18.12.2011, 23:18 | #11 |
Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Mikołajki
Posty: 24
Motocykl: XL 600V
Online: 5 dni 3 godz 39 min 27 s
|
i białe :P
|
20.12.2011, 23:46 | #12 |
Zarejestrowany: Jun 2010
Miasto: Bieszczad PL, co. meath IRL.
Posty: 1,630
Motocykl: nie ma!!!!!!!
Przebieg: +-50k
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 6 dni 6 godz 7 min 47 s
|
Dzien III.
Bułgaria
Kolasek- Sam przejazd nad d Dunajem zrobil na mnie niesamowite wrazenie. Wielka rzeka naprawde, w czasie przejadu sobie tak myslem o tym jak przemierza sobie te 10 krajow i prawie trzy tysiace kilometrow, wije sie rozlewa zabiera, oddaje no ogolnie jakos mi sie z filmami Kustoricy tez kojarzy, no kurde naprawde wielka. Do tego tak blisko ujscia do morza wiec szeroka zaczyna sie robic. Z mostu widac, ze ten odcinek jest strasznie uprzemyslowiony, widac olbrzymie barki, jakies sklady , magazyny, olbrzymie silosy, sklady jakichs dziwnych substancji na nabrzerzach, no portowo bardzo. Kurcze Dunaj jako rzeka jakos zaintrygowal mnie, moze warto by kiedys przejechac sie Jego biegiem? W koncu to prawie 3k km przez roznakie kraje, wiec trasa tez byla by ciekawa. Kilkuminutowy przejazd przez remontowany most i juz jestesmy na drugiej stronie. DSC_0080.jpg Dianka- Jesteśmy w Bułgarii. I mam uśmiech od ucha do ucha. Znów upał. Bułgaria wita nas cyrylicą i miastem Ruse – post komunistycznym..Jedziemy dalej w kierunku na Nowa Gore. Mówię do Krzyśka, że Bułgaria jest nudna. DSC_0102.jpg Kolasek- Uwielbiam Jej wypowiedzi , na podstawie niczego, dopiero wjechalismy gdzies tam a tu juz ma wyrobione zdanie na dany temat -Dlaczego nudno sie pytam? -bo nuda, I nudno bardzo,bardzo odpowiada. echh takie. DSC_0170.jpg DSC_0155.jpg DSC_0165.jpg Dianka- Przed sobą widzę pola uprawne… Wybraliśmy trasę, która nie biegła nad morzem, ominęliśmy turystyczne miejsca. Ale.. no właśnie ale. Im bardziej wjeżdżamy tym bardziej jestem zaskoczona. Ta Bułgaria, ktora widzimy jest bardziej uporządkowana od Rumunii. I biedniejsza. Domy nie są tak czesto kiczowatymi pałacami. Są domami, uporządkowane podwórza, bardzo schludnie do tego niesamowity skwar. DSC_0116.jpg Wjeżdżamy w góry. Pola uprawne zamieniają się w skały. Wreszcie odważam się. Zakładam mój ukochany aparat i zaczynam kręcić filmy i strasznie żałuję, że nie robiłam tego w Rumunii, no może poza poranną prezentacją Krzyśka. DSC_0175.jpg DSC_0179.jpg Kolasek- Poranna prezentacja, no nic nadzwyczajnego ot jak kazdy chlopak z rana chodzilem i pakowalem szpej na moto, i przy okazji poprawialem sobie spodnie w kroku, Diana piala z zachwyta nad tym jak uroczo, suptelnie i wyrafionowanie mozna to robic, ot normalka w koncu facet z klasa ze mnie. Osobowosc bydle. Dianka- I jestem bardzo zaskoczona. Droga przyzwoita, bardzo przyzwoita. Nie ma dziur- jest asfalt i do okola pustka slychac tylko cykady czy inne koniki polne. Powietrze jest takie ciezkie jakies niesamowicie statyczne jakby geste, mimo tego czuje wolność i jakies takie nie nazwane niesamowite uczucie. Krajobraz powoli zmienia sie jednak ciagle pagorkowaty.. Jakos mocno utkwiło mi to w pamięci. Zatrzymujemy się na stacji benzynowej. Stacja robi wrażenie. Toaleta. Z normalnym czystym sedesem!!! Do tego można zamówić jedzenie. Jakos ten zachod sie tu wkradl i zapewne bedzie go jeszcze wiecej. A do tego jest internet za darmo. Z czego korzystamy. Na stacji tej stało też bmw takie wielkie...., turystyczny krazownik wygladalo na bardzo wygodne. Podstarzały mężczyzna z dosyć młodą kobietą. W pewnym sensie patrzę na nich z zazdrością. Wielki wygodny fotel w ich bmw i inne wygodne atrakcje, a ja czuję się brudna po 3 dniu jazdy i 1 dniu bez prysznica Caly czas rzeczki i stacje benzynowe gdzie myję włosy, o (wiele wygodniejsze niż w rzece), w chustce na włosach, za dużych motocyklowych dżinsach i jeszcze w tym upale…. Tak naprawdę to jestem dumna i szczęśliwa bo jest cudownie. Mijamy po drodze rzeczy, o których nawet nie marzyłam. Znaki drogowe, których nie umiem odczytać!!!! DSC_0129.jpg Nie widzimy tez tej przepasci w stanie posiadaniania. Moze taki region?. Bez oblesnych palacykow. Domostwa są skromne, schludne takie "wypalono czerwone" glownie, mijamy woźniców z sianem, z kazdym kilometrem pola uprawne przechodzą w skały. Fajnie byłoby tam się wspinać. Do Krzyśka mówię różne głupoty i cieszę się jak głupia. Pięknie. Wjeżdżamy w góry. Nie spodziewałam się tego… Jezioro wśród gór. Nikogo na drodze i nas dwoje. Kolasek- Dwoje owszem ale przede wszystkim na motorze!!!!! Dianka- Mijamy jedno miasteczko a raczej coś pomiędzy wsią a miasteczkiem. Upał zabija życie na ulicach. Jest za to bruk piekarnie i krowy. DSC_0160.jpg Cieszę się jak małe dziecko. Wjeżdżamy do kolejnej miejscowości. Próbujemy kupić chleb- nie mamy zadnych Lew a nie przyjmują karty, piekarnia pachnie tak intensywnie nie pamietam kiedy ostatnio czulam ten zapach.. Robię zdjęcia na parkingu. Krzyśiek grzebiacy przy motorze. Lubię to. Kolasek- Pachnie bo przy nawiewie powietrza z piekarni zaparkowalem haha DSC_0134.jpg W jakiejs wiosce widze dziadka na składaku mija nas i rozplywa sie gdzies w goracym powietrzu i znów rozpoczynamy upalne godziny jazdy.. DSC_0131.jpg Jedziemy dalej i era komunizmu postępuje a raczej zatrzymuje się w czasie. Potrzebujemy zatankować przed wjazdem do Turcji. Szukamy stacji, niewiele ich i nigdzie nie można płacić kartą. Pomni tego, ze w Turcji paliwo drogie chcemy zatankowac jeszcze tutaj. Wreszcie dowiadujemy się, że możemy wybrać kasę z bankomatu w Svilengrad. Tam też tankujemy ale jednak płacąc karta. Krzysiek tankuje, ja siedzę jak zawsze z boku, wyglądam na wykończoną i palę tego przeklętego papierosa. papierosy.jpg DSC_0189.jpg Ruszamy dalej. Bułgarię przejechaliśmy pięknie. Ze śmiechem, głupimi rozmowami, brukowanymi uliczkami, niespodziankami, jeziorem w górach, ciszą, pustymi drogami, w pobliżu granicy zatrzymujemy się gdzieś w polu, brzozy widać i piękną panoramę. Cudnie jest DSC_0180.jpg A przed nami Turcja. DSC_0195.jpg Bułgarię przejechaliśmy w jeden dzień ale za to cudowny dzień. Chciałabym tam wrócić na dłużej …… Kolasek- spoko bylo…..
__________________
Plany i marzenia to pozwala twardo stapac w rzeczywistosci.... chyba!!!!!! Ostatnio edytowane przez Boski-Kolasek : 21.12.2011 o 20:16 |
21.12.2011, 08:12 | #13 |
Proszę dalej
|
|
21.12.2011, 09:38 | #14 |
Zarejestrowany: Aug 2011
Miasto: Gliwice
Posty: 130
Motocykl: RD07
Przebieg: 59000
Online: 3 dni 2 godz 51 min 35 s
|
Motocykl zapakowany naprawdę konkretnie -myślałem że tylko ja taki obłdowany jeżdze a tu widze pełen luz
Co się nie da jak się da : ) |
21.12.2011, 16:14 | #15 |
Zarejestrowany: Sep 2009
Miasto: Kuźnica Kiedrzyńska /Czestochowa
Posty: 370
Motocykl: ADV 990, SXF 250
Online: 4 tygodni 1 dzień 2 godz 49 min 49 s
|
Fajnie się Was czyta.
Czekamy na jeszcze i jeszcze...
__________________
Cała nuta trwa dwa razy dłużej niż półnuta, ta z kolei dwa razy dłużej niż ćwierćnuta itd. |
28.12.2011, 18:33 | #16 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Wroclaw
Posty: 2,392
Motocykl: RD04
Przebieg: 40.000
Online: 3 miesiące 2 dni 40 min 31 s
|
czytamy czytamy...
ps. Zaciekawiło mnie zaplatanie włosów na tzw. Francuza.? W stosownym czasie poprosze o rozwiniecie watku. |
30.12.2011, 03:48 | #17 |
Zarejestrowany: Jun 2010
Miasto: Bieszczad PL, co. meath IRL.
Posty: 1,630
Motocykl: nie ma!!!!!!!
Przebieg: +-50k
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 6 dni 6 godz 7 min 47 s
|
Dzien III( wieczor), Dzien IV poranek
Dzień III( wieczór), Dzień IV poranek
Turcja Dianka: Do granicy z Turcją dojeżdżamy wieczorem. Jest jeszcze jasno. Widząc flagę turecką i pierwszą wieżyczkę minaretu cieszę się niesamowicie. Wreszcie jesteśmy tam gdzie kończyła sie nasza chrześcijańska cywilizacja ale również wreszcie i rozkwitła i intensywnie. Turcja zawsze robi wrażenie. Granicę przekraczamy w Kapitan Andreewo. DSC_0194.jpg Na granicy spora kolejka. Od strony Bułgarskiej mijamy wielka kolejkę ciężarówek i innych aut, wciskamy sie jak najbardziej do przodu, nikt nie robi problemów, no prawie - tylko Szkopo-Turcy mierzą nas dziwnym wzrokiem starają się ustawiać auta tak aby nie było miejsca na motocykl. Moj ukochany nie zbliża sie za bardzo bo komunikat jest wyraźny a liczba mercedesów jest spora Z celnikami nie ma problemów, strona Bułgarska przepuszcza nas szybko widząc, że jedziemy z drugiego końca Europy No i jesteśmy juz w części Tureckiej, a tam wielkie centrum handlowe, bank, wymiana euro i krótkie zakupy. Spieszymy się, jest juz zmierzch. Kolasek: Sam dojazd do przejścia od strony Bułgarskiej zrobił na mnie duże wrażenie. Pierwszy raz byłem tak daleko na Wschód, pierwszy raz na motocyklu, pierwszy raz z Diana. Jednak to nie były główne powody mojego poruszenia, otóż droga tuz przed granica jest pełna starych na wpół opuszczonych sklepów, budek, szop upstrzonych tablicami, witrynami z nazwami oryginalnych i podrabianych marek ubrań, elektroniki etc. To tutaj zapewne dochodziło to tych wielkich zakupów na, które sie wybierali wschodnio europejscy szmuglerzy i nie tylko. Tak właśnie w tym kraju powstawały te popularne dżinsy marmurki(eheh), pomyślałem stąd docierały jamniki zakupowane na Mexico Plaze w Wiedniu.Te sprane napisy i ten syf i te tiry wywarły na mnie pełne refleksji-smutne wrażenie, znów sie poczułem jak w końcówce lat 80’tych, no jakby tamta era jeszcze promieniowała, taki szarawy relikt . Dianka: Za równowartość 50e od studentów prowadzących punkt informacyjny( nic nie wiedzieli), ale mówili po angielsku kupujemy kartę magnetyczną na przejazd po autostradach i ustawiamy się w kolejkę. Motorem łatwiej jest przepchać się do przodu. Znów jest upał, duszno i na dodatek są też komary. Do odprawy czekamy około 2 godzin, gdy wjeżdżamy do Turcji jest już ciemno. W pierwszej kolejności chcemy dotrzeć za miasto Edirne. Według danych podanych przez gps powinien być tam kemping. W Turcji jest już autostrada i zaczyna się moja panika. Zanim zdążyliśmy wjechać tysiąc razy powtarzam Krzyśkowi, że ma jechać wolno, pasem z prawej strony, nie przekraczać 100 km itd. Boję się autostrady i prędkości. Wjeżdżamy wreszcie na autostradę i całe szczęście, że jest noc a w związku z tym jest mniejszy ruch. Jesteśmy zmęczeni i po kilkunastu milach zjeżdżamy na jakiś zjazd żeby znaleźć nocleg. Nie znajdujemy i znów autostrada. Ze strachu siedzę cała sztywna i boję się ruszyć nawet na centymetr. Kolasek: Komary cięły wszędzie, na szczęście można jarać gdzie popadnie, jako palacz-socjalno-pijacki jarałem sobie na przekor komarom, które lgnęły do nas bardziej niż do reszty czekających, wiadomo z jakich powodów. Czas umilaliśmy sobie rozmowami z towarzyszami niedoli, ot wszyscy to Turcy jadący do rodzin, jedni ze Szkoplandu, inni Hollandi kolejni z Lehistanu z Krakowa na ten przykład pochodził Pan jeden. Tenże Pan posiadał Polska żonę a rekrutując piłkarzy do Tureckich klubów wiedział sporo o kibicach i innych ustawkach i rożnych takich sportach. Przypomniał mi sie Lajkonik heheh. Ot emigracja na wakacjach normalnie jak my!! W pewnym momencie kiedy juz byliśmy blisko opuszczenia przejścia, ktoś w którejś tam budce przypomniał nam o wizach Tureckich wiec w całym szpeju musiałem biegać po przejściu aby znaleźć kogoś od pieczątek, okazało sie ze był niedaleko i wszystko załatwiłem. Wizy zostały wbite!!!!!! Diana jakaś podenerwowana juz zaczęła być i nie chciała odejść od motocykla wiec ja spocony, zjebany po długich godzinach jazdy biegałem, no ale co po to sie jest kierownikiem, żeby.... nie ważne udało się. Przekraczamy granice słońce schowało sie za widnokręgiem jest ciemno jak w d... ie u m... Co robimy, szybka rozmowa. Ja chciałbym przejechać Stambul nocą albo wczesnym porankiem, ( naczytałem sie sporo o tym szaleństwie) lub zostać tam na noc i jeden dzień wiec mowie: jedziemy dalej. Dzwonie do hostelu w Stanbule, niemiły facet z którym trudno sie dogadać jeden hostel, drugi w końcu któryś z nich mówi, że znajdzie sie miejsce. Wiem, ze teraz przed sobą mamy autostradę, około 300km, dam rade. Ruszamy powoli, widoczność jest słaba, „Szkopo-Turcy” wala jak w Szkoplandzie, po 200km/h albo szybciej, nawierzchnia przypomina tarkę i są wielkie koleiny, hard-core po ciemku. Jak seks bez zabezpieczeń w czasie karnawału w Rio, wiesz ze cos złapiesz, jeśli przeżyjesz. Czuje narastające zmęczenie i ciągle sobie powtarzam nie ma jazdy po zmroku. Tak sobie powtarzam zawsze tylko... no właśnie pilnuje ile sie da aby więcej kilometrów, aby juz tam być, aby juz moc oddychać Gruzja. Tak w pułapki wpada sie łatwo- dociera do mnie. Trzeba odpuścić a nie jest łatwo bo by sie chciało, argumenty za i przeciw zawsze sie znajda. Dlatego decyduje sie podjechać do najbliższego miejsca noclegowego i przespać do rana. No właśnie tylko gdzie? Autostrada, bardzo ciemna noc, gps dupa, wiec jedziemy do pierwszego motelu, który jest zamknięty więc ruszamy dalej. Juz wtedy kasują nam pierwsze pkt z karty autostradowej. Dianka: Mimo pierwotnej decyzji, ze jedziemy do Istambułu ( 280 km autostradą zrobimy w około 2 i pół godziny).Zmęczenie jednak odzywa się i zjeżdżamy odpocząć na stację benzynową. Stacja jest duża, można na niej zjeść, są duże toalety i oprócz tego naszym oczom ukazuje się niecodzienny widok. Na parkingu zaparkowane samochody a obok nich rozłożeni na matach, śpiący kierowcy, a nawet całe rodziny z dziećmi poukładane do spania. Namawiam Krzyśka żebyśmy zostali. Jemy coś ciepłego, pijemy turecki czaj (bardzo mocna turecka herbata podawana w bardaczkach – małe szklaneczki w kształcie tulipana) i zostajemy. Przy stoliku obok siedzi turecka żandarmeria. Zjeżdżamy na parking i szykujemy nasze miejsce do spania. Wyciągamy karimaty, śpiwór. Krzysiek wszystkie nie zapakowane do kufrów i centralki rzeczy łączy linką i powstaje dziwna konstrukcja z naszych ubrań motocyklowych, butów, worków i plecaka ale dzięki temu jesteśmy zabezpieczeni na wypadek gdyby ktoś próbował nas okraść. Miejscowi powiedzieli, że spanie na parkingu jest w zasadzie bezpieczne i że trzeba uważać na cyganów… a wybraliśmy miejsce gdzie obok nas rozłożona jest cała cygańska rodzina. Po drugiej stronie śpi tureckie małżeństwo i pan głośno chrapie. My też się kładziemy. Gdy budzimy się o świcie części osób nie ma już na parkingu, zwinęli swoje spanie i ruszyli dalej, przybyły też nowe osoby. Poranek jest chłodny i po raz pierwszy wkładam polar. Myjemy się w toalecie na stacji, tradycyjnie umyłam też włosy (długie włosy mogą być przekleństwem, ale jak się okazuje – można żyć i całkiem dobrze funkcjonować bez codziennego prostowania grzyweczki . O zgrozo, to jest możliwe).Toaleta jest ogromna ale już bez kibelka, jest za to pas startowy i kranik z wężykiem do podmywania czyli full wypas alla turca. Jemy śniadanie i próbujemy miejscowego jedzenia. Ja wybieram zupę z fasoli, Krzysiek jakieś mięso, które (jak dla mnie) wygląda na tłuste. Zaczyna się upał. Pijemy znów czaj, tankujemy i ruszamy na Istambuł. Kolasek: DSC_0197.jpg Jest wreszcie stacja, jak kosmici lądujemy tam powoli, pierwszy kontakt. No co człowiek zielony wiec ostrożny. Wygląda ok, sa żandarmi( ponoć sa wszędzie gdzie sa turyści), parkuje tuz obok nich. Dianka robi rekonesans( ożyła jakoś), zaczepiają mnie studenci z Ankary tłumaczę im gdzie i po co. Po raz drugi tego wieczoru słyszę: ale tam nic nie ma!! A ja im na to: I dlatego jest tam zajebiscie!! Pytam sie co z noclegami i czy jest ok spać tutaj na ten przykład, no odpowiadają, ze tak ale oni tak nie sypiają. Rzeczywiście wszędzie widać rozłożone rodziny i ludzi śpiących na parkingu. Ostrzegli mnie przed Cyganami, wskazano ich nawet. Spora ciekawie wyglądająca rodzina. Tak to będzie nasz pierwszy nocleg w Turcji. Dzwonie do hostelu i mowie nie dotrzemy. Decyduje, ze najbezpieczniej będzie sie rozbić... tuz obok Cyganow, uśmiechnąć sie i po prostu iść spać. Tak tez zrobiliśmy, no oczywiście po drobnych przygotowaniach. Przed zaśnięciem widzę jeszcze płomyki buzujące w piecyku od czaju i małe czarnookie dzieciątka wpatrujące sie w nas. Oboje pod jednym śpiworem zasypiamy wreszcie. Poranek rześki tak jak lubię -nie za gorąco nie za zimno. Jako pierwsze sprawdzenie Afryki, toaleta pierwszy kebabish i znów zajebisty czaj( mniam i ruszamy) Zaczynam sie czuć tak jakbym był juz droga nie tym obcym nie tylko przemierzającym trasę, nie przybyszem. Ale wszystkim co sie dzieje, po prostu tego poranka zacząłem naprawdę przeżywać Nasza podroż(jakaś taka świadomość zaczęła się budzić), no trudno to opisać jakoś zaczęło mi sie to wszystko układać. [ATTACH]DSC_0200.jpg[/ATTACH] Dianka: Znów autostrada i podobnie jak dzień wcześniej siedzę cała sztywna dodatkowo cały czas upominając Krzyśka żeby zwolnił, jechał z prawej strony czym go tylko wkurzam. Po drodze zatrzymujemy się mniej więcej co półtorej godziny. Zdążyłam się też poryczeć na autostradzie (ze strachu przed nią). Pijemy colę w szklanych buteleczkach. Upał niemiłosierny a cola po prostu fantastyczna. Dojeżdżamy pod Istambułu około 12:00 hrs i stoimy w ogromnym korku. Moja panika nasila się gdy Krzysiek próbuje przepychać się między samochodami i sięga zenitu gdy robi to gdy z jednej strony jest ciężarówka a z drugiej pikap. Kierowcy w ogóle nie zwracają na nas uwagi, trąbią, przepychają się z pasa na pas. Ja wrzeszczę do Krzyśka, że ma się nie pchać. Masakra jednym słowem i nerwówka dla nas dwojga. Ja się drę jak jechać mimo, że siedzę z tyłu, Krzysztof skupia na jeździe i przyjmuje ich styl jazdy. Odpuszczamy Istambuł. Motor mamy bardzo zapakowany, kierowcy nie zwracają na nas uwagi, ciężko będzie nam wjechać i przepychać się jeszcze w mieście. Korek powoli rusza i dojeżdżamy do cieśniny Bosfor. DSC_0212.jpg Kolasek: Autostrada spoko dajemy rade rożnie bywa i teraz widzę rozmiar tych kolein, spore. Czas goni niemiłosiernie juz wiem, ze Stambul będzie robiony w godzinach szczytu , wiem juz tez co sie będzie działo tuz za mną, co nie ma wyjścia- jest gorąco trzeba przejechać i odpocząć gdzieś na zewnątrz. Nie zwiedzamy miasta, jeden dzień to za mało, wpadniemy kiedyś na tydzień. Jazda w korkach to wolna amerykanka, mam podobne doświadczenia z Brazylii niestety autem wiec po prostu razem z reszta towarzystwa zaczynam trąbić, przepychać sie, najeżdżać. No nie być ofiara, jechać ofensywnie ale nie prowokacyjnie, kilka razy trzeba zmykać bo idioci sa wszędzie. Gdzie machnąć noga, gdzie złożyć lusterko, unikać mercedesów!!! Udaje sie i jesteśmy nad Cieśniną Bosfor, „krotka nóżka ale fajnie” marzyłem o tym cały rok!!!!! DSC_0204.jpg Dianka: DSC_0208.jpg Przekraczamy most bosforski i oficjalnie jesteśmy w Azji. Szkoda mi bardzo, że odpuściliśmy Istambuł. Z drogi widzę ogromną metropolię, wszędzie wieżyczki minaretów, które mnie zachwycają. W Istambule już byłam i kiedyś po prostu tam polecimy samolotem. Zatrzymujemy się za mostem i robimy pierwsze zdjęcia w Azji. Radość niesamowita. Ruszamy dalej i dosyć często zjeżdżamy na przydrożne stacje. Chce nam się pić, ja jestem cały czas przerażona jazdą tureckich kierowców zwłaszcza tych w autobusach i ciężarówkach, wykończona też upałem. Planujemy pokonać jak największą trasę z uwagi, że na autostradzie można szybko pokonywać spore dystanse. Powoli przyzwyczajam się do jazdy ale nie uspokajam. Obok nas pędzą samochody ze sporą prędkością. Najgorsze są jednak tiry a jeszcze gorsze od nich autobusy wycieczkowe, które wymijając nas tworzą tak jakby ścianę wiatru. Bardzo nie lubię tego. Widzę, ze wtedy gdy zbliżamy sie do takiego autobusu(sa szybsze niż ciężarówki) Krzysiek jakby sie zbierał w sobie, staje sie taki bardziej skupiony. Ciągle jedziemy w kierunku Akcakoca i chcemy jechać wybrzeżem. Cieszę się, że zjedziemy z autostrady i widząc ile kilometrów nam zostało przeliczam sobie, że to tyle co 2 razy ze Szczawnego do Rzeszowa i z powrotem. Wtedy dystanse wydają mi się być krótsze. Kolasek: turcja paint.png Chce sie trzymać E80 by później jechać E95 do wybrzeża a następnie trzymać sie E70 az do granicy z Gruzja..Jakies 1300km taki jest plan na dzisiejsze popołudnie albo następne dwa dni. Jestem zrelaksowany, właśnie przejechałem Stambul w godzinach szczytu hehehehe ( jasne ze obwodnica) Zimna Turecka kola z butelek jest o.k, EFES sie chyba nazywa? c.d.n.
__________________
Plany i marzenia to pozwala twardo stapac w rzeczywistosci.... chyba!!!!!! Ostatnio edytowane przez Boski-Kolasek : 30.12.2011 o 04:11 |
01.01.2012, 19:59 | #18 |
Zarejestrowany: Jun 2010
Miasto: Bieszczad PL, co. meath IRL.
Posty: 1,630
Motocykl: nie ma!!!!!!!
Przebieg: +-50k
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 6 dni 6 godz 7 min 47 s
|
Turcja dzien IV
Dzien IV.
Turcja/ popludnie c.d. Poczatek dnia V Dianka:DSC_0231.jpg W miasteczku Izmit, które przepięknie jest położone nad morzem Marmara, spotykamy motocyklistów. Dwóch z nich podobnie jak i my są na Afrykach, trzeci był na Transalpie. Zatrzymali nas i zaczęliśmy rozmawiać. Zaprosili nas na kemping, na którym mieli sie spotkac lokalni fani motocykli enduro i adventure. Jak nam dokładniej wytłumaczyli mają sie tam spotkać po to by ćwiczyć techniki jazdy i jazdę na track-pointy. Pojechaliśmy z nimi. Najpierw po piwo i jedzenie. Krzysiek zatankował motocykl do pełna a później przepiękną kreta droga wśród zielonych gór, która biegła nad brzegiem jeziora do miejscowości Kocaeli. Kolasek: Sam nie wiem jak to sie stało, ale kilka razy zjeżdżałem z autostrady starając się odnaleźć jakieś miejsce żeby odetchnąć od upału i pieprzonej tarki na drodze, przejeżdżając przez jakieś miasteczko dogoniły nas trzy motocykle, no jak zobaczyłem Afyki to oczywiście sie zatrzymaliśmy, zresztą chłopaki dawali znaki. Okazało sie, ze to ekipa nazywająca sie „RA adventure riders”( chyba nie jestem pewien), spędza kilka dni razem i widząc nas pomyśleli, ze na pewno chętnie poznalibyśmy trochę Turcji szczególnie jeśli jedziemy z.. Irlandii, zdziwili się jeszcze bardziej kiedy im powiedzieliśmy, ze jesteśmy Polakami . Cetin który najlepiej mówił po angielsku wytłumaczył nam ideę tego weekendu, ot spotkać sie i pojeździć po górach, jazda miała trwać cały kolejny dzień i część niedzieli, nam zaoferowali dołączenie się do zabawy lub po prostu integracje(ja od razu pomyślałem o alko-integracji) czyli mogliśmy sobie wypocząć i wyluzować razem z nimi a rano wziąć udział w ćwiczeniach lub jechać dalej. Zgodziliśmy się. Umówiliśmy, sie ze my razem z jednym z chłopaków pojedziemy na zakupy a reszta dołączy do nas pod marketem. Pojechał z nami kolega, znający dwa słowa po angielsku co nie było wielkim kłopotem jeśli się rozmawiało o AT, po zakupieniu piwka i jedzenia czekając na reszt kolega wypił szybkie piwko po czym spotkaliśmy pozostałą dwójkę i rozpoczęliśmy super widokową drogę w góry. Trasa bomba, po drodze najmłodszy z Turków jadący na trampku zaszarżował za bardzo i wylądował niegroźnie na szczęście w rowie, ot zdarza się. Zapowiadał sie miły wieczór z piwkiem i ogniskiem gdzieś w górach......DSC_0303.jpg Dianka: W miejscu gdzie mieliśmy zostać na noc miało nie być prysznica więc po drodze zatrzymaliśmy sie w jakimś ośrodku wypoczynkowym z bungalowami do wynajęcia (przyjaciele naszych Turków prowadzili ten ośrodek). Niezwykle mili właściciele pozwolili nam skorzystać z prysznica w jednym z domków. Podano nam świeży czaj, poczęstowano przepysznymi Tureckimi ciasteczkami słodkimi jak sam... no słodziutkie były. Czaj w Turcji przygotowuje się w specjalnym dwupoziomowym naczyniu (demli). W dolnej części gotuje się wodę, a w górnym praży na sucho liście herbaty. Następnie dolewa się wrzącej wody do górnej części. Po około 20 minutach zaparzania na wolnym ogniu herbata jest gotowa. Od tej herbaty można się uzależnić. Świetnie gasi pragnienie i jest tak jak lubię słodka. Turcy podają ją z dwoma kostkami cukru. Prysznic był jak zbawienie. Pierwszy od wyjazdu z Polski. Po kąpieli i serdecznym pożegnaniu ruszyliśmy dalej. Widoki fantastyczne- góry pokryte lasami, przepiękna soczysta zieleń, na szczytach wieże minaretów. Gdzie niegdzie widać było tylko domostwa lub bramy wjazdowe do letniskowych domków. Całe zmęczenie po stresie z autostradą gdzieś zniknęło. Miejsce gdzie zabrali nas nowo poznani Tureccy znajomi również okazało się bardzo fajne. Leciwy Turek prowadził malutki bar i sklepik a obok w ogrodzie miał coś w rodzaju domowego pola namiotowego. Z hamakiem, drzewami, ławkami. Rozbiliśmy namioty i wreszcie odpoczynek. Cisza, w górach nie było już tego skwaru. Krzysiek na chwilę pojechał z Cetinem i pozostałymi obejrzeć część jutrzejszej trasy a ja zostałam w hamaku z książką.DSC_0283.jpg Zrobiłam też pranie- oczywiście ręcznie w małym zlewie na zewnątrz. Nie brałam na poważnie marudzenie ukochanego o tym, że pranie należy robić codziennie i jeździć w syntetycznych koszulkach i bieliźnie wiec co wieczór dorzucałam do worka swoje brudne ubrania. Nasze „pranie”, które odkładaliśmy do worka w tych upałach zdążyło się już nieco zaparzyć. Jak wrócili chłopacy pojechaliśmy z Krzyśkiem przejechać się po okolicy. Dosłownie za zakrętem stał mały cudny meczet i fantastyczna panorama na miasto w dole. DSC_0398.jpg Po drugiej stronie również w oddali widać było wieże kolejnego meczetu. Poszliśmy na spacer, tzn Krzysiek jechał motorem a ja szłam za nim. Kolasek: Ulan z konia wiadomo po co zsiada!!! Dianka; Domki były ubogie co było dla mnie dużym kontrastem w porównaniu do Turcji, którą do tej pory widzieliśmy. Turcja widziana wcześniej jest bogatym krajem, mijane miasta miały piękne budynki, natomiast w górach maleńkie domeczki i takie właśnie najbardziej lubię. DSC_0288.jpg Na urwisku rosły poziomki i Krzysiek nazbierał całą garść. Nie jadłam poziomek od lat. Przepyszne były, przypominały słodkie wspomnienie dzieciństwa w Bieszczadach. Wieczorem właściciel tego pola pokazał nam swój dom (tylko na dole), który wyglądał jak małe muzeum, pelne podobizm Ataturka i innych lidwaznych postaci Tureckiej sceny politycznej, później kolacja i powoli zaczęli zjeżdżać się koledzy Cetina. DSC_0235.jpg Okazało się, że są to członkowie motocyklowego klubu RA, którego liderem był Crow, przyjechali w góry aby ćwiczyć technikę jazdy. Głównie off road, jazda na track pointy. Posiedzieliśmy chwilę z nimi (znów pojawiły się komary) i położyliśmy się spać. Rano wstaliśmy, złożyliśmy namiot, spakowaliśmy, koledzy ruszali motorami w teren. Tego dnia był również kręcony o nich film, który miał promować bezpieczną jazdę na motorze oraz jazde enduro i adventure jako ciekawe hobby i alternatywę od jazdy ścigaczami. DSC_0317.jpg Kolasek:DSC_0252.jpg DSC_0243.jpg Na miejscu czekał na nas lider calej bandy Crown, na pick-upie mial Husaberga i ktm adventure, krótkie przywitanie i zaczął pokazywać trasy no głownie szczytami gór, ze zjazdami i podjazdami. Miły skromny facet z jakąś taka aura tajemniczości, tatarzyn No najważniejsze, jak sie okazało pic tam nie będziemy bo właściciel to tradycjonalista i alko było by niegrzecznie spożywać na jego posesji, no Allach by sie gniewał, pozostał czaj i dobre świeże jedzonko robione na miejscu. Ekipa jest z okolic Istanbulu ogólnie z rożnych miast, przyjaźnią sie i prowadza interesy razem, te góry to popularne miejsce dla ludzi uciekających od skwaru miasta. Mimo tego sa tam dzikie miejsca do tego naprawdę różnica klimatu olbrzymia, ciepło ale rześko. Wszystko takie bajkowe tam było, no wieś taka milutka. Trochę czasu spędziłem rozmawiając z Cetinem, który opowiadał o Jego podroży do Indii, Nepalu i o wielu innych no i o tej wielkiej miłości do AT, dogadywaliśmy sie dobrze. Oczywiście były pytania dlaczego w tamta stronę, dlaczego nie chcemy zwiedzać teraz Turcji? Wtedy trudno mu było zrozumieć, później dostałem mail, gdzie pisze, że zrozumiał dlaczego cala ta trasa, dotarło do niego jak wiele kultur i wiele historii przemierzamy jadąc w tym kierunku jak różnorakie ale i zbliżone sa kraje przez, które jedziemy. Dziwne, ze wojny przeszłości nas zbliżają. Po tym jak opisał nam Turcje obraz tego państwa stal się pełniejszy. Na pewno chcemy tam wrócić na dłużej by moc zobaczyć ja bliżej. Jako, ze impreza zapowiadała sie duża nie chcieliśmy im przeszkadzać, Crow który opracowywał trasy, postanowił sprawdzić jakie sa warunki przejechać kontrolnie trasę, do tego mieli tam kręcić jakiś materiał filmowy. Trasa jeszcze nie dla mnie. DSC_0344.jpg Wieczorem zaczęli sie pojawiać inni członkowie ekipy, całkiem sporo moto i... jedna dziewczyna na kacie.DSC_0325.jpg DSC_0334.jpg Wieczór pełen zamieszania wiec chwilkę pogadaliśmy i spać. W nocy wszędzie czuć było haszysz, alko zabronione ale zioło chyba nie. Może to tradycja taka? Dawniej asassyni palili dla odwagi a teraz motocykliści dla........ Rano pożegnanie, oczywiście zachęcali do zostania i dobrej zabawy ale my chcieliśmy być juz w Gruzji, może za rok albo kiedyś? Ruszyliśmy w tym samym momencie, kiedy pierwsze enduraki wyjechal na trasę. A i dostałem info żeby sie nie przejmować bramkami na autostradach bo systemy nie sa ze sobą połączone wiec przy wyjeździe z kraju nikt nie będzie wiedział, ze sie korzystało za autostrad bez opłat albo z wykorzystaną już karta - tak jak w naszym przypadku. Dianka: Przez te pół dnia spędzone w Kocaeli odpoczęłam po paru dniach jazdy, nie tylko fizycznie ale i psychicznie. Zapomniałam o przeklętej autostradzie na chwilę. Wyruszyliśmy znów w drogę. Zjechaliśmy z gór i zdecydowaliśmy jechać autostradą w kierunku Ankary, przed Ankarą odbiliśmy na drogę narodową i kierowaliśmy się do miejscowości Samsun nad morzem Czarnym. No i wreszcie uporałam się z moją paniką na autostradzie, a może po prostu przyzwyczaiłam już do prędkości i Tureckich kierowców, którzy jeżdżą jak szaleni. Autostrady w Turcji są bardzo dobre, wcześniej czytaliśmy, że droga narodowa jest w znacznie gorszym stanie i gdy na nią zjechaliśmy okazała się całkiem przyzwoitą drogą. W niektórych miejscach faktycznie była zdarta nawierzchnia i zamiast asfaltu tzw tarka na której motor tańczył ale były to zazwyczaj krótkie odcinki drogi. Krajobraz uległ zmianie całkowicie. Zrobiło się pustynnie, skały, wzniesienia, później góry. Nie zatrzymywaliśmy się tak często jak na trasie do Izmit, za to na drodze (ku mojej wielkiej uciesze) był znacznie mniejszy ruch. I wszędzie widać było minarety. Zatrzymaliśmy się w przydrożnej knajpce na jedzenie i rzecz jasna filiżankę czaju. Knajpka z zewnątrz wyglądała bardzo przyzwoicie natomiast gdy weszłam do środka zamówić czaj wnętrze było bardzo ubogie, wręcz tradycyjne. Interes prowadziła tradycyjna turecka rodzina w której nawet dzieci pomagały i były kelnerami. Nie wiem dlaczego, może ze względu na te dzieci i rodzinny biznes ta knajpka zrobiła na mnie pozytywne, ciepłe wrażenie. Ruszamy dalej, jesteśmy już zmęczeni i pierwsza porządna awantura po drodze. Na stacji benzynowej walę focha, kilka minut później każę się wysadzić w pustynnym rejonie i chcę wracać do Polski stopem. Bez paszportu, który miał Krzysiek u siebie w kurtce, bez kasy i na dodatek płaczę, że mam dość i że jest mi słabo a to był dopiero 4 dzień naszej podróży. Uspokajam się, godzimy po paru minutach i jedziemy dalej już w oczyszczonej atmosferze. DSC_0380.jpg DSC_0384.jpg Krzysiek obiecał mi, że zostaniemy na noc nad morzem Czarnym. Pędzimy na Samsun. Przed Samsun ponownie zatrzymujemy się na stacji zatankować. W Turcji nie tankuje się samemu, przy dystrybutorach stoją zazwyczaj mężczyźni i wlewają paliwo. Przez to, że jesteśmy dużym motorem, załadowanym okrutnie wzbudzamy ogólne zainteresowanie i sympatię. Często jesteśmy częstowani czajem, co jest bardzo sympatycznym gestem. Czaj jak zawsze jest wyśmienity a jak gasi pragnienie!! Samsun i zaczynamy szukać kempingu nad Morzem Czarnym. Jest już wieczór i zaczyna się ściemniać.
__________________
Plany i marzenia to pozwala twardo stapac w rzeczywistosci.... chyba!!!!!! Ostatnio edytowane przez Boski-Kolasek : 02.01.2012 o 05:25 |
02.01.2012, 05:59 | #19 |
Zarejestrowany: Jun 2010
Miasto: Bieszczad PL, co. meath IRL.
Posty: 1,630
Motocykl: nie ma!!!!!!!
Przebieg: +-50k
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 6 dni 6 godz 7 min 47 s
|
Dzien V, popludnie
Dzien V, popoludnie
Dianka: Opuszczamy chlodne gory i kierujemy sie w strone morza. DSC_0392.jpg Droga jest dluga i ciagnie strasznie atmosfera gestnieje z kazdym kilometrem,my jednak upacie na glownych drogach ciagle w ubraniach. DSC_0389.jpg W Koncu zbliza sie zmierzch od jakiegos czasu juz jedziemy wybrzezem i wtedy pytamy miejscowych o jakiś kemping, nie mówią po angielsku i bardzo trudno jest się dogadać. Jeden mówi bardzo bardzo podstawowym angielskim i dowiadujemy się, że kemping znajduje się za miejscowością Terme. Ruszamy w tamtym kierunku i już prawie jesteśmy zdecydowani na hotel gdy krzykiem oznajmiam „kemping” !! Wypatrzyłam kemping w ciemnościach. Zawracamy i wjeżdżamy tam. Na kempingu są domki, można kupić, też coś do jedzenia, my decydujemy się na namiot. Pytamy o cenę i pan opiekujący się kempingiem mówi nam, że 20 lirów tureckich. Obok znajduje się drugi kemping gdzie jest więcej namiotów. Idę pytać się o ceny a Krzysiek zostaje z motorem. Cena taka sama tylko, że można tam skorzystać z prysznica, który zostaje mi zaprezentowany i wygląda strasznie. Wracam do Krzyśka, który stargował cenę z 20 do 10 lirów. Zostajemy i szukamy miejsca na rozbicie znajdujemy takie najmniej zasyfione pomiedzy sosenkami z widokiem na morze. Gdy już wyciągamy rzeczy z motoru podchodzi do nas chłopak z dziewczyną i zaczynają z nami rozmawiać po angielsku. I co się okazuje – pan opiekujący się kempingiem chciał nas zrobić w balona ponieważ rozbicie namiotu nic nie kosztuje. I zapraszają nas do siebie, proponują nocleg razem z nimi w bungalowie i mają też łazienkę z prysznicem. Korzystamy z zaproszenia i idziemy z nimi do ich bungalowu. A tam cała rodzina – babcia, rodzice, ciotka, dzieci. Totalny chaos krzyki smiechy i ogolnie bardzo rodzinnie.Przyjmują nas serdecznie i ze śmiechem, witamy się z wszystkimi, przedstawiamy sie. Tylko Kundra i jej brat mówią po angielsku, troszkę też ich tata. Postanawiamy spać w namiocie – grzecznie dziekujemy za oferte spania w bungalowie nie ma tam dużo miejsca i dziwnie by sie spalo przytulajac do obcych. Biorę prysznic i siadamy wspólnie do stołu, kobiety szykują dla nas obiad. Jest przepyszny wszytsko robione na piecykach i grilach rozstawionych wokol ich obozowiska jest kurczak i baranina, która za ich radą je się palcami z duszonymi i smażonymi na patelni warzywami (dużo papryki). Cała rodzina je z nami, atmosfera jest fantastyczna, dużo śmiechu i żartów, opowiadają o swojej rodzinie, my opowiadamy o naszej podróży a Kundra tłumaczy z angielskiego na Turecki. Po obiedzie z Kundrą idziemy na spacer a Krzysiek zostaje. Gdy już wracam Krzysiek siedzi z mężczyznami na kocu przy demli, piją czaj i pala papierosy więc siadam razem z kobietami. DSC_0408.jpg Później siadamy do mężczyzn, mama Kundry chce zobaczyć zdjęcia naszych rodziców-pokazujemy te co mamy. Niesamowita rodzina, bardzo serdeczna, ciepła i zżyta z sobą. DSC_0410.jpg Podobno teściowa jest „straszna baba” ale w tych słowach „straszna” jest dużo miłości i żartów. Po prostu jest mocną kobietą. Najfajniejsza jest ciotka, która jeździ taksówką. Robię zdjęcia, Krzyśka dopadł mały ciotki taksówkarki i wygłupiają się przez chwilę. Ciotka taksówkarka zachwycona moim Krzyśkiem, patrzy na niego zadziornym wzrokiem i mówi „Chris” a resztę co chce powiedzieć gestykuluje i dogadują się jakimś cudem na migi. Też mocna kobieta a nawet taka troszkę babo-chłop. Niesamowitą więź ma z synem, który powiedział coś co ją zasmuciło a za chwilę wisiał u niej na szyi i przepraszał ją i całował za to, że ją zasmucił i znów uśmiechy pojawiły się na twarzach. Powstaje też cała sesja zdjęciowa i robią z nami zdjęcia telefonami komórkowymi. Jesteśmy wykończeni co zauważa tato Kundry, bierze Krzyśka na bok, na męską rozmowę i prostym angielskim mówi mu, że on go rozumie, żeby kładł się spać i odpoczął. Kładziemy się spać a w nocy słyszymy, że ktoś rozbija się obok nas namiotami. Po języku poznajemy, że to Czesi. Wstajemy wczesnym świtem, idziemy nad morze i tak jak chciałam kąpiemy się o świcie w Morzu Czarnym. Plaza okazuje sie byc jednym wielkim smietnikiem wszedzie walaja sie puszki i reklamowki, DSC_0413.jpg ale i tak jest pieknie!! DSC_0421.jpg Załącznik 27549 Później pakujemy namiot, budzi się rodzina, przy pakowaniu asystuje nam ciotka taksówkarka i robię jej zdjęcia z „Chrisem”. Dziękujemy serdecznie, wymieniamy się adresami, rodzice Kundry zapraszają nas do siebie do sklepu, który jest po drodze. Niestety nie mogliśmy go znaleźć ale z Kundrą mamy kontakt. Poznanie tej rodziny było dla mnie niesamowitym przeżyciem, przyjęli nas z pełną gościnnością, serdeczność prosto z serca. Coś niesamowitego. Ruszamy dalej w drogę i kierujemy się na Trabzon, chcemy dojechać do granicy z Gruzją tego samego dnia, do przejechania mamy okolo 500km. Poprzedniego dnia przejechaliśmy ponad 800 km. Znów zaczyna się upał ale trasa bardzo przyjemna, jedziemy cały czas wybrzeżem, z jednej strony morze z drugiej Tureckie miasteczka, które sprawiają wrażenie czystych i bardzo przypominają (i zapewne nimi są) nadmorskie kurorty. Zatrzymujemy się na obiad w małej restauracyjce i ruszamy dalej. Przejeżdżamy przez Trabzon w którym jak się okazało odbywała się w tym czasie „youth olimpiad”. W Trabzon zatrzymujemy się tylko na tankowanie i dalej w drogę. Dojeżdżamy do Sarp po południu – tam jest przejście graniczne z Gruzją. Zostają nam liry tureckie więc jemy rybki w przydrożnej knajpce i stajemy do kolejki do odprawy. Dosyć szybko idzie, Krzysiek ustawia się z motorem w kolejce a ja podchodzę do okienka z naszymi paszportami. Przy okienku cyrk. Miejscowi ustawiają się obok i proponują, że za kasę szybciej załatwią odprawę, co niektórzy na to decydują się, jednak moj bohater nie daje sie nabrac usmiech sie i pcha sie razem z reszta tak jak miejscowi przepychający się z ich paszportami w kolejce. Hałas i gwar a ja stoję z tymi naszymi paszportami i czekam cierpliwie. W końcu widzę jak się sprawy załatwia – trzeba się po prostu pchać i nie ustępować więc gdy ktoś próbuje przedłożyć swoje paszporty a już właściwie jestem przy okienku stanowczo mówię, po polsku zresztą bo mój rosyjski jest bardzo ubogi, że teraz moja kolej, ładuję paszporty i dokumenty na motor do okienka i z głowy okazalo sie ,ze ja musze przejsc na nogach a papiery Afryki i Krzyska zostaly mu podane. Możemy ruszać do odprawy celnej. Krzysiek stoi w kolejce chcę dołączyć do niego ale na przejściu jest specjalne przejście dla pieszych i tam mnie kierują, kolejna odprawa, która była bardzo szybka i czekam na Krzyśka po drugiej stronie granicy. Widzę go usmiechnietego i radosnie rozmawiającego z celnikiem. DSC_0457.jpg Skwar z nieba, palę papierosa i jestem w siódmym niebie. Rozglądam się dookoła, przejscie jest nowoczesne wszelkie napisy już w Gruzińskim , które przypominają mi arabski i za cholerę nie mogę ich odczytać.DSC_0462.jpg no oczywiscie jest tez wersja miedzynarodowa(ang) Krzysiek się odprawił, wjeżdża przez granicę, robię zdjęcia DSC_0460.jpg i wreszcie JESTEŚMY W GRUZJI. I tak prawdę mówiąc odprawa przy wjeździe do Gruzji była w porównaniu do Ukrainy, Węgier i Turcji najszybsza.
__________________
Plany i marzenia to pozwala twardo stapac w rzeczywistosci.... chyba!!!!!! Ostatnio edytowane przez Boski-Kolasek : 02.01.2012 o 06:46 |
02.01.2012, 08:27 | #20 |
Fajsko i czekam na cdn :-)
|
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Gruzja Armenia czeres Turcju [2011] | rambo | Trochę dalej | 81 | 25.10.2015 12:33 |
Gruzja 2011 | skklub | Umawianie i propozycje wyjazdów | 189 | 03.08.2011 20:20 |
Gruzja Armenia Turcja - zajawka [Czerwiec 2011] | rambo | Kwestie różne, ale podróżne. | 17 | 30.07.2011 14:55 |
Białoruś, majówka 2011 - ktoś chętny, jakieś rady? | Olek | Umawianie i propozycje wyjazdów | 28 | 23.05.2011 13:33 |