|
Imprezy forum AT i zloty ogólne Imprezy forum AT i zloty ogólne. Spotkania użytkowników naszego forum. Mają one charakter otwarty: obecność AT wskazana, ale nie jest wymogiem. Piszemy również o imprezach motocyklowych, na które wybierają się nasi forumowicze. |
|
Narzędzia wątku | Wygląd |
27.04.2010, 21:42 | #1 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Warszawka
Posty: 1,485
Motocykl: RD07a
Przebieg: 66666
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 21 godz 47 min 41 s
|
Rajd Paluk - jak było
Przygotowania i prolog
Wszystko było jakoś tak nie po mojemu. Najpierw ogłoszenie o imprezie pół roku przed. No niby fajnie. Zaplanować, zaklepać, zakreślić w kalendarzu na czerwono jako termin nienaruszalny. Najpierw sporo dyskusji na forum, potem temat troszkę usiadł. Ktoś się namawiał na wspólny wyjazd, potem zapomniał. Jeszcze jakoś przed, Jurolki bekły, że możeby, gdyby i że wogóle chcieliby bo mało najeżdzeni są. A potem jak zwykle wszystko zaczeło wysiadać. Już w Poniedziałek zadzwoniła mamusia, żeby mi o imieninach tatusia przyponieć. Fantastyczna imprezka w gronie leśnych dziadków. Ręce i majty mi opadły. Tak to jest planować imprezę na pól roku przed. Potem Jurolki wymiękły, gość co się umawiał nieodezwał się. I byłem w punkcie wyjścia. Rzutem na taśmę zaliczam dziadkową imprezkę w piątek. I w sobotę bladym świtem dzidaaaaaa. IMG_3176.jpg W okoliczach Płocka pierwsze ślady brzasku ujawniły nagą a raczej mroźną prawdę - szron. Ale my nadal dzidaaaaa. Tuż przed ósmą meldujemy się na starcie. Cicho wszędzie, głucho wszędzie. Kilka motorków między domkami. Na szczęście dostrzegamy jakieś żywe ludzie. Okazuje się, że to nie start tylko meta. Do startu jest jakieś 90 kilosków. IMG_3183.jpg Nastawiamy lufę na cel; odłamkowym ognia. Niestety magiczny telewizor Michała obiera kierunek na asfalt. Ni huhu, innej opcji nie ma. Jak by nie robić wybiera drogi. Po dłuższym gmeraniu, prośbą, grożbą i wysiłkiem intelektualnym udaje się zdałngrejdować GPS do roli kompasu. Jaka ulga. Zaczęły się leśne drużki, dukty i ścieżki. Żyć nie umierać. Niestety gałęzie coraz niżej i gęściej. No, ta droga to ostatni raz była przy sadzeniu tego lasu używana. Moje czoperowe zapędy przejawiają się niezrozumiałym dla nikogo zamiłowaniem do jazdy w otwartym kasku. Co gorsza z nieustannie otwarta szybą. Niestety to przedziwne zamiłowanie dość mocno mi doskwiera na tej drodze. Nie dość, że gębe mam zsiekaną badylami i krzolami to w zębach zgrzyta piach, tonami wyrzucany z pod kół Michała. Gdy powieki od kurzu zacieraja się na oczach, mówię dość. Zaczynam trzymać prowodnika na dystans. Po niedługim czasie znika mi z oczu na tyle skutecznie, że tylko ślady dzidy na piaskowej drodze wyznaczają kierunek jazdy. IMG_3179.jpg Wypadamy na łąkę. Kurzy się dalej niemiłosiernie ale za to wiatr przewiewa kurz trochę na bok. Było by nie źle gdyby droga nie skończyła się jakimś polem obsianym ostami. Na co komu te kolczaste zielsko ? Ujemna wręcz asertywnść Miśka czy wręcz jej zupełny brak wobec wskazań kompasu powoduje, że lecimy redliną pomiędzy rzędami tych kolczastych chwastów. Niestety po jakimś kilometrze kończy się to wszystko rowem otoczonym siatką. Zielsko ciągnie się po horyzont. Siatka zresztą też. Rzut monetą i lecimy w lewo, do jeziora. Bliżej jeziora kończyła się siatka. Rów też jakby łagodniał, ale za to przerodził się w bagienko. Dzidaaaa jesteśmy na drugim brzegu. Plaża, trawka miód, malinka. Tylko teren zamknięty bramą z kłódką wielkości małej patelni. Wracamy przez bagienko i osty do lasu. Przed lasem znajdujemy inną drogę i gnamy od drugiej strony jeziorka. Jedziemy wysoką skarpą nad jeziorem. Piękne widoki. No prawie widać drogę na Ostrołękę. Co chwila skaczemy miedzami. Właściwie to już nie ma drogi. Walimy łąką. Chwilami widać szczątki ogrodzenia z drutu kolczastego. Trza uważać żeby się w to nie wkleić. W końcu mamy ogrodzenie z trzech ston i musimy się kierować krowią ścieżką. Trza mieć się na baczności bo teren mocno zaminowany. Koniec końców lądujemy na czyimś podwórku. Ja zawracam. Misiek brawurowo daje na ostro. W ostatniej chwili zapiął bloki krzycząc ku.....waa, bohaterów, prądem? Nie zauważył elektrycznego pastucha. Najpierw potrzepało go prądem po łapach a chwile póżniej wygasiło silnik. Musiał wyciągać leżącego osiołka za opone do tyłu, aby dalej nie kopało. Jakoś chwilę później napatoczył się jakiś gość mówiąc, że tam nie wyjedziemy. Najpierw dostaliśmy wykład o prywatnej własności itp. Po czym otworzono nam bramę i wypuszczono na świat. Drzemy dalej. Znowu mamy lasek, znowu pola. Nie wiem czemu, ale pola dość często kończymy redliną lub miedzą. Jadąć jednym takim polem mijamy w niewielkiej odległości bagienko z krzolami. Krzole zaszumiały i wypadją z nich dwa dziki z bandą warchlaków, potem znowu dwa z bandą małych i jeszcze chyba ze dwie pary. Początkowo sarżują na nas. Przed oczami mam obraz małego fiata ze zderzakiem wklejonym w czołową szybę po spotkaniu z taka lochą. Trochę robi mi się słabo. Na szczęśćie banda skręca w lewo i leci jeszcze trochę równolegle do nas, po czym oddala sie jeszcze bardziej. Wpadamy do kolejnego lasku. Trochę w prawo, trochę w lewo. Gnamy na azymuty. Chwilami droga jest tak dobra, że drzemy oporem. Jest cudownie, ale kończy nam się paliwo. Postanawiamy dotrzeć do cywilizacji. Znajdujemy jakąś drogę. Oddziela ją od nas barierka. Żaden z nas nie jest Stivem McQuinem i nie umiemy tego przeskoczyć. Poza tym jazda polem bardziej nam odpowiada. Jest miło i miło. Wyprzedzamy jadąć poboczem jakiegoś uniaka jadącego drogą za barierką. Gość manifestuje swe uznanie pukając się w czoło. Fura nie trzymana lejcami o mało nie wkleja się w barierkę. Na szczęście opamietanie agresora pozwala uniknąć kasacji barierki, lub uniaka. Przed nami jakieś mostki. Szczęśliwie udaje nam się je pokonać. Jest stacja. IMG_3181.jpg Tankujemy i dalej. Wyjeżdżamy na łąki. Pociete są rowami, kanałami i rzeczkami. Trochę kluczymy. Udaje nam się pokonać jednak i te labirynty. Jestesmy na drugiej stronie i znowu w lesie. Docieramy do jakiegoś grubszego kanalu. Tu już nie ma kładki. O próbie pokonania wpław to nawet ja nie myślę. Klucząc jakieś 7 kilometrów na zachód znajdujemy most. Jedziemy drogą, jakby szerokim strożeczem albo zalewowymi łąkami. W oddali widac las i górkę. Górka okazuje się być nasypem kolejowym. Napieramy ścieżką w górę. Tory pokonujemy z trudem. Szerokość torów odpowiada odległości osi. Przednie i tylne koło jednocześnie napiera na tory. Trzeba to pokonać rozpędem. IMG_3182.jpg Po drugiej stronie znajdujemy scieżkę quadowców przez bagienka i później na górę. Droga urocza. Znajdujemy się na szczycie wzniesienia. Tu wypada nam się skierować na północ w kierunku startu. Pokonujemy na szage kolejne wzniesienia porośniete jakimiś kolczastymi krzolami. Po zjeżdzie na dół okazuje się, że od kolejnego dzieli nas nieco zabagniona rzeczka. Jako, że czasu jest mało, próbujemy znależć dogodniejszą przeprawę. Z lasu wypadają sarenki. Te jednak, inaczej niż dziki, nie kieruja się na nas lecz zupelnie w przeciwna stronę. Jedziemy rozjeżdżoną głebokimi koleinami drogą. Gdyby było mokro mielibyśmy niezłą zabawę. Wysuszone na wiór błoto trzepie tylko kierownicą. Zaczynam się zastanawiać czy aby droga nie skończy nam się w czyimś obejściu. Na szczęście do Gliszcza już niedaleko. Dojeżdzamy to tabliczki. Potem już bułka z masłem. Kilka motorów dostrzeżonych z daleka prowadzi nas do celu jak system naprowadzania Patriot. Szeroka szutrówa wysypana grubym żwirem. Misiek zamiata kołem - masakra. Gdybym był afryką pewnie musiałbym kupować nowe lampy albo szybę. Mój magiczny rołdbuk w technologi rejli nie daje wystarczającej ochrony przed tym atakiem. IMG_3271.jpg Na szczęście gęba wytrzymała. Rołdbuk wykonałem z biurowej deski z klipsem. Wbity pomiędzy osłonę i lampę przyklejony plastrem sprawdził się znakomicie. Mało tego, wzbudzał podziw i porządanie. Wspominaną szystuwa walimy prawie do odcięcia. W każdym razie opór jest. Wpadamy na metę a właściwie start. Sądząc po minie Bartem czuje się jak ja. Morda uchachana na maksa. Prolog zdecydowanie był nasz. IMG_3186.jpg I niech mi ktoś powie, że improwizacja jest słabą taktyką.
__________________
felkowski sikanie z wiatrem to chodzenie na łatwizne |
28.04.2010, 07:59 | #2 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Warszawka
Posty: 1,485
Motocykl: RD07a
Przebieg: 66666
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 21 godz 47 min 41 s
|
Rajd czyli smak i zapach pomarańczy.
Jest jedenasta. Trochę późno. Rozglądamy się po łące ogrodzonej taśmą. Sporo miejsca. Jakby przygotowane na większą imprezę. Okazuje się, że przed nami wyjechały w trasę całe zastępy rajdowników. Wpadamy na samych szefów. Ciepłe przyjęcie. Herbatka z cytrynką i pączek na początek. Biuro zawodów zaimprowizowane na przyczepie od traktora. Bez zbędnych ceregieli dostajem rołdbuka, kamizele i pamiatkową nalepkę. Aplikujemy wyposażenie i czujemy się wielcy niczym pogromcy dakaru. Jest bomba. Na szczęście okazuje się, że nie jesteśmy tacy ostatni. Za nami jeszcze przyjeżdżają inni. Chwila rozmowy z kierownikami. Okazuje się, że być szefem takiej imprezy nie jest łatwo. Co chwile ktoś dzwoni. A to się zgubił i nie wie gdzie jest. I weź mu tu ze startu powiedz gdzie jest, gdzie źle pojechał i do kąd musi wrócić. Trza być chyba wróżką. I to nie byle jaką, pierwszy stopień nie wystarczy. Za chwilę jakiś kolo płacze do słuchawki, że gume złapał i że wentyl urwany. Chwil kilka; jest pompka, są łyżki, dorzucam się z dentką. Rusza dostawa w pole skrutami. My też ruszamy. Trzy, dwa, jeden, poszli. Dzida, dzida, dzida. Szybkie szutrowe hajłejki. Zakręty są tak rozjeżdzone, że rołdbuk wydaje się zbędny. Widać, jak wielu jechało przed nami. Drzemy na otro. Właściwie można by założyć szybsze przełożenie. Szukam po kieszeniach, ale nie mam pod ręką mniejszej zębatki. Trudno. IMG_3189.jpg Na jednym z rozjazdów Misiek melduje upgrejd rołdbuka. Słabiej był przygotowany. Nie zna jeszcze technologi rejli drugiej generacji. Przykleił mapki w foliowej koszulce pałer tejpem do kierownicy. W tej chwili, po jakiś pięciu kilometrach, wiszą tylko strzępy foli. Po mapie ani śladu. Nie dość, że mam plac do przodu, to jeszcze nie będzie mi sypał piachem w oczy. Musi potulnie sunąć moim śladem. Doganiamy trzech białych deerkowców. Wznoszą takie tumany kurzu, że zblizyć się jest nie lada wyzwaniem, a co dopiero wyprzedzić. IMG_3187.jpg Udaje się. Piach w zębach skrzeczy głośno jak snopowiązałaka. Docieramy do pierwszej przeszkody. Mała rzeczka. Nawet 7Greg by wciągnoł nosem bez gadania. No może nie zupełnie. Stanoł by bąknoł swój nieśmiertelny tekst o oddzielaniu chłopców od mężczyzn. Poczekałby na pierwszych topielców i pojechałby szukać mostu. Niestety nie było go. Musiałem zmierzyć się sam z tematem. Dzida, co będę czekal na komornika. Kilka metrów i już leci jakiś gość. Macha rękami i coś krzyczy. Staję. Błąd. Woda zalewa najdalsze zakamarki butów. Gość mówi, że nie tu. Bo głeboko, że pojechać drugą stroną. Tylko, że ja jestem już w połowie nurtu. Zakryło max pół cylindra. Pewnie chce mnie podpuścić. Tam pewnie jest gorzej. Na brzegu gromada gawiedzi tylko na to czeka aby zobaczyć jak daje nura pod wodę. Nie ma bata, nie dam się podpuścić. Prawie nowa komura jeszcze mało razy topiona, suchy aparat. A wszystko w kieszeniach. IMG_3203.jpg Dzidaaaaaaa. Parę metrów do przodu i stoję. Silnik zalało. Zrobiło się głębiej. Raz i dwa. Udało się. Silnik załapał. Jedyna i ogień. Na miśku się zawiodłem. Miałem zajawkę na jakieś powalające zdjęcie, a ten poszedł mostkiem. Pozbawiając go kolejnych i tak już rzadkich deszeczek. IMG_3190.jpg Na brzegu ekipa robi reanimacje jednego topielca. W takcie wylewnia wody z rozebranych gaźników jakiś kolo krosem odpalił szpycę świerzego błotka prosto w obnarzone gardziele. No ba, trza mieć fantazje . A gaźniki trza rozbierać jeszcze dokładniej. IMG_3198.jpg Popijom, pogwarzym, tatuarze pokarzym. Rozpoznaję swego wybawcę z opresji onegdaj na Pyrze. Walim dalej pod górę. Na górce spotykamy jakieś towarzycho palące fajeczki. No cóż za niesportowa postawa. Drzemy dalej. Przejeżdżając przez wieś przypominamy sobie o tym, że nie jedliśmy śniadania. Jest już południe. Kiełba, buła, kefirek. Pani sklepowa- niczego sobie. Duże niebieskie oczy. Zadbana i wygadana. Pyta czy ją przewieziemy. Jak nie jak tak. Kończymy śniadanko. - Zamyka Pani te budę, jedziemy. - A za ile wrócimy ? -Jutro. - A ten mój stary na ryby i na ryby. Może pojadę to się zdziwi..... -No to raz i dwa zamykamy.. -No nie wiem, a jak się Panu spodoba to co z żoną pan zrobi? -Na ryby wyślę Drzemy dalej, Wypadamy na asfaltówkę. Gdyby nie chlopaki wymieniający krzyżak w quadzie pewnie pojechalibyśmy nie w tę stronę. Od nich dowiadujemy sie, że chcemy jechac w niewłaściwą stronę. Wracamy na dobrą drogę. Od jakiegoś czasu jadę na flaku z przodu. Nie mam już dentki, a i tak miałem tylko tylną. Nie mam pompki, nie mam łyżek. Nie chce mi się tego rozbierać. IMG_3228.jpg Docieramy do małej rzeczółki. Mała jak, mała, ale jaki głęboki rów. Tu Misiek atakuje tygryskiem. IMG_3226.jpg Ja czołgam sie po pieńku. Jedziemy dalej. Wpadamy na znany już nam z prologu odcinek na łąkach nad kanałem. Niestety po nierównych betonowych płytach, bez powietrza, jedzie się gożej niz źle. IMG_3231.jpg Puki było po miękkim jeszcze szło jako tako, ale teraz to już masakra. Jakieś dwa metry przede mną jakaś parka GSesem z nienacka ląduje na boku. Na szczęście ledwo się turlali i nic sie nie stało. Chwile potem doganiam dwóch kolesi wiąrzących sie liną. Blacha ? Felek? Co jest? Zgasło. Lampy świeca, kierunki migają, rozrusznik nieżyje. Próby reanimacji nie dają rezultau. Ani kable, ani automat. Akumlator zpiety na krótko ledwo iskrzy. Mamy cię. Blachy decydyją się wracać do domu póki jasno. IMG_3236.jpg Koło nas zatrzymują się quadowcy. Macie pompke? Mamy. Ratujcie. Pompujemy. Z otworu wokół wentyla wychodzą bańki. Zła wróżba. Pompujemy ile się da, ale banki cały czas wychodzą. Aleluja i do przodu. Choćby do końca płyt. Wyjeżdżając z łaką jedziemy za kilkoma quadami. Bład na górze, za torami koledzy koledzy błądzą. Wcześniejsza ekipa za którja jechali coś pokręciła. Miał być asfalt, a nie ma. Coś jest nie halo. CO u licha. Na szczęście jest dróżka w strone torów. Sprawdzamy gra. Na torach zaczyna się asfalt. przed torami nie ma. Wszystko jasne. Pojechaliśmy o jedna za wcześnie. IMG_3242.jpg Gnamy dalej. widać bunkry jest zarąbiście. Z bunkrów widzimy stację. Trzea tankować. Pomarańcza melduje suszę. Wjeżdżamy na stację. Gromada czterokółek okleja dystrybutory niczym pszczoły wyciagany plaster z ula. Zalani wracamy na trase. Spotykamy kolejnych kolesi. Kiub, Dona - kurde jaki świat jest mały. IMG_3244.jpg Łamiemy sie tradycyjna afrykańską kiełbaską za spotkanie - taka nowa świecka tradycja. Fotka na moście i dalej długa. Na jakiś szutrach nad kanałami znowu spotykamy swoich. IMG_3255.jpg Przemo z ekipą. Nie licha historia gdzie się nie obejrzeć są jacyś nasi. IMG_3246.jpg Na jednym z piaskowych rozjazdów Barteam zatrzymując wywraca się. Właściwie nie da się tego w żaden sposób wytłumaczyć. Ale śmiejemy się obaj. IMG_3257.jpg Fota przy jakimś klimaciarskim pałacyku. Docieramy do toru. Gry i zabawy ludowe na torze. Zakręcilismy się tam trochę. Górki, bagienka. Postanawiamy sie trochę pobawić jak na chłopców przystało. Chyba trochę nam się znudziło to gnanie przed siebie. Obaj dochodzimy do wniosku że trasa jest trochę przydługa albo przydały by się jakieś przerywniki. I właśnie go sobie robimy. IMG_3267.jpg Zrobiliśmy ze sto piedziesią kilosków rajdu plus stówka prologu. W pomarańczy znowu kończy sie paliwo. Trochę się już znudziliśmy nawigowaniem z krzaczków. Postanawiamy zmienić taktykę. Dalej wracamy na szagę. Znajdujemy podjazd z filmu zapraszającego na rajd. Miło i miło. IMG_3269.jpg Później drzemy jakimis podmokłymi łąkami. Nie można zwolnić aby nie utonąć. Na przeciwpałożnym naciera na nas kolega chyba też pomarańczą. Koledzy odjechali. On został bez mapy i nie wie gdzie jest i którędy dalej. Wyjawiamy mu swoją tajna broń. Nie wiem czy jest zachwycony, ale wchodzi w ciemno. Napadamy jakieś łąki i laski. Jedziemy dróżką nad jeziorkiem. Dróżka kończy się brama do jakieś działki. Świerzo wcielony kompan dostrzega jąkąś ścieżkę wędkarzy. No to jest piękna ścieżka. Trzeba mocno lawirować między drzewami. Chwilami jest bardzo pochyło i trzeba uważąć aby łokciami nie walnąć w drzewa lub nie ześlizgnąć się w bok. Wyjeżdżamy na jakąś górę. Widoki na okolicę; miód, malina. Jeszcze jakieś bagna, łąki i polne drogi. Żyć nie umierać. Aż panie jeździć się chce. Jadąc lasem docieramy do głebokiego na jakieś dwadzieścia metrów jaru. Na szczęście nie wpadamy do niego choć nie wiele brakowało. Z tamtąd już lasem jakieś 5 kilomerów do mety. IMG_3273.jpg CO się potem działao......Niech żalują Ci co nie byli Tak w kilku słowach Okolica pikna, atmosfera wspaniała. Kurzu w opór, wody i brodów za mało. Całe zastępy czarnuchów, gdzie nie spojeżć jakieś znajome gęby. (Adaś mam wodę) Mieliśmy wrażenie, że przydałyby się jakieś przerywniki na trasie, ale to takie nasze wrażenie. Może za późno wystartowaliśmy i trzeba było nadganiać. Ogólnie Ropuch by powiedział, że było w cipeczkę. Ja też. Kilka zdjęć na koniec.
__________________
felkowski sikanie z wiatrem to chodzenie na łatwizne |
28.04.2010, 14:09 | #4 |
Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Warszawa
Posty: 206
Motocykl: skuter CRF 1000
Online: 1 tydzień 3 dni 8 godz 28 min 0
|
wrruuummmm
i co? ja powiedziałem, że nie pojadę? nożesz w mać. tradycyjnie piękna relacja gratuluję wygranej! (po takiej relacji to jasne że wygraliście)
__________________
majek-zagończyk dwa litry Yamahy |
28.04.2010, 14:21 | #5 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 614
Motocykl: jeszcze będę jeździł XRV...
Online: 5 dni 4 godz 22 min 55 s
|
To ten rajd już się odbył?
no to się trochę spóźniłem Felek - super opisówka - gratulejszyn
__________________
Jednakowoż wybrałem prawidłowo...Afryczkę na Królową |
28.04.2010, 21:26 | #6 |
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Za zielonymi górami, za lasami
Posty: 1,139
Motocykl: czarny, pomarańczowe ladaco
Online: 7 miesiące 1 tydzień 1 dzień 14 godz 6 min 13 s
|
Felek, klasa jak zwykle
|
29.04.2010, 00:03 | #7 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Barcin
Posty: 48
Motocykl: RD03
Online: 3 godz 51 min 6 s
|
No rewelacja!!! Szkoda że się na żadnym foto nie załapałem....)))
|
29.04.2010, 03:17 | #8 |
Zarejestrowany: Feb 2010
Posty: 23
Motocykl: KTM LC4
Online: 3 godz 35 min 40 s
|
Wzruszyłem się....dzieciom na starość będę to czytać
A teraz z pokorą przeczytam o wszystkich minusach tej imprezy |
29.04.2010, 07:44 | #9 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Warszawka
Posty: 1,485
Motocykl: RD07a
Przebieg: 66666
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 21 godz 47 min 41 s
|
Okolica pikna, trasa fajna, atmosfera-bezcenne, reszta to drobiazgi, ale jak mówiłem to moje subiektywne odczucia
__________________
felkowski sikanie z wiatrem to chodzenie na łatwizne |
29.04.2010, 10:38 | #10 |
Zarejestrowany: Jan 2009
Miasto: Bydgoszcz
Posty: 228
Motocykl: LC4 Adv
Przebieg: 30000
Online: 2 tygodni 2 dni 17 godz 27 min 43 s
|
Tak jest. Nie macie sie naprawde czego wstydzic. Trasa przygotowana starannie, nie bylo problemu z nawigacja wg rozpiski. Wieksza roznorodnosc terenu to tylko w gorach.
Jedyny minus - niezalezny od Was - to awaria wody w osrodku... niedziela rano... siedmiu "wczorajszych" facetow i brak wody w spluczce... brrrr Za rok nastepna edycja? |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
A kiedyś było tak... | jorge | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 13 | 06.06.2013 01:45 |
Gdzie nas jeszcze nie było? | giziu | Kwestie różne, ale podróżne. | 14 | 29.07.2008 18:52 |