10.01.2013, 22:33 | #11 |
Zarejestrowany: Jul 2012
Miasto: Białystok i Akalicy
Posty: 69
Motocykl: R1200GS ;)
Online: 1 tydzień 23 godz 50 min 0
|
Louis czytałem Twoją relację na ADV ale tutaj przeczytałem ją drugi raz jest jak dobry film, który ogląda się dwa i więcej razy
|
10.01.2013, 22:36 | #12 |
Zarejestrowany: Jul 2009
Miasto: Szczecin
Posty: 2,996
Motocykl: CRF1100
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 4 dni 8 godz 45 min 16 s
|
heheh czuję się.jak bym tam był...
__________________
Super Lekkie Enduro (950 SE), do tego ROGAL i już jest fajnie.. |
10.01.2013, 23:33 | #13 |
Zarejestrowany: Oct 2011
Miasto: Kiełczygłów
Posty: 1,857
Motocykl: RD07a
Przebieg: 00000
Online: 4 miesiące 1 dzień 16 godz 25 min 10 s
|
Dzieciory wynocha Tatuś pisze
|
11.01.2013, 06:34 | #14 | |
Cytat:
Super napisane !
__________________
https://www.facebook.com/PrzezSwiat.eu |
||
11.01.2013, 08:33 | #15 |
Zarejestrowany: Dec 2009
Miasto: Międzyzdroje
Posty: 598
Motocykl: CRF1000L
Online: 2 miesiące 3 tygodni 5 dni 22 godz 23 min 59 s
|
Namioty rozstawiliśmy wyjątkowo sprawnie, pomogły nam bardzo przekonywujące błyskawice na horyzoncie. Całą noc rozświetlały niebo, na szczęście za wysokim pasmem gór i żadna kropla deszczu do nas nie dotarła.
Rozpaliliśmy małe ognisko. Tańczące, pomarańczowe płomienie oświetliły nasz miniobóz, w tym objuczone motocykle. Zrobiło się cudnie jak na reklamie touratecha. Wraz z pierwszą otwartą konserwą zjawił się całkiem ładny pies. Gość w dom, Bóg w dom. Poczęstowany towarzyszył nam aż do capstrzyku, który wypadł już po północy. W związku z tym, że tego dnia wypadały urodziny mojej starszej córki, wymienilismy kilka zdawkowych smsów. Dokładnie 23. Korespondencja z córką nie wymaga ode mnie jakiejś szczególnie wyżyłowanej koncentracji. Więcej czasu zajmuje mi czytanie niż odpisywanie. Moja aktywność w zasadzie ogranicza się do kilku wcześniej przygotowanych szablonów. Najczęściej używam tego przypisanego do wytartego już klawisza nr7 z tekstem; “Tak, kupię Ci.” Tak czy inaczej trwało chwilę nim zapadłem w sen sprawiedliwego. Sprawiedliwość długo nie trwała. Zostawiliśmy na zewnątrz torbę ze śmieciami i teraz najwyraźniej była w użyciu. Coś się do niej dobrało. Sądząc po dźwiękach szczególnym powodzeniem cieszyła się puszka po konserwie turystycznej. Podejrzewałem, że to “całkiem ładny pies” wrócił. Kilka pacnięć w namiot od środka spłoszyło intruza. Bartek tylko wtrącił czy to na pewno był pies, czy nic większego. Na pewno. Śpijmy. Nie od razu runąłem w objęcia Morfeusza. Ze względu na naszą miejscówkę, napadła mnie właśnie refleksja jak często ludzie mylą Morfeusza z Orfeuszem, a różnica jest ogromna. Morfeusz to grecki bóg, patron środków nasennych i używek o podobnym działaniu. Nie wiem jak miała na imię jego matka ale nie wykluczam że Melatonina. Natomiast Orfeusz to chłop z krwi i kości. Trochę poeta, trochę muzyk, wspominałem go nie bez powodu. Pochodził z Tracji, a dokładnie właśnie stąd, z bułgarskich gór. Dlatego jeśli ktoś nieco górnolotnie twierdzi, że był w objęciach Orfeusza, to jakby się przyznał, że noc spędził w ramionach bałkańskiego górala. Tak na marginesie, to niezły był z niego adwenczer. Lubił przygody, lubił wyprawy. Najdłuższą po złote runo, zaliczył z Jazonem, takim ówczesnym Kowalem czy Kajmanem. Ekipa była ologowana jako Argonauci, jest parę relacji o tym wypadzie w necie. Orfeusz miał gadane, jak to poeta. Do tego był Jacksonem i Hendricksem swoich czasów, ogarniał struny, a i z płuc potrafił pociągnąć. Niestety źle skończył za sprawą Menad, młodych i wiecznie pijanych, kobiet. Stracił dla nich głowę. Dosłownie. Cóż czasy się zmieniają, a faceci średnio... W tym momencie obudziły mnie głosy szwagrów, coś bełkotali do siebie bez sensu przez namioty. W takim momencie! W Maroku nawet prawo zwyczajowe zabrania budzić dzieci gdy uśmiechają się przez sen, bo zakłada się, że śnią im się anioły. Jak człowiek dorasta to mu się nieco zmienia wyobrażenie aniołów ale uśmiech ten sam. Dlatego jestem zdania, że budzenie faceta po 40-tce, któremu śnią się młode, pijane kobiety, powinno być ścigane z urzędu! Byłem wściekły do granic możliwości. Granice te jednak zostały przekroczone klika sekund później gdy zerknąłem na zegarek. 4:30. Ożeszszsz........ CZWARTA TRZYDZIEŚCI!!! Co jest?! To już Niemcy mieli więcej taktu i Westerplatte zaatakowali później. Ja też postanowiłem walczyć. Nie wstaję. Nie ma mowy. Prawie godzinę się miotałem w nadziei że się zamkną i zasnę. Szwagry wprost przeciwnie, rozkręcili konwersacje jeszcze bardziej. I głośniej, bo nie wiedzieć czemu śpią w osobnych namiotach. Każdy w swoim, więc się przekrzykują przez te szmaty. To bardzo podejrzane, bo co do zasady redukujemy bagaż do minimum zarówno jeśli chodzi o ciężar jak i objętość. Wiadomo w terenie każdy kg mniej działa na korzyść nosiciela. Mój komplet menażek, to jeden metalowy kubek. Demontujemy w motocyklach stelaże, podnóżki pasażera. Wyszukujemy lekki i niewielki sprzęt turystyczny. Śpiwory, maty, namioty. No właśnie namioty. Zwykle bierzemy jeden namiot na dwie osoby. Dzielimy się wspólnym bagażem. Jak jeden bierze namiot, to drugi kuchenkę i narzędzia itd. A tu nagle taka rozpusta - osobne kwatery dla każdego denata. Nie rozumiem, już kiedyś spali razem. Może coś się wtedy wydarzyło? Zaiskrzyło? Może nie chcą wystawiać na próbę swojej rozchwianej orientacji? Powiało “Tajemnicą Brokeback Mountain”. W zasadzie to ich sprawa, generalnie jestem tolerancyjny. Sam mógłbym np. zbliżyć się z dziewczyną o połowę ode mnie młodszą i zupełnie nie napawa mnie to niesmakiem. Jednak to, że mnie obudzili o tak nieludzkiej porze, to już nie tylko ich sprawa. Zresztą ta dwumetrowa rozłąka ich przerosła i przenieśli panel dyskusyjny przed namioty. To z kolei przerosło już moją tolerancję. Wygramoliłem się na zewnątrz i w krótkich żołnierskich słowach wyłuszczyłem co o tym myślę. Odpowiedź mnie zabiła. Stwierdzili, że świt taki piękny i wcale nie jest tak wcześnie bo w Bułgarii czas jest przesunięty o godzinę. Oszaleję. Jak można w 70 godzin stać się Bułgarem? Co to ma być? Lans na Orfeusza? Ja znam Exa, dobry z niego kumpel ale poezji w nim tyle co na kwicie parkingowym. Jedyny kwiat, który go w życiu poruszył, to kalafior. Z masłem.
__________________
Louis, motocyklista niedoskonały. |
11.01.2013, 08:36 | #16 |
Zarejestrowany: Dec 2009
Miasto: Międzyzdroje
Posty: 598
Motocykl: CRF1000L
Online: 2 miesiące 3 tygodni 5 dni 22 godz 23 min 59 s
|
Dalej dzień się potoczył równie paskudnie jak zaczął. Pierwszy brutusowy cios otrzymalem nieoczekiwanie (co jest cechą charakterystyczną brutusowych ciosów) od Krzysztofa.
Otóż nocowanie “nałonne” ma tę wado-zaletę, że bywa ciężko z dostępem do wody. Szczególnie w górach u góry. Wbrew pozorom nie ma tam strumieni co 10 metrów, a jak już są do dostęp do nich bywa utrudniony czy wręcz niemożliwy. I to właśnie stanowi zwykle dla nas dostateczne usprawiedliwienie aby ograniczyć poranną toaletę do przepłukania zębów ciepłą kawą. Niestety, Krzysztof, choć oddalił się od namiotów w dokładnie odwrotnym celu, wrócił z niusem że 50m od biwaku jest ujęcie wody i to z bogatą infrastrukturą. Dokładnie mówiąc był to drąg wbity w skarpę z której sączyła się woda. Drąg na całej długości miał wyrzezany rowek, stając się czymś w rodzaju drewnianej rynny po ktorej woda płynęła dalej po czym lała się z wysokości ok metra na grunt. Dzięki temu ten polowy akwedukt udawał stale odkręcony kran. Nam nie pozostało nic innego jak udawać, że się pod nim myjemy. Poranne oględziny obozowiska potwierdziły nocną obecność intruzów. Były do dosyć bezczelne dzikie świnie, które zryły teren wokół namiotów i zatrzymały ok 0,5 od stopki pierwszego z motocykli. Być może tam zastał je fajrant. Przy okazji okazało się, że mój pomysł schowania się za parawanem z drzew był średnio trafiony, bo co prawda byliśmy ukryci przed wzrokiem ewentualnych użytkowników drogi, za to teraz widać było nas z trzech innych. Patrzyłem na te krzywe, bruzdowate dukty. Może Erzberg to to nie jest ale trochę techniki sprawna jazda po nich wymaga. Daliśmy radę. Pierwsza moja wyprawa bez gleby. Od razu poprawił mi się humor. Na krótko. Właśnie daleko zza zakrętu wyjechał motocykl. Był to wypłowiałobłękitny IŻ Planeta Całkiem żwawo pokonywał ten, jak mi się zdawało, wymagający szlak. Kierownik tradycyjnie nie miał kasku. Miał za to nieco zużytą wełnianą czapkę i ćmił peta. Nie mial Crossfirów na nogach lecz zmęczone kalosze z wpuszczonymi w nie dresowymi spodniami z fantazyjnym lampasem. Nie stał na podnóżkach, nie balansował ciałem. W miejscu gdzie każdy prawidziwy advenczer wozi camelbak, firmy Camelbak (choćby pusty), zwisał mu klimatyczny, prawdopodobnie oryginalny plecak-worek Armii Czerwonej. Znudzony jazdą podskakiwał leniwie na nierównościach, których iluzoryczne zawieszenie praktycznie nie wybierało. Raz tylko, na krótko, wykazał aktywność pokonując piaszczysty krótki podjazd. Wsparł nikłą moc swojej maszyny odpychając się nogami w klasycznym stylu na listonosza. Chwilę potem zniknął za za łukiem drogi. Nie zdążyłem jeszcze ochłonąć z wrażenia gdy pojawił się kolejny Iż w identycznych barwach. Tym razem załoga była dwuosobowa. Głowa pasażerki była zasekurowana wielokolorową chustą, zapewne nieatestowaną. Kobieta ściskała kosz pełen słoików z miodem w we wszystkich możliwych odcieniach bursztynu. Równie nonszalancko pokonywali szlak z tą różnicą, że przed wzniesieniem wspomagali się dwoma parami nóg. Potem przejechał koleś z wielką siekierą w poprzek bagażnika oraz jeszcze jeden, który zamiast centralnego kufra miał zamontowany duciany, sklepowy koszyk w którym wesoło podskakiwała wielka, ręczna pompka samochodowa. Tracił powietrze i co jakiś czas musiał je uzupełniać. Kolejny team dobił mnie ostatecznie. Tym razem dama w chuście miała ze sobą kosz pełen... jajek. I oto w ten sposób moje dobre samopoczucie zostało rozjechane przez zmotoryzowaną brygadę IŻ-y Palnet. W sumie naliczyłem ich osiem, zanim ze łzami w oczach wróciłem z podkulonym ogonem do namiotu. Co ciekawe wszystkie jechały w tym samym kierunku, były tego samego koloru, nawet reprezentowały ten sam stopień wypłowienia.
__________________
Louis, motocyklista niedoskonały. |
11.01.2013, 10:25 | #17 |
kupię IŻA plenetę może być wypłowiały!
dajesz bratku! piękna opowieść.
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa |
|
11.01.2013, 10:54 | #18 |
Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Podlasie
Posty: 2,665
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 6 dni 21 godz 9 min 47 s
|
Ech - Louis i jego opowieści... Znów się ślinię
|
11.01.2013, 11:38 | #19 |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Kędzierzyn-Koźle
Posty: 636
Motocykl: PD06 prawie Africa
Przebieg: 68000
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 4 dni 10 godz 58 min 24 s
|
Ależ mnie się podoba ta opowieść. Jedź bratku dalej
__________________
Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze.. [ Julian Tuwim ] |
11.01.2013, 11:42 | #20 |
wondering soul
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 2,364
Motocykl: KTM 690 enduro, Sherco 300i
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 23 godz 11 min 8 s
|
Louis, relacja miodzio I od razu odcinki hurtowo :-) Mam nadzieję, że te niedokończone relacje będziesz tu wrzucał i jednak kończył.
__________________
Ola |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Relacja z podróży dookoła świata MXT 2012-2013 | mirek | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 1 | 05.05.2014 11:09 |
Szkocja 2012 - tam podobno pada deszcz... - relacja | Tymon | Trochę dalej | 132 | 11.04.2014 13:20 |