22.07.2008, 14:41 | #181 |
Teraz to już mi się wcale niechce pracowac .... tylko bym to oglądał i oglądał - miod poprostu miod z benzyną
Ostatnio edytowane przez ramires : 22.07.2008 o 22:31 |
|
22.07.2008, 18:06 | #182 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Posty: 254
Motocykl: RD04 CRF 450 R Husqvarna TE 610
Przebieg: 50000
Online: 1 dzień 6 godz 23 min 18 s
|
płakać mi się chce ja też tak chce !!!!!
7greg nic tyko pozazdrościć wyprawa poprostu BOMBA !! czekam na c.d. |
22.07.2008, 20:22 | #183 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Warszawka
Posty: 1,485
Motocykl: RD07a
Przebieg: 66666
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 21 godz 47 min 41 s
|
No dobra ja też czytam z wypiekami na twarzy, gdyby kolana mi nie zatrzymały, szczęka walałaby się po trawniku. A w dodatku miałbym wielki dylemat czy biec po szczękę czy doczytać do końca. A, że na trzecim piętrze mieszkam to ani chybi któś by zajumał. A tak na szczęście tylko podłogę muszę powycierać bo slinię się strasznie przy otwartej gębie.
Tu odzywa się moja upierdliwość gdyż dopatruję się pewnej niekonsekwencji : Przy dzigitowaniu w stylu "Przy Kamandir strielaj" płakałem jak bóbr i przy kolejnym tekście "Idziemy i pierwsze pytanie: "czy macie triptik?" Jaki triptik? Normalny, macie triptik czy nie? Nooo, nie mamy. To idźcie do banku i zapłaćcie 100$ za triptik." Liczyłem na odpowiedż w stylu" Jasne, że mamy tylko taki nowy, lepszy, elektroniczny i nazywa się ..............tripmaster " A tak na serio to lepiej nakręca jak te el sol
__________________
felkowski sikanie z wiatrem to chodzenie na łatwizne Ostatnio edytowane przez felkowski : 22.07.2008 o 20:32 |
23.07.2008, 02:26 | #184 |
Common Rejli
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,736
Motocykl: R650GS Adventure & LC6 750 Adventure
Przebieg: dupa
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 1 dzień 5 godz 39 min 17 s
|
Ty... 7greg... gdzie Ty do cholery pracujesz, że możesz tyle jeździć i jest na to hajs ? Pyta młody student, pomysłu na życie szuka ...
__________________
BRW 1991 I tak wszyscy skończymy na mineralnym. | Powroty są do dupy. | Trzy furie afrykańskie: pompa, moduł, regulator. Czy jakoś tak... | Pieprzyć owiewki . I stelaże. NIE SPRZEDAM! |
23.07.2008, 09:36 | #186 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Wydra
Posty: 802
Motocykl: RD03
Przebieg: 69tys
Online: 2 miesiące 4 tygodni 13 godz 14 min 5 s
|
No 7greg naprawdę czytam to i szczególnie oglądam z wypiekami na twarzy bomba
__________________
pozdrawiam michoo |
23.07.2008, 10:27 | #187 |
Zarejestrowany: Jul 2008
Miasto: Skierniewice
Posty: 23
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 miesiąc 1 dzień 8 godz 40 min 38 s
|
Zdjęcia naprawdę robią wrażenie, aż nie można się oderwać od tej lektury
Ostatnio edytowane przez AdamB : 23.07.2008 o 10:32 |
23.07.2008, 10:39 | #188 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Poznań
Posty: 82
Motocykl: RD04
Online: 3 dni 21 godz 30 min 50 s
|
Super relacja ,gratulacje udanego wyjazdu ,tylko pozazdrościć...
Pozdrawiam
__________________
|
23.07.2008, 13:43 | #189 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: DW
Posty: 4,480
Motocykl: Pyr pyr
Przebieg: dowolny
Galeria: Zdjęcia
Online: 5 miesiące 15 godz 24 min 23 s
|
LIBAN Po upojnej nocy na granicy syryjsko - jordańskiej, rano wyruszamy zdobywać Liban. Naszym celem jest miejscowość Tyr na samym południu Libanu, kilkanaście kilometrów od granicy z Izraelem. Dlaczego tam? Ano dlatego, że Liban to był jedyny kraj do którego aby dostać wizę trzeba mieć zarezerwowany hotel. Gdy załatwiałem wizy to wlazłem na stronę http://www.lebanon-hotels.com/ i niezbyt długo szukając wybrałem hotel nad morzem. Właśnie w Tyr. Liban to niewielkie państwo więc stwierdziłem czy to będzie tu czy tam nie ma żadnego znaczenia. Byle było nad morzem Do przejechania około 250km więc liczyłem na obiadek i kąpiel w basenie już w hotelu. O jakże się myliłem Jeszcze dobrze nie wyjechaliśmy z hotelu, po przejechaniu 2 km napotkaliśmy granicę syryjską. Wiedzieliśmy już co i jak więc poganiamy urzędasów w ich robocie. Ubezpieczenie mamy, triptik - płacimy 100$, pieczątka policji i już po 1,5 godzinie jesteśmy w Syrii. Ponieważ jadąc od południa do Libanu, jedyne przejście jest na wysokości Damaszku więc musimy trochę się cofnąć. Albo jak mawia redaktor Szpakowski "cofnąć do tyłu" Lecimy autostradą do Damaszku i w kierunku granicy libańskiej. Dojeżdżając do granicy pojawia się więcej wojska i patroli. Na granicy w miarę nieźle. Ubezpieczenie 50$, wizę już mamy, kontrola paszportów i już. 30 minut i jesteśmy w Libanie. Gdy wyjeżdżaliśmy z Libanu pogranicznik, który przeglądał mój paszport stwierdził, że jeżeli się przyjeżdża turystycznie do 30 dni to nie potrzeba wizy. Coś tam się wykupuje na granicy. Mówię, że w ambasadzie mówili inaczej. Dla tych co tam będą jechali polecam sprawdzić bo zawsze będzie taniej. Nie trzeba rezerwować hotelu, jeździć do ambasady no i płacić 35$ Jedziemy. Kilka kilometrów dalej Zbychu się zatrzymuje i coś tam pokazuje do tyłu. Niemożliwe, mówię. Tak, naprawdę. Tak? no to jedziemy. Cofamy się do tyłu 500 metrów i podjeżdżamy pod budę z pieczonymi kurczakami. Takie typowe, nasze kurczaki. Siadamy jak pany, bierzemy kuraka, picie, surówki i jemy. Płacimy 8$ i w końcu jemy normalne jedzenie. Nie jakieś tam naleśniki, oliwki, chałwa czy jajka na twardo. Jedynie kilka razy musiałem tłumaczyć, że do mojej wypasionej surówki składającej się z samej kapusty nie chcę żadnych sosów. Po najedzeniu biorę mapę i wykreślam najkrótszą trasę do Tyr. około 80 kilometrów. Godzinka i jesteśmy. Asfalt jak z żurnala, zakręty, zero samochodów. Po bokach góry przypominające te z Sardynii czy Sycylii. Po kilku kilometrach kontrola. Dokąd? Do Tyr. Po co? Do hotelu. Pokazuję rezerwację. Ok jechać. Rozkoszujemy się dalej widokami. 20 kilometrów kontrola. Po co, dokąd, skąd, ok jechać. Jesteśmy prawie w Marjiyun. Do Tyr mamy 30 km i następna kontrola. Gość ni słowa po angielsku. Passport, duka. Dajemy, coś tam gadają, mamroczą. Oddaje paszport i nawija po arabsku. Nic nie kumam, ale z jego miny widzę, że nie żartuje, a z ruchów rąk że dalej nie pojedziemy. Wracać. Pokazuję rezerwację, wizy, tłumaczę. Na nic. Nie mogę się dogadać. Wsiadam na sprzęta i wracamy na poprzedni posterunek gdzie choć trochę mówili w lekko znanym mi języku. Niestety ni mogłem zrozumieć o co chodzi. Wykraczało to poza ich słownictwo. Zatrzymuje się jakiś lokales, który nam tłumaczy, że jesteśmy w strefie przygranicznej z Izraelem i do przejechania potrzebne są przepustki. Jakie przepustki? Nikt nam nic nie mówił. Ani w ambasadzie ani przy rezerwacji hotelu. Przepustki można otrzymać u jakiegoś ważniaka w sztabie 10 kilometrów dalej. Jedziemy. Pod sztabem ochrona, karabiny, groźne miny i zero angielskiego. Z generałem proszę, zagaduję Ponieważ jest godzina 16 generała już nie ma. Znajduje się jakiś gość co nam tłumaczy, że potrzeba zezwoleń. Gdzieś tam wydzwania, pokrzykuje, jeszcze raz dzwoni. Bierze naszą rezerwację do hotelu, gdzieś idzie, wraca, dzwoni, pokrzykuje. I tak przez godzinę. Po godzinie mówi, że nie pojedziemy naszą drogą. Jest to teren zamknięty, a zezwolenia są wydawane mieszkańcom lub w jakiś szczególnych sytuacjach. Tłumaczę, ze nasza sytuacja jest szczególna. Jest godzina 17, mamy rezerwację a tam czeka basen i piwo. Niestety bez skutku. Pytam się którędy możemy jechać. Jedyna droga, którą możemy jechać to powrót na granicę, główną drogą do Bejrutu i potem wzdłuż morza główną drogą na południe. Patrzę na mapę i oczom nie wierzę. Przecież to prawie 200 kilometrów! Inną drogą nie dojedziemy. Szczerze mówiąc się wkurwiłem. Plany z basenami, obiadem się oddalały. Ale co robić. Wracamy i jedziemy drogą, którą możemy przejechać. Dojeżdżamy do granicy i kierujemy się na Bejrut. Widziałem w życiu różne drogi, różne góry i różne mosty. Ale to co zobaczyłem na drodze do Bejrutu zobaczyłem pierwszy raz. Droga przebiegała przez takie tereny, przewyższenia, których chyba nigdzie nie ma. Z drogi w dół były chyba przepaście o głębokościach ponad kilometra. A wszystko to na czteropasmowej drodze z poprzyklejanymi do niej domami i ruchem ulicznym jak w Warszawie w godzinach szczytu. Jedyna różnica to taka, że u nas samochody w korku stoją a tam całe towarzystwo zapierdala 100 km/h. Coś niesamowitego. Nie ma czasu na przerwę, brak koncentracji czy inne fochy. Trzeba jechać bo cię rozjadą. Trzeba przyznać, że mimo ogólnego chaosu przemieszczają się oni bardzo sprawnie i w swoich nieprzewidywalnych ruchach są dosyć przewidywalni Dojeżdżamy do Bejrutu. Kolejny szok. Nie jest to typowa arabska stolica jak Kair czy Damaszek. Nie ma arabów z kurami pod pachami, dymiących starych klamotów na ulicach. Nawet kobity nie kryją się za chustami i szlafrokami tylko mają dżinsy i makijaż. Wygląda to jak normalne miasto. Ponieważ wszystko leży nad morzem stwierdziłem, że to jest chyba ta Hiszpania wschodu, której próżno szukać na Krymie. No ale późno już więc kierunek - hotel. Jedziemy autostradą, żadnych kontroli, trochę spokojniej. Dojeżdżamy do miejscowości Sayda. 35 km od Tyr. Kontrola. Gość płynną angielszczyzną grzecznie mówi, że dalej nie pojedziemy. Zamarłem. Tłumaczę wszystko to co nas spotkało dzisiejszego dnia, wizy, rezerwacja, hotele, kilometry, plaża, basen i piwo. Odpowiada, że doskonale nas rozumie ale nie pojedziemy. Miasto jest objęte jakąś mega specjalną ochroną i tyle. Pytam się dlaczego wszyscy obok jadą? Jestem turystą nie terrorystą! wykrzykuję. Odpowiada, że do miasta mogą wjeżdżać wszystkie pojazdy oprócz motocykli. Czy to jakiś żart? pytam. Nie, odpowiada. Odchodzę i chłonę myśli. O co chodzi. Jaja sobie ze mnie robi, czy co? Jak to, wszyscy mogą ale nie motocykliści, jakiś rasizm? A rowery? Rowery mogą. Pytam się co mam zrobić. Mam hotel i takie tam. Mogę wziąć lawetę, która przewiezie mnie przez miasto. Ile to kilometrów? Pięć, odpowiada. Nie, to musi być żart. Ale dwóch żołnierzy obok z AK47 sugeruje, że tu raczej nie ma mowy o żarcie. Pytam się skąd ta laweta i ile kosztuje. Lawety podobno jeżdżą na tej trasie bo przewożą też lokalne piździki. Żołnierz wychodzi na ulicę, cały ruch autostradowy robi stop i podjeżdża laweta. Ile? 20$. No nie, 20$ za 5 kilometrów, jutro powrót znowu 20$, wyjdzie drożej niż ten obsrany hotel. Mówię, że nie chcę. Autostrada rusza dalej. Jest godzina 19. Baseny i kąpiele poszły w pizdu. Co robić? Coś we mnie pękło, zaciąłem się. Wstaję i mówię do gościa, że płacić nie będziemy, że mamy wszystkie dokumenty uprawniające do wjazdu do Libanu, że mamy rezerwację i chcemy kurwa jechać. Nie możemy odpowiada. W takim razie informuję go, że nie mamy już pieniędzy na kolejny hotel i śpimy tu na ulicy pod okiem jego AK47. Chłop wpada w konsternację. Tłumaczy, że nie można tu, że mamy zabrać motocykle i cofnąć się przynajmniej 200m od punktu kontroli. Stwierdzam, że jestem głodny i zmęczony bez pieniędzy i humoru. Przekazuję moje stwierdzenie żołnierzowi i informuję go, że może mnie aresztować lub zastrzelić, bo ja się stąd nie ruszam. Na jego twarzy widzę wyraźnie głupią minę. Odchodzi, bierze telefon. Nie będę opisywał szczegółów naszych dalszych rozmów ale możecie wierzyć, że było interesująco. Po godzinie telefonowania podchodzi i grobowym głosem informuje, że za chwilę podjedzie wojskowy wóz za którym pojedziemy do sztabu, gdzie pogadamy z pułkownikiem. Myślę ok, będziemy spali na więziennej pryczy, zawsze to lepiej niż przy autostradzie Po kilku minutach podjeżdża gazik z karabinem wielkości lufy od czołgu na dachu. Jedzie pod prąd i cały ruch na autostradzie robi stop. Groźny gość podchodzi i mówi "follow me", jeżeli zostaniemy z tyłu, albo ich wyprzedzimy to nas zastrzelą. Ruszamy. Gość na dachu obraca lufę i celuje mi w głowę. Cholera, a jak afryczka zdechnie, pompa padnie, regulator zawiedzie. Zastrzelą i tyle. No ale trudno. Jak przygoda to przygoda Przejeżdżamy przez miasto, ludzi widzą tu pierwszy raz motocykl od lat. Po kilku minutach dojeżdżamy. Biorą paszporty i każą czekać. Po chwili wracają i mówią, że teraz to będziemy rozmawiać z kolonelem. Szykuję się na ostrą walkę. Wchodzimy do biura. Klima chodzi, muzyczka gra i zza biurka podchodzi do nas chłop w koszulce, krótkich spodenkach i klapkach. Co to za kolonel? myślę. Gość płynną angielszczyzną wita na serdecznie, przeprasza za zamieszanie i powstałą sytuację. Częstuje nas wodą i papierosami. Wygląda to trochę jak ostatni posiłek skazańca Ale nie, pełna sympatia i kultura. Zrozumienie naszej sytuacji. Tłumaczę jeszcze raz wszystko od początku. Wizy, hotele, patrole, rezerwacje, baseny, plaże piwo. Zbiera to wszystko do kupy, kseruje każdą stronę w paszporcie, nawet moją trasę narysowaną na mapie. Kiedy w końcu się zaprzyjaźniliśmy pytam go o co chodzi z tymi motocyklami? Odpowiada, że 10 lat temu dwóch Palestyńczyków na motocyklu jechało przez miasto i z kałacha waliło do ludzi. Zabili wtedy sporo osób i od tej pory motocykle mają wstęp wzbroniony. Przecież z samochodu też można strzelać, mówię. Tak ale motocyklem łatwiej uciec. Tłumaczy nam, że generalnie na południe od Bejrutu a już 100% od Saydy, czyli miasta gdzie jesteśmy można się poruszać tylko i wyłącznie na podstawie zezwoleń. I co my w ogóle tu robimy. Jak tu dojechaliśmy, zwłaszcza na motocyklach? Normalnie, odpowiadam. Potwierdza rezerwację, dzwoni na posterunki, granicę i Bóg wie gdzie jeszcze. Z uśmiechem na ustach mówi, że zrobi dla nas wyjątek i nas puści. Informuje nas o zagrożeniach wynikających z bliskości Izraela, nakazuje nie zbaczać z drogi. Ustalamy, że wojsko nas zostawi za miastem i jutro jak będziemy wracać to z hotelu mam do niego zadzwonić i umówionym miejscu będzie czekał samochód, który nas będzie eskortował przez miasto. Z uśmiechami na ustach się żegnamy i jedziemy dalej. Po drodze mijamy sporo posterunków, ale wszyscy już o nas wiedzą. Jedziemy bez problemów. A co, bali się. W końcu zawsze mogłem zadzwonić do kolonela O 21 lądujemy w hotelu. Z morza nici, z basenu też. Ale nic, myślę, warto było. Przygoda. Wypijamy po kilka browców i próbuję coś się dowiedzieć od właścicieli. Jesteśmy u nich pierwszymi motocyklistami, pierwszymi Polakami. Opowiadam o przygodach z dzisiejszego dnia. Jesteśmy 14 kilometrów od granicy z Izraelem. Stacjonują tam wojska pokojowe, które pilnują tego bałaganu. Pytam się, o co chodzi i po co się leją? Względy religijne? pytam. Nie, odpowiadają. Chodzi tylko i wyłącznie o ziemię. A kto napada na kogo? Izraelczycy na Liban. Przecież Liban nawet nie ma swojej armii, więc jak może na kogoś napaść, odpowiadają. Są tu tylko wojska pokojowe, które pilnują pokoju a nie napadają. Raz na 3 lata są jakieś naloty z kierunku Izraela na Liban podczas których giną ludzie. A czemu nie podpiszecie jakiegoś pokoju z nimi, jak Egipt czy Jordania? Bo Syria się nie zgadza. Syria? pytam zdziwiony, przecież to dużo biedniejsze państwo od Libanu. Ale jednak, są tam jakieś zależności, które nie są łatwe i pewnie długo się nie zmienią. Generalnie w tamtym rejonie Syria rządzi. Następnego dnia po śniadanku pstrykam kilka fotek, tego co wczoraj straciliśmy. Jedno jest pewne. Kiedyś tam jeszcze wrócę. Kierujemy się na Bejrut. Dzwonię do pułkownika. W umówionym miejscu czeka wóz. Syrena policyjna i heja przez miasto. Samochody zjeżdżają na boki i kierowcy dość zdumieni na nas patrzą. Dojeżdżamy do rogatek. Miło się żegnamy i już bez przeszkód ciśniemy dalej. Mijamy Bejrut oraz jego okolice. Po co jechać do egipskiego syfu? Powyżej Bejrutu żadnych kontroli. Prawdziwe kurorty, Hiszpania wschodu Dojeżdżamy do granicy syryjskiej. Po dwóch wjazdach do Syrii to ja już na granicy mówię co i jak 45 min i już jestem w Syrii. Szast prast i wieczorkiem jesteśmy już w Turcji, gdzie śpimy w hotelu przy granicy. A od następnego dnia rozpoczyna się kilkudniowy powrót. Coś tam jeszcze będzie do obejrzenia, ale generalnie już będziemy wracać. Ostatnio edytowane przez 7Greg : 27.02.2009 o 01:30 |
23.07.2008, 13:58 | #190 |
wondering soul
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 2,364
Motocykl: KTM 690 enduro, Sherco 300i
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 23 godz 11 min 8 s
|
Po libańskiej części to już naprawdę chylę czoła . Zupełny odlot. Moje gratulacje i podziwiam upór.
__________________
Ola |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Wypad 2-3 dniowy na UK Lwów | gieneknowy2012 | Umawianie i propozycje wyjazdów | 18 | 11.12.2012 08:12 |
Wypad w Alpy - Zell am See | ramires | Trochę dalej | 96 | 21.07.2012 01:25 |
Wypad do Fortu Gerharda. | diverek | Umawianie i propozycje wyjazdów | 24 | 28.06.2010 16:33 |
Wypad w Alpy - Dolomity | don_Pedro | Trochę dalej | 14 | 02.09.2008 14:35 |