08.06.2020, 19:22 | #121 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,668
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 5 godz 18 min 56 s
|
Saach pass nie jest wcale wysoką przełęczą, ma zaledwie 4400 metrów npm. Z Chamby do Killar jest 140 km, ale przed otwarciem drogi było 500 kilometrów więcej. Przełęcze w Ladakhu są o wiele wyższe, ale też o niebo łatwiejsze. Drogi w Ladakhu, a nawet w Kinnaur czy Spiti mają strategiczne znaczenie i Borders Road Organization bardzo dba o ich stan. Asfalt wchodzi coraz ambitniej i już teraz można się przymierzyć do pokonania całego odcinka z Manali do Leh w jeden dzień. Baralacha la cała w asfalcie, Tangla La cała asfaltowa, brakuje dosłownie niedużych odcinków i asfalt będzie wszędzie. Dalej w stronę Pangong Tso też jest coraz więcej czarnego. Nie jestem rasistą, ale dla mnie Himalaje to nie Alpy i nie po to tam biorę ludzi, by jeździć po asfalcie. W dodatku asfaltowanie pociąga za sobą gwałtowny wzrost ruchu. To już nie są wyzwania takie jak 15 lat temu. Kręci się w głowie, człowiek męczy się od wysokości, ale to już jest dla każdego do zrobienia. Oczywiście przyroda daje sobie jakoś z nami radę i czasem zaskoczy landslidem, ale w kluczowych momentach stoi armia koparek i spychaczy gotowa do udrożnienia drogi.
W dolinie Pangi jest inaczej - tu nie ma tłumu Enfieldów i wycieczek, tu nikt nie trafia z przypadku i pchają się tylko Ci co szukają wyzwania. Droga jest po prostu trudna, kamienista, parchata, z błotem, wodospadami, z których leje się na głowę, z rzekami i przepaściami bez żadnych barierek. Droga bez asfaltu, namalowanych linii etc. No i w dodatku Saach pass jest dla mnie jedną z najładniejszych przełęczy jakimi kiedykolwiek jechałem. Monsun to wydarzenie w Indiach. Zdarza się regularnie a o jego zbliżaniu się informują gazety na swych pierwszych stronach. Deszcz decyduje o zbiorach i o tym kto przeżyje, a kto nie. Jak będzie za duży to powodzie zbiorą żniwo, jeśli deszcze będą mniej obfite to przyjdą słabe zbiory i w konsekwencji bieda będzie bardziej dotkliwa. Rohtang i Saach Pass są kapryśnymi przełęczami na pierwszym wyższym himalajskim grzbiecie i wszystkie podążające z południa deszczowe chmury tutaj znajdują swój kres. Leje więc tu regularnie, a i śnieg w lecie nie jest rzadkością. Nie bez powodu Rohtang oznacza przełęcz czaszek. A Sach pass jest zdecydowanie trudniejsza niż błotnisty Rohtang. Ranek był pogodny, ruszyliśmy pod górę. W hotelu gdzie spotkaliśmy ekipę hinduską było pusto, z góry zjeżdżało jakieś auto. Machnąłem ręką, zatrzymali się. - Yeah, pass is open. No super, jedziemy... Puściłem ludzi przodem, umówiliśmy się, że będą czekać na przełęczy. Jechałem tędy kilka razy, ale zawsze w drugą stronę. I zawsze pogoda była po tej stronie gór taka sobie, a dziś lampa. Jazda w przeciwnym kierunku to prawie nowa droga. Trzeba się napatrzyć. Jest wcześnie i mamy dużo czasu, Do zrobienia zaledwie 100 km. Trzeba jednak wiedzieć, że nie jest to droga na której da się wyprzedzić. To znaczy czasem się da, ale potrzebna jest do tego wola obu stron. Na trudnych odcinkach wszyscy posuwają się tempem najwolniejszego. Zatrzymywałem się więc, robiłem zdjęcia, a koledzy walczyli gdzieś przede mną. W dole po lewej stronie zamajaczyły zwłoki nieszczęsnego Enfielda, a na kolejnym zakręcie leżała nasza beemka. Normalnie Darek jest w stanie ją dźwignąć, ale na 4 tysiącach brakuje sił, zwłaszcza jak moto leży "od stoku". Niby można go przekręcić na cyrkla, ale weź to zrób z nową beemką. Na kamieniach zostaną tysiące złotych. No to ją we dwóch postawiliśmy, po chwili trafiłem na redyk i przez dobre 3 minuty otoczony byłem beczącym stadem. Zaczęło się robić zimno, pojawiła się pierwsza śnieżna banda, a kilka zakrętów przed najwyższym miejsce śnieg w najlepsze leżał na drodze. Ja oczywiście jestem superodważny i doświadczony, w dodatku niczego się nie boję, ale trochę mi gul skoczył. Może jednak powinienem jechać pierwszy i zawrócić ich? Z drugiej strony jednak powinno być mniej śniegu, bo tam góry są bardziej wyeksponowane w kierunku słońca. Zatrzymałem się na przełęczy, wiało mocno i było cholernie zimno, ale nikt na mnie niestety nie czekał. Cóż, może faktycznie to nie było dziś najlepsze miejsce do czekania? Wiedziałem, że droga po północnej stronie jest dużo trudniejsza i że na pewno się spotkamy kilkaset metrów niżej. Do tej pory nie było żadnych trudności więc owe osunięcia musiały być jeszcze przed nami. Moje szosowe gumki na śniegu radziły sobie nadspodziewanie dobrze. Na drodze było trochę śladów paciaków, ale wygląda że wszystkim udało się zjechać bezpiecznie. Po kilkuset metrach śnieg na szczęście zniknął, a po kilku następnych kilometrach spotkałem ekipę na jakimś przewężeniu. Kolejne kilometry zrobiliśmy już razem walcząc z wodą, kamieniami i strachem. Było wąsko, ale skoro mogło przejechać auto to i my daliśmy radę. Trochę te beemki za ciężkie na takie walki. No, ale satysfakcja z tego, że się nie wypierdolił zdecydowanie większa. Na dole byłem pierwszy, czekałem przy moście i gadałem z jakimś lokalesem z Killar. Oczywiście o drodze. Chłopaki zjeżdżali się z uśmiechami na twarzy, zadowoleni jak diabli, wszyscy usatysfakcjonowani, szczęśliwi że się udało. Moje informacje o tym, że jutro musimy wrócić tą samą drogą przyjęli z niedowierzaniem. No, ale prawda była okrutna - właśnie zasypało drogę w stronę Keylong i otworzą ją najwcześniej za tydzień, droga w kierunku Jammu jest zamknięta z powodu blokady Kaszmiru. Jesteśmy w dupie.
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację. Ostatnio edytowane przez sambor1965 : 08.06.2020 o 19:30 |
08.06.2020, 20:19 | #122 |
Zarejestrowany: Apr 2017
Miasto: Gorzów Wlkp
Posty: 191
Online: 2 tygodni 6 dni 13 godz 11 min 45 s
|
Może niecierpliwy jestem ale poproszę już o te zdjęcia ;D
|
14.06.2020, 23:56 | #125 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,668
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 5 godz 18 min 56 s
|
Killar nie ma fajnych hoteli, ale właściwie wszystkie budynki w mieście maja najładniejszy widok z okna. Miasto położone jest na zboczu góry i kiedyś można było tam dojechać z dwóch stron - od drogi Manali-Leh i drugiej prowadzącej do Kishwatar. Na pewno widzieliście filmiki na youtubie z Himalajów z drogą wiodącą skalną półką. No to właśnie tam...
Przed 20 laty doszła jeszcze droga z Chamby, którą przyjechaliśmy. Piję piwo i smętnie patrzę na północ. Deszcz nie pada, ale wiem, że droga jest zasypana. Nie pojedziemy, dla mnie to konieczność odwoływania rezerwacji i załatwiania nowych w nieznanych mi miejscach. Nie boję się tego, dobry jestem w improwizowaniu i mam tę okolicę dobrze zjechaną, jak nie Sissu i Killar, to wrócimy do Chamby i zamiast w Manali wylądujemy w Darhamsala. Równie atrakcyjnej, muszę tylko pilnować, by na czas dojechać do Ludhiany, gdzie kończymy imprezę. W 2007 roku zaczynaliśmy i kończyliśmy w Delhi - obiecałem sobie, że już nigdy więcej nie wezmę tam ludzi na motocyklach. Jak dotąd mi się udało dotrzymać danego słowa. A dlaczego Ludhiana? Bo ma tzw. suchy port, no i mam tu trochę znajomych, co pomogą w sprawach celnych i magazynowych. Tymczasem ranek jest słoneczny i jedziemy z stronę Keylong, by się upewnić, że się nie da. To bardzo efektowny kawałek, prowadzący wykutą w górze skalną półką. Droga jest wąska i nie da się ukryć, że miejscami straszna. Humor poprawiają nam jadące z naprzeciwka samochody, czyżbyśmy znów mieli szczęście? Szumu rzeki płynącej poniżej nie słychać. Za daleko. Wydaje się to całkowicie nierealne, ale kursują tędy autobusy. I czasem muszę się wymijać. Jeden z nich cofa czasem i kilkaset metrów, po to by znaleźć dostatecznie szerokie miejsce. Byłem pewien, że runęła droga na typowym dla tego kawałka miejscu. 3 lata temu z moją grupą czyściliśmy ten odcinek z kamieni, a wcześniej pomagaliśmy zakładać ładunki wybuchowe, które rozwaliły zawał. Anglicy do dziś wspominają to jako największą swoją motocyklową przygodę. Ale nie, zatrzymują nas w innym miejscu, po 20 kilometrach od Killar. Skały zasypały most, droga będzie przejezdna za cztery dni. Ech... Wyjścia nie ma, wycofujemy się i mamy nadzieję, że nic nie spadło na Saach pass. Nastroje w ekipie trochę faktycznie upadły, ale wiem, że będzie i lepiej i łatwiej. Po pierwsze wszyscy już wiedza, że się da, a po drugie wjeżdżać jednak dużo łatwiej. Były na tym wjeździe jakieś krotochwile i lało się za kołnierz, ale jakoś to poszło. Kończyliśmy ten dzień w Chambie już po ciemku, ale wyjścia nie było. Najważniejsze że zdrowi i w komplecie. Dharamsalę potraktowaliśmy trochę po macoszemu, ale lało i widoków z McLeod Ganj nie było. Trochę połaziliśmy uliczkami tej tybetańskiej stolicy na wygnaniu, ale nie spotkaliśmy Lamy z numerem XIV. Kolejne kilka dni były już bez historii. Indie jak Indie - tak jak pisałem, byłem zbyt wiele razy w tych miejscach, by się nimi podniecać. Pożegnaliśmy się uroczystą kolacją w Ludhianie, koledzy wsiedli w samoloty do Delhi, a ja zostałem, by zmagać się z hinduską biurokracją celną. Kontener wysłać to nie problem, najlepiej z rowerami, bo to miasto to największy w Indiach producent rowerów. Ale motocykle? Używane? Prywatne? No nie da się Panie. Ale ja już to brałem i wiedziałem, że się da. Hinduska biurokracja jest cudowna, na wszystko mają swoje procedury. Problem w tym, że jest ich zbyt wiele. Co to jest Carnet de Passage? Nikt w urzędzie celnym o czymś taki nie słyszał. Itd. itd. Za dużo Wam o tych walkach nie napiszę, bo to jednak część mojej pracy, trochę ze swoimi tajemnicami. Dość powiedzieć, że już(!) po tygodniu wszystkie motocykle były zapakowane, a pierwsza część nawet zapakowana do kontenera. Czekaliśmy jeszcze tylko na Jurka, który postanowił się powłóczyć trochę po Indiach i oddawał motocykl dwa tygodnie po nas. Na pewno nie słyszeliście o Ludhianie, kto by tam słyszał o 1,5 milionowym mieście w Indiach. Czwarte najbardziej zasyfione miasto na świecie. Pewnie nie byłem tu jedynym białym, ale przez tydzień nie spotkałem żadnego Europejczyka. Upał to coś normalnego w Indiach, wilgotność też, ale to wszystko w połączeniu z tym wiszącym w powietrzu syfem to było za dużo. Nie mogłem przemóc celników, nie mogłem siedzieć w hotelu i nie bardzo już mogłem krążyć po mieście. Zresztą po co? Bieda Ludhiany mnie jakoś ruszyła bardzie od tych hinduskich bied które już widziałem przy poprzednich wizytach. W każdym razie zanotowałem na Fejsbuku: Indie. Tym razem bez zdjęć, więc tylko dla tych co potrafią czytać. Łaziłem dziś po miejscach gdzie wstyd mi było wyciągać aparat. Nie strach. Wstyd. Ba, wstyd mi było być białym. Bo to są takie miejsca, gdzie człowiekowi powinno być wstyd za świat. Indie niby znam, ale czy można znać kraj w którym jest 1,3 miliarda ludzi? Jest XXI wiek, a tu jest 330 milionów ludzi, którzy nie potrafią pisać ani czytać. Widziałem ich dziś, jechali swoimi rikszami, naprawiali buty, pchali towarowe rowery. Staruszkowie na podjazdach stawali na pedałach swoich riksz, popychani przez innych bo byli zbyt lekcy, by swoim ciężarem wprawić pedały w ruch. Widziałem ich dzieci i wnuki uwięzione na społecznych nizinach. Łaziłem i było mi wstyd za świat. Za nasze zachodnie rozpasanie, za iphony, samochody za grubą bańkę, beemki na dwóch kółkach, za unicefy i oenzety. Za konsumpcjonizm i wyrzucanie żarcia do śmietników. Żebraków tu mało, prawie wcale. Wszyscy poznajdowali sobie swoje riksze, swój warsztat, swój śmietnik. Ta hinduska bieda jest niezwykle głupia, prywatne zasoby złota to 20 tysięcy ton. 20 000 000 kg! Kilogram złota to prawie 50 tys USD. Co roku Hindusi kupują 400-600 ton złota. I czynią to przede wszyscy ludzie biedni, jako zabezpieczenie swojej biedy, bo może być gorzej. Bardzo często złoto trafia też do świątyń. Tylko w jednej, ale za to najbogatszej, w Trivandrum, zgromadzono złota i kosztowności za 22 miliardy dolarów. System kastowy zniesiono oficjalnie 70 lat temu, ale i dziś każdy dobrze wie kto jest kim, a małżeństwa poza kastą są rzadkością. Bieda zamknięta w swych ramach nie do przejścia, ciemna, niewyedukowana naciska pokornie na pedały riksz licząc na ciekawszą reinkarnację. Jest już wieczór i bieda zaległa pod mostem, widziałem jak półnaga układała się do snu wprost na ziemi. Obok przejeżdżały auta. Trąbiły jak to w Indiach, ale biedzie to nie przeszkadza, jest zbyt zmęczona i śpi marząc o lepszym życiu. Jestem od biedy 100 metrów. Hotel podły, za 1000 rupii. Chciałem właśnie taki, bo wcześniej spałem w Radissonie i coś mi te Indie nie śmierdziały jak powinny. A powinny śmierdzieć każdemu z naszego świata. Bo mamy popieprzony świat i jesteśmy jego częścią. I nawet jeśli to nie nasza wina, że świat jest popieprzony, to naszą winą jest to że nic z tym nie robimy. W Radissonie były dwie windy, w każdej był Sikh. 24 godziny na dobę. Sikh wciskał guzik z numerem Twojego piętra. Za 10 tys. rupii miesięcznie, czyli 150 dolarów. Incredible India? Tak. Incredible. Pokój w moim hotelu jest wart swojej ceny. Nie słychać ulicy, bo klimatyzator i wiatrak są głośniejsze. Co za głupi świat. I to już tyle tych Indii. Wyprawa się udała, w odróżnieniu od tej, co się nie udała w tym roku. Trudno. Pojedziemy za rok. Inszallah.
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację. |
15.06.2020, 18:25 | #126 |
Zarejestrowany: Dec 2017
Miasto: Poznań
Posty: 1,256
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 3 dni 16 godz 15 min 5 s
|
Dobry opis Indii. Nie byłem ale tak to sobie wyobrażam. Namowileś mnie na wyjazd w tamte strony - moze nie do Indii jeśli nie ma musu. Jak wszystko wróci do normy to piszę się na wyjazd z Tobą :-)
Pozdr adam Wysłane z mojego SM-G973F przy użyciu Tapatalka |
15.06.2020, 22:30 | #127 |
Zarejestrowany: Apr 2017
Miasto: Gorzów Wlkp
Posty: 191
Online: 2 tygodni 6 dni 13 godz 11 min 45 s
|
Dzięki , że Ci się chciało albo nie chciało.
Fajnie |
16.06.2020, 10:07 | #128 |
Zarejestrowany: Jul 2011
Posty: 78
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 miesiąc 4 dni 4 godz 27 min 33 s
|
Opis biedy w Indiach, tej wspinającej się na pedałach donikąd....
To cholernie smutne, cholernie dobrze napisane. |
17.06.2020, 00:31 | #129 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,668
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 5 godz 18 min 56 s
|
Tak podsumowując. Droga do Indii jeszcze w zeszłym roku była całkiem realna. Również dla wolnego elektrona. Jak ktoś się uprze to można to zrobić w 3 tygodnie, co moim zdaniem jest lekkim gwałtem.
Najwiekszym kosztem jest kawałek chiński (tu są do zostawienia duże pieniądze zależne od planowanej trasy i liczby osób w ekipie). Ja miałem w ofercie przejazd z nami tylko przez chiński kawałek i kosztowało to u mnie bodaj 1200 USD ( w tym wszystkie formalności, przewodnik i hotele). Upierdliwe jest oczywiście CdP. Poza tym mega upierdliwe jest wysyłanie motorka z powrotem, no ale zajęliśmy się tym również. Czy warto? No warto, bo to jednak inne światy całkiem. Dla mnie najfajniejszy odcinek to Pakistan, ale pewnie trochę dlatego, że to dla mnie było nowe. Goście co z byli ze mną najbardziej byli zawiedzeni Chinami. W każdym razie rok temu było do zrobienia i mam nadzieję, że będzie w przyszłym. Póki co w tym się nie da. A w następnym mam nadzieję zrobić Wam post scriptum, bo wybieramy się tym razem przez Tybet i Nepal.
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację. |
17.06.2020, 10:34 | #130 |
Zarejestrowany: Jun 2010
Miasto: Bieszczad PL, co. meath IRL.
Posty: 1,630
Motocykl: nie ma!!!!!!!
Przebieg: +-50k
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 6 dni 6 godz 7 min 47 s
|
Panie kochany Samborski Krzysztofie Ty, zacznij to wszystko spisywać i publikować na jeszcze większą skalę, bo za mało sie dzielisz tymi doświadczeniami!!!
Wydaj kolejne książki i nagrywaj jakieś podcasty na YT czy coś, na pewno nastoletni syn pomoże Bo jak Cię coś trafi to co...., to skąd weźmiemy dostęp do tej mądrości i refleksji podróżnika? Niby każdy ma swoje ale Twoje jakoś blisko do moje. Uważaj na siebie, Kłapouchy ( jakoś się samo wpisało)
__________________
Plany i marzenia to pozwala twardo stapac w rzeczywistosci.... chyba!!!!!! Ostatnio edytowane przez Boski-Kolasek : 18.06.2020 o 01:14 |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Górny Karabach by Trolik and Woytek (wrzesień- październik 2019) | trolik1 | Trochę dalej | 86 | 16.11.2020 09:54 |
Liberec, lipiec 2019 | ZmotocyklemnaTy | Trochę dalej | 24 | 10.12.2019 13:22 |
Bośniacki TET z plusem - wrzesień 2019 | fiecia | Trochę dalej | 3 | 10.11.2019 09:39 |
Gruzja 2019 wrzesień | Darek CRF | Umawianie i propozycje wyjazdów | 60 | 11.03.2019 18:47 |
Transport moto do Malagi wrzesień 2019 | Rychu72 | Umawianie i propozycje wyjazdów | 0 | 28.12.2018 08:34 |