20.11.2014, 22:24 | #11 |
Mam przerąbane :)
Zarejestrowany: Oct 2008
Miasto: WTA
Posty: 1,656
Motocykl: RD07a
Przebieg: stoi
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 14 godz 55 min 9 s
|
Nie wiem co będzie dalej ale faktycznie zanosi się na wyprawę życia
Zajebiście coś takiego czytać, i te zdjęcia oglądać.
__________________
Motto nr 1: Uważać na mokre pieńki i siekiery |
20.11.2014, 23:31 | #12 | |
Zarejestrowany: Sep 2008
Posty: 539
Motocykl: RD03
Online: 1 tydzień 6 dni 3 godz 21 min 39 s
|
Cytat:
Poza tym często jest cena za wynajm, ale okazuje się że ona nie obejmuje np wyposażenia jak lodówka czy np pościeli, śpiworów, naczyń, butli i tego całego szpejostwa biwakowego - i za to trzeba dopłacać. Poza tym chodzi też o ubezpieczenie i opłaty jakie ponosisz przy jechaniu do Botswany czy Zimbabwe (tu akurat są nie małe). U nas poszła jedna szyba- a o to na szutrach nie trudno - zero problemu - ubezpieczona i po dwa zapasy w cenie na samochód ok - jutro ciąg dalszy Ok - jutro ciąg dalszy No i trzeba negocjować Samochody były max 2 lata - przebiegi rzędu 80 tyś km. Niektóre są automaty |
|
21.11.2014, 13:17 | #13 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
Negocjacje zawsze wskazane.
Ale kiedy wysyłałam zapytania - u wszystkich było to samo, łącznie z ilością sztućców (po 4 szt.). I lodówka i 2 koła zapasowe i ubezpieczenia.... A Bocian był najdroższy - stąd moje pytanie...
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą |
21.11.2014, 15:20 | #14 |
Zarejestrowany: Sep 2008
Posty: 539
Motocykl: RD03
Online: 1 tydzień 6 dni 3 godz 21 min 39 s
|
no to dzisiaj c.d.n.
10.09.2014 – środa Gwiazd było mało, bo księżyc w pełni przyćmił większość z nich. A my, po krótkim namyśle, postanowiliśmy odpuścić Białej Damie (petroglify w górach masywu Brandberg) i pognaliśmy na zachód, w stronę Wybrzeża Szkieletów. Tak jak we wszystkich opowieściach - przywitało nas chmurami i wiatrem. Obowiązkowy punkt programu to oczywiście oglądanie miejscowych wraków. Ten dyżurny, który czekał na naszej drodze nieopodal Henties Bay, to jakiś rybacki trawler sprzed kilkudziesięciu lat. Cóż, na mapach można tych rozbitych okrętów znaleźć setki, ale w praktyce nawet okręty wyrzucone na brzeg po pewnym czasie są pochłaniane przez piach, albo rozlatują się pod naporem fal. Później udaliśmy się na północ – w stronę Cape Cross, gdzie ulokowała się jedna z największych kolonii fok. Chociaż przewiało nas chłodem, wszyscy byli zachwyceni, bo obok samych fok – gospodarzy przylądka – udało nam się zauważyć wieloryba, który na powitanie pomachał nam przyjaźnie ogonem. A potem już szybciutko na miejsce naszego dzisiejszego noclegu – Urgab Rhino Camp. Ostatnie 10 km na pierwszym biegu, z kamienia na kamień, prawdziwy off-road. Wspaniała widokowo droga pomiędzy zwałowiskami skalnego gruzu zaprowadziła nas na camp leżący na trasie wędrówek pustynnych słoni i lwów. Tak więc – dziś pierwszy nocleg w towarzystwie klubu Wielkiej Piątki. Obozujemy na dnie pustynnej doliny, otoczeni zewsząd skałami. Nawet jednak w tej dziczy toaleta to czysty sedes z deską i papierem toaletowym, a prysznic – chociaż z wiadra powieszonego na haku – z ciepłą wodą, którą każdy może sobie sam przygotować w specjalnym kociołku. Zadziwia nas ta Namibia. Dodatkowo, wieczorem z zapartym oddechem wpatrujemy się w niebo – czarne, usiane miliardami gwiazd, z wyraźnie widocznym Krzyżem Południa i oszałamiającą Drogą Mleczną. Prawdziwy spektakl... 11.09.2014 – czwartek Teoretycznie luźny dzień – jedynie 200 km. Ale tę odległość pokonywaliśmy od 8:30-17:00. Wszystko przez pierwszą część – do Twyfelfontein jechaliśmy prawdziwym off-roadem – spore odcinki na 4L, na I lub II biegu. Prawie 75 km z szybkością paru km/h. Po drodze fantastyczne widoki, ciekawe skałki Organ Pipes, ale przede wszystkim buszmeńskie petroglify. Liczą ok. 2000-6000 lat, ponoć stanowiły dla kolejnych pokoleń Buszmenów rodzaj tablicy ogłoszeń. Same rysunki przedstawiają przede wszystkim zwierzęta, a poza tym mapy źródeł wody, ślady zwierząt oraz odciski stóp – zapewne twórcy (twórców) tych naskalnych dzieł. Od Twyfelfontein droga zaczęła już przypominać drogę i jechało się znacznie szybciej. Po krótkiej kontroli sanitarnej mogliśmy rozbić kolejny obóz w Palmwag Lodge. Zwierząt dziś prawie nie widzieliśmy – jedynie parę strusi i dwa dzikie psy, które zabłądziły w tę niegościnną i jałową okolicę. Camping w Palmwag Lodge – supercomfort – prysznic i toaleta, ciepła woda, kuchnia ze zlewem. Wszystko zgrzebne, ale po dwóch dniach włóczęgi to dla nas prawdziwy luksus. Jutro dalej na północ – do Opuwo. 12.09.2014 – piątek Powitanie dnia – o świcie grupa elandów (największych antylop) pasąca się 100 metrów od naszego obozu. Potem, już w drodze, dwie żyrafy, kilka grup zebr i liczne stadka antylop. W Warmqelle zatrzymaliśmy się przy gorących źródłach. No, mówiąc prawdę, nie były bardzo gorące, ale w paru miejscach spod dna rzeczywiście wydostawała się ciepła woda, a malowniczy wodospad zasilał ten uroczy basen wśród skał. Na kąpieli spędziliśmy prawie godzinę. Około trzeciej wyruszyliśmy w dalszą drogę, aby po dwóch godzinach dotrzeć do Opuwo, gdzie zwraca uwagę przedziwna mieszanka ubranych w stylu wiktoriańskim kobiet Herrero i wysmarowanych czerwoną glinką Himba – z jednej strony bardzo zbliżonych pochodzeniem etnicznym, z drugiej – szokująco różniących się wyglądem i stylem życia. Nikomu tu nie przeszkadza dziewczyna Himba z odsłoniętym biustem stojąca w kolejce w hipermarkecie. One tak po prostu sobie żyją... Przejechaliśmy nieśpiesznie przez centrum, a potem wspięliśmy się szutrową dróżką do ośrodka Opuwo Country Lodge. W hotelu pierwsze kroki – a jakże – na basen, z fantastycznym widokiem na rozległą afrykańską dolinę. Gdy słońce skłoniło się ku zachodowi, chowając się szybko wśród dalekich wzgórz i barwiąc na kilkanaście minut wszystko ciepłym, pomarańczowym światłem, kicz się ostatecznie dopełnił... Wieczorem wytworna kolacja w restauracji, chociaż znowu bez dzikiego afrykańskiego mięsa – tylko wół, owca i świnia. Do tego wyśmienite południowoafrykańskie wina. A po trzech dniach biwaków nareszcie śpimy w łóżku, w prawdziwym łóżku. Ostatni raz na kolejne 6 dni... |
22.11.2014, 12:35 | #15 |
Zarejestrowany: Sep 2008
Posty: 539
Motocykl: RD03
Online: 1 tydzień 6 dni 3 godz 21 min 39 s
|
13.09.2014 – sobota
Dzisiaj etap z Opuwo (czytaj: Ohopuho) do Epupa Falls. Po drodze wizyta w wiosce Himba. Po burzliwych negocjacjach wódz zgodził się nas wpuścić do wioski za stosunkowo przystępną sumę wspartą dwoma skrzynkami „darów“ zakupionych w Spar w Opuwo. Sama wizyta raczej cepeliowska, chociaż miejscowe dzieci omotały błyskawicznie nasze dziewczyny i obsiadły je w ilościach hurtowych. A że były dość dokładnie umyte glinką... No cóż, trochę te nasze kobity umorusały Dziewczyny wysmarowane przepisowo czerwoną glinką, włosy ułożone w gliniane pasma, odsłonięte biusty. Cóż, uczciwie trzeba powiedzieć, że wyobrażenie o wyjątkowych, jędrnych piersiach kobiet Himba to mistrzostwo namibijskiego PR. Pewnie gdzieś tak jest... Akurat w naszej wiosce nie odbiegały od średniej światowej. A potem już prosto do Epupa Falls. Czarowne miejsce, cudowne wodospady, wyjątkowy camping wśród palm, położony tuż nad nimi. Podobno, w czasie pory deszczowej dorównują urodą Victoria Falls. Chyba to przesada, ale i tak jest pięknie... Spędzamy ponad godzinę na próbach jak najlepszego wykadrowania spadającej wody i całego kanionu. Niektórzy postanowili spędzić tu jeszcze parę chwil dłużej na moczeniu stóp w rzece. Potem przygotowujemy sobie wyśmienitego grilla, a w tle przez całą noc delikatny szum Epupy... 14.09.2014 – niedziela Dzień rozpoczęliśmy od hurtowego wykupienia całego chleba przeznaczonego dla wioski (pyszny – ciepły i pachnący!). A potem prawdziwy off-road. Z Epupa Falls do Kunene River Lodge (ok. 50 kilometrów od Ruacane). 95 km i prawie 7 godzin jazdy! Stara droga, służąca namibijskiej straży granicznej do patrolowania granicy i wyłapywania angolańskich partyzantów. Tyle, że 35 lat temu... Od tej pory drogą nikt się nie zajmował, więc lata świetności ma zdecydowanie za sobą, choć jest powszechnie uważana za jedną z piękniejszych tras off-roadowych Namibii. Po drodze rewelacyjne widoki na rzekę Kunene wijącą się wzdłuż namibijsko-angolańskiej granicy (chociaż może to raczej granica wije się wzdłuż rzeki...). A poza tym olbrzymia ilość wspinaczek i zjazdów skalnymi rumowiskami pretendującymi do miana traktu. Chwilami wręcz musieliśmy z aut wysiadać, aby część drogi naprędce dobudować. Dla nowicjuszy takich jak my – wspaniała przygoda i spore emocje. Na zakończenie dnia nagroda – camping Kunene River Lodge położony tuż nad rzeką, wśród soczystej zieleni, pod nadzorem stada kapucynek dybiących na twój błąd, aby podwędzić ci cokolwiek. A w nocy ponoć wychodzą z rzeki metrowej długości jaszczury, więc na zakończenie wieczoru trzeba zrobić żywnościowy klar. W ciągu dnia temperatura momentami dochodziła do 37°C. Zima w Namibii... Chyba to lubimy. |
23.11.2014, 14:21 | #16 |
Zarejestrowany: Sep 2013
Miasto: Lubelskie
Posty: 2,497
Motocykl: CRF1000
Przebieg: 149 000
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 30 min 22 s
|
pięknie tam...
|
24.11.2014, 11:57 | #17 |
Zarejestrowany: Sep 2008
Posty: 539
Motocykl: RD03
Online: 1 tydzień 6 dni 3 godz 21 min 39 s
|
Dzisiaj dojedziemy do zwierzątek..... i będzie ich duuużo
16.09.2014 â wtorek Wczorajszy dzień, to typowa dojazdówka. Co prawda, pierwsze 50 km, to szuter z pięknymi widokami na dolinę rzeki Kunene, ale od Ruacane zaczął się już regularny asfalt. Po drodze zaliczyliśmy małe zakupy i wulkanizatora (2 opony do załatania), a ok. 40 km przed wjazdem do Etosha National Park wróciliśmy na szuter. Pierwszy nocleg w Namutoni. Biwak piękny, z widokami, a wieczorem wizyta na miejscowym âwaterholeâ (oczku wodnym) i piękna parada słoni. Za to dzisiaj... Zwiedzanie tego klejnotu Namibii i całej Afryki polega na samochodowej wycieczce wzdłuż Etosha Pan â olbrzymiego jałowego solniska, które na kilka dni w roku zamienia się w olbrzymie jezioro przyciągając setki tysięcy ptaków. My jednak jesteśmy tutaj pod koniec pory suchej, więc jedyne dostępne wodopoje to rozrzucone co kilkanaście kilometrów oczka wodne. W całym parku nie wolno wychodzić z samochodów, chociaż przygotowane parkingi pozwalają doskonale fotografować mimo tych ograniczeń. Cóż, dzisiejszy dzień najlepiej opiszą zrobione przez nas zdjęcia. Słonie, nosorożce, lwy, lampart, niezliczone żyrafy, zebry, strusie, springboki, kudu, oryksy, gnu... Oszałamiające bogactwo fauny, widziane dotąd tylko na filmach. Zrobiliśmy ok. 250 km, od jednego oczka wodnego do drugiego, a wszędzie zatrzęsienie zwierzaków. Po prostu bajka... Na zakończenie pięknego dnia kąpiel w basenie w Halali, gdzie dzisiaj nocujemy, a potem przed snem obserwacje kolejnego waterholeâa - tym razem głównie nosorożce, i kolejny lampart, chociaż szybko przepędzony przez jednego z nich. Wizyta w Etosha National Park... Jedno z marzeń mojego życia... Poranek jeszcze w Etoshy - pożegnała nas rodzina żyraf i stada zebr. A potem 700 km asfaltem, w stronę "Cai Strip".. Po drodze największy znany meteoryt, jaki spadł w jednym kawałku na ziemię â Hoba koło Grootfontein - około 60 ton żelaza i niklu. A teraz już jesteśmy w Ngepi Camp niedaleko Divundu - przepiękny ekologiczny camping nad rzeką, toalety z widokiem na las, solary itp. Jutro rano wypływamy łódką â w planie hipopotamy, a może i krokodyle?... 18.09.2014 â czwartek Hipopotamów widzieliśmy około dwudziestki, krokodyli parę, największy miał może ok. 1,8 metra. Ośrodek, w którym nocowaliśmy, prezentuje się świetnie także od strony wody. W jednym z domków uwagę zwraca Kingâs Bathroom, czyli prawdziwa łazienka z ocynkowaną wanną ustawioną na pomoście bezpośrednio nad wodą. Fantastyczny widok - i to w obie strony. Od paru dni zrobiło się naprawdę ciepło â 36-38°C. Dzisiaj po raz pierwszy na termometrze pojawiło się 40°C. Co ciekawe, nawet przy tej temperaturze nieźle udaje nam się funkcjonować. Po wyjeździe z Ngepi Camp przejechaliśmy przez Bwabwata National Park, ale poza dwiema żyrafami i trzema elandami - pusto. Największy zysk to trening jazdy na piasku. Potem jeszcze tylko 200 km asfaltu i zatrzymujemy się na ostatni nocleg przed Botswaną â Kwando Camp nad rzeką o tej samej nazwie. Zresztą ta sama rzeka Kwando (lub Cuando) zmienia potem nazwę na Chobe i Linianti. Jutro z rana ruszamy do Kasane. Zrobiliśmy już prawie 4000 km... Ostatnio edytowane przez kajman : 25.11.2014 o 13:37 |
24.11.2014, 13:07 | #18 |
Ciśnienie rośnie ;)
Zarejestrowany: Oct 2012
Miasto: Opole
Posty: 636
Motocykl: RD07a była... :(
Przebieg: 58000
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 tygodni 6 dni 13 godz 4 min 28 s
|
no tak jak mówiłeś jest co oglądać nawet na fotkach
__________________
Lepiej przeżyć małą przygodę, niż siedziec w domu i czytać o dużej. |
24.11.2014, 13:20 | #19 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Krakuff
Posty: 4,763
Motocykl: RD07a
Online: 4 miesiące 3 tygodni 3 dni 5 godz 51 min 11 s
|
No Kajman...nareszcie fajna relacja...a jaka osobista....Co to za marzenia jeszcze ukrywasz?
|
24.11.2014, 14:31 | #20 |
Zarejestrowany: Sep 2008
Posty: 539
Motocykl: RD03
Online: 1 tydzień 6 dni 3 godz 21 min 39 s
|
Eeee, Pusi nie czytasz uważnie. Na początku pisze że to relacja napisana przez jednego z uczestników.
Ostatnio edytowane przez kajman : 24.11.2014 o 17:13 |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Na południe! Tam muszą być słonie! czyli Namibia 4x4 | jagna | Trochę dalej | 56 | 29.03.2016 15:11 |