17.07.2008, 14:15 | #151 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: DW
Posty: 4,480
Motocykl: Pyr pyr
Przebieg: dowolny
Galeria: Zdjęcia
Online: 5 miesiące 15 godz 24 min 23 s
|
TURCJA Turcja była traktowana przez nas jako kraj głównie tranzytowy. Nie mieliśmy już czasu na echy i achy. Niemniej jednak w Turcji byliśmy Po wjechaniu postanowiliśmy przejechać max ze 2 godzinki i szukać spanka. Niestety deszczobicie popsuło nasz plan i zjechaliśmy do jakiejś przydrożnej nory z napisem "hotel". Turcja to chyba jedyny kraj gdzie nie ma żadnego problemu z wymianą waluty. Można ją po prostu wymieniać na stacjach benzynowych. Nie trzeba latać jak kot z pęcherzem za jakimiś bankami czy kantorami. Następnego dnia wstajemy. Pogoda pochmurna ale nie pada. Cel to miejscowość Diyarbakir położona 100km do granicy syryjskiej. Do przejechania 600km gór na wysokości 1800-2200m npm. Temperatura spada do 5 stopni ale droga to rekompensuje. Widoki, zakręty i takie tam. Na którejś stacji benzynowej spoglądam na moją oponę i już wiem, że do domu na niej nie dojadę. Nie wspomnę o swobodnej jeździe po dziurach i błotach. Moja opona nie ma jeszcze przejechanych 3 tys a już wcięło ją ponad połowę. Gruzja stała się rzeźnikiem opon. Jakoś tak mam, że zawsze na wyjazdach muszę zmieniać opony. Co jest ze mną nie tak Dojeżdżamy do Erzurum gdzie zapada decyzja, że coś trzeba wymyślić. Plan jest taki, że objedziemy jeszcze arabów i w drodze powrotnej w Turcji musimy coś mieć. Padło na Adanę. Syria, Jordania i Liban mają eleganckie asfalty, które niewiele rujnują ogumienie. Turcja zamiast drogi to ma papier ścierny Opony ma nam wystarczyć na arabskie pustynie i ich łagodne asfalty. Oczywiście do przejechania jeszcze zostało kilkaset kilometrów po Turcji. Szybkie konsultacje z polską stroną odnośnie wysyłki opon z kraju uświadamiają nam, że koszt przesyłki lotniczej do Adany w cenie 700-900 zł za jedną oponę to drogo. Oczywiście dochodzi jeszcze koszt samej opony. Znajduję w Erzurum jakiś serwis Michelina gdzie po kilkunastu minutach znajduje się człowiek mówiący jako tako po angielsku i w dodatku jest szefem tego przybytku. Tłumaczę nasze komplikacje i że potrzeba nam 2 sztuk TKC80. Chłop był bardzo przychylny, dzwoni po tej swojej miejscowości do warsztatów i szuka. Nikt nie ma motocyklowych a jak już coś się znalazło to jakaś padaka od czopka. Pytam go o Continentala, na co uzyskuję odpowiedź, że to tylko w Istambule. Biorę się do netu. Ja szukam, on tłumaczy z Tureckiego. Strona Conti jest tak hujowa, że nic tam nie można znaleźć. Jakiś telefon do germańców gdzie można o coś pytać. Szefo mówi, że jest jakaś firma w Turcji która ma prawie wszystko. Dzwonimy. Mają wszystko oprócz motocyklowych. Ale tam znajdujemy gościa, który zna gościa, który być może zna kogoś kto nam pomoże. Cały łańcuszek telefonów aż wreszcie po drugiej stronie pojawia się Emre. Do you speak English? Pytam. Yes, odpowiada mi płynna a nie jakaś tam turecka angielszczyzna Bóg był z nami Wyłuszczam sprawę i Emre odpowiada, że no problem w dniu w którym wyznaczymy w Adanie będą czekały na nas 2 oponki TKC80 w cenie niższej niż w Polsce. Potwierdzam to kilka razy bo może jednak językowe niuanse mnie zgubiły. Ale nie, wszystko się zgadza. Odkładam słuchawkę nie do końca wierząc w to co się stało. Piszę do Emre smsa ze wszystkimi rozmiarami, datami i cenami pytając się czy all is ok? Emre potwierdza, że tak. Rozmawiając z Emre kilka dni później okazał się on jakimś szefem, menago czy innym ważniakiem Continentala na Turcję. Stwierdził, że w razie potrzeby może w ciągu 3 dni dostarczyć dowolnego Conti w dowolne miejsce Turcji. Wyraził zgodę na umieszczenie wizytówki na forum co czynię. Najlepiej dzwonić do niego na komórę lub pisać smsa. Kierunkowy do Turcji to 90. Więc numer do niego to +905335689791. Mam nadzieję, że komuś tym telefonem kiedyś dupę uratuję Wyjeżdżamy z Erzurum w dobrych humorach. Aż się chce gdzieś poszutrować. Długo nie trzeba czekać. Raz ciach i już mkniemy po czerwonej ziemi. Jak zwykle rewelka. Tniemy z góry i pod górę. Przecinamy jakieś zbocza, rzeczki i kanały. Pięknie Najgorsze do jazdy okazują się drogi, które pokryte są luźnymi kamieniami wielkości pięści. Przednie koło lata jak głupie a tylne nie ma gdzie się zaczepić i buksuje po tych kamlotach. To takie moje prywatne odczucie. Może po prostu wystarczy dać pizdę ogień i po sprawie? Niech lepsi się wypowiedzą. W pewnym momencie GS traci pierdolnik do przełączania biegów. Uznajemy, że dość zabawy. Czas wydorośleć i naprawić sprzęta. Zjeżdżamy do jakiejś wiochy. Szukamy śruby fi 8 albo 10 z dwiema nakrętkami. Patrzę sklep w którym widzę jakieś narzędzia. Gość ani be ani me ani kukuryku po angielsku. W ruch idą ręce oraz język migowy. Śruuuuba mówię. Aaaa uśmiecha się, myślę git. Przynosi kłódkę. Co to jest? pytam. Śruba mówię. Aaaa i przynosi zawias. No dobra nic tu po nas. Trzeba znaleźć warsztat. Po chwili stoimy na warsztacie. Szast prast, 20 minut i już jedziemy z naprawionym pierdolnikiem. Gość nie wziął nic za naprawę. Szacun dla niego Do Diyarbakir mamy 150 km. Nigdzie już nie zbaczamy tylko walimy drogą. Około 50km od celu wjeżdżamy na przełęcz. Na jej szczycie po drugiej stronie droga mocno i bez żadnego skrętu schodzi w dół. Przed nami całkowite i nagłe wypłaszczenie terenu. Ani jednego pagórka. Nic. Po prostu nagle za górami zaczęła się pustynia. Niesamowity widok. Dojeżdżamy do hotelu już po zmroku. A zmrok w tamtych rejonach jest około 19-20. Walimy do centrum, a co tam, stać nas Znajdujemy fajne, klimatyzowane spanko z garażem przy jakiejś hotelowej kuchni czy pralni. Jeszcze dobrze nie zleźliśmy z motocykli przychodzi koleś i pyta czy mówimy po angielsku? Da, a o co chodzi. Jak się ucieszył. Mówi, że on chce nas po mieście oprowadzić, poopowiadać, popytać i w ogóle wszystko No, ok mówimy. 30 min na prysznice i rozpakowanie i będziemy. Myślałem, że pójdzie w cholerę, ale on wiernie czekał. I dobrze. Jednak wieczorne dysputy z lokalesami, nawet mimo zmęczenia, są wspaniałe. Opowiadał, że te rejony w większości zamieszkują Kurdowie którzy kiedyś byli w Armenii. W ogóle nie czują się Turkami. Studiuje w Istambule i przyjechał na wakacje do rodziców. Zaprowadził nas do miejsca gdzie pół miasta wieczorem przychodzi na herbatki i występy. Co oni cholera mają z tym piciem? Piwa szukaliśmy ze 2 godziny. W końcu gdzieś potajemnie dostaliśmy spod lady. Pojedliśmy, popiliśmy, pogadaliśmy. Ogólnie wypas. Ten gość koło mnie ma 55 lat. 10 dzieci i kochankę. Mówił o sobie Casanova Chciał nam opchnąć jakieś dywany, ale grzecznie odmówiliśmy Po kilku godzinach żegnamy się z naszym Kurdyjskim przyjacielem Tanerem i idziemy do hotelu. W końcu jutro nie lada wyzwanie - granica syryjska. Stamtąd kilkadziesiąt kilometrów do Iraku. Poczekam, aż amerykanie wyjadą i śmignę to razem z Azerbejdżanem Reasumując. Wschodnia Turcja jest wspaniała. To nie to co obesrane kurorty w zachodniej części. Każdy myśli, że jak pojechał opalać się do Antali czy Alani to był w Turcji. Gówno prawda. Podobnie jak się jest na opalaniu w Egipcie, Tunezji czy Maroko. Jedyne co można uczciwie powiedzieć to, że się było w jakimś kraju, w hotelu z kiepskim żarciem. było ciepło i był basen. to wszystko. We wschodniej Turcji, poza walorami widokowymi, można zobaczyć to co najpiękniejsze. Lokalesów. Czego Wam i sobie życzę Następnego dnia rano byliśmy na granicy Syryjskiej..... Ostatnio edytowane przez 7Greg : 27.02.2009 o 02:12 |
17.07.2008, 14:27 | #152 |
Zarejestrowany: May 2008
Posty: 234
Motocykl: RD07a
Online: 1 tydzień 1 dzień 2 godz 17 min 20 s
|
Ooooo.Turcja jest super!!! Niewiele wiem o tym kraju i faktycznie kojarzy mi się raczej z biurem podróży. Rozumiem,że chciałeś napisać,że zachodnia Turcja jest do dupy a nie wschodnia. EXTRA reportaż!!! More!!!
|
17.07.2008, 14:53 | #153 |
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Szczecin
Posty: 182
Motocykl: RD07a
Online: 20 godz 54 min 14 s
|
Yep, szczera prawda. Tylko na zachodzie widzą tobie tylko sposób na dorwanie się do szmalu, tną tak niemiłosiernie, że ciągle trzeba uważać. Widzę, że to już niejeden przypadek na wschodzie, że ktoś coś robi za darmo (w moim wypadku była to dzwignia od tylnego hamulca, czyli druga strona ). Poza tym (nie wiem jak z wami), ale na każdej stacji benzynowej proponują herbatę i czasami coś do jedzenia (byłem częstowany niezliczoną ilość razy, pomimo tego że nie zostawiłem u nich ani grosza, nawet za paliwo). Szkoda Greg, że nie zajechaliście do Ani- ormiańskie miasto złupione przez Turków, do niedawna strzeżone przez wojsko z kałachami, coś niesamowitego.
__________________
Pozdrawiam, Michał |
17.07.2008, 16:07 | #155 |
Piast Kołodziej
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Toruń
Posty: 1,892
Motocykl: RD03
Online: 2 tygodni 17 godz 44 min 37 s
|
Ja tam jakos 'na oryginale' zajarzylem o co biega.. byl tam jakis blad w tekscie?
|
21.07.2008, 17:20 | #156 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: DW
Posty: 4,480
Motocykl: Pyr pyr
Przebieg: dowolny
Galeria: Zdjęcia
Online: 5 miesiące 15 godz 24 min 23 s
|
SYRIA Na granicy syryjskiej byłem odpowiednio nabuzowany gdyż każdorazowe płacenie za wjazd 100$ nie za bardzo mi się uśmiechało. Postanowiłem być twardy na tyle, żeby nie płacić albo przynajmniej wiedzieć za co. Ale po kolei. Granica jak granica. Tylko ludzie pokrzykują nieco głośniej, a właściwie to na wszystko i wszystkich drą swoje mordy. Ot taki sposób komunikacji. Pierwsza kontrola, dokąd i po co, potem druga paszportowa i w końcu jakiś naczalnik każe postawić motki z boku i udać się w wir biurokracji. Na pierwszy ogień ubezpieczenie. Ważne jest 30 dni i kosztuje coś koło 30$. Wygląda to tak Ważne jest to, że nie będziemy musieli więcej za nie płacić przy następnym wjeździe do Syrii. A planowanych wjazdów mamy trzy. W miarę bezboleśnie gość wypisuje kwity i po 30 minutkach jesteśmy ubezpieczeni Idziemy do policjanta wbić pieczątki do paszportów. Pierw "custom" odpowiada. Ale my nie mamy nic do oclenia. "Custom" i nie gadać. Idziemy i pierwsze pytanie: "czy macie triptik?" Jaki triptik? Normalny, macie triptik czy nie? Nooo, nie mamy. To idźcie do banku i zapłaćcie 100$ za triptik. A więc jednak. Za wjazd trzeba płacić 100$. Upewniam się, że za każdym naszym wjazdem trzeba będzie płacić 100$. Ale o co chodzi. Walczę jak lew. Przecież teraz już będę miał ten pieprzony triptik. Zapłacę za niego 100 baksów! Nie szkodzi. Za każdym wjazdem trzeba płacić za wypisanie dokumentu który zastępuje triptik i basta. Ten najdroższy dokument wygląda tak: No ale gdybym miał triptik to bym nie płacił? Pytam. Tak. To dlaczego go nie mam i co to do cholery jest ten triptik Po pół godzinie dyskusji w róznych językach okazuje się, że tajemniczy triptik to nic innego jak CPD. TUTAJ Chomik się przy nim napocił Mając CPD przy wjeździe płaci się 10$. Jeżeli ktoś zamierza kilka razy przekraczać granicę syryjską warto to przekalkulować. Jeszcze jedna uwaga. Za obesrany triptik można płacić tylko w jednej walucie. Albo w dolarach albo w funtach. Tych syryjskich. Przy ostatnim wjeździe miałem 50 dolców w funtach i chciałem drugie tyle dołożyć w dolarach. Nie dało rady. Wypisują jakiś ważny kwit który musi być opłacony jedną walutą. Wszędzie ze ścian patrzy na nas dumna twarz ichniego wodza i jego tatusia. Sterty jakiś bezsensownych akt, papierów i innej egzotyki. Przypomniały mi się dawne nasze granice. Po załatwieniu triptiku lecimy do policji, gdzie ważny generał z pagonami wszystko sprawdza i stempluje. We wszystkich krajach arabskich sporym ułatwieniem dla nas było specjalne okienko dla innostrańców. Obok w okienkach straszny tłok a przy naszym max 2-3 osoby. Jeszcze kontrola ostateczna czy nikt wcześniej nie popełnił jakiegoś babola i pijemy syryjską coca-colę. Całość trwała 3 godziny. Walimy na stację zatankować. Po tureckiej benzynce ze 6,50zł syryjska za 2 zeta jest miłą niespodzianką. Plan na dziś to Dayr az Zor. Do przejechania 300km. Spokojnie i bez nerwów przemieszczamy pustynię. Czasem sobie ją nawet zwiedzamy Dojeżdżamy do miasta. Stoję na moście i patrzę na rzekę, którą tylko znałem z opowiadań na lekcji geografii. To Eufrat. Dumny jestem z siebie Znajdujemy hotel w centrum i idziemy wszamać jakąś syryjską szarmę lub jak kto woli sharmę. Dostajemy szybkiej sraczki więc wracamy do hotelu. Spijamy kilka piw i grzecznie lulu. Następnego dnia cel to granica z Jordanią. Do obejrzenia kilka tematów więc nie ma co się ociągać. Wyjeżdżamy i po jakimś czasie jesteśmy w Palmirze. Mnóstwo staroci na rozległym terenie. Wjeżdżam motocyklem i oglądam wszystko z siodła. Nikt mnie nie przegania, nawet widziałem tubylców co na swoich piździkach wożą turystów. Ogólnie bardzo przyjemnie choć temperatura już ponad 40 stopni. Powyżej ruin jest cytadela. Włażę i widok jest imponujący. 40 minut jeżdżenio-zwiedzania mi wystarcza. Ciśniemy dalej do Damaszku. Cały czas znaki nas informują, że Irak jest tuż, tuż. Droga jak droga. Pustynia jak pustynia. Lecimy bez przeszkód. Po drodze zatrzymujemy się w Cafe Bagdad na zimną wodę, choć gość koniecznie chciał nam zapodać gorącą herbatę. Dojeżdżamy do Damaszku. Istny koszmar. Nie tylko komunikacyjny bo do tego już się przyzwyczailiśmy. Wszędobylski syf, zero oznaczeń na drogach, szarość i płacz. Pewno w Damaszku jest wiele ciekawych zabytków, meczetów i innych rzeczy, ale po godzinie miotania się mamy to w dupie. Jedziemy w kierunku Jordanii. Do niespodziewanych rzeczy, które spotkały nas w Damaszku należały zakupy na targu z owocami. Podchodzę i ładuję kilka brzoskwiń, śliwek i biorę dwie puszki czegoś do picia. Pytam ile. Uśmiech się i mówi, że nic. Dziękuję nam, że u niego kupujemy i życzy nam szerokiej drogi. W syryjskich warunkach to rzadkość. To raczej biedny naród, który przycina gdzie tylko może. Zwłaszcza turystów. Dojeżdżamy na granicę. Szybka odprawa wyjazdowa i już tablica nas informuje, że jesteśmy w Jordanii. Podczas planowania podróży do Jordanii zdecydowanie polecam każdemu nocleg na granicy pomiędzy Syrią i Jordanią. Znajduje tam się mega wypasiony hotel ze sklepem wolnocłowym. Koszt hotelu to 34$ a koszt nawalenia się dwóch osób nie przekroczył 15$. Następnego dnia w dobrych humorach wjeżdżamy do Jordanii. Ostatnio edytowane przez 7Greg : 27.02.2009 o 02:05 |
21.07.2008, 18:56 | #157 | ||
Piast Kołodziej
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Toruń
Posty: 1,892
Motocykl: RD03
Online: 2 tygodni 17 godz 44 min 37 s
|
Cytat:
Cytat:
|
||
21.07.2008, 19:19 | #158 |
Zarejestrowany: May 2008
Posty: 234
Motocykl: RD07a
Online: 1 tydzień 1 dzień 2 godz 17 min 20 s
|
"w PL zeby sie nawalic we dwoch to i 200$ moze byc malo " To co wy pijecie do jasnej anielki.
Ostatnio edytowane przez Gradient : 21.07.2008 o 19:21 |
21.07.2008, 19:33 | #159 | |
Piast Kołodziej
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Toruń
Posty: 1,892
Motocykl: RD03
Online: 2 tygodni 17 godz 44 min 37 s
|
Cytat:
Osobiscie jesli juz pije jakies mocniejsze % to jest czysta wóda. Ale gdyby zamiast polskiej wódy uzyc jakiegos zamorskiego soku ze skarpet, to ~200 zeta moze peknac.. i zauwaz, ze Greg pisal o nawaleniu sie w hotelu (co prawda ze sklepem wolnoclowym) - w PL to nie jest tani sposob, wrecz przeciwnie |
|
21.07.2008, 21:15 | #160 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Posty: 8
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 0
|
No popatrz: 200$ to nawet nie wiem czy starczy na mandat dla 1 osoby za zaklocanie, picie w miejscu publicznym i ew. dewastacje :P
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Wypad 2-3 dniowy na UK Lwów | gieneknowy2012 | Umawianie i propozycje wyjazdów | 18 | 11.12.2012 08:12 |
Wypad w Alpy - Zell am See | ramires | Trochę dalej | 96 | 21.07.2012 01:25 |
Wypad do Fortu Gerharda. | diverek | Umawianie i propozycje wyjazdów | 24 | 28.06.2010 16:33 |
Wypad w Alpy - Dolomity | don_Pedro | Trochę dalej | 14 | 02.09.2008 14:35 |