19.04.2020, 21:52 | #1 |
Zarejestrowany: Oct 2018
Miasto: Zabrze
Posty: 1,125
Motocykl: ATAS 2019
Przebieg: 11000
Online: 3 tygodni 1 dzień 14 godz 24 min 33 s
|
Simsonem nad morze - wspominki
Jakies 25 lat temu, w polowie lat 90, pojechalismy z kolega w wakacje nad morze wzdluz zachodniej granicy, mielismy wtedy "nascie" lat. Ja na 3-biegowym Simsonie S51 - moim pierwszym pojezdzie z silnikiem, kolega na swoim Romecie Ogarze w jedynym prawilnym kolorze czerwonym.
Byla to era "przed GPS" wiec kazdy z nas uzbrojony w papierowy atlas drogowy. Komorki tez zaden z nas nie mial, umowilismy sie z rodzicami ze bedziemy dzwonic z budek po drodze tak czesto jak sie da. Ciuchow motocyklowych no.. to nie te czasy, wiec ja mialem dwie pary jeansow, skorzana "miejska" kurtke, i zimowe rekawice - w srodku lata - bo to jedyne skorzane rekawice jakie mialem. Kolega jechal w skorzanych roboczych. Jakies motocyklowe sakwy czy cos - no tez kto tam wtedy o tym myslal czy mial na to fundusze, wiec zapakowalismy sie kazdy w podrozne torby mocowane pasami do osiolkow wg metody "jak sie da". Do tego namioty, zapasy prowiantu.. troche tego bylo. Mocowanie dopracowywalo sie juz w trasie, kilka razy gubilismy bagaz, trzeba bylo wracac i szukac, uczylismy sie na wlasnych doswiadczeniach. Trasa wygladala prosto: z Zabrza do Wrocka gdzie mam rodzine, potem do granicy i strzala "w gore mapy". Mielismy swiadomosc ze jedziemy malymi pizdzikami wiec nie bylo sie co pchac na drogi krajowe, autostrad wtedy nie bylo i caly ciezki transport lecial tymi krajówkami. Nie bylo to fajne jak cisniesz ile fabryka dala (max 55 a zazwyczaj mniej, Ogar kolegi czul sie najlepiej w predkosci do 45 km) wazac z pojazdem i bagazami jakies 150 kg, i wyprzedza Cie 40 tonowy tir zasuwajacy z nieosiagalna dla nas predkoscia. A ze drogi byly jednopasmowe to czesto tirowcy wyprzedzali nas na szerokosc zapalki. No rzucalo nami jak gazeta, najpierw czujesz ze szybko zbliza sie tir bo ped powietrza spychal nas do rowu, a po chwili jak nas tir mijal to ped probowal nas wciagnac pod naczepe. Mocno niefajne. Wiec zalozylismy sobie ze jedziemy drozkami lokalnymi, polnymi jak sie da itd, unikajac drog glownych. Teraz patrzac z perspektywy czasu to wychodzi ze zrobilismy taki TET, nie wiedzac wtedy ze tak to sie nazywa Kolega mial w Ogarku taka sama awarie jak Mateusz w Charcie z relacji o Nord Kappie. Jakims cudem ulamal sie czy wysunal pierscien zabezpieczajacy sworzen i narobil bigosu w cylindrze. Mielismy troche czesci ale ani ja ani kolega nie mielismy tloka ani cylindra. No to klops. To bylo w okolicach Gorzowa Wielkopolskiego, zdecydowalismy ze ja pojade do najblizszej wioski szukac pomocy, a kolega bedzie sie tam powoli toczyl "na pych". Znalazlem kowala - takiego wioskowego speca od wszystkiego, mozliwe ze wciaz zajmowal sie tez usuwaniem zebow. Powiedzialem w czym problem, skad jestesmy i ze to duzy klopot bo trzeba jeszcze jakos wrocic. No byl mocno zaskoczony, zdobylismy "szacun", pogladzil sumiaste wasy i mowi - chlopaku, jedz po kolege, przyciagnij go, bedziemy cos radzic. Tak tez zrobilem. Gdy wtoczylismy sie na podworko z kolega na holu, nasz kowal wycieral juz z kurzu.. funkel nowke cylinder, w komplecie z tlokiem, pierscieniami, sworzniem itd Caly zestaw ZA DARMO dostal od sasiada - pamietal ze sasiad tez jezdzi ogarem, poszedl wiec, zagadal.. i sasiad oddal za free. Zastanawialismy sie czy jechac dalej czy wracac bo po takiej awarii strach nas oblecial, zdalismy sobie sprawe jak niewiele czesci tak naprawde mamy w razie rownie powaznej wtopy, na co kowal rozsadnie ze teraz to mamy blizej morza niz domu, i nie ma co wymiekac tak blisko celu. Za robote nie wzial pieniedzy.. skonczylo sie na obietnicy odwiedzin jak bedziemy wracac. Troche sie tych odwiedzin juz zebralo. Dostalismy jeszcze prowiant na droge od jego zony. Czytam relacje z wypraw na wschod i tak mi sie kojarzy to "kuda, skuda" i zwykla ludzka zyczliwosc z nasza wyprawa. Gdy zajezdzalismy do wsi zatankowac, abo uzupelnic prowiant w lokalnym sklepie bylismy taka lokalna atrakcja Czesto zaczynaly sie pogawedki ze sklepowa i "pod sklepowa" klientela, ciekawoscia, rozpytywaniem, "ot kozaki", "tez takiego mam", "a ile Ci pali" i czesto "no chodzcie do nas, co bedziecie w namiocie" albo "no to wez ich Heniu do stodoly, niech sie chlopaki umyja i wygodnie na slomie wyspia" i zazwyczaj do tego kolacja i sniadanie. Uczciwie proponowalismy zaplate - ale nikt "od chlopakow" kasy nie wzial. Konczylo sie na obietnicy odwiedzin w drodze powrotnej. Na calej trasie namioty rozbilismy RAZ, nie liczac biwaku na miejscu. Reszta noclegow to byly "zapraszane" noclegi u gospodarzy. Po wizycie u kowala nad morze - do Pobierowa, dojechalismy bez wiekszych awarii. Byly pierdoly typu luzujace sie lusterka, odkrecajace srubki itp. W drodze powrotnej musialem wymienic w simsonku przerywacz - mialem w zapasie, lacznie ze sciagaczem do magneta wiec poszlo raz dwa. Co ciekawe w trakcie calej trasy nie zlapalismy ani jednej gumy. Nad morzem spedzilismy bodajze 5 dni i trzeba bylo pakowac sie nazad. Obaj doskonale wiedzielismy ze morze byla wymowka, uzgodnilismy to jeszcze przed wyjazdem. Celem byla WIELKA PRZYGODA - na nasze owczesne mozliwosci. No i byla. Po pierwszym dniu jazdy dupa juz bolala i zaczely mnie lapac skurcze w nogach. Simsonek byl ok ale to malutki sprzecik jednak, ergonomia taka sobie, ale dal rade. A i jemu i kierownikowi lekko nie bylo. Nad morzem nakupilismy pocztowek, stwierdzilismy ze poodwiedzamy naszych "gospodarzy" wracajac i odwdzieczymi sie osobiscie wreczona pocztowka z nad morza z pozdrowieniami. Dowodem ze naprawde dojechalismy Piekne to byly czasy. Jechalismy niespiesznie drogami siódmej klasy albo "polajami". Dojazd w kazda strone zajal nam 3 dni, plus 5 dni w Pobierowie. Wtedy byl Simsonek, teraz jest NAT. W tym roku wyjechac gdzies dalej pewnie sie nie uda, wpadl mi wiec do glowy zeby sentymentalnie powtorzyc wyprawe sprzed 25 lat. |
19.04.2020, 22:07 | #2 |
Czytałem z uśmiechem. Życzę Ci realizacji tego planu i jak najwiecej odwiedzin u ludzi, których kiedyś spotkałeś.
Jeśli Ci się uda byłoby super gdybys tu napisał. Takie wyjazdy to niezła pętla spinająca kawał życia. M
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa |
|
19.04.2020, 22:13 | #3 |
Moderator
|
Dokładnie na tej samej zasadzie wymyśliliśmy sobie z kolegą wyjazd nad polskie morze.
Tylko wtedy jechaliśmy we dwóch na czerwonej Jawie 350 Lux. Kolega miał prawo jazdy i mógł poruszać się motocyklem bodaj do 150 cm3. Na pewno bez pasażera. Ograniczenie wynikające ze zrobienia Prawa Jazdy w wieku 16 lat. Okłamaliśmy rodziców, że jedziemy z Wrocławia do Międzyrzecza. Bo tylko na tyle nam pozwolili. A my rura nad morze, do Mielna. Jaka to była jazda Pamiętam, jak na jednym z postojów koledze wydawało się, że cylindry chyba są za gorące i chciał je polewać wodą Na szczęście widzący to kierowca chyba ciężarówki odwiódł go od tego pomysłu. Po tym pobycie nad morzem już wiedziałem, że muszę mieć motocykl. Dokładnie ta Jawa, którą byliśmy nad morzem, później (po przeróbkach) była moja
__________________
Wreszcie mam swój kawałek szczęścia w całym tym gównie dookoła Ostatnio edytowane przez Novy : 20.04.2020 o 08:03 Powód: Kilka słów :) |
19.04.2020, 23:16 | #4 |
Zarejestrowany: Oct 2018
Miasto: Zabrze
Posty: 1,125
Motocykl: ATAS 2019
Przebieg: 11000
Online: 3 tygodni 1 dzień 14 godz 24 min 33 s
|
Strasznie sie te powietrzaki grzaly, oj tak Kiedys w srodku lata - a wtedy lato bylo jeszcze nasze, europejskie, nie afrykanskie, wiozlem brata przez miasto. Wiec dwoch nastolatkow na malej 50. Zgrzal sie simson, nie powiem. Po dotarciu do celu uskutecznilem ten pomysl z polewaniem cylindra woda :P Na szczescie nic sie nie stalo.. pozatym ze na zeberkach pojawil sie szary nalot kamienia, bo lalem zwykla kranowke ktora momentalnie parowala.
Simsona dostalem tak po prawdzie tylko dzieki slabej glowie mojego taty. Sam sie podlozyl Tato ogolnie "niemotocyklowy", nigdy nie mial, i go nie ciagnelo. A mnie przeciwnie. Koledzy w moim wieku (Ci bardziej ustawieni albo majacy sprzety w spadku) ujezdzali swoje ogarki, komarki, czy jawki, nieliczni simsony bo to byl "drogi sprzet zachodni". A ja rower... nosz kutwa co za porazka. No ale to byly troche inne czasy. Dostalem cynk od sasiada ze jest niedaleko simson do sprzedazy, w stanie niezlym, troche poobijany ale ogolnie ok. Cena - pincet. Wtedy to bylo jednak wiecej niz teraz, ale i tak cena wydawala sie bardzo ok jak za simsona. Sam jako uczen taka gotowka nie dysponowalem, wiec trzeba bylo "przekonac" rodzicow Z mama poszlo w miare szybko, ale tato postawil twarde veto. Nie i juz. Bo sa inne wydatki, a zreszta "gowniarz sie na tym zabije". No i nie, jak tato "nie" no to nie i juz. Slowem - taka okazja i w sumie przepadla. ALEEE.. na moje szczescie gornicy to byla taka brac ktora swietowala hucznie nie tylko Barborki Trafily sie na kopalni urodziny kolegi, wiec zaprosil "po szychcie" wszystkich "na jednego" do pobliskiej piwiarni. Przy kazdej kopalni byla przynajmniej jedna piwiarnia, a z nia czesto sasiadowala.. kwiaciarnia, otwarta do pozna. Jak sie ktoremu za dobrze w piwiarni siedzialo to mial szanse przed powrotem przynajmniej probowac zlagodzic niechybnie czekajaca w domu furie. Moj tato mial pecha. Swietowali tak hucznie ze nie byl w stanie ani zajrzec do kwiaciarni, ani nawet dotrzec o wlasnych silach do domu. Zostal przyholowany przez w tylko nieco lepszym stanie kolegow - wiekszosc ludzi na osiedlu pracowala na tej kopalni. Tacie sie cos takiego baardzo rzadko zdarzalo, wiec urodziny musialy byc naprawde huczne. Jako ze byl ogolnie "slabo powiazany z otoczeniem" Zostal tylko oporzadzony i polozony spac. Nie wiedzial biedny co go czeka rano. A atrakcji zona potrafi przygotowac sporo jak zapewne wiedza co poniektorzy zonaci koledzy. W pewnej chwili przestal sie juz nawet bronic, to nie mialo sensu. Moze gdyby kupil jednak te kwiaty... Po jakims czasie zapadla upragniona cisza. Po czym mama rzucila : - Masz sie umyc, ubrac, i doprowadzic do porzadku. Wezmiesz z szafki 500 zlotych i pojdziesz z synem kupic motor. Zrozumiales ! Tato sie po prostu podniosl i poszedl do lazienki, ogarnal, ubral, wzial kase i rzucil tylko do mnie "chodz, moze jeszcze bedzie". Byl. 3-biegowy S51, w kolorze soczyscie zoltym. Troche poobijany, troche zaniedbany, ale sprawny, i przede wszystkim.. wtedy to byl najpiekniejszy jednoslad jaki w zyciu widzialem I tak to sie zaczelo. |
20.04.2020, 00:21 | #5 |
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,967
Motocykl: RD07a/1190r
Online: 11 miesiące 6 dni 11 godz 35 min 31 s
|
Super opowieść! Mój padre niestety się nie podłożył więc tylko wzdychałem do motorynki i pięknego Simsona skutera w kolorze kość słoniowa, stojącego w sklepie żelaznym
|
20.04.2020, 00:44 | #6 |
Zarejestrowany: Oct 2018
Miasto: Zabrze
Posty: 1,125
Motocykl: ATAS 2019
Przebieg: 11000
Online: 3 tygodni 1 dzień 14 godz 24 min 33 s
|
Slynne skuterki ! Mielismy na osiedlu maly gang, ja na s51, wspomniany kolega na ogarze, trzeci wlasnie na simsonie skuterku (funkel nowke skubany dostal) i czwarty na takiej pociesznej jawie 50 typ 20. Niby skuter ale na duzych kolach. No i jezdzilismy po okolicach odkrywajac nowe szlaki, i wzbudzajac zdrowe zainteresowanie rownie nastoletniej plci pieknej.
Pewnego dnia "na dzielni" pojawil sie jakis "obcy ziom" na sprzecie marzen: Simson ENDURO ! Ta jedna wizyta odbil nam skubany "polowe lasek" |
20.04.2020, 08:20 | #7 |
Zarejestrowany: Jun 2011
Miasto: Chojnice
Posty: 225
Motocykl: RD07c
Online: 2 miesiące 2 dni 7 godz 52 min 7 s
|
...na 15 urodziny dostałem TV samsunga 21cali, po ~20latach Mama wyznała mi pewien sekret, który mógł zmienić losy mojego życia, na te 15 urodziny ojciec miał już ugadanego simsona z sąsiadem, ale Mama się nie zgodziła...
...po ~25 latach marzenie spełnione, tylko laski już nie lecą na niego |
20.04.2020, 08:24 | #8 |
I ta jazda bez kasku na głowie. Bez wymaganej karty rowerowej. Od rana do wieczora, bez jedzenia ..... Ech.
|
|
20.04.2020, 08:25 | #9 |
Zakonserwowany
|
Ja na swoją pierwszą wyprawę życia pojechałem komarem do Polańczyka w 1982 roku. Nie było wtedy tak hop siup, paliwo na kartki i kasę trza było u prywaciarza zarobić a nędznie ci wyzyskiwacze płacili .
Simson Enduro, ja pierdziele ile wspomnień, marzenie gówaniarza jeżdżącego seledynowym komarem na pedała. Które się spełniło po dwóch nocach w kolejce pod polmo-zbytem. Można było z przemytu z DDR bez kolejki, ale kosztował drugie tyle.
__________________
Proszę siadać, się nie wychylać, się nie opowiadać I łaskawie i po cichu i bez szumu i bez iskier Wypierdalać. |
20.04.2020, 09:52 | #10 | |
Zarejestrowany: Jun 2016
Miasto: Kraków
Posty: 404
Motocykl: już nie mam ;(
Online: 3 tygodni 1 dzień 19 godz 38 min 22 s
|
Cytat:
|
|
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Morze | fraradek | Umawianie i propozycje wyjazdów | 1 | 20.08.2013 19:34 |
Morze Czarne lipiec/sierpien | Janusz | Umawianie i propozycje wyjazdów | 70 | 06.06.2012 10:49 |