|
![]() |
#1 |
![]() Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Bialystok I Akalice
Posty: 1,726
Motocykl: AT RD07a; XR600R
![]() Online: 2 miesiące 1 tydzień 5 dni 12 godz 6 min 25 s
|
![]()
Evvil skończył na tym, że przyjeżdżamy do Borsy, czyli mamy wtorek, 27 maja.
Na kolejne dwa dni podzielimy się, z grubsza na tych co mają kaca i na tych co mają mniejszego kaca. A ponieważ nie chcę zakładać nowego wątku, zdam tutaj krótką relację ze środy i czwartku – a było ciekawie. Ale tytułem wstępu… Zakwaterowaliśmy się w Borsie. Za przyzwoitą cenę, 30 lei za dobę, dostaliśmy przytulne i czyste pokoje w cabanie – tj szopie zbitej z desek, przystosowanej do przyjęcia turystów. W cabanie były 3 pokoje po dwa miejsca, a nas siedmiu, więc jednemu musiał przypaść przykry obowiązek spania jak ostatni lamer w pięknym pokoju z łazienką w pensjonacie. Padło na Krzyśka, prosił, żeby nikomu o tym nie mówić. My mieliśmy adventure – do łazienki ok. 10 metrów przez podwórko, pokoje bez okien, na podłodze linoleum. Jeszcze dostaję dreszczy na to wspomnienie… Ale perspektywa ciepłego prysznica….. Tomek poleciał pierwszy, zdążył się namydlić, ale wtedy podgrzewacz gazowy wody odmówił posłuszeństwa. Nie spłukał się w zimnej, gdzie tam, czekał namydlony na ciepłą wodę. Tak, a jeszcze dwa dni wcześniej mył się w strumieniu… Na szczęście właściciel pensjonatu reagował szybko na nasze skargi ![]() Po toalecie zasiedliśmy do śliwowicy od pasterzy. Była wyborna, nawet zapijać nie trzeba było. Ale my stawialiśmy sobie poprzeczkę wyżej, więc zaczęliśmy śliwowicą zapijać piwo… ![]() W tym czasie zaplanowaliśmy dzień następny: skoro mamy track Louisa na Farcau to musimy z niego skorzystać. Plan prosty. Mamy bazę, zostawiamy bambetle i jedziemy na „lekko”. Z Borsy musieliśmy się dostać do Repedea, asfaltem około 50 km. Coś mi się zamaniło, że ustalałem track z Borsy do Repedea, który poprowadzi nas szutrami. Jak bardzo się myliłem… Potem poszliśmy na kolację. To już chyba tak 21-sza była? W znalezieniu miejsca na posiłek z zapałem zaangażowała się żona gospodarza, Leduszka. Przeciągnęła nas po Borsie, ona samochodem, my na nóżkach, aż w końcu trafiliśmy do Tuborga, gdzie pizza jest po prostu zarąbista. Nazwy Cippola, Bomba, Regina, Quatro Fromaggi będą nieodłącznie kojarzyły mi się z Maramuresz. Leduszka z córką posiedziała z nami trochę i m.in. opowiedziała historię swojej miłości. Otóż jej mąż pochodzi z Belgii (lub Holandii) i wiele lat temu podczas pobytu w Rumunii zakochał się w pięknej młodej kelnerce, Leduszce właśnie, dla której porzucił swoje dostatnie życie na bogatym zachodzie, przybył do Borsy i pojął ją za żonę. I tak siedzieliśmy i konwersowaliśmy sobie po angielsku. Nasz angielski z upływem czasu (i piwa, albo nawet wódki, bo nie wszystko chyba pamiętam) stawał się niezwykle płynny, w pewnym momencie byliśmy nawet w stanie rozumieć i interpretować poezję angielską… Leduszka z córką już dawno pojechały, my ciągle zażarcie dyskutujemy i nagle ktoś zwrócił uwagę, że Wojtek tłumacząc coś Mateuszowi ma problem z doborem właściwych słów: „You understand…yyyyyyy……. because…. yyyyyy......” Olśnienie, o k..rwa, on ciągle jeszcze mówi po angielsku… Czas już na nas panowie … jutro jedziemy na Farcau |
![]() |
![]() |
![]() |
#2 |
![]() Zarejestrowany: Aug 2012
Miasto: Toruń
Posty: 1,343
Motocykl: LC8 SuperEnduro
![]() Online: 4 miesiące 1 tydzień 5 dni 13 godz 6 min 38 s
|
![]()
Dobre :-)
|
![]() |
![]() |
![]() |
#3 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2013
Miasto: Krakow
Posty: 23
Motocykl: Tiger 800 xc
![]() Online: 21 godz 36 min 9 s
|
![]()
Tom moze teraz ja troche pociągnę ze swojej perspektywy. Kolejny dzien, ranek szybkie sniadanie, bambetle zostają a my na Farkau
![]() ![]() ![]() Pytamy Śluze tedy a ten " nie no track prowadzi obok ale chciałem troche urozmaicić" urozmaicenia wygladaly tak ze zbaczaliśmy z tracku jechali kilkadziesiąt metrów gdzie co rusz to ktoś kładł motor i po pewnym czasie była zawrotna. Dodać tutaj należy że dzien ten ochrzcić mozna dniem paciaków Śluzy. Normalnie przejechawszy długie podjazdy kamieniste stoimy sobie na łące jaranie, picie - mamy ruszać a tu paciak - kto? - Śluza. Wstajemy pomagamy. Jedziemy dalej znowu bęc kto tym razem... ? No jak to kto przecież to jego dzien ![]() A propos podjazdów kamieniatych - wymiękłem jak po pokonaniu zajebistego podjazdu juz na końcówce mocy zobaczyłem Wojtka jadącego sobie na siedząco na pełnym luzie - mozna powiedzieć góral pełną gębą - góry ma we krwi.. Nieraz co prawda zamiesza angielskim... ![]() Wystyrmawszy sie powyżej lini lasu zaczęła sie wspaniała jazda, wąskie dróżki, owce, poloniny przed nami i gory, coraz wyższe gory. Gdzies tam z tyłu głowy kołatała jedynie myśl kuźwa przecież trzeba bedzie tez tędy wrócić a to juz na bajkę nie zakrawa. Ale co tam póki do góry frajda na całego. Wyjeżdżamy za niewielkie wzgórze a za nim piękny, dluuuugi, prostu jak strzała podjazd - trochę ziemi z gliną, wydaje sie przejezdy i problemu nie sprawi.. Hmmm.. Sprawił... Położyliśmy wie w większości nie licząc Wojtka i Krzycha. Jadąc w połowie czując uśluzgi myśle łąką będzie łatwiej- trawersując. Więc targam po skosie widząc kątem oka z gory schodzacego Wojtka cos usilnie machajacego rękoma. Co on tam macha, Hmm.. ![]() Koniec końców wyskrobalismy sie wszyscy na górę a tam... Tam to dopiero objawił sie podjazd i gory w całej okazalości. I oczywiscie rozterki grupy... - dalej nie jedziemy. - no jak to, drzemy dalej tam w oddali na tej nazwijmy to ledwo widocznej półce będzie sie mozna zatrzymać. (Skoro jakies konie tam stoją... ) I tak generalnie na przemian poczuliśmy szacun i pokorę przed górą. I z tą pokorą a może ba przekór niej ruszyliśmy dalej... |
![]() |
![]() |
![]() |
#4 |
![]() Zarejestrowany: Dec 2011
Miasto: Szkieletczyzna/Kielce
Posty: 176
Motocykl: DRse / XRL / WSK/ URAL 750
![]() Online: 1 miesiąc 4 dni 16 godz 43 min 2 s
|
![]()
Hahahahah Marcin dzięki za przypomnienie tej konwersacji z Wojtkiem
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#5 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2013
Miasto: Krakow
Posty: 23
Motocykl: Tiger 800 xc
![]() Online: 21 godz 36 min 9 s
|
![]()
Ufff wyjechałem... Kuźwa wyjechałem jak słowo honoru. Macham do reszty w oddali dawać, kolejny.. A Ci nic. Myśle no nieźle mnie ubrali bo zjazdu w dół jakoś nie widzę... Ale ruszyli.. Mateusz targa pod górę, mozna powiedzieć jak na rodeo skacze między koleinami. Już miał go byk powalić ale odkręcił i wyszedł. Jak mu sie to udało tylko on wie bo wszyscy widzieliśmy juz go leżącego w połowie.
Po chwili ruszyli kolejni. To co? Dalej trawersem bo ścieżka juz za stroma zobaczymy "co tam jest". Mozna powiedzieć to hasło jak i wcześniejsze "dalej będzie luźniej" dosyć często nam przyświecało. Zaczęła sie wiec jazda bokiem gory jakąś zanikającą ścieżką na której tylko co jakis czas dało sie wypatrzeć odbite kopyto. Kozic tam chyba nie ma myśle sobie - skoro koń czy byk dał radę to i motor pójdzie. Małe obsunięcie terenu, luźna ziemia - da radę dalej ale przyda sie asekuracja - szkoda by było rozstać się z motorem na jakies 100 metrów w dół, a i wyciągać później.. Dziarsko przeprawilismy sie przez to piekiełko i stanęliśmy przed kolejnym. Piękna polonijna, dluuuga i stroma, wydającą sie na równą - co jak sie pózniej okazało tyle miało z równym wspólnego co izba lordów z izbą wytrzeźwień ![]() Polonina ta okazała rownież niezłomność charakteru Śluzy - słowo jak się chłop zaparł to w końcu pokonał i na górę wyjechał. Dodam tutaj ze byliśmy juz tak zmęczeni ze będąc u gory kibicowało sie by kazdy wyjechał bo jakiekolwiek zejście w dół i ponoszenie motoru było nieziemską katorgą. Jak Ci ludzie popieprzają po tych górach całymi dniami na nogach. Ale co tam... Słuchajcie: jak juz wystryrmaliśmy sie na górę Farkau stanął przed nami otworem. W końcu zobaczyłem szczyt na ktory sie wybieramy. A teraz to juz bedzie sielanka bo pojedzie sie wierzchołkami połonin. Sielanka... Hmm.. Czterysta metrów przepaści z jednej, czterysta metrów przepaści z drugie, a szerokość ścieżki momentami oscylowała w okolicy 50 cm. Istna sielanka... ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#6 |
![]() Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Bialystok I Akalice
Posty: 1,726
Motocykl: AT RD07a; XR600R
![]() Online: 2 miesiące 1 tydzień 5 dni 12 godz 6 min 25 s
|
![]()
Dzień 6 – 28 maja 2014 – jak Farcau zdobywaliśmy
Phantom wyraźnie zgubiłeś jeden dzień… pamięć ulotna jest ![]() Ustaliliśmy poprzedniego wieczoru, że skoro mamy track Louisa na Farcau to musimy z niego skorzystać, ale koniecznie trzeba wstać wcześnie. Niestety nieliczni tylko wstali: ja, Krzysiek, Tomek i Mateusz. Z Borsy mamy się dostać do Repedea szutrami, bo mam track. Taaaaaaa..... szybko się ten track skończył.... wręcz nie zaczął Wyjeżdżamy z Borsa przez Baile Borsa do skrzyżowania szutrówek na przełęczy, które już wczoraj zaliczyliśmy. Tylko wczoraj skręcaliśmy w lewo, ale w prawo wiodła też jakaś fajna dróżka. Na skrzyżowaniu pasterz stoi, więc grzecznie pytam: „Repedea?!”. Kiwa głową, że tak. No to gites, jedziemy. Pytałem ze swoim podlaskim zaśpiewem z mocnym zaakcentowaniem ostatniego A, czyli: Repedea? brzmiało mniej więcej tak: Dobrze jedziem, a?! Potem spotykamy jakąś ciężarówkę z drewnem. Znowu grzecznie: „Repede-a?!”. Macha głową i rękami, że prosto tak, w prawo nie, bo masakra, prosto będzie dobrze. Po paru kilometrach spotykamy ekipę na transalpach, z którymi generalnie mieszkamy pod jednym dachem w Borsie. Skąd oni tu? Oni jadą z Carlibaby, z drugiej strony przełęczy Prislop. My dokąd? My do Repedea, wjeżdżamy na Farcau, zupełnie w inną stronę. Pożegnaliśmy się i dzida. Po drodze jeszcze jednego gościa się pytamy, a on kiwa, że w prawo Carlibaba, a w lewo że nie, że czarna dupa…. To my oczywiście w czarną dupę I tak jeździliśmy wte i wewte i znowu padła mi pompa. P1020072.jpg Chłopaki każą mi się przełączyć na grawitację, ja proszę o jeszcze jedną szansę dla niej. Czyszczę ją z błotka, uszczelniam silikonem, taśmą itd Ładne okoliczności przyrody, nad strumieniem, naprawiam. P1020068.jpg Chłopaki czekają, nudzą się, więc zaczęli czytać jakąś tablicę informacyjną. Mateusz nagle się pyta: - A to nie dziury po kulach w tej tablicy? Uhu. Ich ruchy stały się nagle czujniejsze, takie spięte, tygrysie. W gębie guma a czujny jak puma. Ręce trzymają w kieszeniach, ale gotowe jakby do wyciągnięcia z nich rewolweru w mgnieniu oka. Oczy zmrużone rozglądają się po zboczach przenikliwie próbując wypatrzeć przynajmniej jakiś refleks odbity od lunety karabinu snajperskiego… - Gotowe. Jedziemy? – przerwałem ich czujność. Kuźwa, kaski chyba na lewą stronę by ponakładali tak szybko się zwinęli. I pojechaliśmy, ale gówno tam ujechaliśmy, bo znowu pompa zakaprysiła. Chłopaki drugiej szansy nie dali i przeszedłem na grawitację… Już ładnych parę godzin jeździmy tak i nigdzie właściwie nie dojeżdżamy. A to musimy zawrócić bo granica ukraińska, a to jakaś zrywka i ślepa droga. P1020070.jpg Nie żeby się nam nie podobało, ale to chyba nie do Repedea taka droga.. No to jedźmy już do tej Carlibaby wpisdu. Pojechaliśmy drogą bez historii i w Carlibabie zatrzymaliśmy się na obiad w restauracji przy hotelu. Wracać do Borsy? Nie, bez sensu. Wyjąłem mapę i już wytyczamy trasę. Jest, całkiem fajna do zrobienia. Pojedziemy z Carlibaby drogą nr 17D do wioski Sant, a stamtąd jakieś cudne agrafki pną się w górę. Jemy, płacimy, jedziemy… i wpisdu lądujemy na przełęczy Prislop. Widział ktoś skręt na 17D? Nikt. Z hotelu powinniśmy skręcić w prawo a nie w lewo!!!! Na przełęczy jest naprawdę zimno. No i już późno. Szybka decyzja co robimy? Tomek decyduje się wracać do Borsy. A my widzieliśmy gdzieś na jakimś zakręcie szutrówkę, więc wracamy do niej i nią jedziemy. I znów powtórka z przedpołudnia. Droga kończy się megabłotem, potaplamy się jak ogry, krótki spacerek, aby zobaczyć co dalej, zawracamy i próbujemy inną. P1000176.jpg P1000178.jpg P1020084.jpg Błoto było tak zdradliwe, że w pewnym momencie na wąskiej dróżce moje przednie koło zatrzymało się, tylne je wyprzedziło, obróciłem się o 180 i się zastanawiałem, z której strony właściwie przyjechałem. Ale podnoszę się i walczymy dalej. Determinacji nam nie brakuje, bawimy się taką jazdą. Przed nami kolejny błotnisty podjazd. Krzysiek zgodnie ze swoją taktyką "jedziemy dalej, ale wy przodem" puszcza nas przodem i patrzy kto i jak się wypierniczy, to on wybierze inną drogę ![]() W końcu zostaliśmy pokonani…. Na drogę deszcz naniósł gęstego błocka, w które zostałem wessany. P1020088.jpg P1020091.jpg Nie muszę opisywać jaka to mordęga wyciągnąć motocykl z takiego bagna. Ale też jaka radocha: w błocie po kolana. Ja chociaż mam sucho w butach, bo Mateusz z Krzyśkiem zamiast butów mają jakieś pepegi. Krzysiek wręcz podeszwę powertapem przykleił. Krzysiek ciągnie za lagi, Mateusz pcha, a ja… Ja mam najwięcej do zrobienia- dodaję gaz, puszczam sprzęgło, pcham i jednocześnie wszystko nagrywam. Wspólnymi siłami przeciągamy Afrykę na twardy grunt. P1020089.jpg Idę zobaczyć co dalej. Ale dalej się nie da jechać, jest stromy podjazd z powalonymi kłodami w poprzek drogi. O matko, ale Krzysiek idzie to zobaczyć, a on zawsze mówi: „Jedziemy dalej” Postał, pocmokał i stwierdził,...... że się nie da. Powietrze ze mnie zeszło, serce wznowiło pracę, uspokoiłem się i zarządziliśmy odwrót do Borsy. P1020098.jpg Na widoki nie mogliśmy narzekać P1000182.jpg Te widoki, które chłonąłem z siodła motocykla.... Tego nie da się porównać do górskich pieszych wędrówek. Na motocyklu trasa pokonywana jest szybciej, więc widoki pojawiają się i upychają w głowie w szybszym tempie i odżywają mocno później w trakcie pisania relacji, oglądania zdjęć, odtwarzania filmików. Do tej pory nie mogę się otrząsnąć z Maramureszu... Jutro jedziemy do Repedea asfaltem… Swoją drogą, co oni myśleli jak pytałem „Repedea?!”… Google translator trochę mi rozjaśnił: REPEDE znaczy po rumuńsku SZYBKO. Zatem moje pytanie chyba brzmiało: „Szybko, a?” |
![]() |
![]() |
![]() |
#7 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Podlasie
Posty: 2,660
Motocykl: nie mam AT jeszcze
![]() Online: 2 miesiące 2 tygodni 6 dni 22 godz 59 min 30 s
|
![]() ![]() Rumuński język jest super! Prawie jak łacina ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#8 |
....OLEJ....
![]() Zarejestrowany: Dec 2009
Miasto: Pniewy-Londyn
Posty: 1,337
Motocykl: RD07a
Przebieg: 6006 km
![]() Online: 1 miesiąc 4 tygodni 1 dzień 17 godz 45 min 3 s
|
![]()
Mygosi pewnie spodobalo sie rumuńskie "dzień dobry"
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#9 |
![]() Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Bialystok I Akalice
Posty: 1,726
Motocykl: AT RD07a; XR600R
![]() Online: 2 miesiące 1 tydzień 5 dni 12 godz 6 min 25 s
|
![]()
Dzień 7 – 29 maja 2014 – jak Farcau zdobywaliśmy; część 1
Dlaczego Farcau? Właściwie to dlaczego Maramuresz? Od momentu kiedy zobaczyłem wspaniale zrobiony film Louisa z 2011 zapragnąłem pojechać na Maramuresz. Najbardziej zapierały dech fragmenty z wjazdu na Farcau. Coś niesamowitego. Evvil skontaktował się z Louisem, dostał od niego track, ale z zastrzeżeniem, żebyśmy się nie pchali tam Afrykami. ![]() Nie rozumieliśmy ostatniego zdania… Porankiem znów podzieliliśmy się według tego samego klucza co dzień wcześniej. Cofnijmy się na chwilę do poprzedniego dnia... ![]() P1000184.jpg Śliwowicy wprawdzie poprzedniego wieczora nie mieliśmy, ale pozostaliśmy wierni co do reguły zapijania. Z tą małą colą to się Tomek wygłupił, potem zresztą przepraszał P1020115.jpg Wracając z knajpy wpadliśmy na pomysł zrobienia sobie zdjęcia grupowego. Humory dopisywały do tego stopnia, że nasze serca otwarły się na ludzką niedolę. Napotkany na przystanku bezdomny gestem poprosił nas o papierosa, a my w nadludzkim odruchu dobroci złożyliśmy się po 10-20 lei i wręczyliśmy my mu sporą sumkę. Papierosa też dostał, mógł sobie nawet wybrać markę. Następnego dnia do wyjazdu stawił się: Wojtek (you understand), Krzysiek, Mateusz, Tomek, Marek, który generalnie jeździł z Transalpami, i ja. Sawy pożyczył nam navi z trackiem, dzięki Sawy. Z Borsy pomknęliśmy da Repedea, asfaltem oczywiście. To stamtąd rozpocznie się faktyczny wjazd na Farcau. Po około 50 km docieramy do Repedea, gdzie akurat odbywa się targ przy głównej ulicy. Na poboczu można chyba kupić wszystko: od owoców i warzyw po okna z profili PCV. Jadąc szosą przez Repedea track kieruje nas w lewo, w jakąś wąską uliczkę, na którą normalnie nie zwrócilibyśmy uwagi, i zaczynamy wspinać się po brukowanej drodze w kierunku rosnących przed nami gór. Jadę pierwszy, tempo mamy dobre. Wyskakuję zza osłoniętego krzakami zakrętu, z naprzeciwka pędzi VW Golf, tylko ręką zdążyłem ostrzegawczo do kierowcy machnąć i patrzę w lusterko spodziewając się najgorszego, bo za mną leciał Tomek. W tym samym momencie widzę zapalające się światła stop w golfie i Tomka wylatującego zza zakrętu. Naprawdę niewiele brakowało. Ufff, znowu uratowałem komuś życie. Jedziemy dalej. Brukowana ulica przechodzi w kamienisto/szutrową górską drogę. Ciągle w górę, wspinamy się, ale niepokoi mnie, że jest jakoś za łatwo. Louis mówił ![]() Wreszcie staję przed trudnym wyborem, bo pojawia się pewna niejednoznaczność: czy jechać dalej drogą skręcającą w lewo czy wspiąć się jakimś ostrym podjazdem jeszcze lewszym niż droga. Wybieram podjazd i wjeżdżam pod niego z łatwością i profesjonalną pewnością siebie. Zaraz za podjazdem zatrzymuję się i czekam aż wszyscy wjadą. Bo wiecie, ja jestem taki, że czekam na każdego i jeśli ktoś upadnie to biegnę mu pomagać. ![]() No i właśnie wszyscy wjechali, pojechali trochę wyżej, ja ruszyłem za nimi ….. i jakoś lamersko się wypierdzieliłem. Powiało teraz lekką amatorką. Musieliśmy zawrócić na track. Poczułem już, że coś nie tak z paliwem. Znowu problemy z pompą? Aaaa, zapomniałem nadmienić, że poprzedniego dnia po powrocie z dużej wódki i kilku piw razem z Mateuszem pożyczyliśmy od Sawego pompę mikuni i podłączyliśmy do mojej Afry. Ale jak podłączyliśmy ![]() Przewód chyba odpowietrzenia/napowietrzenia baku podłączyliśmy jako podciśnienie do pompy, ale jeszcze z tym jakoś jeździłem, bo nawet nie pamiętaliśmy tego. Po paciaku paliwo przelało się pod/nad membranę pompy i nie działało to już dobrze. Motocykl tracił moc w najmniej odpowiednim momencie. P1020130.jpg Pod ten podjazd jeszcze wjechałem jak mistrz i czekałem komu pomóc P1020144.jpg Ale potem na wolnych obrotach albo mi zaczynała się dusić lub wręcz wariować i wchodzić na 3000 obr. Jedyna pomoc na jaką mogłem liczyć to ta ze zdjęcia. Potem było coraz gorzej, vide zdjęcia poniżej 99999.jpg Procedura standardowa – przechodzimy na grawitację P1020168.jpg Jedziemy dalej. W końcu wyjeżdżamy ponad linię lasu i ………łaaaaaaaaał, ![]() P1000195.jpg Niemal co kilkaset metrów zatrzymujemy się i ………..łaaaaaaaaaaaa P1020181.jpg Szyja boli od kręcenia głową, gdzie oczu nie przyłożysz tam góry i pagórki po horyzont. Niski pułap skłębionych ciemnych chmur jeszcze bardziej potęguje piękno Karpat. To już koniec łatwego. Teraz zaczyna się dopiero prawdziwa walka. Musimy wjechać kolejno… 999991.jpg Na pierwszym podjeździe upadam. Zresztą nie tylko ja. Wyraźnie moja tylna opona Metzeler Enduro Sahara nie daje rady. Ale podnoszę się, zjeżdżam i próbuję jeszcze raz. Już, już niewiele brakuje….. i znowu gleba. Chłopaki pomagają mi się pozbierać, ale ja nie dam rady jechać. Wyręcza mnie Mateusz, który musi jeść dużo kaszy ze skwarkami, bo skąd w nim tyle sił. Zdobywamy pierwszą halę. Jeszcze tylko czekamy na Marka, ale on chyba nie da rady… A tu niespodzianka, Marek się wpyrkał, a taki niedoświadczony. P1000203.jpg Jestem wykończony, W Y K O Ń C Z O N Y… Kuźwa dalej nie dam rady. ![]() Następny podjazd poważnie wystawia na próbę moją silną wolę P1000200.jpg Pierwszy zaatakował ten podjazd Tomek na swoim Tigerze XC. Ładnie poszedł, aż dziwne, bo ten motocykl był cały czas zepsuty, (ktoś w końcu to musiał powiedzieć). Potem Mateusz, już byłem pewny, że wyglebi, a jednak jakimś cudem wjechał. Następny Krzysiek, Wojtek… wjechali. Ja pier….ę, ja nie dam rady, nie jadę i już. Marek też chce zostać, też ma Saharę. Taaak, najlepiej zwalić na opony… Chłopaki wjechali na pierwszy podjazd, ale wyżej już nie jadą tylko szukają trawersu i znikają mi z oczu. Marek chce zobaczyć co jest dalej na tej hali, a ja się waham… Zalega cisza, nie słychać warkotu silników, tylko wiatr.. Możecie to sobie wyobrazić? Waham się, czy zostać z Markiem i uratować tylko jego, czy jechać za chłopakami i uratować cztery istoty… Odpowiedź jest tylko jedna… Dylemat następny: na jedynce czy na dwójce? Nie pamiętam na którym biegu, ale wjechałem gładziutko. Na górze zatrzymałem się, żeby zawołać Marka, ale go nie widzę. Chłopaków też zresztą nie, ale jest w trawie jakiś lekko widoczny ślad więc po nim jadę. Ślad doprowadza mnie do jakiejś krowiej ścieżki, w oddali widzę chłopaków jak zmagają się przy jakimś żlebie. Uf, uratowałem ich…. P1000209.jpg P1000205.jpg Jestem w euforii. Jak ja się cieszę, że pojechałem za nimi... CDN Ostatnio edytowane przez sluza : 24.06.2014 o 23:31 |
![]() |
![]() |
![]() |
#10 |
![]() Zarejestrowany: Aug 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 1,146
Motocykl: oby złodziej kulasy połamał
Przebieg: :(
![]() Online: 3 tygodni 1 dzień 18 godz 11 min 26 s
|
![]()
Dobrze że Śluza przejął inicjatywę, bo ich dwa dni były ciekawsze niż nasze
![]() - Chłopaki, wstawajcie już piąta rano ![]() - .................. @#$@#$@#$@!!@ - No dawajcie jedziemy - ..... HRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRrrrrrrrrrrrrrrrr rrrrrrrrrrrrr .... O 9 przy śniadanku. - Coś robimy? - Na razie trzeźwiejemy O 11 przy drugim śniadanku - Coś robimy? - ... można by się zacząć gdzieś zbierać - A chce wam się? - ........ - to czekamy na natchnienie.
__________________
------------------------------------------------------ XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX ------------------------------------------------------ |
![]() |
![]() |
![]() |
|
|
![]() |
||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Maramuresz 24.05 - 30.05 | Evvil | Umawianie i propozycje wyjazdów | 149 | 15.05.2014 22:44 |
Maramuresz | Evvil | Umawianie i propozycje wyjazdów | 144 | 08.02.2014 12:21 |
Maramuresz - 100 kilometrów offu solo [Sierpień 2011] | bukowski | Trochę dalej | 21 | 08.01.2014 14:15 |