13.04.2016, 11:42 | #21 |
Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Wawa
Posty: 397
Motocykl: RD07a
Online: 1 miesiąc 1 dzień 18 godz 5 min 59 s
|
Ochy i Achy rowniez z mojej strony!
Czekam niecierpliwie na wiecej!
__________________
Pzdr Gawron 'Podróżować znaczy żyć. A w każdym razie żyć podwójnie, potrójnie, wielokrotnie.' A. Stasiuk |
13.04.2016, 13:27 | #22 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Bialystok I Akalice
Posty: 1,729
Motocykl: AT RD07a; XR600R
Online: 2 miesiące 1 tydzień 5 dni 11 godz 29 min 45 s
|
cały dzień można spędzić na oglądaniu skuterów na ulicy i się nie znudzić
|
13.04.2016, 14:07 | #23 |
Zarejestrowany: Jul 2008
Miasto: Sanok
Posty: 2,027
Motocykl: EXC, ST 1300
Przebieg: rośnie
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 21 godz 31 min 48 s
|
Wydawało mi się, że umiem umieścić bagaż na moto - jak oglądam te zdjęcia to nie mogę w pewne rzeczy uwierzyć.
Podwójne amory w skuterach robią lepszą robotę niż firmowy Ohlins
__________________
Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą |
13.04.2016, 19:39 | #24 |
Kupujemy motocykle !
Dziś wielki dzień, jedziemy z Voytasem kupić maszyny. Jaram się jak ksiądz na widok pełnej tacy - w końcu jak często kupujemy sobie nowe zabawki Po śniadaniu znajomy lokales z hotelu prowadzi nas po okolicznych "dealerach" w Dystrykcie 1. Sprzęty ewidentnie przygotowane pod turystów, wybór niewielki i wszyscy traktują cię jak zwierzynę łowną. Jestem lekko zirytowany, każemy wieź się do Dystryktu 8, tam ponoć jest większy wybór. Kolesie niechętnie i za zbójecką stawkę 10 dolców wiozą nas skuterami do dzielnicy handlu. Tutaj jakby już mniej luksusowo, domy niższe ale za to można kupić niemal wszystko. Chcesz kupić szafę, lustro albo inny mebel ? Proszę bardzo: A może jednak wolisz rower ? Singlespeedy są po 900 tys VND (ok 180 zeta) - nic tylko brać. Zaglądamy do kilku "dealerów" handlujących używkami, wszędzie mniej więcej to samo - nieskończona liczba mutacji Hondy Wave. Jest też spory wybór skuterów ale wolimy brać to co jest najpopularniejsze. Celujemy w egzemplarze za ok 300 dolców, bo poniżej tego są już zupełne strucle. Voytas strategicznie siada w cieniu i selekcję egzemplarzy zostawia mi Oglądam, macam, jeżdżę - no, nie jest dobrze - każdemu sprzętowi coś dolega. Gorąco jak cholera, pot leje mi się po dupie ale w końcu drogą eliminacji kolejnych trupów, mocno gestykulując i machając kalkulatorem udaje się nam dobić targu. Mój czerwony koreański klon Hondy ląduje w "serwisie" na montaż gniazdka USB, koszyka, bagażnika, zmianę łożysk i oleju. Płacę 300 dolców, choć mam świadomość, że bycie białasem podbija cenę o 20-30% ale na to nic nie poradzę. Mechanik coś tam stara się poprawić przy zawieszeniu, ale z marnym skutkiem o czym przekonam się już za kilka dni Na końcu "serwisu" siedzi żona mechanika, jedną ręką pykając w komórkę a drugą zabawiając dzieciaka. Potem ten schemat - mieszanie się życia rodzinnego z biznesem - przestanie mnie dziwić. Dla Voytasa wyszukuję żółtą strzałę, nic to że lekko dymi i ma z przodu hamulec bębnowy o wątpliwej skuteczności - to jest prawdziwa Honda ! Weryfikujemy dla pewności numery silnika i ramy z dokumentami (tzw. blue card). Rutynowa wymiana łożysk, oleju i montaż koszyka + bagażnika. Ruszamy w drogę powrotną do hotelu, dobrze że wbiłem waypointa w nawigację. Musimy przeskoczyć kilka mostów nad kanałami - niby nie jest daleko ale nie chcę zgubić Voytasa. Zaraz po starcie mój "nowy" sprzęt robi pierwszego psikusa, potem zrobi pierdyliard kolejnych: stacyjka nie wyłącza silnika - bardzo zabawne tylko mało praktyczne. Zawracamy - mechanik naprawia zjawisko w milisekudnę. Po drodze podziwiamy jeszcze konstrukcje transportowe, czyli Hondy w wersji Heavy Duty Szukamy stacji benzynowej, bo te wynalazki mają zbiorniki po ok 3,5 l. Jazda w ulicznym tłumie jest łatwiejsza niż się wydaje. Grunt to nie wykonywać gwałtownych ruchów i naśladować lokalesów. Pomaga też to, że wszyscy jeżdżą wolno, nie więcej niż 25-30 km/h. Trochę zwiedzamy okolice chińskiej dzielnicy Cholon (Dystrykt 5) i dopiero wczesnym popołudniem docieramy do hotelu. Na dziś mam dość wrażeń - chcę papu i piwo. Jedyny cel na dziś, to nie zalać się w trupa zanim przyleci Przemas. Montujemy się na schodkach hotelu z piwem w garści jako komitet powitalny. Przemas dociera - przybijamy piątkę - trójkącik w komplecie Wieczorem siedzimy w ulicznym barze, wcinamy jakieś dziwne papu i podziwiamy damskie uroki Wietnamu cdn.
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles Ostatnio edytowane przez mikelos : 13.04.2016 o 22:23 |
|
13.04.2016, 20:48 | #26 |
Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: depresja Gdańska
Posty: 505
Motocykl: XL600V
Online: 3 miesiące 6 dni 21 godz 20 min 12 s
|
na szczęście alusy nie sprawiły psikusa a mnie przydały się szprychy,
moja Hondzia była oryginalna ale i najdroższa , dzięki wprawionemu w negocjacjach Mikelosowi udało się zbić cenę( 330$), bęben z przodu nie był problemem acz tarczowcy odstawali na zjazdach , mam uraz z gór z okolic Kassel(DE) i raczej się turlałem ale nie uprzedzam faktów
__________________
jak nie teraz to kiedy? Ostatnio edytowane przez voytas : 13.04.2016 o 21:21 |
14.04.2016, 13:14 | #28 |
Ruszamy w trasę...
Przed południem ruszamy do naszego "zaprzyjaźnionego dilera" kupić jakiś pojazd dla Przemasa. Pierwszy raz będę wiózł pasażera czymś co ma moc kosiarki (ok 9 KM). O dziwo - jakoś to jedzie. Trasa zajmuje nam raptem kilka minut. Dla cierpliwych wersja reżyserska - bez cięć i montażu więc nudna jak film z wesela Przemas robi szybką selekcję i znajduje czerwoną strzałę. Coś tam jej dolega, czasem rozrusznik rzęzi ale jedzie, trąbi i hamuje a to najważniejsze. Jeszcze strzelamy pamiątkową fotę z dilerem i wracamy do Voytasa do hotelu. Wyjazd z Saigonu tak by trafić w odpowiednią wylotówkę i się nie zgubić lekko podnosi nam ciśnienie. Po pierwszych minutach gubimy Voytasa :mur Gdy się znajduje, ruszamy w ścisłym szyku i trafiamy na dobrą trasę. Nawigacja prowadzi nas na północny wschód, w stronę wybrzeża. Korki na wylotówce - straszne - sznur TIRów i aut, tylko motocykle suną bokiem specjalnym pasem bez problemu. Docieramy do przeprawy promowej. Facet który zbiera opłaty wrzuca banknoty do wielkiego plastikowego kosza. Szok ale praktyczny bo w obiegu praktycznie nie ma monet. Najmniejszy banknot to 1000 ale w praktyce wszystko kosztuje minimum 5000 (mała woda, czyli 1 zł) albo 10 000 (kawa, 2 zeta). Litr paliwa kosztuje ok 15000 (3 zeta). Stopniowo ruch maleje, ale upał nie maleje, jedziemy bocznymi drogami wśród pól. Wzdłuż szos na słupach łopoczą czerwone sztandary - do wyboru: gwiazda albo sierpomłot. Odkrywamy istnienie baro-hamakowni - wspaniały wynalazek: cień, hamak i wodopój w jednym Drinki raczej takie bez procentów, ale za to zawsze z lodem Mijamy mniejsze miasteczka, tereny rolnicze, płasko, raczej nie ma na czym zawiesić wzroku. Wczesnym popołudniem robimy pojedynek map: Google Maps vs Open Street Map na Garminie. Wymyślamy, że zjedziemy nad morze przy jakimś parku narodowym a potem się zobaczy. Ponieważ moja bluza jest za ciepła, a jazda w samej koszulce nie jest fajna (wiatr + słońce) nabywamy z Przemasem używane koszule po parę groszy. Trudno o nasz rozmiar, znajduję jakąś zieloną szmatę. Wyglądam w niej jak żaba w okresie godowym, zresztą rękaw pęka po paru minutach a zamiast spinek na mankietach używam kilku tyrtytek - jazda w stylu rajli O zmierzchu docieramy nad morze - takie prawdziwe, mokre z falami. Miejscowość nazywa się Phuoc Thuan i jest kosmiczną dziurą, ale za to jest spory bazarek i pełno stoisk z robalami morza. Ślinka nam cieknie, ale wcześniej musimy rozkminić jakiś hotel. Pierwszych kilka zajętych, cofamy się nieco do wsi. Znajdujemy hotel kilkaset metrów od plaży. Nie znając cen nawet się nie targuję (płacimy ok 660 tys). Pokój jest ogromy, klima działa i jest lodówka. Mamy do dyspozycji dwa łóżka - normalne, które i tak jest duże i drugie ogromne. Do końca wyjazdu będziemy z Przemasem kimać na jednym łóżku - przynajmniej dzieci z tego nie będzie a i baby nie będą zazdrosne Wracamy nad morze by zorganizować coś do jedzenia. Widoki morza może i romantyczne, ale ściemnia się błyskawicznie a statyw został w domu, merde... Siadamy w jakiejś jadłodajni, zamawiamy gar czegoś z czymś bo menu jest tylko po ichniemu a Google Translate robi masakryczne tłumaczenie. Zamawiamy coś dzięki miłej pani znającej nieco angielski. Wokoło masa dzieciaków i młodzieży - przyglądają się nam - chyba nie jest to miejsce zbyt turystyczne - i bardzo dobrze. Nawet takie coś pływa w garze. Chłopaki odmawiają, ja fedruje kończyny robala w poszukiwaniu papu. Z trochę pełnymi brzuchami wracamy alejką w stronę hotelu. Jestem lekko niedojedzony po tych szuwarach z gara, więc ciągnę chłopaków do kolejnego baru, po drodze podziwiamy uliczny handel. Dopychamy się ma maksa w drugiej restauracji, w małym sklepiku kupujemy zimne piwo i skonani lądujemy w hotelu. Mój jet lag nadal nie minął, zasypiam dopiero nad ranem na parę godzin. Szit. Najechane: 128 km cdn.
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles Ostatnio edytowane przez mikelos : 25.04.2016 o 18:39 |
|
20.04.2016, 01:58 | #30 |
Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Nysa/Reykjavik
Posty: 405
Motocykl: CRF1000
Online: 3 miesiące 1 tydzień 10 godz 11 min 21 s
|
Czeka sie |
Tags |
azja , honda wave , wietnam |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
“LT Enduro season opening 2016”, 2016 April 16-17 | Drak'as | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 0 | 07.03.2016 16:01 |
Wietnam na 125 ccm - luty/marzec 2016 | mikelos | Umawianie i propozycje wyjazdów | 32 | 31.01.2016 21:16 |
Ale Sajgon... Ho Chi Min trail z północy na południe [Wietnam, 2013] | Hanka | Trochę dalej | 44 | 25.04.2013 15:12 |
Wietnam | Ronin | Przygotowania do wyjazdów | 7 | 16.06.2011 16:52 |