07.01.2020, 15:06 | #21 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
4.06
Rano klasyka. Panowanie motocykli i jazda dalej. Kierujemy się w kierunku nadmorskiej drogi wiodącej do Sochi. Na stacji podczas tankowania spotykamy Ukraińców z Krymu, którzy gorąco namawiają nas na wizytę na półwyspie. Trochę się łamiemy ale Krym to minimum 3-4 dni na miejscu + dojazd i powrót i możemy nie zrealizować pozostałych założeń. Staje więc na drodze do Sochi. Jeszcze podczas planowania trasy Michał ostrzył sobie zęby na trasę Tuapse – Sochi, która jest niesamowicie wręcz kręta. Dość powiedzieć że google pokazuje że tą trasę da się pokonać w 3 godziny. To zaledwie około 120 km. Jechaliśmy chyba ponad 4 godziny. Zanim jednak wjechaliśmy na trasę koniczne było uzupełnienie straconych kalorii w przydrożnym barze. Po drodze spotkaliśmy również mnóstwo straganów z kaukaskimi specjałami. Sporo tego. Kiszone warzywa, słonina w słojach, miody, orzechy i kupa innych smakołyków. Chwila odpoczynku przed dalszą trasą. W końcu po wielu godzinach walki docieramy do Sochi. To spore miasto. Nie było łatwo znaleźć nocleg i już mieliśmy jechać za miasto ale szczęście się do nas uśmiechnęło i znaleźliśmy hostelik w sumie całkiem blisko plaży. I nawet było Wifi. Szybki wypad na miasto na jedzenie i równei szybki powrót do hotelu gdyż zrobiło się późno. Jutro mamy w planie ogarnąć serwis motocykli ale najpierw trzeba go znaleźć. Musimy też kupić kartę do tela aby mieć kontakt ze światem. Jedno i drugie udaje się zrealizować z powodzeniem. Nadmorski deptak pełen ludzi. Znajdujemy porządny warsztat a obok jest sklep motocyklowy i ogarniamy temary. Zmiana opon i niestety okazuje się że u mnie zdechł napęd i również muszę go wymienić. Zębatka na tył jest, przodu nie biorę bo wziąłem na zapas 14 coby w terenie zmienić więc zakładam własną. Łańcuch też się znalazł, co prawda za długi ale skrócić żaden problem. Ceny usług zbliżone do naszych. Co ciekawe opony zdjęte z naszych motocykli po słusznym już przebiegu gdyż zabraliśmy ściorane dziady aby je dobić na dojazdówce znajdują natychmiast nabywców gdyż chłopaki z warsztatu pocztą pantoflową rozesłali wici do znajomych więc dodatkowy zysk im wyszedł. Motocykle ogarnięte to pasuje się posilić. Najlepsza solanka jaką w życiu jadłem. No i najfajniejszy sklep w Soczi. Soczi jest spoko ale do spokojnego wypoczynku nad morzem lepiej wybrać mniejszą miejscowość jakich pełno po drodze. Są bardziej kameralne i z pewnością zdecydowanie tańsze. Jutro spadamy i zaczynamy naszą kaukaską ekskursję. Soczi jako nieplanowany plan było całkiem fajnym przystankiem na naszej wycieczce choć z perspektywy drogi jaką trzeba pokonać aby się tam dostać chyba więcej bym się nie pokusił. Warto wspomnieć że droga była zabita a to dopiero początek czerwca. Teraz kierunek Respublika Adygea a konkretnie miejscowość Хамышки. |
07.01.2020, 17:19 | #22 |
Stary (P)iernik
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Świeradów Zdrój
Posty: 3,769
Motocykl: XR400 , XR650L XL600V
Online: 4 miesiące 2 tygodni 6 dni 9 godz 39 min 10 s
|
Soczi wieczorem
Soczi klimat Soczi rano
__________________
Ostatnio edytowane przez Franz : 07.01.2020 o 17:27 |
07.01.2020, 21:08 | #23 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
Z Sochi wylatujemy po śniadaniu i z mozołem przebijamy się na wylot z miasta. Zajmuje to sporo czasu i wymaga koncentracji. Żar sakramencki, tankujemy i chłodzimy się lodami na stacji benzynowej. Żeby odbić w kierunku Majkopu musimy dojechać aż do Tuapse i dopiero stamtąd odbić na wschód w kierunku na Gornyj i dalej na Apszerońsk i Majkop. Droga jest zajebista jak już dotarliśmy do asfaltu bo ładny kawał lecieliśmy szutrówką w sakramenckim kurzu. Nie w sensie jakości asfaltu choć ten jest całkiem przyzwoity a im bliżej Majkopu tym lepiej ale z tego powodu że wokół są lasy a wzdłuż części drogi płynie sobie rzeczka co powoduje że klimat jest ciut bardziej przyjazny choć oczywiście dalej czujemy się jak na patelni. W każdym razie poprawa jest. Po drodze mały postój na chłodzenie cieczą i lody. Im bliżej Majkopu tym bardziej zbliżamy się do szaro – burego nieba co nieuchronnie zwiastuje nadchodzącą ulewę.
Sam Majkop jak jest nie wiemy ale to stolica Adygei z populacją ok 150 tys ludzi więc jak na warunki rosyjskie to wiocha. Sama Adygea jest o tyle ciekawa że jest enklawą a otacza ją Kraj Krasnojarski. Sama republika jest malutka a około połowy jej powierzchni zajmują lasy. Przed Majkopem odbijamy w prawo i za kilkaset metrów zatrzymujemy się w knajpie na popas. W samą porę. Ledwie weszliśmy do środka nastąpiło oberwanie chmury czy jakie cholerstwo. W każdym razie zajebista ulewa. W samym lokalu jest pusto. Nie ma nikogo ale otwarte. Pytam nieśmiało czy da się zjeść. Da się. No to trochę tu zabawimy bo nie uśmiechało mi się gonić w tym deszczu. Zamawiamy szaszłyki, popitkę i luzujemy pod dachem, który niestety jest dziurawy jak ser (siedzieliśmy na zadaszonym jakby tarasie) więc jesteśmy zmuszeni przenieść się do wnętrza lokalu. Ciekawy kontrast widać w toalecie. Jedna jest męska i wygląda tak. To wersja de lux. Natomiast damskiej wam nie pokażę bo nie chciałbym oglądać po raz wtóry osranej dziury w ziemi i ścian z betonu. Szaszłyki chyba ze starego barana bo twarde jak beton ale spożywamy bo jesteśmy wygłodniali. Deszcz w końcu ustaje i pozostaje nam nakulać ok 70 km do celu naszej podróży. Robi się już wieczór i po deszczu jest po prostu chłodno. Im bliżej celu tym bardziej mi się podoba to miejsce. Michał z Frankiem pognali do przodu a ja z Jurkiem niemrawo się turlamy podziwiając krajobrazy i szumiącą w dole rzekę. Rzeka jest naprawdę potężna a zwie się Biełaja. Nie jest może jakaś ogromna ale tworzy przełomy i w wąskich wąwozach doskonale widać jej siłę. Lokalna turystyka oparta jest na spływach pontonami po tej rzece. Deszcz dodatkowo spotęgował jej siłę i brudna kipiel nie jest tym miejsce gdzie chciałbym się przypadkiem znaleźć. Po drodze znajdują się też źródełka, z których lokalesi czerpią wodę do baniek. Gonimy dalej, tak całkiem niespiesznie. Z Jurasem zatrzymujemy się na foty i faje a chłopaków już dawno ani nie widać ani nie słychać. Łapiemy się wreszcie przed samą miejscowością. Jest już porządnie szaro i wkrótce zacznie zmierzchać więc rozglądamy się za noclegiem. Wreszcie udaje się na jednej posesji namierzyć spanie pod dachem bo chmury zwiastują że nocą może jeszcze popadać a mając w głowie siłę wcześniejszej burzy to pie$%lę spanie w namiocie. Tym bardziej że tu już temperatura nie rozpieszcza i muszę latać w polarze. Nasz gospodarz wygląda na bandytę ale jest całkiem sympatyczny. Rodowity Adygejec. Mówi nawet po adygejsku. Język kompletnie niezrozumiały i nie ma nic wspólnego z rosyjskim ani z żadnym innym znanym mi językiem. Same Xamyszki wyglądają wieczorem mało ciekawie ale sklep i knajpa jest. Wypakowaliśmy bety i idziemy na zakupy. Rzutem na taśmę tuż przed zamknięciem udaje nam się kupić niezbędne produkty. Wracamy na bazę i siadamy przed jednym z domków z gospodarzem. Po chwili dołącza do nas jego kolega, który mieszka naprzeciwko i też wynajmuje pokoje. Wpadł oczywiście z flaszką. Do późnego wieczora raczą nas opowieściami o tej krainie i ludziach. Wskazują również miejsca które powinniśmy odwiedzić. Na pierwszy ogień mamy obok bazy miejsce mocy tzw. Dalmień który planujemy zobaczyć jutro z rana. Dodatkowo chłopaki wskazują nam drogę przez góry gdzie zajebiście widać bambaki i to kolejny nasz cel, zaraz po zaliczeniu punktu który zaznaczył Michał na tracku ale co to jest to sam sobie nie mógł przypomnieć. Ale to jutro. Dziś spać. |
07.01.2020, 21:53 | #24 |
Zarejestrowany: Sep 2018
Miasto: Słocina
Posty: 1,206
Online: 2 miesiące 2 tygodni 6 dni 18 godz 25 min 52 s
|
Narobiłeś mi smaków Emek... Muszę się napić.
|
08.01.2020, 08:15 | #25 |
Emek wrzuć proszę jakiś ogólny zarys trasy na google maps, czy tam innych mapach.
|
|
08.01.2020, 09:23 | #26 |
Zarejestrowany: Feb 2010
Posty: 56
Motocykl: BMW R 1100 GS
Online: 2 tygodni 2 dni 5 godz 1 min 57 s
|
|
08.01.2020, 09:40 | #27 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
Nie wiem Panowie czy coś wam to da ale wrzucam tracka Michała bo mój garmin zdechł w drodze i wszystko szlag trafił.
Tam są zaznaczone wszystkie ślady jakie opracowaliśmy (lub większość) ale nie wszystkimi trasami udało się przejechać a i nie wszystkie były przejezdne . Może coś tam wyciągniecie. |
08.01.2020, 09:45 | #28 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
Dobra. Lecimy dalej.
Pobudka, śniadanie, pakowanie i w drogę. Z rana nieznany nam jeszcze za dnia krajobraz prezentuje się dość ciekawie. Nasza baza. Sam gospodarz coby nie było jest obszarnikiem ziemskim i mieszka w Majkopie. A na lato pilnuje i wynajmuje te domki. Tak z ciekawości zapytałem co tam uprawia. Ma 100 hektarów czosnku. Nieźle. Najpierw lecimy na miejsce mocy czyli Dalmień. To w zasadzie tuż obok bazy. Dla ciekawych znajduje się dokładnie tutaj. https://www.google.com/maps/place/Ar...6!4d40.1209974 Samo miejsce ledwo udało nam się namierzyć wcale nie tak łatwo. Nie ma oznaczeń i nie widać kamieni z drogi. Parkujemy jakoś tak na raty i po chwili okazuje się że Jurek nam się zgubił. Znaczy motocykl jest, nawet z kluczykami w stacyjce ale Jerzego brak. Jako że interesuje się tego typu tematami to jakoś wyczaił że samo miejsce mocy to nie atrakcja i miejsce mocy ale drogowskaz do miejsca mocy do którego też się udał złażąc po pionowych ścianach wąwozu gdzieś nad rzekę. Słońce oczywiście już wysoko, pali jak chu a ten się gdzieś szwęda po krzakach. Czekamy na niego z pół godziny albo lepiej zanim wylazł z tej dziury. Ponoś odnalazł właściwe miejsce mocy. Po zwiedzaniu miejsca mocy, odnalezieniu Jurka gonimy z powrotem bo kolejny punkt znajduje się w przeciwnym kierunku. Droga fajna, rzeka obok, lasy. Naszę sielankę znów przerywa deszcz. Najpierw łagodny. Dojechaliśmy do miejscówki, którą Michał miał na planach ale tam nic nie ma. Jakaś buda i coś ala stok narciarski. Ponoć tam jest droga skąd zajebiście widać bambaki. Właśnie bambaki. A co to jest? Ano takie coś. Dymamy wskazaną przez lokalesów ścieżką ale bambaki tylko gdzieś tam nieśmiało się wyłaniają ale żeby jakiś super widok był to nie. W końcu w mojej podróży zostaję sam bo chłopcy się wycofali. Spotykam jakąś dziewuszkę więc podpytuję co tam jest. Bardzo pięknie rzuciła i pognała dalej bo akurat znów zaczęło padać. No cóż idę dalej. Tak przeszedłem z kilometr i dalej nic nie widać. Pada coraz mocniej. Pie$%lę , zawracam. Wróciłem na dół a chłopaki skitrały się pod wiatą bo leje znów fest. Musimy przeczekać. Wreszcie deszcz ustaje i możemy ruszyć dalej. To dalej to nawrotka i wracamy z powrotem do wiochy bo dalej drogi nie ma. Ta miejscówka nazywa się Jaworowa Polana i znajduje się tutaj. https://www.google.com/maps/place/Ya...6!4d39.9957195 Wracamy zatem do najbliższej wiochy poszukać czegoś do żarcia. Z powodzeniem. Parkujemy. I szamiemy. Oczywiście chiński Led Bar, którego zanabyłem przed wyjazdem za całe 38 PLN odpadł i dynda sobie na kablu wokół koła. Łapę na trytki coby się nie majtał. Lecimy dalej , za radą naszych przyjaciół od noclegu, mamy przejechać przez most na rzece i dalej jak droga prowadzi. Jeszcze miła niespodzianka nam się przytrafiła. Jedząc podbił do nas koleś i spytał czy piwo pijemy. My na to że nie bo będziemy jechać ale dzięki. Koleś zniknął. Wrócił po chwili z pełnymi siatami browarów, czipsów i żarcia. Chciał nas ugościć. Bardzo miły facet i fantastyczny gest. U nas to się nie zdarza. No to lecim. Na początku jest spoko. Trochę wody. Potem coraz więcej wody i błota. I tak na zmianę. Jeden wydłubany to wyciągamy kolejnego. Ta nierówna walka trwa dopóki woda nie osiągnęła poziomu pasa i po kilku godzinach ujechawszy może kilka kilometrów od zjazdu z asfaltu musimy się wycofać. Droga zaczyna się tutaj jakby ktoś się chciał pokusić o atak. https://www.google.com/maps/place/44...8!4d40.1729076 W sumie dopiero potem wyszło że tak wiele to nam nie brakowało wcale ale po ulewach to było na tamten czas niemożliwe. Wracamy do mostu bo tuż dalej widzieliśmy pole namiotowe z banią na którą ostrzymy sobie zęby. Zajeżdżamy. Pole jak pole, kawałek lasu , jakaś szopa i kibel a koleś krzyczy po 400 za łeb + 1000 za korzystanie z bani. Chyba go poyebauo. Wracamy znów do mostu bo obok widziałem fajną miejscówkę na biwak. Miejscówka jest i to fajna. Zostajemy. Musimy się wysuszyć bo wszystko mokre. Uruchamiamy ognisko i jest zajebiście. Ostatnio edytowane przez Emek : 08.01.2020 o 09:51 |
08.01.2020, 10:12 | #29 |
Stary (P)iernik
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Świeradów Zdrój
Posty: 3,769
Motocykl: XR400 , XR650L XL600V
Online: 4 miesiące 2 tygodni 6 dni 9 godz 39 min 10 s
|
Błotne enduro
__________________
|
08.01.2020, 17:56 | #30 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
Wstajemy i suszenia ciąg dalszy.
Na szczęście nie pada i słonko zaczyna wyłazić. â Obok obozu w dole pięknie szumi rzeczka. Całkiem wartka. Słońce już wysoko a my dalej suszymy. I oczywiście jemy śniadanko z paskudną ruską kiełbasą. W końcu pomału zaczynamy się zbierać. Kiedy w końcu udaje się zapakować na motocykle okazuje się że mamy zonka w Michałowej DR. Sprzęgło upalane we wczorajszych błotach zaczyna się ślizgać i raczej daleko nie ujedziemy. Ruszamy i jakoś się jedzie ale w tym stanie pojazd nie nadaje się do jazdy w terenie. Coś z tym trzeba zrobić. Pierwsza większa miejscowość i zabieramy się za mycie. Po myciu do roboty. Na nasze szczęście DR to prosta konstrukcja i łatwo się naprawia w polu. Na nasze jeszcze większe szczęście jakiś czas przed wyjazdem po tym jak Michał spalił sprzęgło w DR wykonałem do niego telefon i uradziliśmy że zabierzemy jeden komplet tarcz sprzęgła na nasze dwie Drezyny. Przydały się. Głupi to ma fart jak to się mówi. A mieliśmy nie brać. Moto naprawione więc ruszamy dalej. Kolejnym punktem na naszej drodze ma być Burnyj. Nie pytajcie czemu. Bo tak. Bambaki i wodospady. Lecimy i już z daleka widzimy co tu się szykuje. No więc chłopcy muszą pozakładać kondomy. â Lecimy dalej i niestety znów mamy awarię. XR Franza prycha kicha i w końcu zdycha. Nie daje się uruchomić więc trzeba rozbierać. Jak ktoś kiedyś to rozbierał to wie, że to proste ale czasochłonne. Kiedyś miałem podobne objawy i powodem było paliwo w airboxie. Zaczynamy od tego. Po zdjęciu pokrywy wylewa się kupa paliwa więc już wiemy o co kaman. Jako że to trochu potrwa a do Burnyj już niedaleko Ja z Michałem i Frankiem robimy przy XR a Jurek jedzie na rekon sprawdzić czy są tam jakieś noclegi bo to już pogranzona. Na szczęście burza poleciała bokiem na wschód więc jest sucho. Moto wyczyszczone, odpala więc możemy zabierać się za składanie. W tym czasie wrócił Juras z dobrymi wieściami. Załatwił nocleg i po drodze mamy sklep. Fantastycznie. Jedziemy. Najpierw szoping w miejscowości Pierewałka a potem droga dalej. Chcemy tutaj zostać na 2 dni bo tego co mamy zobaczyć nie ogarnie się w jeden. Bazę mamy spoko, domek drewniany, obok przybudówka z kuchnią i łazienką. Gospodyni to lokalna nauczycielka i szefowa klubu wiejskiego. Miszka za płotem. Pobyt na wsi zobowiązuje. A oto i rzeczony klub. Czynny do 21 i muza nawala. Dzieciaki tańczą na zewnątrz. Idę obadać temat. No klub jak się patrzy. Nasza gospodyni z dumą prezentuje cały lokal. Utrzymują go sami. Państwo nic nie daje. Na fotach nasza gospodyni w stroju ludowym z mężem i koleżankami poniżej (ta w środku). Nocą klub tętni życiem. Walimy na rekon nad rzekę . To Mała Łaba Jutro plan szwędaczy. Mamy do oblukania 2 wodospady i bambaki. |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Północny Pakistan na przełomie września i października 2019 | trolik1 | Umawianie i propozycje wyjazdów | 17 | 21.12.2018 10:13 |
Kaukaz Północny. Ktoś był? Wszelkie info mile widziane. | Emek | Przygotowania do wyjazdów | 23 | 20.06.2017 17:27 |