![]() |
|
Kwestie różne, ale podróżne. Jak nic z powyższego o podróżowaniu Ci nie pasuje, pisz tutaj... |
![]() |
|
Narzędzia wątku | Wygląd |
![]() |
#21 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2008
Miasto: Bielsko - Biała
Posty: 1,364
Motocykl: dr650se
Galeria: Zdjęcia
![]() Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 1 godz 20 min 44 s
|
![]()
Hibiny
__________________
...i zapytała mnie góra "dokąd tak pędzisz samotny wilku?" "Szukam tego co najważniejsze" odpowiedziałem "Dlaczego więc się tak spieszysz?" Na to pytanie nie znalazłem odpowiedzi. |
![]() |
![]() |
![]() |
#22 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: Warszawa
Posty: 289
![]() Online: 1 miesiąc 1 tydzień 3 dni 21 godz 48 min 42 s
|
![]()
"(...) i włączyło nagrywanie materiału na przyszłe sny"
Fajnie! Szkoda tylko, że nie podzieliłeś się z nami nagranym materiałem na błonę światłoczułą lub matrycę ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#24 | |
Kierowca bombowca
![]() |
![]() Cytat:
Lupi, po wielokrotnym obejrzeniu filmu z Waszego wyjazdu miałem niedosyt, brakowało mi treści uzupełniającej dla bajkowych obrazów. Teraz wypełniasz lukę, dawaj do końca!
__________________
AT RD07A, '98, HRC |
|
![]() |
![]() |
![]() |
#25 |
![]() Zarejestrowany: Feb 2012
Posty: 405
Motocykl: nie mam AT jeszcze
![]() Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 4 godz 1 min 25 s
|
![]()
Jak by się zatrzymali ci na czopsach to i tak wiele by ci nie pomogli w sprawach mechanicznych.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#26 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2008
Miasto: Bielsko - Biała
Posty: 1,364
Motocykl: dr650se
Galeria: Zdjęcia
![]() Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 1 godz 20 min 44 s
|
![]()
Wielki Muzyk ujął w dłonie pałeczki z linii sił ziemskiego pola magnetycznego zakończone elektronami i protonami wiatru słonecznego. Najpierw delikatnie, potem coraz śmielej zaczął malować nimi symfonię zielonkawego blasku grając na dzwonkach z atomów azotu i tlenu.
Powłoka rzeczywistości zaczęła się otwierać. Tundra się doczekała. To był najważniejszy slajd z tej wycieczki. Najważniejszy. ------------------------------------------------------------------------------------------------------------ - Ta Wołga to twoja? - Nie. Brata. Znaczy pamiątka po bracie… - ? - Był kapitanem łodzi podwodnej. Mył rano zęby w swojej kwaterze w Siewieromorsku kiedy w pobliżu wybuchł magazyn amunicji. Akurat stał wtedy przed oknem w łazience. Zginął na miejscu. Podmuch prawie urwał mu głowę.. Postawny karelski chłop mówi o tym tak całkiem normalnie, bez emocji. Ale nie potrzeba wielkiej wyobraźni żeby wiedzieć, że o śmierci brata nie mówi się łatwo. Choćby wydarzyła się prawie 30 lat temu. Dokładnie 14 maja 1984 r. Jedne źródła podają że przyczyną była wiązka radaru pozahoryzontalnego, inne że pet upuszczony przez najebanego ciecia. Przyczyny nie są jasne tak samo jak skutki. Do dziś nie znana jest na przykład liczba ofiar. Mówi się o 200-300 ale dokładnych danych nie zna nikt. Sam fakt katastrofy był ściśle utajniony przez sowieckie władze. W sumie nic dziwnego - była to największa katastrofa, jaka zdarzyła się we flocie od czasów II wojny światowej. Poziom strat, zniszczonych w eksplozjach pocisków i amunicji był tak wysoki, że przez następne pół roku sowiecka flota przestała się liczyć jako realna siła bojowa.. Ile podobnych historii się tu wydarzyło? O ilu nigdy nie usłyszymy..? ------------------------------------------------------------------------------------------------------------ Karelskie historie dzielą się na te prawdziwe i na te prawdziwe naprawdę. Siedzieli we trzech i niespiesznie popijali gorzałę zakąszając chlebem. Nieskończoność zaśnieżonego lasu wokół chałupy gwarantowała spokój. Całkowite zadupie – choćby nawet chcieli tego wieczora kogoś czwartego do flaszki, to nie byliby w stanie nikogo w okolicy znaleźć. Kiedy nagle usłyszeli ciche pukanie do drzwi prawie pospadali z zydli z wrażenia. Zachadi!- zagaił ten, który pierwszy doszedł do siebie. Drzwi pomału, uchyliły się… odsłaniając puste podwórko przykryte świeżym śniegiem. Od brzegu zamarzniętej Ładogi biegł do drzwi rząd drobnych śladów. Po chwili na suchych deskach podłogi zaczęły pojawiać się odciski niewidzialnych, mokrych dziecięcych stópek.. jeden, drugi, trzeci… prowadziły wprost do stołu. Do chleba. Karelia, hyyhyhyhy! KARELIA!!! Hyyyhyhyhy!!! – Wyrechotał spazmatycznie nasz gawędziarz – ten sam chłop którego brat zginął w Siewieromorsku zostawiając mu szarą Wołgę na zakolcowanych oponach. Fajny facet. Takich prawdziwych historii znał całą masę. A wszystkie kończył rechotem podduszanej żaby i słowem KARELIA! Nie wiem jaki nawóz to sprawia, ale z tej ziemi takie historie wyrastają gęściej niż tajga. I wszystkie są prawdziwe. Naprawdę. ------------------------------------------------------------------------------------------------------------ Facet na chwilę zamilkł i popatrzył na mnie pytająco. Oczywiście nie skumałem o co mnie pyta samymi oczami. Zresztą gdyby użył paszczy też bym go nie zrozumiał – mówił tylko po fińsku, a jedyne co mu się przypomniało z języków obcych to „ruki w wierch!”. Był świadom swojej niemoty, więc wziął kawałek papieru i nabazgrał na nim „GOOOULLLL…!!!” Acha - Pewnie mu chodzi o Euro 2012 czy tam inną piłkarską apokalipsę. Już zacząłem obmyślać plan konwersacji wokół tego wątku, ale Fin dopiero się rozkręcał - papierek zaczął się zapełniać malunkami, a on sam zaczął mówić i wywijać figury rękami. Popłynęła krótka opowieść, o tym że tam (kierunek wskazany ręcznie) za metsa (kilka choinek na kartce) jest jarvi (pofalowana plama za choinkami) - czyli mamy jezioro za lasem. I to jarvi pokryte jest lodem. I że wzmiankowane jäädytetty järven robi… no właśnie robi: „GOOOULLLL…!!!” Normalnie wariat, myślę sobie. Ale za to sympatyczny. Na kawę zaprosił, przy obozie pomagał, pólkami dał się przejechać i w ogóle chciał być miły na swój niemy sposób. Nawet obiad chciał postawić, ale tego że päivä oznacza żarcie dowiemy się kiedy już nas tam nie będzie. Można mu wybaczyć. Pokiwałem więc uspokajająco uszanką: tak, tak, oczywiście. Jarvi robi gola. Chodźmy się napić. Następnego wieczora znaleźliśmy wspaniałą miejscówkę do spania. Przebieralnia nieczynnego zimą kąpieliska, nad sporym jeziorem. Wprawdzie ściany zaczynały się dobre 30 cm nad gruntem, a kończyły na wysokości brody, ale przynajmniej nie trzeba było wykopywać sobie placu pod namiot. Wykopaliśmy tylko jamę na ognisko, a spanie wymościliśmy sobie na równiutkim betonie w środku. Zasiedliśmy więc do biesiady przy ognisku, a wtedy jezioro zaczęło robić GOOOULLLL…!!! ------------------------------------------------------------------------------------------------------------ Tego wieczora nie zapomnę nigdy. Jak opisać dźwięk którego nie słychać? Nie dało się też wyczuć choćby najmniejszych wibracji, nawet leżąc plackiem na tafli tego jeziora. TO COŚ po prostu dawało znać że jest - za pomocą jakiejś transmisji prosto w środek rdzenia kręgowego. Przychodziło gdzieś z głębin, zza horyzontu czy spod lodu i wzbudzało w człowieku jakąś wibrację. Coś jak infradźwięki wydawane przez zamykane ołowiane wrota do środka ziemi. Coś czego nie słychać, nie widać, ani nie czuć ale przenika do szpiku kości. Umownie nazwaliśmy to „pękaniem lodu”. Ale ten lód miał się dobrze i wcale nie pękał. Za to w nas coś się zmieniało. Jakby odnawiało. Odmładzało. Analogia do wiosennego pękania lodu nieźle pasowała – czuliśmy się bosko jak pierwsze kwiatki wiosną Na kolację stosuję stary zimowy patent – zupa z torebki z kawałkami sucharów, zalana w połowie wrzątkiem z topionego śniegu i w połowie gorzałą. Świetny sposób żeby jednym kubkiem się nażreć, napić i rozgrzać. Po wypiciu połowy uzupełniam zawartość tym, czego akurat organizm wymaga. Metaliczny posmak chemii z kitajskiej zupy burzliwie reagującej z ruską gorzałą, dopełnia całości wrażeń. Pierwsze wiosenne kwiatki miały więc solidny nawóz. Łysy w pierwszej kwadrze walczy o miejsce z miliardem gwiazd. Ognisko zżera sosnowe gałęzie, śnieg się skrzy, a jezioro opowiada nam swoim podprogowym basem tajemnicze historie z dna świata. Raj na ziemi. Dawno nie było mi tak dobrze jak tam i wtedy. I nie było komarów.
__________________
...i zapytała mnie góra "dokąd tak pędzisz samotny wilku?" "Szukam tego co najważniejsze" odpowiedziałem "Dlaczego więc się tak spieszysz?" Na to pytanie nie znalazłem odpowiedzi. |
![]() |
![]() |
![]() |
#27 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2008
Miasto: Bielsko - Biała
Posty: 1,364
Motocykl: dr650se
Galeria: Zdjęcia
![]() Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 1 godz 20 min 44 s
|
![]()
To na razie ostatni odcinek wspomnień Pastoralnych, mniemam będą następne. Inni uczestnicy tej jajcarskiej "anabasis" też coś spłodzili i może kiedyś dla odmiany i porównania dodam następną relację. Są tak różne jak uczestnicy tej imprezy, pewnie dla tego było o czym pogadać. Było to dla nas niezwykłe doświadczenie poznania innych "Światów wg..."
Dziękuję wam Przyjaciele! âTylko słabi nie mają co nieśćâ Fajny cytat, zwłaszcza jak mu się nada samodzielne życie odcinając od kontekstu. Stawiam flaszkę Mózgojeba temu kto pierwszy wskaże jego źródło, bez pomocy gugli ![]() A gdyby tak nieść ze sobą cały wszechświat? Czy byłoby się silniejszym? Najsilniejszym? Na przykład nieść ze sobą taki mały kieszonkowy świat, pełen żywych istot. Nie takich durnych jak bakterie w jelitach, tylko mądrzejszych - z własnym językiem, kulturą, historią, zabytkami, architekturą, techniką itp. Mając tyle do niesienia byłoby się naprawdę silnym.. Śluzówka w nosie czasem broni się przed mrozem lekką nadprodukcją smarków. Na samym początku wycieczki Szparag pożyczył mi kawałek frotowej szmaty żebym miał czym przetrzeć szybę w kasku. Przy okazji potężnie się w nią wysmarkałem, więc już nie chciał jej spowrotem. Nie wiedział co traci.. Szmata zamieszkała więc w dużej kieszeni na udzie mojego kombinezonu. Było jej tam przytulnie i ciepło. Z czasem zaprzyjaźniliśmy się. Smarkałem w nią ile wlazło, wycierałem bagnet przy kontroli oleju, ścierałem zamarznięte błocko z reflektora, resztki zupy z gara, krew z drobnych skaleczeń, sól z szyby w kasku i inne tyfusy. Odwdzięczała się stałą gotowością do współpracy i milutko grzała mnie w prawą nogę. Grzała tak silnie, że po jakimś czasie zacząłem ją podejrzewać o skryte prowadzenie jakiejś egzotermicznej reakcji rozkładu tego całego gnoju. Istotnie, mimo solidnych i regularnych dostaw materii organicznej jak i nieorganicznej, szmata nie robiła sią jakoś zauważalnie brudniejsza. Coś ewidentnie musiało ten syf pochłaniać.. Iwan (?) miał niedaleko garażu stary drewniany domek. Nie mieszkał w nim na stałe, traktował go raczej jako altankę, ale wyposażył we wszystko co trzeba do życia. Napaliliśmy w piecu, zmajstrowaliśmy kolację, spożytkowaliśmy zapas Karelskiego Balzamu i ułożyliśmy się do spania na podłodze i rozklekotanym wyrku. Karelskij Balzam to coś w rodzaju nalewki ziołowej. Może to nawet JEST nalewka ziołowa, trudno powiedzieć. Zasadniczy problem w zdefiniowaniu tego specyfiku polega na trudności w opisie jego działania. Owszem, woltaż ma dość godziwy, ale podejrzewam że głównym czynnikiem robiącym bałagan na strychu są te zioła. Karelskie zioła. Zaległem w śpiworze i po ciemku wyjąłem szmatę do ostatniego smarknięcia tego wieczoru. W brudnym gałganie zamigotała iskierka wyładowania elektrostatycznego. Przyjrzałem się jej najdokładniej jak byłem w stanie w ciemnej izbie. Najpierw nie widziałem nic szczególnego, ale kiedy zajrzałem naprawdę głęboko⌠Setki maleńkich miast zagubionych między górskimi łańcuchami ze szmacianych fałd i jęzorami lodowców z zastygłych smarków, właśnie wygasiło swoje światła. Dla miliardów mieszkańców nastawał kolejny dzień. A może noc. A może inna pora roku? Okresowość chowania i wyciągania szmaty z kieszeni musiała im narzucić cykl życiowy, w którym robiło się na przemian zimno i ciepło, jasno i ciemno, w którym naprzemiennie następował czas dostawy żarcia i materiałów budowlanych, a potem czas ich wykorzystywania. Cywilizacje kwitły kolorowymi plamami pól uprawnych i fabryk, osiedla łączyły nitki dróg, czuć było tętniące w tym świecie rozumne życie. Nadąłem się jak balon i z całej siły wysmarkałem â tak od serca, rzęsiście i zawiesiście. Jutro będę siłaczem. Będę niósł w kieszeni cały świat. Jako żem niekumaty w kwestii dodawania mediów zapodam jedynie link do filmiku - warto chociażby ze względu na muzę ![]() http://www.youtube.com/watch?v=dvp7hhnodIY
__________________
...i zapytała mnie góra "dokąd tak pędzisz samotny wilku?" "Szukam tego co najważniejsze" odpowiedziałem "Dlaczego więc się tak spieszysz?" Na to pytanie nie znalazłem odpowiedzi. Ostatnio edytowane przez Lupus : 21.10.2013 o 13:06 |
![]() |
![]() |
![]() |
#29 |
![]() Zarejestrowany: Sep 2008
Miasto: Jeleśnia - Żywiec
Posty: 1,334
Motocykl: CZ 350/XL 600
![]() Online: 1 miesiąc 1 tydzień 4 dni 10 godz 2 min 49 s
|
![]()
Ile to jest daleko od domu?
Ile? Sto? Dwieście? Tysiąc kilometrów? Węgry. Hungary. Magorcośtamszak. Kraina Niezrozumiałego Języka. Wina. VTSów i papryki. Daleko? Daleko! Z papierową mapą i garniakiem 60tką ląduję na przedmieściach Budapestu. Piątkowe popołudnie. Jakieś 350 kilometrów od domu. Słowacja? Zleciała, kraina pagórków i lasów. Zakupy w hipermarkecie i mogę wskakiwać na obwodnicę. Można kupić naklejkę na całe autostrady. Ale dla mnie? Po co i na co. Skoro na autostradzie po zapięciu 4rtego biegu prędkość przelotowa 75-85 km/h. Przekręcam lewą dłonią kluczyk w stacyjce. Cztery cylindry zagadują. Panie Boże, abyśmy się nie rozkraczyli na autostradzie! Wbijasz 1 bieg. Bez wspomagania masz darmową siłownię na parkingu. Lecim! Małe rondko. Z gracją. Na wolnych prędkościach. Innym się śpieszy? Mogli wyjechać wcześniej z domu! Są uczucia które ciężko przelać na papier/klawiaturę. Uczucia dla których siadasz za kółko i mkniesz. Bo wiesz że za 300 kilometrów Cię dopadnie. Uczucie potęgi wszechświata. Małe rodnko. Wiadukt pod autostradą. Podgłaśniasz muzykę. No to lecim! Autostrada! Nawrót! Miękkie zawieszenie Łady 2107 buja jak na morzu. Wychodzisz z bezpiecznej przsytani... Rozbiegówka.... Dwa.... Trzy.... Nabierasz prędkości... Muzyka napinakala z głośników.... Maszynownia 4rty bieg! Jest 4rty bieg!! Lewy kierunek!!! Jest lewy kierunek!!! JUMP! Obroty silnika rosną. Ciśnienie oleju jest? Jest! Obroty ok? Ok! Prędkość ok? Ok! Paliwo ok? Walić paliwo! Lecimy na lpg! Temp silnika ok? Ok! Ładowanie OK? Ładowanie nie ok! W dolnej skali! Może jutro będzie lepiej!!! Napinkalamy! Muzyka grzmi. Na obwodnicy Budapesztu ruch niewielki. Ale i tak wyprzedza mnie wszystko. Jak na złość, nic z PL. Może to i lepiej? A jakby umarli na zawał serca? W sumie jak jadą za Ładą to i tak na zdrowiu podupadną... Katalizatora brak... Mogli wyjechać wcześniej z domu! Po kilku nastu kilometrach autostrada się kończy. Przynajmniej dla mnie. Nie, zdecydowanie wolę lokalne drogi. A te na Węgrzech? Jak znalazł! Dłygie proste. Asfalt czasem taki typowo Polski. I tylko tniesz. Cała droga Twoja. I tylko ludzie którzy czasem CIe wyprzedzają. Dziwnie patrzą. Łady nie widzieli? Daleko od domu jesteś Panem Drogi. Obce tablice rejestracyjne robią Ciebie pojazd uprzywilejowany. Jedyne czym się musisz martwić to to, gdzie zatankować LPG, bo na Węgrzech stacji z tym paliwem mało. Słońce zaczęło chylić się ku zachodowi. Monotonną drogę umilała muzyka. I jest! Jest! Nie jesteś sam wariat na drodze! We wstecznym lusterku wychwytujesz znajomy kształt. Czekasz... I zaraz słyszysz ryk. Węgierska Łada redukuje. A że nie ma wydechu albo ma coś takiego co udaje tylko wydech. Porozumiewawcze gesty. Jedziesz też na ZLot? No nie? Co może robić Polska Łada na krańcach Węgier? Oczywiście że lecim na ZLot! W trybie pościgowym Łada gna 85-95 km/h. Lecimy razem przez proste i wioski. Gość ma coś zdecydowanie z wydechem. Nie może jechać szybciej niż 90 km/h bo huk z silnika przeogromny. Lecimy! Lecimy! 4 biegi bez turbo ![]() ![]()
__________________
Naczelny Filozof Cezet 350 '83 [z dwoniącym tłokiem] [bez kilku podkładek] [w kolorze Zielonego Trabanta] Kymco Activ 50 ADV |
![]() |
![]() |
![]() |
#30 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Podlasie
Posty: 2,657
Motocykl: nie mam AT jeszcze
![]() Online: 2 miesiące 2 tygodni 6 dni 23 godz 8 min 8 s
|
![]()
Łada rulez!
![]() |
![]() |
![]() |