28.04.2008, 09:28 | #1 |
Banned
Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 4,277
Motocykl: Skuter OSA
Online: 6 godz 40 s
|
Jego zdaniem - linki
Izi był związany z forum AT "od zawsze". Wolał jednak spotykać się z ludźmi w rzeczywistym, a nie wirtualnym świecie. Lubił rozmawiać, opowiadać, a niekoniecznie pisać. Twierdził, że słowo pisane to nie jego natura. Wystarczyło za to kilka minut rozmowy, a zjednywał sobie każdego. Miał dar zarażania ludzi optymizmem i dobrym humoren.
W tym wątku znajdują się linki do wybranych tematów poruszonych przez Iziego na forum (starym i nowym). Ostatnio edytowane przez Ola : 31.10.2010 o 00:32 |
28.04.2008, 09:28 | #2 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: okolice Wrocławia na wschód bardziej
Posty: 416
Motocykl: RD03, RD04, 2xRD07, RD07A
Przebieg: okrutny
Online: 1 dzień 1 godz 20 min 51 s
|
Spełnione marzenie chorego Mateusza - podziękowania (04.2008)
Pamiętacie akcję z Mateuszem ze starego forum tu więcej:
http://archiwum.africatwin.com.pl/in...=8&id=2848&p=0 Chciałbym wszystkim podziękować tym co się ujawniali i pomagali oraz tym co pomagali i się ujawniać nie chcieli tak z forum AT i TA i jeszcze kilku zaprzyjaźnionych. w sobotę zakończyliśmy akcję pełnym sukcesem, przyjechało paru chłopaków z AT i TA, za poświęcenie swojego czasu też wszystkim dziękuję, bo grilować mogli w tym czasie, zdjęcia wkrótce jak dostanę (jak wiedzą wszyscy ja zdjęć nie robię ) tu na szybko news: http://miasta.gazeta.pl/wroclaw/1,35....html?skad=rss P.S. Zaskoczyła/zasmuciła nas/mnie tylko jedna pani dziennikarka z "Gazety Wyborczej" stwierdzeniem " Mateusz ma białaczkę, a wy mu jeszcze strój na motocykl kupujecie". Zostawiam bez komentarza. A że takie rzeczy zawsze mnie bardzo intrygują, skąd w ludziach taka postawa się bierze i jeszcze ją w świat przekazują, trzeba było dogłębnie to sprawdzić, rano okazało się że pani ma traumę z dzieciństwa (18lat), ponieważ kolega dał jej się kiedyś przejechać na motocyklu i sama dzwona zaliczyła, i stąd ta niczym nieskażona nienawiść. Ale teraz może coś dotarło w końcu, szkoda tylko że tak późno. Link do całego wątku: http://www.africatwin.com.pl/showthread.php?t=517
__________________
Robert "Izi" Africa Ostatnio edytowane przez Ola : 28.10.2010 o 16:08 |
01.07.2008, 13:07 | #3 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: okolice Wrocławia na wschód bardziej
Posty: 416
Motocykl: RD03, RD04, 2xRD07, RD07A
Przebieg: okrutny
Online: 1 dzień 1 godz 20 min 51 s
|
Wyprawowy szpej z przymrużeniem oka (07.2008)
http://archiwum.africatwin.com.pl/in...orum=1&id=3050
tu dla przypomnienia, chociaż nie wierzę że jest ktoś co nie wie co to topkejs wyprawowy, to takie połączenie firm Givi, Hepco Becker ,Kappa w celu stworzenia tego cudownego topkejsa, proszę zwrócić uwagę że nawet dla Obi Wan Kenobi firmy te nie nawiązały współpracy i nie wykonały nawet żadnego prototypu, a tu mamy pełną wyprawową wersję 100% sprawną chociaż montaż musieliśmy sami przeprowadzić tu kilka zdjęć z montażu (jeszcze trzeba tą operację dopracować to jednak technologia rejalli) Link do całego wątku: http://www.africatwin.com.pl/showthread.php?t=1030
__________________
Robert "Izi" Africa Ostatnio edytowane przez Ola : 31.10.2010 o 00:02 |
25.11.2008, 13:33 | #4 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: okolice Wrocławia na wschód bardziej
Posty: 416
Motocykl: RD03, RD04, 2xRD07, RD07A
Przebieg: okrutny
Online: 1 dzień 1 godz 20 min 51 s
|
Trochę humoru by Izi (11.2008)
http://www.youtube.com/watch?v=XiG5CkLT_9o
właśnie wymyślili my z Movistarem że przerobimy swoje Africe i się tam wybierzemy też popróbować Link do całego wątku: http://www.africatwin.com.pl/showthread.php?t=2059
__________________
Robert "Izi" Africa Ostatnio edytowane przez Ola : 30.10.2010 o 23:58 |
07.02.2009, 13:44 | #5 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: okolice Wrocławia na wschód bardziej
Posty: 416
Motocykl: RD03, RD04, 2xRD07, RD07A
Przebieg: okrutny
Online: 1 dzień 1 godz 20 min 51 s
|
Scenki z życia by Izi (02.2009)
ku przestrodze, czy raczej dlaczego jeżdżę Africą (zależy od punktu siedzenia)
To musiał być piątek. Tak, zdecydowanie piątek. Poszedłem do pracy, zadzwoniłem w kilka miejsc, poszedłem po kawę do automatu, przy automacie stała Zosia. Gdybym wiedział to, co wiem teraz, zachowałbym się całkiem inaczej. Zamiast pożyczać 20 groszy na kawę, burknąłbym coś w rodzaju: A nie łaska pofatygować się i rozmienić w kiosku. Tak, zdecydowanie tak bym postąpił i nie byłoby tych wszystkich kłopotów. Niestety. Zamiast tego powiedziałem: Jasne, że mam 20 groszy. A potem jak idiota zaproponowałem, że może pójdziemy zapalić. A przecież powinienem wiedzieć, że palenie jest szkodliwe. Co działo się dalej, przysięgam, nie wiem. To znaczy do niedawna wydawało mi się, że wiem, ale jak się okazało, myliłem się. Chwilę poplotkowaliśmy, nawet nie za bardzo pamiętam o czym, a potem wróciliśmy do pracy. Tak mi się wydawało. - No i jak było w pracy? - zapytała mnie żona, kiedy wróciłem do domu. Słowo daję, wszędzie piszą, że najlepszą taktyką jest odmowa zeznań, ale ja nigdy w to nie wierzyłem. - Ach, byłem w pracy, umówiłem się na kilka spotkań. No nic nowego. - I z nikim nie rozmawiałeś? – zdziwiła się żona. - Rozmawiałem z Jankiem i Romkiem. - I to wszystko? - Aha i jeszcze poszedłem na fajkę z Zosią. - I dopiero teraz mi to mówisz. – zainteresowała się moja małżonka. – I o czym rozmawialiście? Słowo honoru, że nie potrafiłem przypomnieć sobie niczego. - Pewnie o pracy? A może o wyposażeniu domu? - A więc radziła się ciebie, jak urządzić mieszkanie. - E tam, od razu radziła – machnąłem ręką – Po prostu opowiedziałem jej, jak malowaliśmy nasze, i poradziłem, jaki rodzaj farby wybrać. A ona się ucieszyła, powiedziała, że dziś niewielu facetów potrafi pomalować mieszkanie i że sama nie ma do tego głowy i może bym kiedyś wpadł z próbnikiem. To znaczy, żebyśmy my wpadli i… i… - poczułem, że grunt osuwa się spod stóp. - To bardzo ciekawe – zawiadomiła mnie słodkim głosem moja żona. – Proszę, kontynuuj. - A to właściwie koniec – kiwnąłem głową. – Wróciłem do pracy, i już. - A ona nic więcej nie mówiła? Wytężyłem pamięć i to, co w niej znalazłem, wcale mi się nie spodobało. - Tak. Nie – odpowiedziałem. - To słucham tego „tak”. – żona usiadła w wyczekującej pozie. - Jak już wracałem do siebie, to cos zawołała – zacząłem się plątać. - I jak to coś brzmiało? - No coś takiego, że może bym jutro wpadł, to znaczy byśmy wpadli, bo szarlotkę akurat robi i przy okazji te próbniki. Farby…… - Wystarczy. – żona podniosła ręce – To umówmy się teraz, że nie idziesz z żadnym próbnikiem, nie doradzasz w sprawie farby i nie dajesz się zwabić do mieszkania tej szczwanej bestii. - Ale już obiecałem. - Kochanie – żona spojrzała w niebo, ale chyba nic tam nie zobaczyła, bo tłumaczyła dalej – jak sądzisz, co się właśnie zdarzyło? - Poszedłem na kawę, pogadałem i wróciłem. - Nie ona tam stała i polowała. Ty byłeś zwierzyną. Podeszła cię, namierzyła i prawie ustrzeliła. A ty nic nie zauważyłeś. To mógłby być koniec, gdyby nie zdarzenie, które nastąpiło kilka dni temu. Poszliśmy na promocję pewnej książki zwabieni francuskim winem, jakim miano częstować gości. Wdałem się w dyskusję o tym, czy naprawdę w tym winie można znaleźć nutę poziomek, i po dobrym kwadransie rozejrzałem się za żoną. Znalazłem ją po kilku minutach ukrytą za filarem razem z jakimś wyjątkowo nieciekawym jak na mój gust osobnikiem płci męskiej. - Pani ma tak niesamowity gust literacki – mówiło to indywiduum. No, teraz to moja żona da mu popalić, ucieszyłem się, pamiętając jej błyskotliwą inteligencję, cięty język i niechęć do pustosłowia. W końcu dopiero co powiedziałem jej, że jest najpiękniejsza na świecie, a ona, dobrze to zrozumiawszy, powiedziała: ”-No dobra możesz jutro wyrzucić te śmieci”. Natychmiast jednak osłupiałem, kiedy moja żona zamrugała powiekami i odparła: - Naprawdę pan tak sądzi? - Dzisiaj już nikt nie czyta Marqueza – westchnęło indywiduum. – Tylko pani i ja. - I jeszcze ja – wtrąciłem się, stając między nimi. – To co? Pogadamy o Kronice zapowiedzianej śmierci? Żona milczała, kiedy wracaliśmy do domu. - Nie rozumiem, o co ci chodzi – powiedziała wreszcie – P o prostu rozmawialiśmy o literaturze. - Taaa – mruknąłem. - On chciał pogadać o tym, czy Marquez się już wypisał. - Ahaaa – przytaknąłem. - Miał ciekawe spostrzeżenia – ciągnęła słabo żona. - I pewnie chciał je kontynuować na jakiejś kawie – podsunąłem usłużnie. - Tak. Nie – zagubiła się. - To może powiedz o tym „tak” – podsunąłem. - Poddaję się to był drapieżnik – westchnęła moja żona. No cóż, nie poszedłem pokazywać próbników, a moja żona nie dyskutuje o Marquezie. Kiedy zobaczyłem przypadkiem Zochę, mruknąłem coś pod nosem i przeszedłem na drugą stronę ulicy. A żona ignoruje kolejne peany na temat literatury iberoamerykańskiej, które nadchodzą mailem. Wczoraj widzieliśmy w telewizji film przyrodniczy. Lwy zaczajały się na antylopy przy wodopoju. Popatrzyliśmy porozumiewawczo na siebie. AFRYKA JEST WSZĘDZIE. Link do całego wątku: http://www.africatwin.com.pl/showthr...light=tytu%B3u
__________________
Robert "Izi" Africa Ostatnio edytowane przez Ola : 30.10.2010 o 23:54 |
23.01.2010, 20:30 | #6 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: okolice Wrocławia na wschód bardziej
Posty: 416
Motocykl: RD03, RD04, 2xRD07, RD07A
Przebieg: okrutny
Online: 1 dzień 1 godz 20 min 51 s
|
Wyprawa do Chin z 1934 (01.2010)
Tak robiłem trochę porządków na kompie i znalazłem.
Może kogoś zainteresuje, zainspiruje do ruszenia z domu. tytuł powinien brzmieć: Ręce przymarzły do kierownicy Siedem grubych skoroszytów z maszynopisami. Pożółkłe czasopisma, album z różnojęzycznymi wycinkami prasowymi i pudła pełne fotografii małego formatu – tyle pozostało po fantastycznej wyprawie pary młodych Polaków sprzed siedemdziesięciu lat. Ona – wówczas 27-letnia drobna blondyneczka, stale uśmiechnięta, z nieodłącznym papierosem. Halina Bujakowska, córka Józefa Korolca, prezesa wileńskiego „Pruidentialu”, który po przejściu na emeryturę prowadził pensjonat „Jasna” w uzdrowisku Druskienniki. On – Stanisław Bujakowski, nieco starszy od żony, syn druskiennickiego lekarza zdrojowego. Wysoki, szczupły, wysportowany. Marzyli oboje o wielkiej przygodzie. Eskapada motocyklem do Chin miała być ich nieco spóźnioną podróżą poślubną. Namiot w plecaku. Cztery koce, dwie poduszeczki, dwa płaszcze od deszczu, walizka, w niej dwie suknie (straszna prawda), dwa sportowe ubrania, po dwa swetry, trochę bielizny, zmiana butów. Kuchnia składana – prymus i rondle z aluminium. Maszyna do pisania. Dwa aparaty fotograficzne. Zapas niezbędnych części zamiennych (…) i komplet narzędzi. Sznur i łopata. Ja i mój chłopiec ubrani w białe combinaison z żaglowego płótna, takież hełmy – ten spis podróżnego inwentarza (pisownia zachowana) widnieje na pierwszej stronie dziennika podróży spisywanego przez Halinę. No i motocykl. W tekstach brak szczegółowych danych na jego temat. Wiadomo tylko, że był angielskiej marki BSA. Pojemność silnika 1000 cm , moc 10 KM. Oczywiście z bocznym wózkiem, wyprodukowanym w Łodzi „na wiedeńskiej licencji”, jak zanotował Stanisław Bujakowski. Zdołałem ustalić, że był to zapewne dwucylindrowy G 34-14 „Word Tour”. Młoda para zamierzała finansować podróż z honorariów za korespondencje prasowe. Ich głównym – jakbyśmy dziś powiedzieli – sponsorem był „Kurier Warszawski”. Mieli też pisać do dwutygodnika „Świat” i czasopisma „Motocykl”. Wyruszyli 19 sierpnia 1934 roku z Druskiennik, ale oficjalny początek wyprawy nastąpił w cztery dni później w warszawskiej alei Szucha, przed ówczesną siedzibą Automobilklubu Polski. Do Indii Trasa wiodła przez Niemcy, Czechosłowację, Austrię, Jugosławię i Bułgarię do Turcji. Prawie miesiąc zabrało im dotarcie na kontynent azjatycki. Tureckie drogi okazały się specyficzne. Szosa taka albo kończyła się mostem rozebranym, zupełnie niezabezpieczonym lub wyglądała jak kartoflisko – pisał Stanisław Bujakowski w korespondencji dla „Motocykla”. Ale i to było zaledwie preludium. Gdy po przejeździe przez Syrię i Irak dotarli do Persji, odziani w swe letnie combinaison, czekała ich niemiła niespodzianka. Z Teheranu do Meshedu odległość przeszło 900 km zajęła nam tydzień czasu. (…) Szosa pomarszczona w drobne fale tak trzęsie, że już na drugi dzień bagażnik był urwany razem z błotnikiem. Trzeciego dnia pękł tylny uchwyt wózka. (…) Stawaliśmy przed wieczorem, gdyż ledwie trzymałem się na motorze. Ręce przymarzły mi do kierownicy, a wiatr północny zamrażał na kość. O spaniu w nocy nie było mowy. W Persji pęka tryb pompy olejowej. Nowy dorabia miejscowy mechanik. W Indiach, gdzie z kolei doskwiera Halinie i Stanisławowi tropikalny upał, pękają mocowania łączące motocykl z przyczepą. Sypią się szprychy w kołach, niedostosowane do trudnych warunków i fatalnych dróg. Mężnie jadą dalej. Bombaj, Kalkuta, tygrysy spacerujące po szosie i monsunowe ulewy. Oraz prozaiczne problemy z nieterminowo docierającymi przekazami pieniężnymi. Ale także zachwyt egzotyczną urodą Indii. Świt. Jak okiem sięgnąć bezkresna równina łąk i piasku. Pierwsze blaski słońca mienią się pastelowymi barwami w smugach mlecznej mgły. Rozwłóczyła się po równinie, opadła, znikła…wstało królewskie słońce – zapisuje Halina na brzegu Gangesu. Pierwsi w Chinach W Syjamie (dzisiejszej Tajlandii) nie wytrzymuje jedno z łożysk w silniku. Porę deszczową, która uniemożliwiała dostawę niezbędnych części, przeżywają w namiocie na skraju dżungli. Stanisław zapada na dżumę. Przez kilka miesięcy Halina pielęgnuje chorego męża i troszczy się o małego niedźwiadka, którym się zaopiekowała. Mozolna wędrówka przez Birmę. Błotnista maź i pijawki wysysające krew. Znów pęka połączenie wózka i motocykla. We francuskich Indochinach jest już lepiej. Luang Prabang, Hanoi, zwiedzanie świątyń Angkor… 21 lutego 1936 roku Bujakowscy przekraczają granicę Chin. Tutejsze asfalty oceniają jako doskonałe, ale BSA z numerem rejestracyjnym W 19484 i tabliczką PL na tylnym błotniku ledwie zipie. Już po paru kilometrach po raz trzeci odpada przyczepa, potem psuje się skrzynia biegów. Ostatni odcinek trasy Halina i Stanisław przebywają na pokładzie statku. 15 marca jako pierwsi europejscy motocykliści wjeżdżają do Szanghaju. Za nimi 23 400 kilometrów dróg i bezdroży, w koszmarnych nieraz warunkach klimatycznych, wśród dzikich zwierząt i nie zawsze przyjaznych Azjatów. Wichry wojny Tu kończy się motocyklowa epopeja, ale nie przygoda życiowa Haliny i Stanisława Bujakowskich. Niebawem Japończycy najeżdżają Chiny. Na Szanghaj sypią się bomby lotnicze. Stanisław fotografuje wojenne okropności i pisze korespondencje dla polskiej prasy, Halina, która spodziewa się dziecka, wyjeżdża pociągiem przez Syberię do bezpieczniejszej – zdawałoby się – Polski. Gdy w grudniu 1938 rodzi się Jarema Stanisław Bujakowski, ojciec wyrusza z Chin, by go zobaczyć. Wybucha wojna w Europie. Halina i Stanisław na długie lata tracą ze sobą kontakt. Bujakowski nigdy już do Polski nie wrócił. Ukończył w Anglii kurs pilotażu, latał w Afryce przerzucając samoloty RAF ze Złotego Wybrzeża do Egiptu. Potem wyjechał do Indii, gdzie dostał pracę w prywatnej firmie lotniczej. Halina Bujakowska z synkiem i resztą rodziny w 1945 roku opuszcza sowieckie już Druskienniki. Osiedla się w Gdańsku, licząc, że nad morzem łatwiej będzie o jakieś wieści od Stanisława. Jej siostrzeniec Hubert Twardowski wspomina, że ciotka spędzała całe dni przy maszynie do pisania. Jak zwykle z papierosem w ustach, porządkowała swe zapiski z motocyklowej epopei. Chciała je wydać w książce. Spore fragmenty opublikowała w 1946 r. – jako korespondencje z egzotycznych, azjatyckich krain – w pierwszych numerach „Rejsów” - dodatku „Dziennika Bałtyckiego”. Potem udało się jej wyjechać do Kalkuty. Zmarła tam na początku lat 60. Stanisław umarł jeszcze wcześniej. Ich syn, Jarema Stanisław Bujakowski, obywatel Indii, reprezentował swój kraj na Igrzyskach Olimpijskich w Squaw Valley (USA) w roku 1960. Zajął 26 miejsce w biegu zjazdowym. Mieszkająca w Polsce rodzina straciła z nim kontakt w kilka lat później. Ot, polskie losy – z motocyklem w tle. Autor: Marek Ponikowski Link do całego wątku: http://www.africatwin.com.pl/showthread.php?t=5465
__________________
Robert "Izi" Africa Ostatnio edytowane przez Ola : 28.10.2010 o 16:18 |
01.06.2010, 01:34 | #7 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: okolice Wrocławia na wschód bardziej
Posty: 416
Motocykl: RD03, RD04, 2xRD07, RD07A
Przebieg: okrutny
Online: 1 dzień 1 godz 20 min 51 s
|
Pomoc dla kirgiskich i afgańskich dzieci (06.2010)
Witam Panie i Panów,
Jak już niektórzy wiedzą, a niektórzy inni dowiedzą się na dniach, bo na pewno się ujawnimy jak dopniemy wszystko , wyruszamy z kolegą Samborem i Kajmanem a kolejną wyprawę, do naszych ulubionych Stanów (byłych republik radzieckich) w Azji, ale to potem, potem. Chciałbym się zwrócić do szanownego grona Africa Twin Forum - POLAND o pomoc i poradę, nawiązaliśmy kontakt z bratem Damianem, Polakiem który przebywa i pomaga dzieciom w Kirgizji, buduje dla nich ośrodki,w ogóle robi dużo dobrego, oczywiście jak zawsze potrzebna jest kasa, ale tu nie o tym (no chyba że ktoś chce pomóc w ten sposób to niech pisze na ) pozwolę sobie zacytować fragment mail brata Damiana (chociaż wiem że jest to sprzeczne z regulaminem forum): dziekuje za propozycje kupna prezentow dla dzieci. Bardzo nam to sie przyda. Kredki, flamstry, notaniki, koszulki bawelniane, jakis sprzet sportowy, czapki bejzbolowki itp. I jeszcze pytanie czy mozna liczyc na kupno ogrzewacza przeplywowego o ktorym pisalem, bakteri do systemu oczyszczalni? I jeszcze jako do motocyklistow chcialem sie zwrocic z posba o zakup jesli da sie cos takiego znalezc 4 pokrywke na felgi, tak zeby zakryc sruby. Kolo na zdjeciu: felga nr 16. Szczesc Boze brat Damian i właśnie tu prośba do was forum, czy ktoś coś takiego ma, może podarować, chce podarować z dobrego serca lub inne szlachetne propozycje, jest producentem, sam nie wiem co jeszcze podsumowując potrzebujemy: - 4 szt. kołpaków na koło 16" - bakterie do systemu oczyszczalni ( nie mam o tym zielonego pojęcia) - ogrzewacza elektrycznego jednofazowego przepływowego firmy BIAWAR model Oskar OP-5S 5,5kW, co najmniej jednej sztuki, ale może być więcej no i konkretnie już dla dzieciaków: - kredki, flamastry, notatniki, koszulki, czapki, sprzęt sportowy itd, itp. część rzeczy mamy, ewentualnie jeszcze kupimy, ale niech tego trochę będzie, bo zabrać mamy gdzie, a potrzeby są ogromne jedyny problem to termin, bo startujemy 10-12 czerwca, czyli czasu cholernie mało, ale jak zawsze musi się udać jak coś to piszcie tu, walcie na , dzwońcie, wysyłajcie do mnie. Wszystkim którzy zechcą pomóc już teraz wielkie DZIĘKUJĘ BARDZO a tu lista dobrych ludzi (jeżeli ktoś nie życzy sobie tu być, a chce pomóc, niech da znać, będę wpisywał Anonim) -Zoltan -Gawlicki Radosław -Michoo -Zbyszek_Africa -Kolega Wojtek http://www.wojtektravel.pl/ dobry kompan wycieczek, który także w tamtym roku przy podobnej akcji pomógł nam jak nikt, zawsze na chłopa można liczyć -Zombi -Laska vel Michał Laskowski -Fifty vel Krzysztof Posłuszny -Podos vel Krzysztof Podosek -Rumianek vel Renata klan BMW -Wieczny -Vooytas -Wojtek77 -Bohdan Urbański -firma Marfor tylko takie namiary były -Anonim -Anonim Link do wątku: http://www.africatwin.com.pl/showthread.php?t=6675
__________________
Robert "Izi" Africa Ostatnio edytowane przez Ola : 09.11.2010 o 12:23 |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Highlands Scotland – Lewa jego, lewa jego, lewa jego mac! [2010] | bajrasz | Trochę dalej | 85 | 12.06.2012 02:17 |