17.11.2010, 00:30 | #101 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,668
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 5 godz 18 min 56 s
|
No, czekam na te pstrągi
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację. |
17.11.2010, 02:29 | #102 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,668
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 5 godz 18 min 56 s
|
Następny dzień z założenia miał być fajny. Wiadomo, Sahara, piachy i te rzeczy. Niestety nie było różowo. Zaczął Franz, który poprzedniego wieczoru, wydawałoby się, że spowolniony w reakcjach, nagle przyspieszył i poszedł spać o... 19. Puszek doczekał tarzinu, ale usnął chwilę później. Miało to konsekwencje nocne. Obaj wstali o 4 i zaczęli przygotowywać sobie żarcie doktoryzując się przy okazji na okoliczność obsługi kuchenki MSR. W Puszku dodatkowo obudziła się żyłka fotograficzna i zapragnął mi zrobić fotę, naturalnie z fleszem, z odległości pół metra. Podobnie jak i wielu Marokańczyków nie przepadam, gdy mnie fotografują. Wytrącony ze snu powiedziałem więc Puszkowi, by odszedł szybko.
Wyruszyliśmy tuż po śniadaniu. Nieprzesadnie obfitym, ale na pustyni i rak ryba, czy jakoś tak... Po paru kilometrach dojechaliśmy do Ramlii, zatankowaliśmy z beczki i wyruszyliśmy na odcinek, o którym 7greg, by powiedział, że oddziela chłopców od mężczyzn. Tzw. sucha rzeka ma w tym miejscu około 5 kilometrów szerokości. Wystarczy pojechać parę kilometrów w jedną albo drugą stronę, by skrócić te męki, ale w końcu przyjechaliśmy tu, by się czegoś nauczyć. Podziękowaliśmy więc za sugestie, że tędy się nie da, odrzuciliśmy propozycje skrótu i wjechaliśmy między na piachy. Nie było aż tak źle, ale Ci z nas, którym do tej pory piasek na drodze kojarzył się z pozostałościami zimy na asfaltowych zakrętach zwolnili tempo i szerzej rozstawili nogi. Pekaes i Artek, ciągnęli się z tyłu asekurowani przez Puszka, ja ze Zbychem i Franzem szukaliśmy drogi. Marek był raz z przodu, raz z tyłu. Nie było bardzo gorąco, ale na czołach perlił się pot, z wysiłku zaczęły drżeć ręce, a z nerwów poniektórym i nogi... Kiedy Pekaes dwunasty raz podniósł tego dnia Afrykę (a nie jest przesadnie wielki, oceniam go na 65 kg) zaczął wątpić w sens tego co robi i rozglądał się za jakąś ciężarówką, która wybawiłaby go z tego kłopotu, w który dał się wmanewrować. My też zauważyliśmy, że pije więcej niż jego Afryka pali i nieco zwolniliśmy tempa. Jakoś po 3 godzinach byliśmy 6 kilometrów dalej. Trochę czasu zajęła reanimacja Pekaesa i niewiele mniej reanimacja KTMa, który chciał mieszankę wzbogacić saharyjskim piaskiem. Wyjechaliśmy w końcu z tej nieszczęsnej rzeki i trochę sobie z Puszkiem powiedzieliśmy przykrych słów różniąc się w ocenie zaistniałej sytuacji. Przejąłem Pekaesa i twierdzę, że dzięki mnie stał się on Pekaesem pospiesznym, takim który do końca wyjazdu nie zwalniał na piachach. Czy w tym więcej zasługi Puszka czy mojej można dyskutować, na pewno najwięcej Pekaesa, który uwierzył, że można... Po kolejnej gumie Pekaesa (znów Franz naprawiał, brawo ten Pan!), ustaliliśmy, że szukamy czegoś do picia. Wyrwałem do przodu wiedząc, że jesteśmy w pobliżu wsi. Za mną pognał Pekaes i Zbychu. Po 15 kilometrach droga się rozwidliła niedaleko knajpy. Skręciliśmy i zamówiliśmy coś do picia. Po 5 minutach 50 metrów od nas przejechał Franz. Nie zauważył nas, mało nie umarliśmy ze śmiechu! Chwilę później Marek – również nas nie zauważył... W końcu również Artek i Puszek przejechali nie słysząc ani naszych krzyków ani nie widząc jak skaczemy próbując zwrócić na siebie uwagę. My tu pijemy i mamy ich gonić? Niech przyjeżdżają; wysłannikiem do centrum wsi uczyniliśmy oberżystę. Odpalił komarka i pomknął w niebieskim dwusuwowym obłoczku. Nie minęło i 10 minut kiedy wrócił. Sam. Pojechali? Bez nas? Dogonimy; ruszyliśmy natychmiast. Jeszcze na horyzoncie widać było podniesiony przez nich kurz. Kwadrans i ich dojdziemy. Bylibyśmy doszli, gdyby nie kilkudziesięciometrowa łacha piachu. Zbychu zaatakował ją zbyt szybko, motocykl wypluł go i daleko i wysoko. Beemka po altonenie została niemal w miejscu, ale obrócona o 180 stopni. Zbyszek leżał blady, w dodatku marudził że nogę złamał. Tempo w jakim puchła faktycznie potwierdzało jego obawy. Pół godziny później, wsiadł jednak na motorek i był w stanie kontynuować jazdę. Byłem pewien, że nasi koledzy poczekają na nas przy rozjeździe na Tagounite i Zagorę. Nie czekali. Zrobił się problem, nie byłem w stanie sobie wyobrazić dlaczego pojechali bez nas. Zapewne sądzili, że jesteśmy z przodu, ale minęły już ze 2 godziny od kiedy się nie widzieliśmy. Umówieni jesteśmy wieczorem w Zagorze. A z tego rozjazdu do Zagory bliżej... Nie jestem pewien, którędy pojechali, czy w ogóle zauważyli rozjazd. Obserwując Puszkowe problemy z navi miałem podstawy, by sądzić że pojechali prosto. (Jak się okazało myliłem się jednak.) Mimo wszystko uznałem, że będzie bezpieczniej jeśli nasza trójka pojedzie krótszą, i znaną mi drogą do Zagory. Traska zrobiła się gładka jak stół i pozwalaliśmy sobie na te 80-100 km/h. Do momentu gdy mój motocykl zaczął się prowadzić trochę gorzej, a w końcu całkiem źle. Od kilkunastu kilometrów wiedziałem, że schodzi powietrze z przedniego koła. Mieliśmy ze sobą wszystko co trzeba do naprawy, prócz pompki oczywiście. No, ale nie planowaliśmy dziś podziału. Po 20 kilometrach na flaku znajdujemy jakąś wiochę i warsztat. Facet chce za nową dętkę 200 euro, ale ostatecznie dogadujemy się na 10 wraz z usługą wymiany. Później droga trochę się podnosi i staje się coraz bardziej kamienista. Zapada zmrok, uruchamiamy GPS, mamy jeszcze ze 30 km do Zagory. Damy radę. Nawet nie bardzo wiem jak to się stało, ziemia po prostu mnie nagle zaatakowała. Uderzyłem daszkiem o planetę kilka razy zanim się zatrzymałem. Z babci lało się na zielono. Koniec jazdy? Reanimacja przebiegła dość szybko, straty w sprzęcie nie były wielkie, odpadł błotnik, kamień zerwał korek z chłodnicy. Jak cholera bolały natomiast żebra i ambicja. No i trochę noga. Złapaliśmy z drugą grupą kontakt telefoniczny. Byli w Tagounite, a Gali z germańskim najeźdźcą w golfie zbliżali się od północy. Wszystko więc dobrze... Zlot gwiaździsty urządziliśmy sobie w centrum Zagory, tuż obok hotelu w którym zamieszkaliśmy. Tam, przy kebabie ustalaliśmy kto dziś narozrabiał. Wiedziałem, że popełniłem błąd ustawiając się tak, że nikt nas nie zauważył. Drugim naszym błędem było to, że wysłaliśmy oberżystę by sholował grupę. I tu nasze błędy się kończyły, a zaczynały błędy drugiej grupy. Koledzy jednak uważali, że są bez winy, w wiosce pojechali za tumanem kurzu wznieconym, jak się okazało później, przez hiszpańskich motocyklistów. Wieczór był więc burzliwy, nikt oczywiście nikogo nie przekonał, ale co się nagadaliśmy to nasze...
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację. Ostatnio edytowane przez sambor1965 : 17.11.2010 o 11:18 |
17.11.2010, 02:39 | #103 |
Zarejestrowany: Feb 2010
Miasto: Inowrocław
Posty: 901
Motocykl: RD07a
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 5 dni 9 min 5 s
|
Bosko się to czyta, scenariusz na komedie idealny, choć wiem, że czasem do śmiechu nie było. Dawaj dalej
|
17.11.2010, 09:30 | #104 |
Gość
Posty: n/a
Online: 0
|
Sambor, chyle czola, dramaturgia, styl, tylko pozazdroscic
|
17.11.2010, 13:16 | #105 |
Zarejestrowany: Sep 2010
Miasto: Kraków
Posty: 138
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 6 dni 21 godz 31 min 41 s
|
Dokladnie, czyta sie doskonale
__________________
http://endurak.pl |
17.11.2010, 13:26 | #106 |
Zarejestrowany: Sep 2010
Miasto: Kraków
Posty: 138
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 6 dni 21 godz 31 min 41 s
|
Za Franzem: "Efektowny rzut na ciało".
Zawsze podziwiałem ta Puszkowa infantylnosc w traktowaniu gleb ... No, ta byla efektowna, a najwazniejsze bezbolesna! Oby tylko takie
__________________
http://endurak.pl |
17.11.2010, 14:38 | #108 |
Stary (P)iernik
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Świeradów Zdrój
Posty: 3,769
Motocykl: XR400 , XR650L XL600V
Online: 4 miesiące 2 tygodni 6 dni 9 godz 39 min 10 s
|
Mistrz efektownych gleb
Puszek
__________________
|
17.11.2010, 15:15 | #109 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,668
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 5 godz 18 min 56 s
|
Fakt, że Puszek glebił efektownie, ale trzeba mu przyznać, że na piachu bardzo dobrze sobie radzi. Może ma więcej odwagi, a na pewno przydaje mu się błędowskie doświadczenie.
Tu zglebił, bo miał nas z obiektywami przed sobą i chciał pojechać bardziej sexi. Tak czy owak uważam, że pozwalał sobie zbytnio jak na te 4,5 tysiąca km od domu. Inna rzecz, że nie poobijał się tak jak Szatan, Maro czy ja...
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację. |
17.11.2010, 18:28 | #110 |
Keep It Simple and Short
Zarejestrowany: Jun 2008
Miasto: Wroclaw
Posty: 31
Motocykl: R1100GS
Online: 1 dzień 4 godz 24 min 4 s
|
no! oplaca sie czekac: krotko na temat i z dowcipkami
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Hiszpańska Słowacja, czyli Wypad na Czarny Ląd - Maroko [Kwiecień 2010] | podos | Trochę dalej | 313 | 29.08.2011 16:55 |
Maroko z łapanki II, marzec/kwiecień 2011 | sambor1965 | Kwestie różne, ale podróżne. | 12 | 29.04.2011 19:57 |
Maroko - XI.2010 | Neno | Umawianie i propozycje wyjazdów | 0 | 30.08.2010 19:16 |
Krym-mołdawia-rumunia 6,08,2010-15,08,2010 | joker | Umawianie i propozycje wyjazdów | 6 | 10.08.2010 08:01 |