02.01.2023, 22:02 | #41 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 520
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
Online: 3 tygodni 4 dni 15 godz 40 min 8 s
|
Siódmy dzień: Czapursan.
Dolina Czapursan była zupełnie inna niż Szimszal - było tu więcej otwartej przestrzeni, mniejsze ekspozycje , a wioski zdarzały się średnio co godzinę jazdy. Niemniej jednak było bardzo pięknie jak przystało na Północne Tereny:-) Celem tego dnia był dojazd do świątyni sufickiej Baba Ghundi znajdującej się niedaleko granicy z Afganistanem. Najpierw jednak trzeba było załatać dętkę w radziowym motorku, która już w Szimszal zaczęła sprawiać małe kłopoty. Problem polegał na tym, że nie mieliśmy klucza 14 potrzebnego do zdjęcia koła. Na szczęście byliśmy niedaleko wioski, a tam zawsze można liczyć na nieograniczoną pomoc i gościnność. Powiem szczerze, że czasami było to nawet wkurzające, bo jak tylko prosiliśmy o jakiś klucz czy śrubokręt to nasi gospodarze czuli się w obowiązku przejąć inicjatywę i załatwić sprawę za nas:-). Z jednej strony było to fajne, ale z drugiej przedłużało robotę....:-) Tak czy owak udało się naprawić dętkę i mogliśmy jechać dalej Za ostatnią wioską otworzyła się przed nami piękna, surowa dolina. Było tak pięknie, że brak mi słów żeby to opisać. Po raz kolejny byłem w motorkowym raju. Kiedy teraz piszę te słowa czuję, jakbym znowu tam był-ta surowość otoczenia, ostre kolory, bliskość natury. Żyję dla takich chwil. Im piękniejsze widoki tym droga stawała się trudniejsza. W końcu dotarliśmy do brodu na tyle głębokiego, że nikt z nas nie miał ochoty spróbować przejazdu na drugą stronę. Podczas naszych kontemplacji z przeciwnej strony podjechał chłopak z dziewczyną. Dziewczyna przeszła na drugą stronę po desce, a chłopak próbował przeprawić się na drugą stronę... A potem było tak... ....i tak....: Po jakimś czasie motorek został odpalony:-). Obserwacja zmagań dzielnego chłopaka i późniejsza pomoc zdemotywowały nas do brodzenia. Wtedy jednak pojawił się ON: DŻYGIT!! Dżygit nie zauważył nawet, że przejeżdżał przez kipiący strumień półmetrowej głębokości! Podejrzewam, że mógł być trochę zniesmaczony faktem, że lekko zmoczył buty....:-). Po przejeździe Dżygit zaproponował, że przejedzie naszymi motorkami - okazało się jednak, że do celu zostało nam tylko sześć kilometrów i kilka kolejnych brodów do przekroczenia...No cóż - starsi panowie postanowili zawrócić:-). Podróż powrotna też była piękna!!:-) Na dodatek Dżygit zasugerował nam postój u Pana Alam Jan Dario, który jest miejscowym przewodnikiem. Pan Alam Jan Dario ze swoją Rodziną przyjęli nas po królewsku, a na deser dostaliśmy porcję wspaniałych opowieści! Oto jedna z nich: Pan Dario jest z ludu Wakhi, ale pochodzi z Murghabu w Tadżykistanie. Po upadku komunizmu życie stało się ciężkie i Pan Dario postanowił przenieść się do Pakistanu. Spakował więc swojego jaka i ruszył na południe górami i dolinami omijając posterunki kontrolne Rosjan, Afgańczyków i Pakistańczyków i w końcu osiadł w Czapursan. To było cudowne popołudnie i z dzisiejszej perspektywy żałuję, że nie zostaliśmy tam dłużej. Zresztą tak jak i w innych miejscach... No nic, trzeba jechać dalej Wkrótce nastał wieczór i trzeba było szukać miejscówki na nocleg Miejscówka była idealna, bo ten kawałek ziemi był nasłoneczniony przez większość dnia i twarda glina zakumulowała ciepełko. Po doświadczeniach z Deosai bardzo polubiłem ciepełko!!:-). Na dodatek rzeka była daleko od nas i jej ryk nie za bardzo przeszkadzał w spaniu. Jednym słowem-miejscówka marzenie!:-) To był cudowny dzień. Ostatnio edytowane przez trolik1 : 06.01.2023 o 08:31 |
05.01.2023, 08:36 | #43 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 520
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
Online: 3 tygodni 4 dni 15 godz 40 min 8 s
|
|
09.01.2023, 17:06 | #44 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 520
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
Online: 3 tygodni 4 dni 15 godz 40 min 8 s
|
Dzień 8,9,10. Jedziemy do Skardu
Kolejnym celem naszej wyprawy była wieś Husze znajdująca się u podnóża Masherbrum. Zanim się tam jednak udaliśmy trzeba było strzelić słit dronika ze skałami Passu:-) ....przywitać się z jakami spacerującymi po Karakorum Highway... I ominąć kamyczek na drodze:-) Na poniższych filmikach przedstawię nasze impresje z jednego z typowych bazarów znajdujących się przy Karakorum Highway. Najczęściej jest tak, że każdy płaski metr kwadratowy przy drodze wykorzystywany jest jako sklep, warsztat lub inne źródło utrzymania. Wioska z kolei znajduje się w pewnym oddaleniu od drogi po drugiej stronie rzeki lub na pobliskich wzgórzach. Uwielbiałem szwędać się po bazarach - rzeczywistość w tym przypadku nie różniła się za bardzo od wytworów wyobraźni zbudowanych w mojej głowie dzięki książkom. Taki powrót do dzieciństwa:-) No i do tego jedzonko... Po kilku godzinach od wyjazdu z doliny Czapursan dotarliśmy do naszej bazy w Gilgit, gdzie zrobiliśmy serwis motorków, w tym naprawę moich lag. Jak się póżniej okazało naprawa się nie udała i musiałem ponownie naprawiać lagi w przydrożnym warsztacie. Kolejnego dnia rano ruszyliśmy do Skardu. Pierwsze kilka godzin jazdy były cholerycznie gorące, bo byliśmy na wysokości kilkuset mnpm. Za to widoki były przepiękne jak zwykle na Terenach Pónocnych...:-) Skardu również miało dla mnie wartość wspomnieniową - tu bowiem zaczynały się wyprawy polskich himalaistów zamierzających zdobyć szczyty Karakorum. Książki na ten temat pochłaniałem tuzinami będąc dzieckiem...Kolejny piękny powrót do dzieciństwa!:-) Zbliżanie się do Skardu zaanonsowane zostało dziećmi powracającymi ze szkoły do domu. Później był już tylko radosny miejski chaos I kolejne dobre jedzonko. Skardu było dla nas pechowe pod względem motorkowym - już mieliśmy wyjeżdżać kiedy zauważyłem flaka w tylnym kole. Na szczęście do szinomontażu miałem 20 metrów więc jakoś dałem radę:-) W czasie kiedy pan naprawiał oponę Wojtek wypatrzył, że linka sprzęgła w moim motorku trzymała się dosłownie na dwóch włosach...Podjechaliśmy więc do kolejnego warsztatu 50 metrów dalej i tu rozpoczęła się prawdziwa walka z materią, która trwała chyba godzinę. W tym czasie Michała motorek zaczął gubić prąd, więc mechanicy biegali od mojego motorka do michałowego próbując jednocześnie zdiagnozować oba problemy. Te ceregiele zajęły nam chyba 2 godziny i trzeba było szukać miejscówki do spania. Po półgodzinie szukania trafiło się coś fajnego... Miejscówka była spoko, ale obawiałem się że nie zasnę ze względu na hałas od rzeki. Chyba byłem bardzo zmęczony, bo spałem jak dziecko |
15.01.2023, 08:36 | #45 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 520
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
Online: 3 tygodni 4 dni 15 godz 40 min 8 s
|
Jedenasty dzień: Husze.
Po pobudce przy huczącej rzece zjedliśmy śniadanko i ruszyliśmy w drogę do wsi Husze. Patrząc na mapę ciężko oprzeć się wrażeniu, że wioska ta położona jest na końcu świata:-). Dla mnie była ona ważna też z jeszcze jednego powodu-to w tej wsi kończy się górski etap trekingu pod K2. Kto wie...może za 2 lata... Droga była piękna jak zwykle na Terenach Północnych Podczas jazdy na asfaltowym ofrołdzie (jest asfalt ale jakby go nie było) okazało się, że coś jest nie tak z moim przednim zawieszeniem - skok wynosił maksymalnie 4 cm i na większych dziurach z wielkim hałasem dobijałem lagi. Na szczęście zbliżaliśmy się do Kaplu, gdzie pan w przydrożnym warsztacie naprawił lagi i w zamian zażądał zawrotną sumę 7 złotych... Droga do Husze okazała się być usiana małymi wioskami balansującymi między rzeką z jednej, a skałami z drugiej strony. Zauważyłem małą zmianę w architekturze tych wiosek - w innych częściach Terenów Północnych najczęściej było tak, że dom stał na środku działki otoczonej wysokim murem. Tutaj było inaczej: najczęściej drzwi domu i/lub okna wychodziły na ulicę, co czyniło okolicę bardziej przyjazną dla ludzi takich jak my. Po pewnym czasie wioski się jednak skończyły i widać było, że kierujemy się ku Końcowi Świata. A droga była coraz piękniejsza:-) Wjazd do wioski i pobyt tam był przeżyciem prawie mistycznym. Bywałem już na "końcu świata" w innych miejscach na świecie, ale wszędzie tam widziałem jakiś kawałek czegoś przypominającego cywilizację - traktor, samochód, albo wszechobecne motocykle. W Husze nie widziałem traktora. Widziałem natomiast ludzi zgiętych wpół pod ciężarem niesionych płodów rolnych z pola, izby na klepisku, kurczaki żyjące z ludźmi w jednym domu. Jedynymi oznakami cywilizacji były słupy elektryczne i szkoła. Radzio ukuł właściwą nazwę: średniowiecze z prądem. Po kilkunastu minutach szukania i porozumiewania się na migi z mieszkańcami znaleźliśmy nocleg u Hassana, który jest nie tylko sołtysem, ale również mułłą w miejscowym meczecie Po krótkich pogaduchach i rozbiciu biwaku śmignęliśmy jeszcze za wioskę, bo tam było coś pięknego... Przed nami widać było potężną ścianę Karakorum, a za nią Masherbrum z czapą ukrytą w chmurach. Widok był oszołamiający. Pionowa ściana Karakorum i Masherbrum robiły wrażenie nie z tego świata. Przypomniałem sobie wtedy, że Masherbrum ma tylko nieco powyżej 7000 mnpm - jak w takim razie wygląda K2? Po powrocie do wioski zrobiliśmy sobie krótki spacer zachowując się stosownie do miejsca w którym byliśmy i z szacunkiem dla mieszkańców. Niemniej jednak pierwsze wrażenie potwierdziło się: ludzie mieszkają tutaj jak w średniowieczu. Wioska położona jest na wysokości 3300mnpm. Jak wygląda tam zima biorąc pod uwagę fakt, że nie ma prądu (rzeka zamarza więc hydroelektrownia stoi) i bieżącej wody, a topolowe drewno wykorzystywane jest głównie do przygotowania pożywienia To jest inny świat. Po powrocie z wioski Hassan przygotował nam kolację, którą wciągnęliśmy ze smakiem. Po kolacji zaprosiliśmy Go na herbatę i pogaduchy i tak zastała nas noc. Kolejny piękny dzień za nami |
19.01.2023, 23:40 | #46 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 520
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
Online: 3 tygodni 4 dni 15 godz 40 min 8 s
|
Dwunasty dzień: Deosai
Hassan przywitał nas smacznym śniadaniem i po małym spacerze ruszyliśmy w drogę powrotną. Celem dzisiejszego dnia był płaskowyż Deosai leżący na południe od Skardu. W drodze powrotnej jechaliśmy po drugiej stronie rzeki i zalewu przez nią stworzonego. Widoczki były całkiem smaczne... Mój ulubiony most:-) Po minięciu Kaplu wjechaliśmy na drogę którą przyjechaliśmy. Wydaje mi się, że w stronę Skardu widoki są ładniejsze, doliny jakoś tak ładniej się otwierały...a może po prostu zajebiście mi się jechało - to był jeden z niewielu dni kiedy nie męczyła mnie sraczka i miałem trochę siły żeby cieszyć się jazdą. Po dojeździe do Skardu pożegnaliśmy się z Michałem, który niestety musiał wracać do Polski. My z kolei wzięliśmy paliwo, żarcie i wodę po czym ruszyliśmy na południe w kierunku Deosai. Deosai to płaskowyż położony na wysokości ok. 4200 metrów. Skardu leży na wysokości 2200mnpm, więc do pokonania w pionie mieliśmy około 2 kilometrów i w poziomie ok 30 kilometrów. Motorki jakoś dawały radę, ale pod koniec wspinaczki na bardziej stromych odcinkach trzeba było im pomagać na nogach. Podobnie było po znalezieniu miejscówki na nocleg - ostatnie 50 metrów pod górkę musieliśmy biec koło naszych osiołków, bo miały one siłę jedynie do targania naszych gratów. Tak czy owak droga pod górkę była całkiem spoko:-) Im wyżej tym zimniej-chyba trafiliśmy na zmianę pogody, bo po wjeździe na płaskowyż temperatura spadła do 3-4 stopni. Na szczęście w miarę szybko znaleźliśmy zajebistą miejscówkę do spania.!:-) Tego wieczora popełniłem błąd taktyczny, który prawdopodobnie zrobił mi krzywdę w kolejnych dniach - zbyt długo siedziałem na krzesełku ciesząc się widokami i zmarzłem jak pies. Zapomniałem, że jestem na wysokości 4200 i że nawet w Pakistanie na tej wysokości jest cholerycznie zimno. Po wejściu do śpiwora za cholerę nie mogłem się rozgrzać i telepałem się prawie do rana. Zastanawiałem się nad zrobieniem gorącego picia, ale w tym celu musiałbym opuścić śpiwór, do tego jeszcze siku...brrr. No nic, jakoś udało mi się zasnąć. |
25.01.2023, 21:22 | #47 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 520
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
Online: 3 tygodni 4 dni 15 godz 40 min 8 s
|
Trzynasty dzień: rajdowanie w Deosai
Po cholerycznie zimnej nocy nastał słoneczny poranek. Po śniadaniu nikt nie miał jakiejś szczególnej ochoty na jazdę, więc wygrzewaliśmy się w słońcu jak koty. Tak czy owak trzeba było nacieszyć się widoczkami. W końcu po 2 godzinach udało nam się zmotywować do ruszenia czterech liter. Zamiast jechać od razu w kierunku Astore postanowiliśmy śmignąć kawałek na południowy wschód drogą, przy której rozbiliśmy biwak. To była dobra decyzja... Po pokonaniu małej przełęczy w dole ukazała nam się rajska dolina, w której królowały grubaśne świstaki i krowy. Mimo przenikliwego zimna powolutku pyrkaliśmy sobie w dół ciesząc się każdą chwilą. Samo Deosai jest piękne, ale ta dolina była z innej bajki. Świstaki były tak grube, że ledwo dały radę biegać, a przeciśnięcie się przez otwór do jamy to już była wyższa sztuka:-). Stojąc w dolinie mieliśmy zgryz: śmigać dalej tą drogą na południowy wschód i później odbić na północ w kierunku Astore, czy też wracać do głównej drogi?. Nasz problem polegał na tym, że oprócz paczki ciastek nie mieliśmy żadnego jedzenia i nie wiedzieliśmy czy po drodze będą jakieś wioski. Tej opcji nie sprawdziliśmy wcześniej na żadnej mapie, więc byłby to wyjazd trochę na ślepo nie wiedząc ile dni nam to zajmie. Teraz oceniam, że była to dobra decyzja, ale gdybyśmy mieli wtedy rozpoznaną drogę i zapas żarcia to bez wahania śmignąłbym dalej. Po wyjeździe z doliny pogoda stopniowo się pogarszała i zaczął się slalom między chmurami burzowymi. W większości udało nam się unikać zlewki, ale kilka razy zmoczył na deszczyk. Taki deszczy na wysokości ponad 4 km i temperaturze 3-4 stopni to nic przyjemnego... Ogólnie droga i krajobraz były piękne, ale zimno w kombinacji z deszczem skutecznie psuły nam tą wycieczkę. Na nocleg postanowiliśmy zalogować się w chińskiej bazie nam jeziorem Szerosai. Tej nocy Radek z powodów żołądkowych wybiegał z namiotu w deszcz ze śniegiem średnio co pół godziny , Wojtka bolały zatoki, a ja po prostu czułem się chu....wo. Niemniej jednak dzionek był piękny!! |
05.02.2023, 19:22 | #48 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 520
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
Online: 3 tygodni 4 dni 15 godz 40 min 8 s
|
Czternasty dzień: powrót z Deosai.
Rano Radek czuł się lepiej (a przynajmniej tak mówił:-)), więc postanowiliśmy uciekać z tej wilgotnej lodówki w dół, do ciepła. Pogoda nie rozpieszczała tego dnia, więc beż żalu pożegnaliśmy się z chińskim obozowiskiem. Żałowałem, że nasz zjazd z Deosai miał miejsce w takich warunkach - miejsce było piękne i spokojnie można było tam zostać jeszcze jeden dzień. Podobnie zresztą z okolicami położonymi po drodze do Astore. Wydaje mi się, że przy odrobinie pracy planistycznej można by tam było posiedzieć kilka dni delektując się wspaniałymi krajobrazami. My jednak musieliśmy uciekać do ciepła, bo Radek miałby pewnie problem z przeżyciem kolejnej nocy z bólem żołądka i bieganiem w lodowatą ciemność. Ja też zaczynałem czuć wojnę w brzuchu, więc bez zastanowienia ale z żalem zasuwaliśmy w dół. Niestety - mimo założenia na siebie wszystkich ciuchów trząsłem się z zimna, żołądek szalał i w każdej chwili spodziewałem się kleksa. Radek z kolei jakoś tak dziwnie bujał się na motorku i bałem się że zemdleje. Ta jazda zdecydowanie nie była fajna mimo pięknych okoliczności przyrody. Koniec końców za Astore doczekaliśmy się fajnego asfaltu i można było jechać z troszkę większą prędkością. Raz czy dwa musieliśmy się zatrzymać po drodze na odpoczynek i waliliśmy się wtedy na glebę jak kłody. Na sam koniec Matka Natura zaserwowała deszcz, który towarzyszył nam przez ostatnie 2 godziny jazdy do Gilgit. Cieszyłem się, że wylądowaliśmy w bazie, bo tuż po powrocie mój żołądek odmówił współpracy i postanowił w nocy przetestować moją zdolność do wstawania średnio co 5 minut. Po 50tym razie przestałem liczyć. Następny dzień wyglądał mniej więcej tak: |
05.02.2023, 19:28 | #49 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Wroclaw
Posty: 2,392
Motocykl: RD04
Przebieg: 40.000
Online: 3 miesiące 2 dni 45 min 49 s
|
Czy ta się i ogląda się:-)
__________________
Agent 0,7 |
06.02.2023, 20:22 | #50 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 520
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
Online: 3 tygodni 4 dni 15 godz 40 min 8 s
|
|
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Irlandia-kraj owiec, gór bez szlaków, polaków i zmywaków | hero | Trochę dalej | 56 | 31.08.2013 02:48 |
PRZEZ KRAJ PARTYZANTÓW, KOKAINY I KAWY: czyli pekaesem po Kolumbii. [Listopad 2011] | czosnek | Trochę dalej | 48 | 12.01.2013 02:50 |
Umawianie wypraw (kraj i świat) | creativka | Lejdis | 3 | 26.10.2010 09:37 |
Norwegia-kraj troli, spełnienia, 44owiec i renifurów | bajrasz | Trochę dalej | 31 | 23.12.2008 13:17 |