26.01.2010, 21:39 | #131 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Germany
Posty: 5,924
Motocykl: CRF1000D+Cegla+Czelendz
Online: 4 miesiące 1 tydzień 5 dni 17 godz 39 min 28 s
|
Wreszcie troche spokoju w ostatnimy czasie zamieszaniu,ktore mnie ogarnelo.Na pytanie Adama odpowiadam.Rower,bo chyba bardziej hard corowego zwiedzania wyspy nie ma.Nawet z buta wydaje mi sie to latwiejsze.A dlaczegoA dlatego!Sprawca jest oczywiscie wiatr.Wiadomo,ze latwiej jest pod wiatr isc,niz pedalowac.No...jest jeszcze opcja spaceru,pchajac bicykla z pakunkiem.Ale nie chodzi tu tez o udowadnianiu sobie i swiatu,ze "NIC MNIE NIE POKONA".Rower pozwala 100% chloniecie klimatu i otoczenia,a jednoczesnie w miare sprawne przemieszczania sie.Nooo dobra...Jest to tez dobry sposob na stracenie baru zbednych...Aaa...,Jaki rower?A taki
A wracajac do tematu calego zamieszania. DZIEN 5 Nic tego nie zapowiadalo,a okazalo sie,ze bedzie to najdluzszy dzien wyjazdu.Poranek jak zwykle.Dominik juz spakowany,a reszta w spiworach.Po porannej kawie,bo przeciez bez niej ani rusz,szybko znalezlismy sie na szerokiej,czarnej szutrowce 365,przechodzacej w 37,ktora doprowadzila nas do "ukochanego" asfaltu-drogi 35.Droga 35 to jedna z glownych tras na Islandii.Przechodzac przez jej srodek,oprocz slynnej Sprengisandur(F26),laczy polnoc wyspy z jej poludniem.Na poludniowym koncu jest asfaltowa,lecz zaraz za najbardziej znanymi atrakcjami Islandii,zamienia sie w swietnie utrzymana szutrowke.Wlasnie w kierunku tych atrakcji zmierzalismy.A wlasciwie to juz je widzielismy,wiec nikt juz nie zwracal uwagi na strzelajace w powietrze gejzery.Wazniejsze byly Hot-Dogi,kawy i inne delicje,ktorych nie brakowalo na przydroznej restauracji.Nie wolno zapomniec o szerokiej ofercie gadzetow,upominkow i pamiatek.Pogoda byla wspaniala,cieplutko.Z przyjemnoscia sie myslalo o prawie 200km szutru,ktory na nas czekal.Jednak przed wjechaniem na niego zajechalismy zobaczyc najwiekszy i najbardziej znany wodospad wyspy-GULLFOSS. Jednak jak przypuszczalem juz wczesniej,wizyta okazala sie nie trafiona.A to za sprawa tlumow przybylych z Rejkjawiku i okolic.Nie zabraklo nawet goscia z harmonia.Zdazylismy juz odwyknac od takich klimatow i czym predzej ucieklismy dalej.Po paru kilometrach zaczal sie raj!Nagle Dominik gdzies zniknal. Potem pojawil sie Piotrek z Ania. Ja wreszcie sprawialem wrazenie szczesliwego. Otaczaly nas dziesiatki i setki kilometrow pustkowia.Pieknego w swojej surowosci i odmiennosci.Juz w 2006 F35 zwana rowniez KJÖLUR-em,fascynowala mnie.Wokol nie bylo zupelnie nic.Ksiezycowe krajobrazy,przecinane lodowcami i rzekami.Mozna bylo sie wyciszyc i wreszcie poczuc klimat Islandii.Mniej wiecej w polowie trasy zawitalismy do dosyc dziwnego miejsca,choc nie powiedzialbym,zeby je koniecznie umiescic na swojej liscie-HVERAVELLIR.Posrod zupelnego pustkowia znajduje sie tam teren geotermalny.sa tam gejzery,gorace zrodla,camping i jakas stacja ratownicza.W sumie nic szczegolnego,ale w ciagu calego dnia jest to mila odmiana. Jednak nie przyjechalismy tu dla zrodelek i fontann.F35 byla w programie .Przynajmniej na najblizsze kilka godzin.Szczegolnie polecenia jest ostatnie kilkanascie kilometrow ktore doprowadza do drogi nr 1.Jest to szeroki ubity szuter,ktory przy odpowiedniej pogodzie,a taka byla nam tego dnia dana pozwala na osiaganie predkosci kosmicznych.Ale i ta frajda skonczyla sie razem z wjazdem na 1-nke.Jadac w kierunku wschodnim dojechalismy do Varmahlid.Tankowanie,zakupy i szybko dalej droga 762 w kierunku polnocnym rozgladajac sie gdzie by tu mozna sie rozbic.Nim sie obejrzelismy bylismy znowu na plazy.Po krotkim glosowaniu 3 glosy przeciw 1-dnemu Dominika,stawialismy namioty i rozkoszowalismy sie pieknym zachodem slonca. Czirs! Ale fajna miejscowa Myku... Jednak mi nie bylo w glowie jedzenie baraniny i popijania taniego piwa.Korzystajac z tego,ze Dominik poszedl spac,a Piotrek zaczal do Ani gruchac w promieniach zachodzacego slonca,szybkim krokiem wybralem sie na spacer wzdluz plazy.....ahhh.... I tak,podobnie jak Forest Gump,doszedlem do konca plazy,jakies 3km.Potem postanowilem dojsc do mostu 1km,jak juz tam bylem to do pobliskiego wzgorza-2km.Stamtad zobaczylem latarnie morska-2km.Jednak nie widzialem juz naszego obozu.W drodze do latarni,natknale sie na taki oto widok. Bardzo mnie to zaniepokoilo,wiec postanowilem podazyc tym tropem-1km.Slonce zaszelo chowac sie za horyzontem,ptaki lataly wokol,a ja ciagle nie moglem znalezs sprawcow tych sladow.Odrazu wyjasnie skad u mnie to rzucajace sie w oczy i do gardla poruszenie.Spotkanie islandzkich koni i spedzenie z nimi choc chwili,bylo jednym z trzech marzen z jaimi przyplynalem na ta wysepke.Po chwili moja wedrowka zostala nagrodzona.Na horyzoncie pojawily sie sylwetki koni,otoczonych szerwienia zachodzacego juz od godziny slonca. Po krotkim,a raczej dosc dlugim podazaniu za nimi,dotarlismy do miejsca,gdzie czekalo na nie jedzenie i picie.Dla mnie okazalo sie to zbawienne i wreszcie moglem sie do nich zblizyc. Spedzilem z nimi w sumie jakies poltorej godziny.O mojej radosci nie da sie opisac i opowiedziec.Powiem tylko,ze nagralem godzine filmu i wyladowalem aku aparatu.Byl srodek "nocy",a sen byl ostatnia rzecza na swiecie,o jakiej bym marzyl.Wszystkie gejzery,Gullfossy i Kjölury byly niewazne.Wreszcie moglem przezywac moje marzenie.W dwuch slowach,bylo wspaniale.Slonce zaszlo tylko na pol godziny.Znowu zaszelo wylaniac sie z oceanu,a na mnie czekala dluuuga droga do namiotu.Po drodze mialem okazje rozkoszowac sie budzaca Islandia. Na plazy nic sie nie zmienilo.Namioty staly,towarzysze spali,a fale czumialy. Kladac sie spac mialem przed soba widok,o ktorym teraz moge tylko pomarzyc. Ostatnio edytowane przez myku : 26.01.2010 o 21:50 |
26.01.2010, 22:01 | #133 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Germany
Posty: 5,924
Motocykl: CRF1000D+Cegla+Czelendz
Online: 4 miesiące 1 tydzień 5 dni 17 godz 39 min 28 s
|
Ta wersja zarabiam na codzien
|
26.01.2010, 22:08 | #134 |
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,966
Motocykl: RD07a/1190r
Online: 11 miesiące 6 dni 7 godz 57 min 2 s
|
Piękny odcinek opowieści Panie Myku
|
28.01.2010, 00:43 | #135 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Germany
Posty: 5,924
Motocykl: CRF1000D+Cegla+Czelendz
Online: 4 miesiące 1 tydzień 5 dni 17 godz 39 min 28 s
|
DZIEN 6
Nie musze mowic,ze poranek byl ciezki,oj bardzo ciezki.Ale pogoda motywowala do pakowania gratow i wsiadanie na nasze rumaki.Swoja droga to jest to troche dziwne.Ludzie slyszac Islandia zaczynaja sie trzasc,chyba z zimna i wyglaszaja teorie,ze tam to pewnie tylko biale niedzwiedzie spaceruja po ulicach.A prawda jest taka,ze latem jest tam piekna,sloneczna pogoda.Mozna zakladac krotkie rekawki i rozkoszowac sie natura.Wyruszylismy,ja z bolem glowy i niejasnym obrazem przed soba.Plan byl,zeby przejechac przez jedne z wyzszych gor Islandii-Tröllaskagi.Droga 75 szybko dojechalismy do 76,kierujac sie na polnoc.Jechalismy pieknym i rowniutkim asfaltem wzdloz oceanu.Widoki byly piekne,a wiatr silny jak diabli. Dojezdzajac do drogi 82,wszystko sie zmienilo.Wiatr ustal,asfalt sie skonczyl,ocean zastapily gory. Zaczela sie piekna szutrowa trasa,ktora krecila raz w jedna,a raz w druga strone.Jednak po jakichs 40km skonczyla sie i znowu bylismy na asfalcie.Jadac wzdluz fiordu kierowalismy sie do Akureyri,drugiego co do wielkosci miasta Islandii.W Akureyri mialem plan do wykonania.Mialem wybrac sie na zakupy w ciuchowym raju NORTH 66.Mialo mi to zajac mnostwo czasu i gotow bylem nawet pozegnac sie z moimi towarzyszami.I wszystko byloby pieknie,gdyby.No wlasnie gdyby.Akurat byla niedziela,a my juz tak wyskoczylismy z trybu normalnego zycie,ze nawet nie wiedzielismy jaki mamy dzien.Ja nawet nie wiedzialem po co tam jestem. Tak wiec przejechalismy tylko,zatrzymujac sie na stacji,tankujac,jedzac i gaszac,przynajmniej moje rozgoryczenie.Ale przynajmniej mam powod,zeby tam wrocic.Dalszy plan,przedstawial sie nastepujaco.Zaraz za miastem,a wlasciwie mostem,skrecilismy w prawo na skrot,ktory mial nam zaoszczedzic jazdy asfaltem.Dominik zniknal gdzies w tumanach kurzu,a my za nim walczylismy ze stromymi podjazdami.Niestety zjazdy byly jeszcze bardziej strome.Wszystko po grubym szutrze z kamieniami,ktore nie zachecaly do popuszczania hamulca.W kazdym razie jakos tam dotarlismy do 1-nki,choc watpie,ze ten skrot sktocil nam droge.Po drodze zatrzymalismy sie przy wodospadzie Godafoss.Miejscu bardzo szczegolnym dla Islandii i chetnie odwiedzanym przez turystow. Jak ktos chce to niech sobie przetlumaczy. Dalej na 1-nke i w droge na wschod.W planie na wieczor byla goraca kompiel.Niedaleko jeziora Myvatn jest swietne kapielisko.W przeciwienstwie do znanej Blue Laguen kolo Reykiaviku,to jest mniejsze i bardziej dzikie.Lezac w goracej,turkusowej wodzie ma sie widok na dziesiatki kilometrow pustkowia.Zadnych plotow,czy ogrodzen.relaks dla ciala i oka.Nie wiem ile tam czasu spedzilismy,ale wszyscy wyszli z bananem. Dominik zdecydowal sie na spanie w hotelu,a ja z Piotrkiem i Ania jak zwykle na dziko.I to okazalo sie bledem.Jezioro Myvatn po polsku musze jezioro,akurat w tym czasie bylo scena bardzo dziwnych wydarzen.Mowa oczywiscie o muszkach,a raszej ich trylionach i sexsylionach,calych czarnych chmurach,czysty armagedon.A my naiwnie wierzylismy,ze odbijajac troche od jeziora i chowajac sie w lawach Dimmuborgir,bedziemy mieli spokoj.Wygladalo to mniej wiecej tak,ze rozbijanie namiotu jak i wypakowywanie wszystkich rzeczy robilismy w kaskach z zamknietymi wizjerami.Nie szlo wyjsc nawet na pol sekundy z namiotu.O rozkoszowaniu sie widokami nie bylo nawet mowy.Wtedy pierwszy raz gotowalem cos w zamknietym szczelnie namiocie.Myslalem,ze juz gorzej byc nie moze,ale nastepny poranek pokazal mi,ze sie mylilem i to bardzo. Ostatnio edytowane przez myku : 28.01.2010 o 00:51 |
28.01.2010, 19:31 | #136 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Germany
Posty: 5,924
Motocykl: CRF1000D+Cegla+Czelendz
Online: 4 miesiące 1 tydzień 5 dni 17 godz 39 min 28 s
|
DZIEN 7
Dla takich dni warto jechac gdziekolwiek.W planie bylo zwiedzenie polnocnej czesci wyspy.Niestety rano wszystko wygladalo inaczej niz fajnie.Najpierw trzeba bylo wstac i jak najszybciej uciec z miejsca noclegu.Wcale nie bylo to latwe.Dlatego dalismy sobie spokoj z poranna toaleta,czy sniadaniem.Nic takiego nie przyszlo nam nawet do glowy.Zajeci ciaglym odganianiem od siebie latajacych natretow,pakowalismy sie w podskokach i nawet nie zauwazylismy,ze wstalismy zbyt wczesnie.Z Dominikiem umowilismy sie o 9.00.Jednak jak na zlosc wszystkie zegarki pokazywaly godz. 7.00.No coz...w nogi!.W umowionym miejscu nie bylo Dominika.Mialem cicha nadzieje,ze akurat dzisiaj bedzie nadgorliwy,ale widocznie przecenilem go.Coz.poltorej godz. czasu.Rzucilem propozycje,zebysmy pojechali na pobliskie Namafjall.Jest to aktywny termo-cos-tam obszar,ktory obfituje w roznego rodzaju gejzery,blotne fontanny,czy gotujace sie cos tam.Caly obszar ma ostry zapach siarki i niektorym moze nie przypasc do gustu.Osobiscie uwazam,ze jest to bardzo ciekawe miejsce i warto poswiecic mu troche wiecej czasu.Mam na mysli,wziasc plecak i pochodzic po pobliskich zboczach gor.Jednak my z racji naszego ubioru,ograniczylismy sie do przechadzek miedzy bulgoczacymi i gotujacymi sie kopcami. Mielismy jeszcze sporo czasu do umowionej godz i postanowilismy zjesc cos i wreszcie napic sie kawy,bo bez niej ani rusz.Dominik mial do nas dojechac.Po drugiej stronie gory byl akurat pasujacy nam parking,ze wspanialym widokiem na jezioro Myvatn. Akurat konczylismy kawe,jak na horyzoncie pojawil sie Dominik.Wlasciwie tego dnia mielismy rozstac sie z Piotrkiem i Ania.Jednak po malej korekcie naszej trasy,stwierdzilismy,ze mozemy tego dnia jeszcze pojechac razem.Od jeziora skrecilismy na polnoc na droge nr 87 w kierunku Husavik.Mmmmmm!Wspaniala droga z niesamowitymi widokami.Ogolnie ta czesc wyspy jest wspaniala.Bardzo sucha i taka ksiezycowa. Pogoda dopisywala i chcialo sie jechac.Po zatankowaniu i najedzeniu sie w Husavik pogonilismy wzdluz wybrzeza droga 85.Widoki byly piekne i bylo naprawde cieplo.Zajrzelismy takze do wypietrzonego w wyniku trzesienia ziemi kanionu Asbyrgi.I tam okazalo sie,ze moj fotoaparat nie chce wspolpracowac.Tak wiec zostalem skazany na krecenie filmu i aparaty moich towarzyszy.Kierujac sie dalej droga 85 w kierunku polnocnym,zblizalismy sie do najbardziej polnocnych zakatkow wyspy.Droga 85 jest na nowo wyasfaltowana.Jeszcze w 2007 wlasnie tutaj musialem skapitulowac i zawrocic.Wszystko bylo w przebudowie,lal deszcz i wialo niemilosiernie.Dlatego teraz tym bardziej rozkoszowalem sie rowniutkim asfaltem,pieknymi widokami i sloneczna pogoda.Dojezdzajac do Melrakkasletta,skonczyl sie asfalt i zaszal rowniutki szeroki szuter.Gladziutki jak stol,zachecal do podgonienia tempa.Wlasciwie to szkoda,ze tras szutrowych z roku na rok ubywa.Ale coz,moze to i lepiej.Za kilkanascie lat pojade tam kemperem i przynajmniej bede mial gwarancje,ze wszedzie dojade,hihi...W koncu dojechalismy do polnocnego czubka wyspy.Wszystko bylo tu inne.Plaza,a raczej brzeg oceanu nie byl wulkaniczny,a kamienisty,niebo bylo jakies takie bardziej niebieskie,woda bardziej mokra.Wszystko odczuwalo sie bardziej.Jednak niespodziewanie zaczelismy byc atakowani przez gniezdzace sie tu ptactwo.Nie pozostalo wiec nic innego jak wsiadac na motocykle i jechac dalej.Droga 85 nie zawiodla nas do konca.Pieknie wila sie raz w lewo,raz w prawo,w gore i dol.Po drodze mijalismy biedne osady,w niczym nie przypominajace bogatych rejonow Reykiaviku.Zatrzymalismy sie przy wiezdzie na droge nr 867 zwana takze Öxarfjardarheidi.Tak wiem,troche trudno to przeczytac,ale napisac jeszcze trudniej.Ustalilsmy,ze spotkamy sie na jej koncu,wiec kazdy mogl jechac swoim tempem.Pierwsi pojechali nowozency.Pozniej my.Byla to fantastyczna szutrowo-gorska trasa,obfitujaca w roznego rodzajau atrakcje.A to sypkie platy piachu,kaluze,wieksze kamienie na serpentynach.Rewelacyjne 40 km.Po krotkim czasie gonilem juz tylko oblok unoszacy sie za Dominikiem, a Piotrek za mna.Lecielismy na leb na szyje.Bylo tu wiecej z rajdu niz z urlopowej przejazdzki i zwiedzania.W koncu przy dojezdzie do drogi 85 wszyscy cali i zdrowi znowu sie spotkalismy.Kazdy usmiechniety mial cos do opowiedzenia.Na koniec dnia zostawilismy sobie,jak dla mnie atrakcje nr1,wodospad Dettifoss.Wiodla do niego jak dla mnie kultowa szutrowa 864.Juz przed dwoma laty mialem okazje przejechac ja dwukrotnie,z polnocy na poludnie i spowrotem.Raz w pieknym sloncu,drugim raz zawrociwszy z drogi 85 w okropnym deszczu i huraganowym wietrze.Tu mozna naprawde pojechac.Szkoda,ze Dominik szybko odpadl z tego szalenstwa,pomagajac jakims turystom w zmianie przebitej opony.Nie pozostalo nic innego,jak nie ogladac sie na Piotrka i Anie i gnac ile sie da.Slonce,pusta trasa i siwy dym w lusterkach,to droga do Dettifossa.Sam wodospad jak zwykle nie zawiodl.Jest to 40-metrowej wysokosci kolos,ciagnacy sie przez ponad 100m.Spada nim kazdej sekundy 500metrow szesciennych wody i dlatego uznawany jest za najpotezniejszy wodospad Europy. Kanion w ktorym sie miesci jest rownie niesamowity.Miejsce ktore koniecznie trzeba zobaczyc. Mysle,ze nikt nie byl rozczarowany przyjezdzajac tu.Jednak bylo juz dosc pozno i zaczelismy rozgladac sie za miejscem na biwak.W sumie wszedzie bylo nieziemsko i fajnie.W koncu decyzja padla na przeplywajaca w poblizu rzeke.Na jej brzegu rozbilismy nasze namioty.mial byc to ostatni wieczor w towarzystwie Piotrka i Ani.Nastepnego dnia mieli sie od nas odlaczyc i kontanuowac swoja podroz poslubna w kierunku Fiordow Zachodnich.Z tej okazji,kazdy mial przygotowane,kupione wczesniej piwa.Oczywiscie baraniny tez nie zabraklo.Caly dzien byl bardzo udany.Przede wszystkim pogoda nas nie zawiodla.Nic nikomu sie nie stalo.Motocykle nadal spisywaly sie wzorowo. Ostatnio edytowane przez myku : 28.01.2010 o 19:42 |
29.01.2010, 19:03 | #137 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Germany
Posty: 5,924
Motocykl: CRF1000D+Cegla+Czelendz
Online: 4 miesiące 1 tydzień 5 dni 17 godz 39 min 28 s
|
DZIEN 8
Rano wiedzielismy,ze ten dzien bedzie troche inaczej wygladal,niz wszystkie poprzednie.Wreszcie mielismy zotac z Dominikiem we dwojke.Po sniadaniu i szybkim dojezdzie do Mywatn,rozstalismy sie z nowozencami. Ruszylismy na podboj interioru.Mielismy go polknac.Plan byl taki,zeby dojechac do wulkanu Askja,z mala tylko roznica.Nie mielismy w planie jechac tam droga 88 od polnocy ani najciezsza z islandzkich drog 910.Zamierzalismy dostac sie tam malutka drozka wychodzaca z poludnia jeziora Myvatn i biegnacej na poludnie,mijajac po drodze sliczna gore Sellandafjall.Droga ta nie miala zadnego oznaczenia i dokladnie tak wygladala.Nawierzchnia wygladala przeroznie.Czasami byly to dwa wyjezdzone slady na szutrze.Innym razem byl to juz piach,zeby za wzniesieniem zamienic sie w bloto.Kilka drobnych rzeczek tez nie moglo zabraknac.Pomimo wielu staran nie moglem za nic trzymac tempa Dominika.Ale tez nie o to tu chodzilo.Trasa byla pardzo ladna,jednak moja 990-tka byla troche za ciezka na takie frykasy.W pewnym momencie wjechalismy na pola lawy.Poczatkowo,sprawialo nam to przyjemnosc,jednak pomalu slad sie rozmywal i niebardzo wiadomo bylo w ktorym kierunku jechac.Po pewnym czasie znalezlismy sie na ogromnych,rozciagajacych sie po horyzont polaciach lawy,gdzie o jakiejkolwiek drodze nie bylo juz mowy.Jedynym punktem orientacyjnym byla nasza gora Sellandafjall.Jedynie ona swiadczyla,ze ciagle jestesmy na Islandii,ba na Ziemi.Jezdzilem juz przez rozne pola lawy,ale ten krajobraz nie przypominal nawet ksiezycowego.Przypominal bardziej zamarznieta Venus. Na nie dosc zlego znalezlismy sie w miejscu,gdzie jak twierdze zaczynala sie pogoda na Islandii.Wokol wisialy ciemne chmury,z ktorych schodzily mgliste sciany.Prawdopodobnie deszczowe.Jednak rozchodzily sie one we wszystkie kierunki.Pytaniem bylo kiedy dopadna nas.Po dluzszej dyskusji co robimy stwierdzilismy,ze niebardzo jest sens pchac sie dalej.Jak slusznie Dominik stwierdzil,jazda w takim terenie po moktej i sliskiej skale mogla sie bardzo nieszczesliwie skonczyc.A byl to dopiero dojazd do 910,na ktorej przeciez czekaly nas dosyc trudne brody.A tu padalo na okolo.Na nasze nieszczescie byl to nasz przedostatni dzien na wyspie.Dlatego jezeli by sie cos stalo,wypadek,awaria motocykla,czy jeszcze cos gorszego,nie mieli bysmy jak zdazyc na prom.Oczywiscie zasiego telefonicznego tez nie bylo. Decyzja zapadla i przyszlo nam wracac.Tylko w ktorym kierunkuNa mapie i nawigacji widzielismy chatke ratownicza,ktora miala byc gdzies miedzy nami a trasa Sprengisandur.Po jakims czasie jadac na czuja trafilismy do niej.Byla oczywiscie pusta i w idealnym stanie.Widac zadko ktos tu zagladal.Wspaniale przygotowana i wyposarzona we wszystko co potrzebne zblakanym duszom.W zeszycie gosci zrobilismy wpis pod data 16.06 2009,tak mi sie wydaje.Tym ktorzy tam dotra i.Droga od tej chatki do F26 byla juz znacznie lepsza.W koncu wyjechalismy na 843,a potem 844 jadac rownolegle do Sprengisandur.Piekny,szybki szuter,ktory lagodzil rozczarowanie i smak porazki.Dojechalismy nia do 1-nki i wodospadu Godafoss,gdzie zrobilismy sobie przerwe na kawe i ochloniecie po calym dniu.Bylo juz kolo 19.00 i niebardzo mielismy pomysl na reszte dnia.Mialo przeciez wszystko wygladac inaczej.Najlepszym rozwiazaniem byla goraca kapiel i odprezenie sie.Dlatego zawitalismy ponownie na gorace zrodla,gdzie kilka dni wczesniej juz bylismy.Spedzilismy tam bite dwie godziny i naprawde wlasnie tego potrzebowalismy.Nocowalismy ponownie nad Myvatn. Ostatnio edytowane przez myku : 29.01.2010 o 20:10 |
29.01.2010, 19:33 | #138 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Germany
Posty: 5,924
Motocykl: CRF1000D+Cegla+Czelendz
Online: 4 miesiące 1 tydzień 5 dni 17 godz 39 min 28 s
|
DZIEN 9
Poranek zaczal sie bardzo mokro.Cala noc padalo i nie zanosilo sie na znaczace zmiany.Byl to nasz ostatni dzien i chcielismy jeszcze raz zaatakowac interior,tym razem jednak na pewniaka i bez zadnego ryzyka.Jedyneczka dojechalismy do drogi 901.Skrecilismy w nia i odrazu zaczelo byc fajnie.Nawet deszcz,ktory tego dnia nas nie opuszczal,jakos pasowal do naszej trasy.Zatankowani po uszy i troche zmarznieci wstapilismy do zajazdu na cos cieplego. Skrecajac w droge 905 zrobilo sie jeszcze bardziej niesamowicie.Wjechalismy na otwarte przestrzenie,chyba bazaltowe,ktore bedac mokre blyszczaly sie jak naoliwione. Nie bylo kurzu i jechalo sie w przyjemnie miekkim szutrze.Od czasu do czasu przyszlo przejezdzac nam przez mniejsze jak i wieksze rzeki. Podczas przejezdzania jednej z nich,jakims cudem zawislem na jednym z podwodnych kamieni,na samym jej srodku.Hehe....Chyba bez pomocy Dominika by sie nie obylo.Mozna bylo zostawic zapakowany motocykl i pojsc pospacerowac,a on stalby tak sobie do polowy w wodzie.Na szczescie szybko sie z tym problemem uporalismy i jadac dalej dotarlismy do miejsca,do ktorego mielismy dojechac z drugiej strony. Dalsza droga byla juz o wiele szybsze.W osadzie Bru,bo trudno to inaczej nazwac,skrecilismy z 910 w 923.Bardzo ladna szybka trasa,biegnaca czesciowo rownolegle do asfaltowej drogi nr 1.Ciagle padalo,ale nam to w ogole nie przeszkadzalo.Jechalo sie bardzo fajnie i szybko wyladowalismy w Fellabaer.Tam wynajelismy domek,zrzucilismy z siebie mokre zbroje i poszlismy na zakupy do Egilsstadir.Wieczorem grilowany baran,piwo i do lozek.Nastepnego dnia mielismy zameldowac sie przeciez na promie. Ostatnio edytowane przez myku : 29.01.2010 o 19:36 |
29.01.2010, 19:41 | #139 |
22.10.2006, DTN :)
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Kąty Wrocławskie
Posty: 3,778
Motocykl: RD07
Przebieg: IIszlif
Galeria: Zdjęcia
Online: 7 miesiące 3 tygodni 2 dni 15 godz 53 min 10 s
|
Nie wiem jak się wysłowić to użyję pisma obrazkowego:
__________________
Real adventure starts where road ends... -AT RD07 Big Bore 'Troll Bagnisty, ziejący ogniem z regulatora Diabeł Pustynny' http://www.youtube.com/user/Miszapoland |
29.01.2010, 20:03 | #140 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Germany
Posty: 5,924
Motocykl: CRF1000D+Cegla+Czelendz
Online: 4 miesiące 1 tydzień 5 dni 17 godz 39 min 28 s
|
Dzien 10,11,12 i 13
Pobudka!!Szit!!Nie wiem jak Dominik,ale mnie nie bylo do smiechu.Szkoda mi bylo wracac do domu.10 dni nie jest malo,ale caly wyjazd byl udany i chcialem jeszcze,jeszcze.Spakowani zrobilismy jeszcze rundke wokol jeziora Lagarfjot.Pogoda znowu byla ladna i na nasze nieszczescie bylismy juz na trasie Fjardarheidi,ktora prowadzila nas do fiordu,w ktorym mial na nas czekac prom.Najpierw stromy podjazd,potem jazda we mgle,a potem tak samo stromy zjazd.Po drodze mijaly nas pojazdy,ktore wlasnie zaczynaly swoja przygode.Zaczal sie wlasnie letni sezon i mozna to bylo odrazu zauwazyc.Mijalo nas bardzo duzo motocykli.Wszystkie czysciutkie,kierowcy mieli jeszcze zaprasowane kanty na kurtkach.Najchetniej zawrocilbym i pojechal z nimi.Jednak to bylo niemozliwe,prom stal we fjordzie i z gory przypominal malutka zabaweczke.Na jednej z serpentyn zrobilismy ostatni postoj,pstrykajac pozegnalne zdjecia.Za nami Seydisfjördur. Sam wjazd na prom przebiegl bardzo sprawnie i szybko bylismy na pokladzie.Zrezygnowalismy z kuszetek na rzecz kabiny,co okazalo sie bardzo trafionym pomyslem.Mozna bylo wszystko zostawic i nie martwic sie,ze cos zgine.Po godzinie plynelismy juz przez fjord,zeby nastepnie wyplynac na otwarty ocean.Byl czwartek w poludnie,a w Hanstholm w Danii mielismy byc dopiero w sobote.Mielismy dwa cale dni do wypoczynku i ochloniecia.Uwielbiam plywyc statkami,dlatego nie cierpialem siedzac dwa dni na nim.W Danii przywitala nas piekna sloneczna pogoda.Z Hanstholm do domu mialem 1100km,Dominik troche wiecej bo 1300km.Do Hamburga dojechalismy razem,jednak potem kazdy mial pojechac w innym kierunku.Moim planem bylo dojechac do domu,Dominik chcial nocowac w Berlinie.Nie tracac wiec zbytnio czasu przedarlem sie przez Hamburg i okolo 22.00 mialem go za soba.Zgrzewka red Bulli zalatwiala wszystko.Dzida .I wszystko bylo by pieknie jak nagle w okolicach Frankfurtu,prawie na ostatniej prostej,nagle pociemnialo mi w oczach.Nie zdajac sobie sprawy co sie stalo,przejechalem jakis kawalek,zeby stwierdzic,ze moja maszyna nie ma swiatel.Naszczescie za jakies 200m byla stacja benzynowa,ufff...na ktora natychmiast zjechalem.Cos bylo z instalacja nie tak,bo kazda wymiana bezpiecznika,konczyla sie jego spalenie.A podobno KTM-y sie nie psuja.Nie pozostalo mi nic innego jak tylko polozyc sie na najblizszej lawce i doczekac switu.Musialem sie chyba zdrzemnac,bo jak otworzylem oczy bylo juz w miare jasno.Red Bull,ogien i.Tym razem bez swiatem.A w Niemczech za takie rzeczy wsadza sie do kryminalu,ojjojjoj(Ordnung muss sein).Kolo 6.00 bylem w domu. ********************************************KONIEC ************************************************** Ostatnio edytowane przez myku : 30.01.2010 o 00:57 |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Islandia | Bies13 | Kwestie różne, ale podróżne. | 3 | 18.10.2013 11:52 |
Islandia we wrześniu | bukowski | Umawianie i propozycje wyjazdów | 9 | 31.07.2012 00:13 |
season closing meeting, Hungary, 2009.10.23-2009.10.25. | Brasil | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 30 | 11.11.2009 21:52 |
Africa Twin meeting in Hungary, 2009.09.04. - 2009.09.06. | Brasil | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 26 | 11.11.2009 21:48 |