18.05.2016, 21:00 | #71 |
Półmetek...
Umówiliśmy się z chłopakami, że po 7 dniach jazdy patrzymy gdzie jesteśmy i podejmujemy decyzję - jazda na północ czy powrót na południe do Saigonu. Jesteśmy kilka godzin drogi przed Hoi An a to jest mniej więcej 1/3 wysokości wybrzeża. W tym tempie dojazd do Sapa i powrót przez Hanoi wymagałby wykupienia dodatkowego lotu i jazdy na maksa non stop bez rezerwy na jakieś większe awarie. Brak awarii ? Nierealne. Powrót pociągiem albo busem w kilkadziesiąt godzin do Saigonu - na to nie mieliśmy ani ochoty ani czasu. Męska decyzja - zawracamy na południe. Odcinek który robiliśmy w górach pojedziemy wybrzeżem, tam gdzie jechaliśmy wybrzeżem - odbijemy w góry. Słowem - namalujemy wielgachną choć krzywą "8" po południowym Wietnamie. Północ zrobimy kolejnym razem - baby muszą nas puścić - no bo jak to tak - nie dokończyć zwiedzania Poranek rytualnie zaczynamy w serwisie. Dziś mamy krótką trasę, więc bez napinki czekamy aż skończą. U mnie przednie łożysko poleciało sobie w kulki, trzeba też dobić grubszej blachy w piastę. Tym razem patent wytrzyma do końca. Wymieniamy również filtr paliwa - mój truposz zdychał na podjazdach łykając jakiś syf z baku. Mechanik poprawia drążek trzymający zabierak tylnego hamulca - co któryś raz blokował mi koło i leciałem w poślizgu. Widowiskowe i mało bezpieczne. Chłopaki też coś tam wymieniają - serwisujemy się prawie jak na rajdzie Paryż/Dakar Do Hoi An wybieramy dojazd boczną drogą, półwyspem wzdłuż wybrzeża. Mijamy małe wioski, mostki i kładki zawieszone na zielonymi polami. Spokój i cisza, tylko grafitowe chmury sugerują opcję bezpłatnego deszczu. Na półwyspie odbijamy na północ i lecimy między wydmami porośniętymi lichymi krzakami. Słaba gleba uniemożliwia uprawę czegokolwiek, więc praktyczni Wietnamczycy zamienili cały półwysep w wielki cmentarz. Kolejne kilkadziesiąt km galopujemy między nagrobkami. Fajne miejsce na nocleg - wiadomo, sąsiedzi spokojni. Docieramy nad rozlewiska rzeki Song Thu Bon, musimy cofnąć się na zachód kilka km by wjechać na most łączący oba brzegi. Przemas testuje balię zwaną łódką - nadal nie wiemy jak oni tym sterują. Podziwiamy też wersję transportu zbiorowego dla małych skrzydlatych: Docieramy bez problemu do Hoi An, w pierwszym hotelu ceny nas lekko mrożą: 30 dolców za pokój ? No way. Szukamy i znajdujemy 1,5 km od centrum piękną starą kolonialną willę w cenie normalnej, czyli 450 tys VND. Czekamy chwilę na przygotowanie pokoju, chcemy zostawić graty zanim ruszymy na "podbój" miasta Wracamy do zabytkowego centrum miasta, czyli w okolice głównego kanału i japońskiego mostu. Turystów jak stonki. Po kilku dniach obcowania tylko z urodą Wietnamek na widok mleczno-pszennej europejki reagujemy grymasem i nie jest to grymas rozkoszy. Wzdłuż kanału stoją ściśnięte postkolonialne kamieniczki - w każdej knajpa albo handel pod turystów. Całość jest bardzo malownicza ale wszędzie jest mega cepelia, ścisk i tłok. Tam gdzie można - a nie wszędzie jest to możliwe - jeździmy na pierdzipędach. Czasem uliczni porządkowi nas zawracają, wtedy bywa zabawnie. Po Hoi An można włóczyć się godzinami, na każdej ulicy panuje jakaś specjalizacja. Bardzo znana i rekomendowana jest dzielnica krawców. Gdybym musiał chodzić w garniaku - tu bym coś fajnego zamówił. Jeśli pojedziecie tam z kobitką - radzę trzymać się za portfel - liczba kiecek, sukienek i innych błyskotek poraża. Chłopaki łapią fazę na paliwo płynne, wiadomo - upał to trzeba pić. Piwo + kokos - jaki widać można walić takie drinki Wieczorem idziemy z Przemasem na wieczorną dogrywkę. Miasto nocą wygląda zupełnie inaczej, część instalacji wzdłuż nabrzeża jest oświetlona, w knajpach świecą się lampiony. Po dwóch piwach nawet europejki nabierają urody - ciekawe zjawisko Przelot dnia: 55 km cdn.
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles |
|
18.05.2016, 21:04 | #72 | |
Cytat:
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles |
||
23.05.2016, 20:38 | #73 |
Pędem na południe...
Powroty są do dupy, wiadomo. W pierwszy dzień po półmetku uświadamiam to sobie cholernie mocno. Teraz naszym jednym celem jest zapieprzanie na południe, tak by na weekend dojechać do Saigonu. Jeśli nic nam nie odpadnie z pierdzipędów to damy radę. Na koniec pobytu w Hoi An podrywam niezłą laskę, bardzo zgrabna - wyrwałem ją spomiędzy kwiatów w doniczce. Chłopaki mówią że nie jest w moim typie - zazdrośnicy. Tuż przed odjazdem rzucam ją, choć potem śni mi się po nocach Na dziś plan jest prosty - lecimy na południe główną drogą wzdłuż wybrzeża. Wieje nudą - na przemian tankujemy, pijemy kawę i nudzimy się cholernie. Przelotowa prędkość 55-60 km usypia, nie ma na czym zawiesić wzroku. Pierdzikółka jadą dziś bez awarii ale prewencyjnie zaglądamy do naszego mechanika w Tam Ky - coś komuś odpadało - dziś już nie pamiętam co Dopiero za miasteczkiem Tam Ky (tam gdzie przedwczoraj nocowaliśmy) odbijamy na boczną drogę i mkniemy przez wioski - tak jest wolniej ale przynajmniej coś się dzieje. Widoki nie powalają ale lepsze to niż trąbienie autobusów i nudna dwupasmówka. Przemasa ciągnie oczywiście w jakiś off, więc po paru kilometrach wbijamy się na plażę. Wiatr napieprza, spore fale i zero ludzi, nie licząc jakichś basenów z hodowlą czegoś - może krewetki ?. Jedynie Voytas jako osobnik wodno-lądowy decyduje się moczyć giry w wodzie. My idziemy podziwiać patenty konstrukcyjne łodzi. Nie wiem co to za silnik ale chyba koło zamachowe nie jest dwumasowe Czasem trafiały się odcinki szutrowe - krótka była nasza radość ale zawsze to coś miłego poczuć zgrzytanie piachu między zębami. Dzięki zwiedzaniu wiosek, trafialiśmy na wspaniałe okazje do wyżerki. Ta szalenia miła pani smażyła nam placki ryżowe z krewetkami tak długo, dopóki znikały w naszych paszczach. Placek z krewetką zawinięty z jakimś ziołem w papier ryżowy i zamoczony w sosie - pycha ! Na nocleg dociągamy do jakiegoś mało atrakcyjnego miasteczka. Znajdujemy tani hotel i wieczorem jedziemy na miasto na nocną wyżerkę. Przy okazji zaglądam do lokalnego dilera pierdzipędów. O mały włos nie kupiłem nowego Sprzedawca bardzo przepraszał, że dziś nie może podstawić moto pod hotel, ale mogą zrobić rejestrację rano. Cudzoziemcy nie mogą rejestrować moto, dlatego formalnie rejestrują moto na jakiegoś słupa, ale dają bluecard (dokumenty) i umowę sprzedaży wypisaną inblanco na kolejnego kupca. Ten mi się podobał - bardzo hipsterski, ale niestety nie mieli pod ręką wersji 110 ccm. Nie bylibyśmy sobą, gdyby na koniec dnia nie dopchnąć brzucha dobrą zupką. Zajrzeliśmy do jednego czy dwóch barów ale poza ciepłym piwem nie było nic ciekawego. Ostatecznie kupiliśmy zimne piwo na wynos i wieczór zakończyliśmy siedząc na krawężniku przed hotelem, stając się atrakcją dla lokalesów. Przelot dnia: 198 km i boląca dupa. cdn.
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles |
|
24.05.2016, 11:45 | #74 |
Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: depresja Gdańska
Posty: 505
Motocykl: XL600V
Online: 3 miesiące 6 dni 21 godz 20 min 12 s
|
nie wchodziłem głębiej do wody gdyż był odpływ i bez uwięzi nie chciałem , a takowego długiego sznurka nie mieliśmy
__________________
jak nie teraz to kiedy? |
24.05.2016, 22:42 | #75 |
Eeeetam, gaci nie chciałeś zmoczyć i tyle
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles |
|
01.06.2016, 11:55 | #76 |
Ciśnienie rośnie ;)
Zarejestrowany: Oct 2012
Miasto: Opole
Posty: 636
Motocykl: RD07a była... :(
Przebieg: 58000
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 tygodni 6 dni 13 godz 1 min 4 s
|
Rozumiem że przerwa na Ukrainę się już skończyła i można coś tam znowu powrzucać żeby kolegą troszkę ślinki pociekło tym bardziej ze nierodzony ale odnaleziony na Ukrainie brat bliźniak z Opola prosi !!!!
__________________
Lepiej przeżyć małą przygodę, niż siedziec w domu i czytać o dużej. |
05.06.2016, 19:47 | #77 |
Pędząc na morskiej bryzie..
Przed nami dalszy ciąg napierania wzdłuż wybrzeża na południe Wietnamu. Naszym napędem od rana do wieczora są zupki Pho. Staliśmy się specjalistami od wybierania najlepszych lokali w każdym mieście. Rzut oka na witrynę przenośnego baru pozwala ocenić, czy warto zsiadać z moto czy toczyć się dalej. Przemas unika zielonego, zazwyczaj przejmuję jego porcję zieleniny. Niby tylko trawa, ale diabelnie smaczna. Nadal unikamy głównej drogi wzdłuż wybrzeża (AH1) i penetrujemy wąskie asfaltowe dukty między wioskami. Nadal zaskakuje nas to, w jaki sposób lokalizowane są nagrobki. Porozrzucane bez ładu i składu, często w grupkach po kilka w środku uprawnego pola. Hmm, zielenina o smaku śp. babci ? W sumie, to bez znaczenia - na poziomie atomowym wszyscy jesteśmy tacy sami Czasami oddaję prowadzenie Przemasowi, wtedy wiem że będzie zabawnie bo Przemas na arcytalent do wyszukiwania najbardziej podłych ścieżek w środku niczego. Jest to pierwszy znany mi przypadek tak jawnej, wręcz klinicznej asfaltofobii. Chorobliwa asfltofobia czasem doprowadza nas na skraj niczego i dosłownie lądujemy w wodzie Na szczęście nasze pierdzipędy ważą tyle co komar w ciąży, można nimi jeździć po polu między grządkami truskawek i żadnej nie uszkodzić. Można zawracać w miejscu w kopnym piachu i bawić się fontannami piachu. I to wszystko w cenie kompletu używanych kufrów do GieEsa Całe szczęście że Voytas jest cierpliwy i bez protestów toleruje nasze durne zabawy w środku niczego. W sumie, nie mamy nic lepszego do roboty niż powolne toczenie się przez piękny Wietnam. Czasem nawet mapy Googla nie pomagają, wtedy jedziemy na absolutnego czuja - byle trzymać się mniej więcej linii brzegowej. A tak wygląda zadowolony Przemas jak pojeździ trochę po piasku Nawet w tych najmniejszych wioskach można znaleźć hamakownię, kawę i troszkę cienia. O dziwo, wszędzie mamy zasięg 4 G więc internet zapierdziela lepiej niż w centrum Warszawy. Gdy już znudzi nam się piasek, wracamy na jakiś czas na asfalt. Czasem jest to jedyna opcja by objechać jakąś zatokę albo rozlewisko rzeki. Podziwiamy zwinność kierowców, pakowność motocykli i pomysłowość logistyczną - następny szef DHL będzie Wietnamczykiem - ja to czuję... O mały włos a wziąłbym udział w sesji pissingu - operowanie lustrzanką jedną łapą w czasie jazdy to jest głupi pomysł i tyle. A propo ryżu, nie wiem czy już pisałem: zbiory są trzy razy do roku. Dlatego poletka ryżu są albo błotnymi sadzawkami, albo mają kolor jasno żółty lub ciemno zielony. Na chwilę zatrzymaliśmy się na cmentarzu wojennym, z tego co wyczytaliśmy w okolicy były jakieś duże walki. Smutny to obraz, zwłaszcza że była to w pewnym sensie jednak wojna domowa. To że zazwyczaj patrzymy i myślimy o tej wojnie z perspektywy kilkudziesięciu tysięcy zabitych Amerykanów a nie milionów Wietnamczyków to efekt filmów/Hollywood. Tutaj kolejny ciekawy przykład pragmatyczności Wietnamczyków. Przydrożne słupki są wyskalowane, w porze deszczowej nie tylko wiesz gdzie jest droga ale także jaka jest głębokość brodzenia. Szapoba. Czasem musimy solidnie zwolnić, tym razem na drodze stoi młóckarnia do ryżu i pracuje w najlepsze. Przestało nas to dziwić, przecież droga jest idealnym miejscem - jest równo i sucho. A to że trochę przeszkadza ? Spoko, wszyscy się zmieszczą. Przemasa znowu pociągnęło w bok, myszkujemy między krzaczorami w poszukiwaniu ścieżki nad morze. Nagrobki pojawią się najbardziej zaskakujących miejscach. Niestety śmieci są wszędzie, nawet najbardziej urokliwe miejsce bywa zawalone tonami odpadków. Przed Wietnamczykami długa droga by dołączyć do cywilizacji w tym zakresie. Czasem natrafiamy także na wyspy cywilizacji - tym razem na elegancką knajpkę z widokiem na morze. To co nas jednak bardziej zachwyciło, to widok motocykli o "normalnych" pojemnościach na wietnamskich blachach. Ostatnie kilkanaście kilometrów przed celem dzisiejszej podróży pędzimy równą i pustą dwupasmówką. To chyba jedyny moment gdy czuję że przydałoby się więcej koni i lepsze zawieszenie w naszych parchach. Późnym popołudniem docieramy do sporego miasteczka Qui Nhon, jest wietrznie i pochmurno, mam wrażenie że za moment czeka nas niezły prysznic ale nic takiego się nie dzieje. Ruch na ulicach większy niż na prowincji, trzymamy się razem by się nie zgubić na ostatnich metrach. W dzielnicy nad zatoką wyszukujemy hotel, z pierwszego jest niezły widok ale pokój jest ciasny a cena powyżej średniej. Za rogiem znajdujemy wielgachny pokój, garaż na moto i cena jest normalna. Przy ostatnim tankowaniu odpadł mi klakson, po prostu blaszka na której się trzymał pękła i całość radośnie dyndała mi na kablach przy błotniku. Robię prowizoryczny montaż przed hotelem, klakson stracił siłę głosu, beczy smutno i cichutko jak gwałcona owieczka. Wieczorem jedziemy coś zszamać na kolację, gubimy się oczywiście jak pijane dzieci we mgle i wracamy do hotelu osobno. Przelot dnia: 181 km
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles |
|
06.06.2016, 18:10 | #78 |
Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Wawa
Posty: 397
Motocykl: RD07a
Online: 1 miesiąc 1 dzień 18 godz 5 min 59 s
|
Hmmm, skad wiesz jak beczy gwalcona owieczka?
__________________
Pzdr Gawron 'Podróżować znaczy żyć. A w każdym razie żyć podwójnie, potrójnie, wielokrotnie.' A. Stasiuk |
06.06.2016, 20:34 | #79 |
|
|
06.06.2016, 21:23 | #80 | |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: DW
Posty: 4,480
Motocykl: Pyr pyr
Przebieg: dowolny
Galeria: Zdjęcia
Online: 5 miesiące 15 godz 24 min 23 s
|
Cytat:
No i cały czas czekam na informację, taką 100% szczerą, czy kupno sprzętów było lepszym rozwiązaniem od wynajmu. No chyba, że jeszcze przed odlotem dojdzie mały wypad do Kambodży to nie było pytania Pzdr |
|
Tags |
azja , honda wave , wietnam |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
“LT Enduro season opening 2016”, 2016 April 16-17 | Drak'as | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 0 | 07.03.2016 16:01 |
Wietnam na 125 ccm - luty/marzec 2016 | mikelos | Umawianie i propozycje wyjazdów | 32 | 31.01.2016 21:16 |
Ale Sajgon... Ho Chi Min trail z północy na południe [Wietnam, 2013] | Hanka | Trochę dalej | 44 | 25.04.2013 15:12 |
Wietnam | Ronin | Przygotowania do wyjazdów | 7 | 16.06.2011 16:52 |