10.04.2018, 02:16 | #9 |
Zarejestrowany: May 2011
Miasto: Wrocław/Brema
Posty: 25
Motocykl: RD04
Online: 3 dni 20 godz 8 min 38 s
|
Wulkanizacja, czyli skuterowa wyprawa na Bali
OK, insha'Allah, lecimy dalej. Kontynuujac czesc II.
Obudzilem sie w okolicach pierwszej w nocy. Podekscytowany, zabralem graty - lekki plecak, butelke wody, slodki napoj z aloesu, troche jedzenia. Spakowalem tez ciastka - wieczorem, zanim polozylem sie spac, przeczytalem, ze powienienem zabrac ze soba cos, czym kupie sobie zyczliwosc wladcow kwasnego jeziora. Wyszedlem z pokoju i otoczyla mnie ciemnosc. Ciemnosc w rodzaju atramentu. Odczekalem chwile, zeby przezwyczaic wzrok, ale ten dawno wyuczony sposob nie przyniosl rezultatu. Nie bylo zadnego konturu, zadnego znajomego ksztaltu. Odpalilem czerwone swiatlo w czolowce, odnalazlem Swinke i wyprowadzilem ja poza teren hostelu. Uruchomilem silnik, odezwalo sie kilka pobliskich cykad - zupelnie jakby puscily im nerwy. Sprawdzilem szybko kierunki na zegarku i za chwile pedzilem w strone Jalan Jaksa Agung Suprapto - jednej z glownych ulic wyjazdowych z miasta. Nic prostszego, zeby ja odnalezc - za salonem Hondy w lewo. Zanim dojechalem do Licin'a - wioski, przez ktora musialem przejechac, zrobilem kilka mniejszych bledow nawigacyjnych. W sumie jednak dosc szybko orientowalem sie, ze pomylilem droge (po szerokosci zjazdow). Raz musialem sie posilkowac googlem, a raz zapytalem o droge napotkanego dziadka. - Ijen? Pit montor OK? - czyli mniej wiecej "motorem da rade?". - Iya, OK! - potwierdzil dziadek. Lubie te momenty, kiedy 5 znanych slowek staje sie wytrychem do dalszych zdarzen. Z Licin'a do granicy lasu tropikalnego mialem okolo 10km drogi. Poszlo w miare szybko - na tym odcinku mialem tylko jedno wieksze skrzyzowanie i wiedzialem, ze musze skrecic w prawo, dalej trzymajac sie glownej ulicy Jalan Tamansari. W miare oddalania sie od miasta, malala ilosc domostw i lamp ulicznych. W pewnym momencie dopadla mnie swiadomosc, ze mijam jakies ludzkie osiedle - zaszczekal pies, minalem stojace na poboczu auto, poczulem zapach palonych smieci i nagle znak - strzalka z kierunkiem na Kawah Ijen. Zaczalem wspinac sie ku gorze, Swinka wyrazne dostala obrotow, ale szla naprawde dzielnie. Wjechalem w cos, co nie bylo jeszcze lasem (a pozniej okazalo sie plantacja), ale co pozwolilo mi zobaczyc Banyuwangi i kilka mniejszych miejscowosci znacznie ponizej mojej aktualnej pozycji. Zrobilo sie troche zimniej. Noc nadal byla atramentowa, ale widok na to, co zostawilem na dole i na gwiazdy powyzej przypomnial mi troche swojskie nocne wedrowki po Karkonoszach. Przekroczenie granicy lasu tropikalnego odczulem natychmiast. Od razu zrobilo sie cieplej i wilgotniej. Ujechalem moze z 200 metrow, stanalem, zgasilem silnik. Jakich odglosow nalezaloby sie spodziewac w tropikalnym lesie noca? Ciszy. Ruszylem dalej, cholera naprawde bylo ciemno w tym lesie. Minalem kilka rozjechanych wezy, kilka zywych wylegiwalo sie na cieplym zniszczonym asfalcie. W swietle lamp widzialem latajace nietoperze, duze cmy i oczy wiekszych zwierzat - mysle, ze dziko zyjacych kotow. Za chwile zaczely sie serpentyny, a 150ccm mojej Swinki wyraznie prosilo o litosc - oboje nabieralismy wysokosci. W koncu jednak zobaczylem swiatla Campgrounds Paltuding - parkingu dla zdobywcow wulkanu Ijen. ... to be continued... |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Wyprawa po klepki Czałczescu, czyli Rumunia, czyli jak ty się dziecko nie boisz?! | zaczekaj | Trochę dalej | 151 | 07.06.2015 20:33 |
Rock, sand & heat, czyli babska wyprawa na Dziki Zachód [Sierpień 2011] | jagna | Trochę dalej | 72 | 21.09.2011 22:58 |