16.12.2008, 08:35 | #341 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 687
Motocykl: RD07a
Online: 12 godz 42 min 27 s
|
no i dupa w końcu czytałem do porannej kawy jak zwykle jestem oczarowany
|
16.12.2008, 16:14 | #342 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 614
Motocykl: jeszcze będę jeździł XRV...
Online: 5 dni 4 godz 22 min 55 s
|
Podos...pozwolisz przy najbliższej okazji spotkania się, że uścisnę Twą dłoń i walniemy jakiegoś kielona, jesteś Wielki. Z ogromną przyjemnością czyta się Twoje opowieści a przygoda live musi naprawdę być "podniecająca"...cokolwiek to znaczy
__________________
Jednakowoż wybrałem prawidłowo...Afryczkę na Królową |
17.12.2008, 20:11 | #343 | |
Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
|
Cytat:
__________________
pozdrawiam, podos AT2003, RD07A ------------------ Moje dogmaty 0. O chorobach Afryki: (klik) 1. O Mikuni: Wywal to. 2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!! 3. O goretexie: Tylko GORE-TEX 4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów 5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu. 6. Lista im. podoska Załącznik 10655 7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem. 8. O KN: Wywal to. 9. O nowej Afripedii: (klik) |
|
17.12.2008, 20:11 | #344 |
Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
|
Kirgizja cd
21 Sierpnia Budzi nas przepiękne słońce i błękit nieba Kasia.jpg Piklenina.jpgPiklenina2.jpg Wyskakujemy z namiotów i jurt i napawamy się widokiem potwornej masy śnieżnej, jaka roztacza nad nami masyw Piku Lenina. 7134 m n.p.m. robi piorunujące wrażenie. Mrużymy oczy chcąc wypatrzyć maleńkie postacie schodzących z grani… Ida jacyś! Okazuje się, że alpiniści ukraińscy. - Da, Da, Paljaki – odpoczywają w 2gim obozie, mają dziś schodzić – informują nas. Jeden zdobył z nimi szczyt! Brawo! Cieszymy się wraz z nimi i gratulujemy sukcesu! Zatem chłopaki będą dziś na dole! Są tez złe informacje. Adam odmroził palec u nogi. Na szczycie było -20 stopni Celsjusza. Szybko analizujemy nasz plan na najbliższe dni. Musimy już je liczyć, koniec wyprawy zbliża sie nieuchronnie, trzeba już jakoś zaplanować powrót, mieć czas na spakowanie Afryk i nie spóźnic się na samolot. Raczej nie poczeka. Sytuacje komplikuje brak wiz powrotnych przez Rosję dla chłopaków z Patroli, których ambasada rosyjska nie chciała nam wydać. Mamy rzekomo bez problemu dostać je w Almaty. Jeszcze nie wiemy, że Polska włączyła się w aktywnie w międzynarodowy spór o Ostetię Południowa w konflikcie rosyjsko-gruzińskim i Polacy nie będą najmilej widzianymi gośćmi w ambasadzie Rosji. Dziś, spod Piku chcemy jednak wjechać do Tadżykistanu, przekroczyć granicę i spać gdzieś w górach Pamiru, poniżej postu. Potem 3 dni kręcimy się po bezdrożach trójkąta pomiędzy Chinami Afganistanem i rozpoczynamy odwrót. Z tej analizy wynika, że dziś przed nami pół dnia jazdy. Do 14 możemy zaczekać na chłopaków. Mapa dnia21sierpnia.jpg Zatem suszymy Jojnę, którego zanurzony całkowicie pod woda kufer nabrał wody i zmoczył swoją zawartość. Suszenie jojny.jpg Zaliczamy przyjemne śniadanko z kurczących się dramatycznie zapasów z na kufra w pięknych okolicznościach przyrody. Sniadanie podpikiem.jpg W tej sielance zastanawiamy się, co zrobić z tak pięknie rozpoczętym dzionkiem. Spróbujecie zgadnąć? Dla odmiany postanowiliśmy pojeździć sobie na motocyklach. Motorkami pod pik1.jpg Plan opierał się na naiwnej nadziei dotarcia motocyklami do bazy pierwszej, wzięcia chłopaków lub chociaż ich betów, i zwiezienia ich do Base Camp. W tym celu nie bierzemy żadnych betów ani pasażerów, tylko troki i na lekko wyrywamy ostro pod górę. Motorkami pod pik2.jpg 2 kilometry drogi prowadzącej kamienistą ścieżką kończą się raptownie kilkuset metrowym osuwiskiem, którego dno żłobi lodowcowy potok. Osuwisko.jpg Dalej biegnie ostro w górę stroma piesza ścieżka, niepozostawiająca wątpliwości, że dalej to droga już nie dla nas. Mimo iż PIK jest jednym z najłatwiejszych siedmiotysięczników i rokrocznie przyciąga rzesze wspinaczy cieszy się także złą sławą. W 1974 cała rosyjska wyprawa kobieca (osiem osób) zmarła w obozie na wysokości 7000 m n.p.m. z powodu nagłego pogorszenia pogody. W 1990 roku 43 wspinaczy zginęło w lawinie, która była spowodowana trzęsieniem ziemi. (Wikipedia) Pikkrzyże1.jpgPikkrzyże2.jpg Zatrzymujemy się, więc i podziwiamy bajkowe kształty i kolory okolicy. Podpikiem1.jpgPodpikiem2.jpg Podpikiem3.jpg Nie możemy tez darować sobie kilku lansiarskich sesji fotograficznych „zdobywców”. Podpikiem sesja1.jpgPodpikiem sesja2.jpg Podpikiem sesja3.jpgPodpikiem sesja4.jpg Decydujemy się jeszcze na piesze wejście kilkuset metrów w górę, aby za pierwszym garbem mieć lepszy widok na naszych schodzących bohaterów. Pieszopodpoik.jpg - Łooo Jezu- westchnąłem po paru krokach w górę. Jednak wysokość prawie 4 tyś metrów robi swoje, krótki oddech, wysokie tętno, serce napierdziela w tempie biegacza maratonu, aby napompować wystarczającą ilość ubogiej w tlen krwi. Stajemy co kilka kroczków, żeby zaczerpnąć tchu. W końcu docieramy na pierwszą grani padamy na trawę. Wystarczy na dziś. Podpikiem lezymy.jpg Widzimy przed sobą kawał doliny w kierunku piku, jak i całą bazę i otwierającą się dalej dolinę Alajską. Aż po majaczące na horyzoncie masywy Tien Szanu Spod PIKa Widok na bazę.jpgSpodpika widok na pika.jpg Pogoda niestety szybko się zmieniała, Pik zniknął w chmurach, lodowiec złowieszczo zerka spod czapy chmur. Przepuszczamy kilku schodzących alpinistów, niestety żaden z nich to nie nasi. Siedzimy do 12 i rezygnujemy. Zjeżdżamy zwijać obóz. Nie tylko my, jak się okazuje, zwijamy obozowisko. Jest koniec sierpnia, to koniec sezonu wspinaczkowego na Pika. Nikt już nie wychodzi z bazy, pozostali nieliczni wspinacze właśnie schodzą, kończy się biznes dal obsługi bazy. Zwijane są jurty na zimę. Namioty straszą pustka. Zwijka jurty.jpgKierunkowskazy.jpg My też pakujemy sprzęty, ciągle zerkając czy ktoś nie schodzi z gór. Jakże miło było by się spotkać… W międzyczasie namierzamy Afrykę Adama. Stoi kilkaset metrów stąd w drewnianej szopie przy stałej bazie. O 14 wiemy już że nici ze spotkania, trzeba jechać. Zostawiamy chłopakom na siedzeniu Afryki piersiówkę z resztą pastorowego Stroha, z dedykacja i gratulacjami, oraz naklejka PL zdjętą z kufra. Jazda! Wspaniała droga powrotna, nie zawiodła nas i tym razem. Nigdzie nie zbaczając jechaliśmy nitką wyglądającą na główną drogę, Tradycyjnie nieco niższa woda potoków z roztapiającego się lodowca tym razem nie stanowiła już problemów przeprawowych, pokonujemy je z buta. Patrolbloto.jpgPowrot spod bazy.jpg Dziczenie pod leniem.jpgKoniena podleninem.jpg Mijamy ciekawostki z życia codziennego jak na przykład wieloosobową rodzinę podróżującej jednym UAZem, czy dojenie kobyły na kumyz. UAZ.jpgKobyla.jpg Po godzinie z okładem docieramy do asfaltu wiodącego dnem doliny Alajskiej. Umawiamy się w Sary Tash i nasza kawalkada rozciąga się na przestrzeni wielu kilometrów. Znam drogę, więc zasuwam ile wlezie, znaczy 70, bo więcej się boję po szutrach i dziurawym asfalcie. Znów mija godzinka i ląduje w Sarytash. Dolewam z butelek do baku, tutejsza 80ka jest niczego sobie, silnik nie okazuje niezadowolenia z tego paliwa, praktycznie zero stuków zaworów, czy ubytku mocy. A może się już odzwyczailiśmy. Za rok będzie tu już normalna stacja benzynowa z 93ką. Teren już zryty, a zbiorniki wkopywane. Mija pewna era… Uzupełniam też zapas koniaku, paru konserw i wody. Udaje mi się przekonać „restauratorkę” ze znajomego lokalu o sprzedaży mi 10 chlebowych placków. Podzielę się z ekipą, choć to trochę mało jak na 14 luda. Powoli dojeżdżają kolejni. Za chwile musimy pożegnać już Jojnę z Agnieszką, która musi już wracać do pracy, Maxa , który nie ma wizy tadżyckiej ani rosyjskiej ani w ogóle żadnej, a w dodatku ma plan jechać do Mongolii a potem jakoś dalej do Tajlandii. Nie zna tez rosyjskiego, i chyba też nie do końca orientuje się gdzie te kraje leżą. Amerykański dyletant. Notabene utknął oczywiście w Almaty nie wiadomo na jak długo i jakoś wrócił do swojego Idaho. Tak czy inaczej strzeliliśmy ze wszystkimi misia i już mieliśmy jechać, ale okazało się, że nie ma kierownika. Okazało się, że Sambor złapał gumę 25 km wcześniej, o czym poinformował nas Qśma, który zamykał stawkę. Jako, że to ja byłem narzędziowym tym razem, bez zbędnych ceregieli ustaliliśmy, że jadę z odsieczą a reszta czeka na granicy kirgiskiej. Równiutko na 25km stała już rozbebeszona Afri, ściągnięte tylne koło – wszystko gotowe. Kapec1.jpg Wyciągam łyżki i zestaw do klejenia. Przyszła kryska na Matyska, stare przysłowie Sambora, że gumy łapią tylko Ci co je umieją zmieniać, okazało się najprawdziwsze z prawdziwych. Raz, raz raz, Sambor fachowo zrzucił oponę z felgi i po chwili kleiłem dętkę. Pompowanie rowerowa pompka zajęło nam całą wieczność – wyliczyliśmy, że aby wbić dwie atmosfery trzeba machnąć około 1000 razy. Klniemy zmieniając się, z niepokojem obserwuję gumową uszczelkę pompki, niszczącą się o wentyl. Nie jest raczej przystosowana do takiego traktowania. Po godzinie nareszcie jedziemy. Słońce jest już tuż nad górami, kiedy skręcamy z głównej na prosta jak strzała drogę prowadząca wprost w Pamir. Prosta w Tadzykistan.jpg Droga przecina w poprzek dolinę Alajską i prowadzi do przejścia granicznego kirgiskiego. Zostało 16 km. JEEEB!. U Sambora znów kapeć z tyłu. Nie no, co jest! Cóż pech! Przejechaliśmy tylko 30km! Znaleźliśmy przecież gwoździa w oponie i wyciągnęliśmy go… Sambor ściąga koło a ja lecę na granicę po kompresor od Patrola. Nie ryzykuje rozpadu pompki w tej dziczy i to po nocy… Za szarówki dolatuję do granicy gdzie czeka na nas reszta ekipy, już odprawiona po drugiej stronie płotu. Przez siatkę dają mi kompresor, obiecują szukać spanie gdzieś niedaleko za przejściem. Wracam 8 km Kapec2.jpg Sambor jest już ekspertem od wymiany opon. Dętka leży już obok koła – bez śladu łatki!!! Biorę do ręki nową łatkę i zaczynam kumać. Przykleiłem łatkę odwrotna stroną i się nie zwulkanizowała!!! Idiota, głupio mi potwornie. Chyba się nawet nie przyznałem, i zwaliłem na wszystko na przedatowany klej… Zakładamy już zapasową dętkę, tą się zajmiemy, na postoju. Na granice dojeżdżamy już po ciemku. Formalności nie trwają długo, ale przenikliwe zimno Pamiru i lodowaty wiatr dają się nam we znaki. Paszporty, pieczątki i po 20 minutach napieramy w ciemność w głąb nieprzyjaznych gór. Ogromne wyrwy w drodze są całkowicie niewidoczne w ciemności, dobrze ze obstawione przez kamienie. Ostatnia rzecz jaką bym chciał zaliczyć po ciemku to taka dziura. Trzy dni później tak wyglądała: Dziurajakchuj.jpg Nagle widać migotanie Petzli. To już nasz stały znak rozpoznawczy. U podnóża góry majaczy maleńkie obozowisko. 3 Patrole, 4 Afryki, namioty. Jesteśmy na miejscu! Zimno i straszno. Jesteśmy gdzieś „nigdzie” pomiędzy granicami, na pasie ziemi niczyjej Kirgizji i Tadżykistanu. Po ciemku rozbijajmy namiot, gotujemy późną kolację, koniak znika podawany z ręki do ręki. Nad głowami szumi zimny wicher. Przytulamy się w spiętych razem w puchowych śpiworach. Dobrze ze mamy siebie. Nocne obozowisko.jpg
__________________
pozdrawiam, podos AT2003, RD07A ------------------ Moje dogmaty 0. O chorobach Afryki: (klik) 1. O Mikuni: Wywal to. 2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!! 3. O goretexie: Tylko GORE-TEX 4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów 5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu. 6. Lista im. podoska Załącznik 10655 7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem. 8. O KN: Wywal to. 9. O nowej Afripedii: (klik) Ostatnio edytowane przez podos : 17.12.2008 o 20:14 |
17.12.2008, 21:26 | #345 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 687
Motocykl: RD07a
Online: 12 godz 42 min 27 s
|
dziś czytane jak należy, przy piwku Ostatnio edytowane przez Marcin SF : 17.12.2008 o 21:28 |
17.12.2008, 21:38 | #346 | |
Piast Kołodziej
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Toruń
Posty: 1,892
Motocykl: RD03
Online: 2 tygodni 17 godz 44 min 37 s
|
Cytat:
|
|
17.12.2008, 21:52 | #347 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Chojnice/drogi Europy
Posty: 1,039
Motocykl: RD07a
Przebieg: hgw
Online: 3 tygodni 2 dni 4 godz 28 min 20 s
|
Piękne.. a foty po prostu rozwalające
Kuźwa, jak ja Wam pozazdraszczam
__________________
openSUSE.org |
19.12.2008, 09:34 | #348 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 614
Motocykl: jeszcze będę jeździł XRV...
Online: 5 dni 4 godz 22 min 55 s
|
Jak narazie w WORDZIE wyszła książka z ponad 300-ma stronami, oczywiści po zredagowaniu będzie tego ze 200 stron.
A może by tak pomyśleć o wydaniu "Dzienników Afrykanerów", relacje rewelka to może i czytelnicy by się znaleźli.
__________________
Jednakowoż wybrałem prawidłowo...Afryczkę na Królową |
19.12.2008, 09:37 | #349 | |
Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
|
Cytat:
PS: w wordzie mam 60 stron bez zdjęć.
__________________
pozdrawiam, podos AT2003, RD07A ------------------ Moje dogmaty 0. O chorobach Afryki: (klik) 1. O Mikuni: Wywal to. 2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!! 3. O goretexie: Tylko GORE-TEX 4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów 5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu. 6. Lista im. podoska Załącznik 10655 7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem. 8. O KN: Wywal to. 9. O nowej Afripedii: (klik) |
|
19.12.2008, 09:44 | #350 |
:O
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: warszawa
Posty: 683
Motocykl: RD07
Przebieg: 38000
Galeria: Zdjęcia
Online: 6 dni 21 godz 22 s
|
książka jak najbardziej przynajmniej prawdziwy hardkor i życie, myślę, że przy bambusowych opowieściach wszelkie long łeje bledną :O
no i tszoda z najepką! tego nie ma w zachodniej prasie i ksionszkach :P |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Dlaczego lubię KTM-a | puszek | KTM | 4121 | 27.10.2024 20:14 |
Dlaczego nie kupić DL-650 | Pils | Suzuki | 83 | 30.08.2021 23:14 |
DLACZEGO KIRGIZ SCHODZI Z KONIA? Czyli Leszcz Adventure Team w wielkiej wyprawie badawczej do Azji centralnej | czosnek | Trochę dalej | 230 | 08.11.2020 11:17 |