03.12.2009, 23:21 | #11 |
Zakonserwowany
|
Przy dzisiejszych anomaliach pogodowych , nie można mieć pewności , co do pogody patrząc na statystyki . Spotkałem się często z stwierdzeniem, że najlepszy okres na wyjazd , to przełom października-listopada , oraz marca i kwietnia , jeśli chodzi o południe to styczeń-luty . Osobiście byłem w styczniu , lutym i marcu i nie spadła w tym okresie kropla deszczu , na pustyni od stycznia do lutego są największe przymrozki , za to w dzień temperatura dochodzi do +30 . Na innych obszarach różnice temperatur , są znacznie mniejsze .
__________________
Proszę siadać, się nie wychylać, się nie opowiadać I łaskawie i po cichu i bez szumu i bez iskier Wypierdalać. |
04.12.2009, 07:55 | #12 |
Zarejestrowany: Jun 2008
Miasto: Poznań
Posty: 5,596
Motocykl: 690 Enduro
Online: 4 miesiące 2 tygodni 14 godz 38 min 31 s
|
marekw, ładny opis i fajne fotki. Ale ja mam plana wybrać się na moto lżejszym o 100 kg, bez plecaczka i kufrów za to na terenowych oponach. I omijać asfalt!
__________________
"A jeśli nie znajde w swej głowie rozumu to paszport odnajde w szufladzie..." |
04.12.2009, 08:43 | #13 |
buszujący w zbożu
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Szczecin
Posty: 678
Motocykl: RD07
Przebieg: 33.000
Online: 1 dzień 13 godz 40 s
|
EndriuZet do MarkaWu - czytam, czytam, dawaj dalej z tym pisaniem ...
__________________
Wszyscy leżymy w rynsztoku, ale tylko niektórzy spoglądają w gwiazdy. |
13.12.2009, 14:44 | #14 |
Ajde Jano
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Rataje Słupskie
Posty: 6,228
Motocykl: Raczej nie będę miał AT
Galeria: Zdjęcia
Online: 9 miesiące 5 dni 21 godz 38 min 17 s
|
W zasadzie to dzisiaj jest 1 rocznica wyjazdu do Tunezji i wiele faktów umknęło a część być może zapisała się w pamięci trochę niezasłużenie. Ponieważ jednak pozostał nam pewien niesmak po tej wycieczce, raz z powodu kłopotów dnia codziennego , dwa z powodu niedokończonej relacji , która nikogo nie interesowała, a mnie odbijała się czkawką przez cały rok, że znów nie starczyło mi zapału aby coś zrobić porządnie czyli do końca. Ponieważ znalazł się jeden czytelnik który zauważył że to nie był koniec tej wycieczki zmobilizowany postanowiłem jednak dociągnąć do końca. Dedykuję tą część relacji koledze Endriuzet bo dzięki niemu możecie doczytać dalszą część wycieczki do Tunezji .
Ostatni opis skończył się na przybyciu do Matmaty i może teraz go trochę rozszerzę . Jak już napisałem poprzednio cofnęliśmy się do Beni Khedane i kierując się na miejscowość Medenine jechaliśmy piękną widokową drogą gdzie w promieniach zachodzącego słońca widać w oddali zatokę Gabes . Odcinek do Matmaty przez Toujane też jest widokowo piękny i dodatkowo atrakcyjnie motocyklowo, niestetyla nas za Toujane było już kompletnie ciemno i wyprzedzanie dymiącego ale jednak jadącego dość szybko LC200 powiodło się dopiero kilka kilometrów przed Matmatą. Temperatura spadła do 4 stopni i byliśmy szczęśliwi znajdując hotel klasy turystycznej w dawnym domostwie troglodytów. 12.12.2008 Rano pospacerowaliśmy w kierunku centrum jednakże miasteczko jest rozwleczone a my jak się okazało spaliśmy na jego skraju. Zakupiwszy tamtejszy chleb (tabouna) wróciliśmy do hotelu i postanowiliśmy zwiedzić pobliską wioskę która według przewodnika miała być mniej turystyczna , a oferowała te same atrakcje czyli domy w ziemi. Wyjeżdżając z Matmaty mijamy wzgórze na którym wzorem z Hollywood widnieje odpowiedniej wielkości napis Matmata. Kierujemy się wskazaniami GPS na miejscowość Haddej zjeżdżamy z głównej drogi za jakieś 3 km kończy się asfalt ale widać że droga jest sucha i twarda . Mijamy budowę mostka przez rzekę , suchą w tym momencie i w pewnym momencie zorientowaliśmy się że jesteśmy już w miejscowości, dosyć trudno się zorientować bo domy są skrzętnie ukryte pod ziemią i tylko zwierzęta gospodarskie czasami wskazują na obecność zabudowań. Ponieważ ciężko się zorientować czy droga doprowadzi nas z powrotem do Matmaty a pasażerka ma świeże wspomnienia z wczorajszych spacerów zawracamy i udajemy się w kierunku Douz. Po drodze mijamy urocze miasteczko Tamerzet gdzie można napić się herbaty, mijamy ciężarówkę z dużym napisem „Jonatan on Tour” i spotykamy pierwsze duże stado wielbłądów. Douz jest nazywane wrotami pustyni , ponieważ leży na skraju pustyni, a w samym miasteczku jest wiele atrakcji stworzonych dla turystów takich jak przejażdżki quadami , wielbłądami czy też samochodami terenowymi po pustyni. Ponieważ nocleg w Matmacie nie pozwolił nam na poranny prysznic bo był problem nie tylko z ciepłą wodą ale ogólnie z wodą , to w Douz zafundowaliśmy sobie nocleg w hotelu w wiosce turystycznej o wdzięcznej nazwie „Sahara Douz” który miał nawet cztery gwiazdki. W recepcji trochę zbyt beztrosko zapytałem o możliwość przejażdżki wielbłądem lub samochodem terenowym . Panu oczy się zaświeciły bo już zwietrzył możliwość dodatkowego zarobku. W zasadzie od tego momentu zaczęliśmy poznawać nieskomplikowany system prowizyjny , zauważony jeleń jest w części mój ponieważ ja zobaczyłem go pierwszy. W momencie wyartykułowania tekstu o wycieczce już byliśmy na straconej pozycji . W ciągu pół godziny do naszego stolika przysiadł się młody biznesmen który został przyprowadzony przez recepcjonistę i zaczęły się targi . Stawką była wycieczka do Ksar Ghilane oraz przejażdżka wielbłądami. Ponieważ nie dano nam możliwości porównania ofert próbowaliśmy nieśmiało bronić się wiadomościami ze stosunkowo świeżo wydanego przewodnika . Po długich targach stanęło na połowie kwoty za jazdę samochodem przez pustynię wraz z półtoragodzinna przejażdżką na wielbłądach. Tutaj chciałem 2 godziny pan proponował godzinę , wywalczyłem te pół godziny oraz wizytę w hammamie (niby turecka gorąca łaźnia ) który był na terenie hotelu. Umówiliśmy się na wielbłądy na zachód słońca i w poczuciu zadowolenia udaliśmy się do pokoju, który był przestronny czysty z ładnym widokiem ale zimny jak zawsze . Wycieczkę na wielbłądach zapamiętam do końca życia bo co to za przyjemność być ciągniętym na sznurku po piaskownicy. W swojej naiwności myślałem że damy czadu po pustyni a nie spacer na lonży . Po pierwszych piętnastu minutach cieszyłem się ze nie byłem twardy w negocjacjach bo 2 godzin bym nie zdzierżył. Beata była zadowolona bo wypytała o wszystkie zawiłości religijno rodzinne naszego młodego przewodnika. Wieczorem poszliśmy do hammamu , trzeba dodać że dojście polegało na przejściu przez ogród , gdzie panowała raczej chłodna atmosfera ,do pomieszczenia gdzie był duży basen podobną z wodą zasilaną z gorącego źródła. Widok i zapach wody trochę zredukował nasz zapał ,ale w końcu wytargowaliśmy te ekstrasy. Najpierw skorzystaliśmy w przebieralni z lodowatego prysznica a następnie spróbowaliśmy się rozgrzać w basenie w temperaturze około 20 stopni , stwierdziłem że tutaj pewnie woda jest wychłodzona a z drugiej strony basenu spływa pewnie ciepła , przemaszerowaliśmy w tej burej brei na drugi koniec aby stwierdzić że tutaj też panuje ta sama temperatura. Niezrażony stwierdziłem idziemy do tej łaźni , wyskoczyliśmy z basenu i szczękając zębami pomknęliśmy do następnego pomieszczenia gdzie było równie chłodno , zapach jak był mocniej skoncentrowany a woda w tej samej temperaturze , nastąpił szybki odwrót do przebieralni gdzie ogrzaliśmy się suszarkami do włosów i pomknęliśmy do baru aby się rozgrzać, dwie wódki z fig pozwoliły nam odzyskać równowagę. Pan z obsługi stwierdził że zaprasza nas na drugi dzień bo akurat dziś nastąpiła awaria urządzenia dostarczającego parę techniczną. Od teraz musimy polegać na tym co uda się nam zakupić na miejscu , bo nasze lekarstwo skończyło się w Matmacie. 13.12.2008 Z samego rana przygotowani na wycieczkę przez pustynię czekamy na naszego przewodnika, niestety nasz biznesmen jest człowiekiem zapracowanym i nie będzie z nami się włóczył po piachu. Nasz kierowca mówił bardzo dobrze w swoim ojczystym języku i był fanem muzyki Maloud lub mezwed ciężko nam to odróżnić ale aby mieć wyobrażenie to proszę sobie coś wybrać , zamknąć w samochodzie i puszczać na okrągło przez 4 godziny http://www.mac125.com/tunisie-tunisi...download&sid=1 w okolicach końca wycieczki zacząłem się nawet zastanawiać nad zakupem jakiejś płyty. Sam przejazd przez pustynie polegał na obserwacji GPS i jak się okazało można bez problemu przejechać z mapą Tunisa V11 na pokładzie. Szlak bez problemu można przejechać lekkim motocyklem , spotkaliśmy 2 na swojej drodze . W połowie drogi jest Caffe jak się okazuje prowadzone albo będące własnością Jonatana którego ciężarówkę spotkaliśmy po drodze. Facet postanowił urządzić sobie życie z dala od zgiełku cywilizacji próbując jednocześnie czerpać z tego korzyści ekonomiczne http://www.zeit-fuer-freiheit.de/ . Najtrudniejszy odcinek to rejon starego rzymskiego fortu przed samą oazą , gdzie mamy rejon samych diun i utwardzony szlak widoczny przez większą cześć drogi teraz jest całkowicie niewidoczny. Po krótkiej wizycie w oazie ,wypiciu herbaty oraz krótkim spacerze po rozległym terenie , który skrywa komercyjne, klimatyzowane namioty dla bogatych turystów z europy żądnych pustynnych wrażeń . Zdegustowani wracamy najszybszą drogą asfaltem do Douz , z perspektywy lepiej było samemu dojechać nawet asfaltem do Ksar Ghilane niż tłuc się tam samochodem , bo najładniej jest przy oazie. No ale doświadczenie zdobywa się w boju a nie siedząc w domu . Wieczorem ponownie trafiamy do baru gdzie jeden z barmanów usilnie zaprasza nas do swojego domu na następny dzień. Beata bardzo by chciała ale jednocześnie boi się tego ile nas to będzie kosztować. Masażysta z hammamu próbuje nas zaciągnąć do rzekomo czekającej tylko na nas łaźni , ale nie z nami te numery , uśmiechając się dziękujemy i idziemy spać. 14.12.2008 Rano pakujemy motocykl z zamiarem dotarcia do Touzeur , decydujemy się też na wizytę w berberyjskim domu u naszego barmana. Docierając do motocykla stwierdzam że mamy awarię, już po raz drugi od nowości ,pękła tuleja mocująca centralną podstawkę , z trudem docieramy do przydrożnego warsztatu gdzie następuje wezwanie szefa. Szef udaje się na poszukiwania odpowiedniej śruby ,po kilkunastu minutach wraca rozpromieniony trzymając w ręce odpowiednią część zamienną. Docieramy do domostwa barmana, który oprowadza na po swoich włościach z dumą prezentując gromadkę dzieci swoich i szwagra , swoje siostry, matkę przykutą do łóżka. Dostajemy propozycję zjedzenia wspólnego posiłku , jednocześnie prezentując miejsce jego przygotowania. Pewnym jest że sposób prowadzenia kuchni daleki jest do europejskiego , właśnie odbywał się proces przyrządzania kuskus w dużej miednicy gdzie kaszka była nawilżana wodą i rytmicznie mieszana rękami, druga siostra wybierała muchy wpadające do przygotowanego rosołu. Zasiedliśmy do herbaty, Beata siedząc naprzeciwko siostry barmana, która na 100% specjalnie była ubrana w tradycyjny berberyjski strój z rękami wymalowanymi henną oraz dziąsłami zabarwionymi na czerwono ,obserwowała ją z zaciekawieniem .W zasadzie obie kobiety taksują się uważnie przyglądając się różnicom w ubiorze, szczególnie przypadły jej do gustu motocyklowe spodnie Beaty. Robimy kilka zdjęć i obiecujemy że w przyszłości jeżeli Allah pozwoli to zwalimy się im na nocleg, w obejściu jest rozstawiony tradycyjny namiot z którego można skorzystać. Droga asfaltowa do Touzeur przebiega groblą przez wyschnięte jezioro i sama w sobie nie jest atrakcyjna poza widokiem samego szotu oraz jeżeli ktoś czuje się na siłach to może spróbować jazdy po powierzchni szotu. Docieramy do Touzeur ale tym razem nauczeni doświadczeniem nie chcemy żadnego noclegu w wiosce turystycznej , tylko szukamy miejsca blisko medyny. W przewodniku był opisany hotel Belveder znajdujemy adres ale pod tym miejscem jest nazwa ale miejscowi zeznają że tam jest teraz burdel że i owszem kiedyś za francuskiego protektoratu to hotel był ale teraz już nie .Polecają nam hotel Gazni który jest dla turystów oraz drugi który jest bardzo tani ale tam to lepiej nie . Decydujemy się na Gazni , zaletą jego jest że ma duży zamknięty dziedziniec i jest bliski medyny i miasta gdzie żyją normalni ludzie a nie obsługa turystów. W hotelu jest bar gdzie schodzimy się napić i po chwili już wiemy że jest to najgorsza spelunka w jakiej byliśmy , aby lepiej oddać klimat dodam że oprócz Beaty była tam jeszcze przedstawicielka płci określanej zwyczajowo jako płeć piękna . Sam hotel też nie należał do najczystszych , pierwszy raz w czasie naszej podróży Beata spała ubrana bo w pościeli można było znaleźć długie czarne włosy. Udajemy się na spacer , ponieważ celem naszych jest chęć zobaczenia oazy z której słynie Touzeur zaczepieni przez młodego cwaniaka sprawnie mówiącego po angielsku mówimy że i owszem chcemy jechać do oazy ale nie dzisiaj ( robiło się już ciemno) tylko jutro i chcemy kogoś kto mówi po angielsku . Oczywiście nie ma problemu mam kolegę który mówi i ma dorożkę , jak się potem okazało młody zainkasował swoją prowizję od naszego nowego przyjaciela z którym umówiliśmy się na 10.00 rano. Zawożąc nas pod hotel trafiamy na kierownika sklepu Artisana (to taka ichnia cepelia) który to sklep był zlokalizowany w tym samym budynku co hotel i w którym z rana chcieliśmy kupić dwa dywaniki na pamiątkę. Kierownik ów na nasz widok zaczął zagajać po angielsku , że ma nadzieję że nasz dorożkarz już nam powiedział gdzie jest najlepszy sklep na zakup pewnych oryginalnych produktów tunezyjskiego rzemiosła artystycznego. Dorożkarz oczywiście potwierdził , bo chociaż nie wspomniał nam o tym ani słowem , to w tym momencie trafił na listę płac owego kierownika. Włóczymy się jeszcze do późna w nocy po miasteczku przypatrując się ciekawie toczącemu się życiu. Jeszcze jedna wizyta w spelunce w celach zdrowotnych i kładziemy się spać. 15.12.2008 Okna hotelu zlokalizowane są w pobliżu minaretu z którego o odpowiedniej porze rozlega się śpiew muzeina. Pogoda nie jest specjalnie łaskawa bo za oknem jest pochmurno i wieje zimny wiatr. Przed umówionym spotkaniem z dorożkażem idziemy do sklepu z dywanami , wprawdzie podobno najlepsze dywany pochodzą z Kairouan ale mając sklep pod nosem decydujemy się przynajmniej je pooglądać. Po wejściu zostajemy zarzuceni prezentowanymi dywanami i po półgodzinnej prezentacji zostajemy specjalistami w rozpoznawaniu rodzaju dywanu oraz wzorów stosowanych przy ich wyrobie. Po krótkich negocjacjach zostajemy właścicielami 2 sztuk , zostawiamy je w sklepie prosząc o zrobienie małych pakunków pasujących do kufrów. Udajemy się na spotkanie z dorożką w celu zwiedzenia oazy oraz podobno interesującej skały zwanej Belweder z której ma się rozciągać piekny widok na oazę . Oaza jak oaza ,rosną tam palmy i uprawiane są różne warzywa rosnące pod osłoną palm. Przewodnik widząc pracujących robotników proponuje na atrakcję. Może on poprosić któregoś z pracujących aby specjalnie dla nas wspiął się na palmę , jest bardzo niepocieszony gdy grzecznie odmawiamy, po zastanowieniu jesteśmy wręcz pewni że ludzie ci byli specjalnie w tym miejscu aby zarobić jakiś grosz oczywiście naszemu przewodnikowi wpadła by do kieszeni prowizja. Wyjeżdżamy z oazy licząc że udajemy się w kierunku skały, przewodnik bąknął coś o odwiedzeniu piekarni. Myśląc o tej ekstra atrakcji liczyłem na jakieś świeże pieczywo, ale robiło się coraz zimniej a okolica coraz bardziej posępna . Zauważyliśmy że kierujemy się na niedużą szopę z jakimś piecem i po chwili już wiedzieliśmy że nie dowiedzamy piekarni tylko cegielnię. Trzeba dodać że Touzeur słynie z budowli wykonanych z małych cegieł w różnych kształtach i jak się okazało trafiliśmy do takiej małej wytwórni należącej do jednej rodziny która podobno od 8 pokoleń wykonuje ten zawód. Oczywistym dla nas było że zostaliśmy sprowadzeni do tego miejsca w jednym celu , mieliśmy zostawić trochę grosza na zakupach umożliwiając naszemu przewodnikowi pobranie prowizji. Spędziliśmy tam prawie godzinę słuchając wykładu i praktycznej prezentacji i przygotowania masy do wyrobu cegieł po gotowe wypalone produkty. Na koniec weszliśmy do szopy gdzie oczekiwały gotowe wyroby na sprzedaż, kupujemy magiczny dzbanek jednocześnie mówiąc że płacimy za pokaz i wiedzę niż za wyrób. W prezencie dostajemy cegłę jednym ze wzorków stosowanych w miasteczku. Jest już bardzo chłodno a my jesteśmy trochę zdegustowani systemem obsługi turystów, nie wyobrażam sobie jak brutalnie wygląda walka o turystę w sezonie turystycznym. Po powrocie do hotelu pakujemy motocykl i podjeżdżamy do centrum na posiłek, który zjadamy w arabskim fast foodzie w którym jedzenie znacznie różni się na korzyść od tego co można zjeść w polsce, królują oczywiście wszelkiego rodzaju naleśniki , na krótką chwilę wychodzi słońce. Po krótkim kluczeniu trafiamy na wyjazdową drogę w kierunku miejsowości Redaye . Pogoda zdeydowanie się pogarsza, zaczyna kropić deszcz i temperatura spada do około 7 stopni. Próbujemy robić zdjęcia w rejonie góskich oaz Chebbika ale pogoda zdeydowanie nam nie sprzyja . Mijamy miasteczko Tamerza i podejmujemy decyzję skróceniu planu zwiedzania , następne dwa nolegi spędzimy w świętym mieście muzułmanów Kairouan ( cztery pielgrzymki do tego miasta załatwiają jedną wizytę w Mekce). Jesteśmy blisko granicy z Algierią i chyba z tego powodu jesteśmy zatrzymani do kontroli dokumentów, wojskowi życzą nam miłej podróży i po niedługim czasie trafiamy do górniczego miasteczka Redaye gdzie widzimy zwiększoną ilość policji która przygotowuje się na obstawę manifestacji protestujących górników. Jedynym ciekawym elementem tej drogi był zjazd z płaskowyżu po ładnych serpentynach z wyprzedzaniem wolno jadącego wozu policji po jego prawej stronie. Wieczorem docieramy do Kairouan i już po paru metrach próbują nas wciągnąć do sklepu z dywanami, jesteśmy wychłodzeni i decydujemy się na jeden z droższych noclegów , Hotel Kasbah należący do krajowej sieci hotelowej Yasmine. Jak w każdym poprzednim miejscu i w tym jest chłodno ale działa klimatyzator który ma funkcję grzania. Tradycyjnie zażywamy lekarstwo w hotelowym barze i idziemy spać. 16.12 Jeżeli ktoś planuje zakup dywanu to prawdą jest co piszą w przewodnikach , że najlepsze dywany pochodzą z Kairouan. W mieście czuje się religijną atmosferę , byliśmy świadkami jak miejscowy kaznodzieja w asyście swoich dewotów wjechał na suk półciężarówką z wielkim megafonem i zaczął kadzić jak wielki grzech popełniają uprawiając handel w dzień święty , kupcy zbyt wiele sobie z tego nie robili , możliwym jest też że grzmiał coś bardziej przyjemnego. Miasto jest dosyć duże a jego najciekawsza część ,dla nas europejczyków , czyli medina jest dosyć przestronna i niezbyt brudna. Korzystamy też z przywileju poruszania się po mieście poza sezonem turystycznym . Zwiedzamy najładniejszy sklep z dywanami , który mieści się w domu bogatej rodziny tunezyjskiej o jest widoczne na pierwszy rzut oka. Panowie mając poczucie własnej wartości bez nachalności prezentują poszczególne wyroby . Oczywistym jest poczęstunek tunezyjską herbatą i podczas jej spożywania toczy się luźna rozmowa na temat dywanowego biznesu. Podejmujemy negojację pięknego jedwabnego dywanu ale wiemy że jest poza naszym zasięgiem . Spędziliśmy tam prawie godzinę w bardzo miłej atmosferze , mimo tego że zadeklarowaliśmy brak chęci jakiegokolwiek zakupu , na miejscu znajduje się też mały warsztat gdzie można zobaczyć jak powstaje dywan . Kręcąc się po różnych zakamarkach znajdujemy mały warsztat produkujący materiał na chusty. Zachęceni robimy zdjęcia i pytam o restaurację właściciel próbuje tłumaczyć w końcu stwierdza że nas zaprowadzi, próbujemy protestować ,ale pan jest nieugięty. Oczywiście po drodze chce nam pokazać jedno widokowe miejsce, wchodzimy do budynku , do którego już wcześniej chciał nas zaprowadzić inny dzieciak, wychodząc schodami na górę przechodzimy przez pomieszczenie gdzie są składowane dywany. Wychodzimy na taras i rzeczywiście widać medynę z góry , ale ja już tylko kombinuję ile to nas będzie kosztować. Schodząc na dół w pomieszczeniu z dywanami już czeka sprzedawca w blokach startowych ,trzymając w rękach dywan , na nasz widok rozwija go do prezentacji . Błyskawicznie wymieniamy nazwę dywanu i gasimy jego entuzjazm w zarodku mówiąc że jesteśmy spejalistami od dywanów i nic nie kupimy. Na koniec jesteśmy doprowadzeni do małej knajpki i tam żegnamy naszego przewodnika który rozmawia przez chwilę z właścicielem knajpki i po chwili zadowolony odchodzi. Zamawiamy jakiś zestaw do jedzenia , jest nawet piwo , ale muszę je spożyć wewnątrz pomieszczenia, po posiłku dostajemy rachunek , który tknięty przeczuciem sprawdzam, oczywiście właściciel knajpki próbował sobie zrekompensować prowizję wypłaconą przewodnikowi. Widać że jest bardzo zmieszany ułatwiam mu wybrnięcię z tej sytuacji , mówiąc że musiał sobie źle zsumować poszczególne pozycje. Reszta dnia mija w przyjemnej atmosferze. Więcej zdjęć tutaj http://picasaweb.google.pl/marek.consigliero/Tunezja2# 17.12.2008 Po śniadaniu pakujemy rzeczy na motocykl , udaję że nie widzę pracownika hotelu , który liczy na prowizję za rzekome pilnowanie motocykla. Jedziemy do Tunisu gdzie mamy zarezerwowany hotel Abu Nawas . Krajobraz mijany po drodze przypomina tereny naszych beskidów tylko nie pokrytych lasem . Tunis a szczególnie jego medyna różni się diametralnie od tego co zastaliśmy na początku naszej wycieczki, jak ktoś lubi tłok to jest to idealne miejsce, jedynym plusem jest że po zejściu z głónego traktu z chińskimi pamiątkami , można trafić na miejsca w których można podglądnąć miejscowych rzemieślników produkujących autentyczne wyroby. Jedziemy jeszcze , najpierw taksówką do muzeum Bardo http://bardomuseum.com/home.html poznając uroki zakorkowanej stolicy. W drodze powrotnej korzystamy z komunikacji tramwajowej co jest lepszym rozwiązaniem. 18.12.2008 To jest już ostatni dzień pobytu w Tunezji i w zasadzie próbujemy zakupić jakieś ostatnie pamiątki , oliwa ,tuńczyk , wino itp. Wieczorem jedziemy do portu trochę już zmęczeni pobytem w stolicy , drugim powodem frustracji jest sam powrót ( koniec wycieczki). W porcie co rusz oganiamy się od załatwiaczy, pomagaczy oraz sprzedawców, szczególnie Beata zaczyna przejawiać objawy lekkiej agresji, przegięciem była próba sprzedania nam klatki na papugi wyskości 2 metrów, innym problemem są młodzieńcy którzy podchodzą jak do ciebie jak do bankomatu ty masz im wypłacić bo jesteś z europy . Godzinę przed otwarciem pojawia się załatwiacz prosząc o przesunięcie motocykla bo musi przejechać auto z kopusu konsularnego , Beata mówi ok przesuniemy motocykla za 50 EUR , gościa lekko zatkało ,próbuje protestować ale Beata jest nieugięta kończy się tym że auto przejeżdża po wysokim krawężniku i staje przed bramą. Oczywiście załatwiacz oś tam inkasuje od kierowcy auta i zadowolony odchodzi. Pakujemy się na prom i po 24 godzinach około 12 w nocy odbieramy samochód z przyczepą z parkingu płacąc 20 EUR za każdą dobę i wkurzeni wyjeżdżamy jak najdalej od Genui . 20.12.2008 Późnym wieczorem docieramy do domu zadowoleni że będziemy spać we własnej pościeli. Reasumując do Tunezji musimy pojechać jeszcze raz , do zobaczenia mamy jeszcze całą północ kraju, koncentrując się bardziej na południu kraju w kierunku granicy w Algierią. Myślę że najlepszą porą na wizytę jest kwiecień , maj lub wrzesień październik (podobnie maroko) z tym że preferowałbym pierwszy termin gdzie wegetacja już ruszyła , w drugim terminie mamy więcej owoców. Jeżeli brałbym przyczepę na motocykl to najgorszym rozwiązaniem jest zostawianie zestawu w mieście portowym . Jadąc w wyżej wymienionych terminach nie ma też problemu z noclegiem pod namiotem , aczkolwiek nie widzieliśmy kampingów. Kraj jak na moje odczucie bezpieczny i nigdy nie mieliśmy powodów do niepokoju ani też nie byliśmy w stresie gdy motocykl stał na zewnątrz , no ale byliśmy BMW a tego nikt nie lubi i nikt nie chce.
__________________
BMW Club Praha 001 1.Nigdy nie polemizuj z idiotą. Sprowadzi cię do swojego poziomu a później pokona doświadczeniem. 2.Czasami lepiej milczeć i sprawić wrażenie idioty, niż się odezwać i rozwiać wszelkie wątpliwości. Ostatnio edytowane przez consigliero : 13.12.2009 o 14:59 Powód: problemy z hiperłązami |
13.12.2009, 16:07 | #15 |
Zakonserwowany
|
Fajnie napisane Marku , to prawda że jesteśmy postrzegani ( my białasy ) , jak owocowe krzewy do oskubania i nie ma większego znaczenia na jakim motocyklu jedziesz . Jeśli jesteś zainteresowany zwiedzaniem w miastach , czy turystycznymi atrakcjami , niestety musisz być przygotowany na wszelakiego typu , działanie afrykańskiego kapitalizmu .
Jest na to sprawdzony sposób : Poproś człowieka , który oferuje Ci swe usługi , lub chce coś sprzedać o 2 dinary , ponieważ akurat zabrakło Ci tyle do paczki fajek , jeśli poczęstuje Cię fajką , to przyjmij i podziękuj . Za pierwszym razem , też miałem niedosyt , za którymś było prawie fantastyczne . Teraz kiedy wracam i stawiam moto w garażu jest mi ciężko myśleć o czymś innym , biorąc w palce to maleńkie ziarenko piasku znajdujące się w najbardziej niedostępnym zaułku mojego motocykla , zawsze przypomina mi o każdym przejechanym metrze po pustyni , spoglądają przed siebie w nieogarnięta przestrzeń , która kryje w sobie ogromne emocje . Za każdym razem wracając do Afryki robie to ze świadomością że już coś widziałem , dotknąłem i poczułem w ustach zapach Sahary , wszystko to zanika i staje jak dziecko przed nową zabawką ze świecącymi oczyma , zaczynając przygodę jak za pierwszym razem .
__________________
Proszę siadać, się nie wychylać, się nie opowiadać I łaskawie i po cichu i bez szumu i bez iskier Wypierdalać. |
13.12.2009, 16:25 | #16 |
Zarejestrowany: Mar 2005
Miasto: Wrocław
Posty: 7,450
Motocykl: Nie mam już Afryki
Online: 4 miesiące 2 dni 2 godz 39 min 26 s
|
Dzięki Marek !! wieczorem doczytam drugą cześć. Foty baja !!
PS: no i dzięki Endriu |
14.12.2009, 00:03 | #18 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,668
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 5 godz 18 min 56 s
|
Ech, wynajecie wielblada W Douz na godzine wspominam jako blad mojego zycia. Zaplacilem za godzine, a z radoscia zszedlem po 20 minutach
Moze jakas mapke Marku? |
14.12.2009, 00:33 | #19 | |
Ajde Jano
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Rataje Słupskie
Posty: 6,228
Motocykl: Raczej nie będę miał AT
Galeria: Zdjęcia
Online: 9 miesiące 5 dni 21 godz 38 min 17 s
|
Cytat:
__________________
BMW Club Praha 001 1.Nigdy nie polemizuj z idiotą. Sprowadzi cię do swojego poziomu a później pokona doświadczeniem. 2.Czasami lepiej milczeć i sprawić wrażenie idioty, niż się odezwać i rozwiać wszelkie wątpliwości. |
|
14.12.2009, 01:25 | #20 |
buszujący w zbożu
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Szczecin
Posty: 678
Motocykl: RD07
Przebieg: 33.000
Online: 1 dzień 13 godz 40 s
|
Dziękuję. Pouczająca lektura, fajne foty. DZIĘKI !!!
__________________
Wszyscy leżymy w rynsztoku, ale tylko niektórzy spoglądają w gwiazdy. |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Tunezja w lecie. | schneider | Umawianie i propozycje wyjazdów | 0 | 10.11.2012 23:43 |
Tunezja 2010 - inspiracja filmowa | ENDUROVOYAGER | Kwestie różne, ale podróżne. | 3 | 14.11.2010 10:08 |
Strefy Tunezja na 2010 rok | Adagiio | Umawianie i propozycje wyjazdów | 1 | 30.01.2010 20:26 |
Tunezja - co wiedzieć? | Zazigi | Przygotowania do wyjazdów | 12 | 29.10.2008 13:14 |