20.11.2010, 23:19 | #141 |
Kierowca bombowca
|
Hmmm, w rzeczy samej, bardzo sympatyczna młoda osoba - w kłębie wysoka, wąskie pęciny, bujna grzywa, oko z lekka wypukłe i błyszczące... ano, ta ostatnia cecha to chyba zasługa naszego pana kierownika....
__________________
AT RD07A, '98, HRC |
20.11.2010, 23:45 | #142 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 1,420
Motocykl: RD07a
Przebieg: 43k+
Online: 3 tygodni 3 godz 22 min 21 s
|
Do kalendarza 2011 sie nada
|
21.11.2010, 13:46 | #143 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,668
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 5 godz 18 min 56 s
|
Wydostaliśmy się z Zagory jak zwykle, to znaczy kłócąc się z Puszkiem którędy jechać. Ostatecznie pojechaliśmy też jak zwykle – tak jak chciał on, a nie tak jak chciałem ja. Nie chciałem tak jak on, bowiem była to droga, którą do Zagory przyjechałem z Szatanem i Pekaesem. No ale niech tam mu piachy lekkie będą...
Kurzyliśmy niemiłosiernie jadąc czymś co niedługo będzie asfaltem. Jakieś ciężkie maszyny były już w tym miejscu i zostawiły trochę sztucznych przeszkód. Jedna z nich była szczególnie zdradliwa, spory najazd i... takie spore jebudu w dół. Nie bardzo wiem czemu nie przeleciałem nad kierownicą, ale i tak myślę, że Red Bulle X-fighters super szoł się chowają. Od 8 lipca nie palę, więc zatrzymałem się i nie bardzo wiedziałem co ze sobą zrobić, by się uspokoić. Jeszcze nogi dygotały mi z wrażenia, gdy dźwięk Arrowa zwiastował zbliżającego się Puszkolota. Nazwa pasuje do tej pary. Wiało od południa. Chmura kurzu, która wzbiła się na Saharze 3 sekundy później musiała dolecieć do Europy. Było dla mnie oczywiste, że Puszek musiał się co najmniej zabić przy tym upadku. Wyjście z progu nawet niezłe, ale lot jakiś taki niespokojny, a lądowanie zupełna tragedia, bez telemarku, na jedno koło i na ryj... Człowiek-kulka podniósł się jednak, lekko otrzepał z pustynnego kurzu, podniósł kask i zawołał: dzidaaaaa... Wypchnęliśmy razem afrykę z krateru, który zrobiła i pojechał dalej. Stałem jeszcze chwilę z szeroko otwartą gębą nie wierząc w to co się stało. W końcu podpiąłem się do camelbaga i ruszyłem za nim. Puszek mnie podwiózł. Wiedziałem kiedy wysiąść... 7(!) sekund później... Zrobiło się jakoś mocno pod górkę i megakamieniście. Dla tych co potrafią jeździć droga stała się bardziej techniczna, a dla tych co nie umieją bardziej przej... Na pustyni jak na pustyni, kiepsko z dobrą miejscówką pod namiot. Chciałoby się nocleg nad rzeczką, z trawką i pod drzewkiem. Znaleźliśmy pod skałą, na piachu i przy drodze. Na pocieszenie przy studni. Było jednak pięknie, bo dzięki skale nie wiało, dzięki temu że był piach to było miękko, a że przy drodze to nic nie szkodzi, bo i tak nikogo nie uświadczyliśmy do rana. Siedzieliśmy na materacach dopijając ostatnie resztki płynów rozweselających i wspomagając się paliwem, dzięki którym mieszkańcy północnej Afryki potrafią się bawić całą noc bez alkoholu. Nasze „normalne” herbaty smakowały bosko po przesłodzonych miętowych wywarach z Zagory. Niebo waliło się nam na głowy i próbowaliśmy nadążyć z wymyślaniem marzeń przed kolejną spadającą gwiazdą. I nawet jeśli w październiku gwiazdy nie spadają, to nam na tym saharyjskim niebie spadały jedna za drugą, i nie jest ważne czy były prawdziwe czy też widzieliśmy je dzięki przestrzeniozakrzywiaczom. Marzenia były prawdziwe i mają się spełnić! Nie lubię się rano spieszyć, ale jeszcze bardziej nie lubię być ostatni. Zauważyłem że to dość powszechne zjawisko wśród motocyklistów. Na szczęście zawsze na wyjeździe znajdzie się ktoś kto codziennie jest ostatni. Był więc tego poranka czas na saharyjską kąpiel przy studni, na mycie zębów, a nawet na założenie zębatki jakiegoś Czachora na KTM Marka. Poza tym oszacowaliśmy nasze fizyczne straty. W konkurencji na największego siniaka wygrałem! Mój był większy i świeższy od Markowego, w konkurencji na opuchliznę Zbychu nie miał sobie równych! Gali ruszył pierwszy, miał oczywiście na pokładzie Asię, droga nie była szczególnie trudna, ale jak się jedzie z pasażerem i dwoma kuframi i wieeelką torbą to się robi trochę trudniejsza. Swoją drogą - co roku jeżdżę z mniejszym bagażem. Czy to będzie postępowało bez końca? Coraz trudniej mi sobie wyobrazić trasę, w którą bym się wybrał z dwoma kuframi po bokach. Oczywiście mam na myśli jazdę bez pasażera. Tłukliśmy się parę godzin przez tą pustynię i nic wielkiego się nie działo, droga ładna, niespecjalnie trudna. Dojechaliśmy w końcu do urokliwego miejsca, jakiejś wiochy położonej nad kamienną rzeką, w której być może czasem bywa woda. Wyglądało to wszystko małomarokańsko i bardziejafrykańsko. Maroko nie jest bowiem miejscem, które jest Afryką z pocztówek. Dzikich zwierząt tu mało. Jest tu trochę słoni, żyraf, lwów, lampartów i innych afrykańskich atrakcji, ale wszystkie mieszkają w zoo. Wyglądało więc na to, że jesteśmy najdzikszymi wolnymi stworzeniami w okolicy. Daliśmy temu wyraz oddalając się tumanie kurzu w kierunku nieodległego już asfaltu przy Tazzarine. To nie była najlepsza miejscówka na obiad, choć knajpa wyglądała porządnie. Zbliżało się południe, a do Alnif - naszego dzisiejszego celu pozostało 70 kilometrów. Oczywiście asfaltem, my bowiem planowaliśmy drogę dłuższą i pustynną. W nocy uknuł mi się jednak w głowie chytry plan i postanowiłem wcielić go w życie dzieląc grupę. Powiedziałem, że do Alnif jest godzinka asfaltem i jak ktoś chce to może jechać tą drogą. Chciał Artek, ale cała reszta postanowiła pojechać offem. Było więc dokładnie jak zaplanowałem! Ponieważ to Afryka, nie można jeździć samemu etc zadeklarowałem, że pojadę z Artkiem. Szatan ma wbite waypointy i poprowadzi resztę ekipy przez pustynię do Alnif. Franz coś chytrze wyczuł i podpiął się do nas, pomachaliśmy kolegom i pojechaliśmy w przeciwne strony. W Tazzarine pożegnaliśmy Jarka i Asię, my bowiem się kierowaliśmy w stronę wąwozów Dades i Todra, w których oni już byli kilka dni temu razem z Jackiem i Magdą. Pojechali w wysoki Atlas w okolice Toubkala. Dojechaliśmy do Alnif w godzinkę. Pamiętałem ten hotel z poprzedniej wycieczki. Szybko ustaliliśmy cenę, wieczorne menu, ustaliliśmy też, że będzie piwo i znajdzie się butelka whisky. Jak doszliśmy do tego, że chcemy wstawić motocykle do recepcji facet sobie przypomniał nas sprzed pięciu lat i wszystko poszło gładko. Wokół Alnif jest wiele fajnych miejscówek dla takich motocykli jak nasze. Wiele z nich opisał Chris Scott w Morocco Overland. Czasem z nim koresponduję i kilka razy podpuszczał mnie na drogę MH5, uważa ją za najtrudniejszą w okolicy i wartą spróbowania. Uważałem, że głupotą będzie pchanie się tam z ekipą, która jest dość zróżnicowana pod względem umiejętności. Udało się jednak sprokurować okazję, by się temu przyjrzeć na spokojnie i bez bagażu. Zostawiliśmy Artura w hotelu i pogoniliśmy z Frankiem w góry. MH5 było kiedyś skrótem prowadzącym z Alnif do Ikniouen i dalej do Boumalne de Dades, przed dwoma laty drogę poprawiono, ominięto najtrudniejszą partię prowadząc równoległą drogę, którą Scott opisał jako MH10. Nie mieliśmy GPS ani mapy, wcześniej jednak na nią spojrzałem i wiedziałem, że nie możemy się pomylić. Góry wokół były wysokie, a w nich trudno o pomyłkę. Na wszelki wypadek wrzuciłem jednak do plecaka telefon satelitarny. Zatankowani pod korek zjechaliśmy na o pistę. Miałem w tym roku kilka dni na motocyklu wartych wspominek na starość. Obok tych najbardziej tragicznych, pamiętać będę również i te, które na pewno zaliczę do najlepszych w moim enduro życiu. Jeden z nich to właśnie owe marokańskie popołudnie z Frankiem. Mijamy jedną wiochę, drugą, droga wspina się coraz wyżej, ale nie ma żadnych specjalnych trudności. Jedziemy dynamicznie, szybko, bez nadmiernego ryzyka, ale bliżej naszych możliwości niż kiedykolwiek podczas tej wycieczki. Ja z lewej, Franz tuż obok, półtora metra ode mnie. Ani ja nie uciekam, ani mnie on nie goni. Mam wrażenie, że stanowimy jakąś całość, jeden pojazd. Frankowy trampek i moja babcia, może istotnie różnią się wyglądem, ale są w podobny sposób modyfikowane. Podobna idea nam przyświecała i może dlatego jedzie nam się tak dobrze razem. Zatrzymujemy się po godzinie przy jakimś rozjeździe, domyślam się że tu właśnie rozchodzi się MH5 i MH10. Jedziemy tą łatwiejszą, by móc ocenić jej przydatność do jutrzejszej wycieczki. Coraz wyżej i wyżej, aż pod 2 tysiące metrów. Widoków opisywał nie będę, od tego są zdjęcia. Żałuję, że tak niedoskonałe, nie są w stanie oddać tego co słońce i góry wyprawiały tego popołudnia i wieczora. Wspinamy się na kolejne przełęcze, coraz dalej i dalej. Do zachodu pozostała jeszcze godzinka, czas zawracać. I tak kończyć będziemy po ciemku. Jazda nocą nie należy do moich ulubionych, zwłaszcza po szutrowych górskich drogach. Jeden prawy zakręt zaskakuje mnie szczególnie; nie wiem jak to się stało, że zostałem na drodze. Wiem jednak, że można się spocić w ciągu dwóch sekund. Do hotelu docieramy ze 2 godziny po zachodzie. Jest Artek i... Zbyszek. Reszty nie ma. Chłopcy się gdzieś posprzeczali o trasę. Zbyszek przyjechał sam, o reszcie nie ma wieści. W dość ponurych nastrojach jemy kolację, gdy nadjeżdża reszta. Pekaes klnie jak szewc, jego Afryka jest bez szyby. Chłopcy pokonywali rzekę, tyle że według Pekaesa wzdłuż a nie w poprzek. No i był jakiś niski lot i kolanami zdjął szybkę. Później Puszek złapał gumę i tak zeszło do nocy... A miało być 150 kilometrów i 3-4 godziny. Jemy, pijemy, śmiejemy się. Jutro kończymy z pustyniami i jedziemy w góry...
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację. Ostatnio edytowane przez sambor1965 : 21.11.2010 o 14:53 |
21.11.2010, 14:28 | #144 |
Zarejestrowany: Sep 2010
Miasto: Poznań/Złotów
Posty: 355
Motocykl: CRF1000/CRF300
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 15 godz 57 min 55 s
|
mistrzostwo błagam o wiecej
|
21.11.2010, 18:15 | #145 | |
Zarejestrowany: May 2008
Posty: 234
Motocykl: RD07a
Online: 1 tydzień 1 dzień 2 godz 17 min 20 s
|
Cytat:
Ostatnio edytowane przez Gradient : 21.11.2010 o 18:18 |
|
21.11.2010, 18:43 | #146 |
....OLEJ....
Zarejestrowany: Dec 2009
Miasto: Pniewy-Londyn
Posty: 1,337
Motocykl: RD07a
Przebieg: 6006 km
Online: 1 miesiąc 4 tygodni 1 dzień 17 godz 24 min 54 s
|
Sambor padam na kolana...
|
21.11.2010, 19:55 | #147 |
Ajde Jano
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Rataje Słupskie
Posty: 6,229
Motocykl: Raczej nie będę miał AT
Galeria: Zdjęcia
Online: 9 miesiące 5 dni 22 godz 48 min 42 s
|
Rzeczywiście niepotrzebnie zaczynałem swój wątek niepotrzebnie przeniosłem swoje wpisy , pozostaje mi tylko czytać i ewentualnie rozpoznawać miejsca które zdarzyło się nam przetrzeć za wami. Od siebie mogę tylko dodać, że ta droga w budowie to niezły horror , jadąc nią z fracuzami wyprzedziliśmy grupę quadów . Ci poprosili przez CB aby im ustąpić drogi bo będą jechać szybko , prowadzący Jean grzecznie ustąpił im drogi , po czym odczekawszy aż kurz z lekka opadnie ruszyliśmy francuskim tempem . Jechałem jako trzeci i dwójkę prowadzącą miałem daleko przed sobą a na liczniku w granicach 100 . Po pewnym czasie dojechałem do 2 quadów jadących w granicach 90 i przez kilka minut zastanawiałem się jak ich wyprzedzić bo przez tuman kurzu nic nie było widać . Chłopaki pewnie też nie czuli się komfortowo mając za plecami 2 tonowy samochód i w pewnym momencie zwolnili i dali wolną drogę . Pozostała jeszcze jedna chmura kurzu oddzielająca mnie od czoła peletonu . Ten zawodnik był lepszy nie dosyć że miejscami grzał ponad 100 to jeszcze spod opon rzucał kamieniami wielkości pięści. Przepychanka trwała według mnie wieczność w końcu na odpowiednim według mojego rozpoznania miejscu udało się go wyprzedzić , ale wymagało to znacznego zwiększenia prędkości bo zawodnik do końca nie odpuszczał , a ja widząc fruwające kamienie zastanawiałem się czy któryś mnie trafi . Udało się wyjść bez szwanku tylko po to aby chwilę później zjechać na boczną pistę prowadzącą przez góry do Quarzazate. Co do drogi MH5 to jej kawałek od Boumalne du Dades do skrzyżowania z MH4 w kierunku Tizz n Tazazaert to jest asfalt .MH4 do przełęczy to dla motocykla przyjemna pista natomiast za przełęczą zaczynają się schody , tam się dowiedziałem się że straciłem bezpowrotnie górne mocowanie tylnego amortyzatora.
PozdrawiaM
__________________
BMW Club Praha 001 1.Nigdy nie polemizuj z idiotą. Sprowadzi cię do swojego poziomu a później pokona doświadczeniem. 2.Czasami lepiej milczeć i sprawić wrażenie idioty, niż się odezwać i rozwiać wszelkie wątpliwości. |
22.11.2010, 09:55 | #148 |
Zarejestrowany: Mar 2009
Miasto: Gwe/Warszawa
Posty: 3,502
Motocykl: CRF1000, RD04
Online: 5 miesiące 1 tydzień 4 dni 8 godz 6 min 2 s
|
Sambor, pisz, pisz...to jak dobry serial sensacyjny, z niecierpliwością czekam na następne odcinki.
|
22.11.2010, 10:26 | #149 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,668
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 5 godz 18 min 56 s
|
Sensacje to będą jak koledzy z którymi byłem zaczną opisywać jak oni to widzieli
A serial jak serial, ma emisje co jakiś czas. Póki jest oglądalność to będzie emisja, a jak nie to spadnie z anteny.
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację. |
22.11.2010, 10:35 | #150 |
Stary (P)iernik
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Świeradów Zdrój
Posty: 3,769
Motocykl: XR400 , XR650L XL600V
Online: 4 miesiące 2 tygodni 6 dni 9 godz 39 min 10 s
|
Teraz najprzyjemniejsza część jazdy -( potrafiąca obnażyć mniej lub bardziej boleśnie braki w technice dzidowania )
- MH5 dzidaaaaa...
__________________
Ostatnio edytowane przez Franz : 22.11.2010 o 10:42 |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Hiszpańska Słowacja, czyli Wypad na Czarny Ląd - Maroko [Kwiecień 2010] | podos | Trochę dalej | 313 | 29.08.2011 16:55 |
Maroko z łapanki II, marzec/kwiecień 2011 | sambor1965 | Kwestie różne, ale podróżne. | 12 | 29.04.2011 19:57 |
Maroko - XI.2010 | Neno | Umawianie i propozycje wyjazdów | 0 | 30.08.2010 19:16 |
Krym-mołdawia-rumunia 6,08,2010-15,08,2010 | joker | Umawianie i propozycje wyjazdów | 6 | 10.08.2010 08:01 |