Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Prev Poprzedni post   Następny post Next
Stary 24.05.2013, 23:35   #1
Pils


Zarejestrowany: Jul 2011
Miasto: Dąbrowa Górnicza
Posty: 521
Motocykl: miałem 10 lat RD07a teraz CRF DCT 1100L
Pils jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 5 godz 29 s
Domyślnie Daj mi ten kamień i daj mi ten kamień, czyli jak w maju 2013 byłem w Albanii.

Dzień I piątek 26.04.2013
Pomysł wyjazdu powstał w październiku rok wcześniej. Razem z T wspominaliśmy wyjazd na Krym, słońce, morze, góry, przestrzeń i to wspaniałe uczucie, że nic nie muszę. To gdzie teraz jedziemy? Ma być ciekawie i nieprzewidywalnie oraz musi być ten smak przygody. Padło na Albanię. Kraj nieodkryty przez Polaków, nieznany i budzący obawy. Z pierwotnego 4-osobowego składu zostałem, z tych czy też innych powodów, sam. Ostatecznie ruszyliśmy w kierunku Bałkanów czterema motocyklami KTM 640 adventure i trzy afryki.
Start do garażu o 6.30 tam czekały już przygotowane dzień wcześniej motocykle.





Ostatnie spojrzenie na bagaż i poprawienie pasów mocujących. A jednak ktoś nam pomacha na dowidzenia T pojawił się życzyć nam udanego wyjazdu. Dziękuję. Ma nam kto zrobić startowe zdjęcie i ruszamy zgodnie z planem o 7.00.
Piotrek Africa Twin i Tomek KTM adventure 640



Pierwszy przystanek zaplanowany w Piwnicznej Zdrój gdzie mamy połączyć się ze wschodnią odnogą naszej wyprawy. Jesteśmy o czasie 10.00 chłopaki przysłali smsa że czekają na Orlenie. Taka trochę randka w ciemno - znamy się tylko przez internet. Chwila prawdy i… spoko pierwsze wrażenie ok. Mariusz i Wojtek na Africach Twin.



Plan zakłada przelecenie Słowacji i odpoczynek na Węgrzech.



W połowie Węgier zawiesiła mi się AutoMapa i nie ruszyła już do końca wyjazdu. Niezawodnie prowadziły nas dwa Garminy. Podczas tankowania na Węgrzech spotykamy grupę polskich motocykli kierunek wyjazdu ten sam tylko cele w Albanii zupełnie inne. Chłopaki jechali na turystykach i sportach

.

Podczas oględzin motocykli wychwytujemy pierwsze niedomogi maszyn.



Dalej na Węgrzech jak to na Węgrzech – nuda. Granica z Serbią.



Boczkiem boczkiem dojeżdżamy do pogranicznika. Paszport, dow. rejestracyjny, zielona karta - pieczątka i jedziemy dalej. Przed Nowym Sadem zjeżdżamy z autostrady i szukamy noclegu. Znajdujemy kemping gdzie rozbijamy namioty po 3 EUR od osoby. Kolacyjka ugotowana na palnikach gazowych



integracja przy Danielu



Dzisiaj najechane 800 km



Dzień II 27.04.2013 sobota

Budzimy się około 7.00 na spokojnie zwijamy obozowisko

.

Na śniadanie kaszka nestle z musli i kawa. Dzisiaj palnujemy dotrzeć pod granicę z Czarnogórą, gdzie czeka już przygoda. Serbię pokonujemy lokalnymi drogami, zaczyna się pierwszy off. Chwila odpoczynku fotki i w drogę.





W Serbii pierwszy paciak. Na agrafce omsknęło mi się koło na łacie z piachem, prędkość żadna to i szkody nieduże. Kolejny raz potwierdziłem zasadę, że im ciaśniejszy zakręt tym większy TIR z przeciwka jedzie. Tu akurat autokar turystyczny Bova na mój pas wypadł.



Taśma McGyver’a naprawiła wszystko. Chwila odpoczynku i w drogę. Granica SRB-BiH bezproblemowo. Najpierw boczkiem, boczkiem i jak się posterunek pojawił to grzecznie do kolejeczki. Mamy czas, patrzymy jak życie na granicy płynie. Pani pogranicznik podchodzi do kierowcy bierze paszport idzie do budki wraca oddaje paszport nastepny, paszport, budka, wraca oddaje , następny. Pojawia się Pan pogranicznik i wskazując nan nas kiwa. My z kolejki na pobocze i boczkiem pod szlabanik. O dziwo Pan bierz 4 paszporty na raz i kurs do budki i z powrotem. Jesteśmy w BiH. Jest to chyba najbiedniejsze państwo z byłej Jugosławii



Nocleg mamy w Bośni i Hercegowinie 15 km przed granicą z Czarnogórą . Wynajmujemy bungalow za 5 EUR od motocykla.



Wielkość noclegowni nie porażała, mniej więcej rozmiar ganku w wiejskim domu.



Gospodarz przywitał nas setką rakiji



na co my się odwzajemniliśmy żołądkową gorzką, bardzo mu smakowała.



Później zaprzyjaźniliśmy się jeszcze z biwakującymi tam Bułgarami. Polacy z Bułgarami w Bośni i Hercegowinie rozmawiają po angielsku. Udało się jakoś dotrzeć do łóżka uff. PS czy koty jedzą paprykarz?




Dzień III 28-04-2013 niedziela

Rano ogarniamy motocykle, pamiątkowe zdjęcie z przyjaciółmi z Varny (chyba)



i w drogę. Granicę mijamy bez problemu



Plan na dzisiaj to jezioro Pivsko i góry Durmitor. W kanionie Pivy ochom i achom nie była końca. Kolor rzeki bajkowy. Jak woda może mieć taką barwę? Trasa wpaniała lewy, prawy znowu lewy, tunel wydrążony w skale i tak bez końca lewy, prawy… a w dole ta turkusowa rzeka. Tunele wykute w skałach, bez zabezpieczeń elementami betonowymi.















Dojeżdżamy do Parku Narodowego Durmitor.







Miejscowi i mijani Słowacy mówią nam przez góry nie da się przejechać – śnieg na drodze. Cóż jak sami nie zobaczymy to nie uwierzymy, coś jak ze św. Tomaszem. No to w drogę. Czyżby prawdę mówili? Łata śniegu na drodze. Eee… przecież na trawie nie ma śniegu. Boczkiem, boczkiem po trawie po kamieniach nabieramy wysokości





Niestety zima tutaj też zwyciężyła, przez pierwsza łatę jeszcze przeciągaliśmy motocykle (tzn ja i Tomek bo Gucio z Wojtkiem poszli na pycie) ale kolejne już odpuściliśmy





Durmitor przejedziemy kolejnym razem. Odwrót drogami gruntowymi z różnej wielkości kamyczkami, kamykami, kamieniami, kamcorami.









Próbujemy przebić się najkrótszą drogą przez przełęcz. Kiedy przy zjeździe zacząłem redukować z jedynki niżej zorientowałem się, że chyba nie jest dobrze.Później jeszcze kilka razy próbowałem zejść poniżej jedynki.














Na tej drodze również pokonała nas zima. Miejscowy Czarnogórzec (Czarnogórzanin ?, Czarnogóral? tzn lokales) mówi, że śniegu tam jest że ho ho. Osobiście nie mam małych rąk a przy przywitaniu miałem wrażenie, że dłoń moja zniknęła w jego garści.







To już dzisiaj druga korekta trasy. Zjechaliśmy z gór i kanionem Komarnicy podążamy w kierunku Albanii. Trasa jak poprzednio zakręt, zakręt tunel skały i w dole rzeka. Trasa marzenie.

















Ale było za ładnie i pada komenda tędy będzie krócej.





Kamyczek, Kamyk, Kamień, luźny żwirek troche piasku, rzeczka w poprzek trochę błota, A taki piękny był asfalcik przy turkusowej rzeczce. Na którymś z postojów usłyszałem no GPS jeszcze pokazuje 30 km i wyjeżdżamy z gór na lepszą drogę. W mijanych dolinach przy drogach wypasały się zwierzęta domowe, owce, kozy, krowy świnie, konie, czego tam nie było



Zupełnie niespodziewanie za kolejnym zakrętem pokazała sie ściana wody wypływająca ze skał.



Jakby mało było wrażeń to jeszcze z drobin wody powstała tęcza.


No tu już były mega achy i giga ochy.





Po odpoczynku i uczcie dla oka i duszy ruszamy dalej. Dzisiaj nocleg wypada gdzieś w Czarnogórze przy rzeczce na łące. Namioty rozbite, motocykle ogarnięte, ognisko rozpalone. Kuchnia rozpoczęła pracę, dzisiaj na ciepło chińszczyzna z torebki.






Dzień IV 29-04-2013 poniedziałek

Ranek zrobił się bardzo szybko. Coś zimno w namiocie muszę jakiś inny śpiwór chyba mieć. Wygramalam się powoli z namiotu i wszystko jasne śpiwór ok tylko przymroziło na przełęczy, w nocy była ujemna temperatura. Przy porannej kawie jeden z nas stwierdził, że niewiele brakowało a odpaliłby moto żeby się do niego przytulić









Po zdjęciu szronu z kanapy rzucaliśmy się śnieżkami. Ognisko nas ogrzało



pomału odkuliśmy motocykle z lodu, kiedy słoneczko ogarnęło naszą dolinke to ni minęła godzina i zrobiło się dwadzieścia kilka stopni.



Cel na dzisiaj to Albania. Jeszcze tylko przejedziemy przez góry i będziemy w Albanii. Tyle tylko,że w górach to ja jestem od piątku od Piwnicznej i pewnie nieprędko z nich wyjadę. Dalej pod górę zakręt, zakręt i znowu kilka metrów wyżej



W pewnym momencie troszkę śniegu przy drodze następny zakręt i następny, tu już trzeba się zatrzymać i uwiecznić obraz. Jedziemy w tunelu śnieżnym na wysokość motocykla.









Mijamy przełęcz (ach… och… ach… ze dwa razy och…) i tyle co pod górę to tyle teraz w dół.A po bokach majestatyczne, niedostępne zaśnieżone szczyty.









Mijały godziny… Pora na obiad nie pamiętam już tej nazwy dokładnie, ale lokalna potrawa nazywała się jakby [cicarica] były to ugotowane ziemniaki zapieczone z serem podobnym w smaku do camembert, do tego podano gęste mleko zsiadłe. Zupa warzywna z mięsem z serii zobacz co rośnie w moim ogródku.





Dojechaliśmy, Albania małe przejście w Gusinje







Po 300 metrach Albanii kończy się asfalt i zaczyna się szuter



plan taki, że jedziemy w odstępach tak żeby się nie kurzyło i… po 300 metrach szuter się skończył i przywitał nas równiutki asfalt. Przejazd przez dolinę Vermosh szału nie było szeroko i szuterek z niewielką ilościa kamieni.






Rzeka, góry; wracamy i kierujemy się na SH 20. Droga biegnąca w górach przy granicy AL-MNE.Już na początku dowiedziałem się czego się będzie można spodziewać. Dwa strumyki jeden za drugim wyżłobiły sobie swoje korytka w poprzek mojej drogi. Szkoły offu znałem dwie: pierwsza wolniej to mniej będzie bolało; druga to kontra i pyta. Mimo wszystko częściej korzystałem z tej pierwszej. No bo jak tu odkręcić pytę jak po lewej 2m ode mnie pionowa skała w górę, a po prawej pionowa przepaść w dół a ja po lużnych kamieniach jadę. Mijały godziny. Z drogi doskonale pamiętam rozmiary kamieni, dobrze,że robiliśmy zdjęcia to przynajmniej wiem jakie krajobrazy były, mój wzrok głównie skupiał się na mojej przedniej oponie.
































Droga była średnio zaplanowana, okazało się, że mamy mało paliwa, słońce się chowa za wierzchołkami a my dalej jesteśmy w pięknych albańskich górach. Do tego wszystkiego nagle zgasł mi motocykl. Uff to tylko kranik nie był na rezerwie.





Wyjeżdżamy z gór. Za rondem czekamy na ostatni motocykl, rozłożyłem stopkę i jak zsiadałem to Królowa położyła się na prawym boczku. Podnosimy szybkie oględziny. Teraz mam hamulec przedni przeznaczony wyłącznie do off’u na klamce mieści mi się wyłącznie wskaziciel. Uśmiech w duchu bo na dnie kufra leży klameczka już gotowa do zmiany. Dzisiejszy nocleg spędzamy jak ludzie sukcesu w hotelu ze śniadaniem za 35 euro za pokój 2 osobowy.

Dzień V 30-04-2013 wtorek

Bez pośpiechu rozpoczynamy kolejny dzień jazdy. Jedna afrykanka zmienia tylnego bucika u lokalnego gumiarza, ludzie bardzo przyjaźni i życzliwi a wulkanizator nie chciał żadnej zapłaty za usługę. W tym czasie wymieniamy mój hamulec z offroad na on-road. W drogę. Na stacji benzynowej w Kopliku spotykamy grupę Polaków przez chwilę wymieniamy doświadczenia i udajemy się w kierunku Teth. W przydrożnym sklepie uzupełniamy zapasy wody.



Za wszystko w Albanii płacimy Euro, czy nas rąbią na kursie? ciężko powiedzieć, ale wyboru i tak nie ma. Bankomatów nie ma. Na stacji kartą płatniczą zapłacić nie można, w sklepie i hotelu podobnie.
Początkowo asfaltem w dolinę



następnie po szuterku przez wioskę i chwila postoju na wylotówce na Teth.



Królowa mówi, że da radę, ten na lewym ramieniu przypomina, że wolniej to mniej będzie bolało, a ten na prawym szepcze do ucha damy radę tylko pamiętaj kontra i pyta, pyta pyta. Ujechaliśmy z 5 km i spotkaliśmy wracające motocykle okazało się że za 2km droga jest nieprzejezdna ponieważ zeszła lawina kamieni i naniosła połamane drzewa na drogę, a powyżej dodatkowo są zaspy śniegu na drodze. No to wracamy. Może i dobrze, bo już dwa razy dzisiaj dźwigaliśmy motocykle z kamieni. Nie udało się dojechać do Teth. Ruszamy w kierunku Burrel trasa zaplanowana zasuwamy zgodnie z mapą i nawigacją jak nas prowadzi. Dzisiaj mamy jeździć już drogami czerwonymi i pomarańczowymi już nie wjeżdżamy na żółte i białe na mapie. Kilometr za kilometrem w końcu na skrzyżowaniu w prawo, na mapie droga pomarańczowa i w rzeczywistości też pomarańczowa szuter, kamienie, rzeczka. A przecież miała być główną drogą Chwila zastanowienia mamy jechać tą drogą około 50 km jest 17. 30 znowu szykuje się jazda po ciemku górami.





Szybka zmiana planów to jedziemy zobaczyć kolejną atrakcję rejs promem po Drinie. Trasa do Fierze rewelacja. Droga wykuta na zboczu skały z lewej 300 m do góry skały z prawej 300 metrów przepaści w dół. Co 15 sekund zakręt. Zacząłem liczyć nagrobki ludzi, którzy zginęli na tej drodze i od połowy wyszło mi około 17 osób. Droga taka, że jak wypadniesz z niej to nawet nikt się nie zorientuje że coś się wydarzyło.







Do Firze docieramy po zmroku. Jazda po ciemku na wąskich agrafkach niezapomniane wrażenie. Lepsze chyba tylko w deszczu. W Firze mamy nocleg w hotelu za 30 Euro za 4 osoby. Warunki jak u Babci w 1985 roku. Czysto i skromnie.

Dzień VI 01-05-2013 środa

Noc krótka, wstać trzeba było o 4.30. Prom odpływa o 6.00 rano, a trzeba jeszcze dojechać i załadować motocykle. Prom… Jakoś sobie inaczej go wyobrażałem. Daliśmy radę załadować motocykle i w drogę.





Prom jest przede wszystkim środkiem transportu dla lokalnej społeczności









a dodatkowa rola to atrakcja turystyczna.



Ambiwalentność odczuć podczas rejsu: z jednej strony niesamowicie wypiętrzone skały w kanionie a z drugiej olbrzymia ilość śmieci na wodzie tworząca wręcz ławice.















Rejs trwał około 3 godzin. Były też miejsca o przekazie symbolicznym. Czy możliwe jest żeby w skale wyrosło drzewo? Tylko niesamowita wola życia może sprawić coś tak nieprawopodobnego.



Po rozładowaniu motocykli



zjedliśmy śniadanie w „tawernie” omlet obowiązkowo z lokalnym serem i kawa. Dzisiaj w planie jest jeszcze zobaczenie morza. No to w dogę. Przejechaliśmy przez tunel na drugą stronę zapory i znowu brakło powietrza między żebrami. Olbrzymi gejzer wody wytryskujący z zapory



I po raz kolejny napawanie się niesamowitymi widokami. Dalsza droga to jak wcześniej zakręt, zakręt trochę po byle jakim asfalcie, trochę po szutrze i tak dotoczyliśmy się szczęśliwie nad morze. Jazda po piasku w poszukiwaniu miejsca na namiot nie przyniosła skutku. Posłuchałem tego z prawego ramienia, łata piachu przede mną - to ja pyta i kontra. Tyle tylko, że po pycie drze mi się do ucha BALANS stary BALANS… na balans nie byłem przygotowany



no i znowu dźwigałem Królową. Drugi paciak na plaży to już był majstersztyk stoję, jedynka zapięta i zamiast do przodu to ja lecę na lewy bok. :-) obcas mi się zahaczył o podnóżek i jak próbowałem podnieść buta to poznałem wulkaniczny piasek z bliska. Nie znaleźliśmy miejsca na plaży – brudno wszędzie butelki plastikowe, papiery reklamówki.



Ponoć plaże na południu Albanii są o wiele bardziej interesujące my byliśmy najbardziej na północy w Velipoje. Poszukiwania zakończyły się znalezieniem kwatery gdzie za studio 4 osobowe z łazienką i kuchnią zapłaciliśmy 25 EUR za 4 osoby.



Moto rozpakowane pierwszy raz zajeżdżamy o rozsądnej porze, mamy czas na kąpiel, ogarnięcie motków, obiad w knajpie no i morską kąpiel. Temperatura wody tak porównując to jak Bałtyk w sierpniu.






Dzień VII 02-05-2013 czwartek

"Kto raz przyjaźni poznał moc nie będzie trwonił słów przy innym ogniu w inną noc Do zobaczenia znów."

Dzisiaj drogi nasze się rozstają. Królowa i KTM wracają w kierunku Polski a dwie afrykanki zdobywają dalej bezdroża Albanii. Jedziemy do Kosowa. Piękna autostrada poprowadzona górami. Przed tunelem o długości 5.8 km rozmawiamy z policjantem o Albanii, podeszli do nas z pytaniem czy nie potrzebujemy pomocy.



Z wjazdem do Kosowa było tak: Pani pogranicznik poleciła mi wykasowanie zdjęć, które robiliśmy na granicy; oszalała! na jej oczach kasowałem tylko te z granicy kosowskiej, następnie wytłumaczyła mi, że nie mamy specjalnego ubezpieczenia i pokazuje mi tam oooo, tam kupimy to ubezpieczenie. Ide pytam ile? Co? 15 EUR ? no cóż płacimy 30 Eur za dwa motki i wjeżdżamy do Kosowa. Ładna trasa Prizren-Prisztina tylko bocznymi drogami, a tak poza tym to w Kosowie szału nie ma . Cywilizacja o wiele bardziej rozwinięta niż w Albanii- infrastruktura , skrzyżowania sklepy, banki. Uwagę zwracają transportery opancerzone KFOR i konwoje pojazdów ONZ. Kłopot był przy wyjeździe z Kosowa na granicy z Serbią. Najpierw odprawiali nas Belgowie z ONZ później Serbowie. Okazało się, że w jednym paszporcie nie ma jakiejś pieczątki i pogranicznik tłumaczy nam, że musimy wrócić do Albanii i naginać do MNE. Do Serbii wjechać możemy dopiero od strony MNE. Sprawę załatwiliśmy na kota ze Shreka - po prostu dużymi oczami patrzyliśmy na niego i w końcu nas pouczył żebyśmy naszym kolegom w Polsce powiedzieli, że muszą mieć pieczątki w paszportach. W Serbii już czuć powiew Europy. W sklepie, czy na stacji znają angielski, nie ma problemów z kartami płatniczymi ot cywilizacja. Nocleg znaleźliśmy gdzieś koło Koraljeva w myśl: rzeczka to skręcamy w boczną drogę, z bocznej w szutrową z szutrowej w polną i właśnie tutaj będzie nasza rezydencja. Zakładamy obóz.



Po rozłożeniu namiotów tu się błysnęło, tam zagrzmiało kap, kap i w momencie prysznic z nieba. Lało i lało i lało i tak lało z 18 minut jak szybko zaczęło tak szybko skończyło. Niebo gwiaździste nad nami no to ognisko rozpalamy. Skazani jesteśmy na sukces to wiemy w końcu mamy ze sobą rozpałkę w baku. Okazała się nie potrzebna znaleźliśmy trochę suchych gałęzi dodaliśmy trochę WD 40 i już mamy cieplutko.



Dzień VIII 03-05-2013 piątek

Dzisiaj nie planujemy już oglądania tylko plan jest prosty dojechać do autostrady, ustawić prawy nadgarstek w odpowiednim ułożeniu na manetce gazu, owinąć taśmą McGyvera w ustalonej pozycji i dokąd pośladki wytrzymają to jechać. Tak dojechaliśmy gdzieś w okolicę Zvolenu ponad 700 km. W przydrożnym zajeździe spotkaliśmy grupę Niemców na turystykach. Jechali na objazdówkę po Czechach, Słowacji, Polsce i Ukrainie. Pamiętni skutków przyjaźni z braćmi Bułgarami w Bośni postanowiliśmy się odpowiednio wcześnie wycofać z międzynarodowych kontaktów i grzecznie położyliśmy się spać



Dzień IX 04-05-2013

Za rogiem już widać dom, ale co będzie za zakrętem? Po śniadaniu startujemy,a w głowie krąży myśl, że większość złych przygód na wyprawach ma miejsce tuż przed domem. Z racji że z paliwem licho wybieramy droge przez Zwardoń. W Słowacji jeszcze bardziej się ochłodziło, tak że na postoju zakładaliśmy ciepłe rzeczy. Chwilę porozmawialiśmy z Polakami wracającymi do Wrocławia, którzy również wykorzystali postój na poprawę komfortu cieplnego. Chłopaki poznawali winnice z okolic Egeru.



POLSKA BIAŁO-CZERWONI POLSKA….



Jeszcze tylko 100 km przed nami. Sukces wyprawa zakończona. Jestem w domu w jednym kawałku i swoim motocyklem.





P.S Czy to w Albanii, czy w Czarnogórze wszędzie dookoła było kamieni pod dostatkiem. Jednak za każdym razem jak otwierałem stopkę boczną żeby postawić motocykl to zawsze było miękko na tych 4cm2. Daj mi ten kamień i daj mi ten kamień.
Pils jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
 


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Mały Afrykanin i duży GSowiec [przez BiH i MNE do Albanii - 2013] mikelos Trochę dalej 70 02.12.2013 09:14
Borżawa czyli awantura na Ukrainie (28.06-3.07.2013) AmberBamber Trochę dalej 27 24.11.2013 15:54
mongolia w maju ? simer Przygotowania do wyjazdów 2 02.02.2012 18:14
Ukraina, a co ja też byłem felkowski Trochę dalej 6 06.05.2008 08:23


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:45.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.