Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Prev Poprzedni post   Następny post Next
Stary 27.12.2009, 14:50   #11
sambor1965
 
sambor1965's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,669
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
sambor1965 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 7 godz 30 min 48 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał czosnek Zobacz post
Może starczy już tego spania i umartwiania się
Kolejne dni nie były zbyt ciekawe. Pieknym asfaltem zjechalismy do Duszanbe, zatanowalismy i uciekliśmy stamtąd jak najszybciej, bo nie lubimy poniedziałków.
A akurat był poniedziałek, a w dodatku Duszanbe to poniedziałek Ruszyliśmy do Kurgan Tube w polowie drogi miedzy stolica a granica afganska. Droga bez emocji.





Ot nabijanie kilometrów, wysokie góry gdzieś zniknęły za nami a wokół rozpościerały się łagodne pagórki z żółtą, spaloną słońcem trawą. Dojechaliśmy do Kurgan Tube i znaleźliśmy owa szkołę prowadzoną przez Angoli w której mieli na nas czekac Włosi. Był tylko Gianni, pozostali pojechali juz do Duszanbe. Gianni, na oko 35 letni facet, cały w bliznach po koszmarnym wypadku jaki przeżył 6 lat temu - 48 złamanych kości i poparzone 60 proc ciała - klął na BMW na czym świat stoi. Dostali je za darmo na tę wycieczkę od BMW Italia - 2 GSA 1200 i dwie osiemsetki.



Gianni wymieniał długo co się takiego psuło w nich, ale jak na moje oko to nie było tam żadnego dramatu. Psuły się, ale dojechały. A to że chłopcy nie wzięli ze sobą żadnych częsci zapasowych dyskwalifikuje ich nieco w moich oczach. Inna rzecz ze pekl im lancuch w bmw po 5000 km. No ale to juz czeska robota...

Cały dzień poświecilismy na pakowanie włoskich sprzętów na lawetę Kajmana. Zmienialiśmy opony w naszych bajkach i poprawialismy afrykański setup. Mój wydech dzięki Iziemu wrócił na swoje miejsce; i usztywniony przez kilka znalezionych patyczków nie przemieścił się juz do końca wycieczki. Inspekcja gaźnika potwierdziła moje obawy - linka ssania była żle wkręcona i moto było zalewane paliwem. To samo miałem już w Himalajach więc zdziwiło mnie jedynie to, że można popełnić ten sam błąd kolejny raz. Byliśmy spóźnieni parę dni i stało się jasne, że nie zdążymy z Kajmanem pojechać do końca Afganistanu. 40 kilogramowe pudło zabawek trafiło więc do przedszkola w Kurgan Tube. Noc była koszmarna, temperatura siegała 35 stopni. Spaliśmy na ziemi przed szkołą a komary miały tego dnia ucztę. W nocy troche nas przesuszyło (po piwie chyba) i z Izim wytrąbilismy na spółkę 1,5 litra wody.





Jak się rano okazało była to woda z fontanny, której używalismy do mycia zacisków przy wymianie opon. Pognębiła nas jeszcze Angielka, która - jak się okazało - prowadzi w pracowni badania nad malarią, którą przenoszą tu komary.



Wkurwieni, cali w bąblach od komarzych ugryzień i z bulgoczącą wodą z fontanny w brzuchu wsiedliśmy na bajki i pojechalismy do Afganistanu. Było niedaleko - może z 50 km stamtąd. Krystek czuł się tak podle że zdecydował się poczekac na Kajamana w Kurgan Tube. Kajman miał z nami wpaśc na chwilę do afgańskiego Kunduzu i tego samego dnia wieczorem wrócic do Krystka. A my mieliśmy zostac w Afganistanie na dłużej.
Jak zwykle na granicy zalapalismy sie na przerwe obiadowa. Bylo sakramencko gorąco i bardzo azjatycko. Wokół pustynia, przecięta jedynie tym superasfaltem - widać połozonych za nasze (sic!) europejskie pieniadze. Wypasiona celnica tadzycka takoż juz w eurostandardach. W kocu szlaban w gore i wjezdzamy. Naciskam spota coby dac swiatu znac gdzie nas szukac i meldujemy sie na wyjazdowym poscie u Tadzykow. Wszystko sprawnie i bez komplikacji jesli nie liczyc pytan w stylu po co tam jedziemy. Po co, po co? Nigdy nie bylismy to i nie wiemy po co. Po to troche zeby powiedziec ze bylismy, troche z ciekawosci, troche by skonfrontowac oczekiwania z rzeczywistoscia. Tadzyccy kierowcy cieżarówek mowia ze droga dobra do Kunduzy, ale zeby nie jezdzic noca, bo zabija etc. No nie planowalismy jezdzenia noca...
Pogranicznik szamoce się z naszymi paszportami nie dając sobie rady z lacinskimi literami, wreszcie znajduje rosyjska wizę i już wie kto jest kto. Wali nam stemple wyjazdowe, podnoszą szlaban i wjezdzamy na graniczny most. Serce jakby troche szybciej bije. Przejeżdżamy przez Piandż i zatrzymują nas Afgańczycy.

Koniec miętkiej gry, oni coś mówią - my nie rozumiemy. My coś mówimy - oni nie rozumieją. W końcu podjeżdża młody oficer sucurity i zaczyna się bój. Nie wpuszczą nas. Sytuacja się zmieniła, za 10 dni wybory, w Kunduzie codziennie strzelanina. Na posterunki policyjne co noc spadaja pociski. Ciężarówki, owszem jeżdżą, ale kierują nimi Tadżycy, a tu po pobu stronach Piandżu mieszkają wyłacznie Tadżycy. My w swoich kolorowych kurtkach i kaskach wyglądamy zdaniem oficera jak tarcze strzelnicze. I ze prosimy sie o klopoty.
Wsiadam z nim do auta i jedziemy do pierwszego komendanta, niewiele to daje. Wsiadamy i jedziemy do drugiego komendanta. W międzyczasie dzwonię do polskiego konsulatu w Kabulu. Konsul wiedział o naszych planach, ale rozkłada ręce - nic nie może zrobić. Próbuję przemówić do owego oficera w azjatycki sposob, ale facet przytomnie dosc mi tlumaczy, ze naprawdę prosze sie o klopoty. On nas przepusci i mozemy pojechac w jakoms konwoju do Kunduzu, ale nastepnego dnia bedziemy musieli pojechac do Faizabadu. Tam nam nikt nie da ochrony i bedziemy musieli placic kolejnym policjantom. "Ty nie odróżnisz ktory z nich ma brata po drugiej stronie. Zadzwoni i bedzie duzy klopot. Nie bedziecie mieli pieniedzy, motocykli, pokaza was w Al-Jazeera, a moi szefowie sprawdzą który idiota Was wpuscil".



Trwa to wszystko ze trzy godziny. W miedzyczasie na granicę podjeżdża tadzycka marszrutka i wysiada z niej dwoje Polaków. Jadą tam gdzie i my - do Badachszanu. Bez kłopotów przekraczają granicę. Oboje ubrani po miejscowemu faktycznie nie bardzo rzucaja sie w oczy... Robimy mała naradę i postanawiamy wracac. Nikt z nas nie chce byc właścicielem najbardziej opływowego tułowia i przez kilka tygodni bohaterem Faktów TVN. Pieprzyc cały ten Afganistan, wjedziemy sobie dalej, w Khorog lub w Iszkaszim. Tylko Kajmana zal. Musi już wracać więc na afgańskiej ziemi zaledwie kilka metrów noge postawił. Staczamy jeszcze walke z tym bepieczniakiem o ocalenie naszych afganskich wiz. Facet twierdzi, ze wjechalismy do Afganistanu i koniecznie chce nam ostemplowac te wizy. Walczymy jak lwy i ostatecznie udaje nam się je ocalić. Dzieki temu będziemy mogli podjąc kolejną probe wjazdu. Gorzej idzie nam po powrocie na tadzycka strone. Nie chcą słyszeć o anulowaniu pieczatki wyjazdowej i laduja nam kolejna wjazdowa. Wizy mamy dwukrotne - oznacza to ze zostal nam juz tylko jeden wyjazd w Tadzykistanu...

Jadę z tej granicy trochę jak zbity pies. Głupio mi przed kupmplami, przed tymi co tam widza dzieki spotowi gdzie jestesmy, przed soba w koncu. Mialo na tej polnocy byc bezpiecznie, nie mialo być strzelaniny. Nie mam zamiaru ryzykowac swoim zyciem a co dopiero zyciem kumpli. Moze dobrze sie stalo jak sie stalo? Obciach obciachem, jakos sie przezyje. Sprobujemy dalej - jak bedzie bezpiecznie to przekroczymy granice w Khorog. Jak nie to pobawimy sie w Tadzykistanie i tez bedzie fajnie.
Droga przez Kunduz miała być tylko wariantem. Skracala nam drogę o kilkaset kilometrów, ale dobrze wiedziałem, ze prowadzić bedzie przez tereny będące poza kontrola afganskiego wojska i sił miedzynarodowych. To w dodatku czas makowych zniw, a droga do Faizabad wiedzie przez tereny gdzie rządzą goście od narkotykow. Może nas trochę za bardzo poniosło? Jednocześnie nie moge się oprzeć ze to jakieś fatum mi towarzyszy - rok wcześniej do Chin wjechałem na kilka zaledwie kolometrów, bo Ujgurzy zaczeli prac Chińczyków i zaczęły się zamieszki i ataki bombowe. Teraz znowu zadyma z Talibami na północy Afganistanu... Zatrzymaliśmy się w pierwszym miasteczku i pożegnalismy się z Kajmanem. Przejelismy opony i kanistry, zrobilismy zakupy i pojechaliśmy w swoją stronę. Do Khorogu w lini prostej było 300 kilomtetrów. Drogą ponad 600. Damy radę w dwa dni? Później sobota i granica afgańska znów bedzie zamknięta.



Zrobiło się ciemno i walnęlismy się gdzieś nad jakimś bajorkiem. Znalezienie czegoś rozsadnego po ciemku to spore wyzwanie. Miro ma kolejny dzień potężna sraczkę i widzimy że jest coraz słabszy. Robimy jakąś butelkę, ale zasypiam z przekonaniem, ze chyba nam sie nie udał ten dzień. A może się udał?



W każdym razie zostalismy sami, bez auta, Kajmana i Krystka. Zaczynala sie kolejna przygoda.

Ostatnio edytowane przez sambor1965 : 27.12.2009 o 15:35
sambor1965 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
 


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Mapy Meksyk, Stany jagna Mapy 5 23.06.2011 22:37
Stany 2010 PUFF Trochę dalej 46 02.11.2010 16:17
Prom Rosja-Stany Poncki Przygotowania do wyjazdów 9 07.07.2009 00:34


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:22.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.