07.01.2010, 21:39 | #1 |
Ajde Jano
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Rataje Słupskie
Posty: 6,229
Motocykl: Raczej nie będę miał AT
Galeria: Zdjęcia
Online: 9 miesiące 6 dni 2 godz 31 min 38 s
|
Maroko kwiecień 2009
Ponieważ się zobowiązałem to przesłania relacji Gregowi a próba ściągnięcia z innego forum spowodowała niewyświetlenie zdjęć , muszę spróbować wkleić relację na naszym forum i spróbować wy edytować zgodnie z podanym wzorcem . Jak namieszałem to zawsze można skasować plik.
Taki był początek wycieczki do Maroka Jeżeli ktoś był i może służyć poradą to bardzo proszę. W chwili obecnej największym problemem jest to czy zakładany plan jest wykonalny ze względu na różnego rodzaju podłoże po którym człowiek zmuszony jest się poruszać . Plan jest następujący: 18.04. Wyjazd do Berlina nocleg w Berlinie 19.04 Berlin Wanns odjazd 13.11 20.04 przyjazd do Narbonne # nocleg w rejonie Granady 21.04 Gibraltar TKC 80 zmiana opon 22.04 Gibraltar-Tanger ferry Ceuta(Tanger) -Chefchaouen-Taounate 280 km (300km) 23.4 Taounate- Kasba Tadla 310 km 24.4 Kasba Tadla-Bin El Oiudane-Cascades d'Ouzoud-Marakesh c.a. 300 km 25.4 Marakesh odpoczynek? 26.4 Marakesh-Tadmant- Tahanaoute-Tizi-n-Test-Olad Berhil ca 200 km 27.4 Olad Berhil- Taliouine- Ait Benhaddou ca 220 km 28.4 Ouarzazate-Zagora-(Mhamid?) 260 km Ouarzazate-R704-R703-Tinerhir for 28,29.4 >300 km 30.4 Tinerhir-Merzouga 215 km 1.5 Merzouga- Midelt 270 km 2.5 Midelt-Azrou-Ifrane-Fes 200 km 3.5 Fes-Meknes-Ouzzane -Chefchaouen 200 km 4.5 Chefchaouen-Tanger 23.55 Tanger -Genua 2 ADV 3 osoby PozdrawiaM Jutro ruszamy na wycieczkę , nie wiem czy mamy wszystkie potrzebne informacje ale będziemy improwizować . Dużo informacji uzyskałem z UKGSER trochę z forum AfricaTwin a reszta jak popadło. Mamy potrzebne mapy jakieś przewodniki i ambitny plan zobaczenia paru ciekawych miejsc. Gwarantujemy przywiezienie zdjęć , zamontowałem też kamerę ale filmowanie nigdy nie było moją mocną stroną , nie matakiej siły aby ktoś wytrzymał oglądanie niezmontowanych kasetek , a na tym przeważnie kończy się moja inwencja. Pozdrawiamy BMW 8) 18.4 Wystartowaliśmy rano i po 6 godzinach nudnej jazdy zameldowaliśmy się w Berlinie. Krótka przechadzka po mieście z obowiązką wizytą na Check Point Charlie do spania ,mamy nadzieję że zrobi się cieplej. 19.04 Wcześnie rano opuszczamy hotel udając się nastację Wannsee , gdzie poznajemy niemca udającego się Uralem praktycznie w taką samą trasę jak my, przytłacza nas dokładne zorganizowanie pana, drukowane mapy z zaznaczoną trasą, wyposażenie wiezione na wózku bocznym i tympodobne. Podczas podczas wjazdu na platformę ,trzeba bardzo uważać na głowę, praktycznie trzeba się przykleić do baku. W przedziale teoretycznie mamy dodatkowe 2 osoby, ale starsza pani słysząc słowiańską mowę postanawia opuścić nasz przedział i rozpoczynamy mało ciekawa podróż pociągiem w komfortowych warunkach 20.04 W Narbonne tracimy trochę czasu na transfer, ponieważ pojazdy odbieramy z innej stacji gdzie przewożą nas autobusem , pogoda jest frontowa i zanosi się na deszcz.Zaczyna kropić ,ubieramy przeciwdeszczówki ideszczu opuszczamy Narbonne ,kierując się na Andorre bo miało być krócej , skutek był taki że pokonaliśmy tylko około 500 km a deszcz zmienił się w śnieg na nasze szczęście za przełęczą zrobiło się cieplej . Nie bardzo mieliśmy czas aby sprawdzić ten słynny raj cenowy , jedno jest pewne , jedzenie w knajpie nie należało do atrakcji . Podczas opuszczania strefy zostaliśmy jeszcze drobiazgowo skontrolowani. Nocujemy w rejonie Valencji przy autostradzie 21.04 Startujemy wcześnie rano mając do przejechania ponad 800 km ,po pierwszych 300 plan wygląda na realny. Ponieważ tankujemy jednocześnie nie specjalnie się przejmuje gdy Radek zgłasza chęć napojenia swojego wierzchowca, ja mam jeszcze 50 km zasięgu. Zatrzymujemy się na stacji i jestem zaskoczony informacją o tym że Radek od 17 kilometrów już nie powinien jechać , od tej pory tankuje jak ja , zawsze na centralce i praktycznie mamy zawsze ten sam zasięg.Około 19 wymieniam opony w Algecircas i po krótkiej chwili decydujemy aby jechać na nocleg do Tarify . Pierwsze kilometry na TKC są trochę mało pewne , ale po pokonaniu kilku zakrętów zaczynam poczynać sobie coraz śmielej. W Tarifie spotykamy grupę hiszpańskich motocyklistów i po krótkiej naradzie decydujemy się jechać na nocleg do tego samego hotelu w Tangerze. Na promie dokonujemy ostatnich zakupów środków medycznych i po wyokrętowaniu zaczynamy potyczkę z pomagierami do odprawy. Ponieważ papiery mieliśmy przygotowane w domu cała odprawa ograniczyła się do uzyskania Marokańskiego numeru Pesel. Po wszystkim czekamy spokojnie aż hiszpanie zakończą swoją papierologię (oczywiście mieli pomocników). Jest już koło 23 jak wjeżdżamy w miasto które żyje jakby wszyscy dopiero co się obudzili. Parkujemy motocykle przed wejściem do hotelu i udajemy się na miasto aby coś przekąsić. Wracamy do hotelu siadamy jeszcze na chwilę w barze obserwując toczące się życie. Tradycyjnie zażywamy lekarstwa i idziemy spać 22 .4 Startujemy wcześnie rano z zamiarem szybkiej ucieczki z Tangeru .Niestety pomimo posiadania GPS, zdaję sobie sprawę że nie wszystkie drogi są tam zaznaczone , błądzimy po przedmieściach próbując przebić się we właściwym kierunku.Po godzinie wizyt w różnych częściach miasta, zaliczając slumsy i wysypiska ,trafiamy na właściwy kierunek .Oglądamy się za siebie podziwiając chmurę smogu wiszącą nad miastem. Jedziemy w kierunku Chefchouan, zatrzymujemy się w przydrożnym barze aby uzupełnić zapasy wody i wypijamy marokańską herbatę która jest taka sama jak w Tunezji , słodka i mętna. Na zakrętach czuję się coraz pewniej praktycznie można na nich jeździć jak na Anake . Wjeżdżając do Chefchouan mamy pierwszą ofertę na haszysz , ale nie korzystamy , w centrum siadamy w kawiarni i zamawiamy herbatę i jedną rybkę na spróbowanie, dostajemy tych rybek z osiem . Następne chwile poświęcamy na obserwację życia ,szczególnie ciekawie wygląda grilowanie naszych rybek wyciągancych z obskurnego pudła pod stołem oraz sprzedaż żywych kur na wagę . Decydujemy jechać w kierunku na Fez boczną drogą. Dobijając do 250 km decydujemy się na pozostanie w motelu Rif za miejscowością Ouazzane . W pięknym miejscu dostajemy domek za 700 dh i robimy porządek z bagażem oraz przepierkę rzeczy, miałem zabrać 2 pary majtek a okazało się że mam tylko te na sobie, rytuał prania będzie codziennością. Tradycyjne odkażanie z małą wpadką bo rozluźnieni robimy o jeden gul za dużo , Radka boli głowa na drugi dzień ,ale jest coraz bardziej śmiały w zakrętach. Na kolację jadłem móżdżek z krowy . 23.4 O poranku startujemy boczną drogą , której początek nie nastraja optymizmem ze względu na totalnie zniszczony asfalt , lepiej gdyby go nie było, oraz zaskakująco duży ruch aut które oczywiście zawsze wyjeżdżały na dużej prędkości z za zakrętu prosto na nas. Marokańczyk który jedzie samochodem w górach jest święcie przekonany że tylko on porusza się po tej drodze. Po 60 kilometrach wyjeżdżamy na dosyć płaski teren z lepszym asfaltem w którym są tylko pojedyńcze dziury . Przed Fezem przyjeżdżamy następne pasmo górskie ,ale dalej trzeba uważać na drogę bo pojawiły się niewidoczne na pierwszy rzut oka wgłębienia powodujące dobicie tylnego zawieszenia, raz zawadziłem centralą o dziurę która mnie znienacka zaatakowała . w drodze do Fez zagajniki oliwne krajobraz gór Rif życie codzienne ja to mam dobrze widoczków ciąg dalszy , wiosna w pełni planowe rolnictwo na północy widok na Fez Fez który mamy zwiedzać w drodze powrotnej powitał na ruchem smrodem i temperaturą która podskoczyła do 30. Ze względu na duże uproszczenia mapy elektronicznej pokonujemy Fez poruszając się jakimiś opłotkami domomentu aż znajdujemy właściwy kierunkowskaz. Po przejechaniu Fezu zatrzymaliśmy się w knajpie i Radek już nie był taki pewien że chce wracać do tego miasta jak zakładał plan wycieczki. W knajpie zamawiamy zupę(harira) oraz Tajine , to takie jedzenie uduszone pod pokrywką. Mięso jest miękkie i tworzy smaczną fuzję z warzywami oliwkami i ziemniakami popas za Fezem, wierzchowce muszą odpocząć tajine inne dodatki Jedziemy dalej w kierunku Azrou niestety główną drogą ,piszę niestety bo jak wszystkie takie drogi są mało ciekawe i zatłoczone dodatkowo można się natknąć na policję z radarem. Za Ifrane, to takie marokańskie Zakopane ,odbijamy na boczną dróżkę , kontrolując mapę okazuje się że zdobyliśmy przełęcz Tizi-n-Tretten ,1930 mnpm .Na przełęczy zimą funkcjonuje ośrodek narciarski. Próbujemy przejechać na skróty drogą szutrową, po około 2 km trafiamy na rozwidlenie gdzie z jednej strony droga jest zerwana a druga nosi ślady dużego wypłukania. Ponieważ pasażerka protestuje zawracamy do głównej drogi próby off próby off chyba wracamy Przed Azrou trafiamy na las cedrowy w którym żyją makaki, według przewodnika wydawało się że miejsce jest bardziej tajemnicze, trudniej dostępne , a one (makaki) siedzą w lesie prze głównej drodze i bezczelnie objadają przejezdnych. Boczną szutrówką wjeżdżamy kawałek w lasy cedrowe próbując dojechać do miejsca noclegu którego namiary wziąłem z internetu. Ponieważ nie mamy pewności czy jesteśmy na właściwej ścieżce, postanawiamy dojechać do Azrou i znaleźć tą hacjendę. Trafiamy na właściwy trakt i słowo trakt właściwie oddaje jej stan kamienisto-piaskowy. Na miejscu jest jeszcze wcześnie a samo miejsce nie nastraja nas romantycznie, wypijamy herbatę i postanawiamy jechać dalej w kierunku Khenifry makaki w lesie cedrowym Przybywając na miejsce mam w GPS 3 punkty noclegowe ,jeden z nich to hotel którego reklamy witają nas już na początku miasteczka. Podjeżdżamy pod budynek obserwując bogate fury stojace na parkingu. Portier czarny jak noc wyraźnie czymś przestraszony proponuje nam pokoje ,jednakże nie satysfakcjonuje nas cena oraz atmosfera panująca w tym miejscu, podejrzewamy że może to być dom rozrywek dla miejscowej elity. Odnajduję hotel France , który może okres świetności ma już za sobą , ale jest pod patronatem marokańskiej organizacji turystyki . Za 750 dh z kolacją i śniadaniem parkujemy motocykle pod daszkiem mając bezpłatną obstawę garnizonu króleskiej marokańskiej kawalerii .Dźwięk trąbki na capstrzyk oznajmia że czas do łóżka. parking w hotelu France 24.4 Wyjeżdżamy dosyć wcześnie , do Marakeschu około 320 km . Jeżeli wczoraj się radowaliśmy się z temperatury to dzisiaj już nie bardzo , bo pogoda jest jakby zamglona a temperatura dobiła 37 .Za Beni Melale odbijamy w bok z zamiarem zobaczenia kaskad de Ouzoud . jedziemy obrazki z życia droga droga parking chyba nie będę wyprzedzał Zaliczamy następne setki zakrętów i około 14 dojeżdżamy do kaskad a ponieważ do Marakeschu jest jeszcze 120km to już nie chcemy tam dziś dojechać, bo w końcu jesteśmy na wakacjach. Znajdujemy nocleg za 300 i po jedzeniu mamy zamiar wykąpać się w kaskadach. Siedzimy w cieniu i cieszymy się że nie musimy prowadzić w tym żarze leżącym się z nieba . Radek skoczył po lekarstwo i za chwilę idziemy pospacerować. Wychodzimy zobaczyć to cudo ,trzeba dodać ,że w momencie przyjazdu obskoczyło nas kilku przewodników ,którym dosyć stanowczo podziekowaliśmy za usługi, idąc w kierunku który wydawał nam się oczywisty, przyczepia sie do nas jeden gość koniecznie proponując nam swoje usługi, nie mogąc znaleźć właściwej drogi, odpowiadamy że obiecaliśmy w przypadku niepowodzenia skorzystać z usług marokańczyka który pierwszy udzielił nam korzystnych informacji. Daliśmy sie przekonąc ,że ów scedował swoje prawa na niego. Oglądamy te siklawy, oczywiście cała droga była usiana sklepami . Radek zyskał przydomek "one hundred dinar man" bo choćby nie wiadomo jak się wysilał sprzedawca zachwalając swój towar zawsze w odpowiedzi słyszał "one hundred dinar". O kąpieli już nie myślimy ze wzgledu na kolor i temperaturę. Wracając pod pensjonat wychodzimy od drugiej strony gdzie oczywiście czeka na nas słowna utarczka z rozżalonym pierwszym pomagierem , niesmak całej sytuacji trochę zepsuł mi osobiście humor. Wieczorem zamawiamy kolację w naszym pensjonacie, jedzenie jest dobre , ale właściciel po każdym powrocie z zaplecza wygląda na coraz bardziej najaranego , doczytaliśmy też informacje w przewodniku gdzie wyraźnie było podane w którą stronę należy się udać , aby trafić do wodospadów. Czytajcie przewodniki ! siklawy siklawy cd 25.4 Poranek przywitał nas zachmurzonym niebem , a ptaki które chyba tylko na chwilę przerwały w nocy swoje trele dalej urządzały swoje koncerty, chyba też nie jest prawdą że koguty swoim pianiem oznajmiają budzący się dzień albo naszemu się coś pomyliło. Startujemy w mżawce i temperaturze 13 stopni zasięg 70 km . Po 40 km mamy stację tankujemy do pełna i prujemy do Marakeschu o 12 wjeżdżamy do centrum po 5 minutach jedziemy przez suk najpierw jeden później kolejny ,jest coraz ciaśniej od czasu do czasu jakaś półciężarówka z przeciwka , kierujemy się na Riad Nora który , według GPS jest już niedaleko ,ale w praktyce okazuje się że lądujemy w wąskim śepym zaułku. Trafia się lokalny dziadek który prowadzi coraz bardziej wąskimi uliczkami aby wskazać na jakieś drzwi i powiedzieć Riad , na odczepnego dostaje 2 EUR a my uzyskujemy informację że jest to rzeczywiście riad ale ciut drogi . Miła pani z recepcji pyta o nasz budżet , jesteśmy skłonni dać połowę czyli 150 EUR. Pani prowadzi nas do budynku obok gdzie dostajemy piękny pokój za 950 dh , pozostaje nam przeprowadzić motocykle co wymaga pomocy recepcjonisty który prowadzi nas przez 10 minut przez suki , aby oddać choć trochę atmosferę jazdy proszę sobie wyobrazić szerokość 2 metrów ,tłumy turystów i rzeszę miejscowych oraz stragany z przeciwka samochód my na ścianie a między nami gość na komarku , na głównym placu gubimy Radka i telefonicznie próbujemy się odnaleźć po 10 minutach to się udaje i zostawiamy motocykle na parkingu, prawie w śmietniku i z bagażami idziemy 3 minuty do Riadu Magi ,korzystając z taxi bagażowej tj. wózek + marokańczyk= 40 dh . O 17 mamy już trochę w nogach , jesteśmy po 2 wizytach na targu w wyniku czego nasze bagaże zwiększyły się o różnorakie wyroby . Siedzimy w knajpie Argou i czekamy na coś do zjedzenia , później dorzucimy coś na placu, tym sławnym. Po 22.00 jesteśmy złażeni ,objedzeni ślimakami, rybami i innymi zakąskami, ciastka z imbirem , które według mnie działają całkiem nieźle jako afrodyzjak, pozostaje teraz to wszystko popić. Chodząc między tymi wszystkimi knajpami które działają tylko wieczorem, oganiamy się od różnych naganiaczy, którzy zawsze próbują nawiązać nić porozumienia pytając z jakiego jesteśmy kraju. Słysząc że z Polski odpowiadają Roberrrrto Makłowicz ,jesteśśśśśśście zajebiśśśśśśści, na tym kończy się ich znajomość naszego kraju i języka, pozostają oczywiście takie standardy jak "rucha mucha karalucha", "figo fago kawa marago" itp , ale to można usłyszeć w każdym arabskich kraju na tym tle Makłowicz był dla nas nowością.W rewanżu próbujemy ich nauczyć zdania " mam trzy jądra" ale chyba melodia im nie podchodzi. Marakesch , jak mi wygodnie tylne wejście do riadu wizyta na sukach no photo! dialog: marokańczyk:ładna torba, B ;twoja też riad główne wejście photo 10 dirham from where you are? Poland. Poland Roberrrto Makłowicz, jesteśście zajeeebiśśśściiii ten słynny plac 26.4 To miał być easy dzień . Wstaliśmy dosyć wcześnie i przejechaliśmy ponownie przez suk . Trochę okrężną drogą pojechaliśmy do drogi 203 , powoli wspinaliśmy w górę w kierunku Tizz-n-Test. W pewnym momencie trafiamy na miejscowy park rozrywki z rozbudowaną ofertą kulinarną, jest wprawdzie dopiero 11 ale postanawiamy coś przękąsić, później już wiemy że pora ta to o wiele za wcześnie. Zamówienie zostaje przyjęte ale garnki Tajine które widzimy dopiero się grzeją. Ponieważ teoretycznie najszybciej miał dojść Tajine warzywny taki też wzięliśmy, Radek miał ochotę na szaszłyk, pan zaprowadził go do lady otworzył lodówkę z której wyciągnął połeć jakiegoś mięsa i sięgnął po piłę schowaną pod ladą, dokonawszy podziału mięsa na kąski zaczął pakować w papier . Długo musieliśmy tłumaczyć że szaszłyk ma być upieczony a nie surowy. Czas oczekiwania na potrawy można było sobie skrócić targując się z handlarzami minerałów , lub też przejażdżką na koniach lub wielbładach.Po dobrej godzinie dostaliśmy jedzenie , nasze było nawet niezłe , ale Radkowe mięso było spałone z zewnątrz a żywe w środku. Droga mnie osobiście nie powaliła na kolana bo było za mało zakrętów , tym bardziej że z przeciwnej strony co rusz wypadały na nas jakieś dziwne pojazdy typu buggy, które uczestniczyły chyba w jakimś rajdzie, ale reszta była bardzo happy .Zaliczamy punkt widokowy na przełęczy i bujając w obłokach ubolewamy że nie możemy zostawić np małej naklejki klubowej , zastanawiamy się nad grafiti. w dodze do Tizz n Test(góry Atlas) transport to nasza specjalność marokańskie rozrywki zdecydownie lepszy na off pamiątka zjazd w dół klony? Po zjechaniu na dół zmieniamy trochę plan bo o 16 jeszcze za wcześnie na wypasione spanie w RIADZIE . Jedziemy w kierunku Taliouine ale w pewnym momencie następuje zbyt duża rozbierzność między mapą a gps i po namyśle korygujemy kierunek i jedziemy w górę stosunkowo nowym asfaltem ale wąskim , mijamy kolejne wioski witają nas tłumy dzieci dla których jesteśmy niewątpliwą atrakcją . W pewnym momencie asfalt się kończy i zaczyna się off-road . W każdej wiosce mijanej od tej chwili miejscami znika nawet droga utwardzona ale wynagradza nam to radość mijanych ludzi że ktoś do nich dotarł .Robi się już ciemno i mam w GPS namiar na jakiś hotel/schronisko , ale wygląda na to że będziemy musieli odbijać w jakąś boczną dolinę Nagle w mijanej wiosce napis restaurant, cafe, hotel Toubkal . Ze względu na zapadający zmrok decydujemy się na nocleg . Jesteśmy się w stanie porozumieć z właścicielem, daje nam własny berberyjski chleb i 2 świeczki do pokoju . Kupujemy serki w sklepie pijemy herbatę w knajpie i udajemy się na spoczynek.Śpimy na 1800 metrów pod opieką niemalże całej osady. Rano podobno trochę więcej szutru niż dzisiaj ale za to w dzień. Moja pasażerka bardzo dzielnie znosi trudy podróży w tym przeprawy przez strumyki. Niestety nie wszystkim pomogło lekarstwo i zaczynają się problemy żołądkowe, zwalamy wszystko na szaszłyk. Mam nadzieję że będzie dalsza relacja... hotel Toubkal dlaczego nie ma zasięgu? standardy Toubkal o poranku droga do hotelu widok na hotel i osadę 27.4 Radek miał bojową noc a ja o 5.30 poszedłem na spacer na pobliską górkę bo zimno było i spać się juz nie chciało. dalej w górę cukierki trzeba wydzielać bo słabszym nic się nie dostanie droga na południe piętrusy też jeżdżą doliny Ostatni przystanek przed Mhemid Zakończyliśmy przejazd szutrówką na wysokości 2200 i jedziemy w kierunku Foum- zguid. Jest godzina około 14 do Mhemid mamy tylko 120 km , zamawiamy jakieś jedzenie i spokojnie oczekujemy na potrawy . W pobliżu stoją dwa pick-upy na belgijskich numerach , pytam jednego z belgów czy droga do Mhemid jest dobra dla motocykli.Spojrzał na nasze krowy i odpowiedział że raczej nie , ale on jest tylko pasażerem radzi zapytać jego kolegi który im wszystko zorganizował. Po krótkiej wymianie zdań z której można było wywnioskować że pasażer obstaje i nie został przekonany, dostaję informację którą chciałem usłyszeć, tak bez problemu , jedyne co mąciło mą radość to że facet zaczął mówić o tym czy mamy dokładne punkty GPS, po konsultacji okazało się moja mapa zawiera ten ślad , druga informacja która również spowodowała pewne zaniepokojenie to fakt że musimy się spieszyć bo zaczyna być późno.Po posiłku żegnamy się z obsługą knajpy i na naszą informację o celu naszej podróży ,próbują nas od tego odwieść ,niestety dalej trwam w zamiarze dotarcia do celu.Rahid odprowadza nas na początek drogi M7 Foum Zguid- Mhamid. Pierwsze dwa kilometry do fortu,dawnego punktu kontroli paszpotrów potwierdzają to co napisał Scott , że jest to kamienista ścieżka dająca odczuć duże wstrząsy. Regularne dobijanie cantralką o kamienie daje mi informację o tym jak jesteśmy obciążeni. Przy forcie , Radek pyta czy napewno chcemy dalej jechać ,tutaj dochodzi do głosu paskudna cecha mojego charakteru , czyli ośli upór, jedziemy dalej pierwszą niegroźną glebę zaliczam w kopnym piachu , tempaeratura pona 35 stopni, podnoszę motocykl gdybym nie był tak mocno naciskany przez pasażerkę to pewnie sam bym doszedł do wniosku że trzeba wrócić , ale brniemy dalej, przejeżdamy kilka kilometrów i zaczynają pojawiać się miejsca luźniejsze. W jednym z tych miejsc motocyklem zaczyna bujać , dodaję gazu bujnięcie w drugą no to jeszcze gaz i motocykl wraca na tor jazdy by niepodziewanie położyć się w lewo katapultując Beatę jak z procy w prawo , ja przelatuję w jakiś sposób nad kierownicą. Szybko wstaję i widzę Beatę trzymającą się za kolano ,podbiegam próbując uzyskać informację jak duży mamy problem , szczęście nie widać krwi , nie ma też wyraźnych oznak złamania pojawia się opuchlizna i nie można się oprzeć na nodze. Wracam do motocykla i jestem lekko załamany bo na pierwszy rzut oka wygląda na to, że w tym miejscu jest koniec naszej wycieczki. W tym czasie dojeżdżda Radek i postanawia wrócić do Foum Zguid po pomoc. Siedzimy na piachu rozpamietując całą sytuację i cały splot zdarzeń które doprowadziły do tego że siedzimy teraz na tych kamieniach. Nagle jak spod ziemi wyrasta jeden Land Rover którego kierowca proponuje na usługi swojego kumpla w pobliskiej Zagorze. Na szczęście wraca Radek z całą ekipą knajpy, po krótkich oględzinach najstarszy marokańczyk stwierdza że jeżeli nie została naruszona klawiatura to on to naprawi. Z małymi trudnościami ściągamy motocykl do warsztatu gdzie następują dokładniejsze oględziny ,które są pomyślne ,pan stwierdza że tylko się pomodli i wraca do pracy. Co tam było robione na początku to znam tylko z relacji Radka, bo mnie dopiero odpuściło po 2 godzinach i zabraliśmy się wspólnie do klepania kufra instalowania szyby i drobniejszych poprawek . Z relacji wiem że pan ze starej tablicy rejestracyjnej wyciął kawałek blachy ,który następnie został wyklepany w kształcie dekla, nastepnie został przynitowany od środka i zanitowany . Całość została pokryta szpachlówką i pociągnięta srebrzanką dla estetyki. Beata w tym czasie poznała historię całej rodziny Rahida który skończył geografię w Agadirze a jego siostra też po studiach wyższych pasie kozy. Noga spuchnięta ale boli tylko jek się nią rusza. Przy motocyklu prace na ukończeniu, najwięcej trudności sprawiło dorobienie skrzywionej szpilki i trafienie we właściwe miejsce w celu jej przykręcenia. Ponieważ jest już późno Rahid załatwił nam nocleg w hotelu IRIKA którego największą zaletą było że był. Radek cały czas ma huśtawkę nastojów w związku z zaburzeniami żołądkowymi, co się poczuje lepiej to je ,pomimo że radzę mu aby się przegłodził , dzięki temu za chwilę znowu jest gorzej Koniec naszej podróży według gps 40 km/h no bo jak dalej jechać? 28.4 Udajemy się do Ouarzate , mam dorobiony prawy dekiel , olej nie cieknie, szybę chwyciliśmy trytkami całość trzyma chyba lepiej niż oryginał. Wezwaliśmy lekarza po konsultacji z naszym ubezpieczycielem proponują Beacie powrót samolotem ,na odpowiedź że jest z mężem dotemy możliwość powrotu we dwoje, dopiero po dłuższej chwili do pani dociera informacja że mamy motocykl. Wezwany lekarz zabiera nas do prywatnej kliniki gdzie robią zdjęcie i po symultanicznym tłumaczeniu przez call center w Pradze jesteśmy uspokojeni że nie ma złamania. Dostajemy kule i 3 zastrzki Kleksane,po powrocie okazało się że kość była złamana a zdjęcie bardzo niewyrażnie, zastrzyków zdecydowanie za mało do dnia dzisiejszego Beata musi codziennie brać kleksane bo pojawiły się problemy. Warunki mamy komfortowe bo jesteśmy w hotelu sieciowym Mercure gdzie warunki są europejskie, korzystamy z baru w którymmożna spróbować miejscowego piwa. Radek też skorzystał z pomocy medycznej i zażywa jakieś proszki , ale niestey dalej nie korzysta z mojej rady aby się przegłodzić a nie jeść jak już mu się wydaje że jest lepiej, jego kłopoty skończą się definitynie po zejściu ze statku w Genui. Dostałem nauczkę ale też i wiedzę z której może ktoś skorzysta , okazało się że istnieje opcja Landrover asistant ,wszystkie rzeczy pakuje się do auta pasażer też jedzie autem a kierownik ma dużo większe możliwości. Oczywiście mogłem też posłuchać miejscowych którzy mieli duże wątpliwości widząc nasze obładowane motocykle .Pierwsze kilometry też dawały dużo do myślenia ,ale nie skorzystałem z tych znaków , dobrze że się tylko tak skończyło , bo później się dowiedzieliśmy że na tej trasie w 2004 połamał się amerykanin w rajdzie Paryż Dakar prawie w tym samym miejscu . liżemy rany w Warwazat w komfortowych warunkach 29.4 Poprzedniego wieczora wiał halny tylko oscypków brakowało . Ranek z ostrym słońcem , jedziemy w kierunku wąwozu Dades . Droga wiedzie poprzez malowniczą doliną Dadis zwaną drogą Tysiąca Kazb , po drodze odwiedzamy oazę Sakura która jest podobna do każdej oazy ale tutaj dodatkowo można podziwiać wspaniałą kazbę . Radek wyprzedza nas na szutrowej drodze i za wyschniętym korytem rzeki gdzieś znika , postanawiamy wrócić do głównej drogi gdzie w cieniu oczekujem aż się odnajdzie . Po zatankowaniu motocykli wbijamy się wąwóz Dades gdzie piękne widoki kazb oraz formacji skalnych wynagradza Beacie trudy wsiadania i zsiadania z motocykla, ale dzisiaj robi to bez pomocy Radka . Spotykamy grupę motocyklistów zjeżdżającą z góry i zaczynamy się zastanawiać nad przebiciem się górą do sąsiedniej doliny Tudra. Beata stawia sprawę kategorycznie żadnych szutrów więcej w dniu dzisiejszym. Po spożyciu herbaty w miejscowej knajpie jedziemy w kierunku miasteczka Tinerhir. wizyta w oazie Sakura wąwozy Dades fajne asfalty krajobrazy i samopoczucie trochę lepsze Znajdujemy miejsce do spania i decydujemy się na wizytę w centrum miasta w poszukiwaniu dobrej restauracji i sklepu z alkoholem . Z centrum wracamy szybciej niż do niego dotarliśmy o restauracji w europejskim stylu nie ma co marzyć a porozwieszane flaki i różne wnętrzności skutecznie wyleczyły nas z próby skosztowania miejscowych przysmaków , jest ciekawie i egzotycznie miasto ma całkowicie odmienny charakter niż Marakesz czy Warwazat gdzie czuć wpływ kultury europejskiej. Bierzemy taxi do hotelu Beata odpoczywa w hotelu a my z Radkiem idziemy z buta do sklepu z alkoholem , okazuje się że wracamy się praktycznie aż do centrum. Robimy zakupy Radek próbuje znaleźć coś ciekawego do zjedzenia bo jest głodny .W hotelu niektórzy zażywają tabletki zapijając Grantsem . Mały face lifting szyby bo trytki nie wytrzymały i zastosowałem sznurek, inżynierowie bmw powinni się zastanowić jak zrobić zestaw naprawczy dekla . Załapujemy się na kolację w hotelu bo dojechała spora grupa fracuskich turystów i próbujemy potraw regionalnych podanych ala Orbis. Jutro w planach wizyta na wydmach i damy czasu na wielbłąd challenge. 30.4 Wstajemy wcześnie i jedziemy do Merzougi . Droga nie wyróżnia się niczym specjalnym ,poza ostatnim odcinkiem , gdzie widzimy piękne wydmy. Parkujemy przy wydmach robimy zdjęcia i jedziemy do hotelu . Erg Chebbi symbioza Na miejscu otrzymujemy ofertę na wycieczkę połączoną z noclegiem na pustyni . I tak na własną prośbę za własne pieniądze jesteśmy potraktowani jak rasowi turyści , najpierw wpakowano nas do land rovera z kierowcą i przewodnikiem. Nie bardzo wiem jakie miał zadanie przewodnik poza tym że zajmował miejsce i w dodatku mówił gorzej po angielsku niż kierowca. wycieczka z Orbisem powrót ze szkoły Po godzinie jazdy z wizytami nad jeziorem , u miejscowych grajków docieramy do punktu zmiany sprzętu na wielbłądy, krótki przegląd poprawienie zawieszenia w Radkowym , Beatce zmieniamy ustawienia na komfort i w drogę, dobrze że to tylko 15 minut. Na miejscu dostajemy namiot w którym jest zacisznie ale po nocy piasek mamy wszędzie. Po kolacji krótka informacja że wstajemy o 5 aby zobaczyć wschód słońca . 1.05 Wstajemy jak nam zapowiedziano ,szybkie pakowanie i na wielbłądy . Na krótko przystajemy aby podziwiać wschód słońca . karawana idzie dalej Zaliczamy kilka następnych punktów wycieczki i docieramy do hotelu na kąpiel i śniadanie . Radek jedzie zaliczyć koniec asfaltu w miejscowości Touz. O 9 startujemy z zamiarem dotarcia do Volubis za miastem Meknes, gdzie mam punkt z hotelem, sama miejscowość składa się z hotelu znanych ruin oraz PGR-u . Na miejscu lekka konsternacja bo ceny jak z księżyca. po krótkiej negocjacji i zrobieniu z dwójki pokoju trzyosobowego zostajemy w hotelu. Jesteśmy jedynymi gośćmi na nocleg , w łazience mamy do dyspozycji 2 kurki z zimną wodą, po chwili dochodzimy do wniosku że wszystko to jest z powodu księcia Karola który musiał zawitać w to miejsce czego dowodem jest fotografia w recepcji . Gościom pozostaje cieszyć się tylko że gwiazdek hotel miał tylko 4 a nie więcej. 2.5 Rano wpadamy szybko zrobić zdjęcia ruinom i ruszamy w drogę w kierunku Ouazzane . Ponownie wizytujemy motel Rif spożywając kawę i następnie planuję zgodnie z mapą wyjechać na wzgórze ponad miejscowością po 3 km bitej drogi dostaję kategoryczny zakaz poruszania się dalej w górę po kamieniach. Zjeżdżamy w dół przejeżdżając przez przedmieścia które mało się różnią od slumsów i jedziemy w kierunku drogi N1 . Po dotarciu do tej drogi poznajemy najgorszą drogę w Maroku z potężnym ruchem ciężarówek, traktorów i samochodów osobowych. Jazda tą drogą to ciągłe wyzwanie , zostaję nawet skarcony przez Radka za agresywną jazdę , do tego wszystkiego dochodzi jeszcze temperatura 32 stopnie . Szczęściem jest że mamy dotrzeć tylko do Assilah. Na miejscu znajdujemy nocleg w domu który przez 2 noce będzie naszą bazą. Praktycznie tutaj kończy się nasza wycieczka do Maroka . medyna w Asillach odpoczynek kościół katolicki z prawem bicia w dzwony oraz prowadzenia mszy nasze śniadanie W Assilah warto spędzić więcej czasu, Medyna jest czysta przyjemna bez nagabywania ze strony sprzedawców. Świetne ryby w chyba kultowej sądząc po licznych zdjęciach właściciela oraz wyłącznie damskiej obsłudze . 4.5 ruszamy w kierunku Tangeru zatrzymując się w grotach Herkulesa, podobno tam odpoczywał po operacji oddzielenia Europy od Afryki, w grocie jest otwór w kształcie odwróconej afryki wraz z Madagaskarem. Odwiedzamy najbardziej wysunięty na północny zachód punkt afryki Cap Spartel i przejeżdżamy przez dzielnicę bogaczy tj szejków oraz widzimy rezydencję króla. Robimy zakupy w miejscowym Auchan i jedziemy w okolice portu , Znajdujemy restaurację z obsługą która kamieniami przegania dzieci zainteresowane motocykli. W samym porcie trafiamy na bójkę pomiędzy miejscową damą do towarzystwa która w desperacji ściąga majtki prezentując obfity zarost za co dostaje krzesłem w łeb. Parkujemy motocykle idziemy do apteki odmawiając po drodze zakupów haszyszu, czyszczenia butów, rolexów itp. Ewakuujemy się w kierunku statku i po 19 otwieramy Grantsa w kabinie. 6.5 Siedzimy w Barcelonie i pijemy piwo. Mieliśmy parę godzin na miejscu i za pomocą taksówki udaliśmy się do centrum, trochę się zdziwiłem że jedziemy w kierunku placu Espanya i wysiadamy na placu Cataluna , jak się później zorientowaliśmy to cwaniak obwiózł nas w kółko, byliśmy w bliskiej odległości głównej ulicy Ramblas od statku.Tak to jest jak się wychodzi bez żadnego przygotowania w miasto, nawet nie wiedzieliśmy że będziemy się mogli przespacerować. Na statku tylko jemy ,pijemy śpimy i s... . Z automatami w kasynie nie da się wygrać Jutro rano chcieliśmy zaliczyć Grossglockner ale Rafał napisał że droga zamknięta , szukamy innej alternatywy. Noga wygląda trochę lepiej ale powrót do sprawności trochę potrwa . 7.5 Prom przybija o 8.15 o 9 wjeżdżamy na autostradę z której uciekamy koło Trentino. Przejeżdżamy przełęcz na której byłem w zeszłym roku oraz passo di Giau które różni się dosyć w stosunku do lipca . teraz wiemy dlaczego Grossglockner może być zamknięty Jesteśmy prawie pewni że Grossglockner nie może być przejezdny bo tutaj jest że 3 metry śniegu. W Lienz tablica potwierdza wiadomości od Rafała , trudno jedziemy pociągiem. Śpimy w Molthaler Hof do domu coraz bliżej . 8.5 Wstajemy o poranku do domu coraz bliżej , wieczorem powiedziałem Radkowi o pociągu którym pojedziemy, gdy dojechaliśmy do Mallnitz dopiero uwierzył . Wykorzystujemy co ciekawsze drogi widokowe starając się jechać w kierunku Znojmo. GPS ustawiony na boczne dróżki i rzeczywiście takimi prowadzi , niektóre towręcz drogi dla pojazdów rolniczych. Przed mostem na Dunaju wpadamy na festyn w miasteczku gdzie miejscowi rolnicy prezentują swoje wyroby pośród których jest spory wybór miejscowych obstów. Droga wzdłuż Dunaju jest bardzo urokliwa ,ale też panuje na niej spory ruch , w pewnym momencie decyduję o zmianie trasy na najszybszą aby dotrzeć do Znojmo o ludzkiej porze.W Znojmo późna kolacja jakieś zakupy i do spania . W siedzeniach przybyło kolejne 600 km a jutro do pokonania tylko około 400. 9.5 Do drogi szybkiego ruchu jedziemy jeszcze razem, gdy w Brnie wpadamy na dalnicę i machamy Radkowi który znika na horyzoncie. Dla nas pozostało jeszcze pokazać motocykl w Bytomiu na GS Chalenge bo tam jest Dominik z BMW aby ocenił co jest do zrobienia i krótko przed 15 jesteśmy w domu. Najbardziej z naszego powrotu cieszy się pies , który nie wie co ma ze sobą zrobić aby okazać swoją radość, nam pozostaje próba ogarnięcia wrażeń i wspomnień ,co do jednego jesteśmy pewni , jeszcze tam wrócimy. PozdrawiaM BMW Dziękuję mojej mamie za opiekę nad psem oraz dziećmi
__________________
BMW Club Praha 001 1.Nigdy nie polemizuj z idiotą. Sprowadzi cię do swojego poziomu a później pokona doświadczeniem. 2.Czasami lepiej milczeć i sprawić wrażenie idioty, niż się odezwać i rozwiać wszelkie wątpliwości. |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Jemniom Maroko Ekpedyszyn kwiecień 2012 | kowal73 | Trochę dalej | 18 | 05.06.2012 19:06 |
Maroko na żywo, kwiecień 2011 | stoner | Umawianie i propozycje wyjazdów | 4 | 01.04.2011 18:43 |