24.04.2016, 22:31 | #41 |
Ba, tych trzech radosnych idiotów było moją główną inspiracją by ruszyć do Wietnamu
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles |
|
24.04.2016, 23:00 | #42 |
Zarejestrowany: Mar 2011
Miasto: ? nie Wieś kole Bełchatowa
Posty: 511
Motocykl: RD07a
Przebieg: 50500
Online: 2 miesiące 2 dni 7 godz 54 min 21 s
|
Ekhmm , nieśmiało acz stanowczo zauważam że od ponad 24 h nic nowego w wątku a się chce.
|
25.04.2016, 14:50 | #43 |
Ciągle morze...
Poranek, otwieram oczy, czyli jednak nie umarłem po tej cudnej pastylce - uff. Byłby wstyd przed żoną, "denat spał w jednym łóżku z drugim facetem". Wyszło by, że jesteśmy zboki, zrylce i zwyrodnialce. Poranne modły przy motocyklach, kawa i lecimy na lekko, bez bagaży, do miasteczka, sprawdzić jak tam czuje się moje moto. Po drodze chłopaki zaglądają do banku wymienić trochę zielonych na lokalne talary. Mimo kolejki, urzędniczki wywołują ich i obsługują poza kolejnością. Nikt się nie krzywi, nie marudzi - czujemy się jak Yeti - wszyscy słyszeli, nikt nie widział. Kurcze, u nich wiosna na całego, skwer w centrum miasteczka pachnie i bzyczy. Ze wstrętem myślę o pogodzie w kraju. Wpadamy do naszego serwismena. Warsztat spełnia wymogi autoryzacji Hondy - ma kompresor i miski w których trzyma się wszelakie klucze. Betonowa podłoga, to już luksus. Lagi się jeszcze robią. Przy okazji podziwiam luz w przedniej piaście między łożyskiem a łożem. Blaszka wycięta z puszki po cocacolii rozwiązuje temat. Nic tu po nas, idziemy coś zszamać na miasto i porobić foty. Niestety nasz wieczorny punkt gastronomiczny jeszcze nie działa, trzeba szukać dalej. Nasza głodna męska intuicja podpowiada nam, że gdzieś w okolicach bazaru musi być rano jakieś papu. Targ, przynajmniej w małych miasteczkach, jest domeną kobiet. Facet to rzadki widok, a białas to już zupełnie. Przepycham się między straganami, ku uciesze przekupek robię im foty. Mimo pozornego chaosu i bałaganu, na targu panuje specjalizacja, osobno sektor z ciuchami, osobno mięso, dalej warzywa, itd. A może coś do samodzielnego "demontażu " ? Niestety większość kobitek jest w moim wieku, nie ma na kim oka zawiesić, ale odnoszę wrażenie, że są autentycznie uradowane, że ktoś na nie zwraca uwagę, robi zdjęcia i grzecznie się do nich uśmiecha. Ta pani ma dosłownie czarną robotę, łupanie węgla drzewnego na kawałki. Wypełzamy z drugiej strony bazaru, znajdujemy barek z taborecikami a'la przedszkole i zamawiamy na migi po misce czegoś z czymś. Pani jest bardzo miła, papu przepyszne i kosztuje po 25 tys VND na głowę (5 zeta). Napychamy się na maksa, pycha. Po szamce rozdzielamy się, każdy rusza w samotny rejs po miasteczku. Łapię za apart i wąskimi uliczkami pieszo idę nad morze. Im bliżej plaży, tym biedniejsze chałupki. No, to nie jest strefa dla turystów... Nareszcie z bliska mogę pooglądać konstrukcję tych ich balii - jak oni w tym płyną i łapią kierunek - pojęcia nie mam. Setki takich balii leżą na plaży. Na uliczkach wre praca - jedni coś produkują, inni piorą, ktoś coś gotuje - po prostu życie. Nieco szokuje mnie liczba przedszkoli i szkół jakie napotykamy - jest ich mnóstwo - dosłownie są w każdej wiosce. Może to dlatego je widzimy, że wszystkie są pomalowane w charakterystyczne kolory (niebieski, żółty, czerwony), zawsze zadbane i ogrodzone. Na ulicach dzieciaki są ubrane w mundurki - pewnie po kolorze można określić z której są szkoły. Wietnam ma bardzo wysoki przyrost naturalny, częściowo to efekt wojny, częściowo poprawy sytuacji gospodarczej. Dzieciaki są śliczne - gdyby nam rodziły się takie fajne, też byśmy bzykali się bez opamiętania. A może suszoną rybkę na słońcu - kratownice stoją dosłownie wszędzie na uliczce. Docieram do portu, włażę na teren bez pytania i strzelam kolejny tuzin zdjęć kutrów rybackich, mam jakąś kutrofilę Tajemnica krat z rybami rozwiązana - siedzą dziewczyny w kucki i nakładają malutkie płaszczki - muszę tego spróbować. Wracam do centrum miasteczka, z nadzieją że serwismen zrobił już moto. Podziwiam karawan - zamiast czarnych kolorem pogrzebu jest żółty. Może dlatego Voytasa Honda jako jedna z niewielu na ulicy jest żółta, przeważają czerwone Uliczny warsztat zaplatania i centrowania kół. Czy można z tego wyżywić rodzinę ? Przy serwisie odnajduję chłopaków, uradowani jak norki siedzą w cieniu i coś piją. Przemas twierdzi, że to zielona herbata - no dobra, niech mu będzie Odbieram moto, płacimy i wracamy do hotelu. Jest już lekko po południu, gnamy szosą wzdłuż wybrzeża. Widoki słabe, więc przemy do przodu z kosmiczną prędkością 55-60 km/h. W poprzek jezdni, przed krzyżówkami namalowane są poprzeczne pasy, w grupach po kilka na raz. Dopiero teraz, gdy mam zrobiony przód, czuję jaki mam fatalny tył. Za każdym przelotem przez taką zebrę, znosi mu dupę na lewo - irytujące i mało bezpieczne. Przemas zgubił gumę z podnóżka i trochę mu niewygodnie, wynajduje jakiś przydrożnym sklepo-warsztat. Warsztat jest dobrze wyposażony, półki pełne towaru. W efekcie robimy serwis wszystkim moto. Ja i Voytas fundujemy sobie po nowym zestawie amorków na tył - komplet z montażem w 5 minut - 300 tys VND (ok 60 zeta). Wymieniam także tylny set pasażerów - źródło koszmarnego dźwięku znika. Jeśli myślicie, że Formuła 1 ma szybki serwis, to nie widzieliście tych chłopaków w akcji - zawstydziliby MacLarena. Żona właściciela sklepu czujnym okiem dogląda mechaników, w pół godziny mamy zrobione wszystkie upgrady. Voytas wymienia oprócz zawiechy cały tylny błotnik z oświetleniem, lusterka i parę innych detali. Jak się bawić to na całego A dzieciaki na zapleczu sklepu mają popołudniową drzemkę, upał męczy nie tylko nas. Prujemy na przód, bo czasu mało, robimy foty nie schodząc z moto. I tu znowu wielka zaleta tych małych pierdzipędów. Łatwo wszędzie się zatrzymać, łatwo stać, przełazić nad nimi (niski przekrok) - po malutku zakochuję się w tej konstrukcji. Tu mały przykład różnic kulturowych: u nas swastyka ma obecnie tylko jedno, negatywne skojarzenie. Na dalekim wschodzie nadal jest symbolem szczęścia, no w każdym razie czegoś pozytywnego Przed zmierzchem docieramy do małej wioski (Vinh Hy), bez większej nadziei na jakiś hotel. O dziwo, znajdujemy duży resort turystyczny (Vinh Hy Resort) z fajnymi domkami, knajpką i basenem. Cena - 400 tys VND - jest dobrze, śpimy coraz taniej w coraz lepszych warunkach, byle nie odwrotnie Między knajpką a zatoką jest basen - nas jednak bardziej interesuje karta dań. Wcinamy olbrzymią kolację, a gdy już całkiem zapadła noc ruszamy z Przemasem "na miasto". Spacerujemy wąskimi uliczkami między chatami, kompletnie bez celu - ot tak - by poczuć klimat. Ostatecznie, zapraszają nas nieznajome dziewczyny na herbatę. Siadamy w kucki na ulicy, pijemy, w ruch idzie Googiel i język migowy. Jest ciepło, nic mnie nie gryzie, nikt mnie obrabował ani nie pobił. Wietnam jest naprawdę fajny. Najechane: 120 km cdn.
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles Ostatnio edytowane przez mikelos : 25.04.2016 o 19:04 |
|
25.04.2016, 15:09 | #44 |
Zarejestrowany: Jul 2008
Miasto: Sanok
Posty: 2,027
Motocykl: EXC, ST 1300
Przebieg: rośnie
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 21 godz 59 min 53 s
|
Rewelacja, pokaz te nieznajome dziewczyny haha
Wysłane z mojego E2303 przy użyciu Tapatalka
__________________
Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą |
25.04.2016, 19:05 | #45 |
Oj, ciemno było a ja mam słaby aparat
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles |
|
27.04.2016, 19:30 | #46 |
Żegnamy morze...
Drugi dzień jadę w nocy na dragach. Jest nieźle - śpię kamiennym snem, chrapanie, postękiwania, nocne pierdy - nic mnie nie rusza. Dla pewności doprawiam wieczorem dragi nasenne dwoma piwami - słabe jest okrutnie i zazwyczaj paskudnie ciepłe. Błee... Witamy poranek w naszym hiper-luks resorcie, wcinamy śniadanie w restauracji, rzut oka na zatokę i ruszamy w drogę. Jeszcze tylko mały postój przy sklepiku, obowiązkowa flaszka wody ląduje w koszyku i dzida. Wyjazd na asfalt odwalam jakimś skrótem przez sad, po piachu i kamieniach - mikro off na dzień dobry. Nasza zatoczka a góry wygląda nieco bardziej imponująco. Przekraczamy kolejne wzniesienia, zakręty i zawijasy. Co chwila otwiera się nowa panorama - focimy ile wlezie, tempo jazdy siada. O ile w czasie jazdy temperatura jest przyjemna, o tyle dłuższe stanie męczy - upał pogania nas do przodu. Ruch na drodze niewielki, prawie nie widać aut tylko lokalesi śmigają na pierdzipędach tak jak my. Nawet na głównej drodze toczy się życie, nikogo nie dziwi zwierzyniec albo ziarno suszone na drodze. Grzecznie omijamy wszystkie przeszkody - wizja bycia pizdniętym grabiami działa skutecznie. Docieramy do Nha Trang, kurortu reklamowanego w folderach. Spore betonowe miasto, wysokie hotele i 99% białasów na plaży. Jak ktoś lubi atmosferę all-inclusie to polecam. My robimy tranzyt i to nam wystarczy. Lecimy na oparach paliwa, za miastem znajdujemy stację - tankowanie i obowiązkowa kawa z lodem w kafejce. Powiewy wiatru od morza dają trochę wytchnienia - ale i tak jest gorąco +30/35. Coś tam grzebię w nawigacji, wygląda na to że niebawem odbijemy od morza w stronę gór. Mamy pomysł by zrobić trasę w kształcie dużej ósemki. Znajdujemy boczną drogę i wbijamy się w "interior", bryza od morza słabnie - teraz dopiero czujemy jak nabiał w majtach się gotuje. Im dalej od głównej szosy, tym gorszy asfalt - miejscami zapylamy po szutrach. Po kilkunastu kilometrach takiej trzęsionki mój bagażnik dostaje nerwowego tiku. Pan mechanik ogląda mocowanie - jedna z czterech śrub lata luźno bo w ramie została ino dziura a nie gwint. Spawać nie ma jak, kleju nie mają - ostatecznie kończy się na wkręceniu nowych śrub z kołnierzem o innym skoku gwintu - o dziwo - trzyma to do końca. Przy okazji tankowania podziwiamy wytwory lokalnego przemysłu motoryzacyjnego: full time 4 WD i wyciągara - czego chcieć więcej. Okolica rolnicza, małe poletka ryżu przeplatane pagórkami. Już rozumiem dlaczego Amerykanie dostali tutaj łomot - to jest idealny kraj dla partyzantki. Asfalt skończył się już dawno, tempo spadło do 20-25 km/h - razem z Voytasem błogosławimy naszą "wielką mądrość" o wymianie zawieszenia. Opony dostają łomot od drobnych ostrych kamieni. Nawigacja zapowiadała jakiś odcinek płatny - w myślach widzę piękną, równo autostradę a dostaje to: Prywatny mostek - chcesz jechać - płać dychacza. Nie chcesz - lecisz brodem po prawej. Jakoś wątpimy (niesłusznie) w dzielność terenową naszych kucyków i płacimy - w końcu dwa zeta to nie majątek Słońce powoli wali się na bok, cienie coraz dłuższe a my ewidentnie pchamy się w jakąś głuszę, nareszcie zaczyna się jakaś przygoda - i o to chodzi Z Przemasem wpadamy na pomysł, że następnym razem meldujemy się w Wietnamie z matami + śpiworami i będziemy sępić spanie po ludziach - jak integracja to na całego. Droga wygląda na zdjęciu całkiem przyjaźnie. Na 21"/18", dobrym zawieszeniu i gumach zapylałbym tu stówką bez bólu. Jednak mając 17"/17", 2,5 " szerokości gumy i bieżnik agresywny niczym ślimak - toczymy się dostojnie wsłuchując się w pojękiwania naszych kucy. Zaganianie bydła do obejścia zawsze zwiastuje nadejście nocy - niezależnie czy to Wietnam, Gruzja czy Albania. Też byśmy znaleźli jakiś nocleg ale jesteśmy idealnie w środku niczego. Przemas dokonuje jeszcze wieczornych modłów, bycie na kolanach z multitoolem w łapie to znak rozpoznawczy naszej sekty. Spróbuj coś naprawić w GS1200 w minutę mając w ręku jeden klucz Okolica bardzo ładna, ale jedyne domostwa jakie mijamy nie wyglądają zamożnie. W porze deszczowej musi być tu sporo wody - inaczej nie budowali by chałup na takich palach. Docieramy do rzeki, tym razem most jest betonowy a za nim pojawia się skrzyżowanie dróg i mała miejscowość. Skupisko kilkunastu sklepów i warsztatów daje nadzieję, że gdzieś tu można kimać. Zapada zmierzch i albo jesteśmy uratowani albo jesteśmy w ciemnej dupie. Miła pani handlująca podrobionymi ajfonami pokazuje gdzie jest nocleg - uff Tego dnia uczymy się nowego ważnego słowa: Nha Nghi czyli coś w rodzaju pensjonatu (tak tłumaczy głupawy googiel). W rzeczywistości nasz "hotel" wygląda jak hotel robotniczy ale jest wolny pokój, jest czysto i jest woda - tyle, że zimna i bez prysznica - jest ino szaflik. Po ciemku jedziemy jeszcze to wioski coś zjeść, napychamy się zupkami Pho z wołowiną i toną warzyw. Po powrocie podejmuję męską decyzję - idę się myć. Jesteśmy cali w żółtym pyle - znowu trzeba będzie wszystko prać. Polewam się zimną wodą, drę ryja niczym pawian w okresie godowym ale jestem czysty. Najechane 216 km (8 godzin w trasie z postojami). cdn.
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles Ostatnio edytowane przez mikelos : 27.04.2016 o 19:40 |
|
28.04.2016, 00:14 | #48 |
Zarejestrowany: Feb 2010
Miasto: podwrocławskie zadupie
Posty: 835
Motocykl: '12 LC4 690 Enduro R
Online: 1 miesiąc 3 dni 21 godz 32 min 45 s
|
Powiem tak. Trzeba mieć jaja, żeby kupionymi okazyjnie u rybogłowego kitajca, zużytymi pierdzipędami polecieć w taką podróż. Szacun Panowie i czekam na więcej!
Wysłane z ajfona.. |
04.05.2016, 17:36 | #49 |
Pędzimy przez interior
Witamy poranek w naszym wyrobie hotelopodobnym. W sumie - poza brakiem klimy i kawałka szlauchu z prysznicem - jest OK. Najzabawniejsza jest cena - płacimy całe 150 tys VND (czyli jakieś 30 zeta za trzech) - żyć nie umierać. Dzień zaczynamy tak jak zwykle - czyli od wizyty w serwisie Zresztą poprzedniego dnia też kończyliśmy w serwisie, ale nie mieliśmy sumienia męczyć mechaników po nocy. Jak uszczęśliwić faceta ? Wystarczy nowa guma by odzyskać radość życia i to przed śniadaniem. Voytas też dokonuje zakupu gum, idą w "hajkułaility mister" i nabywają jakieś maxxisy - tylko ja sępie i jadę na starych Przy okazji chłopaki robią rytualna wymianę łożysk - jak się potem okaże - nie ostatnią W czasie porannego serwisowania, idę na spacer do "centrum" - czyli 200 metrów dalej do skrzyżowania dwóch szutrówek, gdzie mieści się targ i parę baraków z papu. Jakby ktoś pytał, jak wygląda wersja Honda Wave a'la GS z kuframi, to wystarczy rzut oka na ten wspaniały egzemplarz. Lekkie i przewiewne siaty - spokojnie wejdzie po 50 kg na stronę. A jako topcase można dorzucić klateczkę ze świeżą wieprzowinką, sorry Rambo - taki mają klimat kulinarny. Klateczkę wiąże się sznurem do bagażnika i gotowe. Plączę się wokół centrum bo moto chłopaków jeszcze nie gotowe - trafiam na lokalny cmentarz. Daszki jak rozumiem to wyposażenie opcjonalne - widocznie deszcze muszą być tu solidne. A tu wersja z kuframi, chyba w wersja dakar, bo zrobiona ze stalowych prętów - strach pomyśleć ile można w to napakować. A tak na serio - myślę że oni mają rację a to my jesteśmy idiotami. Daliśmy sobie wmówić, że bycie True Adventure wymaga wywalenia kupy hajsu na motocykl i potem jeszcze tony grosza na zajebiste i niezbędne dodatki. Zerknijcie na nieco szalonego Ed March z http://www.c90adventures.co.uk - polecam jego filmiki na YT Wracam pieszką do serwisu, Przemas zadowolony szczerzy kły - dostał nawet fakturę z rozpiską co ile kosztowało - szacun dla mechaników. Idziemy nareszcie na zasłużoną poranną szamę czyli zupkę z wołowiną za całe trzy zeta. Zwijamy bambetle z hotelu i w drogę - przygoda czeka za rogiem. Wbijamy się jeszcze głębiej w interior, jedziemy drogą graniczącą od północy z parkiem narodowym Chu Yang Sinh, chcemy dojechać do jeziora Ho Lak leżącego na południe od miasta BuonMaThuot. Po drodze mijamy setki przepięknych pół ryżowych, niskich pagórków i kilka małych miasteczek. Nad brzegiem jeziora dominują domostwa postawione na palach, nie chcę myśleć jak tu wygląda pora deszczowa. Parasol raczej nie wystarczy jak zacznie lać - trzeba mieć łódkę. Widok na jezioro raczej głowy nie urywa - jest parno, widoczność marna - wszystko faluje od upału i wilgoci. By cokolwiek zobaczyć, trzeba by wynająć łódkę i popłynąć na parę godzin do kilku zatoczek a na to nie mamy specjalnie ochoty. Wypijamy po szybkiej kawie w przydrożnym barku i ruszamy dalej. Przemas tęskni za szuterkami, więc wybieram tak trasę by było mało cywilizacji - na szybkości nam nie zależy więc włóczymy się jakimiś absolutnymi zadupiami wokół jeziora. Jeśli w Wietnamie Garmin mówi, że są odcinki płatne - to znaczy że są i już Tyle że niekoniecznie w postaci autostrad Grunt to mieć gotówkę i nie liczyć na kartę Visa Zwracam uwagę na system balastowania tratwy, jednostkę napędową oraz kapoki - wszystko jest jak należy tyle że mocno w stylu rajli. Bocznymi drogami docieramy BuonMaThuot które okazuje się spory miastem bo to stolica prowincji Dak Lak. Nawigacja kolejny raz ratuje nam dupsko i wyprowadza nas szczęśliwie za miasto. Robimy tylko krótki postój na uzupełnienie garderoby - jak zwykle w szperaczu dla ubogich Nabywam zajebistą bluzę z kapturem a Przemas wyrywa jakąś elegancką koszulę - jak lans to lans Gnamy mocą naszych jednocylindrowców na północ drogą TL6, bardzo chcemy dotrzeć do głównej drogi (AH17) łączącej północ kraju z południem a znanej bardziej jako szlak Ho Chi Minha. Na skrzyżowaniu szlaków znajdujemy małą mieścinę (Pong DRang) i po małym poszukiwaniu znajdujemy hotel. Jak zwykle drę łacha, przewracam oczami i zbijam nieco cenę - wszyscy są zadowoleni. Dostajemy wielgachny pokój od ulicy, widok z okna d... nie urywa, ale ruch ciężarówek o zmroku zamiera i robi się cicho. Nasze rumaki lądują w garażu z tyłu hotelu a my idziemy na wieczorne szamanie. Lądujemy w chińskiej knajpce obok - z karty dań nic nie czaimy, zamawiamy z trudem bo nawet Googel Translate poddał się w zderzeniu z tym dialektem. Ostatecznie jemy coś, nawet nie wiemy co, ale jest tego dużo i pysznie a na deser zimne piwko z lodem Najechane: 169 km cdn.
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles Ostatnio edytowane przez mikelos : 04.05.2016 o 21:11 |
|
04.05.2016, 18:11 | #50 |
Dzizas.... zryc mi sie chce jak to czytam!
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa |
|
Tags |
azja , honda wave , wietnam |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
“LT Enduro season opening 2016”, 2016 April 16-17 | Drak'as | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 0 | 07.03.2016 16:01 |
Wietnam na 125 ccm - luty/marzec 2016 | mikelos | Umawianie i propozycje wyjazdów | 32 | 31.01.2016 21:16 |
Ale Sajgon... Ho Chi Min trail z północy na południe [Wietnam, 2013] | Hanka | Trochę dalej | 44 | 25.04.2013 15:12 |
Wietnam | Ronin | Przygotowania do wyjazdów | 7 | 16.06.2011 16:52 |