21.07.2017, 10:10 | #18 |
Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 588
Motocykl: brak
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 18 godz 2 min 36 s
|
12-ty dzień. Tranzyt. Śmiało mogę nazwać tak ten dzień. Od ostatniego noclegu w Bułgarii do przyczółka gór Fogaraskich dzieli mnie niespełna 300 kilometrów niezbyt wyrafinowanej drogi. Nawet wytyczyłem sobie kierunek i cel. To sławna, znana wszystkim motocyklistom i wyasfaltowana już DN67C. Inaczej Transalpina. Port w Nikopolu ,Bułgaria. Myśląc że mam czas do pierwszego promu, zatrzymuję się na kawę w portowym barze. Stoję więc z filiżanką podwójnej espresso i kontempluję niezbyt urodziwą fabrykę chemiczną po drugiej stronie Dunaju. Jest ogromnych rozmiarów i przy odrobinie fantazji może przypominać rafinerię gdańską z czasów kiedy od strony drogi jeszcze nie była tak zarośnięta drzewami. Po zmierzchu na pewno jednak nie jest tak efektownie oświetlona. Już miałem zamiar zastanowić się w jaki sposób i jakiego rodzaju ścieki dostają się do Dunaju ale ktoś wyszedł z kawiarni i pokazuje w stronę otwartego szlabanu. Macha, pohukuje coś zdecydowanie ale w tonie koleżeńskim i rękoma pokazuje brzeg. No tak. Przecież nie na kawę ja tu przyjechałem. Biegnie człowiek od machania do swojej budki i zachęca mnie do tego samego. No to wsiadam na motocykl i... niespiesznie acz z gracją wjeżdżam pod prąd czyli na pas dla wjeżdżających do Bułgarii. Nawrotka i już jestem przy okienku z biletami. Człek od biletu woła coś po swojemu i po tym okrzyku wychyla się umundurowana ręka z następnego okienka. Tu odprawa paszportowa. Trwa to chwilę. W tym czasie człowiek od machania i biletu krzyczy coś do ściany betonu dzielącej nas od rzeki. On chyba na prom pokrzykuje. Po kilku minutach poganiany i ponaglany zjeżdżam na sam brzeg gdzie stacjonuje moja przeprawa. Barka przyjęła na siebie już wszystkie pojazdy oprócz jednego. Ten jeden właśnie spowodował że zdążyłem. Nie mogąc wgramolić swojego ładunku na prom, TIR zawisł ostatnią swoją osią między wodą a lądem. Obsługa krząta się wokół z deskami, deseczkami i klinami, podkładając to wszystko pod koła. Kierowca z kabiny podnosi zawieszenie naczepy na poduszkach powietrznych, bacznie wszystko obserwując przez otwarte drzwi szoferki. Kiedy to zrobił, rusza bez zwłoki i... z rumorem dartego metalu o metal przetacza się nieco bliżej swojego celu. Naczepa wciąż za nisko. Jeden człowiek z obsługi, zdaje się mający największe doświadczenie, krzyczy już i macha rękoma na wszystkie strony z dezaprobatą. Kierowca TIRa wsiada to znów wysiada, przełącza coś i kręci pod naczepą. Na koniec jak coś rypnie! Jedna z poduszek naczepy gwałtownie wyzionęła ducha zostawiając po swoim ciężkim żywocie chmurkę kurzu... Po tym kierowca gmera coś jeszcze z tyłu, wsiada do szoferki i w akompaniamencie pisku blachy i krzyków obsługi bezpardonowo wjeżdża na platformę. Czas i na mnie. Dalsza droga promem to cisza zakłócana tylko silnikiem pchającym swój wielotonowy ładunek przed siebie. Mija kilkanaście minut i jestem w Rumunii. Na granicy kontrola dokumentów, abstrakcyjny podatek od czegoś tam i znikam. Gdyby postawić kogoś niezorientowanego w środku Rumunii i nagle otworzyć mu oczy, nie miał by kłopotu ze zidentyfikowaniem kraju w którym się znalazł. Poza aglomeracjami Rumunia koniem stoi. Furmankami przemieszczają się ludzie, przewożą swoje towary i płody rolne. Cyganie czy też zbieracze wszelakiego złomu wożą swoje skarby za pomocą konia na furmance. Konie ciągną mleko do skupu i konie wiozą świnie do ubojni. Mam wrażenie że koń jest tu głównym narzędziem przeciętnego rolnika. Do tego dużo zieleni, stara, często drewniana albo na w pół drewniana zabudowa z żurawiami nad studnią. Murowane obory nad którymi stawia się drewniane, ażurowe ściany. Takie przewiewne miejsce na siano i inną paszę dla zwierząt. Skansen. Droga która mnie wybrała wiedzie wzdłuż prawego brzegu rzeki Aluta. Ta droga to z kolei rzeka ludzkich siedlisk. Przez dziewięćdziesiąt kilometrów nie zauważyłem przerwy między wioskami dłuższej niż kilometr. Przejeżdżam przez zaporę i wpadam na drogę z dość gęstym ruchem. Przez kilkadziesiąt kilometrów wyprzedzam ciężarówki, jadę za osobówkami. Jedyna rozrywka to remonty dróg, liczenie sprzedawców truskawek na każde sto metrów, zgadywanie czy pies idący przy drodze wyskoczy na nią znienacka. Ale widać już góry Fogaraskie! W końcu zjeżdżam na ulubione podrzędne drogi. Wśród scenerii przedgórza, zielonych łąk, starego wąskiego asfaltu a trochę szutrami jadę żeby zakończyć dzień na kolacji w pierwszym dogodnym miejscu. Mapa:
__________________
Pełne zadowolenie składa się z małych uciech rozłożonych w czasie. https://www.facebook.com/CFact1/ |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Rumunia 2016 "O górach, drodze w chmurach i o kłopocie w błocie" | CeloFan | Trochę dalej | 13 | 16.07.2017 10:59 |
"MoToGascar 2016" - motocyklem przez Madagaskar" | Sub | Trochę dalej | 50 | 09.08.2016 14:20 |
[2014 Rumunia/Bałkany] "Podróż im. PET'a" - Czyli przekuwanie marzeń w rzeczywistość | Maurosso | Trochę dalej | 20 | 23.12.2014 17:06 |