17.01.2010, 13:37 | #21 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 787
Motocykl: RD03
Online: 2 tygodni 3 dni 3 godz 35 min 10 s
|
Jezu, to horror w odcinkach...
|
18.01.2010, 12:46 | #22 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 344
Motocykl: RD04
Online: 5 dni 4 godz 14 min 34 s
|
Faktycznie, jakoś pechowy jak dotąd ten wyjazd....
|
19.01.2010, 22:09 | #23 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,668
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 5 godz 18 min 56 s
|
No z tego co wyczytalem to Tomek z Transalpem wychodzi jutro ze szpitala.
Z oficjalnego blogu: Informacje 1. Do rodzicow Tomka. Prosze sie nie martwic. Ogolnie wszystko wyglada pozytywnie. Tomek mial sporo szczescia. Udalo nam sie go pozostawic pod opieka jednego z najlepszych lekarzy w miescie ktory akurat spedzal weekend w miejscowosci gdzie zdarzyl sie wypadek. Szptal w dobrym stanie a sama sluzba zdrowia nie stwarza problemow z dokumentami. Lecza Tomka za darmo. Jak wyjezdzalismy to Tomek juz czul sie normalnie. Troszke nas martwi brak kontaktu z nim. Jakby cos zawsze zawrocimy lub spotkamy sie po drodze. Trzymamy reke na pulsie. Dodatkowo Tomek dobrze sobie radzi bo zna dobrze angielski i w miare dobrze dogaduje sie po hiszansku. 2. Do Tomka. Tomek odezwij sie chociaz w tym blogu w komentarzach lub napisz cos do nas na swoim blogu. Czekamy na tel od Ciebie ale wiemy ze masz klopoty z karta. Nie pisz na mojego maila bo ja odbieram go z outlooka a nie zawsze jest wifi. MASZ NAPISAC KONIECZNIE CO ZAMIERZASZ. Martwimy sie i zbytnio nie wiemy co dalej robic w Twojej kwestii. Moze kup Dzisiaj jedziemy dalej. |
22.01.2010, 07:00 | #24 |
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Poznań (Tarnowo Podgórne)
Posty: 77
Motocykl: RD07a
Online: 4 godz 8 min 19 s
|
hej.
po pierwsze gwoli wyjaśnienia- to rozdzieliliśmy się na 2 grupy... z czego ja jadę w tej północnej - (aktualnie w Boliwii) nasza relacja bardziej aktualna niż u nas na forum na www.motoamerica2010.pl po drugie kolega Tomek wyszedł ze szpitala. po trzecie - co niewiarygodne Policja w Urugwaju odzyskała mój skradziony kask!!!- jasny gwint- 3śwat - a jednak pracują. dzisiaj policjant z posterunku w Montevideo wysłał do mnie list ze zdjęciami kasku - bym potwierdził, że to mój!! |
22.01.2010, 07:11 | #25 |
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Poznań (Tarnowo Podgórne)
Posty: 77
Motocykl: RD07a
Online: 4 godz 8 min 19 s
|
ciąg dalszy relacji:
1685 KM – U STÓP IGUAZU WIECZORKIEM DOJECHALIŚMY DO WODOSPADÓW IGUAZU. Drogę mieliśmy dobrą, ale nie bez przygód. O nie! Na trasie skończyła się przednia opona Maćka. Musieliśmy więc szukać nowej i dokonać wymiany. Na szczęście udało się. Pod koniec dnia otrzymaliśmy niewesołą informację od grupy południowej, że jeden z naszych kolegów miał wywrotkę… Wpadł do rowu, rozwalił motor i sam niestety również trochę się poobijał. Obecnie jest w szpitalu na obserwacji, a reszta chłopaków usiłuje zreanimować motor. 1725 KM – WODOSPADY IGUAZU, BRAZYLIA I WJAZD DO PRAGWAJU Wstaliśmy wcześniej żeby mieć więcej czasu na oglądanie Parku Narodowego Iguazu. Nasze plany pokrzyżowała pogoda – iście tropikalna ulewa, jednak i tak już ok. godz. 10 byliśmy w parku, deszcz ustał a słońce ponownie dawało się we znaki. Na zwiedzanie parku przewiduje się 3 dni. My nie mieliśmy tyle czasu. Udało nam się jednak zrobić ponad 7 km spacer po lesie tropikalnym oraz obejrzeć największy wodospad – Garganta del Diablo (Gardło Diabła), który ma wysokość 72 m, wyższą niż Niagara. To naprawdę robi wrażenie. Ładne zdjęcia pod adresem: http://obiezyswiat.org/index.php?gallery=106 Lekko wyczerpani spacerami (temperatura 40 stopni w cieniu wilgotność bliska 100%) ruszyliśmy w dalszą drogę. Wjechaliśmy do Brazylii. Pierwsze odczucie to że jest się w Europie. Bardzo odbiega ten kraj od pozostałych z tego rejonu. Udało nam się jeszcze przekroczyć granicę z Paragwajem. Tutaj wszystko wróciło do normy – 3 świat. Najbliższe dni będą dla nas chyba największym wyzwaniem terenowym? Czeka na nas najtrudniejsza trasa regionu. Przewodnik mówi że w porze suchej autobus jedzie tam 28 godz. kiedy pada kilka razy dłużej- a własnie pada Dobiegły nas nieststy niezbyt dobre wieści od grupy południowej. Nasz kolega Tomek został jednak dłużej w szpitalu. Reszta popędziła dalej. Może ich dogoni… 2353 KM – DROGA TRANSCHACO PARAGWAJ-BOLIWIA Wreszcie udało nam się znaleźć stację benzynową i po raz pierwszy od dawna zasięg GSM. Wczoraj dotarliśmy do stolicy leżącej w centrum Paragwaju - Asuncion. Dość długo szukaliśmy miejsca na nocleg, w końcu ok. północy udało się. Stolica, jak to stolica – bieda, żebracy, handel i gastronomia w podłych warunkach… Ponadto komplety brak jakichkolwiek drogowskazów. Jeśli idzie o przestrzeganie przepisów to nikt sobie tym głowy nie zawraca . Nawet zastanawialiśmy się, czy jakieś przepisy tam obowiązują, ale ten problem rozwiązali policjanci. Okazało się, że jednak jakieś przepisy obowiązują. Kazali nam kupić kamizelki odblaskowe, bo, zgodnie z przepisami, trzeba w nich jeździć od 18 do 6 rano . Dobrze że w końcu znaleźliśmy stację benzynową, ponieważ ostatnio kupowaliśmy paliwo w butelkach po Coli od miejscowych wieśniaków. Koszmarny upał, choć w nocy troszkę się ochładza. Temperatura “spada” do 38 st. C gdzieś w okolicach 24-tej Jazda w ciuchach motocyklowych absolutnie nie wchodzi w grę. Właśnie skończyły nam się mapy w GPS-ach i teraz suniemy na czuja. Całkowity brak drogowskazów, o którym pisałem wyżej, nie ułatwia nam zadania, oj nie ułatwia . 3050 KM – BOLIWIA I BRAK WSZYSTKIEGO OSTATNIE KILKASET KILOMETRÓW TO KOMPLETNE BEZDROŻA. Ostatnie ok. 400 km brak stacji benzynowej, sklepów, brak wszystkiego. Jesteśmy w Boliwii, a tu nie wiedzą, co to takiego internet, więc o fotkach jak na razie nie macie co marzyć Na dodatek zaczęły się łapówki… Łapówki i kontrole. Trudno znaleźć miejsce na nocleg, bo strefa przygraniczna nieustannie patrolowana. Nawet w nocy się szwendają… Odprawa paszportowa jakieś 200 km przed granicą Boliwii, a w Boliwii 80 km za granicą! Ledwo trafiliśmy jadąc zapylonymi w pień bezdrożami. Noclegu szukaliśmy już po ciemku, w krzakach. Noc nie upłynęła zbyt spokojnie – cały czas jakieś stwory buszowały wokół namiotu. Rano Maciej łapie laczka i po łataniu gumy w morderczym upale wreszcie ruszamy. Kilka km od miejsca naszego noclegu miejscowi wyprawiają skórę geparda, albo innego kotka… Ciekawe czy to ten, który nas budził? W BOLIWII OBOWIĄZUJE HASŁO DLA KIEROWCÓW: PIJ NIE WIĘCEJ NIŻ DWA PIWA! Teraz pomykamy przez góry w kierunku Solar de Uiuni. polecam artykuł o Boliwii: http://www.polskatimes.pl/magazyn/18...tml#material_1 |
22.01.2010, 10:10 | #26 |
22.10.2006, DTN :)
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Kąty Wrocławskie
Posty: 3,778
Motocykl: RD07
Przebieg: IIszlif
Galeria: Zdjęcia
Online: 7 miesiące 3 tygodni 2 dni 15 godz 53 min 10 s
|
Ja pierdziele. Czadzik po prostu.
__________________
Real adventure starts where road ends... -AT RD07 Big Bore 'Troll Bagnisty, ziejący ogniem z regulatora Diabeł Pustynny' http://www.youtube.com/user/Miszapoland |
22.01.2010, 13:35 | #27 |
świeżym warto być:)
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: DWR
Posty: 1,242
Motocykl: RD07a
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 10 godz 58 min 39 s
|
Jak tak dalej pójdzie, to zaoszczędzą na transporcie motocykli, bo nie będzie co wysyłać z powrotem
__________________
pozdrawiam Pan Bajrasz |
25.01.2010, 05:09 | #28 |
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Poznań (Tarnowo Podgórne)
Posty: 77
Motocykl: RD07a
Online: 4 godz 8 min 19 s
|
3140 KM – BEZDROŻA BOLIWII
Bezdroża Boliwii Dotarliśmy wreszcie do misteczka z internetem. Ostatnie kilometry to naprawdę trasa rajdowa… No i na dodatek trasa, która nie wybacza żadnych błędów! Na każdym zakręcie pełno krzyży po nieszczęśnikach, którzy byli mało uważni. Droga osypuje sie, a prowadzi nad kilkusetmetrowymi przepaściami. Pełna luźnych kamieni i piasku. Obaj już mieliśmy po krytycznym hamowaniu – takim, że włosów siwych nam przybyło. Mamy takimi drogami jeszcze ok 400 km do miejscowości Uyuni, gdzie planujemy przejechać przez największy solar na świecie. 3720 KM – UYUNI I CHOROBA WYSOKOŚCIOWA CHOROBA WYSOKOŚCIOWA I GLEBA ZA GLEBĄ… Dziś kolejny dzień jazdy przez góry. Dotarliśmy do miejscowości Uyuni, z której wybieramy się na Solar de Uyuni – największą na świecie pustynię solną. Wyobraźcie sobie wyschnięte jezioro na wysokości 3700 m n.p.m. W górach nie udaje nam się zrobić więcej niż 250-300 km dziennie. To bardzo trudny teren, który raczy nas wszystkimi możliwymi utrudnieniami: kamienie duże i małe, sypki piasek, koleiny, bardzo zmienna pogoda i bardzo wąskie drogi cały czas nad przepaścią (od 50 do kilkuset m). Zdarzało nam się jechać z prędkością 10 km/godz., przytuleni do ściany, bo strach było spojrzeć w dół. Kamienie są tak ostre, że po przejechaniu kilkuset km skończyły nam się opony. Na szczęście udało nam się wcześniej kupić opony na tył motoru Macieja. Z kolei mój motor nabiera coraz bardziej off-roadowego wizerunku. Niektóre jego elementy, jak tylny błotnik i podnóżek znajdują się w bagażniku, a nie na swoim miejscu. Lewy kufer mam już bardzo pogięty i jakiś czas temu stracił szczelność. Przy tym wszystkim Boliwia, to jak na razie najpiękniejszy kraj, jaki widzieliśmy. Fantastyczne góry – cały czas przebywamy na wysokości do 4500 m n.p.m. Bóle głowy i takie tam. Na szczęście sprzedają tu takie zielone listki. Nie wiemy co, ale pomaga Przejeżdżamy przez przepiękne płaskowyże o różnych barwach i odcieniach. Ludzie są bardzo uprzejmi i zainteresowani naszą wyprawą. Jedzenie, które nam serwują takie sobie, ale da się zjeść. Na stacji benzynowej powiedziano nam, że benzyna dotrze… za dwa dni! Trochę nas to załamało, ale udało nam się coś załatwić. No to lecimy na pustynię. PS1 Oglądajcie na satelicie TV Bolivia bo udzieliliśmy wywiadu!. Niezłe jaja PS2 Pozdrowienia dla chłopaków z południa! Mamy nadzieję, że Tomek już Was dogonił! |
30.01.2010, 00:45 | #29 |
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Poznań (Tarnowo Podgórne)
Posty: 77
Motocykl: RD07a
Online: 4 godz 8 min 19 s
|
zdjęcia, mapa, filmiki itd na stronie bloga www.motoamerica2010.pl
4300KM – LA PAZ I WSPOMNIENIA Z SALAR DE UYUNI No i dotarliśmy do jednego z ważniejszch punktów naszej wyprawy. Salar de Uyuni. Wyschnięte słone jezioro na płaskowyżu Altiplano w Andach. Położóne na wysokości ponad 3600 m zajmuje powierzchnię ponad 10 tys. km2. Trudno nie oprzeć się wrażenu ze stoi się na zamarzniętym morzu a jednak to czysta sól zbita w kamień. Wszędzie gdzie spojrzysz po sam horyzont skorupa soli w dodotku idealnie płaska – różnica wzniesień nie przekracza 40 cm. Oczywiście jest to doskonały biznes dla miejscowych którzy masowo z pobliskiej miejscowości Uyuni wożą turystów swoimi samochodami terenowymi na tą dziwną pustynię. Sama miejscowość Uyuni to przepraszam za wyrażenie ale zabita deskami dziura jakich tu wiele. Brak restauracji, hoteli, czegokolwiek nawet utwardzonych dróg w centrum. Dodatkową “atrakcją” w Uyuni jest złomowisko parowozów na obrzeżach miasta. Niestety miejscowi chyba źle zrozumieli intencję tego miejsca i uznali je za śmietnik więc masowo przywożą w tutaj śmieci. Nie wpływa to pozytywnie na zwiedzanie tego “muzeum”. Po wizycie na solnisku pojechaliśm w stronę La Paz – siedziby rządu Boliwii. Ponownie czekał nas spory kawałek “szutrami” przez góry. Udało nam się znaleźć piękną polanę na nocleg. Wprawdzie niezbyt daleko od “drogi głównej” ale była naprawdę urocza i płaska! Jesteśmy w górach więc pogoda nas tu specjalnie nie rozpieszcza. Temeratury wachają się od 29 do 6 stopni! Dodoatkowo często pada deszcz. W nocy spotkała nas taka ulewa, że spanie było dość utrudnione. Dobrze natomiast zrobiło to motorom bo były tak oblepione solą, że trochę się o nie obawialiśmy. Wielki szacunek dla polskiego producenta namiotów (nie napiszemy jakiego – kryptoreklama) – przetrwaliśmy bez szwanku. Rano okazało się, że cała polana jest pod wodą a nasz namiot stoi w jedynym w suchym miejscu. Ale szczęście. Drogi w Boliwii należą do wymagających ale po intensywnych opadach ich stan przkroczył nasze najśmielsze oczekiwania. Cały ten pył i kurz jaki wzbijał się podczas pokonywania kolejnych kilometrów zamienił się w gliniastą maź. Dla jeżdżących motorami crssowymi (pozdrowienia dla wszystkich znajomych nieznajomych motocyklistów) temat jest znany i określany mianem – RODEO!!! Tyle że tutaj występuje to we wzmożonej sile a spływająca, całymi rzekami, z gór woda nie ułatwia podróżowania. 4490 KM – CAMINO DEL MUERTE – DROGA ŚMIERCI… Droga śmierci Wyjechaliśmy z La Paz w ulewie. Przełęcz na wysokości 4700 m pokonywaliśmy przy temp. 5 st. C. Po dniu pełnym mordęgi, z oczami dookoła głowy, pokonaliśmy najniebezpieczniejszą trasę świata – Drogę Śmierci. Rocznie ginie tu ok. 300 osób!!! “Droga” wiedzie na przepaściami. Na ich dno prowadzą pionowe, 500-metrowe ściany. Po pierwszych ok. 80 km względnie utwardzonej nawierzchni, szlak zaczął prowadzić pełnym błota, szerokim na 3 m traktem po urwiskach. Na czymś takim muszą mijać się ciężarówki… A wygląda to tak, że kiedy dwa takie pojazdy się spotkają, to po długich targach i kłótniach, ktoś musi ustąpić i na wstecznym szuka miejsca, gdzie dadzą radę się minąć. Manewr wymijania wygląda tak, że koła prawie wiszą nad przepaścią, a blachy się o siebie ocierają. Na szczęście mamy to już za sobą i jutro zaczynamy… najtrudniejszy of road wyjazdu: króciutkie kółko Kordylierami. Ca 680 km, na końcu których czeka nas jez. Tititaca. Część naszej trasy biegnie ścieżkami, wzdłuż strumieni. Przy tych drogach widnieją na mapach ostrzeżenia: “Przejezdne wyłącznie w porze suchej!”. Diabli wiedzą, jak to będzie – bo właśnie popaduje |
30.01.2010, 00:49 | #30 |
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Poznań (Tarnowo Podgórne)
Posty: 77
Motocykl: RD07a
Online: 4 godz 8 min 19 s
|
zdjęcia, mapa, filmiki itd na stronie bloga www.motoamerica2010.pl
5040 KM – PIEKŁO I RAJ NA ZIEMI… PO OSTRYM OFF-ROAD’ZIE WRESZCIE DOTARLIŚMY NAD JEZIORO TITICACA Ostatnie kilkaset kilometrów to niesamowite przeżycie i wyzwanie, które zafundowaliśmy sobie po krótkiej analizie trasy kolegów z grupy południowej. Postanowiliśmy nie jechać już na samo południe Ameryki. Obaj sporo jeździmy lekkimi motocrossami, więc uwierzcie nam, że byle szutrowej lub błotnistej dróżki nie nazwalibyśmy wyzwaniem… Wielu z naszych kolegów jeździło w góry na krótkie wyprawy enduro i wiedzą, że zabawa zaczyna się kiedy jest podjazd dłuższy niż 30 m. A najlepiej, jak ma minimum 300 m. Tutaj 300 m było od zakrętu do zakrętu o 180 stopni! A podjazdy ciągnęły się po kilka kilometrów. Kamienie. Duże i małe oraz świeżo zmoczona glinka. Pełna frajda. Jeśli się zatrzymywaliśmy natychmiast ześlizgiwaliśmy się w dół!!! I ponowna próba. Wszystko to nie lekkimi crossami, tylko maszynami po 350 KG!!! Sami nie wierzymy, że nam się udało. Można odnieść wrażenie, że Boliwia podzielona jest na dwa światy A i B. Tutaj trafiliśmy zarówno do piekła (B) jak i nieba (A) na ziemi… Zaczęło się od wysokości w niebie i w chmurach – 4700 m n.p.m. z temperaturą 3 st. C. w ulewie, przez szybkie zjazdy do wysokości 500 m n.p.m. z temperaturą 42 st. C i w wilgotnością 100%. I do tego 100 % dżungli. I tak przez 3 dni: bezustanna walka z drogą ledwie trzymającą się zboczy nad przepaściami po kilkaset metrów. Raz widoczność na kilkanaście kilometrów, za moment na 5-10 metrów… Co było tym trudniejsze do zniesienia, że wcześniej wdzieliśmy ile można by pofrunąć w dół… Boliwijski świat „B” to ludzie żyjący w biedzie i ubóstwie. Nie pracują, a ich jedynym zajęciem w życiu to nie robienie niczego. Siedzą sobie przed domem i myślą, co przyniesie jutro. Z tego, co zauważyliśmy, w przerwach między nic nie robieniem zajmują się głównie płodzeniem dzieci. Z drugiej strony, to niespecjalnie mają co robić. Brak pracy i perspektyw na jej zdobycie, odcięci od świata odległością, a właściwie czasem podróży do niego. Każdy spotkany Boliwijczyk podawał nam odległości w godzinach, a nie w kilometrach. Nie zawsze się to sprawdzało, ponieważ jeden brał pod uwagę rower a drugi np. ciężarówkę z kamieniami. Ta beznadzieja doprowadza do takiej samej rozpaczy ich zwierzęta domowe. Na jednym z OESÓW Maciejowi rzucił się pod koła ogromny byk pasący się przy drodze. Miejscowi mówili, że pewnie chciał popełnić samobójstwo. Niestety przeżył. Oczywiście byk. Maciejowi też nic się nie stało, tyle tylko że ma teraz jeden z kufrów pokryty futerkiem. Jadąc po 12h udawało nam się zrobić aż… 150km dziennie! Strumienie przykrywające całkowicie siedzenie motocykla, zawalone drogi, przewrócone drzewa, lawiny błotne, osuwiska skalne, ciągłe zmiany wysokości i miliony owadów na dole!! A do tego choroba wysokościowa, gdzie nawet rozbicie namiotu kończy się zadyszką, a co dopiero podnoszenie motoru. Któregoś dnia budzimy się rano i okazuję się, że namiot jednak nie taki dobry – bo ma dziury… Po chwili znaleźliśmy sprawców. Część namiotu oraz kilkadziesiąt kilkucentymetrowych dziur w spodniach i poważnie nadjedzone buty – to sprawka termitów! Mamy jednego zasuszonego na wzór. Niewiarygodne! Gdyby ktoś nam to opowiadał w życiu byśmy mu nie uwierzyli. Termity w jedną noc zniszczyły sprzętu za parę tysięcy zł! Warto było nadrobić te kilka dni drogi dla takiej przygody. Dla zainteresowanych mamy ślad z nawigacji. |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Ameryka Południowa | juri bmw adv | Przygotowania do wyjazdów | 15 | 27.02.2013 18:45 |
[Fotorelacja] MOTOWYPRAWA - EUROPA POŁUDNIOWA 2010 | TDM900 | Trochę dalej | 12 | 22.04.2011 23:24 |
motoamerica.pl (Ameryka pd. 2010) | Big_Brother | Przygotowania do wyjazdów | 10 | 13.11.2009 11:39 |
Ameryka Południowa 2010 | Pretor | Umawianie i propozycje wyjazdów | 10 | 31.03.2009 18:02 |