29.12.2010, 10:14 | #11 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
|
29.12.2010, 10:16 | #12 |
Zarejestrowany: Aug 2008
Miasto: gdzie?
Posty: 131
Motocykl: ?? tak, to niewykluczone ale dokładnie to nie pamiętam
Przebieg: tak
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 dni 6 godz 1 min 21 s
|
A wszystko jedno. Dobrze mu tak, czego się pchał, gdzie go nie chcieli? I czego alkohol pił? Wszystka bieda na całym świecie to przez tych pijaków i ich wybryki.
__________________
#8 W podpisach nie warto pisać byle czego. Tylko same mądrości. #5 A jak się komu nudzi to niech sobie coś w Świątyni poczyta. |
29.12.2010, 10:19 | #13 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
Muszę zacząć od hasła, które znalazłam na jednej z turystycznych stron czarnogórskich:
„Dobrodošli na web sajt” Kolejny dzień poświęcamy na tzw. „must see” , czyli Budvę, Stary Bar oraz Park Narodowy Lovcen. Ruszamy starą drogą na Kotor. Same serpentyny, z każdą następną lepiej widać Bokę Kotorską, i przy okazji lotnisko w Tivacie. Fajny efekt: samoloty podchodzące do lądowania są niżej niż my Co 100 m ma się człowiek ochotę zatrzymać i oglądać Ze mnie się śmieją, że mi się kasku nie chce ściągać. A co, źle wyglądam? Na ramionach już koszulka, bo zaczyna fest piec od słońca... P. nawet nie myśli o krótkim rękawie po zeszłorocznej Chorwacji. W końcu wjeżdżamy na górę i kierujemy się ku mauzoleum ostatniego króla Czarnogóry Piotra II na szczycie góry Lovcen. Wjechaliśmy całkiem wysoko – ponad 1700 m n.p.m. Niestety do samego mauzoleum prowadzi jeszcze całkiem sporo schodów. Dlatego też niektórzy (czyli ja) zamiast mauzoleum wybierają pobliską restaurację z widokiem na pół Bałkanów, a w szczególności Albanię. Jak się tak patrzy z góry, to już trochę świta , skąd wzięła się nazwa Czarnogóra. Góry są prawie czarne z daleka... Restauracja była fajna, w stylu „wczesny Gierek świetnie zachowany”. Trochę się po tym parku narodowym kręcimy (ogólny brak turystów), ale rozmiary to ma on niewielkie. Zjeżdżamy na dół do Cetinje, dawnej stolicy Czarnogóry. Miasto jak miasto, nawet się nie zatrzymujemy. To już zdecydowanie mniej turystyczna część Czarnogóry, a więc także mniej cywilizowana, taka bardziej swojska. A jakie motoklimaty fajne: Zjeżdżamy drogą 2-3 do Budvy, czyli Cannes jak mówi Adam. To najważniejszy ośrodek turystyczny w Czarnogórze, i widać to z daleka. jakoś dziwnie bogato i snobistycznie się robi … Równie dobrze moglibyśmy być w Hurghadzie Ale gdyby odjąć te tabuny turystów (w końcu jest lipiec, nie ma co marudzić) to widać piękne średniowieczne miasteczko z murami obronnymi: Obchodzimy dookoła stare miasto w Budvie i ruszamy wzdłuż Adriatyku do Starego Baru. Niestety ten kawałek wybrzeża to hotel za hotelem… A to największa atrakcja Czarnogóry, czyli wyspa Św. Stefan. Za naszego pobytu zamknięta - remont. Najlepsze było to, że parking przy plaży, z której wchodzi się na ten cud kosztował chyba 11 Euro. I oczywiście nie było na nim tabliczki, że zabytek chwilowo nieczynny... Na szczęście nasze moto mają płatne parkingi w poważaniu W Barze (nazwa w końcu zobowiązuje) mamy pewne problemy ze znalezieniem właściwej drogi do Starego Baru. Lądujemy w jakimś wąwoziku, ładnie jest, ale na pewno nie jest to Stary Bar. Jakieś tabliczki niby po drodze były, ale na strategicznych skrzyżowaniach był ich zdecydowany brak. A GPS został w Bigovej, bo nie chciało się brać tankbaga, na którym to urządzenie było zainstalowane… W końcu docieramy. Moto na parking, my do sklepu po konieczne nawodnienie organizmu. Sprzedawca po wypytaniu skąd jesteśmy mówi coś o Polsce i Putinie. Nie bardzo wiemy o co biega, czy jest przeciwko Polsce, czy Putinowi, czy jednemu i drugiemu… Tu lepiej za dużo o polityce nie mówić. Cześć ludzi jest za niepodległą Czarnogórą, a część wolałaby widzieć ją w federacji z Serbią i ta jest chyba prorosyjska... Nawet co do alfabetu nie mogą się dogadać. Oficjalnie mają alfabet łaciński, ale grażdanka (czyli bukwy) też się zdarza. Stary Bar z pewnością warty jest wizyty. Ruiny miasta są pokaźne, turyści nie depczą sobie po piętach… W VI wieku Rzymianie mieli tu założyć gród nazwany Antibarum, nazwa wzięła się stąd, że leżał naprzeciwko miasta Bari we Włoszech. Miasto zostało zniszczone w 1878 r. w czasie wojny rosyjsko-tureckiej. W 1979 r. nawiedziło go trzęsienie ziemi (to samo co Kotor). Na parkingu mamy fana GSów, Albańczyka chyba. P. przewozi chłopaka dookoła Baru i ja po chwili się zastanawiam, czy na pewno to był dobry pomysł… Mam już wizję, jak chłopak wyciąga zza pazuchy nóż Oj, ciężko się pozbyć uprzedzeń… Słoneczko powoli zachodzi, czas się zbierać. Tą samą drogą wracamy do Budvy i dalej na Tivat. Wieje jakiś dziwny wiatr (nie Bora), robi się strasznie wilgotno. Na wszystkim, z motocyklami włącznie skrapla się para wodna i ciężko oddychać. Wracamy już po ciemku, kiedy odbijamy od morza nie jest już tak wilgotno, a nawet robi się chłodnawo. Ale w Bigovej znów ta wilgoć… Siedzimy na balkonie i patrzymy, jak wszystko łącznie z nami pokrywa się warstwą wilgoci… cdn. |
29.12.2010, 10:42 | #14 | |
Zarejestrowany: Aug 2008
Miasto: gdzie?
Posty: 131
Motocykl: ?? tak, to niewykluczone ale dokładnie to nie pamiętam
Przebieg: tak
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 dni 6 godz 1 min 21 s
|
Cytat:
Ja to uprzedzeń dopiero nabrałem jak powiedział, że czarnym motórem to on jeździć nie będzie, bo po pierwsze od żółtego gorszy, a potem pokazał na licznik i powiedział po albańsku "popelina". Odtąd stałem się rasistą walczącym z albańskim niejeźdzcą.
__________________
#8 W podpisach nie warto pisać byle czego. Tylko same mądrości. #5 A jak się komu nudzi to niech sobie coś w Świątyni poczyta. |
|
29.12.2010, 11:00 | #15 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
|
29.12.2010, 11:32 | #16 |
Gość
Posty: n/a
Online: 0
|
|
29.12.2010, 21:50 | #17 |
Zarejestrowany: Aug 2008
Miasto: gdzie?
Posty: 131
Motocykl: ?? tak, to niewykluczone ale dokładnie to nie pamiętam
Przebieg: tak
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 dni 6 godz 1 min 21 s
|
__________________
#8 W podpisach nie warto pisać byle czego. Tylko same mądrości. #5 A jak się komu nudzi to niech sobie coś w Świątyni poczyta. |
30.12.2010, 19:20 | #18 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
Poprzedniego dnia wieczorem robimy „burzę mózgów” z mężem właścicielki pensjonatu, mówiącym całkiem, całkiem po angielsku. Chcemy pojechać w góry Durmitor, ale droga przez góry jest biała na mapie. Czytając relacje poprzedników w sieci (to był 2008 przypominam), zgłupieliśmy, czy jest szansa na przejazd tamtędy naszymi maszynami. Co prawda to GSy, ale opony mamy zdecydowanie mało terenowe…
Nasz gospodarz twierdzi, że droga może być mocno terenowa, on jej nie zna (choć jest przewodnikiem!), ale może na moto się uda. A w ogóle to po białych drogach w Czarnogórze się nie jeździ… Hmmm… Ale my chcemy to zobaczyć…. Do tego kanion rzeki Tara, Piva i inne takie… Kilometrowo nie jest to zbyt daleko (ok. 150 km do stóp masywu górskiego), ale nie bardzo wiadomo, czego się spodziewać. A&A są za wypadem 2-dniowym z namiotem, my za wieczornym powrotem. Koniec końców postanawiamy pojechać każdy po swojemu i startujemy w przeciwnych kierunkach. Zobaczymy, w którym miejscu na siebie wpadniemy… My wyruszamy dość wcześnie, przez Budve i dalej na północ przez Cetinje do stolicy – Podgoricy. Nic ciekawego w przewodniku o niej nie piszą, więc się nie zatrzymujemy. Pakujemy się przez centrum, ale miasto małe, więc problemu nie ma. Najładniejszy był most, coś mi się kołacze, że zbudowany przez Amerykanów po wojnie kilka lat temu, ciekawe, czy w ramach przeprosin za bombardowania: Dalej główną drogą (nr 2), ale ruch raczej niewielki. Wzdłuż drogi płynie rzeka Mrtvica, są już górki, miejscami droga biegnie wąwozem, i ogólnie ładnie jest: Ciekawe co oznaczał ten znak? Odbijamy nieco w bok, żeby zobaczyć Park Narodowy Biogardska Gora. Taki kawałek lasu (bukowy chyba?) i fajne jeziorko. Chłodnawo się robi, nawet coś tam kropi, a nam do głowy nie wpadło, żeby kondomy wziąć… Ale na szczęście zaraz przestaje. Ale o jeżdżeniu w krótkim rękawku na dziś trzeba zapomnieć. Wracamy do głównej drogi i przed Mojkovacem odbijamy na zachód, na Žabljak. Droga wije się wzdłuż rzeki Tary i jest chyba najpiękniejszy kawałek drogi w Czarnogórze. Szkoda, że nikt nie wpadł na pomysł, żeby od czasu do czasu wykarczować nieco krzaków na poboczu, bo skutecznie zasłaniają widok na Tarę, płynącą w dole. Ruchu prawie żadnego. Jedziemy krajoznawczo, delektując się widokami: Krótka przerwa na zakładanie skarpetek bo zimno w gołe nogi (a ja jak zwykle w sandałach/klapkach ) Kasku nie ściągam Mijamy piękny most nad Tarą Żeby zrobić powyższe zdjęcie, P. zjechał w dół jakąś polną piaszczystą drogą. Ja odmówiłam kooperacji, bo mam chwilowo jakiś lekki uraz co do jeżdżenia po kopnym piachu (może dlatego, że koncertowo się wywaliliśmy na wydmie miesiąc wcześniej?). Poza tym jazda dla pasażera, który nie ma jak podnieść tyłka w czasie jazdy jest taka sobie. Dojeżdżamy do Žabljaka (Žabljaku?). To główny czarnogórski ośrodek sportów zimowych, dookoła górki dochodzące do ponad 2000. Latem zdecydowanie senny… Przerwa na obiadek i ruszamy dalej. Przed nami Durmitor. Jest ładnie. Jesteśmy jakby na płaskowyżu, a dookoła coś podobnego do połonin. Próbujemy dotrzeć nad jezioro Crno. Niby jest drogowskaz, ale później następują 4 rozjazdy jeden po drugim i na każdym brak oznaczeń… Szuter robi się coraz bardziej kopny, według GPSa jesteśmy na środku niczego i zarządzamy odwrót. Wracamy na asfalt. Za 1 km jest zjazd na drogę przez Durmitor, co do której tyle było wątpliwości dzień wcześniej. No nic, jedziemy. Hmmm. Asfalt. Wąski, ale asfalt. Z osobówką da się nawet minąć (a dokładnie jedną po drodze spotkaliśmy ) Asfalt wygląda na świeżo położony i to może tłumaczyć niewiedzę naszego gospodarza. Krajobraz się zmienia na alpejski. A mi aż oczka się świecą, jak widzę pięknie sfałdowane wapienie – zdjęcie formatu A3 do dziś mam na ścianie w pracy Do tego jeszcze widzę krasowe ponory i inne takie… Jest pięknie ! Droga przez Durmitor (w linii prostej) ma jakieś 20 km, ale być w Czarnogórze i nie przejechać tamtędy to grzech. Szczególnie dla tych, którzy nie byli w Alpach. Droga kończy się podobnym płaskowyżem, jakim się zaczęła: I takie fajne tuneliki ze skrzyżowaniami też są: Gdy powoli zjeżdżamy w dół, słyszymy pierwszy dziś motocykl. A na motocyklu oczywiście Aga i Adam. Zgodnie z zasadą „take it easy” nie bardzo się śpieszą, choć już popołudnie. Obstawiamy, że nocują dziś w namiocie Dojeżdżamy do drogi głównej (nr 18), ale nadal jest ładnie. W dole Pivsko jezero (chyba tama na rzece Piva). A to jedno z moich ulubionych zdjęć: Został nam już tylko powrót do Bigovej przez Nikšič i Podgoricę, czyli jakieś 130 km. Droga biegnie przez płaskowyż koło 1000 m n.p.m. i też brzydka nie jest. A bardzo późnym wieczorem (albo raczej nocą) dostajemy smsa „wracamy dziś”. |
30.12.2010, 23:09 | #19 |
Zarejestrowany: Aug 2008
Miasto: gdzie?
Posty: 131
Motocykl: ?? tak, to niewykluczone ale dokładnie to nie pamiętam
Przebieg: tak
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 dni 6 godz 1 min 21 s
|
Ten znak, w wolnym tłumaczeniu, oznaczał tyle co wykrzyknik na podobnej tarczy u nas.
A odnośnie jazdy na zawzmiankowaną "białą drogę" w Durmitorze, to dodam, że my zdecydowaliśmy się wyjazd dopiero, kiedy Slobo (ten przewodnik od naszej hawiry) obrzuciwszy mocno krytycznym wzrokiem nasze motocykle zawyrokował: "nie macie szans". Żeby trzymał dziób na kłódkę, to nie pewnie nie ruszylibyśmy z miejsca. A tak, wziął mnie na ambicję (co? ja nie przejadę?!). Tyle, że rzeczona trasa okazała się elegancką asfaltóweczka, w sam raz na matiza, no ale na pociechę trafiliśmy po drodze nad dość przyjemne słone jezioro:
__________________
#8 W podpisach nie warto pisać byle czego. Tylko same mądrości. #5 A jak się komu nudzi to niech sobie coś w Świątyni poczyta. |
03.01.2011, 20:33 | #20 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
Poprzedni dzień spędziliśmy pracowicie, a jutro czeka nas przejazd przez bliżej nieznaną Albanię, więc postanawiamy jeden dzień nie robić nic. Tzn. poleżeć na betonowej plaży, skorzystać z miejscowej knajpy i się spakować.
Plaża miała szerokość w porywach do 3 m i była konstrukcji kamienno – betonowej. Od wchodzenia do wody dość skutecznie odstraszały jeżowce, a my nie mieliśmy klapek… Ale i tak było fajnie W końcu zaliczyliśmy słynną (według miejscowych, bo jej sława do Polski nie dotarła) restaurację rybną. Polecamy. Apetyt (nieprzyzwyczajonym) psuje jedynie wylewanie rybich flaczków do morza tuż przy wejściu, ale podobno od tego lepiej ryby biorą, więc klient powinien być i tak zadowolony. Po południu mały spacerek na drugi brzeg zatoczki, skąd były ładne widoczki na Bigovą i zawadzamy na lokalny cmentarz. Prawosławny. Chyba 95% grobów nosi to samo nazwisko! Wyjechaliśmy dość wcześnie rano znaną nam już drogą przez Budvę i Bar w kierunku Albanii. Od razu wyjaśnię, że przez Albanię chcieliśmy (a z zasadzie musieliśmy) tylko przeskoczyć, bo po pierwsze w 2008 nie było tam jeszcze zbyt wiele porządnych asfaltowych dróg, a po drugie mieliśmy być na konkretną datę w Salonikach. Poza tym nie można mieć wszystkiego: nastawiliśmy się na Czarnogórę i Grecję, więc do Albanii trzeba pojechać raz jeszcze Ostatnie tankowanie w Czarnogórze (nie byliśmy pewni, jak będzie z kartami w Albanii, a leków nie chciało nam się kupować). Pachnie już Albanią, bo żeńska część obsługi nosi hidżaby. Płacąc za benzynę zauważam brak drugiej, na szczęście debetowej, karty. Ostatnio miałam ją w ręku w Chorwacji, więc szukaj wiatru w polu. Lekka panika, bo to było prawie tydzień temu, więc różne fajne rzeczy mogły się zdarzyć. I do tego oczywiście nie mam numeru do banku żeby ją zastrzec. Mam za to numer innego banku na drugiej karcie, też Visa. No to dzwonię, może podadzą numer do jakiegoś centrum Visy. Dzwoni się fajnie , 8 zł/minuta. Panienka po dłuższym namawianiu i tłumaczeniu, że jestem na końcu świata w Albanii (niewiele skłamałam, to było ze 3 km od przejścia) dyktuje jakiś numer. A pod numerem zgłasza się …inny bank. Mnie powoli szlag trafia, bo zaraz pieniądze na karcie telefonu mi się skończą. Biorę telefon P. (służbowy ) i dzwonię do mamy. „Nie wiem jak masz to zrobić , ale musisz mi zastrzec kartę do bankomatu”. Mama znalazła jakiś stary wyciąg, poudawała mnie (w końcu wie np. jak brzmi nazwisko panieńskie mojej mamy ) i zastrzegła. Pod wieczór dostaję upragnionego smsa: załatwione, nikt nie używał karty. Uffff… Do dziś nie wiem jak ją zgubiłam. Wjeżdżamy do Albanii przez Muriqan i mamy wrażenie, jakbyśmy do Azji wjechali. Przejście (o ile to tak można nazwać) akurat było w budowie, asfaltu brak, ogólny bajzel i syf. Paszporty podbijają w jakiejś budce, kompletnie nie rozumiemy co do nas mówią, jedziemy dalej, na Shkodër. Przedmieścia miasta są chyba cygańskie i wyglądają, hmm… Jedziemy koło Krujë, nie wiedzieć czemu nie wpadamy na to, żeby zwiedzić zamek i lecimy na Tiranę. Tu musimy pstryknąć fotę: Mocno nas straszono przejazdem przez Tiranę (totalny brak obwodnicy) i Adam ma podrukowane zdjęcia satelitarne Plus nasz GPS z ubogą mapą Albanii i jakoś dajemy radę. Trochę jakieś inne zasady ruchu, brak podziału na pasy ruchu (chyba jest ich tyle, ile akurat potrzeba), ale nikt krzywdy nam nie robi i przejeżdżamy bez większych problemów. Zabytki Tirany są specyficzne, więc oglądamy je tylko z siedzeń. To ostatnie to mauzoleum Envera Hodży, zaprojektowne przez jego córkę. Jedziemy dalej na południe, drogą SH1. Chyba po nowym asfalcie. Widoki zapierają dech. Dotychczas wydawało mi się, że górskie drogi prowadzi się głównie przełęczami, ale w Albanii widać nieco inaczej. Mam wrażenie, że droga prowadzi od szczytu do szczytu, i aż boję się patrzyć w dół. Zatrzymujemy się na obiad w terenie, ale musimy odjechać ze 100 m od asfaltu, żeby przestać czuć smród przydrożnych śmieci. Ale jest pięknie: Dojeżdżamy do Elbasan, gdzie mieściła się największa huta aluminium. Te widoki to my znamy, na szczęście głównie z przeszłości… W Elbasan skręcamy na wschód, w kierunku Macedonii. Nadal górzyście i ładnie, tylko trochę niżej. Zaczyna się kraina bunkrów Podobno było ich 600 tys. Każdy kosztował tyle co mieszkanie (pewnie dlatego na mieszkania już nie starczyło…) i do niczego nigdy się przydał. Aż trudno uwierzyć, że cały naród może wierzyć w urojenia jednego przywódcy… Ale Albania to oczywiście tylko jeden przykład z wielu… Im bliżej granicy, tym „wskaźnik obunkrowania” wyższy. Można naliczyć kilkadziesiąt nie obracając głowy. Konkurs obrazkowy: ile widzisz bunkrów? Tylko liznęliśmy Albanię, na pewno trzeba tu wrócić i poszwędać się po tych pięknych górach, póki nie ma nawału turystów. No ale trzeba się nastawić na drogi szutrowe. Swoją drogą... to chyba w sam raz na moją F650 GS Widać, że cywilizacja atakuje Albanię mocno, przy głównych drogach chyba co 5 km budowano właśnie stacje paliw albo restauracje... Dojeżdżamy do granicy z Macedonią w Përrenjas nad jeziorem Ohrydzkim, trochę czekamy w kolejce i droga wolna. Pod wieczór dojeżdżamy do Ohrydu, jednego z większych miast w Macedonii, korzystamy z usług „naganiaczy” i mamy nocleg w cenie (chyba) 8 euro/pokój. Standard jest jaki jest, ale to tylko jedna noc. Ruszamy wieczorem na miasto, jak chyba wszyscy mieszkańcy i turyści Tłok straszliwy. Ale z powrotem Europa Postanawiamy poszperać, co w tej mało znanej Macedonii jest ciekawego i jutro kawałek się przejechać. Na szczęście mamy przewodnik Bezdroży i stawiamy na jeziora Ohryd i Prespańskie. Na razie bardzo podobają nam się ceny, szczególnie owoców Ostatnio edytowane przez jagna : 03.01.2011 o 20:38 |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Bałkany & Grecja 17-26.06 czy ktoś leci???? | Pirania | Umawianie i propozycje wyjazdów | 0 | 06.06.2011 00:08 |
Gorąca Andalucia na mroźne wieczory [Wrzesień 2009] | jagna | Trochę dalej | 46 | 11.02.2011 00:40 |