14.11.2008, 19:29 | #271 |
buszujący w zbożu
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Szczecin
Posty: 678
Motocykl: RD07
Przebieg: 33.000
Online: 1 dzień 13 godz 40 s
|
... poczytałem tutaj, popatrzyłem ... wpadłem w kompleksy i zamykam się w sobie czyli pisać nic już nie będę na tym forum ...o BoRZe ... ale wyjazd ... na koniec powiem GRATULACJE ! ... hehehe ... żartowałem ... bede pisał a co ?! ... lepszego forum nie widziałem ...
__________________
Wszyscy leżymy w rynsztoku, ale tylko niektórzy spoglądają w gwiazdy. Ostatnio edytowane przez ENDRIUZET : 14.11.2008 o 21:24 |
14.11.2008, 22:14 | #272 |
księgowy...
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Radom/Rzeszów
Posty: 1,479
Motocykl: KTM LC8 990 Adv.S 08' E-bike CUBE Fox full
Online: 4 miesiące 3 tygodni 5 dni 2 godz 57 min 40 s
|
Qrwa ,aleś mnie na początku wystraszył
|
14.11.2008, 23:26 | #273 |
Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
|
"Obiecuję solennie będę pisał codziennie
and I say all my loving to you! All my loving I will say to you All my loving Darling I will be true..." PS: jestem własnie a pępkówce właśnie i pijemy za każdy palec.... reki i nogi... Idę do auta po gaśnicę.
__________________
pozdrawiam, podos AT2003, RD07A ------------------ Moje dogmaty 0. O chorobach Afryki: (klik) 1. O Mikuni: Wywal to. 2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!! 3. O goretexie: Tylko GORE-TEX 4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów 5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu. 6. Lista im. podoska Załącznik 10655 7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem. 8. O KN: Wywal to. 9. O nowej Afripedii: (klik) |
14.11.2008, 23:37 | #275 |
księgowy...
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Radom/Rzeszów
Posty: 1,479
Motocykl: KTM LC8 990 Adv.S 08' E-bike CUBE Fox full
Online: 4 miesiące 3 tygodni 5 dni 2 godz 57 min 40 s
|
O Podos dałeś znak życia, Wielkie dzięki
|
15.11.2008, 20:34 | #276 |
Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
|
Spoko Zbyszek, zycie płynie dalej. Relacja będzie do końca weekendu. Sorry za zwłokę.
Ku memu zaskoczeniu forumowiczaom podoba sie ta moja pisanina, czym wiele osob na zlocie zmotywowalo mnie do dalszej pracy. Do Swiąt chyba zdązymy
__________________
pozdrawiam, podos AT2003, RD07A ------------------ Moje dogmaty 0. O chorobach Afryki: (klik) 1. O Mikuni: Wywal to. 2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!! 3. O goretexie: Tylko GORE-TEX 4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów 5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu. 6. Lista im. podoska Załącznik 10655 7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem. 8. O KN: Wywal to. 9. O nowej Afripedii: (klik) |
16.11.2008, 01:59 | #278 |
Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
|
Kirgizja c.d
13sierpnia c.d. Przechadzając się wzdłuż zabudowań i kramów bazaru Osh zaglądaliśmy tu i ówdzie do lokalnych jadłodajni aż trafiliśmy na taką, w której nam się spodobało. To znaczy spodobał się mnie, Irmie i Kajmanowi, natomiast Gośka skwitowała to poniższą miną. Mina.jpg Zaraz po tym, czując narastające ciśnienie oddolne, połączone z wystąpieniem perlistego potu na czole Gocha opuściła lokal i kontynuowała przechadzkę na zewnątrz. My zaś oddaliśmy się kontemplacji serwowanych potraw oraz obserwacji produkcji Lagmana. Lagman to wprawdzie tradycyjne danie ujgurskie, więc koniecznie chcieliśmy go spróbować, nie wiedząc czy dane nam będzie do Chin wjechać. Przepis na Lagman tutaj. W dodatku ujgurski Kirgiz zaprosił nas za ladę produkcyjną i zaprezentował sposób rozciągania ciasta. Z miski pełnej zrolowanego ciast grubości palca, jakim cudem niesklejającego się razem wyciągną kilka metrowych zwojów i ruchami podrzucająco-okrężnymi, podwoił lub potroił długość zwoju jednocześnie pocieniając ciasto do średnicy grubego spaghetti. Muszę przyznać, że jego technika zasługiwała na szacunek. Lagman 1.jpg Lagman 2.jpg Zamówiliśmy więc Lagmany oraz faszerowane zielone papryki. Makaron został ugotowany i zalany czymś w rodzaj mięsno jarzynowego baraniego rosołu z kawałkami mięsa i tłuszczu. Zasiedliśmy przy stolikach leżankach z dywanami, tradycyjnie zostawiając buty tuż obok. Wkoło sami lokalsi, w tradycyjnych nakryciach głowy. Zero komerchy! Pure life, O, pardon, samo życie. Zaskakiwała konsystencja makaronu, tak trochę gumowato sprężysta, coś jak śląska kluska. Smakowało tak jak wyglądało, czyli super. Zupełnie nie rozumiem Gosi, czyżby obrzydziły ją brudne ręce podających, czy też naczynie płukane w wiadrze z mętną wodą? Czy czajniczki i miseczki z od lat nie zmytym herbacianym nalotem? A może wszechobecne muchy spacerujące wkoło? Doprawdy, nie wiem. Dość, że zjedliśmy, wypili, dokończyli zakupy na targu i dojrzeli do popołudniowego wyjazdu z miasta. Knajpa 1.jpg Knajpa 2.jpg Knajpa 3.jpg Ustalilimy z kierownictwem, że zaczniemy przecierać szlak w kierunku Chin a dokładnie pojedziemy drogą w kierunku Irkesztam. Zanocujemy gdzieś po drodze w Okolicach Gulczy, tam gdzie nam się spodoba. Czyli 80- 100 km na dzisiaj. mapadnia.JPG Ekipa chętna do wcześniejszego wyjazdu, czyli my z Irmą oraz dwa Patrole Kajmana i Gizma, była gotowa koło godziny czwartej i opuściła miasto udając się drogą na południe. Jest ona jednym z dwóch szlaków transportowych towarów chińskich do Azji Centralnej i znajduje się w stanie permanentnej budowy i remontu. Drogę budują chińskie brygady, chińskim sprzętem i chińskim człowiekiem. Odcinki asfaltowe, raz po raz przeplatane są odcinkami szutrowymi a odcinki ruchu wahadłowego, są sterowane ręcznie, przez chińskie dziewczyny, z twarzami osłoniętymi anty-pyłowymi apaszkami. Bo okrutnie się tu kurzy. Blisko Osh panuje spory ruch, wykorzystujemy jednak przewagę motocykla i wkrótce wysuwamy się na prowadzenie. Droga specjalnie nie zachwyca, prowadzi przez zamieszkałe okolice, są to oczywście zapadłe wioski, ale nic podobnego do europejskich wiosek i miasteczek. Wioski nad gulcza1.jpg Wioski nad gulcza2.jpg Droga biegnie lekko wznoszącą się doliną z przełęczą Czyrczyk wznoszącą się na 2408m npm. Gładko ją przejeżdżamy a po drugiej stronie śmigamy długimi szerokimi zakrętami aby zjechać Gulczy, po osiemdziesięciu paru kilometrach. Tam tankujemy i jedziemy dalej niecierpliwie rozglądając się na boki w nadziei wypatrzenia jakiegoś fajnego miejsca. W końcu jest! Od głównej drogi odchodzi do góry asfalcik, który wygląda jak pozostałość starej drogi, częściowo oberwanej i nieuczęszczanej. Po kilkuset metrach podjazdu przy samym zboczu, pod skałą jest mała zielona półeczka, z miejscem na samochody i namioty. 50m w dół widać główną drogę i wijącą się rzekę. Podoba nam się. Zostajemy. Szybko stawiamy namioty, i zabieramy się za pierwsze poważne gotowanie. W ruch idą noże i jarzyny kupione na targu w Osh posiekane lądują w garnku. Smażymy wszystko na oliwie, dodajemy przyprawy i mięsko zapeklowane przez Gosię jeszcze w Polsce. Pałaszujemy polsko-kirgiskie leczo przy stole, siedząc na krzesłach. No cóż, podróżowanie terenówką ma też swoje niezaprzeczalne zalety. Np. miło sobie gawędzimy przy piwku z lodóweczki. Pierwszy raz nigdzie się nie spieszymy, na niebie mrugają gwiazdy. 14 sierpnia Rano budzi mnie odgłos trzaskania landrynek. Do niczego nie mogę dopasować tego dźwięku więc wstaję zastanawiając się, jakież to zwierze zżera nam motor. Okazuje się, że to zwykłe krowy spomiędzy kamieni wyjadają suche, kostropate rośliny, a one odrywane od korzenia wydają taki trzask. Słońce dawno już wstało my jeszcze w cieniu góry nie jesteśmy narażeni na upał. Biwak1.jpg Biwak2.jpg Spokojne, bez pośpiechu zjedzone śniadanko i zerkamy na mapę. Reszta ekipy ma nas dziś dogonić na popołudniowym biwaku w okolicy granicznej miejscowości Sary-Tash. Tam mamy znaleźć jakąś przyjemną miejscówkę. Sary-Tash, to ponoć dziura, jakich mało, leżąca na styku trzech państw. Kirgizji, Tadżykistanu i Chin. Dwa pasma górskie – Tien-Shan i Pamir oddzielone są dwudziestokilometrową, surową, trawiastą doliną. Dwa lata temu nasza afrykańska ekipa dosłownie wyczyściła półki w sklepie ze wszystkiego, co nadawało się do zjedzenia. Ciekawe czy coś się zmieniło? Zanim to sprawdzimy, zwijamy obóz i zjeżdżamy powrotem do drogi. Krajobraz wreszcie się zmienia, droga zaczyna się wcinać w naprawdę wysokie i pionowe góry. Dziurawy asfalt nie sprawia większych trudności, choć często we wsi napotyka się szutrowy garb. Łatwo go przeoczyć a wtedy można nawet oderwać się od ziemi. Z początku sądziłem, że to pozostałość po zasypaniu płytko położonej rury kanalizacyjnej, odprowadzającej wodę ze wsi do rzeki, ale teraz myślę, że to chyba jednak „leżący policjant”, czyli próg zwalniający. Życie we wsi przy takiej drodze, gdzie każda przejeżdżająca ciężarówka wzbija tumany białego kurzu, osiadającego na wszystkim wokoło, musi być nie lada wyzwaniem. W niektórych wioskach specjalnie polewano drogę wodą, chyba że była wyasfaltowana. Kolejnym dużym zaskoczeniem był zmasowany atak wielkichh ważek, latających stadami w okolicy rzeki. Kilka razy wpadłem w taką chmurę, i gwałtownie chowałem się za szybą, szybko zamykając kask i podciągając zamek polara pod szyję. Na samą myśl, że takie wielkie bydle miałoby mi wpaść do kasku lub za koszulę dostawałem drgawek. Więc prowadziliśmy sobie taką małą wojnę: ja się gotowałem w kasku o one próbowały mnie ominąć. Widząc z daleka chmurę zamykałem kask, wtulałem szyję w ramiona i słuchałem dudnienia trupów o plastik. Brrr. Okolica jednak zachwycała… Zagulcza1.jpg Zagulcza2.jpg Zagulcza3.jpg Zagulcza4.jpg Droga wcinała się coraz mocniej w węższą dolinę i po niewielkim przełomie wjechaliśmy do uroczej zielonej dolinki ze wszystkich stron zamkniętej łańcuchami skalistymi górskimi Wkoło uboga i surowa zabudowa, tu i ówdzie pojedyncze jurty na stokach. Zagulczazielona1.jpg Zagulczazielona2.jpg Zagulczazielona3.jpg Zagulczazielona4.jpg Wkrótce dolina się skończyła i drogę zastąpiła nam grań pocięta zygzakiem drogi prowadzącej pod szczyty gór. To droga na przełęcz Taldyk (3615 mnpm). Ten pierewał, najwyraźniej był ostatecznym sprawdzianem dla wszelkich pojazdów pokonujących drogę z Chin do Osh, Na drodze leżały oderwane elementy zwieszenia, śruby, na poboczu stały rozkraczone ciężarówki, odpięte przyczepy, rozwalone opony czy całe mosty. Jeśli były jakieś braki techniczne – to wychodziły właśnie tutaj. Taldyk1.jpg Taldyk2.jpg W prawdziwie żółwim tempie pod górę poruszały się zapakowane ciężarówki, dymiąc na czarno, i wzbijając niewiarygodne chmury kurzu. Cała droga zasypana była na głębokość kilku centymetrów białym pyłem o konsystencji mąki. Oczywiście pył ten skutecznie maskował wszelkie nierówności i kamienie utrudniając motocyklowi jazdę. Obyło się na szczęście bez niespodzianek, choć naginałem bez obciążenia psychicznego, jako że Irma postanowiła sprawdzić jak się jeździ Nissanem Patrolem. Irma wdzipie.jpg Po drugiej stronie przełęczy łagodny i niedługi zjazd w dolinę doprowadził mnie w okolice celu dzisiejszego dnia. Zanim jednak dojechałem do Sary-Tash oczom moim ukazała się rozległa i płaska dolina, zamknięta olbrzymim masywem ośnieżonych Pamirów. Ogromnym, surowym i zniewalająco groźnym. Zaczęły się prawdziwe góry. Pamiry1.jpg Panorama Sarytash.jpg Sartyaszznak.jpg Sary-Tash okazało się być ciągle dziurą zabitą dechami, kilka sklepików z podstawowym asortymentem. Benzyna 80-tka, oczywiście w plastikowych butelkach po napojach. W sklepie wódka, tuszonka i radzieckie skumbrje w tomacie. Ale było piwo no i nasz ulubiono koniak Calvados, produkcji kirgiskiej. Zakup chleba okazał być się nie lada wyzywaniem. Bo obsługująca młoda kirgiska po rosyjsku niezbyt mówiła. W dodatku chleby miała jako dodatki do obiadów, które serwowali w swojej restauracji. Jednak jej widok nieco odstraszał. Restauracja.jpg Zdecydowaliśmy się zamówić jajecznicę na obiad w naszym sklepie obok, który przynajmniej wyglądał w miarę czysto i przyzwoicie. Wykupiliśmy jajka w całej wsi jednakże okazało się, że z powodu przerwy w dostawie prądu z jajecznicy nici. Nie poddaliśmy się jednak i wyciągnęliśmy naszą kuchenkę. Wzięliśmy sprawy w swoje ręce, i już za chwilę sklep wypełnił zapach smażonej cebuli a my wcinaliśmy pyszną jajeczniczkę. Jajecznica1.jpg Po uzupełnieniu zapasów wody, benzyny, piwa i kilku wydartych prawie siłą lepioszek, ruszyliśmy w kierunku Chin… Sarytasz skrzyżowanie.jpg Skrajem płaskiej jak stół doliny, szerokiej na dwadzieścia kilometrów, prowadził szutrowy dukt, dziurawy jak cholera, bez jednego zakrętu. Z prawej, na południu przeogromny zasypany śniegiem Pamir. Dziko pięknie! Pamirhajwej.jpg Pamirhajwej2.jpg Po pięciu km walki na dziurach, miałem już przedsmak tego, co czeka nas jutro. Siedemdziesiąt kilometrów tej drogi do Irkeshtam, jak nic, wytrzepie nam wszystkie plomby z zębów! Zaczynam się rozglądać za biwakiem, ale wszędzie niebotycznie płasko i w dodatku mocno wieje. Dlatego widząc dochodzący z lewej potok, płynący w naturalnym, nie głębszym niż dwa metry jarze, bez namysłu skręcam i jadę wzdłuż niego, czując, że za chwilę coś tu znajdziemy. Miejsce na baze.jpg I rzeczywiście po chwili w łagodnym obniżonym meandrze potoczku otwarła się płaska trawiasta półeczka, w sam raz wszystkie nasze namioty i samochody. Idealna. Osłonięta od wiatru i schowana przed światem. Niewidoczna z żadnej strony. Zakładamy bazę. A że słońce przypieka, a nam się nigdzie nie śpieszy, wylegujemy się w cieniu patentu z dżipa. Patent z dzipa1.jpg Patent z dzipa2.jpg Na nic nie robieniu z chodzi nam cały dzień. Wprawdzie jesteśmy umówieni na szóstą w „centrum” Sary-Tash, ale na wszelki wypadek wystawiam motocykl „na górę” żeby była szansa dojrzeć go z drogi. Motor widoczny z drogi.jpg Dojrzeli go jednak kirgiscy pasterze i podjechali do nas koniem. Scena zresztą była prześmieszna, bo koń za nic nie chciał podejść do zaparkowanej Afryki. Rżał i boczył się, szerokim łukiem obchodził motocykl wkoło. Trwało to dobre kilka minut, zanim zbliżył się na tyle, żeby w spokoju obwąchać to niecodzienne zjawisko. Kirgizi równie zainteresowani proponują przejażdżkę na swoim wierzchowcu. Grupka kirgizow.jpg Nigdy w życiu nie siedziałem na koniu, nie wiem, co mnie podkusiło, ale wsiadłem na chabetę… Usłyszałem jeszcze od Kajmana, że aby ruszyć trzeba konia trącić piętami. Nakoniu1.jpg Dla pewności trąciłem go dwa razy, Kirgiz gwizdnął, coś krzyknął, klepną konia w zad, dwa towarzyszące im psy, szczekając, rzuciły się za galopującym koniem. - Kurwa, koniku pięknie Cię proszę, zwolnij! – ryknąłem – ale nie zrobiło to na nim najmniejszego wrażenia. Dwa psy pędziły po jego dwóch stronach ujadając, a koń rozpędzał się cwałując w nieznane! Wyglądało, że i koń i psy mają frajdę, a ja zaś modlę się jak przeżyć. Nakoniu2.jpg Nieśmiało spróbowałem zagaić. - Prrrr, koniku – wydałem dźwięk paszczą - a koń nic. - Prrryyyy, pierdolona chabeto – powtórzyłem - a koń nic. Nie rozumie bydle po polsku- konstatuję. Rzuca mnie niemiłosiernie w górę i w dół na twardym drewnianym siodle. Kurczowo trzymająć się łęku przedniego i zerkam na dół. Choć Pamiry coraz bliżej, postanawiam jednak nie zsiadać w locie. Na oko ze 3 razy wyżej niż na Afryce. Nagle zauważam, że w ręku trzymam jeszcze uzdę. Hej! – olśniło mnie - Tym się przecież chyba steruje! Ciągnę trochę jedną ręką – koń lekko skręca. - Ha!- myślę - Mam cię, dziadu! Przynajmniej nie grozi mi już nielegalne przekroczenie granicy tadżyckiej. I wtedy przypomniałem sobie wszystkie westerny, które oglądałem jako dziecko. Szarpnąłem cugle dwiema rękoma i pociągnąłem mocno do siebie. Jak John Wayne! Koń zarył się kopytami w trawie. Pamir przestał się przybliżać. Żyję! Nakoniu3.jpg Skoro umiem już skręcać i zatrzymywać się, nabrałem pewności siebie i postanowiłem wrócić do swoich w siodle. Tym razem raz trąciłem konia pietami i powolutku stępa, wróciliśmy do obozu. Ale przygoda! Wszyscy mają niezły ubaw. Kajman nie pozostawił mi złudzeń, że potrafię już jeździć, Wsiadł na konia i … zresztą popatrzcie sami… Kajmankonno1.jpg Kajmankonno2.jpg Kajmankonno3.jpg Kajmankonno4.jpg W rewanżu, wożę Kirgizów na Afryce po otaczającej nas równinie, Widzę, że mają duża ochotę na przejażdżkę w roli kierowcy, ale nie godzę się na to. Trudno. Oni są u siebie, a jak daleko od domu. Nie możemy sobie pozwolić na żadne straty. Na dowidzenia, Gizmo przehandlował jeszcze z nimi siodło dla swojej żony. Siodło było gdzieś w ich gospodarskich zabudowaniach za niedalekim pagórkiem, więc jeden z miejscowych wsiadł do Patrola z Kajmanem i pojechali na zakupy. I tu nastąpił mały zgrzyt, którego nie jestem niestety w stanie zrozumieć. Jadąc po siodło, Kirgiz ukradł z auta telefon Gośki, schowany w podłokietniku. My kupujemy siodło za 100 dolców, co dla obu stron jest świetnym interesem, integrujemy się, jeździmy sobie na swoich sprzętach, częstujemy papierosami, jest super, a na koniec tak nam odpłacają! O co chodzi? Dobrze, że nie dałem im się przejechać, bo mógłbym Afryki już nie zobaczyć… Późnym popołudniem zaczynają się zjeżdżać po kolei uczestnicy w rozciągniętym peletonie. Oczywiście mojej Afryki nie widać z drogi, więc stoję na straży i świecę światłami, tak żeby każdy dobrze skręcił. Zeszło długo, bo część była na zakupach, tankowaniu, szukaniu ropy do samochodów itd. Ostatni zjeżdżają koło 18tej. Sambor mówi, że jego babcia Afryka coś niedomaga, że ledwo podjechał pod Taldyk Pass i że podejrzewa zapchany filtr powietrza. Tak było w istocie, chłopaki z Dzipów maja kompresory wiec po przedmuchaniu filtra Afryka ożywa a Samborowi wraca humor. Obalamy po parę łyków koniaku rozchodniaczka i zaszywamy się w ciepełku namiotów. Na zewnątrz wiucha zimny pamirski wiatr a my śnimy już o Chinach … Afri popołudniowa.jpg
__________________
pozdrawiam, podos AT2003, RD07A ------------------ Moje dogmaty 0. O chorobach Afryki: (klik) 1. O Mikuni: Wywal to. 2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!! 3. O goretexie: Tylko GORE-TEX 4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów 5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu. 6. Lista im. podoska Załącznik 10655 7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem. 8. O KN: Wywal to. 9. O nowej Afripedii: (klik) Ostatnio edytowane przez podos : 16.11.2008 o 02:02 |
16.11.2008, 10:19 | #280 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 1,117
Motocykl: RD07a
Online: 4 tygodni 15 godz 23 min 43 s
|
piekne foty ! ! ! ! !
u nas deszcz pozdrawiamy !! |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Dlaczego lubię KTM-a | puszek | KTM | 4121 | 27.10.2024 20:14 |
Dlaczego nie kupić DL-650 | Pils | Suzuki | 83 | 30.08.2021 23:14 |
DLACZEGO KIRGIZ SCHODZI Z KONIA? Czyli Leszcz Adventure Team w wielkiej wyprawie badawczej do Azji centralnej | czosnek | Trochę dalej | 230 | 08.11.2020 11:17 |