Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06.10.2017, 19:37   #161
chemik
 
chemik's Avatar


Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Wrocław
Posty: 1,425
Motocykl: Husqvarna 701 Enduro
chemik jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 4 tygodni 15 godz 23 min 25 s
Domyślnie

żebyś nie miał wątpliwości - czyta się. Choć z doświadczenia wiem, ze powrót się źle opisuje.
chemik jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07.10.2017, 20:43   #162
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 11,145
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 6 miesiące 3 tygodni 2 dni 21 godz 57 min 9 s
Domyślnie

Rano pobudka. Jak zwykle ja pierwszy na nogach i mnie nosi. Idę do centrum się poszwędać i kupić fajki. Jest wcześnie ale udaje mi się namierzyć jakiś mini sklepik w dziupli, w którym kupuję papierosy i coś do picia. Niespiesznie wracam na bazę gdyż śniadanie będzie dopiero o 8.00 więc mam sporo czasu. Na mój nos pogoda się wkrótce wyklaruje i będzie ładnie. Na razie jeszcze ponuro i mroczno. Wracam na bazę i spotykam jednego z Kazachów. Rozmawiamy i okazuje się że Andej jest z Szymkentu i mają tak jakiś klub motocyklowy. Oczywiście podaje namiary gdyby ktoś kiedyś potrzebował pomocy na terenie KAZ to walić do niego jak w dym.

kontakt +7705 364 65 56

Chłopaki gonią polatać po Gruzji. Ciekawią ich nasze maszyny. Jeden z nich nakulał Pan European ponad 130K. Jeżdżą dużo i wszędzie. Udowadniają przy tym że nie trzeba mieć sprzętu klasy Adwęczur aby objechać Pamir czy góry Gruzji. Latają wszędzie i po wszystkim. Bardzo fajne chłopaki. Wreszcie zjawia się.Wasilij i zaczyna szykować śniadanie. To samo co poprzednim razem. Ser, kawałek kiełbasy i coś tam jeszcze. Wcinamy szybko i zaczynamy się pomału pakować na motocykle. Dziś plan mamy taki, żeby dotrzeć na płaskowyż Bermamyt i gdzieś w jego okolicy zrobić sobie obóz. Na razie jednak kierujemy się na granicę. Drogę znamy, pogoda jest świetna i na granicy stawiamy się dosłownie w momencie. Granica Gruzińska oczywiście szybko i bezproblemowo. Ruch jest niewielki. Teraz jedziemy w kierunku przejścia rosyjskiego. Tutaj już trochę gęściej. Najpierw podjeżdżamy pod kontrolę paszportową a następnie koleś kieruje nas gdzieś do budynku. Nie wiem po kiego grzyba ale ładuję się do budynku z tym że tam nic nie ma. Na wejściu stoi pogranicznik więc pytam że tutaj mnie skierowano tylko ni wuja nie wiem po co. Okazuje się że kartki tam leżą do wypełnienia wriemiennego wwozu. Bierzemy więc kwity i skrupulatnie wypełniamy coby się nikt nie przyczepił. Następnie podbijamy do budki gdzie zdajemy kwity, które jedna z miłych dziewczynek obrabia. Oczywiście tym razem nie chcą ode mnie żadnych kwitów i wszystko idzie gładko ale niezbyt spiesznie. W Gruzji z rana było chłodno a teraz już słońce wylazło i daje niemiłosiernie więc wypinam wszystkie membrany i po chwili jedziemy już dalej. Tuż za granicą zatrzymujemy się na tankowanie na stacji paliw. Niestety płatności kartą nie ma i cieszy mnie fakt że pozbyłem się lari jeszcze w Gruzji bo te parę rubli ratuje mi doopę. Chłopaki mają paliwo i ruszamy do Władykaukazu. Chcemy tam złapać bank i wymienić pieniądze bo kasy nam brakuje. Dość szybko znajdujemy się w mieście i znajdujemy budynek Sberbanku. Biorę kasę i lecę do banku podczas gdy chłopaki zostają przy motocyklach. Mamy sporo Lari ale jak się okazuje rosyjskie banki mają je w doopie, Mogę wymienić tylko dolary i euro. Słabo.
Wymieniam kasę i lecimy przez miasto w kierunku na Biesłań. Jeszcze w mieście spotykamy dziwaczne zjawisko. Otóż wokół ogromnego bazaru wszystkie ulice są.zalane wodą. Mamy jeden kierunek i cofnąć się nie da rady. Jadę pierwszy i wzorem tubylców przebijam się w poprzek zalanej na koło szosy i wjeżdżam na chodnik, na którym jest sucho. Chłopaki z nieznanych mi przyczyn walą cały czas drogą przez wodę. Łapiemy się już na suchym i wyjeżdżamy z Włądykaukazu. Kierunek Nalczik. Pojawia się post który już znamy, granica pomiędzy republikami. Uzbrojeni po zęby żołnierze każą nam zjechać.na bok i świetnym angielkim jeden z nich pyta tylko czy wszystkie papiery mamy w porządku. Potwierdzamy i gonimy dalej. Doslownie kawałeczek dalej zatrzymuje nas policja cholera wie za co. Znów lakoniczna kontrola ale tym razem pokazujemy jakieś kwity i dalej w drogę. Wszystko w miłej i uprzejmej atmosferze. Wreszcie zatrzymujemy się na mały posiłek w przydrożnym barze. Miła kobitka serwuje żarcie. Jemy i leniwie odpoczywamy przed dalszą drogą. Jeszcze kawałek do zjazdu. Na razie lecimy po czarnym ale Miszka nawiguje i w pewnym momencie zbaczamy z głównego traktu i skręcamy na lewo bo mamy zaatakować płaskowyż. Lecimy kawałek w kierunku zjazdu na płaskowyż, który Michał ma zaznaczony w navi. Zatrzymujemy się we wsi po zakupy. Dziś ma być biwak więc kupujemy prowiant, obowiązkowo ziemniaczki na ognisko i browary. Głód jednak już.nam dokucza więc pytamy w sklepie gdzie tu można pakuszać. Na wjeździe do wsi, minęliśmy. Dalej już nic nie ma więc szybka decyzja - wracamy. Knajpa okazuje się.czymś pomieszanym z barosklepo, knajpą. Oczywiście żarcia opór ale wszystko usmażone wuj wie kiedy i czeka tylko na odpalenie do spożycia w mikrofali. Nie znoszę takiego żarcia ale nie ma innej opcji. Zrobiliśmy sporo kilometrów, przed nami też jeszcze kawałek, pada deszcz i jest pochmurno ale dość przyzwoicie. Wrzucamy kotleta i ruszamy bo czas nam się kurczy. Wreszcie docieramy do trasy, która ma nas poprowadzić na płaskowyż. Zatrzymujemy się gdyż droga wiedzie stromo pod górę i mamy wątpliwości czy nasza trasa jest prawidłowa jednak navi Michała i mapa w mapsme potwierdzają kierunek. Dobra nie ma co się zbytnio pitolić i postanawiamy że Michał spróbuje zaatakować. Jak się uda to wpychamy się wszyscy choć niezbyt mi się to uśmiecha bowiem droga jest bardzo stroma , gliniasta z powyrywanymi wodą koleinami i kamsztorami. Miszka zasuwa pod górę ale nie udaje się wdrapać choćby do połowy. Zatrzymuje się, koła grzęzną w błocie i ani w te ani we wte.





NA fotach na stromą nie wygląda wcale ale było mocno pod górkę.

Samemu będzie ciężko mu zawrócić więc ładuję z buta zapadając się w błocie. Razem zawracamy Tenerkę i Michał zjeżdża na dół do Filipa. Ja jeszcze włażę na szczyt zobaczyć czy wspólnymi siłami nie da rady jakoś tam się wepchać. Góra jest długa a dalej jest jeszcze gorzej. Fak. Wracam do chłopaków i szukamy alternatywnej trasy. Jest! Musimy odjechać z drugiej strony czyli wracamy kilka kilosów asfaltem i potem kierujemy się na drogę która ma nas poprowadzić do celu. Droga okazuje się zajefajną szutrówką. Można lecieć dość szybko. Niestety miejscami są koleiny i kopny żwir i trzeba uważać.












Pogoda się.kasztani, pniemy się do góry, wieje niesamowicie i pada deszcz.



Jest nędznie. Wreszcie droga dochodzi do asfaltówki. Jedziemy w lewo ale tam nic nie ma. Wracamy z powrotem i próbujemy zaatakować na azymut. Pogoda pod psem. Dolatujemy wreszcie do jakichś zabudowań i dalej jest zakaz wjazdu. Co jest? Obserwatorium astronomiczne. Objeżdżamy je od góry i podjeżdżamy pod bramę. Wychodzi do nas strażnik i pyta o co kaman. To zeznajemy że na płaskowyż chcemy się dostać. Kak daroga? Co będziecie jechać, wchodźcie do nas . Zrobimy wam ekskursją po obserwatorium i napijemy się razem. Hmm. Kuszące ale cel mamy jasny więc odmawiamy i wracamy do drogi, którą już jechaliśmy. Pogoda na szczycie jest katastrofalna. Wieje okropnie i zacina deszczem. Do tego strasznie zimno. Chłopaki z obserwatorium zeznają że do płaskowyżu musimy jechać w dół ale to jeszcze kilkadziesiąt kilometrów więc już wiemy że to plan na jutro. Dziś już nie damy rady jesteśmy zziębnięci, mokrzy i zmęczeni. Szukamy bazy bowiem zanosi się że będzie słabo w nocy. Zjeżdżamy na dół i zjeżdżamy z głównego szlaku na prawo bowiem widzę jakiś.znak coś.jakby agroturystyka czy coś teges. Lecimy dolinką a pogoda z masakry na górze zmieniła się o 180 stopni. Jest przepięknie, słonecznie i ciepło. Niesamowite. Lecimy ze 2 kilometry dolinką po drodze mijając to niby agro. Jest coś ale zamknięte na 4 spusty i do tego trzeba się przeprawić przez dość głęboką i rwącą rzekę. Zapuszczamy się dalej i znajdujemy to czego szukaliśmy. Spokojne zakole rzeczki, osłonięte od wiatru wprost zapraszające nas do rozbicia namiotów. To też czynimy.







Wokół góry.







Odblokowujemy po browarku bo wieziemy go już kilka godzin i dosyć ciąży na plecach. Orzeźwiające piwko, słońce i wspaniała okolica działają pobudzająco. Więc szybciutko rozbijamy namiociki i rozpalamy ognisko. Niestety z opałem jest lipa bowiem wokół wszystko mokre i świerze. Szwędzamy się po okolicy i zbieramy co tylko do palenia się nadaje bo jest w miarę suche. Ognisko odpalone i rozbuchane. Tak właśnie nasza Trójca wyobraża sobie podróżowanie. Trochę szosy, trochę terenu i biwak w zajebistym miejscu.
Siedzimy przy ognisku dokąd ziemniaki nie doszły i piwko się nie skończyło. W końcu przychodzi czas na zasłużony sen.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07.10.2017, 21:23   #163
chemik
 
chemik's Avatar


Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Wrocław
Posty: 1,425
Motocykl: Husqvarna 701 Enduro
chemik jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 4 tygodni 15 godz 23 min 25 s
Domyślnie

Czasami warto przejechać kilka tysięcy kilometrów aby przez 2 minuty mieć taki widok.

nE5F3A0.jpg

Zazdraszczam.
chemik jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07.10.2017, 23:51   #164
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 11,145
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 6 miesiące 3 tygodni 2 dni 21 godz 57 min 9 s
Domyślnie

Widoki dopiero będą .
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08.10.2017, 11:41   #165
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 11,145
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 6 miesiące 3 tygodni 2 dni 21 godz 57 min 9 s
Domyślnie

Parę ruchomych obrazków. Kaukaski poranek.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08.10.2017, 15:20   #166
QrczaQ
 
QrczaQ's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Sexu i biznesu
Posty: 1,563
Motocykl: CRF1000, R80G/S PD, DR650SE
QrczaQ jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 tygodni 5 dni 3 godz 3 min 52 s
Domyślnie

Super sie czyta, zawstydzacie mnie zaparciem i pomyslami.

Co do jazdy w zimno i mokro to nie mam nic do powiedzenia.

Co do jazdy w gorace muzulmanskie kraje mam moja strategie. Co jest pewnie znane i logiczne, ale nie koniecznie takie proste... z lenistwa.
1. Wstaje 30 min przed switem (jak sie jasno robi) - nie przed wschodem slonca (jak jus slonce widac). Pakuje sie, myje gebe i jade. Jest zimno, nikt nie przeszkadza. Piekne widoki, nie ma ruchu, nie budzi mnie wycie ze spiczastych budynkow. Zadnego wylogowywani i zegnania sie.
2. Jak slonce wylezie (czasami wyskoczy) to staje w pieknych okoliczosciach na fajka, troche sie ogrzeje, myje zeby i jede dalej. Miasto dawno za nami, troche km zrobione.
3. Sniadanie w pierwszej napotkanej otwartej dziupli - pare godzin/pare set km. Ale tak zeby nie szukac i to musi byc miejsce latwe, proste i taki pewniak co do jakosci. Nafpierdalam sie ile wlezie.
4. Jazda ile wlezie - woda, fajka jak dupa boli. Kolejne pare stowek peklo.
5. Obiad jak juz nie mam sily, gorac nie daje zyc i cale sniadanie spalone. Zadnego pytania gdzie i co, bo oni i tak nie wiedza. Tylko cos namieszaja albo sie przestrasza. Miejsce jak najbardziej zatloczone i tam gdzie pachnie. Tam Salaam i siadam przy starszyznie co trzesie miastem. Oni zawsze maja najlepsze miejsce w cieniu i chetnie dostawia krzeselko dla goscia. Jak juz sie z nimi osfoje to nikt nie przeszkadza, bo jestem w klanie. Nikt nic nie ukradnie bo przeciez to dla nich nie do pomyslenia. Gosc, podroznik jest traktowany jak Bog, zeslaniec Boga.
6. Pytania sie koncza, zaciekawienie opada. Kima
7. Goraco opada, w droge. Kolejne pare stowek.
8. Przed zachodem pierwsze najtansze napotkane lokum. Negocjacja, ze bez sniadania, ze ja nie z Niemiec, ze nie chce poscieli itd. Logowanie, pranie.
9. Najgorsze lachy ubieram, zadnych okularow, zegarkow, komorek i kolorowych kaszkietow czy t-shirtow. Penetrowanie miasta po ciemku, jedzenie na ulicy to samo co lokalesi - patrzysz ile koles placi. Mowisz ze to samo co koles i dajesz kase. Troche ich to zbija z tropu bo widza, ze nie ma zartow.
10. Herbata, jakies pogaduchy i powrot do bazy.

OK, troche chaotyczny post ale bakteria pada.

Czekam na nastepne posty.
__________________
__
Golodupiec bez Afryki

Ostatnio edytowane przez QrczaQ : 09.10.2017 o 12:10 Powód: Powalily mi sie slowa typu swit i zmierzch. Myslalem, ze to zmierzcha z rana a okazuje sie ze swita z rana. Przepraszam.
QrczaQ jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09.10.2017, 09:46   #167
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 11,145
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 6 miesiące 3 tygodni 2 dni 21 godz 57 min 9 s
Domyślnie

Qurczaq, no mocno chaotyczny ten Twój post . Niewiele zrozumiałem. Wstajesz przed zmierzchem czyli śpisz dniem a jedziesz nocą. W dalszej części jedziesz dniem. Znaczy, że kiedy śpisz?
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09.10.2017, 11:05   #168
Tank
 
Tank's Avatar


Zarejestrowany: Dec 2010
Miasto: Zgierz
Posty: 1,377
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: duży :)
Tank jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 3 tygodni 1 dzień 6 godz 25 min 18 s
Domyślnie

https://youtu.be/h9nNynd3ZoU.


Wysłane przy użyciu Tapatanka
__________________
GS über alles!!!
Tank jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09.10.2017, 12:14   #169
QrczaQ
 
QrczaQ's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Sexu i biznesu
Posty: 1,563
Motocykl: CRF1000, R80G/S PD, DR650SE
QrczaQ jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 tygodni 5 dni 3 godz 3 min 52 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał Tank Zobacz post
https://youtu.be/h9nNynd3ZoU.


Wysłane przy użyciu Tapatanka
Dobre. Chaotycznie napisalem bo bateria mi padala. Pomylilem swit ze zmierzchem, bo mam taka alpikacje co jest po angielsku Sunrise-Dawn-Noon-Dusk-Sunset. Juz poprewilem to moze bedzie mialo wiecej sensu.
__________________
__
Golodupiec bez Afryki
QrczaQ jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09.10.2017, 22:37   #170
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 11,145
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 6 miesiące 3 tygodni 2 dni 21 godz 57 min 9 s
Domyślnie

Wstaję pierwszy i robię.mały rekonesans. Jest dość rześko ale to raczej z powodu wilgoci i braku słońca. Obserwuję jak słonko pomalutku schodzi w dół po zboczu góry obok naszego campu. Szacuję że zajmie mu około godziny objąć ciepłem nasz biwak i podsuszyć wilgotne namioty. Wrzucam śniadanie i pomału zaczynamy się pakować. Czekamy jednak dość długo zanim słońce zacznie grzać nasze namioty i dopiero po lekkim ich podsuszeniu ruszamy w dalszą drogę. mamy już.opracowaną z grubsza trasę, która w założeniu pozwoli nam wjechać na płaskowyż. Na razie jednak ruszamy do czarnego z naszej bazy.







Wypadamy na asfalt i gnamy świetną asfaltówką. Droga jest przyjemnie kręta jednak co chwilę jazdę utrudniają skały osypujące się na szosę więc należy uważać. Pomału wspinamy się na szczyt i w oddali po prawej zaczynamy dostrzegać zarys naszego celu - płaskowyż Bermamyt.



Jest bardzo oddalony od drogi i szacuję że to co najmniej 30-40 km od naszej pozycji uwzględniając warunki terenowe.

Pogoda jest jednak świetna. Świeci słońce choć jest chłodno i lekko zawiewa. W oddali dostrzegam też jakieś ośnieżone szczyty, do których się zbliżamy.



Widoki są obłędne i hipnotyzujące. Postanawiamy zjechać na gruntówkę po lewej i zobaczyć co jest za załamaniem terenu. Widok ten zapamiętam na długo. Elbrus.



Niesamowita góra i krajobrazy wokół też.nieziemskie. Postanawiamy zrobić sobie w tym miejscu małą sesję z motocyklami zanim ruszymy w dalszy bój. Łąka na której się znajdujemy jest mocno namoknięta i grząska co kończy się jak zwykle. Kat leży.



Dźwigamy więc gada i jako tako pionizujemy.



Następnie robimy lamerskie focie.











Jednak w głębi za mną już woła nas Bermamyt. Trzeba się ruszać.



Ruszamy więc i po chwili docieramy do punktu gdzie nawigacja wskazuje nam zjazd z głównego szlaku na płaskowyż. To miejsce (atak od południa) wygląda tak.



Gruntówka po prawej wiedzie na Bermamyt choć osobiście polecam dostać się tam od innej strony. Tutaj można napotkać problemy podobne do naszych.



Początek drogi jest dość nieprzyjemny. Michał prowadzi, potem Filip i na końcu ja. Głębokie koleiny na początku suche a potem już.zaczyna się zabawa z kaukaskim błotem. Jest niesamowicie wręcz śliskie. Ścieżka wiedzie nas pośród przepięknych krajobrazów. Momentami kałuże są bardzo głębokie grunt w zasadzie cały grząski a nasze opony nie są.przeznaczone w teren ale pchamy się pomału przed siebie. Co jakiś czas gleba ale w miarę bezpiecznie. Jedynie fragmentarycznie droga wiedzie pośród stromych skarp i tutaj są momenty niebezpieczne. Lecimy tak kilkanaście kilometrów. Widoki rozwalają system więc niech przemówią same.



















Zrobiło się naprawdę ciepło i zatrzymujemy się aby zdjąć ciuchy.



Wreszcie w oddali ukazuje nam się.płaskowyż. Wygląda monumentalnie.





Pomału i mozolnie ale jednak zbliżamy się do celu.







I właśnie tutaj sprawy zaczynają się.komplikować. Zaczynają się.strome zjazdy po kamsztorach. Zjeżdżamy a w zasadzie zsuwamy się.pomiędzy nimi w dół. Na jednym z takich zjazdów FIlip zalicza bardzo dotkliwą glebę. która okazuje się.brzemienna w skutkach ale o tym dopiero przekonał się w Polsce. Widziałem jego glebę gdyż jechałem za nim. Nogi brakło i upadł na prawo niestety tak nieszczęśliwie że przygrzmocił żebrami o jedną z kolein a sieczkarnia dokończyła dzieło zniszczenia waląc się.dodatkowo na Filipa. O połamanych żebrach zorientował się.jak nie był w stanie się ruszyć z łóżka kilka dni później w Polsce. Jakoś dziwnie przez całą drogę skutki tego upadku bardzo mu nie dokuczały. Adrenalina zrobiła swoje.

No ale pomalutku walimy dalej. Każde 100 metrów jest tutaj już wyzwaniem. Kilometr pokonujemy w 40 minut. Robi się ciężko a my nie tylko że nie mamy żarcia ale też i z wodą słabo. Wyciągam z zapasów suszoną wołowinę i każdy wciąga swoją rację zapijając wodą z Rotopaxa, która pamięta jeszcze Iran. Innej nie mamy ale ta jest całkiem OK. Każdy metr to ogromny wysiłek. Każde błoto tutaj ma inną konsystencję.niż na starcie tej drogi. Jest gumiaste i kleiste. Włazi wszędzie i pokonanie każdej kałuży i rozpadliny kończy się.tym, że jeden z nas wymaga interwencji dwóch pozostałych. Wreszcie docieramy do miejsca, gdzie nie jesteśmy w stanie przejechać dalej. Znaczy może na upartego i lżejszym sprzętem by się.dało ale jesteśmy wykończeni, głodni a przed nami pole stromego zjazdy rozdeptane do kolan przez bydło i konie. Nijak tego objechać po suchym. Wszystko jest w błocie. Docieramy na szczyt z którego musimy zjechać i w zasadzie z miejsca podjechać pod stromą ścianę. Filip jest wkurwiony i poobijany. Leżał kilka razy i ma połamane żebra ale o tym nie wiemy. Łazimy z Michałem i kombinujemy jak się.przebić ale widzę minę Filipa i wiem że musimy odpuścić a nawet gdyby się.udało zjechać to jeszcze trzeba podjechać i wrócić a nie wiedzieliśmy czy dalej jest inna droga. Gdyby jej nie było to nie bylibyśmy w stanie podjechać pod górę z której zamierzaliśmy zjechać. Masakra. Byliśmy tuż pod płaskowyżem. Brodaty się zdjęcia nawet dorobił w tym miejscu.




Postanawiamy jednak zawrócić. Michał wraca pierwszy i od razu zakopuje się w błocie. Udaje mu się.jednak wydłubać bez naszej pomocy. Niestety ja się już wklejam perfekcyjnie.







No tak się.kuwa wkleiłem że we trzech nie szło nawet Afry ruszyć z miejsca. Dopiero jak zdjąłem toboły, zabraliśmy pasy i razem z Michałem próbowaliśmy opasując się taśmami przez ramiona podnieść moto nogami Afra ciut drgnęła ale postępu i tak nie było widać więc przewróciliśmy ją nie bez trudu na bok i jakoś wyszarpnęliśmy przód. Jak przód wyszedł to i tył jakoś za nim podążył. Niestety zabrało nam to z 40 minut a chwilę dalej znów byłem wklejony w kolejnej dziurze. I kolejny stracony czas. Tragedia. Dopiero dalej na było ciut bardziej sucho i mogliśmy jechać bez taplania się w błocie. Niestety przed nami 2 strome kamieniste podjazdy na którym Filip leżał. Mamy jednak dość i idziemy pomiędzy kamsztorami pełnym ogniem i wdrapujemy się bez zająknięcia. Jedynie na szczycie chciałem się zatrzymać w razie gdyby trzeba było pomóc chłopakom i zaliczam glebę gdyż jest nierówno i brakło mi nogi. Na szczęście wszyscy wbijają się bez problemów i pomalutku zjeżdżamy z powrotem do głównej trasy choć to jeszcze ze 2 godziny jazdy przynajmniej.

Zjeżdżam na bardziej płaski teren gdzie wreszcie mogę rzucić okiem na Afrykę i rozkoszować się.widokiem pędzących samopas koników.





Wyglądamy jak po wojnie. Motocykle również.



Filip jest tuż za mną a Michał coś tam z dala przystanął nie wiadomo czemu. Szybko się.jednak okazuje że znalazł kufer Filipa, który odpadł mu po drodze. Popękało mocowanie na wertepach albo przy glebie. Filip musi wrócić po niego i jakoś go doczepić. Mocujemy dziada pasami bo mocowanie popękane i nie trzyma się dobrze.

Chcę już zjechać na dół. Jestem wyrypany ale widoki sprawiają że chce się żyć





Lecimy na dół bowiem nie mamy siły i jesteśmy tak głodni że nas mdli. Gonimy w zasadzie nie oglądając się za siebie choć cały czas lukam w lusterko czy chłopaki są za mną. Gubię ich jednak z oczu i stawiam się.pierwszy na dole.

Czekając na chłopaków kręcę kilka chwil utrwalając co się wydarzyło.



Ruszamy asfaltem w kierunku Kisłowodska. Przelatujemy szybko przez miasto i zatrzymujemy się kawałeczek dalej na posiłek. Lokal jak na przydrożny wygląda ekskluzywnie i nasza trójca budzi co najmniej niesmak jak pakujemy się ubłoceni zostawiając ślady błota wszędzie. Zamawiamy hamburgery wielkości bochenka chleba i pałaszujemy je uzupełniając zapasy energii zmarnowanej podczas walki w górach.





Po posiłku ruszamy dalej. Mamy plan dolecieć do Armawir. To jakieś 250 km więc musimy naginać. Dalsza część drogi idzie dość sprawnie. Zatrzymujemy się.na stacji gdzie odkrywamy że po zabawach w błocie KAT wypluł olej z lewej lagi.



Kupujemy szmatę i łapiemy trytkami coby nie lało się po zacisku. Jako tako nam się udaje. Dolatujemy do Niewinnomyska gdzie przy trasie łapiemy jeszcze myjnię i próbujemy spłukać błocko z naszych motocykli. Ile mieliśmy drobnych to wydaliśmy. Ciśnienie było takie że odpadł mi znaczek Honda po lewej stronie zbiornika. Nawet tego nie zauważyłem. Wieczorkiem dolatujemy do Armawir gdzie logujemy się w przydrożnej gostinicy o dumnej nazwie Elita. Znajduje się.tutaj:

https://www.google.pl/maps/place/44°...1!4d41.1297926

Musimy się uprać i wykąpać. Biwaku nie będzie. Wieczorem robimy sobie wypad do miasta na zakupy z buta. Robimy zakupy i wracamy na bazę obładowani browarami, ogórkami i wszelkiego rodzaju prowiantem, który pałaszujemy rozmawając o dzisiejszym dniu. Mimo że nie udało nam się osiągnąć celu a Filip się mocno poobijał zgodnie dochodzimy do wniosku że to był najlepszy dzień na tej wycieczce. Fenomenalne widoki, walka z materią, krew, pot i łzy. Wszystko czego trzeba aby czuć się spełnionym . Z taką myślą walimy w kimę. Śpię jak zabity. To był świetny dzień.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz

Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Bałkany 30.07.2017 - 12.08.2017 giennios Umawianie i propozycje wyjazdów 0 23.06.2017 13:58
Iran trip 2017 - start 12.05.2017. Emek Przygotowania do wyjazdów 137 14.06.2017 16:13
Enduro Pohulanka 29.04.2017 - 01.05.2017 wojtekm72 Imprezy forum AT i zloty ogólne 53 28.05.2017 22:49
El Palantentreffen 2017 ex1 Imprezy forum AT i zloty ogólne 9 18.01.2017 00:33


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:51.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.