14.11.2010, 20:04 | #11 |
10.11.2010
Wstajemy ok 7. Rzut oka za okno: nie jest źle, klimat jest Spadamy na stare miasto. Jako, że nie wiemy gdzie jesteśmy łapiemy TAXI, których jest tu jak mrówek. Wszystkie żółte. Wożą wszystko – od ludzi po dywany. Ładujemy się do środka wozu i próbujemy się dogadać gdzie ma nas zawieźć, na próżno Pomaga koleś ściągnięty z chodnika, który znal trochę angielskiego i robił za tłumacza. Trasa znana, cena też ustalona więc jedziemy. Okazuje się , że mieszkamy 500m od cytadeli Koszt kursu 1.5zł Wrażenia – bezcenne zwłaszcza, że jedziemy z arabską muza na full i opuszczonymi szybami Fajny klimat, kierowcy też się chyba podobało Zaczynamy od cytadeli (lokalesi 15 SYP, innostrańcy x10, ot i cała Syria – w niektórych knajpach też mam wrażenie, ze mają przelicznik x5 lub x 10 . Sam zabytek nie robi na mnie specjalnego wrażenia, mimo to, nie jestem przecież sam, włóczymy się tam ze 2h. Na miejscu kawka + to czym częstują nas jakieś arabskie niewiasty (jakieś lokalne specjały),zalotnie spoglądając spod swoich chust. Starczy tego dobrego, bo zaraz nas ukamienują Technologia na Bliski Wschód jak widać też dotarła. Dodam tylko, że pokrycie w każdym z krajów było WZOROWE ! Gdzie bym się nie zatrzymał sygnał był lepszy niż wzorowy. Jako, że do hotelu blisko postanawiamy wrócić na piechotę najkrótszą drogą. No i się zaczęło ;D Wąskie uliczki, lokalne klimaty, zapach kawy, przypraw, pieczywa – istny orient. Jak by to powiedzieć …. gubimy się Błądzimy dalej wpadając na fabrykę mydła, które potem sprzedaje się na targach jako produkowane tradycyjnie. Sądząc po pomieszczeniu i "maszynach" jest to prawda, a ja myślałem, że robi to jakaś potężna fabryka i nabija turystów w butelkę Z "nowości" rzuciły mi się w oko tylko : drzwi, biurko, świetlówki i palety. Reszta pachniała starymi czasami. Klimat nieziemski...i ten zapach! Postanawiamy , że jednak wracamy TAXI By do niej dotrzeć przez przypadek przechodzimy przez największy targ w Syrii gdzie kupujemy gifty, targujemy się deczko, koledze udaje się zbić cenę o 10x więc nasze przypuszczenia o takowym a nie innym zawyżaniu cen nie wzięły się jednak z nieba ! Pod hotelem wrzucamy co nieco na ząb, uzupełniamy zapasy wody i spakowani wyjeżdżamy ok 14. Ujeżdżamy może z 500m i awaria. Tenerka chodzi na jeden garnek Wśród dziesiątków kibicujących nam syryjczyków Piotrek zmienia świece, ja biegam po okolicy szukać już kolejnych na zapas (NGK – 6zł/szt.) a reszta ekipy odpowiada na pytania : skąd, dokąd i ile kosztują maszyny Robią foty, kręcą filmy, zbierają podarki od handlujących obok: owoce, wafelki itp. Mija godzina. Awaria usunięta – ruszamy. Cel Palmyra. Jedziemy może z 2h i zatrzymujmy się na popas. Knajpa obskurna ale jak się po posiłku okaże jedna z droższych w Syrii Robi się późno, ciemno i chłodno. Postanawiamy skrócić drogę bo wg kierowców, którzy zatrzymują się zawsze jeśli widzą, że szukamy drogi, jest tam asfalt. Ruszamy. Kończą się angielskojęzyczne napisy na znakach, zostajemy więc tylko, my, nasze motocykle i ten cholerny maczek No i Zumo w Advenczerze Sławka - niestety bez dokładnych map. Droga nie jest zła, po 10 km jest zła, po kolejnych 10 bardzo zła, potem zaczął się szuter i …. i tak właśnie o 21 lądujemy na środku pustyni Jest twarda, z małymi kamykami, równa jak stół więc ośka Latam tak szybko jak tylko mogę, ogranicza mnie tylko widoczność ( mamy prawie środek ciemnej nocy ) i mózg, z którego koledzy mówią, że chyba wiele nie zostało Oni bezpiecznie turlają się 70ką. Co chwila postój i opowiadanie wrażeń bo jadąc mijamy 3 „rafinerie” a następnego poranka czytając przewodnik dowiaduję się, że było tam też gdzieś w okolicy podziemne, ciężkie syryjskie więzienie . Czad. Może to Ci goście z kałachami na środku pustyni tego przybytku zła pilnowali... nie wiem . Jadąc sobie tak co 15 minut gubimy się by po 15 kolejnych stwierdzić, że chyba jednak jedziemy dobrze i tak wkoło. Długo by pisać. Postanawiamy zjechać z pustynnej drogi i ciąć na azymut- słuszna decyzja bo po 10min lecimy już po bleeeee ….czarnym, znowu … Ukurzeni do granic możliwości, do granic możliwości też szczęśliwi lądujemy w kolejnym podrzędnym hotelu w Palmyrze. Znów się nie wyśpimy. Powieki zamykamy ok 0.00 Dystans 320km Ostatnio edytowane przez Neno : 27.11.2010 o 14:20 |
|
14.11.2010, 22:22 | #12 |
Zarejestrowany: Feb 2010
Miasto: Środa Wlkp.
Posty: 511
Motocykl: xr400r, cbr1100xx
Online: 3 tygodni 3 dni 18 godz 2 min 38 s
|
Gryzę paluchy z zazdrości i kibicuje!
|
21.11.2010, 00:18 | #13 |
11.11.2010
7.30 pobudka, szybkie śniadanie, pakowanie i ruszamy na zwiedzanie gruzowiska Motocykl Piotra nie odpala, nie wnikając w szczegóły odpalamy na pych. Sławek jedzie swoim Advenczerem na myjnię a my pośmigać między "greckimi" kolumnami. Wjeżdżamy od tyłu, od strony wież. Nikt nie pobiera żadnych opłat, nikt nie pilnuje.... totalna samowolka. Robimy kilka fotek. Szybka rundka między kolumnami i udajemy się na wzgórze na którym stoi cytadela. Z góry roztacza się piękny widok nie tylko na starożytne miasto ale również na okoliczne góry. Można się zapomnieć i spędzić tu sporo czasu gdyby nie natrętni sprzedawcy pamiątek. Zmywamy się czym prędzej. Musimy dziś dojechać do Jordanii bo jeden z nas dostał tylko wizę tranzytowa ( Sławek był w Izraelu i by pojechać z nami na prędce wyrobił nowy paszport - ale w Warszawie wizy mu nie chcieli sprzedać, sporo więc ryzykował), która była wystawiona na 2 dni. Do granicy ok 350 km, jest dopiero 11:30 więc postanawiamy trochę jeszcze pomarudzić. Robimy więc co chwilę sesje zdjęciowe, zaliczamy przydrożny szczyt na którym posilamy się. Słońce pali, więc ruszamy czym prędzej – jadąc wiaterek daje jakąś namiastkę komfortu – nie wiem jak wytrzymują tu motocykliści w lipcu czy sierpniu. Marudziliśmy tak, że o 14:30 do granicy mamy jeszcze ponad 200km a tymczasem , a jak , nie inaczej, kolejna awaria - w Yamasze Piotra ginie prąd Stawiamy na regulator napięcia. Jako, że zapasowy też nie działa ( Piotr nie był pewny jego sprawności) daję mu swój zapas. Tez lipa Robimy więc podmiankę akumulatorów i znajdujemy w ten sposób przyczynę- aku pewnie zakończył żywot wczoraj na pustyni... Kupujemy nowy, od Tico, taki 35Ah który ląduje na siedzisku pasażera i czym prędzej mkniemy na granicę – nie chcemy się narażać na nieprzyjemności. Udaje się – Jordania wita nas o 23:45. Przekraczamy granicę, dojeżdżamy do pierwszego większego miasta i szukamy noclegu. Zajmuje nam to ponad godzinę, zresztą gdyby nie pomoc jordańczyków którzy zaprowadzili nas pod drzwi „hotelu” pewnie byśmy nic nie znaleźli. Jest 1:30 , siedzimy w obskurnym pomieszczeniu, bez ciepłej wody w łazience, w zasadzie ciężko to nazwać łazienką.... wychodek, tak , to lepiej pasuje. Omawiamy plan na jutro i w podłych nastrojach kwadrans przed 2 kładziemy się spać. Może jutro się wyśpimy ? Kto wie, może ... Dystans : 450km. Ostatnio edytowane przez Neno : 27.11.2010 o 14:49 |
|
21.11.2010, 01:56 | #14 |
Common Rejli
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,736
Motocykl: R650GS Adventure & LC6 750 Adventure
Przebieg: dupa
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 1 dzień 5 godz 39 min 17 s
|
Chyba jeden z najbardziej lanserskich drogowskazów .
Zdjęcia kojące w tę obeszczaną pogodę... Lewy plus, cienka klema
__________________
BRW 1991 I tak wszyscy skończymy na mineralnym. | Powroty są do dupy. | Trzy furie afrykańskie: pompa, moduł, regulator. Czy jakoś tak... | Pieprzyć owiewki . I stelaże. NIE SPRZEDAM! |
21.11.2010, 13:08 | #15 |
12.11.2010
Zwijamy się czym prędzej z tego rozpierdolnika dumnie zwanego hotelem, jeszcze tylko przejażdżka motocyklami po recepcji i już mkniemy w kierunku Aquaby. Daleko nie dolatujemy... tak, tak, to słynna Super Tenera Piotra znów odmawia posłuszeństwa. Piotr stawia na zbyt bogatą mieszankę, więc rozbiera maszynę w centrum stolicy, tuż przed meczetem. Od razu daje się zauważyć inną mentalność jordańczyków: nikt nie pomaga, nie kibicuje, nie ma herbatki czy darmowych owoców Cywilizacja jak by wróciła. Nie ma też klimatów w stylu motocykl 125ccm i 4-5 osobowa rodzina na nim. Po 2 h walki – wbijamy się w uliczki 3 mln stolicy Jordanii i mkniemy przed siebie. Super Tenera nie jest już taka Super bo dalej ma to samo Nikt nie chce jechać za Piotrem bo śmierdzi spalinami że hoho. Piotr tylko prosi by nie zamieszczać relacji przed sprzedażą motocykla Ale myślę, że po powrocie naprawi co potrzeba i Tenera znów będzie Super Pod drodze zaliczamy jeszcze Górę Nebo z której to Mojżesz zobaczył Ziemię Obiecaną, na niej również zmarł. Widoczki z góry i jej okolic: Oglądamy też ruiny zamku w Mukawiru ( w którym jakaś kobieta za taniec przed Herodem otrzymała w nagrodę głowę Jana Chrzciciela) oraz Zamek al-Karak ale nie robią na nas wrażenia więc resztę sobie odpuszczamy. Z racji długiego postoju (Tenerka) dolatujemy tylko do Wadi al-Mudżib gdzie rozbijamy namioty w pięknej scenerii. Wieczorne ognisko zastępuje nam reflektor BMW, a muzykę śpiewy upojonych do granic możliwości jordańczyków, którzy 50m niżej też zrobili sobie piknik. Pogaduchy przy picie i mielonce oraz ciepła grochówka kończą ten dzień. Dystans 165km Ostatnio edytowane przez Neno : 23.11.2010 o 20:33 |
|
23.11.2010, 20:38 | #16 |
13.11.2010.
Kolejny dzień zaczyna się … sam nie wiem czym, zatruciem, grypą żołądkową Wstajemy wcześnie by zobaczyć ten 900m odpowiednik Wielkiego Kanionu amerykańskiego (ten ma ponoć aż 2133m) w blasku wschodzącego słońca. We mnie dodatkowo budzi się coś i każe jechać jak najniżej się da, do rzeki, do podnóży. Jak kazało, to musiałem Zabieram tylko rolkę papieru toaletowego i ruszam. Totalne pustkowie okazuje się ( nie widać tego z góry w żaden sposób)być zamieszkane. Żyją tu całe rodziny w lepiankach jak z XIXw, nawadniają sobie „pola” z płynącej w dole rzeki i uprawiają pomidory, których to setki skrzynek mijam po drodze na dół. 5 czy 10 domów a w każdym duża gromadka dzieci. Dojeżdżam do wody, gdzie zamaczam się do wysokości cholewek co daje ukojenie rozgrzanym stopom. Opłukuję się z kurzu, robię parę fotek i znikam w otchłaniach kurzu. Koledzy na górze opowiadają mi potem, że narobiłem niezłego popłochu wśród tych mieszkańców nie wiem o co im chodzi, mnie pozdrawiali machając rękoma, w geście raczej przyjaznym niż wrogim Na górze spotykam chłopców idących do szkoły. Krótka wymiana zdań "na migi" , fotka i oni w swoją, ja w swoją stronę. Pakujemy się i lecimy dalej drogą o wspaniałej nazwie Kings Highway. Mnóstwo zabytków przy niej do obejrzenia ale my mamy duże opóźnienie, wiadomo dlaczego Odpuszczamy więc je sobie i lecimy do najsłynniejszego zabytku w Jordanii – nabatejskiego miasta sprzed 2000lat, czyli Petry, słynnej też z racji kręcenia w niej ujęć do filmu o przygodach Indiany Jonsa czy jak mu/jej tam , nie ogladam takich filmów Godzina już późna, chłopaki decydują się wejść. Ja rozchorowany postanawiam nie psuć im wyjazdu - ląduję w hotelu i zaczynam się leczyć. Dostaję SMSa , że potem lądują w Wadi Rum, obiecuję im jak najszybciej dojechać. Tymczasem konam w samotności Dystans : 220km |
|
23.11.2010, 22:11 | #17 | |
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,966
Motocykl: RD07a/1190r
Online: 11 miesiące 6 dni 7 godz 57 min 2 s
|
Cytat:
hue hue aaa jaaaak Bardzo fajna wycieczka, szkoda tylko, że tak zapier...liście i ominęliście sporo fajnych miejsc w Syrii Dawaj dalej, nie krępuj się |
|
23.11.2010, 22:20 | #18 |
Spokojnie, w Syrii byliśmy 3 razy Ale mi deczko się plany pokrzyżowały i to co .... ale nie uprzedzajmy faktów .
Co do zapierdzielania... ja wolę zobaczyć mniej miejsc a wczuć się w atmosferę tych widzianych, poczuć klimat, poobserwować sobie z boku ludzi itp. co oczywiście później uskuteczniałem, ale tu znów uprzedzamy nieco bieg wydarzeń A tego "Dżonsa" muszę obejrzeć skoro tak zachwalasz Który to był odcinek z Petrą ? Ostatnio edytowane przez Neno : 23.11.2010 o 22:26 |
|
23.11.2010, 22:29 | #19 | ||
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,966
Motocykl: RD07a/1190r
Online: 11 miesiące 6 dni 7 godz 57 min 2 s
|
Cytat:
Cytat:
To nie ma co zachwalać, to jest kanon, podobnie jak Adam Słodowy |
||
23.11.2010, 23:29 | #20 |
droga jest celem
Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Wrocław
Posty: 1,023
Motocykl: RD07, LC8
Przebieg: X70.000
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 18 godz 34 min 0
|
No raczej :P
Też bym się w koncu wybrał gdzieś dalej od komina Czekam na dalszy ciąg...
__________________
RideNow! |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
PRZEZ KRAJ PARTYZANTÓW, KOKAINY I KAWY: czyli pekaesem po Kolumbii. [Listopad 2011] | czosnek | Trochę dalej | 48 | 12.01.2013 02:50 |
Mój mały reset - cztery dni na wschodzie | Jaskola | Polska | 25 | 15.08.2012 12:02 |
Otwieram Wrota Afryki czyli... lek na jesienną depresję vol.2 [Listopad 2011] | Neno | Trochę dalej | 148 | 22.01.2012 20:08 |
Na hiszpańskich papierach, marokańską pistą w pizdu [Listopad 2010] | consigliero | Trochę dalej | 8 | 25.08.2011 15:30 |