01.10.2008, 18:04 | #171 | |
Piast Kołodziej
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Toruń
Posty: 1,892
Motocykl: RD03
Online: 2 tygodni 17 godz 44 min 37 s
|
Cytat:
Bardzo dobry pomysl. |
|
01.10.2008, 18:08 | #172 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,668
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 5 godz 18 min 56 s
|
rozmawialismy kiedys o tym z Ramiresem i pewnie kiedys zrobi. Zreszta takie archiwum juz jest tylko widoczne jedynie z trybu mechanika:
http://www.africatwin.com.pl/index.php?styleid=6 w linkach po lewej stronie wisza relacje z wyjazdow. Marzy mi sie jednak takie w ktorym mozna by zarzadzac contentem... Chyba mam gotowa relacje z Indii na ktorej mozna potrenowac |
02.10.2008, 00:21 | #176 |
Administrator
Zarejestrowany: Oct 2007
Miasto: Otwock ale chętnie na Śląsk bym wrócił
Posty: 4,839
Motocykl: RD37A (Hybryda), dwie ramy RD03 w zapasie
Przebieg: ojojoj
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 6 dni 3 godz 49 min 59 s
|
Szykuje sie zapewniam, ale jesli bedzie sie np. Podos opierniczal to nie bedzie
Narazie wywiązuje się dzielnie: 7Greg Wieczny Podos (pomimo, że trza chłopa poganiać) Magnus i wielu innych, im więcej tym lepiej - efekt ... hmm ... a nic Wam nie powiem już
__________________
Ramires Serwis HONDA Industrial / maszyny i urządzenia spalinowe - Otwock / Józefów |
02.10.2008, 09:59 | #177 |
Piast Kołodziej
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Toruń
Posty: 1,892
Motocykl: RD03
Online: 2 tygodni 17 godz 44 min 37 s
|
Az krzesla zczerwienialy.. i koszulka..
|
02.10.2008, 17:45 | #178 |
Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
|
Kirgizja
6 sierpnia cd Zaczynamy powoli wjeżdżać w wyższe partie gór, gdzie zieloną trawkę zastępują szare kamienie i skały. Po przejechaniu niezliczonej ilości zakrętów docieramy do miejsc gdzie przyroda surowo obeszła się z drogą, Ogromny kawał góry zjechał żlebem i zrównał drogę i jej okolicę, zasypując je tonami kamieni. Wśród tych kamieni przebiegała droga, lub coś na jej kształt. Co rusz zsadzamy pasażerów, którzy dostawali zadyszki przechodząc po 20 metrów gołoborza. Kajman i Qśma spuszczają powietrze z kół swoich Patroli i powolutku lawirują pomiędzy skałami. To chyba najbardziej wymagająca technicznie droga, jaką w życiu jechałem. Serce mi rośnie z uniesienia, krajobrazy w koło obezwładniają a adrenalina pcha wciąż do przodu. goloborze1.jpg goloborze2.jpg goloborze3.JPG goloborze4.JPG goloborze wykrzyz.jpg Wkrótce docieramy do przełęczy zwieńczonej lodowcem. 40 km i 4 godziny. Niezły wyryp. Wszyscy jednak mamy banany na twarzach. Z przełęczy rozciąga się widok na uroczą zieloną dolinę ciągnącą się na zachód aż pod Song kul, a na wschód, do dzień wcześniej zaliczonej przełęczy Barskoon, która jest naszym dzisiejszym celem. goloborze lodowiec.JPG Tosor-przelecz widok.JPG Tuż za przełęczą spotykamy dwóch Francuzów na rowerach z przyczepkami. Przejechali już cala dolinę od Song Kul i zastanawiają się, co dalej. Pokazujemy im na mapie gdzie są i jak powinni dalej jechać. Jak widać chcą dotrzeć tam gdzie i my. Kolesie wyglądają mi na oszołomów, mają obłęd w oczach i w ogóle wygadają na wariatów. Ich rowerki są niesamowicie objuczone a na domiar złego ciągną za sobą profi przyczepki rowerowe, tyle, że chyba na szosę. A tu szosy nie ma śladu… Zostawiamy ich i kierujemy się na wschód. tosor rowery.JPG Nie ujechawszy daleko dojeżdżamy do drewnianej chatki szałasu, gdzie kirgiski gospodarz wraz z żoną i kilkorgiem dzieci zaprasza nas na poczęstunek. Tradycyjnie zostawiamy buty na wejściu i podnieceni wchodzimy do środka. To nasz pierwszy kontakt z prawdziwym życiem pasterzy. Malutka izba 4x6m jest wyłożona kilkoma warstwami skór i dywanów, na ziemi żeliwny piecyk, najpotrzebniejsze rzeczy – wszystko to ma zapewnić byt 5-cio osobowej rodzinie pasterzy przez około 4 miesiące roku, kiedy przenoszą się tu z dołu na wypas swoich koni, owiec i jaków. Siadamy na dywanach przy niziutkim stole, który błyskawicznie zostaje zastawiony lokalnymi wynalazkami. Są tu gęsta jak masło śmietana, pieczone na oleju wytrawne ciasteczka, fantastyczny dżem z ćwiartkami moreli i bardzo żółte masło z jaka. Gospodyni serwuje popularny tutaj zieloną herbatę (czaj) serwowany w płaskich porcelanowych miseczkach. Oczywiście z kobylim mlekiem, na które nie każdy się z nas decyduje. Gaworzymy o ich życiu tutaj na 3500m. Ładnie mówią po rosyjsku, wymieniamy adresy, obiecujemy wysłać wspólne zdjęcia. tosor szalas.JPG Tosor szalas1.JPG tosor szalas2.JPG tosor dzieci.JPG Żal nam odjeżdżać, ale co zrobić, przed nami jeszcze spory kawałek – no i druga ekipa czeka. Na odchodne pytamy o dalszą drogę, - A ta daroga to kakaja budjet? Charoszaja?- pytamy - niet niet, płochaja… bolsze plachaja czem zdzjes – mówi wskazując na dwa błotnisto-kamieniste ślady kopyt u swych stóp… - a dżyp prajdziot? -Nie prajdziot, mnoga kamniej, ransze quad pojechal i wiernułsja… Osz kurwa - myslimy - to co to za droga tam ma być skoro quad musiał zawrócic? Wg mapy do Barskoon jest około 10 km, pytamy wiec ile nam tam zejdzie. - 2, 3 czasa na łoszadzi – mówi Kirgiz Patrzymy po sobie z niedowierzaniem. 3 godziny koniem? Jaja sobie chyba robi. Nie wierzymy temu uznając, że Afryka na pewno szybciej się jedzie i decydujemy się napierać. Z żalem rozstajemy się z Kajmanem i Qusmą, którzy zawracają do bazy poinformować resztę ekipy, ze raczej lajtowa wycieczka zajmie nam więcej niż się spodziewaliśmy… Zaczynamy jechać. Waldek z Kubą, Sambor z Marta i ja z Irmą. Kluczymy wąską ścieżka między kamieniami, po zielonej trawie doliny. Drogę ledwo widać, co chwila zanika więc czujnie rozglądamy się w koło. Zgubić się nie zgubimy, wokoło 4,5 tysięczne góry, więc nie za bardzo jest gdzie zjechać. tosordroga1..JPG Wertep jest niezgorszy jednak i co chwile walimy miską w kamienie dobijając zawieszeniem. Posuwamy się 5 -10km na godzinę i zaczynamy rozumieć, co miał na myśli Kirgiz. Okoliczności przyrody rekompensują jednak straty moralne, popołudniowe słońce w plecy oświetla otwartą soczystą zieloną dolinę, po prawej i lewej zamkniętą zaśnieżonymi szczytami Tien-Szanu. Kwitną jeszcze gdzieniegdzie alpejskie kwiaty, tu i ówdzie napotykamy stadka koni i jaków naszego Kirgiza. Dno doliny przecina wijąca się wstęga błękitno-zielonego potoku. tosor dolina1.jpg tosor dolina2.jpg tosor dolina3.JPG Naszą trasę drastycznie zaczynają spowalniać brody i rozlewająca się po dolinie mnogość dopływów i rozlewisk głównej rzeki. Z pozoru wyglądają całkiem łatwo, ale wkrótce okazuje się że albo są mulaste i błotniste, albo na dnie leżą śliskie spore otoczaki, stanowiące dla Afryki nie lada przeszkodę. Sambor wbił się w taki potok i musieliśmy się nieźle napocić, aby go wypchać. tosor przeprawa1.jpg Tosor przeprawa2.jpg Tosor Sambor pchanie.jpg Waldek w tym czasie eksplorował trasy alternatywne – na ogół znajdując jakiś objazd. Do czasu… Po 9km natrafiliśmy na kolejne rozlewisko i towarzyszący mu milion rwących potoczków spływających po zielonym stoku zbocza. Na górze topiły się ze trzy lodowce i to one powodowały, iż zrobiło się grząsko i mokro. Na początek zsadziliśmy (po raz setny) plecaczki i rozjechaliśmy się w różne strony, usiłując znaleźć jakąś alternatywę. Ja atakuję lewą a Sambor z Waldkiem prawą stronę doliny. Po kilometrze jazdy łąką, drogę zastąpił mi dotychczas niewidoczny potoczek, niemożliwy samotnie do sforsowania Afryką. tosor potok1.JPG Ponieważ nie mogłem już zawrócić (jakoś tak się wbiłem między kamienie) na piechotę zacząłem wracać do miejsca, w którym się rozstaliśmy. Było z kilometr, wiec z daleka widziałem cale towarzystwo debatujące nad motocyklem Waldka. 1 km na 3500 m npm pokonuje się w czasie dłuższym niż w dolinach, wiec zadyszany dotarłem w końcu na miejsce. Okazało się, że Waldkowi zablokowało się tylne koło i motor nie chce jechać. Wygląda jakby zapiekł się zacisk. Jesteśmy już trochę przejęci i zdenerwowani, bo minęły już 2h i zrobiła się już piąta po południu. Słońce jest już dość nisko, a my ciągle nie mamy drogi. I jeszcze zepsuty motocykl. Z ulgą stwierdzamy jednak, że przy malutkiej glebie, nóżka hamulca przygięła się i zablokowała o osłonę silnika. Trzy minuty później moto było już sprawne. Mnie niestety czekała podróż powrotna do motocykla wraz z obstawą, która pomaga mi przeprawić się przez potoczek. Za nim był drugi i trzeci, w końcu wycieńczeni padliśmy na trawę. tosor teren2.JPG tosor teren3.jpg Minęła kolejna godzina. Nieśmiało napomykam o później porze i konieczności powrotu. Z drugiej strony jesteśmy gdzieś kilometr od celu i rowniótkiej jak stół szutrówki z przełęczy Barskoon do Tamgi… Nie znajduję jednak zrozumienia u Sambora, który również czyje bliskość końca tej mordęgi. Siadam wiec na Afri i odkręcam manetę, chcąc na kolejnym pagórku zbadać możliwość dalszego przejazdu. tosor teren.jpg Odkrywam, że szybsza jazda na stojąco jest efektywniejsza w jezdzie po nierównościach wiec przyspieszam. W zielonej łące pojawiają się jednak okrągłe wyrwy w trawie z dużymi w kamieniem na dnie i taka jazda staje się niebezpieczna. Po przeskoczeniu trzeciej z kolei zaskakującej dziury daje sobie siana. Jestem zmęczony, 6 tyś. km od domu, tzw. „w pizdu” Ostatnie czego mi trzeba to rozbity motocykl lub złamana noga. Powoli wtaczam się na pagórek tylko po to, żeby zobaczyć, iż za nim znajduje się kolejna, tym razem szeroka, rzeka. Na końcu doliny majaczy pionowa skalna skarpa. Zatem ten odcinek jest ślepy… Przeprawa przez te cholerne potoki kosztowała stracony czas i mokre buty. Zawracam. Zatrzymuje się przed potokiem i znów na nogach wracam kilometr do chłopaków, którzy zdecydowali się na atak rozlewiska prawa stroną doliny. Idąc widzę jak Sambor w strugach wody i błota przepycha Afri na druga stronę. Dochodzę i chlapiemy się razem. Po drugiej stronie zadyszani i zmęczeni łapiemy powietrze jak karpie wyciągnięte z wody. Wszyscy już mamy wodę w butach. Nalała się górą. tosor rozlewisko2.JPG tosor rozlewisko1.jpg Jest szósta wieczorem. Słonce już nisko. Tuż nad górami. Zaczyna mi to pachnieć przymusową nocka w górach, bez jedzenia picia i jakiegokolwiek ekwipunku. W mokrych butach jeszcze. Zaliczamy małą sprzeczkę z Samborem, który ciągle obstaje się przy parciu naprzód. Uparciuch. Że nie jestem kłótliwy ustępuję, w duchu obiecując sobie, że to już ostatni raz… Jako, że Samborowa babcia jest po drugiej stronie brodu biorę ją i zielonym zboczem pod lodowcami zamierzam zbadać możliwość przejazdu. Nie widać jakichkolwiek śladów ludzkiej bytności. Ta droga jest tylko na mapie… tosor roztapia sie.jpg Daję ognia i na stojaka jadę po mokrym bagnie. Kolo kreci w miejscu wyrzucają tony błota, mimo to posuwam się naprzód. Kieruje się trochę pod górę sądząc, że tam nie będzie mokro i grząsko. Niestety topiący się śnieg robi z podłoża, z pozoru wyglądającego na stabilne, mokrą miękką gąbkę, którą przecinam na pół czarną kreską błocka. Czuję, że jak się zatrzymam, to już tu zostanę wklejony do zimy, daje wiec jeszcze bardziej w gaz i zataczam duże koło powrotne. Znów muszę rozpędem przeskoczyć jakieś wyskakujące znienacka wyrwy, Jezu, co ta Afryka może!!! Wracam i wycieńczony oświadczam, że to koniec. W ciągu ostatnich 3 godzin nie posunęliśmy się ani o metr. Plątanina ścieżki zapisanej w GPSie obnaża naszą bezsilność. Zapada decyzja o odwrocie. Jestem trochę zły, bo od 2h o tym mówię. Dolina pozostanie niezdobyta… tosor niezdobyta dolina.JPG Mamy na szczęście zapis tracku, który jak po sznurku ze wszystkimi objazdami brodów prowadzi nas wprost pod chatę znajomego już Kirgiza. Jest 0800. Za 10 minut będzie całkiem ciemno. Jest znowu problem. Zjazd po ciemku z hardkorowego Torosu, z dziewczynami na pokładzie wydaje się być skrajną nieodpowiedzialnością, z drugiej jednak strony w bazie czeka ekipa i będzie mocno zmartwiona naszą nieobecnością. Co będzie, jeśli przyjdzie im do głowy wezwać helikopter albo zaalarmować milicje i wyruszyć na nocne poszukiwania? Kalkuluje, w glowie za i przeciw i z Irmą (przy jej zdecydowanym sprzeciwie wobec perspektywy dalszej jazdy) decydujemy się na nocleg w chacie Kirgiza. Waldek i Kuba czynią podobnie. Sambor jednak oświadcza, że jedzie na dół. Nie mam już siły go powstrzymywać. W oddali milknie dudnienie jego Afryki… Nastaje noc… mapa droga na Tosor..JPG
__________________
pozdrawiam, podos AT2003, RD07A ------------------ Moje dogmaty 0. O chorobach Afryki: (klik) 1. O Mikuni: Wywal to. 2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!! 3. O goretexie: Tylko GORE-TEX 4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów 5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu. 6. Lista im. podoska Załącznik 10655 7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem. 8. O KN: Wywal to. 9. O nowej Afripedii: (klik) Ostatnio edytowane przez sambor1965 : 02.10.2008 o 18:38 |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Dlaczego lubię KTM-a | puszek | KTM | 4121 | 27.10.2024 20:14 |
Dlaczego nie kupić DL-650 | Pils | Suzuki | 83 | 30.08.2021 23:14 |
DLACZEGO KIRGIZ SCHODZI Z KONIA? Czyli Leszcz Adventure Team w wielkiej wyprawie badawczej do Azji centralnej | czosnek | Trochę dalej | 230 | 08.11.2020 11:17 |