Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03.10.2019, 08:04   #1
Rychu72
 
Rychu72's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: wilidż Opole
Posty: 2,547
Motocykl: CRF 1100
Przebieg: 0 kkm
Rychu72 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 dni 6 godz 39 min 30 s
Domyślnie

Przy przegrzanych zwojach cała lingwistyka leci na ryj.

2/3 po francusku, więc już jest dużo lepiej niż na początku.
Rychu72 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07.10.2019, 09:20   #2
Rychu72
 
Rychu72's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: wilidż Opole
Posty: 2,547
Motocykl: CRF 1100
Przebieg: 0 kkm
Rychu72 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 dni 6 godz 39 min 30 s
Domyślnie

XV Dzień
Dzisiaj nudno, ale relaksująco na asfalcie. Po ciągłym napięciu na piachu, chyba to mi pasuje.
Mamy do zrobienia do stolicy Naoukchott ok. 300 km. Czym bliżej wybrzeża tym zimniej. Prawie zamarzamy, bo jest ok. 30 stopni. Wrzucamy na siebie wszystko co mamy pod ręką.
Często wpadamy w wielkie dziury i gniemy felgi. Nawet moja stalowa na tyle poddała się. Ci na końcu widzieli co się dzieje z przodu i zachowali kołowy kształt felgi.
Gdzie nie staniemy, tam ktoś zaraz przychodzi przywitać się i zamienić parę słów.

Po drodze dużo checkpointów i co chwile rozdajemy fiszki. U mnie prawie pusto i daje już te najgorsze co mi opona poszarpała. O dziwo nawet nie grymaszą.



Na checkpointach tuż przed stolicą bardziej skrupulatnie kontrolują i uprzedzają nas, żeby pochować kamery, bo nie wolno nic nagrywać. Za bardzo to nas nie wzrusza, bo mamy w Wojtkiem nagrane przejazd przez całe miasto.



W samym mieście totalna wolna amerykanka. Mały włos, a nawracający na dwupasmówce merol skasowałby mnie.

Jedziemy w stronę wybrzeża i wbijamy na wypasiony jak na ten kraj camping, gdzie miejscowy estabilishment przyjeżdża na rybkę do restauracji.
Andrzej i Witek decydują, że kończymy wspólny wyjazd i cisną dalej sami do granicy. Próbujemy jeszcze zamówić obiad, ale knajpę otwierają za dwie godziny, a chłopaki nie chcą tracić czasu. Będą musieli nocować gdzieś po drodze, bo dzisiaj już nie dojadą. Łezka się kręci w oku, bo sporo razem przeżyliśmy. Żegnamy się czule .

Chłopaki są przykładem, że czasami warto zaryzykować i pojechać z nieznajomymi. Wygląda na to, że nasze drogi jeszcze się skrzyżują w przyszłym roku.

Bierzemy mały domek dwuosobowy, ale będziemy spać w trzech. Jest kibelek w domku, ale nie ma drzwi lub nawet zasłonki. Jest wesoło, jak ktoś idzie rzeźbić. Efekty dźwiękowe i zapachowe powalają.



Ciekawy patent na montaż anten. Jak sól zeżre jedną to montują drugą. Montaż na betonie, bo pewnie przy tych wiatrach nic innego nie gwarantuje stabilności.



Postanawiamy jutrzejszy dzień spędzić do góry kołami. 14 dni ciągłej jazdy i walki z piachem dało się we znaki. Może byłoby to znośniejsze, gdyby nie było takich upałów i nie musielibyśmy cały dzień kisić się w całym uzbrojeniu.

Na wybrzeżu zimno jak diabli, bo 25 stopni .......jest bosko. Zamawiamy rybę na obiad. Między czasie, zanim ogarną się, idziemy z Wojtkiem wykąpać się w Atlantyku. Woda rześka i wychodzić się nie chce. Totalny kontrast do tego co mieliśmy przez dwa tygodnie.





Wieczorem robimy na kolację grilla na plaży. Widać, że grillowanie na wybrzeżu to miejscowy chillout. Nawet jeden tubylec ułatwia nam życie przynosząc żar ze swojego ogniska.



Co jakiś czas ktoś podchodzi, pyta jak się mamy i chcą z białaskami fotkę. Są bardzo otwarci i chcą pomagać na każdy sposób.
Chwilami mamy oblężenie, ale jest wesoło. Pytają skąd jesteśmy, a my co rusz wymyślamy nowe miejsce na ziemi. Kanada, Honduras, Papua Nowa Gwinea itd
Nie są namolni i po krótkiej rozmowie oddalają się.



Chłopaki trochę darli łacha ze mnie, że ja już kolorystycznie pasuję do tubylców. W sumie to z natury mam ciemniejszą karnację, ale fakt, że w życiu nie byłem bardzie zjarany.



Wieczorem leżę i czuję dużą ulgę, że to już koniec ...... bo nie wiem, że to nie koniec przygód.



Kolacja, rotośâ€Ś..dużo rotosia i w kimę.



Ostatnio edytowane przez Rychu72 : 08.10.2019 o 09:43
Rychu72 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08.10.2019, 15:33   #3
Rychu72
 
Rychu72's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: wilidż Opole
Posty: 2,547
Motocykl: CRF 1100
Przebieg: 0 kkm
Rychu72 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 dni 6 godz 39 min 30 s
Domyślnie

Nie było moją intencją wypominania Ci 2 godzin straty. Czasami miałem wrażenie, że walisz jakimiś skrótami, bo byłeś zawsze gdzieś zaraz za nami.

Nawet nie wiesz jaki koktail emocji budził za każdym razem widok zbliżającego białego pickupa po środku niczego.

Myśmy nie widzieli samochodu, ale jadącą cysternę wody i coli, wytworny obiad lub kolację, nocleg na bogato w namiocie ....... a o ROTOSIU nie wspomnę.
Rychu72 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09.10.2019, 08:46   #4
Rychu72
 
Rychu72's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: wilidż Opole
Posty: 2,547
Motocykl: CRF 1100
Przebieg: 0 kkm
Rychu72 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 dni 6 godz 39 min 30 s
Domyślnie

Dzień XVI

Dzisiaj pierwszy dzień, gdzie nie musimy wsiadać na moto.
Przez całą noc mieliśmy ochronę sprzętów, która za bardzo nie przykładała się do zleconej roboty.

Jak patrzeliśmy to było to.

20190330_133324.jpg

Jak nie patrzeliśmy to było to.





W sumie to chyba bym się nawet ucieszył jak rano nie byłoby DRyndy na swoim miejscu.

W nocy trochę padało i rano, po otwarciu drzwi, piękny widoczek.






Robimy śniadanie i potem leżymy….. i dalej leżymy…..i leżymy. Nikomu nie chce się wstać.

20190330_191826.jpg

Pomysł wyjścia na miasto jest skutecznie odsuwany, bo leżymy, jemy i dalej leżymy. Wojtek chyba wczoraj zmarzł, bo ma dreszcze. Coś tam łyka i potem już jest ok.

Około 16.00, po obiedzie mobilizuję wszystkich do ruszenia tyłków. Idziemy do portu plażą.
Po drodze ładnie malowane łódki.







W samym porcie smród, więc szybko przebijamy się do miasta.






Widok trochę przygnębiający jak na stolicę. Wszędzie pełno śmieci, co pasuje kozą i osłom.







Elegancka pani wychodzi z domu i wywala śmieci na ulicę przed swoim domem.

Samochody to istne frankensteiny i zlepki z innych pojazdów. Trudno znaleźć auto młodsze niż 10 lat i wpełni kompletne.











Jeden nawet pomalowali miejscowym Raptorem, czyli lepikiem ….. sól już tego nie ruszy.



Czy to patent Ohlinsa?



Widać, że dużo się tu buduje nowych domów. Niektóre, bardziej wypasione, jak na tutejsze warunki, mają trochę zieleni.



Nawet nie pchamy się do centrum, które widzieliśmy wczoraj. Nic ciekawego. Nabywszy małego kryzysu wracamy na kamping.

Dzisiaj też grillujemy na plaży, ale jest bardziej pusto i mamy spokój.



Dzisiaj miałem wolne od kręcenia, więc tylko posklejane fotki.


Ostatnio edytowane przez Rychu72 : 04.11.2019 o 08:30
Rychu72 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09.10.2019, 11:27   #5
Novy
Moderator
 
Novy's Avatar


Zarejestrowany: Dec 2008
Miasto: Niemcownia
Posty: 3,383
Motocykl: CRF 1000D/DCT
Przebieg: 48k+
Novy jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 miesiące 4 tygodni 1 dzień 4 godz 21 min 33 s
Domyślnie

Któryś już raz piszesz o soli - skąd tam sól na drogach? Chyba jej nie sypią jak w Polsce, żeby zniknął śnieg?
__________________
Wreszcie mam swój kawałek szczęścia w całym tym gównie dookoła
Novy jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09.10.2019, 11:51   #6
Rychu72
 
Rychu72's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: wilidż Opole
Posty: 2,547
Motocykl: CRF 1100
Przebieg: 0 kkm
Rychu72 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 dni 6 godz 39 min 30 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał Novy Zobacz post
Któryś już raz piszesz o soli - skąd tam sól na drogach? Chyba jej nie sypią jak w Polsce, żeby zniknął śnieg?
Sól jest w powietrzu napływającego z Atlantyku.

[IMG]20190330_191402 by Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]

Ostatnio edytowane przez Rychu72 : 04.11.2019 o 09:52
Rychu72 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10.10.2019, 12:54   #7
puszek
 
puszek's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Krakuff
Posty: 4,751
Motocykl: RD07a
puszek jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 miesiące 3 tygodni 3 dni 5 godz 57 min 58 s
Domyślnie

Jak wieje od morza to czasem niesie drobiny morskiej wody na wiele kilometrów. Śmiecie to normalka w Afryce...ale zabite zwierzęta przy drodze to specjalność Mauretanii , nigdy nie zbierane... ten smród ciagnie sie kilometrami...
fajnie sie czyta
puszek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09.10.2019, 11:37   #8
GregoryS


Zarejestrowany: Oct 2018
Miasto: Zabrze
Posty: 1,106
Motocykl: ATAS 2019
Przebieg: 11000
GregoryS jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 1 dzień 14 godz 24 min 33 s
Domyślnie

z tymi smieciami to troche masakra... z tego co piszesz to przy kazdej wiekszej miejscowosci tak jest ? Fury tez robia wrazenie, taksowki tez w takim "wypasionym" stanie ?
GregoryS jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11.10.2019, 10:04   #9
Rychu72
 
Rychu72's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: wilidż Opole
Posty: 2,547
Motocykl: CRF 1100
Przebieg: 0 kkm
Rychu72 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 dni 6 godz 39 min 30 s
Domyślnie

XVII Dzień ..... długi dzień

Jedziemy do parku

Przed wyjazdzem z kempingu w brodziku ganiamy się z krabami.



Między stolicą, a granicą z Marokiem jest park, gdzie legalnie można jeździć za drobną opłatą.

Jedziemy asfaltem, ale w jednym miejscu blisko Atlantyku i za sugestią Neno odbijamy w kierunku brzegu Atlantyku. Jedziemy plażą na północ w kierunku parku.

[IMG]G0673679 by Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]


Trzeba uważać na żyłki wędkarzy i liny od łodzi, bo można zaplątać się.


[IMG]G0703689 by Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]

[IMG]G0663660 by Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]

Poza tym jest bajkowo. Atlantyk, plaża, słońce, mewy. Jadę i myślę, że tak wygląda raj dla motocyklistów, którzy trafili na drugą stronę (film). Mógłbym tak jechać do samej Polski. Neno zaproponował, że jak się da to możemy do parku dojechać plażą. Niestety, ale trafiamy na cypel, bez możliwości przejazdu.



Musimy wrócić parę km i przebić się przez piaski do asfaltu.

Jedziemy dalej główną drogą do punktu, gdzie umówiliśmy się z Neno. Chwilę czekamy i potem razem jedziemy ok. 30 km w kierunku wybrzeża w parku.



Jemy obiad i uprawiamy łomżing. Dzięki temu, że skład zrobił się mały piwa starczyło do samego końca.





Umawiamy się na SMSa z koordynatami, gdzie Neno się zatrzyma na/lub przy traku i będziemy nocować. Miało to być w okolicach wioski Teichott.
Neno ostrzega nas, że dalej będzie trochę kopnego piachu.
Łukasz już nie ma ochoty na zwiedzanie parku i lobbuje za rozbiciem namiotów i plażingiem. Ja, widząc, że są fajne w miarę twarde drogi chcę zrobić objazdówkę. Mówię Łukaszowi, żeby jechał z Neno, a my z Wojtkiem objedziemy i dobijemy do nich. Trochę pomyślał i stwierdził, że jednak pojedzie z nami. I to był jego BŁĄD.

Latamy sobie parę godzin. Drogi fajne, bo piasek jest związany solą.



Miejscami piach daje nam do zrozumienia, że dalej jest górą. Łukasz zalicza gleby. Jest zły, że jednak pojechał, bo trafia się odcinek z kępkami traf i bardzo kopnym piaskiem jak uprzedzał Neno.

Park nie wiele różni się od pozostałej części Mauretanii. Dużo piachu i trochę krzaczków przy plaży, wioski rybackie.

[IMG]G0843732 by Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]

Kontrastem jest osamotniony i nowoczesny, jak na tamte standardy, budynek piętrowy tuż przy samej plaży.

[IMG]G0843737 by Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]
Jest też farma wiatrowa, ale z bardzo małych wiatraczków.

Zaczyna mi brakować paliwa i DRka prycha i staje. Odkręcam PRI i kładę, żeby się paliwo przelało z drugiej komory. Postanawiamy sobie skrócić drogę do umówionego miejsca na nocleg. Lecimy skrótem, nie okrążając cypla, a przecinając go w poprzek, robiąc 8 km, a nie 25 km. Będąc na miejscu dostajemy wiadomość z koordynatami, gdzie jest biwak. Wbijam w gpsa i jesteśmy nieco wkurzeni, bo tam byliśmy prawie dwie godziny wcześniej, przed walką na odcinku z kępkami traw.

Do zachodu słońca godzina, jesteśmy wykończeni i nikt nawet nie myśli wracać przez te wydmy. Jedziemy i szukamy jakiejś innej drogi przez wydmy trochę bliżej biwaku, ale nic.

[IMG]G0903776 by Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]

Co chwilę kładę DRkę, żeby przelać z jednej komory baku do drugiej. Delikatnie traktuję manetkę i na szczęście dalej jedzie.

Co jakiś czas próbujemy się dodzwonić do Neno, że nie mamy szans dojechania za dnia. On do nas też nie dojedzie ze względu na problem z wtryskami. Wysyłamy smsy. Nic. Bez odpowiedzi. Pewnie wszystkie satelity spadły.

[IMG]G0913846 by Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]

Myślimy i decydujemy się dojechać do końca tracka, a potem do głównej drogi, gdzie Neno dobije do nas gdy odbierze wiadomość.
Jedziemy wzdłuż Atlantyku ok. 30 km i sprawdzamy telefon. Żadnej wiadomości lub próby połączenia. W jednym miejscu trafiamy na duże pole słonego błota, które zakleja dosłownie wszystko. Coś, ala Ukraina po opadach. Można było go okrążyć, ale nieświadomy wjechałem w niego na pełnym gazie. Potem to już zostało wiosłowanie nogami i modlenie, żeby nie było głębiej. Trochę nam zeszło, zanim wszyscy przejechali, a słońce już prawie zaszło.

Łapiemy jakieś ślady idące na wschód w kierunku asfaltu, odległego po najkrótszej linii o ok. 30 km.

[IMG]G0913936 by Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]

Słońce zachodzi i momentalnie robi się ciemno. Jedziemy po śladach, które nie prowadzą wprost na asfalt, a idą bardziej na północ. W pewnym momencie widzę, że Wojtek pojechał po innych śladach i trąbię, żeby go zawrócić. Krzyczę, że tamte prowadzą z powrotem na wybrzeże.

Jazda jest trochę surrealistyczna, bo widać tylko tyle, co w światłach. Kompletnie nic nie widać co jest obok tego co oświetlamy i mamy wrażenie jazdy w tunelu. Nie wiemy na jaki teren za chwilę natrafimy.

[IMG]G0933956 by Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]

Za dnia mijaliśmy pas wysokich wydm i bałem się, że w końcu odbijemy się od nich. Uspakaja nas tylko to, że jedziemy po śladach samochodu, który musiał jakoś dojechać do asfaltu. Między czasie Łukasz oświadcza, że pierdoli to i rozbija namiot tu gdzie stoi, bo dalej nie jedzie. Szybko robimy przegląd, kto co ma i tylko Łukasz ma namiot, a my z Wojtkiem tylko śpiwory. Nie uśmiecha mi się perspektywa kanapki w jednym namiocie z dwoma spoconymi samcami. Nocleg w samym śpiworze na piasku trochę ryzykowny, bo można obudzić się z jadowitym lokatorem. Nie ma innej opcji jak tylko jechać dalej. Od początku rządzi w grupie demokracja i Łukasz przegrywa 2:1.
Mało szczęśliwy Łukasz jedzie dalej.

Po drodze dwa razy gubimy go, bo ma suchoty w baku. Spuszczamy od Wojtka po półtora litra i dotankowywujemy bumę. Jakimś cudem DRka dalej jedzie.

Tempo mamy słabe, ale najważniejsze, że nie ma wysokich wydm i jest w miarę płasko. Dużo kopnego piachu, ale z tym już sobie radzimy. Ślady prowadzą prawie równolegle do głównej drogi i z 30 km robi nam się ponad 50 km.

Pod koniec dużą ulgę przyniósł nam widok świateł sporadycznie przejeżdżających samochodów, gdzieś daleko na horyzoncie. Zaaferowany tym, że już niedaleko mało co, a bym rozjechał jakiegoś zabłąkanego osła i wpakował się w szałas ze szmat.
Ciekawe, czy ktoś był w środku i co sobie pomyślał słysząc piłowanie silnika za ścianą?

Po trzech, czy czterech godzinach, około północy, docieramy do asfaltu i jedziemy w kierunku oświetlonych zabudowań. Okazuje się, że to siedziba parku ……. a my nie kupiliśmy biletów.

Siadamy pod wielkim banerem parku i próbujemy dodzwonić się do Neno, żeby wiedział, gdzie jesteśmy. Dalej nic. Wysyłamy wiadomość.

Na szczęście mamy wojskowe racje żywnościowe, które dostaliśmy pierwszego dnia na właśnie takie przypadki pogubienia się. Koło budynku kręci się jakiś miejscowy i mówi, że te najbliższe światła to stacja benzynowa.
Po popasie Wojtek, jako, że ma najwięcej paliwa, jedzie na zwiad w kierunku stacji odległej o jakiś kilometr. Po chwili wraca, ale benzyny nie ma. U mnie w baku może z niecałe 0,5 litra. U Łukasza pewnie mniej. Wojtek ma z litr lub mniej, bo zasilał Łukasza.
Piszemy znowu do Neno, że zmieniamy lokalizację i będziemy czekać na stacji.
Kwitniemy na stacji próbując ciągle dzwonić. Wysyłamy wiadomości z koordynatami, gdzie jesteśmy, ale cisza.
Do kafejki zachodzą miejscowe piękności.

[IMG]MAUR317 by Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]

Jemy coś w knajpce i dogadujemy się z właścicielem odnośnie noclegu w kanciapie dla kierowców, gdzie leży parę materacy. Po godzinie zamykają całą stację i zostaje jeden do pilnowania stacji i naszych motocykli.



Idziemy w kimę …… bez rotosia



Ostatnio edytowane przez Rychu72 : 04.11.2019 o 10:04
Rychu72 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11.10.2019, 10:19   #10
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 11,123
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 7 miesiące 1 tydzień 1 dzień 10 godz 51 min 25 s
Domyślnie

Foty i film nie rabotajo częściowo.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Mauretania Rychu72 Przygotowania do wyjazdów 9 03.01.2019 08:12
Mauretania - krótki klip. Neno Trochę dalej 15 17.07.2017 10:48
Opony dla początkującego - asfalt, szuter, piach plakiet Hamulce, kola, opony 539 01.12.2015 22:40
Mauretania Senagal - grudzien 2015 QrczaQ Umawianie i propozycje wyjazdów 9 03.07.2015 11:22


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:44.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.