18.07.2017, 08:57 | #11 |
Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 588
Motocykl: brak
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 17 godz 55 min 24 s
|
5-ty dzień Wczorajszego wieczoru nie położyłem się bez wykorzystania wszystkich środków na jakie miałem siłę. Należy się dopisek. Zabrałem ze sobą kask, tankbag z ważnymi rzeczami i poszedłem w świat jak ten Koziołek Matołek... W świat to zbyt wiele powiedziane. Po prostu wybrałem najszerszą z trzech ścieżek i zacząłem się zsuwać po glinie w dół. GPS pokazywał wioskę za niespełna kilometr. Tak też było ale wioska okazała się kilkoma drewnianymi chałupami z czego zamieszkana wydawała się być tylko jedna. Tu właśnie z kurnika a może komórki o niskim wejściu wyłoniła się postać jak z baśni. W akompaniamencie ujadających psów, ostrożnie krocząc, starsza pani zgięta w pół pod ciężarem swojego wieku, szurała do mnie po ubłoconym kawałku chodnika z deski, przytrzymując się ściany. Już miałem wyrzuty sumienia kiedy powolutku zbliżała się do siatki, bo i tak wiedziałem że mi nie może pomóc. Jej buty uszyte z owczej skóry założone wełną na zewnątrz w jakiś magiczny sposób nie pozwalały na utratę przyczepności. Czarna chusta nieszczelnie zasłaniała białe włosy. Spod chusty wpatrywały się we mnie zaciekawione, obrysowane siatką zmarszczek oczy. Ucieszyłem się na ten widok, bo choć staruszka w niczym nie mgła mi pomóc, zawsze to człowiek. Nie opiszę tu jak wyglądała nasza konwersacja. Wspomnę jedynie że kiedy ja zarżałem z przekonaniem, starowinka w lot złapała czego mi trzeba. Jednak w odpowiedzi, pomarszczoną wiekiem dłonią pokazała małe stado owiec, gest ten urozmaicając komentarzem w tylko sobie znanym języku. Po tym spotkaniu wracałem cztery razy dłużej, wyszukując kęp trawy, łapiąc się gałęzi czy płota. Wspinając się tak w górę, zasapany jak lokomotywa, ślizgając się co krok, rozmyślałem o życiu staruszki na tym odludziu i o jej butach. Rano. Jest około 7. Rano wszystko wygląda inaczej. Wiatr już nie wyje. Drzewa stoją nieruchomo. Zamiast tego słychać wypełniający okolicę świergot ptaków. Słońce zalewa całą okolicę tak jak wczoraj robiła to nawałnica. Po deszczu została wilgotna świeżość w powietrzu i rozpuszczona jeszcze bardziej glina na ziemi. Czas coś zrobić. Zbieram znów najważniejsze rzeczy w plecak i tankbag. Kask w rękę i idę. GPS pokazuje następną wioskę za około 5 km. Może tam mi się poszczęści. Przecież Karpaty to kraina koniem stojąca. Jeśli nie, pójdę dalej i dalej. Już zsuwam się po wczorajszej "ścieżce zdrowia", już kilogramy brei przywierają do butów. Znów rozmyślam o butach starszej pani, gdy szczęście uśmiecha się do mnie od ucha do ucha. Trochę powyżej miejsca do którego zdążyłem już ześlizgnąć się, widzę mężczyznę. Zawracam krzycząc do niego żeby nie odchodził. Łapiąc się trawy i uspokajając rozhuśtany oddech, staję przed człowiekiem oglądając dokładnie czy to nie zjawa. Dysząc, wymuszam na człowieku powitalny uścisk dłoni. Jak umiem, gestami i słowami opowiadam co i jak. Widzę że poczciwiec oczy otwiera ze zdumienia, to znów powstrzymuje się od śmiechu albo drapie się po krótko ostrzyżonej głowie. Jego kalosze przestępują nerwowo z nogi na nogę a glina pod nimi wydaje bulgoczące dźwięki. W końcu rozumie mnie chyba. Wyjmuje z kieszeni komórkowca i dzwoni. Liczę że po kolegę, nie po pomoc psychiatryczną Po rozmowie przez telefon teraz on tłumaczy w swoim języku co załatwił i kiedy to się stanie. Z potoku niezrozumiałych słów rozumiem tylko jedno powtarzające się: Karuca. Właśnie nauczyłem się najpiękniejszego słowa w świecie: karuca. Zaraz przyjedzie wóz zaprzęgnięty w dwa silne konie. Załadujemy wpychając po szerokiej desce motocykl na karucę i wygodnie przekiwamy się przez morze błota. Czekam. Każdy wie że życie nieczęsto dorównuje wyobraźni. Z utęsknieniem wypatruję pomocy. Za niespełna godzinę słyszę chrzęst metalu, rumor obijających się o siebie desek. Słyszę jak jedzie wóz zaprzęgnięty w konie. Jednak zza góry wjeżdża tylko jedna para końskich chrap, obok kroczy szczupły mężczyzna z batem zakończonym czerwonym frędzlem a za tą parą ciągnie się ledwo widoczny, drewniany wózek na żelaznych kołach. To karuca właśnie. To nic. Nadzieja umiera ostatnia... Wiecie co... Udało się. Trochę to trwało ale koniec końców karucę rozebraliśmy w połowie. Bez jednej burty jest nawet ładowna, choć tył motocyklatrzeba było przełożyć przez metalowy wspornik. We trzech ładujemy ponad dwustu kilogramowy kawał żelastwa i wszystkie bagaże. Nic więcej tam się nie zmieści a koń jest tak niewielkich rozmiarów że podejrzewam jego matkę o niewłaściwe prowadzenie się z osłem. Wieczorem dopiero wyczytam w Necie, że są to bardzo wytrzymałe zwierzęta i genetycznie są wolne od powiązań z oślą nacją. Koń czystej krwi huculskiej. Mam możliwość podziwiania jego wytrzymałości i siły przez następne trzy kilometry. Tyle gliniastej drogi pokonało mnie poprzedniego dnia. Trzy kilometry... Z każdym krokiem, próbując nadążyć za wozem i jego właścicielem, upewniam się że zatrzymanie się na noc tam na górze było i tak dobrą decyzją. Może w oddzielnym wątku opiszę relację właściciela z jego koniem, bo było to dla mnie coś niecodziennego. Napiszę tylko: Zrozumienie i współpraca. Człowiek który dzwonił po swojego kolegę z wozem został na górze. Zastanawiam się jak zdejmiemy motocykl sami. Jednak wszystko już załatwione! Po 3 kilometrach tłusta glina kończy się z znienacka, zamieniając się w utwardzoną drogę. Tutaj czeka na nas inny człowiek który przyjechał niewielkim chińskim quadem. We trzech z łatwością zdejmujemy motocykl z karucy. Mocuję bagaż i jestem wolny... Nie mając nic co było by godne wręczenia moim ratownikom, właścicielowi hucuła i karucy wręczam po prostu pieniądze. Po minie widzę że jest zadowolony w takim samym stopniu jak ja. Dalszy dzień to jeden wielki głęboki oddech ulgi. Po drodze myję kask z błota. To pozwala mi zamknąć szybę i widzieć dokąd jadę jednocześnie. Z ciuchami powstrzymuję się bo musiał bym cały wskoczyć do potoku. Dojeżdżam do wulkanów błotnych ale jakoś nie mam ochoty oglądać tego zjawiska z bliska. Mam dość błota. Już chcę odjeżdżać, kiedy nadciąga dwóch Polaków-motocyklistów. Ucinamy sobie miłą pogawędkę o podróżowaniu. Opowiadają o swoich doświadczeniach z Rumunii i Mołdawii. Doceniam teraz, jak przyjemność może sprawić rozmowa bez jąkania się, wyszukiwania słów w obcym języku w głowie i gestów rękoma wykonywanych. Pozdrawiam stąd kolegów jeśli mnie czytają. Ten dzień kończę w wynajętym pokoju gdzieś na prowincji, na granicy Karpat i równiny dzielącej te góry od Dunaju i Bułgarii. Z łazienki, za pozwoleniem właścicielki robię miniaturę tego co przeżyłem w górach, myjąc i czyszcząc ciuchy, buty, bagaż, siebie. Dziś stałem się właścicielem swojej przygody. Tego nie da się odebrać żadną siłą Mapa:
__________________
Pełne zadowolenie składa się z małych uciech rozłożonych w czasie. https://www.facebook.com/CFact1/ |
18.07.2017, 13:25 | #12 |
Zarejestrowany: Aug 2011
Miasto: OOL-OPOLSKIE
Posty: 377
Motocykl: RD07
Online: 4 miesiące 2 tygodni 18 godz 11 min 50 s
|
CeloFanie ...
-Bardzo zgrabnie i kunsztownie splotłeś w swoim opisie dramaturgię sytuacji z lekkim humorem.. Czyta i ogląda się wyśmienicie! -Twoja przygoda i relacja z niej, to kolejny bardzo wartościowy element tworzący bogactwo tego Forum.. Dzięki! -pozdrowionka..
__________________
-szerokości, przyczepności i powodzonka!... MAURO |
18.07.2017, 16:59 | #13 |
Zarejestrowany: Jul 2008
Miasto: Sanok
Posty: 2,027
Motocykl: EXC, ST 1300
Przebieg: rośnie
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 21 godz 51 min 19 s
|
Pięknie, czekam na wiecej
Wysłane z mojego E2303 przy użyciu Tapatalka
__________________
Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą |
18.07.2017, 17:14 | #14 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
Czyta się.Panie. Piękne foty!
|
18.07.2017, 17:25 | #15 |
Używasz jakichś filtrów na obiektywy?
|
|
18.07.2017, 17:27 | #16 |
Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 588
Motocykl: brak
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 17 godz 55 min 24 s
|
Mam jakiś niedrogi polaryzacyjny filtr. Używam go zamiennie do obu obiektywów.
Emek, ciebie też czytam. Ciekaw jestem wniosków o waszej podróży po Iranie. Nie jakie, tylko dlaczego
__________________
Pełne zadowolenie składa się z małych uciech rozłożonych w czasie. https://www.facebook.com/CFact1/ |
18.07.2017, 20:56 | #17 |
Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 588
Motocykl: brak
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 17 godz 55 min 24 s
|
6-ty dzień. Każdy kto podróżuje motocyklem wie jak bardzo jest to wciągające zajęcie. Co chwila przekracza się nową barierę, opada kurtyna niewiedzy, zabobony odchodzą w niepamięć, strach przed nieznanym maleje a horyzonty poszerzają się z każdym przejechanym kilometrem. Nawet kiedy droga się dłuży. Wyjeżdżam z Karpat. Zostawiam za sobą to czego ledwo posmakowałem. Myślę żeby obrać już kierunek na Polskę, żeby przejechać te piękne góry jeszcze raz i jeszcze. Znów "zgubić się" wśród mało uczęszczanych szlaków zażywając samotności. Myślę o czekających mnie górach Transfogaraskich, Transalpinie która schowała się za zasłoną chmur i deszczu, kiedy jechałem po niej kilka lat temu. Z drugiej jednak strony z poprzednich wyjazdów pamiętam kamienny las w Bułgarii. Miejsce przeklęte przez naturę i mimo turystycznego statusu na tyle dziwne, że chcę tam wrócić. Przeszkodą jest tylko nieciekawy i płaski krajobraz tej części Rumunii, ciągnący się od jak nożem uciętych Karpat do Dunaju - naturalnej granicą z Bułgarią. Stało się już zwyczajem że omijam główne szlaki ale tu nie jest to łatwe. Jadę więc z innymi. Samochody ciągną się sznurem jeden za drugim, leniwie pokonując drogę do sobie tylko znanego celu. Krajobraz bywa monotonny jak droga która przezeń prowadzi. Pola obsadzone rzepakiem wabią owady swoją jaskrawą żółcią. Ludzie wykorzystują to stawiając ciężarówki z załadowanymi rojami pszczół w szczerym polu. Wczuwam się w rytm drogi i bez zbędnego pośpiechu sunę z innymi, niewiele przejmując się czymkolwiek. To nie może jednak trwać zbyt długo. Aromat z pól miesza się ze spalinami samochodów. Poranny chłód znika razem z upływającym czasem ustępując miejsca upałowi. Temperatura rośnie, zmuszając do podniesienia szyby w kasku. Drobiny piachu i kurzu pryskają spod samochodowych kół, rzucając się w oczy. To przez to że dziś jeszcze nie padało. A pada codziennie. Nawet jeśli tylko widzę z daleka burzową chmurę, nawet jeśli ominę przypadkiem trzy groźne Cumulonimbusy, wiem że następny mnie dopadnie z całą swoją mocą albo przynajmniej liźnie hektolitrami wypompowywanej z siebie wody. W GPS znów wyłączam opcję omijania dróg nieutwardzonych. Od razu skręcam w boczną drogę wiodącą w...pola. Pola jednak pamiętają jeszcze wczorajsze opady, bo droga robi się grząska a motocykl przełamując wierzchnią, przyschniętą warstwę, myszkuje po niej obiecując znaną mi już przygodę. I tak się dzieje. Wiedząc co mnie czeka, wykrzywiam twarz w grymasie na pograniczu śmiechu i krzyku i... tracąc sterowność wytracam też prędkość w gąszczu rzepaku. Cieszę się, bo cały czas trwam w pionie. Jak można się domyślić, chcąc wyjechać z pola wykładam się jednak, uruchamiając znaną już z gór procedurę: Zdejmuję bagaż, kask, kurtkę. Podnoszę motocykl, szukam czegoś twardszego od błota żeby maszyna choć chwilę ustała w pionie. Zakładam na siebie wszystko co przed chwilą zdjąłem, mocuję bagaż, ruszam. Chcę ruszyć. Jest za ślisko. Koło mieli w miejscu grząską nawierzchnię. Zsiadam i przestawiam tył motocykla tak żeby całość stała przodem w stronę skąd przyjechałem. Nie ma to jak siłowe rozwiązania Ta droga jest bezsensowną próbą cierpliwości. Skruszony wracam na asfalt poganiany przez latające z wściekłości psy Takim to sposobem, nie zadręczając już zawieszenia motocykla moimi pomysłami, dostaję się do przeprawy promowej przez Dunaj. Mam szczęście. Prom właśnie dopłynął wypluwając z siebie jeżdżący ładunek. W murowanej budce, od znużonej pani kupuję bilet i wjeżdżam na platformę. Prom odbija od brzegu. Płynę około 20 minut. Pod koniec rejsu rozpętuje się spodziewane od dawna piekło. Czarna masa zasłania błękitne do tej pory niebo, zalewając wszystko wodą. Umiem już szybko zakładać na siebie nieprzemakalne ciuchy, ale to za mało. Jestem mokry. Nawet stare już a niegdyś nieprzemakalne buty, przyjmują takie ilości wody że równie dobrze mógłbym jechać boso. Po pobieżnej kontroli dokumentów na granicy, zatrzymuję się jeszcze przy kantorze żeby zamienić resztki rumuńskiej waluty na bułgarskie Leje. Jak zwykle, nawałnica kończy swój żywot równie szybko jak go zaczęła, pozostawiając po sobie kałuże wielkości stawu. Motocykl traci dzięki temu na wadze, pozostawiając w wodzie błoto z pola w którym ugrzęzłem tego dnia. Powietrze ochłodziło się znacznie i w tym chłodzie, prostymi drogami, przed końcem dnia dojeżdżam do Varny. Szybko odnajduję przypadkowy hotel. Po kąpieli, wieczór spędzam na poszukiwaniu bankomatu i jedzenia. Spełniwszy podstawowe te potrzeby podróżnika, idę spać błądząc myślami wokół jutrzejszego dnia. Mapa:
__________________
Pełne zadowolenie składa się z małych uciech rozłożonych w czasie. https://www.facebook.com/CFact1/ |
18.07.2017, 22:46 | #18 |
Zarejestrowany: Jul 2015
Miasto: Warszawa
Posty: 82
Motocykl: RD07a
Przebieg: CHGW;-)
Online: 3 tygodni 5 dni 3 godz 27 min 58 s
|
Nie znam Ciebie i nie wiem czy masz doświadczenie i wykształcenie w pisaniu ale muszę przyznać, że robisz to profffi. Świetna robota.
P.S. Bardzo mnie rozbawiła rozwiązłość rodzicielki Twojego zwierzęcego wybawiciela :-DDD. Pisz kolego. Wysłane z mojego Nexus 5X przy użyciu Tapatalka |
18.07.2017, 23:33 | #19 |
Fenomenalna relacja! Chcę więcej
|
|
19.07.2017, 00:30 | #20 |
Zarejestrowany: Jul 2017
Miasto: Poznań
Posty: 238
Motocykl: RD07a
Przebieg: ^90 000
Online: 1 tydzień 21 godz 47 min 56 s
|
Byłem przekonany, że Canon i szkło krótsze niż 30-tka. Też używam 90-tki z 35-70 2.8 i barwy są mniej nasycone. To "podkręcenie" barwowe znakomicie koresponduje z dramaturgią. Fest relacyja.
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Rumunia 2016 "O górach, drodze w chmurach i o kłopocie w błocie" | CeloFan | Trochę dalej | 13 | 16.07.2017 10:59 |
"MoToGascar 2016" - motocyklem przez Madagaskar" | Sub | Trochę dalej | 50 | 09.08.2016 14:20 |
[2014 Rumunia/Bałkany] "Podróż im. PET'a" - Czyli przekuwanie marzeń w rzeczywistość | Maurosso | Trochę dalej | 20 | 23.12.2014 17:06 |