02.05.2012, 21:11 | #11 |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Garwolin
Posty: 191
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 dni 15 godz 37 min 3 s
|
20 lipca.
Wstawszy wczesnie rano dojechałem do Kalay Pandz. Tam sobie jest post: ...tylko ten szlaban taki troche na słowo honoru... :? Panowie zieloni z kałachami zaczeli mnie widac jak swojego. Przyszedł jakiś gosciu co znał kilka słów po angielsku i zawołał zebym poszedł za nim za winkiel. idziemy, a tam siedzi ekipa w kółku i jarają blanta wielkości cygara z czystym zielskiem bez dodatku tytoniu. I tak jarają okrężne, jarają a blanta nie ubywa, perpetum mobile :lol: A że tam jest legalne to Situś sie podłączył i obadał czy aby nie mdłe.... ....i jakos bariera językowa przestała być problemem i zaczelismy sie dogadywać :lol: Dalej zaczyna swój bieg rzeka Wakhan. I w ogóle mnie dziwi że tadżycką strone Piandzu od Iszkaszim do Langaru nazywa sie Korytarzem Waknanskim :evil: Wjeżdzam w doline Wakhanu i droga zaczeła sie robić co raz lepsza: Ale radocha szybko sie skonczyła bo Situś napotkał piach i wesoło pchał 50kg rower przez to wszystko. Ile brzydkich wulgaryzmów na k i na ch poleciało w strone człowieka co mnie tam posłał to tylko ja wiem :lol: Elwood - jeśli wtedy miałeś czkawkę - to moja robota Jakbym go wtedy spotkał to bym mu kazał ten piach i otoczaki zeżreć, wot ******** jego "dobra droga" :evil: No, ale potem mi przeszło.... :lol: I tak se pedałujem wesoło non stop pod górę, mija mnie terenówka. Babka angielskim głosem zaprasza mnie do wioski Kipcut. Że to niby 10km dalej.... Nie 10 tylko do cholery 15, a róznica zasadnicza bo nie 2 a 3 godziny pedałowania i pchania :evil: W koncu dojechałem do wioski gdzie była szansa troche odpocząć i napić sie herbaty: A mieszkanki tego domu to niemieckie lekarki (chyba zakonnice) które pomagają miejscowym. Ich opowieści troche mnie posmuciły.... ludzie tam żyją biednie, jedzą byle gówno a duzo pracują. Sa schorowani, maja problemy z kręgosłupem, jedza za mało witamin. Dzieci umierają czesto po porodzie, a jak juz przeżyją to umierają w wieku kilku lat. Ci którzy przeżyją mogą mówic ze mają duzo szczęścia.... .... jakoś trodno w takich warunkach jeździć sobie i pykać fotki i mówić sobie "Łojezusicku jak tu piknie" skoro oprócz pieknych widoków łażą sobie ludzie którzy cierpią i mają trudne zycie. Ci co przejechali jeepem bądź motocyklem omineli pewne rzeczy z hukiem, a ja pedałując widziałem macałem i wąchałem każdy kawałek, każdą wioskę. Ludzie serdeczni, próbowali cos tam pogadać, a ja bez znajomosci farsi mogłem se piardnąć najwyżej. Szkoda..... przez to ten cały Wakhan w koncu mi sie przestał podobać. |
02.05.2012, 21:14 | #12 |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Garwolin
Posty: 191
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 dni 15 godz 37 min 3 s
|
21 lipca.
Padła decyzja. Mimo że jakoś mi sie za specjalnie tu nie podoba zrzuce zbedne bagaże i kopne do Sarhadu i z powrotem. Czy było warto? NIE :!: Jednak teraz jestem zadowolony że to zrobiłem... Te widoki nie wynagrodziły mi wysiłku i wyprutych flaków na pokonanie tych pierdzielonych 100km. No ale skoro juz pstryknąłem co nieco to sie pochwale A jaką człowiek miał radoche jak wielbłąda zobaczył :lol: Sie przypomniało jak z dzieciaka w ZOO byłem :lol: I tak kręce dalej i dalej, a kilometrów ledwo przybywa. Mimo że bez przyczepki i bagażu. Sie jakies stao kóz napatoczyło. Oraz jegomość co je prowadzał Fajny gościu. Stalismy se przez jakis czas i śmialismy sie ch* wie z czego :lol: Tak o, ja z niego, on ze mnie. Jajca kwadratowe :lol: Znowu wqrw mnie złapał że tego cholernego farsi nie znam :evil: Jedziem i jedziem, mijam jakies konstrukcje podejżanego przeznaczenia... A to pierwsze napotkane dziewczynki które nie spierdzielały przede mną... Ale i tak widac było w nich jakiś strach. Chyba od małego są uczone że obcy chłop jest beee... ... no albo ja na pedolifa wyglądam (za tą opcją bardziej obstawiam). I miejscowy myśliciel Też jape cieszył nie wiem z czego...... Ja wiem że kuń lepszy tam jak rower..... ale zeby od razu sie nasmiewać? :lol: A to juz sie zaczyna okolica Sarhadu. Miła polanka gdzie pasie sie wszystko od owcy przez osiołka aż po kunia. Do Sarhadu nie dotarłem bo byłem padnięty a jeszcze droga powrotna, zatrzymałem sie w pierwszej wiosce przed Sarhadem. W zasadzie widok ten sam.... .... a - i pierdzielona rzeczka lodowcowa przez którą trzeba było przepchać bryke. Nienawidze powrotów ta samą drogą ale nie było wyjscia. Resztkami sił dowlokłem sie koło północy do Kipkut. I tak sie konczy nieszczesna przygoda z Wakhanem. ...... jeszcze kawałek Tadzykistanu do przejechania, a tu powera w skarpetach coraz mniej :evil: |
02.05.2012, 21:15 | #13 |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Garwolin
Posty: 191
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 dni 15 godz 37 min 3 s
|
22 lipca.
Żegnam sie z dziewczynami i spierdziu :!: I znów hopsasa po otoczakach, piachu... Niby miało być z górki, w koncu w dół rzeki a i tak ledwo jade. Docieram ponownie do Kalay Pandz. Tam pod szlabanem koczują 2 jeepy pełne Polaków. Zieloni mindurowi robią z nimi wywiad co gdzie jak i po co, a ja wpadam i witam sie z jednym cośmy ziołolecznictwo uprawiali pare dni wczesniej :lol: Rodacy jechali połazić sobie po Wakhanie z buta... jakże ja im zazdrościłem Patrzę na tą przebrzydłą drogę... do Ishkashim 100km.... ni cholery nie zdąże na godzine 16 nastepnego dnia przed zamknięciem granicy, chyba że sie wypruje. Ale miałem juz wszystko w rzyci. Nagle spotykam dwóch Belgów - wracających z plecakami z doliny gdzie doszli do lodowca. Na słowo "glacier" kupka w rzyci mi sie poprzewracała... jadąc po tej pieprzonej drodze nie widze tego co najlepsze No ale światełko w tunelu. Mówią że mają wynajętego jeepa, ich tylko dwóch... ze moge sie z nimi zabrać. Ile wulgaryzmów brzydkich że ojejejejej posłałem wtedy z radosci to szok. Poszlismy do guesthouse w Kalay Pandz, gdzie oczywiscie sie ******* (zdenerowałem do kwardatu). Za chwile przyjechał kierowca, ten w białej kitce. Wzielismy sobie jedzonko. Składało sie oczywiscie z lepioszki, jajek na twardo i jogurtu - ktorego wybitnie nie cierpiałem. Z Belgiem pomienialismy sie bo on jajek nie lubi, dostał mój jogurt w zamian i jakoś sie rowiązało problem Do picia żadna herbata tylko woda w dzbanku zaczerpnięta ze studni obok :? Przyszedł łepek - syn własciciela i krzyknął mi 10$ za to koryto :evil: Przytkało mnie... ********!!!!, na Nowym Świecie zjadłbym porządny obiad za te 10$... a tu byle co i weź tyle płać... ale myśle sobie - pies was trącał, niedługo bede w Ishkashim. Oczywiscie kierowca też zeżarł i za jego miche też kazali płacić. Zaprykowałem poszczególne człony bryki do Land Cruisera Żegnam sie z miejscowymi ludzikami, ten mistrzu znał angielski i to całkiem zdrowo, aż sie zdziwiłem. To najmłodszy syn własciciela guesthouse. Dajemy w palnik, samochód wesoło podskakuje. W zasadzie wiecej go było w powietrzu jak na "drodze". Nocą dolecielismy do Ishkashim do zajebistego guesthouse. 25$ za noc. Zdecydowałem sie bo wkoło jakoś niezbyt mi sie widziało namiot stawiać, musiałem też troche odetchnąć. Jedyna zaleta w tej noclegowni za 25$ to jedzonko. Dobre jedzonko. Gotowana ryba, sałatka, jajka na twardo, ryż, jakiś sos, kawa herbata. Tyle tego sypneli że wszyscy tam obecni nie mogli tego przejeść. Nafutrowalismy sie jak prosiaki. Na miejscu można wypozyczyć osiołka 9$ za dobę albo kunia, ceny nie pamiętam. Spotkałem angoli którzy szli na treking i wzieli osiołka by bagaże przerzucić do Qazideh. A to własciciel tego bajzla: Dałem mu 5zl na pamiątke |
02.05.2012, 21:18 | #14 |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Garwolin
Posty: 191
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 dni 15 godz 37 min 3 s
|
23 lipca.
Akcja "Paszoł Won" :!: Z rańca zerwałem świnstwo z pieleszy, atak na granicę. Przy okazji zaleciałem do wytwórni świecidełek. Kupiłem troche gratów dla mamy i najdroższych mi dziewczynek :lol: Trzeba przyznać że to co tam robią jest arcy-oryginalne. Podobało mi się. A dziewczynka z Demelem siedzi i zasuwa: Granica - dwa poradzieckie czołgi rozdupcone delikatnie, służą w chwili obecnej do parkowania osiołków którymi myściciele przybywają na bazar pomiędzy dwoma granicami. Olewam afgański bazar który sie dzieje tam co sobotę, uciekam jak najszybciej. Przechodze afganskie trzepanie sakw, spotykam tadżyckiego pogranicznika co mnie herbatą częstował, robi sie miło Nareszcie wśród swoich :!: Jadę na Ishkashim. Przed miasteczkiem widze stojący rower oparty o drzewo, a w krzakach frajer siedzi i s*ra rzadką strugą którą to wiatr niesie na drugą strone Piandzu.... fujjjjj :? Czekam, wyłania sie kudłaty gościu z nosem zielonym od tego s*rania. Pytam go ki grzyb - mówi że sie leje z rzyci od samego Khorogu. Anglik, Tom... jedzie sobie dookoła świata..... Myśle sobie - ta rodzinka w Dasht co mnie przyjmowała i sędziwy doktor mogą mu pomóc. Zaproponowałem mu że go zaprowadze. On na to - moja mama jest lekarzem, zadzwonie i ona mi powie co robić :mrgreen: Mamunia mu powiedziała nazwe leku jaki ma kupić, a ten ciemny człowiek lata po Ishkashim zeby go kupić :lol: Ja mu naciskam zeby pojechał do lekarza, a on dalej dzwoni do mamusi. Juz miałem ochote go zostawić i niech mamusia zdalnie nim kieruje, ale nie przystoi...... Poszlismy do apteki - tam ampicylina i tetracyklina. Kupił to drugie, 1zł paczka. I dzwoni do mamusi pyta czy dobre..... W koncu sie zważył porządnie, wkoło kibla niet. Ja wiedziałem ze koło bazaru jest bardacha, zaprowadziłęm go, ryknął z rzyci jak angielski silnik odrzutowy Pratt&Whitney i zzieleniał jeszcze bardziej. W koncu zdecydował się pojechać do Dasht. Tam sędziwy Parpisho zrobił jakąś miksture sobie wiadomym sposobem i dał mu do wypicia. Antybiotyk kazał łykać, podobno nie zaszkodzi. Ten kolega z lewej to Nikusho, syn lekarza, studiował w Khorogu historię. Strasznie fajny człowiek :!: I tak dla Tomcia poświęciłem jeden dzien jazdy i była to lekcja żeby nigdy więcej nikomu na trasie nie pomagać tylko dbać o własną dupę :evil: Ale o tym za moment.... |
02.05.2012, 21:20 | #15 |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Garwolin
Posty: 191
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 dni 15 godz 37 min 3 s
|
24 lipca.
Tomcio wstaje jak nowo narodzony. Żegnamy sie z rodziną i lecimy dalej. Dojechalismy do Namadgut, zasalutowałem Iziemu. Położyłem kilka kluczy ampulowych i godło Polski. Chwila zadumy nad ludzkim życiem i jak łatwo je stracić.... Troche porozmawialem z człowiekiem który mieszka nieopodal tego mostu. Pojechalismy dalej.... 3km od Namadgut jest sklep, zatrzymalismy sie. Patrze - pompki nie mam. Jakiś kilometr wcześniej wpadłem w dołek i nieźle mnie dobiło, pewnie wtedy wypadła. Tomcio wyjechał z takim tekstem - to musisz sie cofnąć i poszukać, ja jade dalej.... Bez podziękowania za pomoc z dnia poprzedniego odjechał. Kulturalny człowiek zrobiłby tak: Stary - jedź lewą stroną ja prawą i znajdziemy.... A on se pojechał i miał w dupie. Pompki nie znalazłem, tłukłem sie w te i nazad, ale spotkałem miejscowych łebków i pytam czy mają pompke. Maja Za ile odsprzedacie? Za 2$ Macie 5$, dupe ratujecie Od młodzienców dostałem jeszcze całą torbe moreli i kawałek arbuza Ponownie przejechałem przez Namadgut, tych kluczy ampulowych i godła które zlozyłem wczesniej juz nie było Szkoda słów..... Ale jedna rzecz dodała mi motywacji. Dos*ać angolowi. Cwaniak miał lepszy rower, przełozenia w piaście i lepiej ciagnał pod górki. Ale nie miał takiego Vtwina w nogach jak Situ :lol: Z opowieści wiedziałem ze dzien przede mną jedzie Niemiec, dalej dwójka Szwajcarów a 2 dni przede mną Paul z Holandii i podobno jest cholernie szybki..... no to robimy challenge kto pierwszy na Ak Baital :lol: (jasne ze wygrałem mimo najcięższego roweru). Tego dnia Tomcio miał ze 2 godziny przewagi, mimo to jakims cudem znalazłem sie dalej niz on |
02.05.2012, 21:24 | #16 |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Garwolin
Posty: 191
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 dni 15 godz 37 min 3 s
|
25 lipca
Strzała na Langar. Z tadżyckiej strony Afganistan jakoś zdrowiej wygląda: Nagle w jakiejs wiosce przed Langarem spotykam Olę: I zaraz napatoczył sie Sławek. No to co - hopsasa na browar :lol: Zaraz napatoczył sie Tomcio.... myslałem że jest przede mną a poprzedniego dnia jakoś nieumyślnie musiałem go łyknąć :lol: I krótka pogaducha z angielskim "kolegą", o Unii EU itd.... Ten wyjeżdza z tekstem że duzo Polaków pracuje w UK. Ja zażartowałem - nasi żołnierze ginęli za nich w Bitwie o Angię więc coś nam sie należy teraz, teraz po części to i nasza ziemia :lol: Ten oburzony - JAKTO? :!: Dostał od nas krótką lekcie historii o Dywizjonie 303... Wkurzyło mnie że on nie wiedział nic o Polakach latających nad Londynem :evil: Ja wiem że oni Polske mają w gdzieś ale że aż tak? Ola i Sławek spędzili 13 dni w górach z plecakami. Szli sobie na wysokosci 5000m gdzies w okolicy Piku Marksa i Engelsa. Znów mnie dobiło Fajnie browarki wchodzą ale trzeba jechać dalej. Wypruwam do przodu. Na prawo Wakhan, na lewo Pamir. W Langar zakupy w Biedronce :lol: Za Langarem potężny podjazd. Za mną Tomcio z lepszymi przełożeniami.... niedopuszczalne było żeby mnie łyknął. Wbijam sie, wbijam, kapeć. Pompuje, przejeżdzam kawałek dalej. Pompuje, przejeżdzam itd.... Tomcio mnie doszedł, podjechalismy na górę, zdecydowalismy ze rozbijamy biwak. Ja łatam pierwszą i ostatnią gumę na trasie: Poprosiłem Tomcia by mi cyknął fotkę na tle Hindukush o zachodzie, a on: nie teraz, zaczynam gotowac. Rzeczywiscie kartofla obierał.... Potem słonce zaszło i dupa z fotki. W sumie mogłem statyw wywlec i sam se zrobić.... :lol: |
02.05.2012, 21:26 | #17 |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Garwolin
Posty: 191
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 dni 15 godz 37 min 3 s
|
26 lipca
Dzień szczególny. Jedyny dzień z całej wyprawy który naprawde mi sie podobał. Bylo tak jak powinno być. Fajna droga, widoki, i w ogóle "to coś" co mnie kręci. Słonko sie wychyla, ledwo kogut zapiał a Tomcio spakowany i rusza w drogę. Ja mając to w rzyci śpie jeszcze ze 2 godziny bo niewyspany to ja nie wykręce za bardzo.... Jadę wzdłuż rzeki Pamir, za mną Hindukush, przede mną nie wiadomo co.... Nie zrażając sie że czasem ostro pod górkę pruje dalej dokopać Tomciowi i może złapac Niemca przed Hargush. Większość drogi lekko pod górkę - to moja mocna strona Prułem że nie było mocnego. No i siedzi Tomcio na rowie, już go łykamy :lol: Mijam jakieś opuszczone ruiny, nie wiedzieć czemu ktoś w tym zadupiu raczył mieszkać. I wzdłuż Pamiru ciagle pod górę, ale zaczyna sie płaskowyż i przestrzeń. Chłodne powietrze bo juz jakieś 3500m. Czułem sie jak na Islandii, tyle że tu troche wysoko i to niestety czuć. Ale samopoczucie dopisuje No i mamy go :!: Martin, jedzie sobie dookoła TJK, tyle że zahacza o Kirgistan i z Osh do Dushanbe autobusem wraca. Okazało sie ze lecimy tym samym samolotem do Rygi. Kilometr przed Hargush zakładamy najgięściej zaludnioną wioskę w okolicy. Martin, ja i troje Francuzów jadących w przeciwnym kierunku. |
02.05.2012, 21:29 | #18 |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Garwolin
Posty: 191
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 dni 15 godz 37 min 3 s
|
27 lipca
Pierwszy w życiu nocleg na prawie 4000m. Ludzie w relacjach piszą że ich głowy bolą (jadąc motocyklami)... ja sie czułem świetnie i tak też sie wyspałem - jak ostatni knur. Rozglądam sie za siebie i myśle - gdzie jest Tomcio :? : Łyknąłem go w połowie drogi z Langar do Hargush, a ten poprzedniego dnia nie dobił do naszego kampingu..... .... cos mu sie moze stało? phi, leje na to. Żegnam sie z Martinem bo byłem szybszy, nie było sensu mordować sie razem. Kontrola na pierdolniku pograniczników: A ten zielony mi wyjeżdza że mnie aresztuje bo mi sie wiza skonczyła. Na mundurze sierp i młot a on ledwo po rusku potrafi bełkotać, sztrafować takich :!: To że 08 na dacie to dla niego lipiec zamiast sierpnia to nie moja wina że w podstawówce drzemał, no ale bez jaj. Trzeba mu było łopatologicznie wytłumaczyć jak miesiące na kalendażu działają..... Ale ogólnie rozweseliłem sie :lol: Tymczasem przełęcz Hargush na temacie. Przede mną dwoje Szwajcarów i Holender. Jak wiadomo wygrałem, wiec musiałem ich łyknąć, także pośpiech był ostry :lol: I pod górę :!: Nie było lekko ale myslałem ze bedzie gorzej. Dobrze sie wyspalem, moze dlatego tak łatwo poszło to 4344m Hargush Peveral. Widok na Pamir pozostawiony z tyłu: Słone jezioro na przełęczy: Hargush zdobyta! Mała zaprawa przed Ak Baital. Widoki nie zachwyciły zbytnio, więc rura na dół na Pamir Highway. Poleciałem go Alichur gdzie porządnie zeżarłem, i bryknąłem dalej. 10km za miejscowością przenocowałem sie w jurcie. Gość imieniem Irkin, bardzo równy..... pytam sie ile chce za noc, powiedział - ile dasz. Dałem 10$ bo był wporządku i nie cwaniakował tak jak afganskie guesthouse. 28 lipca Murghab - taki był cel. I udał sie. Po drodze jedna niewielka przełęcz, 4100 z małym hakiem, a potem z górki. Lans na GSie, poczułem sie jak na forum advrider.pl Potem spotkałem grupke Polaków w terenówce. Jeżdzą sobie, łażą po górach. A ja kręce ******** wie po co :twisted: Murghab, a te dwie rodzynki to właśnie Szwajcarzy na rowerach. Łykam wszystkich równo Namiotuje gdzieś blisko rzeki, w stołówce jem porządną miche. W koncu szykuje atak na Ak Bajtal. |
02.05.2012, 21:40 | #19 |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Garwolin
Posty: 191
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 dni 15 godz 37 min 3 s
|
28-29 lipca
Czas zacząć bałagan pod nazwą Ak Baital. Opuszczam Murghab cykając wesoło kilka zdjęć. Asfalt w miare niezły, oczywiscie non stop pod górkę. Tego dnia oprócz tego że jechałem to nic sie nie działo. Nocleg założyłem 25km przed przełęczą tuż pod granicą z kitajcami. Kolejny dzionek to walka z przełęczą. Niby 25km a szło strasznie cieżko. Na zmiane - słonce i deszcz ze śniegiem. I tak sie człowiek co chwile rozbiera i ubiera, wrrrrrr :evil: Ostatni kilometr zaczał sie szuter i ostrzejsze nachylenie, ale udało sie: ..... nad Murghab słonce, a tu piździawa: Dom, ludzie sobie żyją na 4600m.... krejzi. Straszna bieda w tym domu, zaszedłem na czaj i szybko spierdzieliłem bo patrzeć było żal. Zostawiłem dzieciakowi wszystkie herbatniki jakie miałem i rura. Etap Ishkashim - Ak Baital Situś pokonal najszybciej. Polska w kolarstwie sportowo-turystycznym na tym etapie wygrywa z UK, Szwajcarią, Niemcami i Holadią. Tego Paula z Holandii co był 2 dni przede mną tez jakims cudem łyknąłem. Zimno tam na górze, rezygnuje z Kara Kul i Barthangu bo rower na wykonczeniu, zjeżdzam z powrotem do Murghab spotykając moich rywali którzy dopiero są w trakcie walki z przełęczą. Burza śnieżna.... z piorunami. W zyciu nie widziałem. Udało sie poźnym wieczorem zjechać do Murghab, kiepsko sie czułem wiec zdecydowałem sie na noclegownie, Erali Guesthouse. Tam oczywiscie ekipa Polaków. Chcielismy jakąś wódke skołować ale sklep był zamknięty a własciciele w domu nie mieli.... obrzezańce jedne :!: I tu mnie zaczeło łamać, gorączka i sr*anie na przemian. To koniec rowerowego smigania. W Murghab załatwiłem samochód który za 100dolców zawiózł mnie do szpitala w Khorog. Byłem totalnie wykonczony... ... po wyjsciu z balnicy rower wylądował na dachu ciężarówki która i tak sie zepsuła. Wróciłem do PL i sr*alem na 10 zagon tak jak ten Tom w Ishklashim. Gorączka 40stopni... wylądowałem w szpitalu MSWIA gdzie dwona antybiotykami jednoczesnie wybito tego bakcyla ze mnie jednocześnie z flora bakteryjną.. przez miesiąc miałem problem z brzuchem bo ciągle bolał. Ale- byłem, udało się. Nie po mojej myśli ale się udało. Dla tych co oburzyli się moim porównaniem Afri do BMW GS mówie że - i to i to jest do dupy jak sie nie wleje paliwa. Mimo że jestem napalonym na motocykle to rower zawsze bedzie moim numerem jeden. Pojedzie nawet bez jedzienia jakis czas, a dalej ze zbieralnictwa i łowiectwa można ukrecić jakąs strawę i jechac dalej Mimo że na forum rowerowym jest niecheć do motocyklistów to ja nawołuje do wzajemnej przyjaźni tych co pedałują i tych co nie pedałują i do pomagania sobie na trasie Tym co czytali ten bełkot dziękuje, tym co przejżeli tylko fotki też dziękuje. SituGS |
02.05.2012, 21:50 | #20 |
Zarejestrowany: Oct 2008
Miasto: Gdynia teraz
Posty: 3,428
Motocykl: kryzys.
Przebieg: 48 lat
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 miesiące 2 tygodni 8 godz 40 min 53 s
|
Dzięki situ. Jesteś wariat. U mnie też wojna dwóch pedałów z dwoma cylindrami - i zawsze jakoś remis a i tak wybieram rower
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Cel A to Å , cel B to B**** i tak aż do G, do punktu G :) [Lipiec 2011] | Neno | Trochę dalej | 45 | 03.05.2013 17:28 |
Mongolia samotnie czerwiec/lipiec 2011 | doktorek | Trochę dalej | 44 | 14.02.2012 20:08 |
Made In Poland Galery Lipiec 2011 | NaczelnyFilozof | Polska | 95 | 12.01.2012 14:43 |
Skandynawia - lipiec 2011 | TDM900 | Umawianie i propozycje wyjazdów | 10 | 31.03.2011 14:17 |