02.12.2012, 21:57 | #31 |
Zarejestrowany: Mar 2009
Miasto: Józefin
Posty: 860
Motocykl: RD07a
Przebieg: 84000
Online: 4 miesiące 1 dzień 13 godz 14 min 9 s
|
Nooo, w końcu miałem chwile żeby poczytać
Super zdjęcia Dzięki i czekam na więcej |
03.12.2012, 16:33 | #32 |
więcej i więcej
__________________
Z początku porwał mię śmiech pusty, a potem litość i trwoga. |
|
09.12.2012, 22:52 | #33 |
Zarejestrowany: Feb 2011
Miasto: Wrocław
Posty: 59
Motocykl: Na gościnnych występach
Online: 16 godz 39 min 10 s
|
Smakowita relacja z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy Świetne fotki
|
10.12.2012, 23:22 | #34 | ||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Dzień 14
Ushguli > Lentakhi > Tskaltubo > Kutaisi Rano budzi mnie dźwięk szyby, która pod wpływem wiatru pobrzdękuje wesoło w okiennej ramie, wiatr przeciska się przez szpary do pokoju. Wyłażę na chwilę z ciepłego śpiwora, jest 7.00 rano ale jest cholernie zimno. Ushguli jest położone na ok 2100 m npm, lodowaty wiatr spływa prosto ze szczytów w dolinę. Śniadanie jemy nie wychodząc z pokoju. Siedzimy w śpiworach, ciepła herbata i resztki chleba z pasztetem. "Drobiowy podlaski" - wleczemy te cholerstwo w puszce tyle tysięcy km że najwyższy czas je zeżreć i ulżyć motorom. Gdy słońce wyszło nieco wyżej idziemy na spacer w stronę gór.
Zwiedzamy mały kościół położony na końcu doliny. Teren wokół kościoła jest ogrodzony stalowym płotem, po terenie ganiają kaczki i małe warchlaki. Przyjeżdża pop, wysiada z pajero - z długą brodą i wojskowej kurtce wygląda raczej jak przedstawiciel partyzantów niż pana boga - witamy się grzecznie. Niestety trwa remont, w środku kręcą się budowlańcy, nie bardzo da się zajrzeć do środka. Odpuszczamy dalszy spacer choć widoki nieziemskie i wracamy do naszych gospodarzy. Myjemy się przy studni, moim ablucjom przygląda się ciekawski cielak.
Wnuk ma 2 lata i na imię Dmitri, bawi się przy motocyklach, siedzi w kasku - ogólnie bardzo fajny dzieciak. Jego dziadek - Dawid - ma ok pięćdziesiątki, mieszka w Tbilisi ale przyjechał tu do rodzinnego domu na wakacje z wnukami. Wnuczka jest nieco starsza i nieco nieufna - nie bardzo wie co ma myśleć o dwóch gościach, którzy zamiast na koniach jeżdżą na motongach. Z dziadkiem porozumiewamy się mieszanką rosyjskiego i polskiego, z jego starszym wnukiem Gibi bez problemu po angielsku. Niechętnie zbieramy się do drogi, słońce wysuszyło ciuchy, w butach nadal mam jednak mokro. Spakowani siadamy na motongi - ale tu mamy małą niespodziankę. Luki zostawił na noc włączoną stacyjkę z jakąś ładowarką - prąd był ale się zmył. Moto nawet nie zakręciło. Mój odpala, ale na ssaniu zbyt bogata mieszanka wcale nie ułatwia sprawy - wysokość robi swoje. Wypychamy afrykę lukiego za bramę i w pełnym rynsztunku zaczynamy ją pchać w dół. Buty ślizgają się po mokrych kamieniach zmieszanych z końskim łajnem, biegniemy z motongiem dopóki ścieżka nie robi się tak wąska, że nie można biec obok. Luki wskakuje w ostatniej chwili, przeskakuje przez 2-3 kamienne progi, mija skalną belkę wisząca w poprzek drogi, mija koński zad i znika za zakrętem. Biegnę za nim, słyszę jak walczy na 2 biegu, chrzęst kamieni pod oponami i cisza, cholerna cisza. Dobiegam, dyszymy ciężko, motong milczy, bardzo brzydka mać. Przepychamy afrykę do drugiej ścieżki, pełen rozbieg i zaczynamy zabawę od początku. Tym razem efekt jest ten sam, my dyszymy - motong milczy. Mamy pecha, bo ta uliczka nie dość że stroma to jest ślepa Z mozołem, we trzech - przy pomocy miłosiernego Gruzina - wypychamy afrę pod górę. Bardzo, ale to bardzo niewdzięcznie wyrażamy się o masie afryki. Gdyby była kobietą - obraziłaby się śmiertelnie. Powtarzamy zabawę po raz trzeci, tym razem spycham Lukiego w inną ścieżkę. Tylna opona ślizga się na kamieniach, moto leci slajdem między kamiennymi ścianami, wydaje mi się, że słyszę jakieś pierdnięcie silnika. Biegnę szukać lukiego, serce mi dudni, mam mroczki przed oczami ale nigdzie go nie ma. Wracam pod górę, znajduje swoją afrykę w jakimś zaułku i ruszam na poszukiwanie lukiegio. Objeżdżam pół wsi, docieram do głównej drogi, zawracam, wjeżdżam od innej strony - jest - stoi, on cały, motor cały i nawet silnik działa. Zabwa zajęła nam 45 minut. No, to było solidne poranne rozbieganie - pod cieknie mi pod buzerem ciurkiem - mimo tych 2 tys m npm. Ruszamy w górę w stronę Lentekhi - przed nami 75 km szutru i błota...
Mimo że od dwóch dni nie pada, mijamy setki kałuż - każda zostawia nam pamiątkę w postaci wody w butach.
Miejscami zakręty są tak ciasne i strome, że trzeba solidnie zwolnić by nie przedzidować w krzaki...
...za to widoki są coraz ładniejsze, zwłaszcza po przekroczeniu przełęczy. Przyjechać tu i nie mieć okazji podziwiać widoków - to byłby cholerny pech.
Zjeżdżamy do kolejnej doliny, gdzieś w oddali widać resztki języka lodowca.
W pobliżu lodowca stoją resztki jakiejś fabryczki, wokół walają się puste pordzewiałe beczki, hałdy drobnych kamieni i pręty zbrojeniowe.
Jeśli ktoś szuka miejsca na idealne schronisko - to jest to miejsce - gdyby jeszcze okolica była spokojniejsza to byłby raj na ziemi.
Droga jest bardzo różna, miejscami szutr jest w dobrym stanie i można po nim pędzić...
...by za chwilę mieć pod kołami luźno brykające odłamki skał. Dopiero po powrocie zrobiłem remanent alu osłony silnika - sądząc po ilości sznytów jakie zaliczyła - bez niej bym nie wrócił.
Skrzyżowanie, tu spotykają sie drogi z dwóch dolin, ta druga też wydaje się - przynajmniej na początku - przejezdna.
Im niżej w dolinie, tym jedziemy bliżej rzeki - jest wilgotno, kałuże robią się coraz większe. O ile wysoko w górach stroma droga odwadniała się sama, tutaj woda może stać wiele dni. Mówiłem już, że jadę na szosowych battelwingach - nie bardzo mogę za mocno odkręcić bo moto idzie od razu bokiem, jedyne wyjście to spokojna jazda. Luki obuty w Heidenau K60 idzie jak burza.
Wyjeżdżamy do szerszej części doliny, pojawiają się pierwsze małe wioski, droga nieco się poprawia, miejscami daje radę jechać nawet 60 km/k.
Z przeciwka jedzie ekipa - dwie pary na Y600XTZ i Transalpie prosto z Moskwy. Zatrzymujemy się, witamy, gadamy o drodze i tym co i gdzie warto zobaczyć. Wyglądają na zaprawionych w bojach więc pewnie dojadą. Podziwiam dziewczyny - jazda w terenie dla plecaczka to nie jest bułka z masłem.
Dojeżdzamy to Lentakhi, dużo wieś - właściwie małe miasteczko, wygląda na dużo mniej turystyczne niż Mestii ale i położenie ma mniej widokowe. Lecimy w stronę Kutaisi, po drodze zatrzymujemy się na bazarze w Tskaltubo. Wchodzimy do głównej hali, obkupiwszy się w sery, warzywa i pieczywo - przy okazji robiąc furorę wśród przekupek - wyłazimy na zewnątrz. Tu z kolei mamy z tuzin taksówkarzy podziwiający nasze maszyny. Zawsze wywołujemy te same zdziwienie i zawsze te same pytania. Myślę że na hasło "Polska" moglibyśmy poimprezować codziennie, bezpłatnie w innym mieście - tylko po co ? Ja tam wolę zwiedzać niż na kacu czołgać wokół namiotu.
Dojeżdżamy a właściwie przejeżdżamy przez Kutaisi i szukamy miejsca na nocleg. Łapiemy jakąś rzeczkę, ale okolica wygląda jak po podwórko huty Katowice - woda czarna, na plaży sporo śmieci - no syf i mogiła. Zapada zmrok więc nie wybrzydzamy, między cherlawymi drzewkami czyścimy mały placyk z kamieni i śmieci i wbijamy się tam motongami. Na kolację mamy ryż z mięsem z puszki i po gigantycznej butelce piwa na głowę. Jestem padnięty ale w ostatnim odruchu higieny idę w nocy do rzeki umyć nogi - drugi dzień jazdy w mokrych butach - no, perfumy to raczej nie są - nawet piwo tego nie zagłusza Przelot: 203 km (z tego ok 75 km off).
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles |
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
11.12.2012, 20:41 | #36 |
Zarejestrowany: May 2009
Miasto: Stalowa Wola/ MIELEC
Posty: 1,064
Motocykl: TransAlp+Multistrada + Cagiva Elefant
Przebieg: hohoho
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 dzień 14 godz 8 min 50 s
|
Sam pobyt jak i przejazd do Uszguli dla mnie był niesamowity.
__________________
https://www.facebook.com/PAKVENTURE2021 https://www.facebook.com/pages/Proje...91516340945760 https://www.facebook.com/himalaje2018/ High Riders - Himalayan Story 2018 |
13.12.2012, 10:08 | #37 |
Zarejestrowany: Feb 2011
Miasto: Wrocław
Posty: 59
Motocykl: Na gościnnych występach
Online: 16 godz 39 min 10 s
|
Nocleg w Uszguli to musi zapaś w pamięci - pozazdroszczę. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy
|
19.12.2012, 20:14 | #38 | ||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Dzień 15
Kutaisi > Gori > Upliscyche > Tbilisi Pochmurny poranek, coś siąpi z nieba. Zjadamy mało wykwintne śniadanie, opychamy się plackiem pszennym, kozim serem i dżemem. Zwijamy się z tego miejsca bez żalu, zawracamy w stronę Kutaisi i chwilę włóczymy się po jego przedmieściach.
Lokalna wersja instalacji gazowych, ZIŁ na gaz - chyba ziemny.
Wjeżdżamy do centrum Kutaisi, na główny plac przy którym znajdują się przedstawicielstwa co bogatszych firm. Podpytując przechodniów dostajemy wskazówki jak dojechać do katedry Baghrati.
Katedra Baghrati położona jest po drugiej stronie rzeki na wzgórzu, z którego jest piękny widok na stare Kutaisi. My - idąc za poradą jakiegoś przechodnia - dojeżdżamy do głównej bramy klucząc bocznymi uliczkami, wybrukowanymi luźnymi kamieniami. To na pewno nie jest główna trasa dojazdu, fundujemy sobie 300 m offu w mieści. Katedra wybudowana ok X w n.e. została w 1691 r częściowo wysadzona w powietrze przez Turków i w stanie ruiny dotrwała do XXI w. Katedra Baghrati jest symboliczną budowlą dla Gruzinów i pewnie dlatego Saakashvili "zafundował" jej pełną rekonstrukcję licząc na polityczne benefity. Sam proces rekonstrukcji budowli budzi mieszane emocje wśród historyków, UNESCO rozważa usunięcie obiektu z listy światowych zabytków. Rekonstrukcja zakończyła się w połowie września, dokładnie dwa tygodnie po naszej wizycie. Saakashviliemu chyba to nie pomogło, bo w wyborach 1.10.2012 jego ugrupowanie przegrało wybory do parlamentu.
Wyjeżdżamy z Kutaisi w stronę monastyru Gelati, który położony jest kilkanaście km za miastem. Docieramy bez większych problemów, choć oznakowanie jest bardziej niż marne. Monastyr Gelati jest także wpisany na listę zabytków UNESCO. Na terenie monastyry znajduje się grób Dawida IV Budowniczego - to taki dobry król - coś jak nasz Kazimierz Wielki albo Bolesław Chrobry - zrobił dużo dobrego dla Gruzji (wywalił Turków, zreformował administrację i zjednoczył kraj). Sama budowla zachowała się w świetnym stanie, w środku przetrwały średniowieczne malowidła i rzeźby.
Nasyciwszy wzrok zabytkami, wracamy do Kutaisi bo tędy i tak wiedzie droga do Gori. Plącząc się po ulicach miga nam Land Cruser z Polską flagą i ekipa na motocyklu. Jakimś cudem udaje się nam zatrzymać na głównym placu i chwilę pogadać. Tłumaczymy jak dotrzeć do zabytków, szybkie pożegnanie i każdy rusza w swoją stronę.
Po drodze do Gori mijamy resztki twierdzy w Surami ale odpuszczamy zwiedzanie.
Dojeżdżamy do Gori, mijamy tętniący życiem bazar i parkujemy motongi w pobliżu twierdzy. Wokół widać trwające remonty, stare zapuszczone kamienice zamieniają się w eleganckie dzielnice.
Twierdza nieco rozczarowuje. Poza widokiem na Gori właściwie nie ma w niej nic do zwiedzania. Jedynie myśl,że młody SOSO (Józef Stalin) biegał po jej zboczach i bawił się z kolegami czyni to miejsce szczególnym. Po powrocie z twierdzy jak zwykle gromadka szczęśliwych dzieciaków otacza nas wkoło. Pozwalamy im usiąść na motocyklach, wiemy że "czynimy zło" siejąc w młodych duszach miłość do motongów
Ruszamy by kilkaset metrów dalej zatrzymać się przy muzeum Stalina. Zwiedzanie muzeum sobie odpuszczamy, zaglądamy jedynie do domu rodzinnego Stalina i oglądamy wagon salonkę którą podróżował. Lubiącym czytać polecam książkę "Stalin - młode lata despoty" autorstwa Simon Sebag Montefiore. Będąc synem szewca alkoholika, wspierany przez ambitną/opiekuńczą matkę skończył najlepszą przyklasztorną szkołę w Gori. Był pracowity, oczytany i uparty. Szkoda, że będąc tak błyskotliwą postacią jednocześnie uczynił tyle zła na świecie.
Korzystając z informacji turystycznej która jest na tyłach muzeum, dostajemy mapkę i wskazówki (w idealnym angielskim) jak dojechać do Upliscyche, skalnego miasta nad brzegiem rzeki Kury. Wyjeżdżamy z Gori prosto pod front deszczu. Zwiewamy na pobocze, pakujemy się w przeciw deszczówki. Mój kask z urwaną szybą jest "idealny" na deszcz - mokre okulary redukują widoczność do kilkunastu metrów. Jedziemy wolno przez kolejne wsie, klnąc pod nosem na deszcz i błoto, które w paru miejscach spływa na asfalt. W dwóch miejscach o mały włos nie zaliczamy z lukim fikoła na zakręcie Parking, bilety, wchodzimy. Korzystamy z zaproszenia super sympatycznych przewodników i zostawiamy w ich biurze kaski i mokry szpej. Na drogę dostajemy od nich jeszcze po kawałku placka z wołowiną - jesteśmy jednymi z bardzo nielicznych turystów. Wspinamy się po skalnych blokach, drabinkach i schodkach, deszcz przestaje padać a przed nami rozciąga się widok który wymusza głośne ahhhh......
Miasto powstało ok V w p.n.e i było zasiedlone do późnego średniowiecza. Jest to prawdopodobnie najstarsza osada miejska w Gruzji. Setki schodów, komnat, zaułków - wszystko wykute i wyślizgane przez tysiące stóp osób które tu kiedyś mieszkały. Część budowli nie przetrwała trzęsienia ziemi w 1920 r - ich resztki straszą na zboczu wzniesienia.
Wracamy do rzeczywistości, ciesząc się że deszcz odpuścił nam przynajmniej na czas zwiedzania. Pijemy szybka kawę, rozmawiamy chwilę z przewodnikami - to studenci którzy w czasie wakacji i weekendów są opłacani przez jedną z agend rządowych by wspierać turystykę w tym regionie. Żegnamy się i ruszamy w stronę Tbilisi. Ponownie przejeżdżamy przez Gori i bez przeszkód znajdujemy trasę do stolicy. Zostało nam ok 75 km, powoli zapada zmierzch i kropi deszcz, ale droga jest dobra, miejscami wręcz zmienia się autostradę. W Tbilisi duży ruch albo my się odzwyczailiśmy. Auta jadą gęsto, trudno jechać na żyletę między autami. Nie mamy planu Tbilisi, zatrzymujemy się przy jakimś Macdonaldzie - darmowe Wifi + kawa + pan googiel pozwala nam znaleźć kilka tanich hosteli. Jedziemy do starej części Tbilisi, wokół oczywiści wykopki i remonty. Hostel wygląda jak burdelik na godziny, ale za godziwe pieniądze lądujemy w 5 osobowym pokoju - na szczęście jesteśmy sami.
Tak wygląda nasz prześliczny hostel za dnia Najważniejsze że mamy za bramą prywatny parking - nasze motongi mogą bezpiecznie nocować, mamy też gdzie rozwiesić pranie i suszyć mokre buty.
Idziemy do pobliskiej knajpki na rogu i zajadamy się przepysznymi chaczapuri popijając zimny piwem. Ruszamy na nocny spacer po starym Tbilisi, w knajpach tłoczno, gwarno i dosyć międzynarodowo. Klnąc pod nosem na brak statywu walczę z idiotkamerą by zrobić parę nocnych zdjęć.
Przypadkowo znajdujemy synagogę (ul. Leselidze), dosyć nową bo wybudowaną raptem w 1910 r. Spotkały ją rożne nieciekawe losy, obecnie funkcjonuje jako muzeum.
Klucząc bocznymi uliczkami docieramy do fajnego baru z muzyką na żywo. Gęsto od dymu, ale jesteśmy trochę spragnieni "europejskości" - ludzie tańczą, piją, śmieją się - ogólny luz. Przy okazji poznajemy dwóch studentów z Polski - imprezują od kilku dni i są zachwyceni Tbilisi. Przed północą czuję że mam dość wrażeń - wracamy do hostelu, prysznic, ciepły śpiwór i łóżko - zasypiam w parę nanosekund. Przelot: 311 km
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles Ostatnio edytowane przez mikelos : 20.12.2012 o 13:48 |
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
19.12.2012, 23:40 | #39 |
Zarejestrowany: Feb 2011
Miasto: Wrocław
Posty: 59
Motocykl: Na gościnnych występach
Online: 16 godz 39 min 10 s
|
Oj zazdroszcząc (pozytywnie) realizujecie punkt po punkcie również mój plan na Gruzję Niestety (dla mnie) ten mój jeszcze chwilę poczeka. Pięknie się czyta i ogląda.
|
20.12.2012, 10:15 | #40 |
Hodowca Kalafiora
Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Kraków
Posty: 393
Motocykl: już nie mam AT, tera jest MG
Online: 1 tydzień 3 dni 2 godz 34 min 42 s
|
Pięknie, pięknie, czekam na więcej :-)
__________________
To nie burza tata, to Pan Bóg jeździ na motorze! |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Gruzja - w tym roku jak widzę do znudznia [Sierpień 2012] | duzy79 | Trochę dalej | 42 | 27.12.2021 22:56 |
Moto Gruzja (KAUKAZ) [2012] | herni | Trochę dalej | 4 | 20.08.2012 12:38 |
Gruzja Armenia Turcja - zajawka [Czerwiec 2011] | rambo | Kwestie różne, ale podróżne. | 17 | 30.07.2011 14:55 |