06.09.2015, 19:18 | #51 |
Zarejestrowany: May 2015
Posty: 133
Motocykl: RD03
Online: 1 tydzień 3 dni 4 godz 21 min 51 s
|
Czekamy, czekamy! Świetnie się czyta
|
06.09.2015, 20:32 | #52 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 231
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 57 min 24 s
|
12. Zambia - kupa słonia
28 lipca Ruszyliśmy jak zwykle wcześnie i zapowiadało się na nabijanie kilometrów, żeby dokulać się powiedzmy na czternastą, może piętnastą do Luangwa. Spacerek. Taki był plan i jak to mówi przysłowie: ''Chcesz rozśmieszyć Pana Boga, opowiedz mu o swoich planach''. Ale zanim...zrobiliśmy delikatny pit stop blisko miejscowego PKS'u. P1020168.jpg P1020172.jpg P1020178.jpg P1020188.jpg P1020189.jpg P1020199.jpg P1020208.jpg P1020209.jpg P1020258.jpg P1020259.jpg Byliśmy jakieś 45 km od Chipata i zobaczyłem scenę, która spowodowała u mnie wytrzeszcz oczu, lekki bezdech i gwałtowne hamowanie. Moto Ziggiego zaczęło tańczyć przede mną w jakimś bezwładnym rytmie. Rów będzie? Uff... Nie, nie tym razem. Spojrzałem na tylne koło BM-ki i zobaczyłem, jak uchodzi z niego powietrze niczym z przebitego balonu. Oględziny, dziura jak po najechaniu na solidny pręt. Ziggi zabrał się do akcji naprawczej, a ja robiłem za pomocnika majstra. Byliśmy przygotowani, jak harcerze na taką ewentualność. Zestaw naprawczy, kołki, kompresor. Wszystko pod ręką. Guma została sprawnie zakołkowana i byliśmy gotowi, żeby...podrapać się po głowie. Nie trzyma. Powietrze wylatuje bokami, ponieważ kołki były za cienkie, a może dziura za szeroka. Jakkolwiek, nie spasowało nam się. Dumamy?!!!?!!! Może by tak zdjąć koło? Pojadę do miasta, mechaniory naprawią i wrócę? Silikon? Poxipol? Nie, silikon jednak. Ziggy powtórzył całą operację wspierając się tym zacnym uszczelniaczem. Kompresor raźnie pierdzi uzupełniając powietrzem oponę i...jest lepiej. Powietrze delikatnie uchodziło, ale zgodnie stwierdziliśmy, że lepszym wyjściem będzie jazda do miasta i ewentualne podpompowanie koła niż cokolwiek innego. Już w Chipata, po kilku próbach zajechaliśmy do miejsca o nazwie ''Riders for health''. W garażu kilka motocykli i powoli zacząłem kojarzyć. W ''Long Way Down'' Borman i McGregor chyba poświęcili część filmu, żeby pokazać lekarzy, którzy na motocyklach jeżdżą bezdrożami do zagubionych na pustkowiu wsi, żeby tam leczyć ludzi. Zacząłem pogawędkę na ten temat z jednym z mechaników. Tak rzeczywiście było. Szacun. A opona? Nie było opcji naprawy na szybko. Finalnie Ziggy zdjął zapas, a opona z dziurą została u chłopaków. Umowa jest taka, że jak będziemy wracali z parku to wjedziemy do nich, żeby ją odebrać. Może uda się ją jakoś jeszcze podkleić? Jeśli nie, to i tak lepiej mieć delikatnie przepuszczający zapas niż nic. Zabawne. Jeszcze dzisiaj rano przez myśl mi przeszło, że już kilka lat jeżdżę na motku i może z tym zapasem to jednak przesada? Już wiem, że nie. P1020264.jpg P1020276.jpg P1020290.jpg P1020296.jpg P1020297.jpg P1020299.jpg P1020302.jpg P1020303.jpg I tak tuż przed osiemnastą zajechaliśmy do Flatdogs Camp przy Luangwa Nat. Park. Tu muszą być słonie! Generalnie w Afri wschodniej dzika zwierzyna została zepchnięta do parków i w zasadzie głównie tu można ją oglądać. Luangwa zapowiada się nieźle. Koło naszego namiotu ''safari'' dookoła rozsiane są kupale słoni. Już na wstępie pani z recepcji pouczyła nas co można, a czego nie? Lista: 1. Motocykle zaparkować przy recepcji, nie przy namiocie ''safari'', bo jak przeleci słoń to... 2. W nocy można przemieszczać się wyłącznie z obstawą, bo jak słoń to... 3. Jak słoń się pojawi to utrzymywać dystans 50-60 metrów, bo to słoń przecież... 4. Żadnej otwartej żywności w namiocie i przed, bo słoń... Niech ten pieprzony słoń przylezie wreszcie...!!! Ja chcę!!! P1020311.jpg Najechane 580km Kawałek za Lusaka - National Park Luangwa Temperatura do 32 stopni
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
06.09.2015, 20:58 | #54 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 231
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 57 min 24 s
|
13. To jednak nie ściema
29 lipca Czwarta nad ranem. Trzask, trzask, trzask!!! Jakby coś przedzierało się w zaroślach, tuż obok naszego namiotu. Nie jakby! Coś się przedzierało bez cienia wątpliwości. A może to tylko pękające od wiatru gałęzie? Trzask! Poczułem się z lekka nieswojo. I czekam, czekam...10 minut, 15, 20. I nic. Przewróciłem się na drugi bok, żeby zasnąć. Po kilkunastu sekundach, w odległości może trzech metrów, powoli i zadziwiająco cicho przetoczył się przede mną cień, a właściwie ciemna bryła słonia. Wyskoczyłem z łóżka, żeby mieć pewność. Tak to on, a zaraz za nim jeszcze jeden. A ja myślałem, że kupale słoni tuż obok naszego namiotu to tylko turystyczna atrakcja. Wszystko działo się w realu! Kilkadziesiąt minut później poszliśmy na śniadanie przed zbliżającym się safari. I znowu dwa słonie beztrosko szukające w okolicy jedzenia. Jakoś nie za bardzo się nami przejmowały. A właśnie, kto jest na czyim terytorium? Słonie nie mają naturalnych wrogów, więc ich terytorium jest w zasadzie wszędzie. Jazda na safari i podpatrywanie zwierzyny to jedno, ale wizyta dzikich i wolno żyjących słoni przecież to inne przeżycie. Ich potęga budzi respekt. P1020331.jpg P1020334.jpg Przed południem wyruszyliśmy do parku. I cóż mądrego mogę o nim napisać? Wszystko jest w internecie. A jak by ktoś zapytał: - Słonie były? Były i to nie jeden. Były też widoczne tereny, na których żerowały. Wyglądało to tak, jakby przeszedł halny. Połamane drzewa, zero zieleni tylko wystające kikuty drzew i pnie. Pustynia. Słoń potrzebuje 200kg pożywienia dziennie. Jeszcze w latach siedemdziesiątych żyło ich około 100 tys. w samej tylko Zambii. Teraz jest ich około 25 tys. Nie dlatego, że nie mają co jeść, tylko dlatego, że ich przyrost został ograniczony celowo przez rząd. Mechanizm wyglądał w następujący sposób. Przychodzi stado słoni, które nie mają naturalnych wrogów. Robią imprezę nie pozostawiając innym zwierzakom pożywienia. Inne zwierzaki znikają, a wraz z nimi krokodyle, lwy i inne z łańcucha pokarmowego. Proste zależności. - A lwy były? Jasne, że tak. Nawet całe stado, naliczyliśmy ich czternaście, wylegujących się w słońcu po raczej udanej wieczornej uczcie. Wokół widoczne były porozrzucane kości bawole chyba. Przysmak lwa. Leżały tak przytulone do siebie i wyglądało na to, że tak im dobrze. - A bawoły? Przed nami zobaczyliśmy przemarsz całego stada niczym na defiladzie na Placu Czerwonym. Doliczyłem się do 483 sztuk ;-) i straciłem orientację ile ich jeszcze było. Ogromna masa. - A żyrafa? Weszła centralnie w kadr obiektywu, jakby celowo chciała się zaprezentować z jak najlepszej strony. Dystyngowanym krokiem przeszła sobie spokojnie obok nas. - Antylopy? Całe stada w popłochu przemierzające okolice. - Pawiany? Okazało się, że to bardzo pożyteczne stworzenia. Dostrzegają szybciej niebezpieczeństwo i ostrzegają antylopy. P1020341.jpg P1020344.jpg P1020360.jpg P1020369.jpg P1020375.jpg P1020377.jpg P1020392.jpg P1020396.jpg P1020399.jpg P1020402.jpg P1020418.jpg P1020423.jpg P1020426.jpg P1020435.jpg P1020437.jpg P1020443.jpg P1020453.jpg P1020456.jpg P1020458.jpg P1020461.jpg P1020467.jpg P1020483.jpg P1020501.jpg P1020511.jpg P1020525.jpg P1020536.jpg P1020539.jpg P1020557.jpg P1020585.jpg P1020588.jpg P1020596.jpg P1020605.jpg P1020606.jpg P1020612.jpg P1020646.jpg P1020649.jpg P1020653.jpg P1020753.jpg P1020754.jpg P1020775.jpg P1020778.jpg P1020805.jpg P1020813.jpg P1020862.jpg P1020871.jpg P1020875.jpg P1020876.jpg P1020893.jpg P1020895.jpg P1020896.jpg P1020897.jpg I jeszcze wiele innych. Zebry też były. Organizacja safari, sam park i nasz przewodnik Jeffrey robią jak najbardziej korzystne wrażenie. Super! Jedyne, co mnie wkurza w naszej lodge to internet. Jest dodatkowo płatny! Sam pobyt tu do najtańszych nie należy i jeszcze kasują za takie rzeczy, które nawet w najtańszych kwaterach są w standardzie. Porażka! My Polacy ''honor, ojczyzna, szabelka'' i internet for all nie daliśmy się. W południe ruszyliśmy do wioski po kartę SIM, żeby się uniezależnić. W Zambii jest tak, że nowa karta SIM musi być zarejestrowana na konkretną osobę, ale dla pani nie stanowiło to problemu. Miała przygotowane ksero pięciu różnych postaci i coś czuję, że byli to już posiadacze przynajmniej 100 kart SIM na głowę, co pewnikiem dawało im status VIP u miejscowego operatora. Zakładam poradnik. Tip 1: chcesz internet, kup kartę SIM. I jeszcze dodatkowa zemsta. Lunch też zjedliśmy ''na mieście''. P1020656.jpg P1020659.jpg P1020662.jpg P1020665.jpg P1020669.jpg P1020673.jpg P1020678.jpg P1020680.jpg P1020687.jpg P1020704.jpg P1020709.jpg P1020710.jpg P1020714.jpg P1020716.jpg P1020717.jpg P1020718.jpg P1020725.jpg P1020741.jpg P1020737.jpg P1020750.jpg P1020751.jpg
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ Ostatnio edytowane przez Piast : 06.09.2015 o 21:25 |
06.09.2015, 21:31 | #55 |
Zarejestrowany: Jun 2013
Miasto: Południowa Wielkopolska
Posty: 17
Motocykl: motopompa
Online: 6 dni 16 godz 8 min 11 s
|
Pięknie to się czyta i ogląda
|
06.09.2015, 21:36 | #56 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 231
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 57 min 24 s
|
14. Do Malawi
30 lipca W zasadzie nie wiedzieliśmy, czego możemy spodziewać się na granicy Zambia- Malawi? Jak z wizami? Czy będą do ogarnięcia na miejscu? To jeszcze przed nami. Póki co, zajechaliśmy po oponę Ziggiego do ''Riders for helth''. Zaklejona. P1020899.jpg Ruszyliśmy dalej, na stację benzynową. Za moment pojawili się obok nas przedsiębiorcy obsługujący mobilne kantory wymiany walut. Potocznie zwani w PRLu cinkciarzami. Pierwsza propozycja wymiany 350 kwacha za 1 $. Druga już 400. Bardzo atrakcyjnie. Za bardzo. Ziggy już prawie dobijał targu, tylko jakoś cały czas tworzyło dookoła zamieszanie. Niedobra energia w powietrzu. Zerwaliśmy transakcję i czmychnęliśmy na granicę. Tam już jakoś łatwiej poszło. Wyjazd z Zambii był łatwy i beztroski. Na posterunku Malawi z kolei jakoś nie za bardzo. Chodziło głównie o to, że nie mieliśmy wiz i trochę to trwało zanim sprawa ruszyła. Ceny za nie, w zależności od rozmówcy, zmieniały się. Już nie wchodząc w szczegóły, udało się dzięki cierpliwości i zachowanej pogodzie ducha. Po prostu swoje trzeba wychodzić, aż oficerowie poczują się dowartościowani. Wjechaliśmy do Malawi i skierowaliśmy się w stronę Nkhotakota przez Kasungu Nawet sprawnie nam szło i był taki plan, żeby dotrzeć do... No nie! Słowo ''plan'' wykreślę ze słownika. Mieliśmy jakieś 40 km do Nkhotakota i koniec drogi. Szlaban, a za nim rdzawe afrykańskie szutry. Wyszedł strażnik i oznajmił, że motocykle nie przejadą, ponieważ za szlabanem zaczyna się taki niby park z dziką zwierzyną. Jakiś głodny łowca mógłby nas zjeść. W zasadzie, rzeczywiście jesteśmy jak ruchomy cel. Trochę to trwało i jednak strażnik kupił wersję, że mięso białych ludzi tutejszej zwierzynie pewnikiem nie będzie smakowało. Zwłaszcza, że jesteśmy spoceni od jazdy motocyklem. Mogliśmy wjechać. Szutry nie były jakieś długie i męczące. Za jakiś czas trafiliśmy na drugą bramę. Tym razem wyjazdową. W parku z dziką zwierzyną, najdzikszy był chyba sam strażnik. P1020937.jpg P1020940.jpg P1020945.jpg P1020946.jpg P1020962.jpg P1020981.jpg Wjechaliśmy na bardzo lokalną drogę ciągnącą się wzdłuż Jeziora Malawi. Inna Afryka. Taka bardziej ''prawdziwa'', jaką sobie wyobrażałem. Gołym okiem widać, że jest biedniej, ale też gwarnie i tłocznie w każdej mijanej wiosce. Dzieciaki jak zwykle reagują spontanicznie i kiwają w naszą stronę. Roślinność nabiera koloru coraz bardziej intensywnej zieleni. Plan tym razem się udał. Dojechaliśmy do Nkhata Bay. Miasteczko portowe pachnące szprotką. Plaży, takiej z sensem, kąpiel itp. Nie widziałem. Za to jakieś 40-50 km przed można znaleźć jakąś fajną lodge z plażą i dostępem do jeziora. Nam nie było tym razem dane. Tak jak teraz o tym myślę, to dużo sensowniej byłoby odpuścić sobie np. ''Stare miasto'' w Zimbabwe i przyjechać do Malawi na 3 dni. Szkoda. P1020983.jpg P1020993.jpg P1020994.jpg P1030005.jpg Najechane 590km Zambia Luangwa NP - Nkhata Bay Temperatura do 26 stopni
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
06.09.2015, 21:50 | #57 |
Gość
Posty: n/a
Online: 0
|
Piast: ,,Great Zimbabwe Monuments, a inaczej rzecz ujmując tzw. ''Starożytne miasto'' . Największą zaletą tego miejsca jest super widok na jezioro Mutirkiwi.''
A zdjęcia nie zamieściłeś tego super widoku, żeby nas mobilizować do osobistego zapoznania się z tym miejscem? Lodzio, miodzio. |
06.09.2015, 21:57 | #58 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 231
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 57 min 24 s
|
15. No, no - tu Malawi, a tu Zambia
31 lipca Jeszcze kilka fot z okolicy, za dnia. P1030018.jpg P1030019.jpg P1030026.jpg P1030030.jpg P1030040.jpg P1030051.jpg Trochę jednak trzeba nam podgonić tempo, żeby wyrobić się na prom płynący z Sudanu do Egiptu. 12 sierpnia, wtorek to data, która nas interesuje zwłaszcza, że prom pływa tylko raz w tygodniu i jest to jedyne czynne przejście graniczne pomiędzy tymi państwami. Podobno ma być też oddana do użytku lądowa odprawa, a póki co gonimy. Ale nie ma też sensu przeginać z tą gonitwą. P1030057.jpg P1030060.jpg P1030064.jpg P1030066.jpg P1030075.jpg Tradycyjnie już wczesnym rankiem byliśmy w siodle i ruszyliśmy w stronę Tanzanii przez Zambię. Na mapie jest wyraźnie zaznaczona droga zmierzająca z Malawi przez Zambię właśnie do Tanzanii. Trzeba to przyznać, że w Malawi jechało się pięknie. Odbiliśmy lekko od jeziora w góry, kręciliśmy winkle na dobrych drogach i zrobiło się soczyście zielono. W Afri, jak to w Afri wszystko może się wydarzyć. Nie wiadomo skąd i jak, ktoś na górze zaczął cedzić wodę przez wielkie sito. Sito miało jakieś wielkie dziury chyba, bo nie było szans na wdzianie teletubisiowego stroju. Uciekaliśmy przed deszczem do najbliższej chatynki. Mieszkanie dla pigmeja. Gospodarz był spoko i jakoś bardzo życzliwie nas przyjął pod daszek, na mini taras. Pojawiła się za moment dwójka jego zaciekawionych kosmitami dzieci. Taką zabawę wymyśliłem. Najpierw pstryk fota, a potem oglądamy. Zabawa przednia, a śmiech dzieciaków, taki z bebechów, spowodował, że pojaśniało dookoła. Mogliśmy jechać dalej. P1030080.jpg P1030081.jpg P1030084.jpg P1030087.jpg P1030090.jpg Nawigację miałem nastawioną na przejście Malawi-Zambia i według niej pozostało do przejechania jakieś 50km. Minęliśmy wsio-mistko Chitipa. Zaraz za nim, po lewej stronie pojawił się budynek nie podobny do innych. Z białej cegły i bardzo okazały. To tutaj była już odprawa celna. Wszystko poszło sprawnie. Celnicy zajęci grą w afrykańskie szachy chyba chcieli się nas jak najszybciej pozbyć. P1030094.jpg P1030095.jpg P1030104.jpg Za niedaleką chwilę wjeżdżaliśmy do Zambii i zmienił się nieoczekiwanie kolor jezdni z czarnego na rdzawy. To oznaczało tylko jedno. Czekała nas jazda szutrami. Generalnie nie ma bólu. Trochę się będzie kurzyło, ale szutry to nie takie straszne rzeczy. Tylko, że jesteśmy w Afri...Szutrów był ciut, ciut. Potem jakiś mędrzec wpadł na pomysł, żeby drogę jakoś utwardzić i nawrzucał ostrych kamieni na miękką kiedyś glinę. Teraz jest pora sucha i uformowało się tu coś w rodzaju drogowego jeża. Najgorsze, co mogłoby się mi tu przydarzyć, to rozdarta opona. Jakoś jechaliśmy dalej, a Afri uczyła pokory i pokazywała nam co chwilę nowe oblicze nasze drogi. Zajechany, zatrzymałem się, żeby zastanowić się, jak to się stało, że jest tak, jak teraz na wprost widzę, Chyba było tak. Na glinianą drogę spadł grubymi kroplami wielodniowy deszcz. Gliniana niegdyś droga zamieniła się pewnie w sieć większych i mniejszych rzek i strumieni, które rzeźbiły własne koryta. Część wzdłuż, część w poprzek wspomnianej drogi. A potem nagle przestało padać i nagle wszystko wyschło przypiekane afrykańskim słońcem. Glina znowu stwardniała i tylko droga była już nie taka. Jechałem 20 km/h ćwicząc nie jazdę szutrem tylko, motocyklową ekwilibrystykę. Patrzyłem tylko, żeby nie wpaść do koryta po strumieniu, albo żeby koło mi się nie zblokowało kiedy do niego wpadnę. Trochę męczące. Co jakiś czas robiłem pit stopy i jak zwykle nie wiadomo skąd pojawiali się lokalesi. Agielski jakoś słabo szedł. Ja: ''Malawi...Zambia...Tanzania...motorcycle...fahren ''. Lokalesi: ''No, no...tu Malawi, a tu Zambia''. Załapałem. Jechaliśmy centralnie granicą. Po lewej Malawi, po prawej Zambia. Takie czary. A na mapie inaczej to wyglądało. P1030110.jpg P1030114.jpg P1030117.jpg P1030120.jpg P1030122.jpg P1030131.jpg P1030136.jpg P1030146.jpg Chyba ponad trzy godziny tak się snuliśmy, aż w końcu dojechaliśmy do Tunduma. Przejście graniczne to już osobna historia. Takiego afrykańskiego kotła to jeszcze nie widziałem. Ziggy mocował sięz dokumentami, a ja pilnowałem dobytku. Otoczyli mnie ze wszystkich stron. ''Money, banana, insurance, banana, money, money, kwacha...''. Obłęd. P1030151.jpg P1030155.jpg P1030159.jpg Zeszło nam chyba jakieś dwie godziny na formalnościach i ciemno już było. Złapaliśmy jeszcze pierwszą z brzegu wolną lodge, żeby się zwalić z gratami i przede wszystkim umyć. W dupę...żarówki przepalone, w łazience noc, w pokoju wisi coś smętnego na drucie, który nie wzbudza zaufania. Wody brak. Nie tak miało być! Pani chyba pojęła, że żartów nie ma. Minął jakiś czas i był prysznic. Taki mechaniczny. Miska, nalewak i już. Stoisz i lejesz na siebie...Trochę słabo brzmi, ale tak właśnie jest. Aha, lejesz wodę na siebie. A kolacja dzisiaj z torebki. Nawet niezły ten makaron z sosem pomidorowym. P1030170.jpg Najechane 460km (80km off) Nkhata Bay - Tunduma Tanzania Temperatura do 28C
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
06.09.2015, 22:25 | #60 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 231
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 57 min 24 s
|
16. Piłowane w Mpanda Tanzania
01 sierpnia Tanzanię traktujemy tranzytowo, bo jakoś tak wychodzi. Jakoś po drodze z Zambii do Burundii nic ciekawego nie ma. Jezioro Tanganika na zachód od drogi pewnie 50km. Na wschód, w zasięgu też nic. Słonia widziałem, a Kilimandżaro to inny rozdział. Start był niezły. Droga asfaltowa ufundowana przez America People. Nie wiem czemu, ale tak głosiła tablica. Jeśli tak by było, to może jakoś blisko granicy dzisiaj jeszcze przenocujemy. To tylko 770km do najechania. To Afri jednak...Nie wiem ile dokładnie ujechaliśmy. Myślę, że chyba 100km i zaczęły się szutrowe objazdy głównej drogi. Potrzebuję jakąś nazwę. Nie szutry tylko...''glikurz''. Definicja: ''Glikurz'' - zaschnięta glina wyrzucająca masę kurzu. A może lepiej ''glisz''. Tak, brzmi mi lepiej. Więc zasuwamy wspomnianym gliszem i nie ma lekko. Oprócz kurzu pojawiły się doły. Jak nie doły, to łaty luźnego piachu. Jak nie piach, to gliszowy jeż. I tak do Sumbawanga. Chyba do granicy nie dojedziemy jednak. Korzystając z postoju miałem okazję poprzyglądać się życiu ulicznemu. W Tanzanii bardzo popularne są motoriksze ku mojemu zaskoczeniu. Widziałem takie ustrojstwo masowo jeżdżące w Indiach, ale tutaj? I czemu nie w innych, dotychczas odwiedzonych krajach afrykańskich? Zagadka... P1030176.jpg P1030180.jpg P1030182.jpg P1030186.jpg P1030188.jpg P1030191.jpg P1030200.jpg P1030203.jpg P1030205.jpg P1030207.jpg P1030210.jpg P1030217.jpg P1030220.jpg P1030224.jpg P1030226.jpg P1030228.jpg P1030230.jpg P1030238.jpg P1030243.jpg P1030244.jpg P1030249.jpg P1030251.jpg P1030261.jpg P1030264.jpg P1030290.jpg Śniadanie i w drogę. Jajecznica będzie ok? Jak najbardziej. Może będzie lepiej z tą drogą będzie wreszcie? Nie było. Raczej odwrotnie. Do wszystkiego, o czym już pisałem, doszedł jeszcze fesh fesh. To jest dopiero zdrajca! Wygląda dość normalnie. Jak sypki piach, tylko, że to nie piach, a coś w rodzaju kupy kurzu. Wpadasz, zero przyczepności, a pod nim jeszcze wyrąbana dziura. Zdjęcia są z odcinków lajtowych. P1030330.jpg P1030334.jpg P1030336.jpg Co jakiś czas mijają nas ciężarówki. Nie czułem, żeby którakolwiek zwolniła na drodze. Przewalały się na pełnym gazie tuż obok nas pozostawiając chmurę kurzu, zza której nie było widać absolutnie nic. Byłem okrutnie zmasakrowany, aż dotarliśmy do Mpanda. Miasteczko, w którym nie ma nic. Hotel jest za to i pomyślałem, że wreszcie otrzepię się z kurzu i złapię zasłużony oddech. W restauracji, na dole, zasiedli budowniczowie afrykańskich dróg, Chińczycy. I chyba nie przypadkowo w karcie pojawiły się dania Made in China. Ryż z warzywami dla mnie? Tak, poproszę. Nie ma tak lekko. Kilka budynków dalej zaczął się koncert jakiegoś afrykańskiego bandu. Afrykanie, jak powszechnie wieść niesie mają rytm we krwi, a muzyka to ich druga religia. Te wokale i frazowanie eeech...marzenie. Band zza płotu to...poraaaażżżka, dramat, masakra, zgon i gwóźdź! Wokale piłowały coś bez sensu, gitarrra-może warto nastroić, a sekcja koszmar! I w dodatku grali ten sam numer przez cztery godziny. Dżizus! Ludzie chcą spać tutaj!!! Na filmie słychać, o co chodzi. Najechane 460km (ponad 200 off) Tunduma - Mpanda Temperatura do 30C
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
O tym, jak zachód pojechał na wschód i co z tego wynikło… | jagna | Polska | 134 | 13.12.2020 21:10 |
Z zachodu na wschód 2013 | Nemo96 | Umawianie i propozycje wyjazdów | 7 | 05.05.2013 09:34 |
Wschód Polski | Bartasso | Przygotowania do wyjazdów | 17 | 19.04.2012 22:14 |