25.02.2016, 00:37 | #1 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,668
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 5 godz 18 min 56 s
|
Od Pacyfiku do Uturuncu czyli Ameryka na poziomie...
To był dobra zima. Temperatura minimalna -5 stopni. Maksymalna +55 stopni. Różnica wzniesień 6008 metrów. Zrobiliśmy 5500 km, w zdecydowanej większości poza asfaltem. Miejsce akcji to Ameryka Południowa. Motocykle Suzuki DRZ400 i Honda XR650R. Czas: styczeń 2016. Wjechaliśmy motocyklami na 5790 metrów, przejechaliśmy Drogę Śmierci, a co najważniejsze wróciliśmy cało do domu. A motocykle powinny dotrzeć do Europy za 2 tygodnie. Od czasu wypadu z Pastorem i Szparagiem na Elefantentreffen odkryłem przyjemność podróżowania motocyklem w zimie. Tyle, że oni ruszyli później w lutym do Murmańska, a ja wolę jednak południową półkulę. Przygotowania nie trwały zbyt długo, to nie nasza pierwsza Ameryka na motocyklach, a za sobą mamy motocyklowe wycieczki po Pamirze, Karakorum, Hindukuszu, Tien Szaniu i Himalajach. W ubiegłym roku jeździliśmy tu dwoma deerzetkami, ale zachciało mi się na nowo hondy. Do naszej ekipy na pierwsze 2 tygodnie dołącza Jacek na KTM 400 EXC. Ola zna hiszpański, Jacek zna mechanikę, a ja... znam i Olę i Jacka. Dobra ekipa. Motocykle oddajemy w połowie listopada, lądujemy w Santiago między świętami a Nowym Rokiem. Wita nas pełnia lata, jest ze 30 stopni, a stragany są pełne świeżych owoców. Zmykamy do Valparaiso, gdzie stoją nasze kontenery z motocyklami. To zaledwie 120 km z lotniska. zmontowanie. Clenie to dość skomplikowana procedura i tysiące papierów. Jak nie znacie hiszpańskiego to nie polecam... Akurat przypada Sylwester. Miasto szaleje do rana, to podobno jedno z najlepszych powitań Nowego Roku na całym świecie. Cała zatoka, od Valparaiso do Con Con rozbłyska o północy ogniem, kontynent opada tu stromo do Pacyfiku i wszystkie wzgórza po 3 minutach spowite są dymem. Codziennie ktoś przylatuje, odbiera swój sprzęt i wyrusza w swoją stronę. Ostatnie przybywają Humbaki, mocna ekipa z Pomorza. Namawiają nas na wspólne łajdaczenie wieczorem i znów lądujemy na marisco w naszej ulubionej knajpie Porto Viejo. Ale następnego dnia ruszamy o 7 rano, tak jak się umówiliśmy. Celem jest Ovalle, tam mieszka Carlos, lokales jeżdżący na yamaszce, który obiecał pokazać nam fajną traskę w swojej okolicy. Do Con Con jedziemy nad oceanem. Ulice, zazwyczaj bardzo zatłoczone o 7 rano świecą pustkami. W niecałą godzinę odbijamy od nadmorskiej drogi i jedziemy w stronę Ruta 5, czyli głównej autostrady chilijskiej wiodącej z północy na południe. A jak ktoś bardzo chce to i na odwrót. Sznur ciężarówek, które postanawiamy wyprzedzić ma około 2 kilometrów, na jego końcu oczywiście stoi chilijski żandarm, którzy każe nam zjechać na bok. Chilijscy motocykliści różne nam rzeczy doradzali w takim momencie, ale najbardziej przestrzegali nas przed próba wręczania łapówki. Co lepsze? Ani słowa po hiszpańsku czy wprost przeciwnie?Tłumaczy się Ola, bo i zna hiszpański i prowadziła naszą skromną grupkę. Trochę to trwało, ale puszcza nas na jej piękne oczy. Dodam, że był to początek wyjazdu i z zainteresowaniem przyglądałem się mojej w silnik kopanej xrce. Procedura uruchomienia reaktora w tym pojeździe przypomina start wahadłowca z przylądka Canaveral. Pominięcie któregokolwiek z elementów prowadzi na manowce. Silnik ani zakaszlał. Tydzień później byłem już ekspertem od kopania xrki i teraz chyba potrafię zapalić ją nawet ręką, ale początki są trudne i niechętnie gaszę silnik na postoju świadom, że za chwilę znów będę obijał piszczel o podnóżek. Kolejne kilometry idą jednak gładko, przecinamy Piątkę i wynalezionym przez Olę trackiem tniemy w stronę Combarbala. Droga ładna, przez suche jak pieprz Andy. Zakręt za zakrętem. Przyglądam się jak pracują opony. Tym razem z przodu T63, a z tyłu MT21. To był dobry wybór. Cały czas jesteśmy powyżej 1000 metrów. Na drodze niemal nie ma nikogo. Przejeżdżamy przez kilka tuneli, wąsko ciemno, z dziurami... Światło w DRZ świeci jak zawsze słabo, ale my z Jackiem mamy nowoczesne LEDy i jakoś wspomagając się nawzajem dajemy radę. Nawet w Tunel Curvo. https://lh3.googleusercontent.com/-4...2/IMG_0503.JPG Za Combarbala logujemy się na asfalt i bez przygód dojeżdżamy do celu. Ovalle jest mały miasteczkiem. Logujemy się w jakimś podrzędnym hoteliku. Carlos nie może jechać z nami na dłużej, ale jutro podwiezie nas aż na granicę z Argentyną. Tym razem przekraczać ją będziemy na przełęczy Agua Negra, około 4700 m npm. A tymczasem winko, steczek (taki mały stek) i spać. Rano wyjazd o 8.
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację. Ostatnio edytowane przez sambor1965 : 25.02.2016 o 00:46 |
25.02.2016, 03:55 | #2 |
Zarejestrowany: Aug 2011
Miasto: OOL-OPOLSKIE
Posty: 377
Motocykl: RD07
Online: 4 miesiące 2 tygodni 18 godz 37 min 32 s
|
-Pięęęęknie.. eeeeeehhh..
-co mnie podkusiło żeby tu w nocy zaglądać! -Teraz to już w ogóle nie zasnę.. -Z niecierpliwością czekam na kolejną "wieczorynkę" Pozdrawiam
__________________
-szerokości, przyczepności i powodzonka!... MAURO |
25.02.2016, 09:53 | #3 |
Zarejestrowany: Dec 2014
Miasto: Myślenice
Posty: 601
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 4 dni 8 godz 34 min 16 s
|
Ooooo super Dawać dalej
|
25.02.2016, 10:24 | #4 |
Zarejestrowany: Jul 2009
Miasto: Szczecin
Posty: 2,996
Motocykl: CRF1100
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 4 dni 8 godz 58 min 2 s
|
nooo i bedzie duzooo pieknych fotek ..
__________________
Super Lekkie Enduro (950 SE), do tego ROGAL i już jest fajnie.. |
25.02.2016, 10:46 | #5 |
Ola la
dawaaaaaj!!
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa |
|
25.02.2016, 12:02 | #6 |
Zarejestrowany: Feb 2010
Miasto: podwrocławskie zadupie
Posty: 835
Motocykl: '12 LC4 690 Enduro R
Online: 1 miesiąc 3 dni 21 godz 32 min 45 s
|
Od Pacyfiku do Uturuncu czyli Ameryka na poziomie...
Jeszcze!
Wysłane z ajfona.. |
25.02.2016, 14:15 | #7 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,668
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 5 godz 18 min 56 s
|
Wyjazd o 8 się nie udał. W silnik kopana xrka odmówiła współpracy. Była kopana zgodnie z procedurą, niezgodnie z procedurą, na ssaniu, na pólssaniu, bez ssania, z odkręconym gazem, z zamkniętym gazem. W kasku, bez kasku, w kurtce, bez kurtki, bez zbroi etc. Robiło się coraz cieplej, w oczach Jacka, a szczególnie Oli widziałem irytację i zniecierpliwienie. Honda ani kaszlnęła. Ja też traciłem cierpliwość, z której zresztą nie jestem zbyt słynny. Poddałem się. Tzn tylko z kopaniem. Po chwili na chodniku wylądowało siedzenie i zbiornik. Nie ma tu przecież żadnej tajemnicy, paliwo jest, powietrze jest, iskra? Iskry nie ma. Zmiana świecy trwała moment. Tym razem miałem wszystko równiutko poukładane w narzędziówce od Evila. Stara świeca okazała się być pęknięta. Nic dziwnego, że xrka odpalała niechętnie od kilku dni. Może dobrze, że zastrajkowała akurat dzisiaj. Jeszcze stacja benzynowa, wszyscy do pełna. Ola ma 21 litrów, Jacek i ja po 24, z zasięgiem nie powinno być kłopotów, chociaż z poprzedniego roku wiemy, że bywało różnie pomimo że miałem 28 litrów na ramie. Benzyna po ok. 700 peso, czyli za dolara - do przeżycia. Prowadzi Carlos, ja z Jackiem zamykamy. Po kilkunastu kilometrach zjeżdżamy z asfaltu i ładną szutrówką pomykamy w góry. Jest bardzo sucho, kurzy się jak diabli i musimy jechać w sporych odstępach, czekamy na siebie na skrzyżowaniach i nie ma problemów z gubieniem się. Jest ładnie, ale już trochę przywykłem do krajobrazów i nie zachwycają mnie tak jak za pierwszym razem. Atacama zaczyna się tuż przy morzu. U nas zazwyczaj okolice morza to ujścia wielu rzek i roślinność kwitnie, podobnie zresztą w Azji. Tu rzeka czyli rio jest rzadkością, a już bardzo rzadko jest tak, by w rzece płynęła woda. Kontynent jest mało przyjazny, zaczyna się często stromym brzegiem, a zaraz za nim pojawia się niegościnna, spalona słońcem ziemia. Atacama to najbardziej sucha pustynia na naszej planecie, są miejsca gdzie nie padało od stu lat. Ocean zresztą też do ciepłych nie należy. Prąd Humboldta przynosi od południa zimne wody z Antarktydy, dopiero w okolicach Iquique da się kąpać bez wspomnień z Bałtyku. Droga wije się wśród wzgórz, mijamy po lewej wielką odkrywkową kopalnię złota. Kolorowe jeziora wskazują, że nie żałują tu chemii i środowisko zapewne nieźle cierpi. Robi się gorąco, sięgam po wężyk camelbaga i wpadam w koleinę, zanim zdążyłem złapać kierę dwoma rękoma było za późno. Już podróżujemy osobno, ja sobie, motocykl sobie. Zdziwiony patrze jak daszek wygina się waląc o drogę. Jaki obciach... Wstaję zanim nadjeżdża Jacek. Nie, nic się nie stało, ucierpiała tylko duma. Jacek w międzyczasie zgubił GPS. 60 Garmina potrafi się wysmknąć z każdego uchwyty, dlatego należy ją zabezpieczać trytką. O dziwo po 10 minutach Jacek wraca z navi. Taki to ma szczęście. Po kolejnej godzinie siedzimy już w malowniczej Vicunii na obiedzie. To małe miasteczko, ale bardzo mi się spodobało już w ubiegłym roku. Jeśli będziecie w Chile odwiedźcie koniecznie. Artystyczny klimat, dużo cienia i dobre żarcie. Znów paliwo do pełna i heja w stronę granicy. Jest asfalt, ale tylko do chilijskiego posterunku. Droga prowadzi coraz wyżej. Jakieś 3 godziny przed zmierzchem jesteśmy na przejściu granicznym. Ruch zerowy, formalności idą gładko, żegnamy się z Carlosem. Gracias amigo. Fajna była ta Twoja droga. Hasta luego. Chilijczycy dzwonią do Argentyńczyków informując, że będziemy jechali. Po nas już nikogo nie wpuszczają. Posterunki oddalone są od siebie, bagatela, o 150 km. Po drodze jest przełęcz na wysokości 4700 metrów. Xrka znów kuleje, nie ma średnich obrotów, nie ma i niskich. Ciągnie jak wariat tylko powyżej 5000 obrotów. Ciężko tak jechać, w dodatku z każdym kilometrem jest gorzej. Wiem co to znaczy â cały czas jesteśmy wyżej i wyżej, powietrza mniej, a paliwa tyle samo. Stajemy nad jakimś jeziorkiem, jest niecałe 3000 metrów â nie wjadę na 4700. W gaźniku mam dyszę 175, przed wyjazdem kupiłem jeszcze 165 i 155. Miały być do użytku na naprawdę dużej wysokości. Szlag mnie trochę trafia, bo DRZ i KTM jadą jakby nigdy nic. Dysze schowałem gdzieś głęboko. Małe to i łatwo zgubić, więc schowałem dobrze. Tak dobrze, że znajdę je dopiero ostatniego dnia wyprawy. Siedemnastką odkręcam korek w gaźniku i po chwili mam w ręku dyszę. Duża. Dużo za duża. Do środka wkładam sześć drucików z przewodu elektrycznego, podwijam i skręcam. Operacja trwała mniej niż 5 minut. Mam niskie, średnie i wysokie obroty. Brawo. Z każdym metrem robi się coraz zimniej, na przełęczy jest zaledwie 4 stopnie, słońce już nisko i kiedy zjeżdżamy na argentyńską stronę zaczyna się naprawdę zimno. Wzdłuż drogi jest jeszcze sporo śniegu uformowanego przez wiatry w przedziwne formacje. Nie ma ochoty na fotki, zmiatamy. Do Argentyńczyków jeszcze 70 km, droga się prostuje z każdym kilometrem. Odprawa przebiega szybko i bez problemów. Już ciemno, a do Rodeo jeszcze z 15 kilometrów. Wspomagamy Olę ledami i dojeżdżamy. Wiemy, że gdzieś tu są chłopaki z Torunia. Nie było łatwo, ale zew wina i asado łączy nas z nimi wkrótce. Miły wieczór, dzielimy się wrażeniami z ostatnich dwóch dni, a butelka pęka za butelką.
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację. Ostatnio edytowane przez sambor1965 : 25.02.2016 o 14:26 |
25.02.2016, 16:35 | #8 |
Zarejestrowany: Oct 2008
Miasto: Gdynia teraz
Posty: 3,429
Motocykl: kryzys.
Przebieg: 48 lat
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 miesiące 2 tygodni 8 godz 55 min 8 s
|
Wkurzasz mnie!
Wkurza mnie moja zazdrość w stosunku do Twojego pisania. Ja gdybym przejechał takie krajobrazy, takie widoki, takie trasy pewnie jedyne co mógłbym o nich powiedzieć to "było zajebiście". Nie potrafię pisać ani przelewać swoich wrażeń na papier..... Ale proszę Cię.... wkurzaj mnie dalej! dam się ostro wkurzyć... serio... tylko pisz i daj mi do tego powody |
25.02.2016, 21:55 | #9 |
wolny strzelec
|
Nawet nie chce mi sie pisać-jak bardzo bym sie wybrał w taka podróż.
Dobrze ze chociaż za darmo mogę sobie poczytać jak to jest "na świecie". Fajnie piszesz kolego Sambor-tylko czemu tak mało ? :-)
__________________
Bo do niektorych rzeczy trzeba dorosnac,a do innych jest sie juz po prostu za starym. |
25.02.2016, 23:49 | #10 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,668
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 5 godz 18 min 56 s
|
Dzięki koledzy, ale prawda jest taka, że niektórzy uczyli się normalnych zawodów i zostali np. inżynierami, a mnie uczono pisania. Wy zazdrościcie mi, ja zazdroszczę Wam.
Fakt, pisanie nie sprawia mi bólu, a czasem nawet daje ulgę. Teraz odbywam tu trening swojej słabej woli. Piszę jak dawno nie pisałem - dzień po dniu. Trochę, by sobie jakiś porządek narzucić. Postaram się wrzucać odcineczek codziennie. Powstaje toto dość szybko więc piszę póki nie zapomnę. Czemu rzadko? Czemu mało? No, bo większość moich podróży to ma jednak jakiś komercyjny charakter. Czasem mniejszy, a czasem większy. Ta podróż miała jednak charakter prywatny. Ale jutro mam przerwę - zmykam na Roztocze.
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację. |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Ameryka Poludniowa 2016 | Mirmil | Umawianie i propozycje wyjazdów | 17 | 04.04.2016 11:28 |
Ameryka Południowa | juri bmw adv | Przygotowania do wyjazdów | 15 | 27.02.2013 18:45 |
Ameryka Łacińska - odyseja [2011] | Zazigi | Trochę dalej | 173 | 12.01.2012 11:50 |
motoamerica.pl (Ameryka pd. 2010) | Big_Brother | Przygotowania do wyjazdów | 10 | 13.11.2009 11:39 |
Ameryka Południowa 2010 | Pretor | Umawianie i propozycje wyjazdów | 10 | 31.03.2009 18:02 |