30.03.2020, 18:35 | #41 |
Zarejestrowany: Dec 2018
Miasto: Ostrów lubelski
Posty: 89
Motocykl: RD07a
Przebieg: 55445
Online: 1 tydzień 2 dni 21 godz 45 min 54 s
|
Pisz, czekamy
|
30.03.2020, 19:01 | #42 |
Kierowca bombowca
|
Widziałem, że na biwaku spotkaliście krakowską ekipę FarmaProm Team Pawła Stasiaczka
__________________
AT RD07A, '98, HRC |
30.03.2020, 21:02 | #43 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
A, pozwolę sobie, bo klimatem pasuje do relacji
http://peron4.pl/mauretania-najdluzszy-pociag-swiata/ Pociąg, o którym piszesz, wozi rudę żelaza, która jest strategicznym wręcz surowcem w Mauretanii.
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą |
31.03.2020, 00:58 | #44 |
Zarejestrowany: Nov 2013
Miasto: Rybnik
Posty: 52
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 18 godz 56 min 20 s
|
|
31.03.2020, 08:15 | #45 | |
Cytat:
Cytat z googla: Najdłuższym składem kolejowym w historii był BHP Run. Pociąg składał się z aż ośmiu lokomotyw spalinowo-elektrycznych General Electric AC6000CW o mocy 6000 KM każda, które ciągnęły ważący prawie 100 tysięcy ton skład, złożony z 682 wagonów, rozciągający się na niewyobrażalną długość 7353 metrów. |
||
31.03.2020, 08:35 | #46 | |
Cytat:
ps: Czyta się i ogląda. Dawajcie dalej
__________________
www.kolejnydzienmija.pl 2014: Żatki Bolek na promie kosmicznym 2015: Veni Vidi Wypici 2016: Muflon na latającym gobelinie 2017: Garbaty Jednorożec 2018: Czarny Jaszczomp 2019: Rodzina 50ccm plus 2020: Żółwik Tuptuś 2021: Chiński Syndrom 2022: Nie lubię zapierdalać 2023: Statek bezpieczny jest w porcie, ale nie od tego są statki 2024: Uwaga bo ja fruwam |
||
31.03.2020, 10:08 | #47 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Krakuff
Posty: 4,763
Motocykl: RD07a
Online: 4 miesiące 3 tygodni 3 dni 5 godz 51 min 11 s
|
Wracając do historii z jazdy na samej feldze, warto nadmienić, że to był Paweł Stasiaczek, który jest pośrednio z naszego forum. Wielokrotnie bywał wraz z Missyou oraz Norbim na naszych imprezach forumowych.
|
31.03.2020, 10:17 | #48 |
Zarejestrowany: Dec 2015
Posty: 63
Motocykl: Husky 701, CRF 250L Rally, 1200GS LC Rallye
Przebieg: XX000
Online: 5 dni 23 godz 57 min 33 s
|
Pisz pisz, czekamy na dalszy ciag!
|
31.03.2020, 22:54 | #49 |
Zarejestrowany: Oct 2014
Miasto: Toruń
Posty: 13
Motocykl: Yamaha XTZ750 Ktm lc4 640 póławantura
Online: 6 dni 11 godz 35 min 2 s
|
Tak z ciekawości ile spalała Legenda Dakaru a ile Królowa?
o benzynę pytam... |
31.03.2020, 23:42 | #50 |
Zarejestrowany: Oct 2015
Posty: 297
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 2 tygodni 2 dni 6 godz 42 min 55 s
|
O, dziękuję wam za te wstawki. Jak ktoś coś ciekawego w temacie to dopisujcie, i ja się czegoś nowego dowiem.
Kurka, dla Pawła Stasiaczka i reszty ekipy dozgonny szacunek. My płakaliśmy na asfalcie "och, ciężko, wiatr, piasek, nie ma kawy z Orlenu". A chłopy prowadzili prawdziwą walkę... Eeee. Legenda Dakaru? To słów kilka aby odkłamać legendę. Stihl robi dobre pilarki, ale do zestawu pamiątkowego mogą też dorzucić pilnik do paznokci z logo Stihl. Czy pilnikiem zetniemy drzewo? Jasne, ale za rok. W Dakarze nigdy nie jechała XTZ 750, a YZE 850, całkowicie inny motocykl, choćby z uwagi na czterocylindrowy silnik. Africa też nawet nie powąchała Dakaru, ale jej protoplasta, NXR 750 już owszem. Po prostu po zakończeniu rajdów producenci wypuścili na rynek to co mieli wypuścić, nadali chwytliwe pustynne nazwy, podparli zdjęciami z rajdu Dakar i heja, jazda na legendach trwa do dzisiaj. Ups. No ale poniekąd zabraliśmy nasze motorki do Dakaru, tak jak się zabiera znudzonych, otyłych gówniarzy ze nosem w smartfonie, aby pokazać gdzie dziadek siedział w okopie we wojnę. Co do spalania. mam karteczkę z tankowaniami. Jeszcze obliczę i napiszę, ale generalnie Michał na afryce miał zazwyczaj trochę niższe niż ja, i trzeba pamiętać, że ja jechałem na silniku z TDM 850, a nie oryginalnym tenerowym 750. _____________________ Jeszcze o dokumentach z mauretańskiej granicy. Na dokumencie celnym nazywam się "Wojcie Stefan" 1dok celny.jpg A na ubezpieczeniu...... "Prezydent" Andrzej, możesz mi przybić piątkę 1ubezp.jpg Michał został "Starostą", też nieźle. Śmichy hihy, ale w razie jakiejś kupy, to nie chcę sobie wyobrażać odkręcania dokumentów w kraju takim jak Mauretania. Zdjęcie do wizy robią przy biurku, kamerką komputerową na pałąku. Nawet nie dadzą człowiekowi poprawić grzywki, to potem takie arcydzieła fotografii wychodzą. O strzałce będzie mowa później. 1wiza.jpg Wczorajsze zakupy - żadnych konkretów, tak to jest jak człowiek nauczy się żreć mięso. Ale jogurcik ładny. Plus roślinka zerwana na pustyni, z liśćmi w formie zielonych miękkich kuleczek, pewnie gromadzących wodę. 1zak.jpg No dobrze, 14.01 Spało się dobrze. W hostelu wersety z koranu w ramce 2DSC02444.JPG oraz ciekawe mapy Mauretanii. My ledwo ślizgamy się po krawędzi. Mauretania to przede wszystkim niezmierzona pustynia. 2DSC02442.JPG Na podwórzu olbrzymie kości. Pytam czy to wieloryba, ale chłopak z recepcji odpowiada, że to delfin (!). No nie wiem. 3kosci.jpg Rano leniwe śniadanie na tarasie o wschodzie słońca. Oczywiście po francusku. Bagietka z powietrza, masło i dżem. 2sniadanie nawaksz.jpg 3nawaksz podwórko.jpg 2DSC02440.JPG Pakowanie moto, żegnamy się z Argentyńczykami. Hugo zaprasza do swojego domu we Francji. Kiedyś tam. Czyli pojadę. arg.jpg arg.png No i mamy do przejechania całe Nawakszut o poranku. Czekałem tego Nawakszut jak rosa dżdżu czy jakoś tak. Czytałem o panujących tutaj specyficznych zasadach ruchu drogowego, o największym stężeniu rozklekotanych mercedesów na metr kwadratowy, i ciekawostkach związanych z założeniem miasta. Chciałem nagrać na pamiątkę przejazd przez Nawakszut, ale omyłkowo podczas załączania kamerki przytrzymałem guzik…..zoomu. Kto w kamerce motocyklowej montuje opcję zoomu cyfrowego i do tego umieszcza jego guzik obok przycisku zasilania i nagrywania… Materiał się nagrał, no ale na tym 40krotnym zoomie, czyli kompletnie nieczytelny. Kilka screenów, na których cokolwiek widać: nawakszut.jpg Tankujemy i...ruszamy. Jest podniecenie. 4stacja bezm nawaksz.jpg No i sam przejazd to doświadczenie niesamowite, miałem okazję jeździć po wielu krajach ale tutaj to jest kwintesencja ruchu drogowego opartego na braku zasad. Pasy ktoś kiedyś wymalował, ale dawno już o tym zapomniano. Nikt nie trzyma linii, a jeśli na najbliższym skrzyżowaniu będzie skręcał w lewo, to już wjeżdża pod prąd jeśli akurat jest wolne, a jeśli nie jest to zaraz będzie, bo i tak mu zjadą. Kierunkowskazów nie używa nikt, bo wajchy pewnie by odpadły po tygodniu używania ich w tych warunkach ciągłej zmiany pasa czy kierunku jazdy, wyprzedzania, zawracania w najmniej spodziewanym momencie itp. Ale właśnie, to wszystko jakoś działa. Na głównych arteriach mnóstwo samochodów, ale ruch idzie zadziwiająco płynnie. W Warszawce moglibyśmy wyłączać silnik po przejechaniu każdych 5 m, ale w naszej kochanej Europie mamy wymalowane pasy, jak owce jesteśmy nauczeni, że ogrodzenia się nie przekracza, i jak owcom brak nam refleksji „a właściwie dlaczego nie?”. W Nawakszut kierowcy się czują nawzajem. U nas nazwalibyśmy to chamstwem, ale tutaj gość robi miejsce drugiemu, gdy ten wpycha się do skrętu, bo obaj wiedzą, że to wszystkim przyspieszy. Gdy ktoś na szybko skręca w lewo albo zawraca, ci z naprzeciwka lekko zwalniają, bo wiedzą, że tamten zdąży i potem wszyscy gładko przejadą. Ronda to już klasyka, wolna amerykanka, ale tak samo gdy widzą nas brawurowo wjeżdżających na rondo, lekko zwalniają i płynnie wklejają się za nami. Jeśli ktoś na skrzyżowaniu chce skręcić w lewo, gdzie od jego prawej dwoma czy trzema psami płynie potok samochodów, nie czeka pół dnia aż będzie miał zielone, lewo wolne, prawo wolne i może ktoś mu rozścieli czerwony dywan. Skręca od razu jak tylko ma swoją lewą w miarę wolną, i robi rozbiegówkę wzdłuż płynącego potoku i płynnie się wkleja. Piesi twardo pchają się na kilkupasmową ulicę, bo wiedzą, że akurat zdążą przed jednym, sekundę zaczekają aż drugi przejedzie, potem zdążą przed trzecim, a potem jak trzeba będzie zaczekają aż przejedzie 5 czy 10 czy 20 samochodów, i wtedy przejdą. Kierowcy nie hamują dziko widząc pieszego 100 m dalej. Jadą, bo wiedzą, że za nimi jest sznur aut, a pieszy nie wejdzie im pod koła, bo NIE JEST OWCĄ. Bo myśli. Ale jeśli kierowca widzi, że pieszy ruszył, lekko odejmie gazu, pieszy przeskoczy, a kierowca jedzie dalej. Bez trąbienia, wygrażania i awantur. Cholera, to działa. Brak znaków jakichkolwiek, wymalowanych pasów, raptem kilka sygnalizatorów świetlnych na głównych arteriach, policja drogowa ma ważniejsze rzeczy do roboty niż pilnowanie czy ktoś najechał na linię albo przejechał po pasach gdy pieszy wychodził ze sklepu 50 m od przejścia. Nie ma tam sytuacji typu stłuczka (chociaż stłuczek tu pewnie mnóstwo) i „przecież miałam zieloooone” albo potrącenie pieszego i „no weszłem na pasy, nie, nie upewniłem się bo to kierowca powinien czekać przed przejściem aż łaskawie przejdę”. Chamstwo jest u nas, dostajemy namiastkę władzy w postaci przepisów, zasad i reguł, i jeśli mamy zielone, JEB! Przecież my jedziemy prawidłowo. Jeśli jedziemy naszym pasem a ktoś nam wjeżdża, po co przyhamować, JEB! To on wymusił. Ktoś wyprzedza poboczem, albo przejechał zwężenie i chce wbić się na pas „Gdzieeee, czekaj sobie teraz chamie”. Brak woli, wygodnie jest nie myśleć, tego wszyscy chcemy aby księgi i kodeksy brały odpowiedzialność za nasze czyny. Szkoły jazdy uczące, że w korku trzeba zostawić sobie taki odstęp, aby móc wyminąć auto przed nami. No to kurna ludzie przed golfem zostawiają miejsca, że TIR by tam zaparkował, i ani myślą podjechać. Że nie można przejeżdżać linii ciągłej pod żadnym pozorem! I trafi się dwóch-trzech którzy nie zjadą przy zjeździe, a za nimi korek, chociaż pasy obok puste. Że trzeba się trzymać prawej strony. I potem korki na wjazdach na obwodnice, estakady, ślimaki. Lewy pas wolny ale ja jadę prawym bo tak mówi kodeks drogowy, te Tiry niech sobie zaczekają aż przejadę. Wiem co mówię, bo sam mam znajomego w szkole jazdy. Tak gloryfikuję te mauretańskie zasady, ale pewnie po tygodniu sam bym wymiękł. Pewnie że nieużywanie kierunkowskazów nie pomaga, pewnie że wolałbym abym miał czysto przed sobą gdy ruszam z zielonego, ale tutaj każdy wie, że nie jest pępkiem świata, i za chwilę jemu też ktoś zajedzie drogę. W każdym razie wiedząc, że mogą liczyć tylko na siebie, kierowcy jeżdżą cały czas z uwagą na maksimum, widać zrozumienie dla innych. A w stosunku do nas przyjaźnie trąbią, wystawiają łapy z poobijanych mercedesów, machają, pokazują kciuki w górę i uśmiechnięte gęby z białymi zębami przez okna. Widać że się cieszą, że ktoś do nich przyjechał, życzą powodzenia. Dzięki, przyda się. Samochody: W Mauretanii wciąż jeździ mnóstwo starych ciężarowych mercedesów, które do niedawna były wciąż produkowane w Iranie. Jeżdżą tylko w Mauretanii, ani w Maroku ani w Senegalu już ich nie widziałem. Ale ciężarowe nie wjeżdżają do miasta, przeładowują się na przedmieściach. Jest trochę chińskich skuterków, stąd zapotrzebowanie na benzynę w dużych miastach. Jeśli chodzi o auta osobowe, to prym wiedzie mercedes. Oczywiście W123, W124. Chwała tej marki przeminęła z ostatnią beczką wysłaną do Afryki. Tutaj ciągle jeżdżą i jeździć będą do końca świata albo i dłużej. Obite, zdezelowane, zdekompletowane, poprzecierane, złożone z kilku karoserii, bez reflektorów, bez zderzaków, bez lusterek, z popękanymi szybami, z drzwiami i bagażnikami zamkniętymi na drut albo niezamkniętymi. Ale nikt nie traktuje tam auta jako pompki swojego małego ego. Auto jeździ, pracuje, przewozi towary (zawsze ponad normę), ludzi (po 7 to standard). Ze starych złomów to oczywiście jeździ trochę francuzów, ale nie tak znowu dużo jak w Senegalu. Owszem, jest trochę nowszych aut, ponoć od jakiegoś czasu Mauretania, jako nowoczesny kraj bogatych ludzi, wprowadziła przepis zabraniający importu do kraju aut starszych niż 5 albo 7 lat. Szybko się uczą od Europy, też mają swoich szpeców od pierdzenia w stołki i wymyślania ustaw. Generalnie ciekawe doświadczenie, coś jak eksperyment tego gościa, który zrobił porównywalne testy dla szympansów i ludzi. Szympans intuicyjnie wybierał najprostsze i najskuteczniejsze rozwiązanie, a ludzie kombinowali, zastanawiali się i mylili się. Ale też trzeba przyznać, że te diesle kopca niemiłosiernie, chociaż w porównaniu do Senegalu zapach ulicy w Nawakszut to jak powiew porannej bryzy…. No to wyjazd na pustynię, znowu wieje. W mieście nie wiało. A tu znowu zacina, ale jedziemy. za nawakszut.jpg Ostatnio edytowane przez zz44 : 01.04.2020 o 00:17 |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Japonia 2020 przygotowania do wyjazdu | Grzechu2012 | Kwestie różne, ale podróżne. | 71 | 20.03.2021 15:58 |
Kobitki w Dakarze 2012 | Ola | Lejdis | 7 | 16.01.2012 13:33 |