Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05.01.2012, 01:52   #21
luki.gd
 
luki.gd's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Gdańsk
Posty: 77
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
luki.gd jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 3 dni 13 godz 10 min 21 s
Domyślnie komentarz z czoła... (Dzień 4 (Novodnistrovsk, Bałta))

Ha! potwierdzam... a tym razem było to tak...

Dzień zaczął się leniwie... w powietrzu unosiła się wilgoć, czyżby czekała nas zmiana pogody? Nic z tego, po śniadaniu wiedzieliśmy, że będzie upał... Słońce zaczęło prażyć, a na niebie ani jednej chmury! Też tak mieliście?

Wróciliśmy na drogę. Jadąc starałem się zlokalizować potencjalnie fajne miejsca na nocleg, po to żeby ustalić ile ew. można było jeszcze jechać, żeby może było mniej zabawnie, a bardziej komfortowo, niż poprzedniego wieczoru . Szału nie było...

Novodnistrovsk...
Przy pierwszym napotkanym śmietniku po wjeździe do miasta zrzucamy śmieci. Jak zawsze zlatują się ciekawscy lokalesi. Pytają gdzie jedziemy. Od razu udzielają 1001 fantastycznych rad, wprowadzając zamęt w nasze mętne plany . Jeden przez drugiego na zmianę gadają żeby jechać albo nie jechać daną drogą. Chcieliśmy jechać przez Mohylów Podolski ale ponoć tam nas napadną, okradną a milicja będzie chciała kasę... pięknie... no nic dziękujemy za cenne rady i jedziemy dalej. Wylot z miasta wygląda kosmicznie... kosmicznie przygnębiająco... ulice szerokie, że niejeden rusłan (tym razem samolot) by wylądował, trzy bloki na krzyż, pole, krowa i koń... tradycyjny mix stosowany w tych rejonach... Wpadamy jeszcze tylko na stacje po paliwo.

Tama...
Jadąc betonką (tak nam radzili lokalesi) wpadamy na tamę. Wygląda super! - pomyślał Luki. Co pomyślała tama, tego nie wiadomo... Przed tamą bunkier milicji, albo innej formacji, wygląda groźnie, nie zatrzymują nikogo... ale ewidentnie pilnują tamy, pewnie przed szarańczą. Nieco poniżej tamy jakaś budowa prowadzona w szaleńczym tempie, kamazy kręcą się jak bąki po łące.

Tuż tamą stajemy. Dzikie miejsce parkingowe, ale widok super. Droga ciągnie się dalej wzdłuż brzegu, szkoda, że nie dotarliśmy tu wczoraj, byłaby kąpiel i fajny widok...

Ruszamy dalej. Miało być prosto. Za tamą w prawo, do góry itp... Ale coś poszło nie tak... To dlatego nie posuwamy się tak szybko w ustalonym kierunku Mapa jakby swoje, a GPS swoje, a okolica jeszcze co innego, ale co tam widoki są fajne. Teraz to już ewidentnie lecimy bokiem, drogi ultra mało uczęszczane. Przejeżdżamy przez kolejne wioski. Zero życia. Czasem jakieś dzieciaki grające w piłę.

Za wsią Zherebylivka na podjeździe pod górę, drogą chyba z okolic 45 roku, straciłem ogon. Znaczy nie widzę Michała. Staję. Cisza... FCK! Pomyślałem... Podjazd nie był jakoś extremalnie trudny, ale dziury spore a nawierzchnia luźna. Biegnę w upale w dół... Za zakrętem Michał i jego zielona żaba wpadają sobie w objęcia - znaczy Michał maca motora po kole.. hmmm... później macam ja - potwierdzam, jest luz, łożysko wyraźnie robi stuk-puk. Tu nic nie zrobimy, musimy jechać dalej.

A dalej poszło dziwnie, klucząc przejechaliśmy przez Mohylów Podolski, Jampol - tu oznaczenie dróg było na tyle fatalne, że nie trafiliśmy we właściwą i odbiliśmy na północ jadąc przez Tomaszpil dotarliśmy do Wapniarki. Ponieważ Michał miał problemy z łożyskami w przednim kole, postanowiłem nie katować zbytnio po gorszych drogach, a ta była póki co całkiem niezła.

W Wapniarce tankujemy na stacji, klucząc zrobiliśmy sporo kilometrów. Na stację zajechał moskwicz, też tankuje, jakoś tak śmiesznie, przez bagażnik, a w bagażniku... no co? co można mieć w bagażniku - no silnik zapasowy

No dobra, koniec kluczenia, lecimy w kierunku Krymu. Mijając miasta (niestety okazało się, że GPS miał wyłączonego tracka) jedziemy w kierunku Bałty. Kluczenie i tak było. Do Bałty wjechaliśmy zdaje się od północy, drogą T1605 jadąc przez Koazckie.

Miało nie być katowania po bezdrożach, ale to co się działo na drodze przed Bałtą, zaskoczyło nawet mnie. Pamiętam, że przejechaliśmy przez wioskę, nawet zadbaną, skręt w prawo... droga mocno pod górę, bruk... szok? skąd tu panie bruk? No nic, żeby nie trzepało biorę rozpęd, lecę... na szczycie okazuje, kończy się sensowna nawierzchnia, urwiska, kratery, piach, resztki asfaltu, teraz droga leci w dól... za chwile w ostro górę... po czwartym podjeździe ogarną mnie śmiech ze zmęczenia... Ile jeszcze takich podjazdów i zjazdów przed nami? Upał był niemożliwy. Na szczęście ten był przedostatni lub ostatni.

Bałta
Szybkie zakupy w markecie Tranzit, nawet niezły. Oczywiście nabywamy piwo na wieczór . Krótki odpoczynek i lecimy dalej.

Jedziemy droga wzdłuż torów kolejowych, szukając miejsca na nocleg... No... ale przy torach to spać nie będziemy, no to jedziemy. Droga jak ser. Dziurawa. Ale dziury specyficzne. Zupełnie inny gatunek niż na północy. Te są konkretne, jakby ktoś chciał się przebić na druga stronę globu...

Ostatecznie, jak napisał Michał, znajdujemy super miejsce na spanie. Polanka cała dla nas. Rozbijamy obóz. Jemy kolację. Zrobiło się ciemno. Pijemy piwo i gapimy się w gwiazdy. Rozmawiamy o życiu... Jest zajebiście...

Nie zawsze udaje się jechać zaplanowaną drogą, czasem człowiek coś przegapi, ale też nie warto w kółko zawracać i uparcie trzymać się planu, najważniejsze, żeby dotrzeć do celu, albo w jego okolice. Z tego dnia zapamiętałem mnogość krajobrazów, niesamowite podjazdy i zjazdy w kierunku Bałty, gorące i suche powietrze na drodze, polankę z wysoką trawą, niebo z gwiazdami, otaczającą nas ciszę... i jeszcze chłodne piwo

--
luki

Ostatnio edytowane przez luki.gd : 05.01.2012 o 03:52
luki.gd jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 05.01.2012, 03:32   #22
luki.gd
 
luki.gd's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Gdańsk
Posty: 77
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
luki.gd jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 3 dni 13 godz 10 min 21 s
Domyślnie komentarz z czoła... Dzień 5 (Shyryajev, Mikołajów)

Ha! Na czele sprawy miały się podobnie, aczkolwiek...

Łożyska
Po śniadaniu ponownie oceniliśmy stan łożysk. Nie było znacząco gorzej niż wczoraj, ale jednak mimo to słabo. Na dodatek okazał się, że mamy braki w dokumentacji elektronicznej i nie znamy symboli, rozmiarów. Michał wykonał telefon, czy smsa do supportu mechanicznego i oczekując na dane, uzgodniliśmy że polecimy w kierunku Odessy szukając sklepu ze złomem, a jak nie znajdziemy to w Odessie na pewno coć będzie.

Z Bałty jedziemy na Ananiv, Boyarkę, droga 1605 w kierunku Odessy. Miało nie być jazdy offem... Ale ta droga to jakaś taka... Zabrakło asfaltu za Shymkowe, zaczął się piach

W Shyryajeve zatrzymujemy się na chwilę. Kupujemy coś do picia, pytamy o stację, ale ostatecznie nie chce się nam wracać, coś mówią, że następna w naszym kierunku jazdy daleko... Ruszamy dalej.

Sklep...
Zauważam sklep ze złomem. Idę, pytam o łożysko... ale nie wiem jak jest łożysko po rosyjsku... szit... gościu ni w ząb nic nie kapuje, po migowemu także... Ponieważ sklep bardziej przypomina dawny GS, to nawet nie zaglądam do środka... Ruszmy dalej... Nagle widzę sklep, jakby nieco bardziej motoryzacyjny, już nie pamiętam, czy miał na zewnątrz kaseton SKF - widziałem wcześniej że sklepy motoryzacyjne często mają taką reklamę - wchodzimy... Okazuje się, że to sklep z częściami do kombajnów! No... to prawie w domu, coś się znajdzie... W środku dwie panie, no nic.. tłumaczymy o co chodzi, dalej nie wiedząc jak jest łożysko w języku który rozumieją. Pokazujemy jakieś części, na których są założone łożyska, pani pyta po co nam część od kombajnu? Słusznie, po nic. Chcemy tylko o to, to okrągłe... No! Pani pyta o numer. A Michał ma już numer. Nawet dwa i są to numery łożysk. Pani pyta czy chcemy kitajskie czy ruskie? Chyba wzięliśmy ruskie... Pytamy o warsztat, mechanika. Zawsze to lepiej mieć jakiś młotek do wybijania łożysk pod ręką. Dostajemy instrukcję, jedziemy...

Warsztat...
Warsztat, okazał się być podwórkiem na zapleczu sklepu z częściami do samochodów. Mechanik, okazał się być sympatycznym, małomównym gościem śpieszącym się na ślub. Na dodatek to były żołnierz, stacjonował kiedyś w Legnicy. Cool! Michał dogaduje cenę i działamy. Za fachowy podnośnik robi pieniek - wiadomo, jak to w warsztacie. Pomagamy w całej akcji robiąc dokumentację fotograficzną. Mechanik wie w czym rzecz. Sprawnie wybija stare łożyska. Przy okazji ustaliliśmy przyczynę awarii - woda... Nowe łożyska zostają otworzone i uzupełnione smarem! WOW! Jestem pod wrażeniem staranności pracy. Poszło szybko i sprawnie. Grzecznie dziękujemy, rozliczamy się i jedziemy dalej... ale już nie do Odessy - walimy na Krym!

Mykolaiv...
Przed wjazdem do centrum robimy postój. Dzień się powoli kończy. Chcemy zrobić zakupy. Ustalamy trasę, a ponieważ trzeba szukać miejsca do spania, a najlepiej nad wodą, decydujemy się nie jechać prosto, czyli na Kherson drogą M15, a brzegiem Południowego Bugu drogą T1505. Nagle jak spod ziemi wyrasta jakiś typ, leci do nas, widzi, że "czytamy" mapę. Pyta dokąd. No to mówię grzecznie że na Krym, ale teraz w kierunku na Lymany... Na to słyszę, że tam droga zła i on się nie zgadza z takim pomysłem. Zaczyna dyrygować... po trzecim, wyraźnym stwierdzeniu, że my właśnie chcemy jechać tą drogą, przestaje gościa słuchać i wrzucam ignora. Udaję, że go niema... I co? I znikną, znaczy oddalił się w swoim kierunku. W centrum robimy zakupy.

Lymany...
Mijamy Lymany, zachód słońca blisko. Z drogi odbijamy w kierunku brzegu rzeki. Jest wysoko, ale jakaś droga prowadzi w dół. Stajemy żeby zobaczyć co na dole. Tu gdzie stoimy pasa się kozy. Nagle podchodzi starszy, siwy gość, zaczyna zagadywać. To pan Piotr. Mówi, że na dole, obok beczki (?!) jest miejsce, że możemy spokojnie rozbić namiot, że on tam sprząta czasem, zrobił stół i ławkę. Super! Przyjdzie później... Zjeżdżamy.

Pan Piotr...
Na dole miejsca mało, ale dla nas wystarczy. Woda blisko. Faktycznie jest beczka. Beczka to przecięta w pół postawiona na sztorc cysterna. Zardzewiała. Robi wrażenie . Robimy szybką kąpiel. Rozbijamy namiot. Przygotowujemy kolację na ciepło. Robi się ciemno. Michał oddala się w krzaki. Dalej scena jak w komedii Barei. Słyszę, że ktoś idzie. Myślę - Michał, ale nie... Lekko wcięty gość, wiek 40-50, mija mnie, podchodzi do beczki, otwiera kłódkę zabezpieczającą skobel drzwi, otwiera drzwi... i... zapala światło! Zaraz, zaraz.. co jest grane? Pan Piotr mówił wprawdzie, że rano wędkarze mogą przyjść bo w beczce trzymają swoje rzeczy... Ale do rana jeszcze daleko... Stoję osłupiały. Podchodzę do beczki... Nagle gość wypada i zadaje mi pytanie: Będziesz dzwonił na Milicję? Zatkało mnie. Więc stoję, taki osłupiały i zatkany i mówię: Nie. Po co mam dzwonić na milicję? Gość mówi, że OK, że w takim razie dziękuje mi bardzo, że on tu śpi, czy mieszka... Już dokładnie nie pamiętam co jeszcze mówił, w każdym razie przez moment widziałem, że w beczce poza łóżkiem prawie nic nie ma.

Po kolacji przychodzi pan Piotr. Przyszedł z psem, fajny wilk. W ręku trzyma radio-latarkę chyba chińska, duża, gra i świeci, ot takie fajne coś - z tego co pamiętam dostał od żony w prezencie. Mówi, że przyjdzie zaraz, odprowadzi psa, coś przyniesie. No i przyszedł, przyniósł arbuza! Jesteśmy w szoku. Siadamy przy stole. Opowiada nam o tym miejscu. O koledze z beczki. Częstujemy piwem, ale nie pamiętam czy w końcu się poczęstował. Opowiada o swojej rodzinie. O biedzie. O sobie. Był milicjantem Jak się okazuje, na Ukrainie prawie każdy był milicjantem, a jak nie był to będzie, a jak nie on to ktoś z rodziny, sąsiad, pies, krowa lub koń. Co zrobić, to chyba jedyna pewna i płatna praca. A jak stoisz na drodze, to jeszcze dorobisz. No tak. Jego córka wyszła za turka, oficera marynarki wojennej. On na emeryturze. Ma kozy, psa. Wesoły i pozytywny człowiek. Chyba mu się trochę nudzi. Pyta nas o rodziny. Postanawia poszukać dla mnie żony . Wyciąga notes, notuje do nas namiary. Widać, że notes ma wiele namiarów. Pan Piotr to gość, orientuje się w sytuacji geopolitycznej, wie gdzie tanio a gdzie drogo, gdzie bieda a gdzie dobrobyt. Czasem jednak nie rozumiemy co mówi. W tym rejonie język jest już wyraźnie inny. Ale rozmowa jest sympatyczna. Zajadamy arbuza. Dzień już dawno się skończył. Idziemy spać.

To był dobry dzień. Rozwiązaliśmy problem z łożyskami. Spotkaliśmy ciekawych ludzi. Zadumaliśmy się nad losem człowieka, który stracił wszystko - kilka lat życia w więzieniu, rodzinę - teraz mieszka w beczce - co robi poza tym, z czego żyje, czy ma co jeść... nie wiemy... My to jednak mamy klawe życie...

--
luki
luki.gd jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 05.01.2012, 11:19   #23
jawy88


Zarejestrowany: Sep 2010
Miasto: KROSNO
Posty: 27
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
jawy88 jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 6 dni 1 godz 48 min 24 s
Domyślnie

Relacja super!!!!!!
jechałem tymi drogami w okolicy BAŁTY,, rewelacja,,, początek XXwieku to delikatne określenie,,, kazda wies z inaczej malowanymi domami(cześć kryta strzechą) dzieci pasące krowy...

Ostatnio edytowane przez jawy88 : 05.01.2012 o 12:21
jawy88 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08.01.2012, 17:43   #24
mikelos
 
mikelos's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Feb 2011
Miasto: okolice Pruszkowa
Posty: 652
Motocykl: Husqvarna 701
mikelos jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 6 dni 4 godz 45 min 33 s
Domyślnie

Dzień 6 (Cherson, Kransoperekopsk, Olenivka)

Poranek zaczynamy od drobnego babrania się w motocyklach. Afryce trzeba lekko podciągnąć łańcuch, KLR prosi o łyk oleju - takie tam drobiazgi. Na dziś mamy mało ambitny cel by wjechać na Krym i dostać się na południowy zachodni cypel.

Od moto krym 2011


Wracamy do głównej drogi i lecimy w kierunku miasta Cherson, który jest nieco mniejszy od Mikołajewa, ale za to fajnie położony nad Dnieprem. Droga jest bardziej ruchliwa niż dotychczas. Ukraińscy kierowcy permanentnie olewają ograniczenia prędkości, linie ciągłe i inne zbędne ozdobniki. Czuję się jak w Polsce na początku lat 90 - stare BeMy i VW, popierdując na niebiesko wyprzedzają na trzeciego "frajerów" w ładach i moskwiczach. Jeżdżą ofensywnie, jakby od każdego manewru zależało ich być albo nie być. Niestety, dopiero za Krasnoperekopskiem zjedziemy na lokalną drogę, teraz musimy po prostu na nich uważać.

Cherson mijamy właściwie bez zatrzymania, nic nie zwiedzamy choć jest tam kilka rzeczy do obejrzenia. W Krasnoperekopsku zatrzymujemy się na chwilę by kupić jakiś jogurt i bułę. Większość sklepów spożywczych jest z naszej perspektywy, idiotycznie zorganizowana w środku. Zamiast samoobsługi, pod ścianami poustawiane są po 2-3 lady a za każdą inna baba, która pilnuje swojego "odcinka frontu". W ten sposób by kupić kilka różnych rzeczy, musisz 3-4 razy płacić u każdej z nich. Tłumaczę sobie, że to rozwiązanie ma tylko dwie zalety: jest skuteczniejsze przy pladze kradzieży i daje pracę sporej grupie osób (inna sprawa, że to nic innego jak ukryte bezrobocie )

Północna część Krymu to tereny typowo rolnicze, usiana siatką kanałów nawadniających i systemu śluz. Na olbrzymich polach pracują równie olbrzymie podlewaczki. Jedną z nich podglądam z bliska. Ma rozpiętość kilkuset metrów, napędzana jest monstrualnym widlastym silnikiem (czołogowy ?) i obsługiwana przez "gościa w budce". Facet ma w środku budki koje do spania + mały telewizor i tak sobie jeździ po polu - wprzód i w tył - można oszaleć.

Od moto krym 2011


Po wjechaniu na Krym, skręcamy w prawo i kierujemy się w stronę miejscowości Cziernomorskoje. Jest to coś w rodzaju kurortu, no w każdym razie jest plaża i tłumek ludzi. Razem z Lukim szybko liczymy średnią wieku ciał które opalają się wokół, wynik nas nie zadowala, więc ruszamy dalej w kierunku Olenewki. To kolejny kurort, który w ostatnich latach przeżywa szybki rozwój w stylu azjatyckim: kwatery, hoteliki, pola namiotowe + tłumek ludzi, kurz, głośna muzyka i śmieci. Coś a'la Dębki we wczesnej fazie kolonizacji, tyle że w stylu ukraińskim i bez szans na unijne dotacje. Nie kręcą nas te klimaty, kupujemy wino do kolacji i uciekamy.

Jedyną asfaltową droga dojeżdżamy na cypel w miejscowości Majk. Głowną atrakcją jest latarnia morska (jest na co 3 widokówce), na którą jednak nie można wejść, bo jest na terenie jednostki wojskowej. Druga atrakcją jest wysoki klif i 2-3 bazy nurkowe. Wyposażenie baz jest w standardzie "ryzykuj i zgiń" więc nie reflektujemy. Wszędzie walają się śmieci, szkło, papiery - wynalazek kosza nie śmieci jeszcze tu nie dotarł. W okolicy najciekawszy jest południowy odcinek wybrzeża, od Majka do Okuniewki (ok 20 km) szutrów, klifów i takich widoków, że aparat niemal nie wychodzi z ręki. Wszędzie plączą się gruntowe drogi, GPS nieco świruje. Przy nawigacji wspieramy się atlasem "Крым. Атлас туриста м-б 1:100 000" kupionym okazyjnie w warszawskiej księgarni.

Od moto krym 2011



Od moto krym 2011



Od moto krym 2011


Po kilku kilometrach docieramy do fajnej zatoczki z dobrym dostępem do wody. To ważne, bo klify mają kilkanaście metrów wysokości i w grę wchodzi tylko "clif diving". W zatoczce biwakuje już ekipa przemiłych bajkerów z Ukrainy (jakiś czoper + Suzuki DRZ). Jeden z nich mówi płynnie po angielsku, więc nareszcie możemy się dogadać bez problemów. Okazuje się, że parę godzin wcześniej jechała tędy ekipa z Polski na Afryce - chłopak z dziewczyną, czyli - jak się okazało po powrocie - forumowy SzymonBBI Decydujemy się na rozbicie namiotu na samej plaży, tak by widok na morze Czarne nie wymagał nawet wychodzenia ze śpiwora Wieczorem mamy jeszcze wizytę koni, które przychodzą do wodopoju urządzonego w starym wagonie kolejowy. To co nam przeszkadza to śmieci - są dosłownie wszędzie. Szukając zasięgu komórki plącze się po okolicznych wzniesieniach i co chwila napotykam się na wielkie worki pełne śmieci, pomiędzy którymi skaczą wielkie czarne ptaszyska (wrony ?) Pewnym elementem folkloru są także tutejsze kibelki, czyli bardaszki złożone z 4 patyków wbitych w ziemię i osłoniętych z trzech stron folią.

cdn
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles

Ostatnio edytowane przez mikelos : 08.01.2012 o 20:12
mikelos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09.01.2012, 21:55   #25
mikelos
 
mikelos's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Feb 2011
Miasto: okolice Pruszkowa
Posty: 652
Motocykl: Husqvarna 701
mikelos jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 6 dni 4 godz 45 min 33 s
Domyślnie

Dzień 7 (Bakczysaraj, Jałta, Ałuszta)

Rano startujemy w kierunku Bakczysaraju, początkowo jadąc szutrami wzdłuż wybrzeża, stopniowo jednak nieubłaganie oddalając się od niego. Szkoda, bo widoki są wspaniałe. Mijamy kolejne osady, większość z nich w rzeczywistości to kilka domów, zrujnowane budynki gospodarcze i ogólny pierdzielnik wokół. Wszędzie wysokie trawy falujące na wietrze i zero drzew. Stopniowo teren staje się bardziej pofalowany, by w okolicach Bakczysaraju zamienić się w regularne góry. Nie wjeżdżamy do miasta (szkoda, bo jest tam ciekawy pałac - kolejny dopisany do listy do "zobaczenia na potem") tylko szukamy drogi do skalnych miast. Wybieramy wjazd od południa, od strony rezerwatu geologicznego.


Od moto krym 2011


Od moto krym 2011


Sam rezerwat geologiczny ciągnie się po lewej stronie asfaltowej drogi, po prawej rozciąga się dolinka rzeczki o nazwie Kacza. Walczę ze sobą nie fotografować każdej skały, bo każdy zakręt drogi to nowy widok. Uparcie szukamy drogi dojazdowej do skalnych miast. W końcu ją znajdujemy, ale jest dosyć paskudna. Jest upalnie, pot leje się po dupskach a my walczymy na ścieżce wrzeźbionej przez deszcze o centymetry przyczepności. Kilka razy kończy się to glebą. Kufry to wspaniały wynalazek na drodze, ale w takim terenie to generator klientów dla ortopedów. Tego dnia kufry kilka razy chciały zmielić mi stopy, widok Lukiego wyposażonego w GiantLoopa dał mi do myślenia - może jednak to nie jest takie głupie ? Wymęczeni walką i upałem odpuszczamy zwiedzanie skalnych miast (kolejny krzyżyk na liście "na potem ).

Od moto krym 2011


Od moto krym 2011


Wybieramy trasę na Jałtę, decydujemy się jechać drogą T0117, która wije się na mapie jak sparaliżowany wąż. W rzeczywistości widoki są bardzo ograniczone, bo cała trasa jest mocno zadrzewiona. Zakręty są ciasne, słabo wyprofilowane i tak gęste, że nie bardzo jest sens się rozpędzać. Kilka razy kierowcy z przeciwka podnoszą nam ciśnienie, ale w końcu docieramy w okolice przełęczy (ok 1300 mnpm). Widok na Jałtę i Ałusztę - niezły landszafcik.


Od moto krym 2011


Na przełęczy próbuje się nam - trochę na siłę - dosiąść autostopowicz. Obdartus w baraniej skórze, od którego pośmiarduje nie koniecznie najnowszą kolekcją Diora. Słońce powoli zdycha, więc poganiani tym smrodkiem, szybko odpalamy zjazd w dół.

Zmieniamy nieco taktykę zjazdu, siadamy bezpiecznie na ogonie jakiegoś auta i używamy go jako osłony przed tymi jadącymi z dołu. W 2/3 zjazdu spotykamy ekipę bajkerów z Polski - a jakże - na AT . Stoją przy policyjnej budzie, więc zatrzymujemy się sprawdzić co się stało. Dziewczyna jadąca z nimi na GS spotkała się na zakręcie z samochodem, który był łaskaw ściąć zakręt. Nie wygląda to zbyt wesoło. Koleżanka w szpitalu, GS z pogiętymi lagami na poboczu a kufry w proszku. Ekipa przez 3 dni musi zostać w Jałcie do dyspozycji policji. (BTW: Jeśli ktoś z tej ekipy jest z forum, proszę dajcie znać jak to się skończyło). Żegnamy się trzymając kciuki za zdrowie koleżanki i ruszamy w dół. Prędkości mamy jakieś takie skuterowe, ręka sama ciągnie za klamkę.

Docieramy do obwodnicy Jałty (dwupasmowa droga H19). Jest późno, zapada zmrok a w koło pełno cywilizacji. Nie mamy ochotę na wjazd do samej Jałty, dziś i tak nic nie pozwiedzamy. Szukamy jakiegoś kempingu i tak szukając docieramy po zmroku do Ałuszty. Tłumy ludzi, samochodów, muzyki - a my głodni szukamy jakiegoś skrawka kempingu. W sklepie kupujemy papu na kolację i coś z kolekcji tutejszych win. Kluczymy uliczkami Ałuszty, kierując się mniej więcej w stronę mitycznego kempingu na południu.

Kręcimy się tak z półgodziny, w końcu zatrzymujemy się przed jakąś stalową bramą - dalej drogi nie ma. Luki idzie pogadać ze strażnikiem na bramie. Zanim Luki wrócił, elektryka w KLR weszła w tryb mrocznego jeźdźca: koniec prądu, koniec świateł, koniec jazdy. Za 50 hrywien brama się otwiera, odpalam bydlaka na pych bo na szczęście jest z górki. Jadę za Lukim, choć nie wiem gdzie jadę, bo oświetlenie faluje w rytm obrotów. Zjeżdżamy spiralną pochylnią w czymś na kształt atomowego silosa. Mijamy jakieś betonowe instalacje, falochron i keję - akurat w rozmiarze do zaparkowania łodzi atomowej. Na końcu drogi wita nas mały betonowy placyk. Z czołówkami na głowach szybko go penetrujemy, niestety obesrany jest dosyć skrupulatnie.

Dalej wzdłuż kamienistej plaży biegnie tylko gruntowa droga. Po prawej wznosi się stroma skarpa z kępkami drzew. Luki jedzie spenetrować ścieżkę, ja zostaję przy KLR podtrzymać elektrykę przy życiu. Jedyne co mnie martwi, to regularne syczenie wokoło. Luki nie wraca, a to nie w jego stylu. Gaszę KLR, latarka w dłoń, odważna mina i ruszam na poszukiwania. Syczenie narasta, idę a ścieżka zwęża się do rozpiętości ramion karła kulturysty. Na jej końcu widzę szamoczącego się Lukiego. Walczy ze smokiem wawelskim czy co ? Luki szamocze się z Afryką starając się zawrócić na tej ścieżce. Z przodu stroma skarpa, z tyłu skalne odłamki wielkości telewizora na promocji w media markcie. Organizuje mały głaz i rozpoczynamy zabawę techniczną. Luki atakuje przednim kołem skarpę, cofając się nieco skręca, ja w ostatniej chwili wrzucam pod tylne koło głaz. Jedyne o czym myślę, to uniknięcie kontaktu łbem z bagażnikiem Wasilczuka, bo wiem że to twarde bydle jest. Po 5-6 manewrze udaje się nam obrócić Afrykę, niestety ostatni manewr kończymy spektakularną glebą na prawą burtę. Plastiki dostają nowy wzorek chociaż gmole zbierają większość energii. Najbardziej dostaje kask, który majtnął się pod Afrykę. Lekko spłaszczony bardziej pasuje na jakiś kaczy dziób niż Lukiego...

Wracamy nieco ścieżką, znajdujemy jej najszersze miejsce i rozkładamy namiot. Jesteśmy wykończeni, ale powoli zabieramy się za organizowanie kolacji. Luki ma ukryty talent kucharski, z każdym dniem organizuje coraz lepsze żarcie. Leżymy na matach, jemy coś pysznego i pochłaniamy wino, nawet te cholerne syczenie przestaje nam przeszkadzać.

Od moto krym 2011



cdn.
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles

Ostatnio edytowane przez mikelos : 09.01.2012 o 23:15
mikelos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09.01.2012, 22:34   #26
Ivi
covax
 
Ivi's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Podlaska wioska
Posty: 1,045
Motocykl: MZ ETZ 250 i coś jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Ivi jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 1 dzień 13 godz 57 min 29 s
Domyślnie

No właśnie, to my byliśmy!!! Szukaliśmy tego bajkera ale za bardzo się zakamuflował, szkoda, bo rzeczywiście byliśmy w tych samych miejscach w tym samym czasie, zawsze to byłoby raźniej jechać ze swoimi .
Nasza relacja ciągle jeszcze się tworzy
Pozdrawiamy i piszcie, piszcie świetnie się czyta i wspomina!!!!!!!!
Ivi jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10.01.2012, 02:28   #27
luki.gd
 
luki.gd's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Gdańsk
Posty: 77
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
luki.gd jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 3 dni 13 godz 10 min 21 s
Domyślnie komentarz z czoła... Dzień 6 (Cherson, Kransoperekopsk, Olenivka)

Ha! Na czele sprawy miały się podobnie, jednakże...

No proszę, na czele nie zawsze widać co dzieje się z tyłu... a tu już dwa dni przeleciały . Tak więc...

Dzień 6ty naszej podróży to 1szy września. Pakując się powoli myślę o rozpoczynającym się roku szkolnym... pewnie tu także... więc trzeba będzie szczególnie uważać na drodze na dzieci idące na inaugurację roku szkolnego...

Opuszczamy nasze miejsce noclegu, niestety nie daliśmy dary zjeść wszystkich otrzymanych pomidorów. Zabrać ich też nie możemy, nie mamy termosu po przejechaniu całego dnia byłaby pomidorowa! Pan Piotr zapraszał jeszcze rano na kartofle z mlekiem (pewnie kozim) ale na to już też nie mamy czasu, droga czeka!

Kawałek za Lymanami kończy się asfalt. Klasyczna droga z drobnych kamieni. I tak prawie aż do samej Oleksandrivki. Widok na zatokę ładny, lecimy dalej...

Kherson (Chersoń, Obwód chersoński, Ukraina)
Faktycznie jest młyn na ulicach. Trzeba uważać, bo przy każdej szkole czai się patrol. Jedziemy przepisowo. Przebijamy się przez miasto. Byle do mostu i za Dniepr. Formalnie most jest w Antonivce, ale zabudowa jest tak zwarta, że wydaje się, że to ciągle jedno miasto.
Most robi wrażenie. Jedziemy spokojnie. Mam przeczucie. Potwierdza się. Na końcu punkty kontrolne z pełną obsadą milicji - pewnie kiedyś były tam szlabany... dziś tylko kontrola prędkości, może jakieś ważenie...

Droga M17
Wpadamy na drogę M17 i lecimy przed siebie ile się da w kierunku na Armiansk. Na drodze panuje prawdziwa dzicz, później jakoś się ustabilizuje. Klimat zaczyna się wyraźnie zmieniać. Powietrze robi się suche i gorące. Powoli dopada nas zmęczenie. Widoki robią się dziwne. Bardziej księżycowe i pustynne. W Krasnoperekopsku chwila przerwy. Kupujemy chałwę i jogurt. Wzbudzamy zainteresowanie lokalesów. Grupka młodzieży robi sobie zdjęcie z naszymi sprzętami. Ten rejon to już mieszanka rasowa, dziewczyny o kałmuckich rysach, czasem ktoś podejdzie i zagada. Pytają nas o sprzęt. Ile kubików a ile kubłów... Ale wiadomo, kubłów nie mamy, na co nam Pytają o coś jeszcze... ale angielski no abla, ruski to samo, a po ichniemu nie rozumiem...

W odróżnieniu od Michała organizacja sklepów mnie nie dziwi. Mniejszy byłem, po zakupy chodziłem. Było dokładnie tak samo. Nie to co dziś... człowiek wchodzi do sklepu i rządzi... dawniej, to człowiek wchodził do sklepu... i dalej był nikim, za to pani za ladą, czy żena za pultą, decydowała o wszystkim, wycinając talony z kartki i wklejając je do zeszytu... rany... jak ciężko w to uwierzyć.. dziś chyba by to nie przeszło absolutnie...
I jak człowiek był sam, to stał po wszystko w osobnych kolejkach, jak się trafiło na sensownych współtowarzyszy niedoli, to trzymali kolejkę, bywało, że przepadła, bo ciężko było się zjawić jednocześnie w obydwu na raz... więc od tej pory przed wejściem do sklepu ustalamy co kupujemy i rozchodzimy się do swoich kolejek - i czy to nie jest fajne? W końcu to wakacje!!!

Kawałek za Krasnoperekopskiem odbijamy na drogę H05 w kierunku na miejscowość Vorontsivka, aby odbić na drogę T0107 w kierunku na skrajny zachodni punkt Krymu, czyli Olenivkę! Teraz powietrze jest naprawdę gorące. Żar bije od asfaltu. Michałowi podobają się przydrożne stragany owocowo warzywne i pasieki z ulami i miodem. Zatrzymamy się później, aby zrobić fotki i może coś kupić... ale później już nie było...

Jedziemy i jedziemy. Z drogi obserwujemy różne ciekawe konstrukcje. A to maszyny do podlewania, a to betonowe rynny nawadniające ciągnące się kilometrami.

Szybko połykamy kolejne kilometry. Tym razem chcemy być nieco szybciej na miejscu... nieco szybciej niż zmrok... gdyż mrok na miejscu jest zawsze o właściwej dla siebie porze...

Mijamy jakiś kurort.. to Mizhovodne (bo Chornomors'ke kawałek dalej). Z drogi widać, że plaża super, coś jak u nas nad Bałtykiem, biały piach. No to idziemy. Słońce pali... ale na plaży nuda. Wyraźny koniec kanikuły. Nie decydujemy się na kąpiel, poczekamy z tym do wieczora. Ruszamy dalej.

Plaża w Mizhovodne


W Chornomorskie pytamy o dalszą drogę, kupujemy piwo , tankujemy maszyny. W między czasie pod sklepem dostajemy instrukcję, żeby do wody z brzegu nie skakać ?! Nie wiemy o co chodzi. Ale chyba o to że z wysokiego brzegu lubią sobie chłopaki poskakać no i czasem ktoś zginie... Przynajmniej miła pani pod sklepem tak tłumaczy. No, czyli tu też się ludzie dobrze bawią Widoki zrobiły się stepowe. Za miastem gigantyczne wysypisko śmieci ogrodzone płotem betonowym. Ale chyba nic to nie dało, śmieci radośnie zwiedzają okolicę, przemieszczając się z wiatrem, szkoda... a zapowiadało się ładnie...

Olenivka
No i jesteśmy w Olenivce! Jedziemy dalej w kierunku cypla. Cypla najdalej wysuniętego w tej części lądu na zachód! Po prawej mijamy gigantyczne kempingi nad wodą, już prawie opustoszały. Pewnie w sezonie tłum jak na naszym PLW - masakra... U nas to przynajmniej drzewa, trochę zieleni, tu tylko piach i trawa...

Jedziemy dalej, zaliczamy cypel. Na cyplu teren wojskowy do latarni nie podejdziemy. Zresztą nie warto, widać, że syf dookoła chodzi i mlaszcze...
Cykamy foty, brzeg, w sensie klif, robi wrażenie, no i woda.. w końcu to morze czarne. Jedziemy dalej szukając odpowiedniego miejsca na spanie, blisko wody, bez śmieci...

GPS wariuje, ale mimo tego pokazuje jakieś drogi, które nawet o dziwo się zgadzają ze stanem faktycznym - szok! Jedziemy spokojnie. Nagle znad wody wyskakuje gościu i macha, że to tu, miejsce którego szukamy. Zbliżamy się. Zaczynamy gadkę po rusku, nie idzie. Nagle padają kluczowe pytania i okazuje się, że Andriej z Kijowa zasuwa płynna angielszczyzną. Dostajemy info, że jakiś czas temu jechała afryka z Polski (szok!) i czy ich szukamy... E.. no... nie... znaczy chętnie... ale nie wiedzieliśmy kto (teraz wiemy SzymonBBI i Ivi), kiedy i w którym kierunku.. Szkoda, byłoby miło. Ponieważ dzień się powoli kończy, decydujemy, się zostać. Może uda nam się jutro gdzieś spotkać naszych...

Bajkerzy z Kijowa
Andriej i jego kompani. Suzuki DRZ, czopery Niezły zestaw. Mają nieograniczony czas na wakacje (?!). W towarzystwie jedna dziewczyna - mówi płynnie po polsku. Wieczorem jeden z członków ich ekipy wybiera się na polowanie na kraby. Świeci reflektorem, że w Turcji go chyba widać Ale na gotowanie zdobyczy przychodzi do nas. Wiadomo - primus rządzi!

Niestety na bliższe zawieranie znajomości zabrakło nam energii. Tradycyjna kąpiel w morzu, kolacja i zrobiło się ciemno. Namiot rozbiliśmy 2 metry do wody, może mniej... mam nadzieję, że sztormu nie będzie bo odpłyniemy

To był udany dzień. Natrzaskaliśmy sporo kilometrów. Widzieliśmy fajne i dziwne konstrukcje. Dotarliśmy nad morze! Objedliśmy się na kolację jak bąki. Byliśmy bliscy spotkania 3ciego stopnia z naszymi. Poznaliśmy bajkerów z Kijowa... Złapaliśmy roaming z Turcji ) Michał mówi, że następnym razem bierzemy telefon satelitarny...

--
luki

Ostatnio edytowane przez luki.gd : 11.01.2012 o 00:33
luki.gd jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10.01.2012, 03:42   #28
luki.gd
 
luki.gd's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Gdańsk
Posty: 77
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
luki.gd jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 3 dni 13 godz 10 min 21 s
Domyślnie komentarz z czoła... Dzień 7 (Bakczysaraj, Jałta, Ałuszta)

A na czele sprawy miały się podobnie, zatem...

Wstaliśmy rano. Niezbyt dobrze się czułem. Chyba jogurt i chałwa z poprzedniego dnia oraz upały i obfita kolacja trochę mi zaszkodziły... Poszedłem w krzaki.. których nie było... Przy okazji szybko uświadomiłem sobie, że krzaki i wysoka trawa, tak pożądana, we wiadomym celu, w tym rejonie niekoniecznie musi być zaletą.. w trawie czaiło się coś - a skoro było to słychać, a nie było widać, należało omijać to z daleka. Później jadąc drogą, widziałem ptaszysko rozdziobujące węża lub żmiję...

Po porannym śniadaniu i pakowaniu pomagamy ekipie z kijowa wypchnąć maszyny z plaży. Krótkie pożegnanie, rozmawiamy o dalszej trasie - może jeszcze się spotkamy. Michał zapisuje telefon do Andrieja...

Ruszam z myślą, że może gdzieś po drodze spotkamy naszych. Ale póki co nic z tego. Mijamy kolejne miejscowości. Z daleka coś co wygląda jak zamek, z bliska okazuje się hotelem - niezbyt fajnym.

Bakhchysarai
Dojazd i przejazd przez Bakhchysarai bardzo malowniczy. Na wbijanie się do miasta mamy mało czasu. Lecimy na skalne miasta. Żadnego drogowskazu gdzie skręcić. Tam gdzie się nam wydaje jest jakiś teren wojskowy, płot, zasieki, szykany na drodze . Dostajemy instrukcje od babeczki, ale i tak ciężko trafić na właściwą drogę, jak ktoś mówi, że jest drogowskaz.. a wcale go nie ma

Skalne Miasto
Skalne miasto oglądamy głównie z daleka. Z nieba leje się żar. Póki co podjazd mi się podoba. Droga wapienna, z koleinami i to konkretnymi. Płynąca w dół woda zrobiła swoje. Ogień i do przodu. Z powrotem pewnie będzie gorzej, ale co tam. Widzę i słyszę, że Michał nieco zostaje w tyle... niedobrze... w tym upale nie ma co się napinać, zwłaszcza, że drogi się rozdzielają i nie wiadomo która jest właściwa. Stajemy w miejscu z dobrym widokiem, cykamy fotki i uznajemy, ze nie mamy aż tyle czasu...




Po krótkiej sesji fotograficznej robimy odwrót. Moglibyśmy zostać... ale musimy jeszcze zakupy zrobić, no i przydałaby się woda do kąpieli

Kierujemy się na Jałtę. Podjazd drogą T0117 bardo ciekawy. Obserwuję jak rośnie wysokość na GPS. Dziesiątki ciasnych i ślepych zakrętów. Mija nas stare niebieskie żyguli, pędzi jak opętany. Dochodzę do wniosku, że najlepsza strategia to dopaść puszkę i jechać sobie spokojnie za nią. Jak się później okazało, to był bardzo dobry ruch...

Jadąc w dół w kierunku Jałty spotykamy kolejną ekipę naszych. Ekipa z południa (link do galerii lub relacji namierzę później). Jak napisał Michał nie mieli szczęścia. Marta (?) w szpitalu, moto zwichrowane... Milicja każe im zostać kilka dni w mieście... Uhh... Grunt, że nikt nie zginął. Mówią, że po wszystkim koleżanka chciała jeszcze natłuc gościa, co wymusił i ścinał zakręt... Nasza strategia jazdy się sprawdza. Ale jestem już nieco zmęczony. Robi się ciemno. Zaczynamy pośpiesznie szukać sklepu i miejsca na spanie.

Jałtę omijamy kierując się na Ałusztę. Blisko plaży jakiś deptak, ludzi tyle co na monciaku w Sopocie... Dostajemy informacje o kempingu. Ale jakoś ciężko trafić do niego. A tam gdzie trafiamy kończy się droga, jest ciemno, jesteśmy padnięci. Michałowi kończy się prąd... zajmiemy się tym rano... Jadę ile się da i szukam miejsca na namiot, nad samym brzegiem, tuż przy skarpie... W pewnym momencie droga, to już tylko ścieżka... Musze zawrócić.. Zaczyna się walka... Pewnie gdyby Michał nie nadszedł musiałbym się poddać... Na ciągnięcie sprzętu do tyłu nie mam siły ani ochoty... Jakoś poszło, ale tylko jakoś bo na samej końcówce zaliczam przechył.. i gleba.. szlag mnie trafia i krew zalewa... dodaję kilka ciepłych słów od siebie w przestrzeń... mam na dziś już dość...

Jest ciemno, miejsce takie sobie, tyle, że jest woda.. Uzupełniamy płyny, jemy coś, tym razem chyba jeszcze jednak dania w proszku i spać... Rano trzeba szukać prądu w KLRce, a kto wie, gdzie się zaszył...

O... i tak to właśnie mniej więcej było

--
luki
luki.gd jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10.01.2012, 22:34   #29
Ivi
covax
 
Ivi's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Podlaska wioska
Posty: 1,045
Motocykl: MZ ETZ 250 i coś jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Ivi jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 1 dzień 13 godz 57 min 29 s
Domyślnie

Czytając Waszą relację to mi się wydaje,że czytam swoją Też spotkaliśmy tych samych naszych i też szukaliśmy kempingu za Ałusztą i wylądowaliśmy w bardzo ekstremalnym miejscu Hehehe wydaje mi sie ze moj opis Krymu bedzie juz zbedny bo bardzo podobny do Waszego!
Ivi jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10.01.2012, 23:41   #30
motormaniak
mistrzu
 
motormaniak's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 1,956
Motocykl: RD03
Przebieg: ?
Galeria: Zdjęcia
motormaniak jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 4 tygodni 1 dzień 5 godz 28 min 4 s
Domyślnie

Dobrze się to czyta. Taka pierwsza od razu wielka przygoda na motocyklu zostaje na zawsze w sercu i pamięci.
__________________
Enduro i ADV
motormaniak jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz

Tags
klr , krym , rumunia , ukraina


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Smak Porto [Wrzesień 2011] lena Trochę dalej 131 24.07.2014 15:53
Ukraina (Krym)-Rumunia sierpień/wrzesień 2012 sagattic Umawianie i propozycje wyjazdów 10 10.04.2012 17:38
Wyprawa na Kołymę [Czerwiec-Wrzesień 2011] deny1237 Trochę dalej 117 02.04.2012 11:21
Maroko kameralnie [Wrzesień 2011] kajman Trochę dalej 3 21.09.2011 23:14


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:55.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.