|
|
Narzędzia wątku | Wygląd |
24.12.2020, 00:08 | #11 |
Gość
Posty: n/a
Online: 0
|
Świetna opowieść!
|
24.12.2020, 00:09 | #12 |
Zarejestrowany: Dec 2010
Miasto: Zgierz
Posty: 1,377
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: duży :)
Online: 2 miesiące 3 tygodni 1 dzień 6 godz 25 min 18 s
|
Pióro lekkie, historia emocjonująca. Czyta się z niecierpliwością CeDeeNu.
Wysłane z mojego Hammer_Energy_18x9 przy użyciu Tapatalka
__________________
GS über alles!!! |
24.12.2020, 17:18 | #13 |
Dawaj dawaj
__________________
www.kolejnydzienmija.pl 2014: Żatki Bolek na promie kosmicznym 2015: Veni Vidi Wypici 2016: Muflon na latającym gobelinie 2017: Garbaty Jednorożec 2018: Czarny Jaszczomp 2019: Rodzina 50ccm plus 2020: Żółwik Tuptuś 2021: Chiński Syndrom 2022: Nie lubię zapierdalać 2023: Statek bezpieczny jest w porcie, ale nie od tego są statki 2024: Uwaga bo ja fruwam |
|
25.12.2020, 13:47 | #14 |
Super się czyta
__________________
MOTOCYKL JEST JAK MEDIA MARKT-NIE DLA IDIOTÓW. |
|
25.12.2020, 19:10 | #15 |
W drodze :at:
W piątek rano 17.07, lecę na kolej żelazną. Ranek pochmurny, ale nie pada. Ponad dwie godzinki i 2 przesiadki później, wysiadam koło 10:20 w Walkringen. Wioska jakich pełno. Tu dygresja, wioski w CH mają sporo cech małych miasteczek gdzie indziej, jak:
1. każda wiocha w ch zdaje się mieć szkołę podstawową, a dzieci chodzą same do szkoły, jak my w PRL i jeszcze latach 90, w zasadzie to do przedszkola 5-latki mają już same chodzić, 2. praktycznie każda średniej wielkości wiocha ma stację benzynową, 3. no i prawie w każdej średniej wielkości jest poczta. Ta dodatkowo ma dilera Husqi i Kata. Nawet niemały. Nieźle! Podchodząc do budynku, widzę mechanik wyprowadza moją Huśkę. Mówi, że właśnie skończył przegląd robić i jedzie na jazdę próbną. No chili olej wymienili, a po moich stękaniach dnia poprzedniego, okazało się, że nawet 1 przegląd zrobili. Od razu mi się humor poprawił. Wchodzę, gadka szmatka, a dokąd, a skąd pochodzę, ale widać chłopaki zarobieni. Gość na recepcji, cały czas na telefonie. Mechanicy na 3 stanowiskach, każdy ma co robić. Łażę oglądam. To co widzę, to pełno crosów. Sporo 2T. Widać które czekają na zabiegi, a które już po. Czyste dalej od wejścia, brudne przy wejściu. Prawie 0 maszyn ADV. Gdzie oni jeżdżą wszyscy w offie, w środkowej Szwajcarii, pozostaje dla mnie tajemnicą, bo wraca moja Husqa. Wszystko dobrze nic nie cieknie. Proszę jeszcze żeby, sprężynę nakręcili trochę mocniej, bo pod bagażem siada trochę za nisko. Zakładają torby, ja płacę. Pokazuję im jeszcze moją doraźną naprawę pokrywy zaworów. Nie wierzą, że chce tak jechać do Włoch :-) Pytam mechaników co jeszcze może klęknąć w tym motongu? Mówią, że zdarza się skrzynia czy elektronika. No i nagminnie to cholerne sprzęgło, ale to co zamontowali, to już na oringu i ma być już dobrze. Mówią jeszcze, że oberonem już nic nie poprawię. Doradzają natomiast, żeby olej zmieniać częściej, co 3-4 tysie, i nie wierzyć w 10kkm interwały. Mówią, że serwisują 690 z nalotem 60-80 tysi do których nikt nie zaglądał i że silnik jest pancerny. Szczególnie eur4, bo poprawili napęd zaworów. Mam nadzieję. Zobaczymy. W międzyczasie kończą a gość z recepcji pokazuje mi swoją 701. Oklejona cała na czarno-zielono, z wieżą rally od nomad chyba. Fajna, ale nie w moim guście. Wyprowadzają moją. 00AB0957-7F65-4655-9452-B2E81597EAEB.jpg Poprawiam bagaże i wio. W międzyczasie jest już dobrze po 11. Lecę w kierunku TET. Tak przebiega trasa tego dnia. BBAE0541-5BB0-434A-B21A-4390AEEF4994.jpeg Byłem tak zajarany, że nawet nie mam jednego zdjęcia z pierwszego odcinka. Ten motong jak działa, to jest przekozacki. Oczywiście na razie tylko asfalty. Zatrzymuję się na obiad koło 13. Tu znowu dygresja. Większość knajp w Szwajcarii jest przeciętna. Wszystkie drogie. Płacę 27chf, za jednodaniowy obiad, z sałatką i kawą. Lecę dalej. Nie gonię, bo fotopstryki potrafią w szczerym polu wystawić, no i zaczyna padać. Pierwsze zdjęcie robię, jak deszcz zgania mnie pod dach, żeby nałożyć portki przeciwdeszczowe. Pada dość obficie, a widać że za chwilę się rozjaśni. Postanawiam, przeczekać. Jestem na Glaubenbergpass. Bar pod namiotem, wszystko zamknięte. Pewnie świrus. D56CB284-D194-4B7D-A99E-B6761CDD9673.jpg Deszcz po około 30 min ustaje i lecę dalej. Szybkie zdjęcie pod wodospadem. 075D5834-914D-41E8-9D59-3F69C33A2071.jpg No i widoki robią się ciekawe, znaczy w końcu coś widać. 2B4C8AAA-3C12-40BE-B1B8-BB32FCD74213.jpg Dalsza cześć dnia, jest dość pochmurna i zrobiło się zimno. Wyżej nawet w okolicy 3oC. Koło 20:00 na Sustenpass, mam dość. Chmury wiszą nisko. Na przełęczy w nie wjeżdżam i robi się naprawdę zimno. Twardo jednak szukam miejsca na biwak. Po prawej stronie, na niewielkim spadku, łąki wyglądają obiecująco. Boczną drogą, w stronę głównej, wspina się defender. Zjeżdżam, pytam czy mogę rozbić namiot na łące. Wyglądam zza defendera, i widzę strumień. Idealnie. Gość odpowiada dialektem, z którego nic nie rozumiem. Proszę grzecznie żeby nadawał w hochdeutsch. Gość kiwa głową i dalej napierdala w gwarze tylko wolniej. W końcu, kleję. Musze się cofnąć 3km w kierunku przełęczy i po lewej mogę się rozbić. Dziękuję, żegnam się. Śmieszny to kraj. Nie dość, że 4y języki mają, to jeszcze niemiecki ma co najmniej kilka gwar. Zawracam i wspinam się w stronę przełęczy. W końcu trochę poniżej drogi dostrzegam dwa kampery. Musi to tu. Zjeżdżam z głównej i podjeżdżamy kawałek szutrową drogą, żeby nie rozbijać się zaraz koło kamperów. Droga jest ślepa, prowadzi na pastwisko. Po drodze mijałem mały strumień. Nieopodal spokojnie szumiące wody rozbijam obóz na poboczu i kończę dzień. Sukces. 236577B5-457A-4A97-A839-78B728447656.jpg W Sobotę 18.07 budzę się przed 7:00. Niedługo potem słyszę pierwsze motorki jadące na przełęcz. Pogoda piękna. Chmury się rozeszły, ale w nocy było rześko. E516A45B-1C07-4CF8-8818-4D1473FF0E75.jpg Nawet na wschód słońca się załapuję, zza gór, ale jednak. 898EC898-E68D-4CFD-8725-7F93525EA7A0.jpg Myśle, że nad ranem w okolicy 0 mogło być, ale szronu brak. Moja kołdra, pozwoliła mi w ciepełku noc przespać. Wrzuciłem na siebie tylko getry, podkoszulkę z długim rękawem z merino i grube skarpety. Susze namiot, wilgoci od groma. W międzyczasie kawa i śniadanie. Zbieram się i przed dziewiąta ruszam. Nie jestem mistrzem szybkiego pakowania biwaku rano. To jeden z powodów dlaczego podróżuje zazwyczaj sam. Moja trasa tego dnia wyglada tak. 3E42364C-7E4F-4CB9-8568-C89B65C8FAE3.jpeg Słońce grzeje mnie przyjemnie. Po szybkiej kawie #2 w przydrożnym barze, ruszam w kierunku Furki. Kilka razy planowałem ją przejechać, ale dotychczas się nie złożyło. Zatrzymuję się w miejscu gdzie stara droga łączy się z nową. Stara niestety zamknięta dla ruchu zmotoryzowanego. Szkoda, wyglada fajnie. 44140AB7-6F25-4656-A696-C65EB643D5CD.jpg Jest tam też monument dla księcia rosyjskiego, nazwiska nie pomnę, który uratował Uri przed najazdem złych Włochów :-) Monument jest opisany cyrylicą i w zdecydowanie rosyjskim stylu. Wykuty w skale, wysoki na około 15m. Trochę się dziwię, bo Szwajcarzy zazwyczaj skromniej upamiętniają swoich bohaterów. W końcu zauważam, że monument ufundowany przez ambasadę Rosji. Wszystko teraz się zgadza. Sama furka zapiera dech w piersiach. Przede mną dziwny duet na blachach z Ticino. Jedna to Yamaha 600 albo 660. Przepraszam ale nie jestem znawcą. Drugi motek to nowy goldwing . Chłopaki jadą jakby byli we Włoszech. Korzystam z okazji i jadę z nimi. Pomykamy bardzo żwawo, jak na Szwajcarię. Nawet ruch nie jest jakiś duży. Korzystam z dobrodziejstwa quick-shiftera i objeżdżam ich w pakiecie z osobówką. Wszystko idealnie. W końcu zatrzymuje się na przełęczy. Panowie z ticino dołączają po chwili. Gadają po włosku. Nie rozumiem zbyt wiele, wiec postanawiam nie zagadywać, tylko lecieć dalej. Jeszcze pstryk. 59FB35A0-E08E-4068-A214-A4AA8631E3FB.jpg Teraz wiem dlaczego tak dużo osób ciągnie na Furkę:-) Jadę niespiesznie w kierunku Włoch. Cały czas tylko asfalty. W końcu w okolicy Arona wlatuję na 4, a potem szybko na 3 odcinek włoskiego TET. Trasa prowadzi lasami i przez pola. BB300B45-882D-4DC5-BFEC-9FAE44D4C8D9.jpg Niekończące się połacie ryżu i kukurydzy. 25F66F36-59D9-4734-A84D-D778E4729C55.jpg Drogi gruntowe wysypane żwirem, najczęściej prowadzące wzdłuż kanałów nawadniających, przeplatane asfaltem. Krajobraz raczej płaski. Jest ciepło, nawet bardzo. To miła odmiana po poprzednim dniu, ale chwalę sobie, że mam tylko jersey wrzucony na zbroję. Odkręcam miejscami, tam gdzie warunki pozwalają. Banan nie schodzi mi z ryja. Cieszę się motorkiem i jazdą. Cieszę się tak bardzo, że na obiad wrzucam kawałek salami z chlebem, w cieniu drzewa. W końcu odnotowuję, że słońce jest jakoś nisko. Okazuje się, że jest już chwilę po 22:00. Szybki lookens na navi i widzę jezioro, Lago di Viverone, ze 30 min drogi. Myśle: może uda się rozbić gdzieś na brzegu!? Nie udaje się. Brzeg szczelnie ogrodzony. Koło 23 rezygnuję z dalszego poszukiwania biwaku na dziko i praktycznie już po ciemku, wjeżdżam na pole namiotowe. Zaletą jest to, że jest nad samym jeziorem. Niestety same rodziny z dziećmi. No trudno, nie będzie z kim pogadać. Kolacja, bro, prysznic i w . Piękny dzień! |
|
28.12.2020, 09:28 | #16 |
Zarejestrowany: Mar 2017
Miasto: LPU
Posty: 1,190
Motocykl: RD07a
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 3 dni 5 godz 16 min 0
|
Miło się czyta. Bardzo fajna relacja.
|
31.12.2020, 18:05 | #17 |
Pierwsze smaki szutrów alpejskich
W niedzielę 19.07 budzę się się przed 7:00. Leżę jeszcze conajmniej 30min w namiocie, zanim słyszę pierwsze dźwięki życia campingowego. Zamki, zgrzyt, garnki, stuk... wstaję. To jeden z powodów dlaczego nie przepadam za campingami. Z wolna robię kawę i drobne śniadanie. Pranie które rozwiesiłem dnia poprzedniego jeszcze mokre. Nie dziwne, nie minęło zbyt wiele czasu, ale jest dość ciepło i słońce zaczyna dogrzewać, więc postanawiam poczekać. W międzyczasie idę popływać. Jezioro nie jest wielkie, a woda dość rześka. Na 10 min pływanie wystarczy.
79B8943F-6994-4616-AAD4-4F4577FE76DC.jpeg Przyjemnie. W drodze powrotnej do namiotu, obowiązkowa we Włoszech kawa i rogalik. B104289B-9B27-41F1-8432-8B51100CACF4.jpg Już rankiem notuję stan błogiego zadowolenia!:-) Problemy z dni poprzednich, wydają się, z tej perspektywy niemal opowieścią zasłyszaną od kogoś. Reset się rozpoczyna. Jeszcze prysznic i w drogę. Ślad z tego dnia prowadzi tak. D684A007-F485-4083-AFF1-D46D6CE8F73B.jpeg Teren nadal płaski. Z rzadka napotykam ludzi spacerujących albo na koniach. Za każdym, jak widzę jeźdźców w siodle gaszę silnik i albo czekam aż przejadą, albo przelatuje na luzie, żeby nie stresować zwierząt. Wszyscy uprzejmie dziękują, nikt się nie denerwuje. Fajnie. Napotykam trochę zabytków w lasach w bardziej lub mniej zaawansowanym stopniu rozkładu. 546191A3-939B-4FD9-AF73-C893799CF306.jpg A7C682CC-4948-4435-9C7A-052A547139FF.jpg Szybko robi się dobrze po południu i nauczony poprzednimi doświadczeniami w Europie południowej, szukam miejsca na obiad, mimo że nie jestem bardzo głodny. W miasteczko Rivarolo Canavese jeżdżę od knajpki do knajpki z Google. Większość zamkniętych. W końcu trafiam do tratoria. Sami lokalesi. Karta po włosku. Zamawiam menu. Pyszne. Dwudaniowy obiad z deserem, piwkiem i kawą coś z 15 eur. Wychodzę napchany niemożliwie i jadę dalej. Trasa prowadzi przez lasy. Powoli krajobraz robi się pagórkowaty a w oddali majaczą góry. Napotykam przeprawę przez kanał, może 3m szeroki. Przelatuję z marszu. Nawet zdjęcia nie zdążyłem zrobić. Szczęśliwie okazuje się niezbyt głęboki i dobrze, że zaatakowałem na niewielkiej szybkości, bo dno jest raczej grząskie. Łapie oddech i za 50m wpadam na duże błoto. Postanawiam nie kusić więcej losu i robię rozeznanie. I całe szczęście. Kałuża która z daleka nie wyglada zbyt strasznie, w środkowej części ma ok 60 centów głębokości. E9915526-9AFC-4176-912A-6EA40A9F1C3D.png Jakby się, koło zapadło, a zapadło by się w tym błocie na bank, to mógłbym nabrać wody. Po drugiej stronie widać, że jakiś 4x4 stoczył tu niemałą walkę. To tłumaczyło by głębokość. Przeprawiam się bokiem przez las. Teren podmokły, więc trochę ćwiczeń, i przejeżdżam na druga stronę sadzawki. W okolicy 16:00 teren robi się bardziej górzysty 50F96862-3C11-4471-B3FA-740ADE646334.jpg i zaczynają się szutry. EB3CD33A-0450-4EA0-B840-A97A0CC33DEA.jpg W okolicy Forno Cavanese, podjeżdżamy pod wiatrak, który zdaje się być lokalną atrakcją. Niestety dalej ślad TET prowadzi przez zamknięty odcinek, znaki i dodatkowo szlaban zamknięty na solidna kłódkę. Za wąsko, żeby śmignąć bokiem a będąc samemu ... odpuszczam. Robię mały objazd asfaltami i w końcu dojeżdżam do drogi pomiędzy Mezzenile a Viu (SP 219), która wije się w górę w kierunku przełęczy. Asfalt czym wyżej tym bardziej zmęczony. Widok mnie oczarowuje i koło 18 znajduję idealne miejsce na biwak. Cofam się do doliny z zamiarem zakupienia flaszki wina i jakiegoś pieczywa, żeby uczcić odpowiednio ten widok. Wcześniej zapomniałem zrobić zakupy. Jest niedziela i schodzi mi niemal godzinę, żeby w końcu zrobić zakupy w barze w Ceres. Cały bar pomaga tłumaczyć. Wszyscy mówią po angielsku, tak jak ja po włosku. Niemiecki, jeszcze gorzej. W końcu dochodzimy do porozumienia. Uścisk dłoni, nikt tu zdaje się nie przejmować świrusem, żegnam się i pędzę na moja upatrzoną pozycję. Było warto. Biwak z widokiem, wodą i nawet zdezelowanym kiblem. DBEAAC6B-CFE9-4778-80D8-DA971E2C9181.jpg Wieczorne włoskie niebo, funduje mi jeszcze spektakl światło-cieni. 6DD41EBB-2AEE-4151-A286-34BE4AC2DDB4.jpg 269AF394-8915-48CC-BCFA-9C30DAD47833.jpg Pięknie. Jestem bardzo kontent. Idę spać chwile po zmroku. W poniedziałek 20.07, z uwagi na dzień roboczy, postanawiam pospać dłużej. Pewnie, nie bez wpływu było świętowanie widoku dnia poprzedniego:-) W nocy miało padać, ale chyba nie spadła ani kropla. Biorę prysznic, z przenośnego prysznica który zabrałem po raz pierwszy ze sobą. Jest super i trafi do mojego ekwipunku na dłużej. Pozwala przewieźć wodę na biwak, schłodzić browar albo wino, umyć naczynia jak pod kranem zawieszony na kierownicy motonga i no i oczywiście wziąć prysznic. Tu potrzebny jest jakiś wyższy punkt mocowania. Dolewam wody zagryzanej na gazie, wygodny się zrobiłem. W trakcie kąpieli pozdrawiam na golasa kolarzy wspinających się z rana na przełęcz. Mój prysznic wyglądał tak. D1F77491-1C3E-445E-831C-0DBB3625A492.jpg Powoli się zbieram i ruszam w drogę. Jeszcze ślad z tego dnia. 5059EB08-908E-45E4-BEA9-508733DC744E.jpeg Przełęcz i droga SP 219 jest malownicza. Warto odwiedzić! Zjeżdżam do Viu i zażywam przepyszne włoskie capucino z rogalikiem. Wczorajsze kręcenie się po okolicy, zajarzyło światełko rezerwy. Zasięg tego motonga to około 300km. 250 do rezerwy i potem jeszcze 3 litry, przynajmniej tak mi się wydaje. Postanawiam się zatankować. 1 stacja, w okolicy, nie akceptuje żadnej mojej karty ani gotówki. Kolejna jest nie po trasie i przynajmniej 20 min jazdy. No trudno, jadę. Sytuacja z nieakceptowaniem płatności, powtarza się. Kolejna stacja jest w Ceres. Powinienem dojechać, ale w międzyczasie zrobię kółko wokół góry. Dojechałem. Do baku wlazło 12,8 litra. Przejechałem 310km. Dobrze wiedzieć na przyszłość, no i pozwala mi to jeszcze raz przejechać SP219 Na obiad tego dnia nie starczyło mi czasu. Lecę, żeby nadgonić czas, stracony na kręcenie się za paliwem. Sceneria coraz bardziej górzysta. Żadnych zakazów. Nikt się nie przypiermandala. Pięknie. Dygresja: przez kilka dni we Włoszech, nie spotykam żadnego motocyklisty na TET. Nie przypominam sobie nawet, żebym natknął się na 4x4 czy quada. W kolejnych dniach to się zasadniczo zmieni, ale na razie cieszę się pogodą, trasą i samotnością. 7AFA3799-0529-4179-BAB0-71E714A5A235.jpg Pogoda stopniowo się piermandoli i wjeżdżam w chmury. Droga jest szutrowym łącznikiem pomiędzy SP32 a SP24. Całość ze 30km długości. Na trasie napotykam jakiegoś pickupa i trochę kóz mutantów. Na ten czas jawiły mi się jak żywcem wyjęte z obcego. B0A65C59-BD78-4BEA-A5E7-B98F522F3A60.jpg Chciałem zobaczyć na tym odcinku Sanktuarium della Madonna degli Angeli, ale mgła jest taka, że nie zauważyłem budynku ani zjazdu. Rozjaśnia się dopiero, po drugiej stronie przełęczy. Nieźle, nawet już nie w najwyższym punkcie, a ciagle dość wysoko. 667A6BD8-017F-4E82-B6C0-419AF918BD4B.jpg Droga jest dobrze utrzymana i nie ma szczególnie trudnych odcinków. 364CAF88-EC66-4F52-8B94-6D4C0FDB17B1.jpg Do przejechania na dużym moto bez większych problemów. Powoli zmierzam w kierunku Oulx odbijając co chwile od SP24 na szutry. Dzień leci jak z bicza. Szutry, widoki, wioski ... 1F130816-CF1E-4433-AFC1-E13EBE04ABB8.jpg ... i o 20:00 staje przed takim znakiem. B8B94872-D067-45E8-A8B1-69FDA39258CA.jpg Włosi nie szczędzą materiału na znaki. Robię tylko fotę i mimo, że chciałem spać tego dnia na dzikusa na monte Jafferau, postanawiam się cofnąć do Oulx i poszukać jakiejś kwatery. Zatrzymuje się w B&B Edelweiss w Oulx. Dość drogo, ale jest pralka, bezpieczny garaż dla motorka i pyszne śniadanie w cenie. Robię użytek z pralki, i piorę spodnie, jersey i porządnie bieliznę. Okazuje się, że jestem bardziej zmęczony niż początkowo przypuszczałem , więc jem kolacje w pokoju, piwko i w kimę. Ostatnio edytowane przez zylek : 19.01.2021 o 00:31 |
|
31.12.2020, 18:31 | #18 |
Zarejestrowany: May 2015
Miasto: Bogatynia
Posty: 125
Online: 1 tydzień 3 dni 19 godz 16 min 20 s
|
To lubię, takie podróże i takie relacje, dzięki!
|
31.12.2020, 18:39 | #19 |
To jest kurde konkret. Nowe moto i w palnik! Aż się morda cieszy no i nie ukrywam chce się tam pojechać.
Czekam na ciąg dalszy bo ten zapowiadany tłok nieco studzi zapał Dajesz ! M
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa |
|
02.01.2021, 02:24 | #20 |
Jafferau i Colle del Sommeiller
Poranek we wtorek 21.07 wita mnie piękną pogodą. Zdjęcie z tarasu B&B.
2756CD9F-816E-4452-AD3E-8DE51F76258D.jpg Śniadanie zamówiłem na 8:00. Całkiem niezłe z wyjątkiem tego, że Pani która prowadzi B&B zapomniała o bułkach. Próbujemy konwersować ale idzie średnio. Pani mówi słabo po angielsku, nic po niemiecku a mój włoski nie wychodzi poza dzień dobry, do wiedzenia i przepraszam. Zjadam dziękuje i idę sprawdzić pranie. Cześć rzeczy jeszcze delikatnie mokra. Postanawiam poczekać aż wyschnie. W międzyczasie sprawdzam rady właścicielki B&B, żeby jechać na monte Jafferau od strony miasteczka Salbertrand. Niestety przez tunel można tylko w środę i sobotę, odwrotnie niż na strada dell'assietta która w środę i sobotę jest zamknięta dla ruchu zmotoryzowanego. Wjeżdżam od strony Sovoulx, gdzie wczoraj wycofałem się spod znaku, który pisał chyba jakiś eseista. Ciekawe jest to, że bez tłumaczenia Google nijak to ogarnąć. Niby zakaz ruchu i ślepa ulica. Dopiero po przetłumaczeniu okazuje się kiedy obowiązuje a kiedy nie. Dobrze robię że nie jadę przez tunel. Robię panoramę na której widać komitet powitalny dla tych co zdecydowali się nie zastosować do zakazu. 287DF054-158F-40CB-95DB-B566E5EB1A48.jpg Jest tu też auto, którego właściciel chyba myślał, że każdy Land Rover to defender. DA7BC6F3-23B9-4572-9B0D-8D9C8E0D28EC.jpg Zjeżdżam do ruin fortu al Seguret. Celem zrobienia kilku fotek. B5AEA614-091D-4797-A144-5300867C76A9.jpg Ucinam pogawędkę z kobitą z Toyoty. Właśnie zwijają obóz. Dobrze się gada, mówi płynnie po angielsku. Zaczyna mi brakować towarzystwa najwyraźniej. Ale po chwili widzę, że chcą już jechać, więc się żegnam. Odjeżdżając prowadzi partnera z zewnątrz na nawrocie. Przy wykręcaniu najeżdżają kołem na samą krawędź urwiska. Ja bym się bał, oczyma wyobraźni od razu widzę to tak. 4B76D641-B71C-4F22-A62C-CE8B641A6943.jpg Ale serio to widać, że wiedzą co robią. Zerkam jeszcze na blachy. Zürich. Świat jest mały. Chwile kontempluję piękne okoliczności przyrody. Wskakuje na moto pędzę dalej na Jafferau. Krajobraz powala. Wyjeżdżam ponad linię lasu. Chmury rzucają na góry łaty cienia, jak na gigantyczną krowę. 2491B44A-EA0C-4FD2-B350-9139A216D087.jpg Podoba mnie się, to co widzę. Gdzieniegdzie jeszcze majaczą płaty śniegu. Huśka też jakby uśmiechnięta. 75AA4C9A-CCFF-43BF-8370-7BF066F5BE16.jpg Dnia poprzedniego wyszorowałem i nasmarowałem jej łańcuch, może dlatego Dygresja: we wszystkich moich poprzednich moto miałem olejarkę. Do Huśki stwierdziłem, że jakoś ten pomysł mi nie pasuje. Oooo, jak się myliłem. Ablucje łańcucha za każdym razem zajmują mi z godzinę, zanim dojdę do rezultatu który mnie satysfakcjonuje. Olejarka była pierwszą rzeczą, którą zamontowałem zaraz po powrocie. Po drodze mijam kilka terenówek, które kurzą przepotwornie. Większość kierowników tych 4x4, jak widzi moto, robi miejsce żeby nie męczyć motocyklisty za sobą. Spotykam na postoju gościa w CR-Vce na holenderskich blachach. Jedzie sam. Dziwię się, bo znam to auto bardzo dobrze i moim zdaniem nie nadaje się w teren. Rzucam okiem i widzę porządne koła z oponami AT i puszka stoi jakoś wyżej. Pytam się z ciekawości co modyfikował i jak się sprawdza w terenie. Mówi, że dłubnął zawieszenie, ale poza tym std. benzyna 2.0. Ma jej brakować momentu na podjazdach. To akurat dobrze wiem. Mówi też, że auto pancerne poza tym. I z tym się zgadzam, choć moja młodsza i z mniejszym nalotem. Dojeżdżam pod budynki u stup Jafferau. Robię kilka fotek. 3591CB26-8F85-405E-829A-C424B7E092C4.jpg Lecę na szczyt, gdzie są ruiny fortu. 4C703D69-222F-41C9-AEB6-82D25F96E356.jpg Tam robi się tłoczno, trochę motocyklów i terenówek. No i jest już 11:00, wiec zwiedzanie fortu zostawiam sobie na następny raz. Jadę w dół w kierunku Gleise. To pierwszy odcinek, gdzie naprawdę cieszę się, że jestem na Huśce a nie na NATce. Zjazd jest dość stromy, a droga słabo utrzymana. Sporo wielkich kamieni. Zjeżdżam ostrożnie i udaje mi się nie wywrócić. Po drodze wymijają mnie 3 Niemcy. Nowa tenerka, DR 350 i jakiś inny lekki singiel ze starej Japoni. Spotykam ich na dole ponownie. Gość w T7 zagotował tylny hebel i dźwignia mu wpadła. Zjechał ale się wyjebał. Nic mu nie jest, moto też nie ma wielkich uszkodzeń. Tenerka jest praktycznie nowa, pierwszy wyjazd robi. Mają co prawda trochę bagażu, ale powiedziałbym, że mniej niż ja. Dziwne, może za dużo hamulcem a za mało silnikiem robił!? Zjeżdżam do Bardonecchia na obiad. W tratoria próbują mnie zrobić, na jakiś inny rachunek. Prawie dwa razy taki, jakiego się spodziewałem. Mała draka. Kelner przeprasza, ale jakoś tracę motywację żeby dać mu napiwek. Tego dnia miałem zaplanowane jeszcze wjechać na Colle del Sommeiller. To jest dopiero czad. 803008B2-92DE-4536-8A9C-F8E55771EDA3.jpg Lecę prawie bez zatrzymania na samą górę. W międzyczasie uiszczam 5Eur za wjazd na drogę. Dziewczyna w budce, wyglada na niemiłosiernie nieszczęśliwą. Nawet cienia uśmiechu. Za to z mojej mordy, uśmiech nie schodzi. Ilość agrafek na szutrach poraża. Jestem tak nakręcony, że prawie zdjęć nie robię. Jest trochę pieszych, trochę terenówek i motków. Przy pieszych wszyscy zwalniają w miarę możliwości żeby nie kurzyć nadmiernie. Super. Góra zaśnieżona. Na szczyt nie da się podjechać. Gość ładowarką odgarnia śnieg, ale do szczytu brakuje jeszcze kilkaset metrów. Dojeżdżają dwaj Włosi na scramblerach. Nie mówią w żadnym znanym mi języku, ale robią fotę. C51B697A-4534-47B4-82FF-0AC19A623F90.jpg Zjeżdżam do wodospadu i robię przerwę. Okoliczności przyrody piękne. DF99D4FE-8126-46D6-8EF1-79090BAEC01A.jpg Ludzie w każdym wieku spacerują. Jak zwykle rozbrajają mnie dziadkowie. Ja na motku upocony niemożliwie, a oni jak na spacerze bez cienia zmęczenia. Chciałbym mieć ich moc i miłość, jak dożyje takiego wieku! 092F127C-1CC6-4FCF-A6A3-8557927FCA97.jpg Jest koło 16 ale okoliczności przyrody są tak piękne a ja tak pozytywnie naładowany, że postanawiam zakończyć tu dzień. Idę do knajpy i kupuję małe bro. Jest nieskończenie pyszne. A6D7EB69-B2B4-4764-9D1C-AF2774FB47D0.jpg Pytam nawet kelnerkę, co to za browar. Jakieś niemieckie, ale nie zapisałem i zapominam. Trudno. W międzyczasie dostrzegam, po drugiej stronie strumienia miejsce na biwak. Jest mały mostek z zakazem ruchu, ale pytam w knajpce czy mogę przejechać motkiem na druga stronę i rozbić się na noc. Mostek widać w prawej części zdjęcia. 122CED2C-26AB-4980-8D75-6AE57F3A10DA.jpg Kelner mówi, że można. Noooo, idealnie. Po chwili namysłu Kupuje w barze litr tego pysznego browaru w butelki plastikowe i kawał chleba. Pozostałe produkty mam. Robię się mistrzem robienia zakupów w barach Przejeżdżam przez mostek. Są stoły biwakowe i strumień nieopodal. Dłuższą chwile szukam miejsca, bo teren służy też za pastwisko i okazuje się być gęsto zaminowany. W międzyczasie przyjeżdża rolnik i drze mordę, że zakaz i czy nie widziałem. Nawet z moją znajomością włoskiego zrozumiałem. Przepraszam i wyjaśniam, że pytałem w restauracji i powiedzieli, że ok. Trochę się uspokaja i mówi, że rozbić się mogę, ale motek musi zostać po drugiej stronie strumienia na parkingu, co nie bardzo mi się widzi, a w połączeniu z zaminowanym terenem zniechęca mnie do lokalizacji ostatecznie. Nie zdążyłem się jeszcze rozłożyć za bardzo wiec luz. Przypominam sobie, że niżej w dolinie widziałem obóz terenówek przy zalewie. Wciągam na siebie zbroję, jersey, kask i tam się udaję. Decyzja okazuje się nad wyraz udana. Jest miejsce na ognisko, woda ze strumienia, jezioro i wodospad w tle. Nawet udaje się trochę chrustu z brzegów jeziora zebrać i jest ognisko. 11D1ACD2-0643-4C47-8150-58C3723E722E.jpg Po chwili do doliny wślizgują się chmury. Tłoczą się i piętrzą, próbując przedrzeć się na drugą stronę grani. 13BF7FFB-C08F-4ABC-9F6F-DD9D1CA1BB45.jpg Jem kolację i z samozadowolenia popełniam samojebkę. 1AC80F77-7486-47C4-9416-04BF2617C8B3.jpg 29947210-2BC9-495E-B5F8-B02A7C8D949D.jpg To był naprawdę piękny dzień! No i oczywiście wszystkiego dobrego w nowym roku! Dobranoc Ostatnio edytowane przez zylek : 02.01.2021 o 03:30 |
|