Motor już jest, co dalej?
Jak już pisałam w ubiegłym roku, zlot w Miedznej zakiełkował we mnie ( na szczęście nie kolejną ciążą, bo to zdecydowanie ochłodziłoby mój motocyklowy zapał) chęcią zamiany miejsca na kanapie motocykla, czyli przesiadkę z "plecaczka" na kierowcę.W moim przypadku "kierowca" oznacza naukę(!!!) jazdy na motorze od podstaw, a więc uzyskanie pr.jazdy kat.A.Nie zrażona tematem i sezonem zimowym ruszyłam z kopyta, wspierana dzielnie przez mojego partnera.Okazało się jednak,że możliwość szkolenia pojawi się dopiero wiosną. Idąc za ciosem postąpiłam jak rasowa blondynka i ...kupiłam sobie motor, zanim nauczyłam się na nim jeździć!Stoi sobie teraz w garażu (samochód wywaliłam pod chmurkę) piękna Yamaha MT03, którą odpalam co jakiś czas.Odbyłam też pierwszą jazdę próbną, tzn., bardzo, bardzo próbną-"zadusiłam" silnik kilka razy, raz o mało nie upadłam przy parkowaniu (zabrakło mi centymetrów na uskoku jezdni), ale uśmialiśmy się do łez i chrzest bojowy uważam za udany.Teraz muszę zawalczyć z instruktorem, potem egzaminatorem, żeby zdobyć to cholerne"A"! A jak nie, to złożę korupcyjną propozycję, bo przecież motor nie może się zmarnować! Trzymajcie kciuki.Zachęcam wszystkie pasażerki/ów do poszerzenia pola widzenia i wynurzenie się zza pleców tego siedzącego z przodu, choćby to był facet waszego życia!
|