21.09.2017, 00:15 | #11 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
Poranna pobudka nastraja mnie bardzo optymistycznie jak tylko znajduję się w sali restauracyjnej naszego hotelu. Nooooo, wreszcie jest to poziom jakiego można oczekiwać za ponad stówkę za łeb. Stoły się uginają, żarcia wszelkiej maści jest opór. Napychamy się więc wreszcie porządnie i lecimy pakować motocykle. Jest przyjemnie. Nie ma zaduchu ani gorąca. Znaczy gorąco jest ale nie aż takie, jak na południu. Można powiedzieć że tutaj jest chłodno ledwie 25 stopni. Stoję przed hotelem i pakuję bety na motocykl. Dostrzegam skitranego w krzaczorach recepcjonistę, który wczoraj logował nas do obiektu. Pojawia się.też jeszcze jeden pracownik i cichaczem w krzakach jarają szlugi chowając się.przed oczyma ludzi i policji. Wszak mamy Ramazan i jaranie jest zabronione. Przynajmniej w czasie dnia. W zeszłym roku zarówno Kirgizi jak i Tadżycy respektowali te zasady. Każdy chętnie przytulił fajkę w padarku ale nikt nie palił do zmroku. W Iranie jak widać jest zupełnie inaczej, bo ci kolesie nie są pierwszymi, których dostrzegam jak się chowają.paląc pety. Zabawną sytuację.mieliśmy wczoraj po drodze, o której zapomniałem wspomnieć. Mianowicie w pewnej mieścinie zorientowałem się że nie mam kasy i muszę wymienić jakieś zielone. Zatrzymaliśmy się więc w miasteczku i ruszyłem do banku, który był nieopodal. Chłopcy zostali przy motocyklach. Wbijam się do banku, ludzi opór, nikt na mnie nie zwraca uwagi. Oczywiście same chłopy. Nagle jeden z nich dostrzega mnie i gestem zaprasza abym usiadł obok niego ale to nie obsługa lecz klient. OK, siadam i koleś coś tam rozumie po angielsku więc tłumaczę mu że muszę kasę wymienić. On na to że tutaj nie da rady ale zaprowadzi mnie do drugiego banku, gdzie to załatwimy. Pytam czy to daleko, jechać na moto czy jak? Oznajmia, że to ok 300 metrów więc postanawiam że się.przejdę. Kątem oka dostrzegam chłopaków otoczonych armią tubylców więc tym chętniej dymam w upale z buciora do banku co wymienia kasę. Idziemy wspólnie z Irańczykiem, wyciągam fajkę częstuję, ten grzecznie odmawia ale jakoś dziwnie na mnie spogląda. Idziemy dalej, fajka odpalona a ten gdy to zauważył to wpadł w panikę. Łapie mnie za rękę, ciągnie gdzieś.na bok, blady jak ściana. Co jest kuwa? Widzi że nie kumam więc tłumaczy że Ramazan, nie wolno palić, policja, kara będzie. Mówię więc chłopie, Ramazan to wasze święto a ja innowierca i niejako mam to w doopie ale z grzeczności widząc że gość naprawdę przerażony gaszę. Wyraźnie się uspokoił. Wchodzimy do banku nr 2. Ludzi w huk. Podbijamy do grupy kilku finansistów za ladą.i mój „znajomy” coś tam szwargocze do nich i pyta ile chcę wymienić? 100$ odpowiadam i wyciągam kasę. Wszyscy mężczyźni lukają na mnie i coś.gaworzą po swemu. Ja oczywiście nic nie czaję, ludzi tłum i nagle gość bierze ode mnie kasę i znika. Kuwa co jest? Odwracam się.a mojego towarzysza też.nie ma. W banku tłoczno jak cholera. Pozostali „bankowcy” też się.jakoś rozleźli. No fak! Oszyli mnie w Iranie na kasę w biały dzień w banku w Ramazan. Ja pier…
No i stoję tak jak debil, kolesi nie ma. Wokół pełno gawiedzi. Załamka. Wuj tam, myślę pogodzony ze stratą choć sytuacja jest kompletnie abstrakcyjna wtem ktoś mnie szarpie za rękę. Jest mój opiekun , wrócił a w łapie trzyma kasę z wymienionych dolców. Co? Jak? Wychodzimy. Dopiero na zewnątrz mi wytłumaczył że ustalił wymianę dolarów, które dałem jednemu gościowi a tamtem poszedł zadzwonić do kasy po drugiej stronie banku że ob podejdzie bez kolejki i przyjmie kasę za mnie. Trochę to trwało ale po co miałbym w kolejce stać skoro ja turist. No ok, legendarna gościnność. OK. To taka dygresja co do jarania i przygody w banku. Lecimy dalej. Dla ciekawych lokalizacja naszego hotelu. https://www.google.pl/maps/place/Tou...7!4d50.0102699 WYlatujemy z zatłoczonego Lahijan i kierujemy się.nad Morze Kaspijskie. Kręcimy się.jakby wkoło. Tak mi się.przynajmniej wydaje ale to Michał nawiguje i wreszcie skręcamy z drogi, wjeżdżamy na jakieś.podwórko a przed nami morze. Nie to nie meduza Jesteśmy na terenie jakiegoś ośrodka, który w tej chwili jest zamknęty i świeci pustkami. Szerokie plaże, grille i miejsca zabaw dla dzieciaków. Michałowi chyba się nie podoba . Małpa też chce fotę nad morzem Miejscówka fajna ale czasu na kąpiel brakuje więc ruszamy zgodnie z planem w kierunku Masuleh. Przebijamy się.więc przez zatłoczone Raszt bo tak nas jakoś navi nieszczęśliwie poprowadziła i pomału lecimy w kierunku wioski. Krajobraz się zmienia, jedzie się sieloną dolinką wzdłuż wzgórz. Co chwila po bokach drogi znajdują się knajpki, jakieś miejsca odpoczynku, grille. Gdzieniegdzie widać ludzi jak odpoczywają i jedzą. jest chłodniej bo lecimy w cieniu pomiędzy wzgórzami. Nagle zauważam że nie mam z tyłu Filipa. Zatrzymujemy się.więc z Michałem przy sklepie i kupujemy napitki. Czekamy ale Filip nie dojeżdża a przejeżdżające auta coś nam podejrzanie machają. Wydaje mi się że dają.nam sygnały że Filip stoi. Może coś się stało. Michał zostaje a ja wracam po Fila. Okazuje się że nasz poznany wcześniej przyjaciel Jakub, którego poznaliśmy jak pomógł mi zmienić.oponę przedzwonił do Brodatego i ucięli sobie pogawędkę nie wiadomo o czym. Dojeżdżamy do Michała i ruszamy w górę do Masuleh. Wreszcie przed nami robi się.mały zator spowodowany tym, że jest pobór opłat na wjazd do Masuleh. Oczywiście podjeżdżamy i koleś z uśmiechem macha aby lecieć dalej. Gonimy więc ale miasteczko jest wręcz zapchane autami więc postanawiamy wjechać na górę i stamtąd rzucić okiem na wioskę. STajemy na jednym z winkli i oglądamy tą.wątpliwą atrakcję. DOmy zbudowane na stromej ścianie tylko czekają na lawinę.błota, która je zmiecie w dół. Chwila oddechu, podziwiamy krajobraz ale jako że jest jeszcze wcześnie nie decydujemy się na posiłek w Masuleh tylko ruszamy dalej. I to był błąd. Jedziemy dalej i wkrótce asfalt zastępuje szutrówka. Wspinamy się na szczyt gdzie zastajemy niesamowite wręcz widoki. Zatrzymujemy się.na focie. Michał pruje szybciej i jest jakieś 200-300 metrów dalej. Widząc że stanęliśmy też się zatrzymuje i zalicza paciaka. Zapierdzielamy dalej. Cały czas jedzie się fantastyczną szutrówką poprzecinaną co jakiś czas koleinami i warstwą luźnych kamieni które wysypano aby maszyny je rozgarnęły i ubiły. Wydaje mi się.że za jakiś czas będzie tutaj asfalt. Na razie jest zajebiście. Gonimy drogą pełną zakrętów i w pewnym momencie zauważam brak Brodatego, który jechał ostatni. Michał odjeżdża, gonię więc za nim aby dać mu sygnał aby się zatrzymał. Wreszcie stajemy, zdejmujemy ciuchy i czekamy aż Filip dojedzie. Rozmawiamy z Michałem czy aby się nie wrócić ale widziałem że Filip kręcił kamerką więc uznajemy że pewnie się zatrzymał i filmuje bo widoki mamy nieziemskie. Wypalam fajkę , nasłuchujemy ale sieczkarni nie słychać. Dobra, zajaraj jeszcze jednego i wracamy stwierdza Michał. Nie było się.tam gdzie wywalić więc pewnie kameruje. OK. Palę drugą faję, stoimy już dobre kilkanaśncie minut. Nie ma żartów, wracamy. Nagle jednak słyszę KATa. Jedzie. Jednak się wywalił. Jesteśmy trochę zmęczeni a zrobiło się.późno. Pora obiadowa minęła, w brzuchach burczy, żarcia nie mamy. Trzeba ruszać dalej i znaleźć coś.do żarcia bo tutaj nie ma nic. Trasa jest widokowa, cały czas szuter, który w końcu ustępuje pola asfaltowi. Cała trasa ma kilkadziesiąt kilometrów (tak na oko) i jest fantastyczna. Stajemy w pierwszej mieścinie po drodze ale niestety knajpa zamknięta. Zagaduję z lokalesami, którzy chętnie wskazują nam drogę do jedynego lokalu, w którym można coś zjeść. PArkujemy i wbijamy się.do środka. Tam dwa stoliki i koleś postury niedźwiedzia. Pytam co mają na co prowadzi mnie za kotarkę gdzie na kuchni stoi wielki gar z czarną mazią. Pytam co to jest? Odpowiada że zupa i z uśmiechem na twarzy bierze w łapy kombinerki i z głębi gara wyciąga nimi łeb kozy. Kuwa, ja pier.. Nie wiem czy to się da zjeść ale OK. Spróbujemy. Siadamy przy stoliku a kolesie, którzy nas tu skierowali razem z nami przy stoliku obok. Po chwili na stole ląduje zupa, która jest samym płynem w kolorze powiedzmy że ciemnym. Do tego chleb i coś w butelce. Próbuję i pierwszy odruch to cofka. Kuwa nie da się tego zjeść. jednak jeden z chłopaków bierze butelkę z jasnym płynem i wlewa mi do michy. To chyba czosnek pomieszany z sokiem z cytryny. „Zupa” zaprawiona tym płynem smakuje już bardzo dobrze i zamawiam nawet dokładkę. Jednak to nie koniec. Kucharz stawia przed nami talerze z czymś co trudno określić a jedyne co wiem to że to coś było z kozy. Próbujemy i tutaj muszę przyznać że polegliśmy. Kilka kęsów przełknąłem ale więcej nie dałem rady. Coś okropnego. Syf jak cholera. Naradzamy się.i dochodzimy do wniosku że trzeba zapłacić i spieprzać. Dodam tylko że Panowie obok zajadali się.ze smakiem tym czego my nie byliśmy w stanie przełknąć. Szybko płacimy mimo że dalej jesteśmy głodni, wsiadamy na motki i uciekamy pozdrawiając naszych znajomych. W kolejnej wsi jest stacja paliw i musimy zatankować. Pierwsza stacja jest nieczynna a w drugiej jak podjechaliśmy pod dystrybutory koleś nalał nam tylko po 5 litrów i więcej ni wuja nie chciał. Nie wiem do dziś o co chodziło. Traktował tak jednak wszystkich bez wyjątku. Wkurzeni wyjeżdżamy z wiochy ale w złym kierunku więc zatrzymujemy się.na poboczu i KAT znów nie chce stać prosto. Wracamy z powrotem do wiochy i kierujemy się.na właściwą ścieżkę. Tutaj droga wiedzie zajebistym asfaltem po fantastycznych winklach a widoki są.cudowne. Zatrzymujemy się.po raz kolejny tym razem dotankować do pełna, gdyż mamy jeszcze kawałek do celu naszej podróży czyli miejscowości Ardabil. Tam chcemy zanocować tak aby jutro móc dostać się.do Armenii, walnąć kimę.w krzaczorach jak Pan Bóg przykazał i napić się.wreszcie browara. Dolatujemy wieczorem i nie bez kłopotów docieramy do hotelu, który jednak jest pełny. Długo dywagujemy z lokalesami i wreszcie jedna trochę.kumająca po angielsku kobitka wskazuje nam hotel gdzie będą miejsca. Docieramy tam wreszcie, logujemy się do pokoju, szybki prysznic i ruszamy do miasta na godziwą szamę bo dziś.od rana jedziemy praktycznie na pusto. Kilometrowy spacerek ale knajpy są jeszcze pozamykane, otwierają za chwilę. W jednej wreszcie możemy usiąść i zamówić żarcie. Ucztujemy na bogato i z pełnymi brzuchami wracamy do hotelu. Hotel nazywa się Darya i znajduje się.tutaj. https://www.google.pl/maps/place/Dar...3!4d48.2774395 Po drodze oczywiście zaliczamy sklep z trunkami bez alko, którymi raczymy się.przez resztę wieczora. Jesteśmy strasznie złachani ale zadowoleni. To był jeden z najlepszych dni w Iranie podczas naszej wycieczki. Morze, zieleń, fantastyczny off i spokój. Jutro chcemy się wydostać z Iranu i skierować w stronę domu. |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Bałkany 30.07.2017 - 12.08.2017 | giennios | Umawianie i propozycje wyjazdów | 0 | 23.06.2017 13:58 |
Iran trip 2017 - start 12.05.2017. | Emek | Przygotowania do wyjazdów | 137 | 14.06.2017 16:13 |
Enduro Pohulanka 29.04.2017 - 01.05.2017 | wojtekm72 | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 53 | 28.05.2017 22:49 |
El Palantentreffen 2017 | ex1 | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 9 | 18.01.2017 00:33 |