05.08.2009, 14:39 | #1 |
świeżym warto być:)
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: DWR
Posty: 1,242
Motocykl: RD07a
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 10 godz 58 min 39 s
|
Coca Kola-gdzie komary w dupę tną
Zimowy wieczór-„Sczypta Świata” i paskudna jerbamate-Rafał z dziewczyną opowiada o spływie kajakiem po rzece Umba na półwyspie Kolskim. Piękne klimaty, ciekawa opowieść i fantastyczna przygoda-kajak przywieźli w plecaku…taki dmuchano-składany a rzeka raczej do łatwych nie należy.Na koniec zamieniamy kilka słów i wymieniamy się telefonami.
-Jaśku-zwracam się do Azji-mam plana -Że niby gdzie i że sam?! -Noo-odpowiadam z szelmowskim uśmiechem -No tobie chyba sufit na głowę upadł kolski.jpg Luty-Błędów, degustując kolejną flaszkę z Andrzejem Gdynia, ni z gruszki ni z pietruszki, krzyczę do Spławika -Jedziesz na Kolski! -Co? -W lipcu! -Ale co? -Jajko, pogadamy potem -i wracam do przerwanego wątku z Andrzejem Z Deptulem sprawa była prostsza -Jest plan -Hmmm-słyszę w słuchawce, bo Marcin raczej myśli niż mówi, lub też myśli że powiedział -Kolski, lipiec -Hmmm -No to strzałaJ-jesteśmy umówieni Aaa, i jeszcze myku. Myku to tak naprawdę na wkręta, bo kto by tam chciał z germańcem jeździć. CocaKola-koszulka.jpg Wizy, to chyba jedyna rzecz, która w jakiś tam sposób była skoordynowana, reszta, no cóż, naszym planem był brak planu i tak też wyglądała nasza komunikacja przed wyjazdem. Dwa słowa: Kolski -lipiec, załatwiały wszystko. Wizy załatwia Spławik. Zainkasował kasę oraz nasze paszporty, a następnie …wyjechał do Rumunii ! Myku na wszelki wypadek wyjeżdża na Islandie, ja z Deptulem załatwiamy sobie żelazne alibi. Załącznik 6464 Start 28-mego. Absolutne wariactwo, zresztą jak zawsze. Stelaże nie pasują, kapcie nie zmienione-wielkie dzięki dla Herflika i Lungo za pomoc.-lekki wściek. Na rogatkach, czeka germaniec, gdzieś za Piotrkowem Deptul, gnamy do Spławika, gnamy, bo ponoć czeka z zapiekanką Warszawa. Spławik wręcza nam paszporty z wbitymi wizami, jest dobrze i strasznie gorąco. Jest wódka, ale nikt jej nie pije, bo my nie pijemy wódki i nie jemy mięsa…zapiekanka była wegetariańska i nie było żadnych dziewczyn. badanie.jpg Spławik zaczyna kręcić, Deptul nie ma przeglądu-dzięki Rambo. Straszny upał i warszawskie korki wyciskają z nas siódme poty. Plan, planu nie ma, bo Spławikowa Afryka nie gotowa, więc powoli jedziemy na Suwalszczyznę, gdzie następnego dnia ma nas Spławik dogonić i tak było przez kolejne dwa dni. W tym czasie leniwie minęliśmy Litwę i Łotwę, a potem Estonię…Spławik masz w ryj. bryzgiel.jpg wigry.jpg Granica Estońsko-rosyjska Narva i zamek Hermana-Ivangorod i piękna twierdza. Mamy stresa, to nasza pierwsza wizyta w Rosji. Długie odprawy, upierdliwość celników, trzepanie bagaży, schody i kłody podczas odprawy, okazały się opowieściami z mchu i paproci. Estończyk zaprasza nas bez kolejki, rosyjska obsługa pomaga w wypełnieniu odpowiednich papierków, Myku flirtuje z celniczkami. Na ścianie celnicy duży plakat z produktami żywnościowymi których nie wolno wwozić. Filigranowa celniczka prosi o otwarcie topkejsa, na wierzchu akurat wszystkie te produkty. Uśmiecham się słodko…ona również…i każe zamknąć… i stawia odpowiednia pieczątkę i…i jestem w Rosji. Pierwsze metry i już wiemy, że jesteśmy w innej rzeczywistości, a przecież to jeszcze miasto graniczne. Po lewej długi sznur tirów czekających na odprawę, porozstawiane grile, śpiący na poboczu kierowcy. Po prawej punkt DPC, pusto, znak stop odstawiony na bok, jeszcze tylko jakaś powolna ciężarówa , no i dzida. Droga szeroka i jeszcze gładka, spoglądam w lusterko-mrugają jakieś światełka-karetka myślę i zjeżdżam bardziej na prawo. Jeszcze jeden rzut oka i widzę rozpadające się żiguli i machającego kolesia w moim kierunku…no i dupa. DPC był stop? Był! Zakaz wyprzedzania był? – Był!, Sorok było? Noo było,…no i było również 3900rubliczków mniej w naszych kieszeniach. Kurwaaaa…Spławik,ty już wiesz co Petersburg mijamy z gracją kojota. Sześcio pasmowe obwodnice. Wszystko zapierdala, i chyba rozpoczął się sezon polowań na Afrykańczyków! Żaden z pasów nie daje oddechu. Jest ciemno i zimno, cały czas się rozglądamy za jakąś miejscówką do spania i odnajdujemy Rudego 102. 102.jpg Gdzieś za Kirowskiem, padamy na pysk, i bez wybrzydzania rozbijamy się na pierwszej napotkanej polance. Komary atakują całymi batalionami. Z powodu zmęczenia, straciliśmy czujność trapera i zaledwie po dwóch godzinach snu, słońce wywala mnie z namiotu, a tu czekające bataliony tych co to się nie nażarły dwie godziny wcześniej. 03624web.jpg Zwijam majdan, melduje Deptulowi samowolne oddalenie i już po 15min leżę w cieniu przydrożnego cepaenu. Chłodny beton, ulga, oczy zamykają się same…błogość. -Kolego, nie możesz tu tak spać -słyszę jak przez mgłę -To mnie zastrzelcie-mruczę pod nosem, nie otwierając oczu -Wy nie możecie tak na betonie, to niedobrze Otwieram oko i widzę młodego gościa z kawałkiem Wołgi, a dokładnie z tylnią kanapą. Zwalam się na Wołgę, chyba dziękuję, urywa mi się film. Jakiś czas potem budzą mnie chłopaki. Wiele dłużej nie wytrzymali. Aniołem stróżem okazał się Misza z zakładu wulkanizatorskiego. Uścisk dłoni, teraz już świadome podziękowania i nieodparta chęć zabrania ze sobą kawałka Wołgi ale się nie chciała złożyć w technologii rejli. Dodam również, że byłem tak „zmęczony”, że wszystkie mantle, kask , dokumenty, leżały luzem na Afryce…leżały tak przed, w trakcie i po w trakcie. wolga.jpg Jeśli już jesteśmy na cepeenie. Tworzymy skomplikowane wzory z gamą przy każdym tankowaniu, bo należy najpierw zapłacić, a potem zatankować. Mamy jeden działający licznik i trzy odmienne spalania i zawsze jest przy tym kupa główkowania, a tęgie z nas głowy, szczególnie germańca Mykus.jpg Gajowi czujni są-1500rubliczków-akcja jak ta pierwsza, z tą tylko różnicą, że się ostro targujemy i jest przy tym kupa śmiechu. Ja: 50euro Oni się Śmieją Oni:500euro Ja się śmieję Ja:500rubli Oni się śmieją Ja:No bądźcie ludźmi, jołki połki! Oni:1500rubli Ja:No to dil, ale za trzech! Śmiejemy się wszyscy. Wymiana dokumentów na kasę…grzeczności również i od tego momentu jak widzimy znak zakazu wyprzedzania, ograniczenia prędkości, roboty drogowe, uwaga łosie…jedziemy jak należy i wymieniamy już tylko grzeczności z Gajowymi. 030web.jpg Myku od startu ma same dobre pomysły: No to może najebka dzisiaj-no ale mało trafione, bo my przecież nie pijemy wódki i nie jemy mięsa. Więc germaniec wpada w depresję o czym oczywiście nas informuje podczas każdego postoju. Nastrój nam się udziela. Mijamy miejscowości, które nie znają pojęcia remont, zapadające się drewniane szałasy, brudne i szare blokowiska…bieda pełna gębą, wśród tego wszystkiego piękne i drogie samochody…i bardzo serdeczni ludzie-kontrast diaboliczny. Ciemne szyby w samochodach, to nie oznaka przynależności do mafii, to taki fun narodowy. Ciemne szyby ma nawet rozpadający się Ził. Po drogach jeżdżą pojazdy, które jeżdżą aż umrą, a potem jeszcze trzy lata(deptul). Chyba nie do końca wiedzieliśmy, czego się spodziewać, tym samym mamy oczy szeroko otwarte. Targają nami bardzo odmienne reakcje i spostrzeżenia…tylko Myku skupia się na ciągłym piętnowaniu „swojaków” i tym razem popadł w stan… melancholii.
__________________
pozdrawiam Pan Bajrasz Ostatnio edytowane przez bajrasz : 05.08.2009 o 14:52 |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
akcja coca-cola, prośba o pomoc | mbogo | Kwestie różne, ale podróżne. | 22 | 30.08.2013 22:46 |