a'la wczesny Gierek za którymi rozciągają się kilometry torowisk, hutniczych kominów, betonowych kloców i diabli wie czego jeszcze - słowem Mordor. Jeśli ktoś miewa depresję - odradzam zwiedzanie - deprecha murowana.
Ponieważ nawigacja znowu nas osrała, nawigujemy przez miasto bardziej na azymut, kierując się po prostu twarzą w stronę gór. Plączemy się po bocznych drogach, moczymy w kałużach i trzęsiemy na dziurach. Ostatecznie docieramy bocznymi szutrami do miejsca, gdzie wita nas właściwy drogowskaz.
Przez kolejne 17 km walczymy na błotnistych, tłustych polnych drogach o milimetry przyczepności. Poranne deszcze przerobiły drogę na maselniczkę. Roślinność na poboczu jest tak słaba, że jej korzenie nie wiążą gruntu, tym samym zwiedzanie poboczy nic nie daje. Rzeźbimy w tym błotnym eldorado, ale jednak powoli przemy do celu. Docieramy na parking przy monastyrze, parkując wykonuję jeszcze efektowną glębę - nóżki mi się rozjechały na boki na błocku
Monastyr budowany i użytkowany przez wieki to zlepieniec epok, stylów i rożnych pomysłów na połączenie naturalnych zagłębień i jaskiń w coś funkcjonalnego. Turystów niewiele - może kilkanaście osób, przy okazji poznajemy 4 osobową ekipę z Polski.
Decydujemy się wejść na wzgórze (Udabno) dominujące za monastyrem, ponoć warto. Pniemy się w górę stromą błotną ścieżka, motocyklowe buty jak wiadomo są idealne do takich spacerów
Wzdłuż ścieżki ciągnie się stalowa niby barierka która pełni funkcję szlaku - to ważne by iść wzdłuż niej.
Ze szczytu rozciąga się fenomenalna panorama na Azerbejdżan. Choć widok kusi by ruszyć w dół i zwiedzać raczej tego nie róbmy.
Obszar wokół Dawid Gareżdża jest przedmiotem sporu granicznego i tylko pozornie panuje tu spokój. W epoce ZSRR granica między republikami została wytyczona szczytem wzgórza, nikt się nie przejmował że w ten sposób dzieli zabytkowy obszar. Po 1991 czyli "odzyskaniu" niepodległości problem powrócił. Zwiedzając skalne pustelnie mnichów defacto kroczymy po terytorium Azerbejdżanu - warto o tym pamiętać.
Idąc wzdłuż wzgórza od południowej strony, nadal wzdłuż stalowego relingu, mijamy kolejne samotnie mnichów. Cześć z nich nadal ma ślady malowideł, część rozpadła się pod wpływem erozji lub ludzkiego wandalizmu. W sumie pustelni jest kilkadziesiąt, ale tylko część jest dostępnych i wartych zwiedzania.
Na końcu wzgórza ulokowana jest mała kaplica, w jej cieniu osłonięci od wiatru siedzą gruzińscy pogranicznicy z kałachami. Nie doceniamy tego, że w Polsce nie mamy czegoś takiego jak spór graniczny. Żyjemy z naszymi sąsiadami w pokoju - w wielu innych krajach to nie jest takie oczywiste.
Schodzimy z powrotem do Dawid Garedża, nawet udaje się nie wyorać dupskiem w glebę. W sumie na obejście wzgórza trzeba poświęcić 1,5-2 godziny - warto.
Wyjeżdżamy z monastyru, przy okazji podziwiamy charakterystyczne dla rejonu Kachetii wzgórza.Staramy się wrócić kierując się na miejscowości Udabno i Sagaredżo (Sagarejo) - zdecydowanie ładniejsza trasa niż przez Rustavi. Widoki piękne - łagodne zbocza, falujące trawy, cisza.
Bocznymi drogami docieramy bez problemu do Sagarejo, ostatnie 30 km do Tbilisi lecimy w zapadającym zmroku. To był dobry dzień, pomimo deszczowej pogody zwiedziliśmy sporą część Tbilisi, udało się nam dotrzeć do Dawid Garedża i szczęśliwie dotrzeć na noc do ciepłego śpiwora. Wieczorem na kolację zajrzeliśmy do naszej sąsiedzkiej knajpki na wieczorne chaczapuri i zimne piwo. Obsługiwała nas ta sama kelnerka, chyba córka właścicieli, wyraźnie zadowolona że wracamy do niej - prawie stali klienci
Przelot 204 km.