21.04.2020, 00:07 | #11 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,668
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 5 godz 18 min 56 s
|
Atyrau leży na granicy Azji i Europy, granicą jest rzeka Ural. przejechaliśmy mostem tam i z powrotem kilka razy, trochę by sobie to utrwalić w głowie, a trochę, by znaleźć coś rozsądnego do jedzenia. Trochę byliśmy wytrzęsieni drogą od granicy i należało nam się małe co nieco. Warunki jakie lokal musiał spełniać wg Alka:wifi, dobra toaleta, żarcie. Dokładnie w tej kolejności. Cóż mieszkaniec zgniłego zachodu, nie wysra się w krzakach. Zresztą krzaków też nie było przez kilka dni. Ciągnął mnie do KFC, ale namówiłem go na jakiś wypas lokalny.
Po zaspokojeniu wszystkich trzech potrzeb ruszyliśmy w stronę Uzbekistanu. Spodziewałem się najgorszego, ale te 500 km pokonaliśmy łatwiutko w niecałe 6 godzin. Zatrzymywać się nie było po co, Przelotowa stówka i gadanie. Proste drogi nie są bezpieczne, zwłaszcza te pozbawione dziur. Monotonia zabija, oczy się kleją i o wypadek nietrudno. Z Bejneu droga już była trochę gorsza, zaczęło się ściemniać, więc odbiłem w step i machnęliśmy się gdzieś między drogą, a linią kolejową. Znów były gwiazdy sypiące się na głowę, poczucie bliskości i dalekości zarazem. Byliśmy blisko tak jak może być blisko ojciec z synem i byliśmy tak blisko między innymi dlatego, że byliśmy dostatecznie daleko od wszystkiego co nas oddaliło. Wiecie jakie wielbłąd ma wielkie oczy? Chyba większe niż strach. Jeszcze świadomość mi nie zlokalizowała kontynentu w którym byłem, gdy nad sobą ujrzałem wielki wielbłądzi łeb. To nie było najmilsze przebudzenie, było jeszcze szaro, więc pognałem precz bydlaka. Spaliśmy znowu na hilu, spanie na stepie bywa groźne. Trochę tu jednak jest skorpionów i jadowitych węży z kobrą kaspijską na czele. Przez wszystkie moje lata środkowoazjatyckiej wędrówki miałem z nimi do czynienia kilka razy. Dwa razy były to skorpiony i kilka razy węże. Najbardziej przestraszyłem się pewnego ranka nad małym jeziorkiem w pobliżu Issyka. Namiot rozbijałem po ciemku, po wypiciu z towarzystwem kilku flaszek. Gdy składałem go rano znalazłem pod nim kilka syczących stworzeń. Nie wiem czy rozbiłem im się na gnieździe czy wpełzły, bo było tam w nocy cieplej. Za wężami przepadam jak Indiana Jones. Nie wiem i nie chcę wiedzieć czy były jadowite. Ale najgorsze są pająki. Wcale nie takie wielkie karakurty, są krewniakami czarnej wdowy i potrafią narobić niezłych problemów. W dawnej Sowiecji szpital jest w każdym miasteczku. Tutaj nie jest inaczej, ale najbliższe może oznaczać kilka godzin jazdy. Może zabraknąć czasu. Tak czy owak namioty zapinamy zaraz po rozbiciu, śpiwór rozkładamy tuż przez wejściem do niego, a buty wytrzepujemy każdego ranka. W ubiegłym roku zatłukłem skorpiona w hoteliku nad Toktogulem. Pewnie można go było wyrzucić, ale prościej było zabić. Użyłem do tego miotły, a w zasadzie trzonka, którym posłużyłem się jak kijem bilardowym. Po wschodzie słońca nie da się spać, słońce zaczyna piec i trzeba się szybko zbierać. Granica poszła gładko. Zostaliśmy przez pograniczników wyłowieni z tłumu lokalnych przemytników i przepuszczeni na czoło kolejki. Po uzbeckiej stronie było jeszcze łatwiej. Duża zmiana w stosunku do tego co pamiętam z przeszłości. Tak czy owak zeszło nam kawałek dnia na formalnościach z wriemiennym wwozem. Grzało niemożebnie, no ale w końcu szwendamy się gdzieś pomiędzy Kara kum a Kyzyl Kum. Sucho i gorąco, powyżej 40 stopni. Droga wygląda jak po bombardowaniu, ale nie jest to najgorsza droga którą jechałem. Mówimy oczywiście o drogach "głównych". Takich, którymi odbywa się normalny ruch tranzytowy. To zaszczytne miano najgorszej z dróg rezerwuję dla trasy, którą z roku 2009 roku. To droga z Aktobe do Aralska. Jechałem nią wcześniej i jechałem później, ale nigdy ta droga nie była w takim stanie jak wówczas. Asfalt był jak moskiewski Arbat z piosenki Okudżawy, tyle że bezpośrednio po nalocie Stukasów. Droga owszem istniała, ale nawierzchnia już absolutnie nie. Po prawej i lewej stronie istniały dziesiątki stepowych wariantów, którymi poruszały się samochody. Tam jest piaszczyście, ciężarówki podnosiły nieprawdopodobne ilości kurzu i trochę dawało się to nam we znaki, ale i tak było to lepsze niz deszcz, bo ten potrafił zatrzymać wszystkich na kilka dni. Jechaliśmy wówczas tamtędy z Izim i Krystkiem i zgubiliśmy się natychmiast. Odnaleźliśmy się po przejechaniu dobrych stu kilometrów. Tak więc na drogę do Nukusu nie narzekam, bo pamiętam gorsze. Poza tym jechałem autem, które miało i zawieszenie i duże opony, a w dodatku klimatyzację. Temperatura mocno przekraczała już 40 stopni, gdy na drodze spotkaliśmy dwa Simsony. Chłopaki z Holandii i Niemiec - jadą do Biszkeku. Trochę się zdziwili, że znałem ich imiona, ale po chwili zajarzyli, że prosili mnie o transport ich mopedów z powrotem do ojczyzny, Wszyscy, łącznie z właścicielami, mamy wątpliwości czy to ma szanse się udać. Chłopaki łatają dętkę po raz "nasty". Jest gorąco i co rusz klej puszcza i łatka odpada. Proponuję, że podrzucę ich do Nukusu na pace, ale odmawiają. Cóż, szczęśliwej drogi. Odbijamy w lewo, jedziemy do Mujnaku, nad jezioro, którego już nie ma. Dorzecza żadnej rzeki nie poznałem tak dobrze jak Amu darii. Powstaje daleko stąd w afgańskich górach. Rzeka Wachan schodzi się W Langarze z Pamirem i zaczyna się Piandż, do którego dobija Bartang. Wszystko to płynie dalej aż do Niżnego Piandżu gdzie dopływa Wachsz. To rzeka znana wszystkim, którzy byli w Sary Tasz. Tylko że tam ona nazywa się Kyzyl Su, Z Każdą z tych rzek mam wiele wspomnień, każdą widziałem gdzieś blisko jej początku, gdy była łatwa do przejścia czy przejechania. Wachan przechodziliśmy z Izim i Mirem na nogach, Pamir Deliką nielegalnie do Afganistanu z tadżyckimi pogranicznikami. Rzeka Murgab przed miastem Murgab nazywa się Aksu. Burgab za Sarezem to Bartang. Tam też trochę przygód było. Zawsze gdy siedzę w knajpie w Khorogu w miejscu, w którym Gunt wpada do Piandżu, tam obie rzeki płyną niezwykle szybko, łączą się i niosą ze sobą olbrzymie ilości wody, nie mogę uwierzyć, że to wszystko co płynie nie dopłynie tam, gdzie płynęło przez wieki. A teraz jadę właśnie do Mujanku, po prawej stronie powinna być delta Amu Darii, gdzie wszystkie krople rzek o których pisałem powinny znaleźć swoje ujście, ale nie ma tam żadnej wody. Trochę zieleni tylko. W Mujnaku trwa akurat remont generalny, remontują i budują dosłownie wszystko.. Ktoś tu postawił na turystów. Próbują zrobić atrakcję z morza, którego już tu nie ma, które jest stąd 200 kilometrów. Kilka rdzewiejących kadłubów stoi zaryte w piasku. Łazimy i podziwiamy człowiecze dzieło. To bynajmniej nie robota Sowietów, wszystko już się zaczęło za carskich czasów. Grąbczewski pisał, że już wtedy rzekę puszczono przez kanały Uzbekistanu i że coś przy tym spieprzono. Cóż czas na lekcję numer 2. Tym razem ze zmianą biegów i prawdziwym offroadem po dnie jeziora, którego nie ma. Ma chłopak dryg do jeżdżenia. Albo dobrego nauczyciela. Zazdroszczę mu tego, że będzie mógł powiedzieć, że uczył się jazdy z ojcem na plaży morza Kaspijskiego i dnie Jeziora Aralskiego. Mnie ojciec uczył UAZem. Nie umiał ani jeździć, ani uczyć. Ale nauczył. Chwała mu za to.
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację. Ostatnio edytowane przez sambor1965 : 21.04.2020 o 00:19 |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Górny Karabach by Trolik and Woytek (wrzesień- październik 2019) | trolik1 | Trochę dalej | 86 | 16.11.2020 09:54 |
Liberec, lipiec 2019 | ZmotocyklemnaTy | Trochę dalej | 24 | 10.12.2019 13:22 |
Bośniacki TET z plusem - wrzesień 2019 | fiecia | Trochę dalej | 3 | 10.11.2019 09:39 |
Gruzja 2019 wrzesień | Darek CRF | Umawianie i propozycje wyjazdów | 60 | 11.03.2019 18:47 |
Transport moto do Malagi wrzesień 2019 | Rychu72 | Umawianie i propozycje wyjazdów | 0 | 28.12.2018 08:34 |