24.07.2008, 23:01 | #201 |
Administrator
Zarejestrowany: Oct 2007
Miasto: Otwock ale chętnie na Śląsk bym wrócił
Posty: 4,839
Motocykl: RD37A (Hybryda), dwie ramy RD03 w zapasie
Przebieg: ojojoj
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 6 dni 3 godz 49 min 59 s
|
7Greg - slij to w calosci do motovoyagera
chcialbym to miec w wersji papierowej do wychodka
__________________
Ramires Serwis HONDA Industrial / maszyny i urządzenia spalinowe - Otwock / Józefów |
24.07.2008, 23:04 | #202 |
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,967
Motocykl: RD07a/1190r
Online: 11 miesiące 6 dni 11 godz 35 min 34 s
|
|
24.07.2008, 23:10 | #203 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 614
Motocykl: jeszcze będę jeździł XRV...
Online: 5 dni 4 godz 22 min 55 s
|
Bez wahania wal relacje do Motovoyagera, to będzie hit tego roku.
|
24.07.2008, 23:18 | #204 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: DW
Posty: 4,480
Motocykl: Pyr pyr
Przebieg: dowolny
Galeria: Zdjęcia
Online: 5 miesiące 17 godz 14 s
|
Bez przesady. Ot parę słów skreślonych z bani.
Powiem tak, jeżeli komuś się chce to wydawać, drukować czy co tam jeszcze to włala. Ma moje pozwolenie, zezwolenie a nawet triptik Ja osobiście nie będę się nigdzie lansował |
24.07.2008, 23:20 | #206 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Wydra
Posty: 802
Motocykl: RD03
Przebieg: 69tys
Online: 2 miesiące 4 tygodni 13 godz 58 min 50 s
|
A faktycznie motowojadżer niezmiernie przyjazny jest w wersji papierowej do ustępu (tylko do czytania z innymi zadaniami byłoby ciężko)
__________________
pozdrawiam michoo |
25.07.2008, 01:59 | #207 |
Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
|
no, z przyjemnoscia zagladam do tego kącika od czasu do czasu. Fajna przygoda. Aleś uparciuch... Ktoryś raz juz słysze, ze groźba spania na środku posterunku naprawdę działa
__________________
pozdrawiam, podos AT2003, RD07A ------------------ Moje dogmaty 0. O chorobach Afryki: (klik) 1. O Mikuni: Wywal to. 2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!! 3. O goretexie: Tylko GORE-TEX 4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów 5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu. 6. Lista im. podoska Załącznik 10655 7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem. 8. O KN: Wywal to. 9. O nowej Afripedii: (klik) |
25.07.2008, 12:56 | #208 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: DW
Posty: 4,480
Motocykl: Pyr pyr
Przebieg: dowolny
Galeria: Zdjęcia
Online: 5 miesiące 17 godz 14 s
|
KOMU W DROGĘ TEMU BUTY Wstaliśmy rano, w głowie lekka zaduma po Libanie. No ale co fajne zawsze jakoś szybciej się kończy. Pakujemy się i spadamy. Kierunek Adana. Jeszcze dobrze nie dopasowaliśmy dupy do kanapy zatrzymuje nas policja. Kamera. Jaka kamera? Częstym sposobem kontroli jest stojący cywilny samochód na poboczu, który pstryka fotę a 2 kilometry dalej stoi już zadowolony gliniarz. To właśnie i nas spotkało. Jechałem 111 na 80. Mimo godziny próbowania, błagań, próśb i straszeniem zwolnienia z pracy gówno zdziałaliśmy. Werdykt: 150$ na łeb tureckiego mandatu Lekko zawiedzeni ruszamy dalej. Do Adany dojeżdżamy w południe. Nasz druh Emre był tak miły, że przywiózł nam nasze opony na stację benzynową przy autostradzie. Nie musieliśmy tracić czasu na adanowe korki Byłem lekko zaniepokojony czy te opony w ogóle będą. W końcu kilka dni temu wykonałem telefon, gość mnie nie widział i wcale nie musiał wierzyć, że przyjedziemy i je kupimy. Emre pewnie miał podobne obiekcje. Ale wszystko się udało wspaniale. Emre opony załatwił i je dostarczył. My dojechaliśmy i je kupiliśmy W tym miejscu się rozstałem z moim współtowarzyszem Zbychem. Już kilka dni temu wspominał, że musi pilnie wracać do domu. No cóż takie życie Życzyliśmy sobie bezpiecznego dojechania do domu i.... zostałem sam. Śmignąłem sobie Red Bulla, podumałem chwilę i obrałem kierunek na Kapadocję. Ponieważ nie zamierzałem jechać autostradą, więc pierwszym zjazdem w Adanie zjechałem z niej i zacząłem się kierować na północ. W GPSie wbiłem Pozanti, najkrótsza trasa i heja Pierwsze parę kilometrów jechałem jakimiś bocznymi drogami potem moja mapa mówi skręć w lewo. Patrzę, w jakie lewo? O czym on do mnie rozmawia? Góra jak smok z jakąś pieszą ścieżką. Dumam chwilę, no jak przygoda to przygoda. Rura gaz i cisnę pod górkę. Zimny pot mi leciał po plecach jak jechałem następne kilometry. Raz było łatwiej raz trudniej. Najważniejsze, że dookoła rozciągały się niesamowite widoki. Próżno takich szukać jadąc autostradą czy nawet boczną drogą. Szutry i błota mają swój własny niepowtarzalny styl Przejechałem tymi drogami prawie 100km. Lekko zacząłem się niepokoić o paliwo. Jak planowałem tą trasę GPS poinformował mnie łaskawie, że do przejechania jest około 120 km. Ale jak to w życiu. Kilku dróg nie było, kilka ominąłem a z kilku po prostu zrezygnowałem. Koniec końców przejechałem 100 km a GPS czule mnie informuje, że do przejechania mam jeszcze drugie 100 km Myślę sobie, że moja przygoda się może lekko przedłużyć Postanowiłem, że w najbliższym mieście poszukam jakiegoś lokalesa i wezmę od niego trochę benzynki. Szukam tego miasta, ale skąd ja tu wezmę miasto. Kilometry szutrów uciekają, a po drodze jakieś chałupy z krowami i nie ma żywej duszy. I nagle, po kolejnych 30 kilometrach błota i szutrów dojeżdżam do krzyżówki. Na wprost ciągnie się dalej moja szutrówka, a na lewo i prawo idzie inna szutrówka. Trochę jak na pustyni Mohave I na tym skrzyżowaniu, z dala od czegokolwiek,nikt mi nie uwierzy, stoi najprawdziwsza, nie jakaś tam gówniana, tylko najnowocześniejsza w pełni wypasiona, jak na warunki tureckie offcourse, stacja benzynowa Shella Podjeżdżam, wychodzą ludzie ze stacji. Patrzą, oglądają nieśmiało zagadują "ale o co chodzi" Tłumaczę, że jadę z Adany do Pozanti. Ale czemu nie autostradą? Ech, nikt nas nie rozumie, bo taki mam fan mówię. Rozluźnili się, witamy się, ściskają pierwszego motocyklistę, który do nich zawitał. Nakarmili mnie, napoili zatankowałem się na full. Było zajebiście Właściciel mówi, że to jedyna stacja w promieniu 100, 150 km. Wszyscy regionalni o niej wiedzą i tylko tu można zatankować. O jakie miałem szczęście Stacje prowadził już jego pradziadek. Kiedyś to był dystrybutor na polu, potem dwa a teraz normalna stacja. Żegnamy się czule, naprawdę się trochę tymi ludźmi wzruszyłem. Do Pozanti mam prawie 100 km. Postanawiam już się nie wygłupiać tylko jechać w miarę przejezdnymi drogami. Zrobiła się godzina 16. Gdzie Pozanti?, a gdzie Kapadocja. Ruszam. Prawie do samego Pozanti kamienisty szuter, ale z widokami i klimatem, że aż dech zapiera. Jak ktoś będzie w okolicy z nadmiarem czasu to polecam ten "skrót". O 18 jestem na głównej drodze. Do Nevsehir mam ze 150 km. Do Adany ze 120. Od Adany zrobiłem szutrami ponad 200 Taki to był "skrót" Jadę beznamiętnymi tureckimi asfaltami, które są tak ostre, że ich jedyne zadanie to zeżreć moją oponę do końca. Do stolicy Kapadocji dojeżdżam około 21. Znajduję hotel i idę do marketu coś wszamać. Motocykl stawiam na hotelowym parkingu strzeżonym Następnego dnia jadę do Goreme. To podobno esencja esencji Kapadocji. Ponieważ jestem minimalistą zdecydowanie mi to odpowiada. Zjechanie Kapadocji zajęło mi godzinę. To jedna z bardziej wygodniejszych form zwiedzania na tym wypadzie. Ciekawe kształty skał dają równie ciekawe wrażenie Specjalny model dla kobiet Ruszam w drogę. Dzisiejszy plan jest bez planu. Jechać dokąd się da. Pod Ankarą zatrzymuję się na obiad. Spotykam grupę Niemców, którzy kilka dni temu wyruszyli w objazd Morza Czarnego. Przez Turcję do Gruzji i potem prom do Rosji itd. Jechali na jednej afryce i gsach. Opowiadali mi jak to mają chytry plan przekupienia kapitana w Batumi aby dostać się na kajak do Sochi. Ciekawe kiedy dotarli do domu Dojechałem do autostrady z Ankary do Istanbułu. 4 pasy w jedną stronę, zero samochodów. Tylko ja, moja afryka, 4 pasmowa autostrada i prędkość 140 km/h. Istny koszmar. Z nudów zacząłem zamykać oczy, puszczać kierownicę, stawać na motocyklu itp. Mało nie pizdnąłem w barierkę. AT to zdecydowanie nie jest motocykl na autostrady. Podziwiam dj.1, że zrobił swoje 100 tys po autostradach. Wiem, ze mógłbym jechać trochę szybciej, ale to pewnie nie wiele by zmieniło. Późnym popołudniem dojeżdżam do Istanbułu. Wykonuję szybką formę zwiedzania poprzez rzut oka z mostu i lecę dalej. Wiem, wiem, jak mogłem nie wjechać, nie zobaczyć, nie poczuć atmosfery. Kiedy indziej Było już lekko ciemno kiedy dojechałem do granicy Bułgarskiej. Znalazłem hotel i poszedłem spać. Zrobiłem ponad 1100 km i dupa mnie lekko bolała Następnego dnia wjeżdżam do Bułgarii. Na granicy widzę pierwszych Polaków. Bardziej słyszę specyficzne słownictwo niż widzę, ale wiem już, że na pewno jestem w Europie Granica sprawnie i bezboleśnie. Co ciekawe przy pierwszym okienku panienka wzięła mój paszport i dowód rejestracyjny, coś tam porobiła i oddała wraz z pendrive'm. Potem przechodząc przez procedurę każdy tylko chciał pendrive'a. Ostatni go zabrał i kazał jechać. Ot, komputeryzacja Lecę dalej. Krajobrazy takie bardziej nasze. Dużo lasów, zieleni i wody. Niebawem jestem w Rumuni. Zero kontroli. To lubię. Nabywam lokalną walutę. Warta jest tyle co złotówka. Ceny zresztą też podobne. Omijam Bukareszt szerokim łukiem. Ostatnio są tam przeokrutne remonty i szkoda czasu na korki. Po południu jestem w Pitesti. Nadszedł czas na zmianę opony. Prawie druty już wystawały. A przede mną przecie trochę błota do przejechania. Dopiero w trzeciej wulkanizacji ktoś chce mi pomóc. Chłopaki tylko po rumuńsku gadają i ciężko nam idzie. Główny pracuś jest niewysokiego wzrostu i pyta mnie czy znam hiszpański. Bo jego rodzice są z Hiszpanii i może ze mną pogadać. Mówię mu, że muchos gracias i porfawore opona do motocicleta. Si, si odpowiada. Lata po tym warsztacie jak głupi, trochę przypomina mi Manuela z "Hotelu Zacisze" Co chwila mówi, że no problemo, signore, si si, no problemo. Ubawiłem się do łez. Po godzinie mam nową oponkę i mogę jechać dalej. Postanawiam, że wjadę na szczyt Transfogarskiej i tam się kimnę. Niestety, kilka kilometrów przed szczytem spada grad i jakaś straszna ulewa. Zatrzymuję się w jakimś przydrożnym pensjonacie gdzie znieczulam się piwskiem Następnego dnia rano kołuję dalej. Wjeżdżam na Transfogarską, robię kilka fotek i spadam w dół. Kierunek Sibiu. Przed Sibiu na rozstaju drug się zatrzymuję i postanawiam jeszcze zajechać na osławioną 67c. Nigdy tam nie byłem więc jest okazja. Dojeżdżam 100 km do rozwidlenia 7a i 67c. Po drodze spotykam Niemców, którzy opowiadają mi o wspaniałościach oraz terenowych i hardcorowych tematach, które napotkam podczas sześćdziesięciokilometrowej drogi do Sugag. Biorę większy oddech i w drogę. Po przejechaniu 20 km stwierdzam, że chyba coś pomyliłem. Navi pokazuje 67c. Jadę dalej. Nie no na bank coś pomyliłem. Kiedyś widziałem wielki napis na jadącym samochodzie Kia "cośtamcośtam", który brzmiał: "Ludzie, nie kupujcie tego samochodu". Ja powiem; Ludzie nie jedźcie na 67c. Mam na myśli fragment od skrzyżowania z 7a do Sugag. Pojedźcie w drugą stronę na Urdele. Oto najtrudniejszy moment na trasie. Droga 67c to Sugag to nic innego jak kurewsko dziurawy asfalt. Z hardcorem czy jazdą enduro ma to tyle wspólnego co kozia dupa z trąbą. Podczas 60 kilometrów może jest z 8 km po szutrze takim jak na zdjęciu. Zły byłem na siebie jak pies. Gdyby nie ta wpadka, tego wieczoru piłbym wódkę z Podosem. A tak, pojechałem dalej. Do Oradei dojechałem pod wieczór. Zatankowałem i na Węgrzech nawet się nie zatrzymałem. Chwilę później byłem w Miskolcu. Zacząłem się powoli przymierzać do spanka. Kilka miejsc ominąłem bo nie można było płacić kartą. W końcu gdzieś nalazłem schronienie. Do Cieszyna miałem 300km. A tak bym się napił z Podosem Cholerna 67c. Ludzie nie jedźcie tam no chyba, że inaczej odbieracie endurzenie Rano wstałem i pojechałem. W Cieszynie byłem o 11. Podos był zbyt pijany, żeby spić ze mną poranną kawkę. Zalałem paliwko i pognałem do domu. W Gdańsku byłem koło godziny 18. ================================================== ====== Jak mawia mój idol Forrest Gump "to wszystko co mam do powiedzenia na ten temat" ================================================== ====== Wiem, że wiele miejsc ominąłem, wiem, że powinienem zobaczyć to i zajechać tam. Inną razą. Nie da się wszędzie być Mam nadzieję, że moje wypociny komuś się przydadzą w przyszłych planach. Zajedzie tam gdzie byłem i nie zajedzie na 67c Gdyby ktoś coś jeszcze chciał wiedzieć chętnie odpowiem na pytania. Gdyby ktoś jeszcze chciał się katować fotami to zapraszam http://tarcu.com/Foto/East 2008/ Ostatnio edytowane przez 7Greg : 28.12.2009 o 13:24 |
25.07.2008, 13:11 | #209 |
Ech co ja będe teraz czytał i codziennie oczekiwał na nową cześć
Brak słow rewelacja - chciałoby sie krzyknąc wiecej |
|
25.07.2008, 13:12 | #210 |
Administrator
Zarejestrowany: Oct 2007
Miasto: Otwock ale chętnie na Śląsk bym wrócił
Posty: 4,839
Motocykl: RD37A (Hybryda), dwie ramy RD03 w zapasie
Przebieg: ojojoj
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 6 dni 3 godz 49 min 59 s
|
Cieszyn powiadasz, tez masz nawalone, musiales przez Gliwice jechać chyba, że pognałeś na Katowice od razu lub na Racibórz, ale jak jechałeś przez Gliwice i nawet nie pomyślałeś, aby się piwa napić to masz ....
Ty już wiesz co .. a już zupełnie poważnie - relacja zajebiocha - teraz tylko czekam na wersje do MotoVoyagera (z laptopem do sracza nie bede chodził!)
__________________
Ramires Serwis HONDA Industrial / maszyny i urządzenia spalinowe - Otwock / Józefów |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Wypad 2-3 dniowy na UK Lwów | gieneknowy2012 | Umawianie i propozycje wyjazdów | 18 | 11.12.2012 08:12 |
Wypad w Alpy - Zell am See | ramires | Trochę dalej | 96 | 21.07.2012 01:25 |
Wypad do Fortu Gerharda. | diverek | Umawianie i propozycje wyjazdów | 24 | 28.06.2010 16:33 |
Wypad w Alpy - Dolomity | don_Pedro | Trochę dalej | 14 | 02.09.2008 14:35 |